26 maja 2016

[KP] Aiden

Aiden
z Velen
nie, dokładniej nie określi

Wiedźmin bez skrupułów, ha. To z pewnością on, to raczej do niego pasuje. Choć jest też żartobliwy. I zawsze chętny na odrobinę wina. Lub gorzałki. Lub innego alkoholu, jakiegokolwiek by nie serwowali. Lubi działać po cichu, najlepiej sam. Preferuje robienie użytku z miecza srebrnego. A ponad niego znaki, na które wskazywać mógłby jego medalion z głową gryfa. Ceni towarzystwo, ale tylko wtedy, gdy nie pracuje. I gdy te nie nazywa go bezdusznym, czyli ceni je raczej z rzadka. Absolutnie brak mu współczucia i chęci do pomocy innym za darmo, pomijając może czasem zbyt częste, pojedyncze wyjątki. Poza zamiłowaniem do pozbywania się potworów, lubi czasem zabrać się za poezję, nawet tę wzgardzoną. I jest raczej za krótko w swoim fachu, tak mu przynajmniej mówiono, bo jeszcze mu to wszystko nie zbrzydło.

[Wątek z Chan
Art autorstwa gpzang do Legends of Cryptids]

32 komentarze:

  1. D’yaebl zarżał cicho, kiedy Ifei zatrzymała się tuż przed domem sołtysa wsi Plichty. Był to nieduży budynek, ale znacznie większy, niż otaczające go małe śmieszne namiociki. Rozejrzała się wokół, chcąc upewnić się, że dojechała we właściwe miejsce, jednak na zewnątrz nie było żywej duszy. Ludzie jakby zapadli się pod ziemię, ale była bardziej, niż pewna, że z jej powodu. Przyzwyczajona do ludzkiej pogardy westchnęła, po czym przerzuciła nogę przez konia, by zaraz zeskoczyć na ziemię. Swojego karego kompana przywiązała do drewnianego, aczkolwiek solidnie wyglądającego płotka, by zaraz potem skierować się w stronę drzwi wejściowych. Kobieta obejrzała się jeszcze za siebie, spoglądając na kolorowe, acz ciemniejące niebo. Miała nadzieję, że tę noc spędzi pod ciepłym dachem, którego tak bardzo brakowało jej od kilku tygodni. Dopadł ją jakiś gorszy okres, gdzie jedynym zajęciem okazały się utopce, które w dość nikły sposób wypełniały sakiewkę przywieszoną do biodra. Jedynym ratunkiem z tej opresji było owe niecierpiące zwłoki zlecenie, którego wynagrodzenie zwabiło ją z Cintry.
    Zapukała pełną mocą, chcąc na wstępie pokazać, że przyszedł ktoś silnej ręki. Drzwi otworzył jej pękaty mężczyzna o lichej czuprynie. Gdyby nie wielkość brzucha zapewne pomyliłaby go z jednym z normalnych mieszkańców wioski.
    - Wiedźmina wam trzeba, słyszałam – rzekła bez przywitania, poprawiając rękawiczki na dłoniach.
    - Jak najszybciej, panienko.
    - Więc jestem – krótki i szybki pogląd sołtysa na gościa, z góry oceniający możliwości mięśni. Lekko poruszał wąsami na boki, mruknął coś pod nosem, myśląc, że nie słyszy. Słyszała. Niechaj tak będzie.
    - Proszę do środka, wiedźminko – mężczyzna usunął się z drogi, tym samym ukazując wnętrze domu. Było dziwnie za bogate nawet jak na sołtysa. Kobieta przekroczyła próg, rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie usiadła na wskazanym jej miejscu. Ze smutkiem stwierdziła, że najprawdopodobniej nie znajdzie się tu dla niej kawałek łóżka, z drugiej strony twierdząc, że budynek nie jest wystarczająco ciepły.
    Oboje przedstawili się sobie, a gdy rozmowa powoli zaczynała określać powagę zlecenia usłyszała kroki. Ifei przekręciła głowę w prawo, dezorientując sołtysa, kiedy chwilę później rozległo się pukanie. Pękaty osobnik wstał, by otworzyć przybyszowi i… zawiodła się. Na podwórzu stał nie kto inny, jak Aiden. Wiedźmin był jedną z tych osób, z którymi Ifei nie dogadywała się zbyt dobrze, ba! Nawet w ogóle. Nie pamiętała skąd dokładnie się to wzięło, ale po prostu go nie lubiła i za każdym razem, jak tylko go spotykała nie krępowała się mu tego okazywać. Patrzyła na niego długo, a odwróciła wzrok dopiero, gdy wykonał ruch. Nie zamierzała się z nim witać, bo i nie zamierzała z nim współpracować, chociaż ta perspektywa wyraźnie ucieszyła sołtysa.
    - Jak już wspominałem panience Ifei chodzi o mój rodzinny dom. Jest na wschód stąd. Na pewno go rozpoznacie, chociaż po tych dwudziestu latach zdążył trochę zmarnieć. Coś zalęgło się w jego środku, co nie pozwala zbliżyć się nawet do ogrodzenia. Uprzedzając wasze pytanie, niestety nie wiem, co dokładnie.
    - Dwadzieścia lat dom stał zupełnie pusty czy tyle czekaliście, aż ktoś zajmie się tym, co jest w środku? – zapytała wiedźminka, mrużąc powieki. Coś jej tu nie pasowało. Jak na zwykłego sołtysa mówił zbyt ładnie, a sama opowiastka wydawała się dziewczynie podejrzana. Jednakże była skłonna wziąć się z to zlecenie, niezależnie od tego, co ono wymagało. Niestety był to trochę akt desperacji. Sołtys uśmiechnął się zupełnie jak na siłę.
    - Nie wiem. Wiem tyle, że ludzi w polu zaczęło coś nękać. Rad byłbym, gdyby ktoś w końcu przyjął to zlecenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ifei przekręciła głowę, spoglądając na wiedźmina obok. Tak jak ona Aiden był zainteresowany, ale za żadne pieniądze nie chciała z nim współpracować. Doskonale wiedziała, że cała ich praca głównie będzie polegała na docinkach, pogardach i uniżeniach. Czasem lubiła mu specjalnie coś powiedzieć, ale nigdy w trakcie wykonywania zlecenia. To tylko mogło wpędzić ich w tarapaty.
    - Chętnie się tym zajmę.
    - Pan Aiden, jak widzę również jest chętny – sołtys zwrócił się do przybysza, a Ifei ścisnęła dłoń w pięść. Doskonale rozumiała, że mężczyzna sugeruje, iż sama wiedźmina nie poradzi sobie z tym zadaniem i niby czemu? Bo była kobietą? – Problem polega na tym, że pobliska gospoda zgodziła się oddać nam jeden pokój i nie wydaje mi się, by oddała i drugi.
    - Jakoś to rozwiążemy – odpowiedziała powoli wiedźminka, po czym wstała, kierując się ku wyjściu.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Myślałam o tym, żeby to było dosyć skomplikowane zlecenie. Zleceniodawca, w tym wypadku sołtys mógłby być bratem kogoś ważnego (chciałam naszą dwójkę wplątać w wojnę Nilfgaardu ze Skellige), aczkolwiek został on wydziedziczony, przez co nie może brać udziału w życiu całej rodziny, ponieważ matka wciąż jeszcze żyje. Ewentualnie coś, co zalęgło się w tym domu nie pozwala dotrzeć do testamentu ojca, który mógł anulować to wydziedziczenie. Chodzi o to, żeby ten sołtys nie był zwykłym sołtysem, a kimś ważnym dla tych krain. Np równie dobrze sołtys stracił prawa do korony, chce ją odzyskać, no ale coś jest tam w tej rodzinnej posiadłości.

    Nie wiem, równie dobrze możemy iść na totalny żywioł, a każda coś doda od siebie :) ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Stanęła w progu, słuchając jeszcze słów sołtysa. Ciężar ciała przechyliła na jedną nogę, krzyżując przy tym ręce na piersiach. Przyglądała się to wieśniakowi, to wiedźminowi i zastanawiała się, który z nich denerwuje ją bardziej.
    - Powiedziałam, chętnie się tym zajmę – powtórzyła, zanim przekręciła się na pięcie. – Do widzenia – Ifei rzuciła niedbale, kierując się w stronę karego konia. Zdążyła zrozumieć, że od samego sołtysa niewiele się dowie, a zlecenie okazuje się być jednym z tych: zrób wszystko sama. Znaczy, nie do końca. Był jeszcze Aiden. Ten po zamknięciu drzwi prychnął, na co kobieta postanowiła nie reagować, aczkolwiek powoli traciła do niego cierpliwość. Owy mutant był uosobieniem wszystkich najgorszych dla Ifei cech wiedźmina. Nieodpowiedzialny, lekkoduszny, a przy tym niewyobrażalnie złośliwy. Denerwował ją nawet oddychaniem, które przez swoje wyostrzone zmysły musiała słyszeć.
    Chcąc się uspokoić podeszła do D’yaebla, by oczyścić go z całego kurzu, którego zdążył nałapać w pośpiesznej wędrówce. Jej koń był stworzeniem niezwykle zadbanym, bo na każdym kroku wiedźminka starała się, by wyglądał doniośle i zdrowo. W końcu był jej odwiecznym kompanem, bez którego nie dostałaby się do wielu miejsc w tak krótkim czasie. D’yaebl nie był wyjątkiem, o każdego konia dbała tak samo dobrze, a nawet lepiej, niż o siebie.
    Każde kolejne pytanie Aidena gotowało krew w żyłach Ifei. Spojrzała na niego, przez dłuższą chwilę nie odzywając się nawet słowem. Chciała odpowiedzieć mu równie drwiącymi słowami, ale wyobrażenia o wolnym pokoju w gospodzie wprawiały ją w stan względnego uspokojenia. Była zmęczona, a pieniędzy potrzebowała, jak powietrza. Denerwował ją fakt, że wiedźmin zdawał sobie sprawę z jej problemów.
    - Po pierwsze zamierzam pomóc sołtysowi – rzekła beznamiętnie wracając do oględzin konia. Względnie powolnie, ale na pewno z kobiecym wyczuciem głaskała go po łbie. – A czy takiemu biednemu, to się jeszcze okaże. Dom z zewnątrz na takowy nie wygląda, ale w środku urządził się nieźle – dodała, zaczynając delikatnie przeczesywać włosy karego kompana. Westchnęła. Wizja ciepłego pokoju, drewnianego łóżka i dzbana z wodą, było czymś, czego pragnęła o dobrych kilku tygodni. Może i była wiedźminką zdolną do walki każdym mieczem, do mordu wszelakich potworów oraz wielu innych iście męskich rzeczy, ale w tym wszystkim dalej starała się pozostać kobietą. Dbała o swój wygląd, jak i poruszanie się, którego głównie nauczała ją Ciri, ale o dziwo, to wszystko się opłacało. Niestety bardzo często traktowano ją gorzej, niż wiedźminów, a to wszystko za sprawą płci. Ifei walczyła z przekonaniami ludzi, których bardzo trudno było się pozbyć.
    - Od kiedy interesuje cię gdzie będę spała? – dziewczyna uniosła brew do góry, przyglądając się Aidenowi. Wyglądał jak każdy inny wiedźmin, tej samej płci: jak elficka rzeźba, której brakowało finezji, ale na pewno nie materiału i masy. Mężczyzna był mocno umięśniony, o ciemnych włosach na głowie, które o dziwo pozostały w swoim starym kolorze. Ileż ona oddałaby za swoje blond włosy sprzed Próby Traw… Aiden posiadał także krótki zarost, który Ifei od zawsze tak bardzo uwielbiała. Westchnęła ponownie. – Uspokajając twoją ciekawość, mam zamiar skorzystać z propozycji sołtysa – zaczęła siwowłosa, odplątując przy tym D’yaebla od drewnianej belki. Pociągnęła konia za sobą tak, by móc stanąć tuż przed wiedźminem. Był od niej wyższy o pół głowy, dlatego swoją musiała lekko podnieść – Pytanie tylko, czy zdołasz spać ze mną w jednym pomieszczeniu, czy ta sytuacja cię przerośnie i postanowisz coś innego – przekrzywiła głowę, ze spokojem przyglądając się w jego kocie oczy. Nie oczekiwała odpowiedzi, bo chwilę później po prostu odeszła, by wskoczyć na konia. Zakręciła się w miejscu, ponownie wracając wzrokiem na twarz mężczyzny. – Jedziesz? Czy jak zwykle będziesz przyglądał się każdym napotkanym kwiatkom po drodze?

    OdpowiedzUsuń
  5. - Brzmi, jakbyś tylko na tą szansę czekał – rzekła beznamiętnie, mierząc wzrokiem wiedźmina. Przyglądała mu się z góry, zanim jeszcze wsiadł na konia. Dokładnie w ten sam sposób patrzyła na wszystkich. Człowiek czy nieludź nie robiło dla niej zbytniej różnicy. Ifei zdążyła tylko zrozumieć, iż szacunek należy się driadom oraz elfom, z którymi tak bardzo lubiła przebywać.
    Na kolejną odzywkę Aidena nawet nie miała zamiaru odpowiadać. Po prostu pociągnęła wodze w lewo, ruszając jedyną możliwą drogą do gospody, którą mijała jeszcze tego samego dnia. Wieś, jak na swój tytuł była całkiem sporym siedliskiem ludzi, a szukany przez nich budynek znajdował się poza drewnianym murem. Jak zwykle takim gospodom opłacało się otwierać bliżej traktu. Ifei z dobrego serca dla nowego kompana nie pośpieszała konia, a jedynie zmuszała go do stępu, którego D’yaebl średnio lubił, ale ze swojego posłuszeństwa względnie akceptował. Nie musiała długo czekać, aby wiedźmin zjawił się obok niej z kolejnym złośliwym zdaniem wypływającym z jego ust. Spojrzała na niego jednym ze swoich pogardliwych spojrzeń, po czym zwęziła powieki, zastanawiając się, czy w ogóle warto zabierać głos.
    - Śmiem sądzić, że jestem dla ciebie tylko przykrywką – kobieta przeniosła wzrok na drogę, która nagle zakręcała. – Cerę i oczy mamy w tych samych odcieniach. Przyznaj się, że po prostu zbierasz dla siebie. Ale w sumie to dobrze. Przynajmniej coś pomoże moim zmysłom zapomnieć o twojej obecności w danym nam pokoju.
    Ifei i Aiden wyglądali dosyć podobnie, tak samo wiedźmińsko paskudnie. Jedyną znaczącą różnicą był kolor włosów, który w idealny sposób określał ich kontrastowość charakterów. Kobieta mogła przyznać otwarcie, że najzwyczajniej zazdrościła mężczyźnie, jak i każdemu napotkanemu człowiekowi.
    - A co do damy… - zamyśliła się chwilę Ifei, przy okazji nie pozwalając przechodzącemu wieśniakowi, by usłyszał o czym rozmawiają. Głównie dlatego, że powoli zataczał się w stronę wsi Plichty. – Tyle mam z nią wspólnego, co z południcą. Płeć się zgadza – wiedźminka zarzuciła włosami w przód, tym samym zakrywając bliznę przechodzącą od ucha, aż przez całą szyję. Bardzo często wykonywała ten gest, kiedy na jej głowie nie znajdował się głęboki kaptur.
    Gospoda coraz bardziej jaśniała im przed oczami, tym samym rozjaśniając im wizję godziwego odpoczynku. Gdy już znaleźli się wystarczająco blisko, Ifei zeskoczyła z konia, by zaraz potem przywiązać go w jak się domyślała, wyznaczone do tego miejsce. Pogłaskała na pożegnanie D’yaebla, czekając na Aidena, aż zrobi to samo co ona. Z drugiej strony zupełnie nie wiedziała, po co na niego czeka. Zabrała wartościowe dla niej rzeczy, takie jak kuferek z eliksirami i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Kiedy je pchnęła w nos uderzył zapach pieczonego mięsa, w uszy donośny gwar, jak i muzyka. Na twarzy Ifei zagościł szeroki uśmiech, który bardzo rzadko pojawiał się na jej twarzyczce. Z nieskrywaną radością oraz ekscytacją spojrzała na Aidena. Nawet wydał jej się wyjątkowo miły w tym świetle.
    - Głodny? – zapytała. – Ja bardzo. Chodź szybko – pociągnęła go za rękaw prosto do lady, za którym stał spęczniały gospodarz.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Powinni raczej znaleźć tam jakiegoś upiora, który jest w stanie podporządkować sobie jakieś pomniejsze upiory.
    + jakiego cechu jest twój wiedźmin, bo mnie to cały czas zastanawia?]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ifei rozglądała się wokół, niemal zaczarowana klimatem gospody i zapewne gdyby nie głos Aidena pozostałaby w tym dziwnym stanie oczarowania. Machnęła ręką na wiedźmina, kiedy to nachylił się w jej stronę. Z uczuciem ssania w żołądku niewiele interesowało ją, co mężczyzna miał do powiedzenia. Ją w ogóle mało co interesowało. Głównie było to jedzenie.
    - Smażone mięso. Jakiekolwiek, byle dobre, a do tego to samo wino – rzekła pewnie, wskazując beczkę, z której chwilę temu sączył się czerwonawy płyn. – Ale na początek… - zaczęła Ifei, gdy wsparła się rękoma o blat. Zawahała się chwilę, bo nawet mocno przygarbiła plecy, zupełnie jakby chowała się w sobie. – Temerskiej na początek.
    Gospodarz ledwo się poruszył, patrząc na nią zdziwionymi czarnymi oczami. Gdyby nie ten nadmiar tłuszczu w organizmie mężczyzny, wiedźminka z przyjemnością określiłaby go mianem przystojnego. Niestety, nie mogła.
    - Nie macie?
    - Mamy, ale…
    - To polewajcie, gospodarzu. Wciąż czekam – zmieniła ton głosu z przyjemnie radosnego na lekko ochłodzone zniecierpliwienie. Mężczyzna krótki czas jeszcze przyglądał się białowłosej, po czym bez słowa nalał wódki do jakże uroczego naczynka. Ifei złapała je w dwa palce, a gdy przystawiła do ust, przechyliła wraz z głową. Gryząca i ciepła substancja rozlała się po przełyku kobiety, która zaklęła cicho pod nosem. Odsunęła naczynie od siebie, podnosząc w górę palec wskazujący. Pustka ponownie wypełniła się bezbarwnym płynem, który podobnie jak chwilę temu wylądował w ustach Ifei. Wiedźminka rzuciła kilkoma orenami na ladę, wyprostowała się, a kielich z winem złapała w dłoń. Całe to iście niepasujące do niej zajście miało na celu rozluźnienia się, jak i odpoczęcia od ciągłego kreowania się na damę. Jak wspominała wcześniej, daleko jej było do tego wzorca, co ukazała przez tych kilka krótkich chwil. Ta jednak ponownie zaczęła ruszać się z kocią gracją, wymachując przy tym biodrami na boki. Zdążyła zlokalizować Aidena, który niewątpliwie zdążył już zauważyć i ją. Ifei zarzuciła włosy w przód, a następnie z lekkością opadła na drewniane krzesło.
    - I gdzie te kwiaty? – zapytała, gdy z kielicha zaczerpnęła łyk trunku. – Miałam nadzieję, że faktycznie je zbierzesz – mówiła wypranym głosem, opierając brodę o wewnętrzną część dłoni. Patrzyła na niego ze spokojem, który niewątpliwie zyskała po dwóch łykach Temerskiej Żytniej. Było jej tego trzeba. Była bardziej niż pewna, że na trzeźwo nie będzie jej dane znosić jego towarzystwa w tym samym odosobnionym od gwaru pokoju. W tym świetle, jak i skocznej muzyce twarz Aidena zdawała się być dalej znacznie milsza, niż w momencie jego wkroczenia do domu sołtysa. Wtedy dłoń Ifei samoistnie ścisnęła się w pięść tym samym pozwalając, by paznokcie powoli wbijały się w skórę.
    Białowłosa zaczęła powoli ściągać rękawiczki, które zabezpieczały skórzane pasy wokół ręki. Miała ochotę także ściągnąć miecze z pleców, ale w miejscach takich jak gospody zawsze warto było mieć je w zasięgu ręki.
    - Obecnie naszym największym problemem jest przeżycie w jednym pomieszczeniu całą noc. Jak myślisz, poderżnę ci gardło już dzisiaj czy dopiero jutro?

    OdpowiedzUsuń
  8. [Chciałam jeszcze napomknąć coś na temat Twojego odpisywania: naprawdę jest mi miło, że tak szybko to robisz. Nie pamiętam już kiedy tak sprawnie wymieniałam się z kimś odpisami :C ]

    OdpowiedzUsuń
  9. - Jak w ogóle przyniesiesz kwiaty będzie wspaniale, jakiekolwiek. Naprawdę – Ifei machnęła wolną ręką w powietrzu, o mało nie strącając nią kielicha z winem. Nie zwróciła nawet na to uwagi, ponieważ zaczęła przyglądać się muzykantom w drugiej części sali. Przed nimi na wolnym miejscu kilka par wirowało pod skoczną muzykę, czasami wytrącając przechodzących z równowagi. Ifei uwielbiała grane dźwięki, zupełnie tak, jak kochała otaczającą ją naturę. Przez dłuższy czas miała możliwość obcowania z driadami, które to chciały uczynić ją jedną z nich. Zielonawych dziewczynek, latających po lesie z łukiem w ręku. Jednak to długa historia, którą wiedźminka niezbyt lubiła się dzielić, ale i na szczęście nikt nie wypytywał. Zdolność nadzwyczajnej celności z kuszy ludzie uważali za umiejętność nabytą w Szkole Kota. Nigdy nie zaprzeczała.
    - Masz rację, nie jestem pewna – kobieta oderwała wzrok od barda, by utkwić go w oczach Aidena. Czy jej własne były równie wyjątkowo paskudne? Nie chciała znać odpowiedzi. – Wiem za to jedno. Żadne z nas nie odważy się tego zrobić, głównie z szacunku do fachu.
    Szanowała każdego wiedźmina, nawet tego siedzącego przed nią. Tylko że, on był zupełnym wyjątkiem. Pałała do niego jakąś nieokreśloną nienawiścią, chcąc za każdym razem odpowiadać równie złośliwymi komentarzami, co on. Jednak ten dzień miał być dla niej specjalny. W końcu po tak długim czasie otrzymała zlecenie godne jej samej i zapłaty, którą oferował sołtys. Mogła stanąć na nogi, udoskonalić swój rynsztunek, nawet gdy połową będzie musiała podzielić się z Aidenem. Ten po prostu nie mógł zniszczyć jej tego dnia, a i ona sama nie chciała mu stwarzać ku temu powodów. W tych przemyśleniach postanowiła jedno: być dla niego uprzejmą, aż do momentu przebudzenia następnego dnia rano. Chciała chociaż raz odpocząć od bycia wiedźminką, a uświadczyć życia młodej, beztroskiej kobiety.
    Ifei złapała ponownie za kielich, którym z wyuczoną gracją delikatnie okręcała. Wino w środku trzymając swą równą taflę obracało się po ściankach, krążąc z godnie z ruchem dłoni. Przyglądała się czerwonej substancji, gdy słowa Aidena dotarły do jej uszu. Podniosła wzrok, natrafiając na jakże właściwy moment, gdy oczy wiedźmina spoczywały znacznie za nisko, niż powinny. Potem spojrzał wprost w oczy Ifei, poszerzając swój głupkowaty uśmiech. Grymas odwzajemniła, ale było w nim coś naprawdę radosnego, co nie posiadało krzty sarkazmu.
    Jakże oni wszyscy byli podatni na damskie wdzięki. Niezależnie od rasy i wieku, po prostu zwracali na to uwagę, gdy kobieta im na to pozwalała. W końcu bez przyczyny żadna z nich nie nosiła tak głębokiego dekoltu. Z drugiej strony każda dawała sygnał innym, jak bardzo pogodzona jest ze swoim ciałem.
    Ifei właśnie nie była zbytnio pogodzona, ponieważ jedynym odkrytym kawałkiem ciała, prócz twarzy, była właśnie klatka piersiowa. Ona jako jedyna wciąż pozostawała bez jakiejkolwiek skazy.
    Wiedźminka przechyliła kielich wraz z towarzyszem przed nią, a przyjmując postawione jej wyzwanie, odwinęła szal z szyi. Rzuciła nim niedbale w stronę stołu, tym samym pozwalając swoim włosom ukazać się w pełnej swej długości. Lewą stronę dokładnie rozczesała palcami, by zaraz trzepnąć je z wdziękiem do tyłu. Prawa strona wciąć zasłaniała ucho, jak i bliznę na szyi. Białe, niekiedy połyskujące na srebrno włosy spływały lekkimi falami na mocno zarysowane obojczyki, kończąc się tuż pod nimi.
    - Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś paskudnie bezczelny? – przechyliła głowę, mówiąc spokojnie. Nie dodała do swojego głosu ni grama zdenerwowania. Cała ta sytuacja lekko ją rozbawiła. – Trafiłeś akurat na godnego przeciwnika – szybki uśmiech, dopicie wina, a następnie kolejnych kilka sprawnych ruchów. Zdjęte rękawiczki wraz z szalem wylądowały na rancie stołu, tuż przy drewnianej ścianie, by znalazło się więcej miejsca na ciepłe posiłki przyniesione przez gospodarza. Ifei odetchnęła z ulgą, widząc na swoim talerzu rzadko używane sztućce, dlatego też z ciągłym uśmiechem na ustach zwróciła się do pękatego mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jeszcze jedno poproszę – podniosła kielich w górę, a gospodarz szybkim ruchem przejął naczynie z jej ręki. Aiden miał rację, nie powinni spieszyć się do pokoju. Jeszcze długo minie, zanim alkohol odezwie się w jej głowie. Wiedźminka kocim ruchem zgarnęła sztućce sprzed siebie, a uprzednio życząc mężczyźnie przed - smacznego, zabrała się za krojenie mięsa. Gdy już kawałek znalazł się w ustach Ifei, po prostu odpłynęła. Ramiona lekko jej opadły, tym samym ustąpiły ostatnie spięte mięśnie. Zamknęła oczy i mruknęła. W końcu mogła zjeść coś normalnego, było jej przyjemnie ciepło, a do uszu dolatywała skoczna, acz kojąca muzyka i nawet Aiden w tym wszystkim nie wydawał się taki zły. Westchnęła pod nosem.
      Że też jutro to wszystko się skończy…
      - Normalnie zaczęłabym rozmowę na temat zlecenia… - zamyśliła się chwilę, wodząc wzrokiem po całej gospodzie. Potem ożywiła się, wracając do jedzenia – Aep Arse! Nie mówmy o tym już dzisiaj.

      Usuń
  10. [Też trochę późno, więc już życzę Ci szczęśliwego nowego roku ^^
    A co do pisania, bawmy się dalej!]

    OdpowiedzUsuń
  11. - A dlaczegoż to? – zdziwiła się Ifei, przyglądając się dziwnemu zachowaniu Aidena. Zupełnie jakby wytrącono go z innego świata i nagle powrócił do rzeczywistości. – Czyżby fakt, że jestem wiedźminką czynił mnie niegodną doznania twoich wszystkich bezczelności? Śmiało, Aiden. Niczym nie pogardzę – uśmiechnęła się zachęcająco, zupełnie jakby diabeł uśmiechał się do kuszonego człowieka. Była bardzo ciekawa, o czym mówił wiedźmin, ale z drugiej strony nie była na tyle interesowna wnikać w umysł mężczyzny. Dlatego też zrelaksowała się i przestała na niego patrzeć.
    - Skoro jednak obawiasz się, że ich nie poznam… Niechaj będzie podług tej woli – westchnęła, zabierając się za jedzenie.
    Mięso było naprawdę przepyszne, ale Ifei była pewna, że głownie ze względu na towarzyszący jej głód. Nie składała żadnych zażaleń, bo też nie miała po co. Była już nawet w końcówce swojego wysiłku, gdy padło skierowane w jej stronę pytanie. Kobieta uniosła głowę, napotykając wzrok towarzysza z zawadiackim uśmiechem na ustach. Uśmiechnęła się lekko, ale ciepło. Powieki zwęziła, niedowierzając własnym uszom. Usłyszane słowa brzmiały, jakby wiedźmin był gotów spełnić to, co w odpowiedzi otrzyma. Czyżby znowu ukrywał w ich znaczeniu czegoś w rodzaju wyzwania?
    - Jest wiele takich rzeczy – zaczęła mówić, powracając do jedzenia. Odkroiła kawałek, ale zanim włożyła widelec do ust oparła łokieć o stół. Przyglądała się przeciętym ścięgnom, obracając mięso przed oczami – Nie na wszystkie znajdzie się czas, ani odpowiedni ku temu kandydat – przestała poruszać dłonią i spojrzała z tajemniczym uśmieszkiem na kompana przed sobą. Potem nagle wepchała końcówkę sztućca do ust, tym samym wracając do swojego dania.
    Dawno nie spędziła z kimś nocy i od dłuższego czasu zaczynało ją to męczyć. Jednak wokół nie znajdował się nikt, kto byłby w stanie zainteresować kobietę pod tym względem. Dodatkowo nie była na tyle głupia, by mieszać w to wiedźmina, szczególnie gdy mieli pracować razem. Może od następnego dnia nie będzie ułatwiać mu życia, ale na pewno nie chciała utrudniać go sobie.
    Wraz z zakończeniem jedzenia pojawił się gospodarz z kielichem Ifei w ręku. Wiedźminka zaczęła więc poszukiwania swojego mieszka, aby móc zapłacić za kolejną porcję trunku.
    - Nie trzeba, wiedźminko. Jesteście od sołtysa wsi Plichty. Wasz pokój znajduje się na lewo od schodów na górę. Tyle i tak powinno wam wystarczyć – westchnął nerwowo, ale zabrał talerze ze stołu i zniknął wiedźminom z pola widzenia.
    - Oho, ktoś tu nas nie lubi – rzekła znudzona Ifei. Rozpięła pas od mieczy, które następnie oparła o drewnianą ścianę. – Ale darmowym winem nigdy nie pogardzę – ożywiła się z uśmiechem na ustach, łapiąc za kielich przed sobą. Obróciła się bokiem do Aidena, by oprzeć się o deski za sobą. Upiła trochę trunku, gdy zakładając nogę na nogę zaczęła jedną z nich radośnie okręcać.
    Wieśniacy dalej bawili się przy bardzie i reszcie grajków, tym samym podsuwając pewien pomysł kobiecie. Mimo kolejnego wina dalej nie kręciło jej się w głowie, czego bardzo żałowała. Jednak nie wiedziała, ile jeszcze do takiego stanu potrzebuje. Po prostu było jej wesoło, a taniec przed nią zdawał się być równie radosny, co ona. Przez chwilę ugrzęzła we wspomnieniach kilku wesel, na które to miała możliwość przybyć. Głównie wiążących ze sobą parę ze wsi, a co za tym szło szybki taniec nie był Ifei obcy.
    - Teraz ty mi odpowiedz na to samo pytanie – wiedźminka zaczerpnęła z kielicha, po czym z subtelnością odłożyła go na drewniany stół. – Czy jest coś, co chciałbyś tej nocy jeszcze zrobić? – Białowłosa spojrzała na Aidena, ale zanim jeszcze odpowiedział wstała z miejsca i usiadła na stole tuż przed nim. Tak jak czuła, alkohol nie zdążył opanować organizmu i ruchów, a jedynie dodać dobrego humoru. – Bo jeżeli nic nie przychodzi ci do głowy, to nawet miałabym dla ciebie pewne zadanie. Nic strasznego sama przyjemność – uśmiechnęła się do niego, po czym schyliła się w jego stronę i wskazała na wirujących w rytm muzyki ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Możesz zabrać mnie tam – rzekła cicho, co aby usłyszał ją wyłącznie jej towarzysz. – I ze mną zatańczyć, a jak nie będziesz chciał, to wiele stracisz, ale przynajmniej popilnujesz mi mieczy.

      Usuń
  12. [Czemu od razu mam go bić? :D Jak sobie zasłuży, czyli jak przekroczy strefę cielesną, bądź psychiczną, to wtedy jak najbardziej. No może nie tego wieczora, bo Ifei jest w szampańskim nastroju! Następnego dnia, jak najbardziej ;>

    Powiem Ci, że mam bardzo podobnie, dlatego zawsze nie mogę się doczekać na Twój odpis. Każdego wyczekuję i z radością je czytam!]

    OdpowiedzUsuń
  13. Już miała zrezygnować z czekania, przyglądając się zdziwieniu Aidena. Cóż dziwnego było w jej propozycji? Wiedźmin w niczym od ludzi gorszy nie był. Nie licząc oczywiście wszelakich emocji, których oni – mutanty – mieli stosunkowo mniej. Tyle że nagle poczuła uścisk na dłoni. Ledwie zauważyła ruch ręki kompana, ale nie powinna się nad tym specjalnie zastanawiać. To ona wypiła odrobinę więcej alkoholu. Z jakim ogromnym uśmiechem przyjęła słowa wiedźmina, że nawet nie zaprotestowała ciałem, gdy ten pociągnął ją w stronę wirujących par. A potem się zaczęło.
    Poniósł ich wiatr wirujących par, a także niesamowicie skoczna muzyka. Zachowywali się jak reszta tańczących ludzi, co po pewnym czasie dało im do zrozumienia, że wiedźmini wielce się od nich nie różnią. Dzięki temu Ifei wraz z Aidenem mogli wręcz wniknąć w ruszający się tłum.
    Wiedźminka już słabo pamiętała, kiedy z taką radością bawiła się beztrosko tańcząc. Co więcej, z kimś takim, jak właśnie wychowanek szkoły gryfa. On właśnie zdawał się czerpać z tego tyle samo przyjemności, co ona i o dziwo, zbytnio jej to nie przeszkadzało. Nawet trochę pochlebiało. Nie ma nic gorszego, niż zorientowanie się, że źle się tańczy. Tymczasem oni nadal dobrze się bawili do czasu, gdy kobieta przelotem zauważyła, że ktoś zaczyna interesować się pozostawionymi mieczami. Z tej przyczyny Ifei puściła rękę wiedźmina, kiwając głową w stronę stołu. Zgrabnie i sprawnie przemierzyła labirynt między stołami, nie muskając nikogo swym ciałem. Zanim jeszcze dotarła na miejsce wyciągnęła sztylet z pochwy doczepionej do uda, a następnie rzuciła w przód. Nóż przeleciał tuż przy uchu potencjalnego złodzieja, który z przerażeniem odkręcił się w jej stronę. Nagle zapadł się pod ziemię, jakby go zupełnie w tym miejscu nie było. Przez dłuższą chwilę Ifei odprowadzała go wzrokiem, gdy kilku gości w gospodzie z dokładnie tym samym wyrazem twarzy, co uciekinier, przyglądali się jej samej. Ta jednak spokojnie doszła do stołu, zabrała wszystkie swoje rzeczy.
    - Nie wiem, jak ty, ale ja się stąd zbieram. Co za dużo, to nie zdrowo – rzekła wiedźminka. Trochę żałowała, iż alkohol nie był w stanie upić jej do dwojenia się w oczach, ale z drugiej strony wolała zachować wszystkie swoje cenne przedmioty. Kobieta wyjęła jeszcze wbity w drewnianą ścianę sztylet, a chowając ją w swoje miejsce ruszyła w kierunku schodów.
    Ifei zaczynała odczuwać swojego rodzaju zmęczenie, głównie przejawiającymi się opadającymi powiekami. Wyszalała się, wypiła, przez to organizm zachowywał się, jak się zachowywał. Wiedźminka pchnęła pierwsze drewniane drzwi, które to miały być przez najbliższy czas przydzielone dla ich dwojga. Nic specjalnego: łóżko, stół, szafa, ale miejsce było nawet przytulne. Muzyka przebijała się stłumiona przez podłogę. Czarny Kot z Creyden opadł na siennik, chwilę leżąc bez ruchu. Odetchnął, podniósł się ponownie, by zacząć układać swoje rzeczy.
    - I jak ci się podoba? – zapytała opierając dwa miecze o ścianę. – Przydałoby się to drugie łóżko. Nie mam zamiaru spać na podłodze – Ifei mówiła dalej, składając rękawice i szal. Na stole wylądowała także szkatułka z eliksirami, a wszystko równo zajmowało mały kącik drewnianego stołu.
    Zaczęły dzwonić metalowe sprzączki butów wiedźminki, które to zaczynały się już przy kolanach. Jednak kobieta doszła do takiej wprawy, że chwilę później wylądowały w rogu pomieszczenia, a sama Ifei ponownie opadła na łóżko. – My to mamy beznadziejne życie…


    [Wybacz, że tak krótko, ale piszę to już strasznie zmęczona. Chciałam w końcu to skończyć. Przepraszam za jakość i długość. Poprawię się :( ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Ifei parsknęła krótkim śmiechem, reagując na słowa Aidena. Podparła się łokciem, kiedy przekręciła się na bok, odnajdując wzrokiem wiedźmina. Mężczyzna ze spokojem przeglądał się srebrnemu kawałku metalu, obracając miecz w dłoni. Musiała przyznać, że był on naprawdę dobrze wykonany, a gdzieś w środku zakuła ją igła zazdrości. Sama chciałaby być w posiadaniu tak dobrego miecza, ale ona sama bazowała głównie na znakach i alchemii. Od zawsze bardziej fascynowała ją nauka teoretyczna, niż praktyczna, a ze swoich wspomnień pamięta tylko posiniaczone ciało, które bardzo rzadko posiadało skrawek normalnie wyglądającej skóry. Po prostu często spadała z wahadła, ewentualnie dostała wiatrakiem po plecach. Niby nikt nie dawał jej szans przy Próbach, ale wyszło na to, że to ona przetrwała spośród dziesiątki innych dzieciaków. Jednak posiadała coś czego potrzebuje najlepszy wojownik, a mianowicie spryt, którego braku zarzucić Ifei nie było można. Była jak kot: zwinna, majestatyczna, a atakowała, kiedy stwierdziła, że jest na to odpowiednia pora i przyczyna. Mało co ją obchodziło.
    Jednakże zainteresowała się wyrytym w mieczu napisem w Starszej Mowie, którą posługiwała się biegle. Podniosła brew, gdy zrozumiała znaczenie zdania, po czym prychnęła. Zaczynała trochę zżerać ją ciekawość skąd pomysł na taką inskrypcję, ale nie chciała wykazywać jakiegokolwiek zainteresowania osobą Aidena, dlatego stłumiła w sobie chęć zadania pytania, co nie znaczyło, iż nie miała zamiaru zabrać głos.
    - Po pierwsze, nie mam zamiaru spędzić na tej podłodze nawet jednej chwili, jeżeli w grę wchodzi odpoczynek. Dla mnie możesz spać na tym samym łóżku. Nie robi mi to kompletnie różnicy, bo wiem, że w naszej sytuacji żadne z nas nie będzie miało do drugiego żadnych interesów. Jak nie będziesz chciał, twój problem. Nie mój. Śpij sobie na podłodze – uśmiechnęła się na koniec swoim grymasem mającym przypominać uśmiech. Nie mówiła tego wszystkiego z przesadną stanowczością czy poważnym tonem. O dziwo, głos miała całkiem przyjemny, jakby mówiła o rzeczy normalnej. W końcu dokładnie tak było.
    - A po drugie, jak mówiłeś możesz sobie wynająć drugi pokój, jeżeli już tak bardzo masz mnie dość – ziewnęła na koniec, opadając na siennik połową ciała. Wyciągnęła się niczym kot, przez chwilę sprawiając wrażenie naprawdę wysokiej kobiety, ale potem wróciła już do normalności, czyli zupełnie przeciętnego wzrostu.
    - Chociaż tak naprawdę nie wiem w czym ja ci tak bardzo przeszkadzam – rzekła niewinnie, odkręcając się na drugi bok, dokładnie tyłem do wiedźmina, a przodem do ścianki działowej.
    - Ja idę spać. Zostawiam ci miejsce, ale rób sobie co chcesz, Aiden – głos Ifei powoli bladł, jakby właśnie zaczynała zasypiać. Jednak zamiast tego zaczęła o wiele wyraźniej słyszeć wszystkie dźwięki i odgłosy wokół. Muzyka wciąż uporczywie przygrywała wirującym parom, ale najwidoczniej kilka już zrezygnowało, bo uderzeń w deski było znacznie miej, niż gdy wraz z towarzyszem siedzieli przy stole. Ktoś na kogoś wrzeszczał oskarżając o oszustwo w kościach, gdzie chwilę potem rozległ się głośny i głuchy dźwięk upadku. Ifei uśmiechnęła się pod nosem. Z chęcią ujrzałaby bójkę na żywo. W oddali przysłuchiwała ledwo słyszalnym oddechom dwóch zdrowych koni, gdzie jeden nerwowo uderzył kilkukrotnie kopytem o stwardniałą ziemię. Wiedźminka domyślała się doskonale, które ze zwierząt reaguje w ten sposób i z jakiego powodu. W końcu znała D’yeabla lepiej niż kogokolwiek innego. Ostatnie dotarły do niej odgłosy uniesienia między kobietą i mężczyzną, a także trzask kilku gałęzi. Białowłosa skrzywiła usta. To nie było coś, czemu przysłuchiwać się chciała. Jednak to wszystko przerwał głośny i długi dźwięk, który zaczął się jednostajnie powtarzać.
    - Czyść ciszej to swoje żelastwo. Nie wiem, czy jesteś głuchy, ale wykręca uszy na lewą stronę – warknęła Ifei, chociaż nawet nie drgnęła, by odwrócić się w stronę Aidena.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ifei już nawet nie miała siły się z spierać się z Aidenem, warczeć na niego, czy szukać odpowiednich słów, by odgryźć się na docinki, które nieprzerwanie kierował w jej stronę. Po prostu leżała na miękkim sienniku powoli oddając się czemuś tak pięknemu jak sen.
    Dawno nie miała możliwości wyspać się w bezpiecznym i ciepłym miejscu. Gdy chłód nie ciągnął od podłoża, gdzie ziemia nie dawała odczuć każdej posiadanej kończyny, a siodło nie uwierało w kark, jak i bliznę ciągnącą się wzdłuż szyi. Oddychała już coraz spokojniej, wyciszała się, a otaczające ją dźwięki powoli tłumiła, jak to nauczyła się robić w takich momentach. To była chwila dla niej samej i czerpała z niej tyle, ile potrafiła.
    – Jeżeli do dam odzywasz się w taki sam sposób, jak do mnie, to szczerze współczuję twojej kulturze wychowania i każdej spotkanej przez ciebie kobiecie – wymamrotała pod nosem wiedźminka. Nie musiała robić tego nadzwyczaj głośno, bo wiedziała doskonale, że towarzysz i tak ją usłyszy. Usłyszałby to nawet z drugiego pokoju. – A jeżeli do mnie odzywasz się zupełnie inaczej, to jaka ja wyjątkowa dla ciebie jestem. No proszę, nie spodziewałabym się tego po tobie – kobieta ziewnęła, poprawiając się na łóżku.
    Potem wszystko potoczyło się w miarę sprawnie, a przynajmniej tak wydawało się Ifei. Przebudziła ją dopiero obecność Aidena tuż za jej plecami i mimowolnie odsunęła się od niego, co aby zrobić mu trochę miejsca i nie denerwować go swoim dotykiem. Po chwili zastanowiła się dlaczego myśli w ten sposób, ale usprawiedliwiła się własnym zmęczeniem, które naprawdę dawało jej się we znaki. Odmruknęła mu tylko na dobranoc, ponownie ignorując akcentowaną nazwę, którą to od niego otrzymała. A potem odpłynęła gdzieś w ciemność, gdzie nawet obecność Aidena nie była taka zła, bo nawet nie było tam dla niego miejsca. Była ona, cisza, a także miękkość łóżka, które nie wbijało się w jej talię.
    *
    Obudził ją stukot żelaznych podków, które dudniły o drewniany podjazd, a następnie coraz to ciszej, ale szybciej w ubitą na kamień ziemię. Ifei otworzyła jedną powiekę, natychmiast przyzwyczajając się do jasnego światła dziennego. Jęknęła cicho, zdając sobie sprawę, że zakończył się wspaniały okres dobroci między nią, a Aidenem, obecność miękkiego łóżka, a także normalnego posiłku i jakiegokolwiek alkoholu.
    Wstała szybciej od niego, nie odzywając się nawet słowem. Nie miała zamiaru się do niego mówić, o ile nie wydawało się to konieczne. Chciała po prostu oszczędzić sobie nerwów, które Aiden będzie jej przysparzał, a była tego bardziej, niż pewna. Przyjrzała mu się chwilę, gdy wypowiedział słowa przywitania. Zignorowała go ponownie zabierając się za poranne czynności, które to polecił jej własny brat, gdy tylko ujrzał w jakim to stanie krążyła po szlaku. Cóż, niewiele mogła w trakcie drogi zdziałać, w co dość burzliwy sposób przekazała czarodziejowi. Jednakże właśnie dzięki niemu posiadała kilka ważnych dla kobiet rzeczy. Okazało się, że dla samej Ifei również. Korzystając z dzbana zimnej wody w pokoju przemyła twarz, co aby zmyć z niej ślady snu, po czym jak zwykle dość szybko, ale dokładnie nakładała co kolejne elementy swojego lekkiego pancerza.
    Aiden ponownie do niej przemówił, tym razem kierując pytanie w jej stronę. Wiedźminka prychnęła, zatrzymując się w miejscu. Przyglądała się mu chwilę, zauważając, iż stara się nie patrzeć w jej stronę. Trochę ją to bawiło, ale z drugiej strony zyskał w oczach białowłosej. To nie zmieniło jednak odpowiedzi, której w końcu udzieliła wiedźminowi.
    – A kim ty jesteś? Odkrywcą, że czekasz na jakąś przygodę? – zapytała nerwowo, gdy ściskała kawał skóry, przypominający coś w rodzaju gorsetu. – To zlecenie, może inne od większości nam znanych. To tylko powoduje, że będzie gorsze od reszty. Zaraza z takimi przygodami – skrzywiła się. Nie od nacisku sprzączek, a właśnie na myśl owch przygód, które ich czekały. Zdawała sobie sprawę z tego, że czeka ich nie lada wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – I nie pesz się tak bardzo. Niejedną kobietę w życiu widziałeś. Ku twojemu przerażeniu mogę cię upewnić, że niewiele się od nich różnię – powiedziała nawet łagodnie, gdy starannie przeczesywała jasne włosy, doprowadzając ich do względnego porządku. W takich warunkach nie mogła utrzymać je w stanie podobnych do czarodziejek, ale robiła, co mogła, by wyglądały jak najlepiej. – Nawet od ofirskiej księżniczki. Chodź Fabio Sachs, może odkryjesz jakieś nowe lądy za tą gospodą – rzekła z uśmieszkiem Ifei, łapiąc za miecze, które już chwilę później wylądowały na jej plecach, a ona sama już schodziła po schodach w dół. Ignorując gospodarza i jakichkolwiek wieśniaków wokół pchnęła wyjściowe drzwi, a ku swojej uciesze ujrzała karego konia. Ten, gdy tylko ją wyczuł poruszył się energicznie, niecierpliwie stąpając z nogi na nogę. Z taką samą czułością jak zwykle, Ifei przeczesała kilkukrotnie jego sierść pozbywając się reszty rosy, która opadła na D'yaebla tego ranka. Mgła jeszcze unosiła się wokół, co zignorowała dokładnie tak samo, jak nadchodzącego do własnego konia Aidena.
      – Nie mamy czasu na śniadanie i inne głupoty. Obyśmy tam dzisiaj chociaż dotarli – westchnęła wiedźminka, usadawiając się w wygodnym siodle.

      Usuń
    2. [Aj tam, nie przeszkadza mi zupełnie ;) Przecież co by się tam miało dziać, jak tak od siebie stronią :D
      Pozdawane już dawno, od 8 jestem wolna :) ]

      Usuń
  16. – Rozumiem więc, że nie będziesz spierał się nad tym, kto jest tu wyżej położony – powiedziała Ifei, kiedy jeszcze głaskała konia po łbie. – Badacz, a księżniczka znacząco się różnią – mówiła to spokojnie, bez krzty sarkazmu czy cynizmu w głosie.
    Ifei nigdy nie karmiła swojego konia. Pozwalała mu jeść cokolwiek zechciał w trakcie drogi i już tak się do siebie przyzwyczaili, jak i do swoich trybów życia, że D’yaebl żywił się tylko w trakcie postojów. Może od czasu do czasu rwał zwisające, co mniejsze gałęzie, ale jedynie podczas wolnego chodu. Kare zwierzę nie wyglądało ani na wychudzonego, ani na przejedzonego. Był zawsze w świetnej formie, dokładnie jak jego właścicielka.
    Ona za to siedziała już w siodle, uprzednio chowając w klapy wszystkie potrzebne do obrządku konia rzeczy. Siedziała i czekała na reakcję kolegi po fachu, który zdawał się podziwiać wschodzące słońce tuż nad linią drzew pobliskiego lasu. Ifei przejechała wzrokiem wzdłuż widoku prezentującego się przed nimi, próbując dostrzec coś, czemu Aiden tak usilnie się przyglądał. Nie widziała jednak nic, prócz tego urokliwego widoku, który to towarzyszył jej każdego ranka, a do którego już tak mocno się przyzwyczaiła. Osobiście wolała zachody słońca, kolory były wtedy purpurowo czerwone, ostre i ciemne. Dokładnie takie, jakim charakterem była wiedźminka.
    Koń żachnął się, rzucając łbem na bok, kiedy rozniósł się nagle głos mężczyzny po jego jakby samoistnym przebudzeniu. Ifei uspokoiła zwierzę, okręciła się w miejscu i popatrzyła gdzieś w bok zastanawiając się nad słowami Aidena. Nie myślała nad tym zbyt głęboko, ponieważ nigdy nie atakowała za pierwszym podejściem. Kiedy trafiały jej się zlecenia podobne do tego, uprzednio sprawdzała teren, na którym znajdował się cel, próbowała dowiedzieć się na co tak naprawdę poluje i czego może się spodziewać. Była ze szkoły kota, jej najlepszą cechą była cisza i zdolność bezszelestnego poruszania się. Dodatkowo była kobietą, co powodowało iż była lżejsza, mniejsza i zwinniejsza. Idealny przykład wiedźmina z owej szkoły.
    – Nie mamy. Po to chciałam tam dojechać jak najszybciej, żeby się dowiedzieć. Działam zazwyczaj po swojemu i samotnie – stwierdziła Ifei, spoglądając ukradkiem na Aidena. Był inny, zupełnie inny. Z jakiś względów sprawiał wrażenie całkiem miłego i uczynnego. Nie wiedziała dlaczego, chyba z racji postrzegania go jako swojego przeciwieństwa. Ona nie lubiła wtrącania się w nie swoje sprawy, wybierania stron konfliktu, polityki i innych tego typu podobnych. Istne bagno.
    – Nie wiem, co z tym sołtysem jest nie tak, ale śmierdzi mi czymś większym i nie mówię tu tylko o jego wyglądzie – skrzywiła się wiedźminka, przypominając sobie wygląd pękatego mężczyzny. – Coś w jego zachowaniu było nienaturalnego, fałszywego. Też to wyczułeś? Zupełnie, jakby czegoś nie chciał nam powiedzieć – może i Ifei nie rozmawiała z ludźmi zbyt często, ale na pewno dużo czasu spędzała na ich obserwowaniu. Zachowanie sołtysa nie ukazywało zmartwienia o niewinnych wieśniaków, którzy ginęli z przyczyny grasującego tam potwora. Blisko dwadzieścia lat dwór stał pusty. Kot z Creyden mógł założyć się o swój srebrny i stalowy miecz, że zlecenie nie ukazało się z przypadku. Coś musiało sołtysa do tego skłonić.
    – Nigdy tak nie robiłeś? Swojego własnego rozeznania? – zapytała zupełnie neutralnie, po raz drugi okręcając się w miejscu, co aby koń nie znudził się staniem. Czasem miała wrażenie, że za bardzo go nosi. – Jeżeli nie wyruszymy teraz, będziemy musieli robić przerwę po drodze, bo zapadnie zmierzch – wiedźminka zamyśliła się na chwilę, a zaraz ocknęła. – Ale skoro mówisz, że tak będzie lepiej wróćmy do sołtysa. Nie zaszkodzi nam. Jednak ty prowadzisz rozmowę. Wiesz, że mnie nie wychodzą najlepiej kontakty z ludźmi, zresztą z kimkolwiek – mruknęła Ifei, kopiąc lekko konia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszyli razem spokojnie wzdłuż utwardzanej drogi. Za dnia droga ta wyglądała zupełnie inaczej, niżeli zapamiętała go mutantka z poprzedniego wieczora. Wokół rozciągała się zielona polana, gdzieś dalej rosły zboża. W końcu w oddali majaczyły się mieszane lasy, z których to najwyższe wystawały strzeliste świerki.
      – Jak zapatrujesz się na naszą współpracę, Aiden? – zapytała nagle, podnosząc rękę w górę by zasłonić sobie nią oczy. Widziała wszystko wokół bardzo dokładnie, ale po prostu nie lubiła światła. – Myślisz, że długo z sobą wytrzymamy? – nie zdążyła jednak dokończyć swojej myśli, kiedy w oddali zauważyła charakterystyczny czarny strój żołnierza, który pośpiesznie wsiadający na konia sprzed domu sołtysa, gnał już w przeciwnym kierunku. – Widziałeś? To Nilfgaardczyk.

      Usuń
  17. Ifei cieszył fakt, że Aiden nadąża za jej myśleniem i sam dochodzi do podobnych wniosków, co ona. To dobrze. Współpraca z wiedźminem zaczynała wydawać się mniejszą katastrofą, niż jeszcze na początku. Niekiedy kobieta miała ochotę ponownie rzucić w jego stronę zgryźliwym komentarzem, ale zaczynała stwierdzać, że zachowują się w ten sposób zupełnie jak dzieci. Ta myśl przekonała Ifei do milczenia.
    Kiedy Aiden ruszył szybciej w stronę domu sołtysa i ona zaraz przyłączyła się do boku wiedźmina. Trochę żałowała, że nie usłyszała odpowiedzi na swoje pytanie, ale z drugiej strony nagła sytuacja zdawała się być ważniejsza, niż jakieś poprawianie relacji między nią, a jej odwiecznym powodem złości. Gdy już oboje dotarli na miejsce, Ifei zanim jeszcze zeszła z konia obejrzała się w stronę, w którą skierował się Nilfgaardczyk. Jednak już nie było go widać, najprawdopodobniej znikając w ciemnej masie lasu tuż przed ich przyjazdem. Wiedźminka uderzyła butami o ziemię chwilę później, niż zrobił to Aiden i tak jak umówili się po wyjeździe z gospody, to on rozpoczął rozmowę. Nie przebiegała ona po myśli mężczyzny, co bez problemu Ifei potrafiła odczytać z jego ruchów. Były one ledwo widoczne, ale jednak. Ewidentnie denerwował się z każdą odpowiedzią sołtysa.
    Siwowłosa oparta plecami o drewniane bele budynku, przyglądała się wsi wokół. Stukała nerwowo nogą, ukazując zniecierpliwienie także i zaplątanymi rękoma na piersiach. Nie chciała tu być, najchętniej przecież byłaby już w drodze na miejsce. Dyskretnie chciała przekazać to towarzyszowi, ale gdy tylko na niego spojrzała, ten akurat przeniósł swój własny wzrok na nią. Irytacja w jego oczach najwyraźniej sięgała zenitu, bo zrozumiała iż oczekuje od niej jakiejkolwiek inicjatywy. Wiedźminka przekręciła teatralnie oczami, bo teraz ona zrobiła się poirytowana. Nie lubiła rozmawiać z kimkolwiek, musiała czekać tylko po to, by praktycznie niczego się nie dowiedzieć i dać uciec Nilfgaardczykowi.
    Ifei odepchnęła się barkiem od budynku, by bez żadnego uprzedzenia wtargnąć do środka domu po drodze łapiąc sołtysa za koszulę. Bez żadnego problemu pociągnęła go w stronę stołu, sadzając go już chwilę później na jednym z krzeseł. Sama Ifei wyciągnęła sztylet z pokrowca doczepionego przy udzie, by bez żadnych ogródek przystawić go pod gardło sołtysa.
    – Odpowiesz nam teraz raz jeszcze na dwa pytania, ale tym razem faktycznie na nie odpowiesz – powiedziała wiedźminka beznamiętnym głosem mierząc się z przerażonym wzrokiem pękatego mężczyzny. – Kolega zapytał: dlaczego ten dom już dwadzieścia lat stoi pusty?
    – Dwadzieścia lat temu moja rodzina wyniosła się stamtąd na Skellige – sołtys dyszał, ewidentnie bojąc się iż sztylet przy jego szyi zaraz dotknie jego skóry. Ifei zmarszczyła brwi. Jakież to było dziwne zdanie, bo w końcu dlaczego on sam został w Velen, skoro jego rodzina mieszka na wyspach.
    – W porządku, a teraz moje pytanie: skąd tu Nilfgaardczyk? – kobieta ścisnęła mocniej pięść na koszuli sołtysa, przy okazji dotykając subtelnie ostrzem spoconej już z nerwów skóry siedzącego. Mężczyzna odchylił głowę jeszcze bardziej w tył, jęcząc coraz bardziej.
    – Był tu z poselstwem, to tajne informacje – mówił szybko, jakby to miało pomóc mu w uwolnieniu się od zagrożenia, jaki stanowiła dla niego Ifei. To jednak poskutkowało, bo wiedźminka oddaliła nóż od jego krtani, a sama puściła koszulę sołtysa odchodząc na kilka kroków. Siedzący głęboko odetchnął, a ręką wycierał mokrą od nerwów twarz. W tym czasie kobieta na szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Drugie krzesło od stołu stało odsunięte, a na samym siedzisku było widać kilka świeżych rys najprawdopodobniej zostawionych przez metalową zbroję Nilfgaardczyka. To oznaczało, że rozmawiali długo. Znacznie długo jak na poselstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Gdybyś mówił prawdę, byłoby tu ich co najmniej trzech – warknęła Ifei. – Jestem skłonna uwierzyć ci tylko w ostatnie dwa słowa. I spróbuj tylko komukolwiek o tym co tu zaszło donieść, to porozmawiamy jeszcze inaczej – wiedźminka odwróciła się, pozostawiając sołtysa samego sobie. Przeszła przez próg, ewidentnie zdenerwowana i podirytowana. Bez żadnego słowa podeszła do konia, by w zgrabnie usiąść na siodle. Przekręciła się w miejscu w tym samym czasie spoglądając na wiedźmina. – Rusz się Aiden. Już nic tu po nas – jak warknęła, tak już chwilę później była w drodze na szlak prowadzący do opuszczonej posiadłości sołtysa.


      [Niedługo i u wampirka. Dziękuję Ci za cierpliwość! <3]

      Usuń
  18. Jechali tak obok siebie jakiś czas, a Ifei głęboko oddychała w siodle, starając się uspokoić. Takie sytuacji niezwykle ją irytowały i chociaż wciąż uważała rozmowę z sołtysem za stracony czas, to jednak udało im się dowiedzieć o czymś bardzo ciekawym. Niezwykle zastanawiała kobietę fakt, że rodzina pękatego mężczyzny wyprowadziła się na Skellige, a on pozostał w Velen. To było wręcz niesamowicie dziwne, bo w końcu czemu nie wyruszył z nimi? I jeżeli posiadłość, o której wspominał zgadzała się z wyobrażeniami wiedźminki, to dlaczego został sołtysem jakiejś tam pierwszej lepszej wsi. Gdyby nie zlecenie, nawet nie miałaby pojęcia, że na tym świecie istnieje miejsce o nazwie Plichta. Ani nic tu nadzwyczajnego, ani wyjątkowego. No może z wyjątkiem podejrzanego osobnika w roli sołtysa. No może właśnie z tym wyjątkiem.
    Przemyślenia Ifei przerwało pytanie Aidena, który zdawał się nie szanować ciszy, która ich otaczała. Wiedźminka ścisnęła wodze mocniej, próbując co najmniej nie wybuchnąć. Doskonale zdawała sobie sprawę z różnicy miedzy nią, a wiedźminem i gdzieś podświadomie liczyła do czasu pierwszych wypowiedzianych słów przez Aidena. Nie myliła się, zajęło to dokładnie tyle, ile stawiała. Krótko.
    – Nie – odpowiedziała jednym słówkiem, nie siląc się nawet na jakiekolwiek dłuższe zdanie. Również nie raczyła na niego spojrzeć, wciąż z uwagą śledząc punkt ich podróży przed sobą.
    Nie mogła tego przyznać na głos, ale dobrze było mieć znowu kogoś u swojego boku, siedząc w siodle. Może Ifei nie przepadała za długimi rozmowami, wymianą doświadczeń. Nie lubiła także i żartów, a przynajmniej tak jej się zawsze wydawało. Niemniej lubiła mieć kompana. Oczywiście, że została wychowana jako samotnik i od tylu lat tak walczyła, nieprzyzwyczajona do walki grupowej, ale to było zupełnie co innego. Kiedy trafiał się obok ktoś, kto rozumiał na czym walka polega, walczyło się naprawdę cudownie i o ile łatwiej! Aiden zdawał się o dziwo takie rzeczy rozumieć, wystarczyło przecież na niego popatrzeć. Dla osoby postronnej był po prostu męską wersją Ifei. Z racji tych przemyśleń wiedźminka poruszyła się odrobinę w siodle, zupełnie jakby poczuła się niekomfortowo.
    – Myślę, że zabraknie nam odrobinę – rzekła cicho. Zaskakująco cicho, nawet jak na nią. Zawsze mówiła pewnie, a teraz ten brak komfortu wynikał z potrzeby odwdzięczenia się Aidenowi. Za to, że od wczoraj wciąż z nią przebywa. Ifei ze wszystkich uczuć najbardziej nienawidziła zawodu po odrzuceniu przez to kim jest. Ech, a ponoć wiedźmini nie mają żadnych uczuć.
    – Gdybyśmy się pośpieszyli, bardzo możliwe, że zdążylibyśmy trafić na miejsce, ale to Velen – westchnęła wiedźminka wciąż cichym, dość niepewnym i dziwnie smutnym głosem. – Pewnie trafimy kilka razy na ghule.
    Tego akurat Ifei była bardziej, niż pewna. Zresztą w drodze do sołysa zdążyła zsiadać z konia przynajmniej z trzy razy, żeby pozbyć się kolejnych gniazd tych szkaradztw. Straszna robota, ale niestety robota dla wiedźmina. Ona robiła to głównie po to, by znajdując na nie zlecenie przyjechać już z wykonanym zadanie. Rzadko się to zdarzało, ale jednak.
    – Nie odpowiedziałeś mi w końcu na pytanie, Aiden – rzekła po dłuższej ciszy. Tym razem już zebrała się w sobie, powracając do głosu, który można było u niej usłyszeć na co dzień. Wciąż rzadko, ale jednak tym przepełniony pewnością siebie. Kobieta nawet przekręciła głowę w stronę swojego kompana czekając, aż ten zwróci swój wzrok na nią. – Jak widzisz naszą współpracę? Bo przyznajmy się raz, a głośno do czegoś – Ifei spojrzała na drogę, ciesząc się z cienia jaki dawał las, do którego właśnie wjeżdżali. – Od bardzo długiego czasu bardzo za sobą nie przepadamy. Mówiąc to oczywiście łagodnym językiem – westchnęła. – Nie byłeś kimś, kogo chciałam zobaczyć wczoraj w drzwiach sołtysa i wiem, że ty nie chciałeś mnie ujrzeć tam w środku. Tylko mimo tej naszej niechęci, nie chcę się z tobą cały czas drażnić. Nie mam siły, żeby znosić twój charakter przez każdy następny dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Mi za to tutaj trochę krótko wyszło. Nie martw się długością odpisów. Pisz ile uważasz :) Tak samo z czasem, pisz, kiedy możesz mi odpisać. Doskonale rozumiem opóźnienia ;)]

      Usuń
  19. – Niestety – mruknęła Ifei pod nosem, a praktycznie poruszała jedynie ustami wypuszczając powietrze z ust. Lekarstwo na wesołość i frywolność Aidena przydałoby się od zaraz. Kobieta skrzywiła się patrząc na drogę. Nie była idealnym kompanem dla tego właśnie wiedźmina, bo i on nie pasował Ifei zbyt bardzo. Jednak móc słyszeć drugi stukot podków o twarde podłoże, było dla wiedźminki, o dziwo, zbawienne. Zupełnie, jakby znowu znalazła swoje miejsce, którego poszukiwała od dawna. Dokładnie od momentu, gdy droga jej i Ciri, nie była już jedną i tą samą.
    Ifei zniżyła głowę, uśmiechając się delikatnie sama do siebie na całkiem dobre wspomnienia podróży z Jaskółką. Nawet trochę puszczała słowa kompana mimo uszu, ale zdążyła zrozumieć, że ona sama męczy go niezmiernie. Czarny Kot z Creyden ścisnął wodze mocniej, gnieżdżąc je między dwoma pięściami. Wiedźminka spojrzała na Aidena odwzajemniając uśmiech, który odkryła w jego głosie. Tyle że sekundę później ten na jej twarzy zbladł zupełnie, by ukazać mężczyźnie, że jej wcale nie jest do śmiechu. Uznała go chyba za trochę żenującego, bo nerwowo odwróciła się ponownie w stronę wyciętego paska małej przestrzeni przeznaczonego na drogę. Wypuściła powietrze nosem, trochę głośniej, niż zwykle. Próbowała trzymać się swojego postanowienia: żadnych drażliwych komentarzy. Żadnych.
    – Myślę, że to ciekawe doświadczenie – zaczęła, kiedy w końcu uspokoiła się odpowiednio do dalszego mówienia. – Ciekawe, chociaż chyba niezbyt dla nas obojga przyjemne. Pewnie się zdziwisz, ale pomimo tego, iż jestem ze szkoły kota, to lubię współpracę. Mam więc nadzieję, że ty również. Chociaż trochę – Ifei spojrzała na towarzysza, lustrując go od dołu do góry, próbując dać mu jasno do zrozumienia, że gdzieś tam dalej uważa go za nieodpowiedniego kompana dla własnej osoby. Naprawdę była przekonana, iż Aiden był ogromnym indywidualistą, żyjącym w swoim dziwnym świecie. Ten świat nie miał jakiegoś realistycznego odniesienia do tego właściwego otaczającego ich z każdej strony.
    Rozbawienie wiedźmina, które ewidentnie malowało się na jego twarzy spowodowało jedynie ciche westchnięcie Ifei. Najwyraźniej dokładnie w ten sposób będą wyglądały ich podróże. On będzie gadał, a jej pozostawało tylko wzdychanie ze zniecierpliwienia i podenerwowania.
    Wtem rozległo się w uszach wiedźminki kilka mało pasujących do siebie dźwięków. Rozbawienie Aidena, prychnięcie konia, a dziwne powarkiwania z prawej strony. Zwolniła. Ifei zaczęła przysłuchiwać się jeszcze bardziej i po krótkim przemyśleniu mogła stwierdzić, że odgłosy te pasowały do tych, które roztaczają wokół siebie ghule. Wtedy do głowy przyszedł jej pewien pomysł, trochę nieodpowiedzialny, ale na pewno dla niej i dla kompana podróży bardzo przydatny. Spojrzała na wiedźmina, kiedy ten coś mruknął. Okazało się, że sam już na nią spoglądał, dlatego na twarzy wykwitł jej zadziorny, mało spotykany u niej uśmiech.
    – Sprawdźmy ile warte jest twoje towarzystwo – rzekła pewnie, kiedy odwracała konia w prawą stronę. Patrzyła jeszcze chwilę na reakcję Aidena, ale w końcu ruszyła w głąb lasu.
    Stukot kopyt odbijał się głucho o kolejne drzewa, genialnie tłumiony przez szaleńczo rozrośnięty mech. Kilka razy wiedźminka musiała schylać się w siodle, co aby nie zahaczyć głową o wystające gałęzie liściastego lasu. Odgłosy nasilały się coraz bardziej w uszach Ifei, ale dopiero kiedy zauważyła pierwszego z trupojadów zeskoczyła bezgłośnie z D’yaebla, chowając się za dziko rosnącym krzewem cisu. Koń cwałem przebiegł między większą luką gromadki ghuli, dzięki czemu skupiły na nim swoją uwagę, odrobinę je rozpraszając. Kiedy najdalsze z potworów, postanowiły przez chwilę jeszcze gonić zwierzę, kobieta wyłoniła się zza krzewu, podbiegając do najbliższego trupojada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprzednio wyciągając zgrabnie srebrny miecz, przecięła gładkim cięciem szyję stworzenia. Padło na ziemię z chwilą, kiedy szarowłosa przeturlała się w stronę młodych drzew, które wciąż całkiem nieźle kryły wiedźminkę przed resztą potworów. Lubiła działać po cichu i wolno, nie męcząc się przy tym za bardzo. W oddali widząc Aidena, kiwnęła głową w przeciwną stronę, tym samym sugerując mu, by obszedł stado trochę dalej. Miała nadzieję, że się jej posłucha, bo w swojej głowie ułożyła już pewien plan. Przy okazji mogła przekonać się, czy jej towarzysz potrafi współpracować z innymi, czy przychodzi mu to z oporem. I chociaż Ifei wiedziała, że są do końca przygotowani, a światło ledwie przedzierające się przez korony drzew niekiedy będzie im mocno utrudniać walkę. Jednak byli tu we dwójkę, a doświadczenie mieli całkiem sporo. Oby tylko potrafili przełożyć je na współpracę między sobą. Ifei westchnęła, wyciągając kuszę. Chwilę później najdalszy z ghuli ryknął z bólu, a sama wiedźminka ruszyła na kolejnego trupojada.

      [Ostatnio wstawiłam Ci gdzieś taki potworny błąd: zamiast może, było morze. Wybacz, nie zawsze dobrze sprawdzę co napisałam :C]

      Usuń
  20. Ifei wykorzystując rzucenie Znaku przez Aidena, szybkimi ruchami pozbyła się kolejnego trupojada, który to jedynie lekko cofnął się do tyłu pod wpływem odrzucającej go siły. To był moment, kiedy kilka pobliskich ghuli w końcu ją dojrzało, a więc niewiele myśląc pognało w jej kierunku. Wiedźminka ustrzeliła najbliższego z wciąż trzymanej kuszy w ręku, którą to musiała już chwilę później odrzucić w trawę obok. Chcąc doczepić ją do pasa najprawdopodobniej naraziłaby się na atak potwora, który to minął ją z lewej strony, gdy tak zrobiła unik. Ifei wyciągnęła więc sztylet z pochwy przy udzie, rzucając celnie prosto między oczy trupojada. Ten zakręcił głową na boki, zupełnie jakby tym sposobem chciał uwolnić się od bólu. Ryknął przeraźliwie, a następnie upadł na ziemię wciąż próbując sobie jakoś tym pomóc. Jednak kobieta już nie zwracała na to uwagi, kiedy z przeciwnego kierunku dobiegał do niej kolejny z ghuli. Zdążyła ułożyć się na nogach, dokładnie to samo zrobiła z mieczem, przygotowując się do czegoś, co bardzo lubiła robić, a mianowicie zabawy. Wtedy zazwyczaj poruszała się z największą gracją, zupełnie jak kot, który bez żadnego problemu przechodzi po wąskim płocie. Ifei wyglądała jakby tańczyła i w tym całym morderczym akcie zdawała się mieć coś z wrażliwości oraz subtelności. Piruety wiedźmińskie mało je przypominały, bo wykonywała je z niezwykłą finezją. Siwowłosa wzbijała się cichutko w powietrze i w równej ciszy lądowała ponownie na ziemi, chwilę wcześniej tnąc w powietrzu mieczem, który gładko przeszedł przez ciało trupojada.
    Gdzieś ukradkiem spojrzała w kierunku Aidena, chyba tylko po to, aby zobaczyć czy sobie radzi. Jednak jak na złość zrobiła to dokładnie w tym samym momencie, co on. Przez to wyłącznie kiwnęła głową, by już chwilę potem ustawić się plecami do niego. W końcu w tamtej chwili najbezpieczniejszą stroną wokół wiedźminki była właśnie ta, gdzie znajdował się jej kompan. Nie spodziewała się, iż kiedykolwiek będzie w stanie przyjść do jej głowy właśnie taka myśl, ale wychodziło na to, że taka była prawda. Gorzka, ale jednak szczera.
    Kobieta ponownie przygotowała się na walkę z ostatnimi trupojadami, które to już chwilę później bezwiednie opadły na ziemię wraz z dźwiękiem ostrza przecinającego kawał mięsa. Ifei rozluźniła się. Kocie oczy powolnym tempem przejeżdżały przez krwawe pole małej bitwy, gdzie pośród martwych ciał ghuli leżały także te ludzkie. Usta wiedźminki skrzywiły się lekko, by już chwilę później opaść w grymasie spoważnienia. Gdzieś po jej lewej stronie wciąż szamotał się jeden z trupojadów, kilka chwil wcześniej trafiony sztyletem między oczy. Ifei w zupełnej ciszy, w jakimś zupełnym znudzeniu ruszyła powolnym krokiem ku kotłującemu się w piachu potworowi. Gdy już znalazła się nad nim, przyjrzała się jęczącemu ghulowi, by zaraz podnieść miecz w górę i prostopadłym cięciem zadecydować o dalszym życiu trupojada. Po tym zapadła zupełna cisza.
    Przez myśli wiedźminki przewijały się różne pytania: skąd w tym miejscu ghule? Skąd te ludzkie ciała? Przecież trupojady musiały się zbiec po ich zabiciu, zatem kto zabił tych ludzi? Czy zostali zabici tutaj, czy może ktoś pozbył się ich gdzieś pośrodku lasu? Bardzo możliwe, iż te pytania dalej przepływałyby przez myśli Ifei, gdyby nie jedno, ponowne spojrzenie w stronę Aidena.
    – Krwawisz – stwierdziła lekko smutnym tonem, zaraz potem robiąc krok w stronę mężczyzny. Jednak zaraz zamarzła w miejscu, zdając sobie sprawę z tego, co zamierzała zrobić. Z dziwnych przyczyn, to ona zawsze łatała większość swoich kompanów. Chyba dlatego, że sama zazwyczaj mocno myślała nad każdym swoim ruchem, w przeciwieństwie do towarzyszy, którzy to często zostawali na tyle poważnie ranni, iż w ostateczności ratować musiała ich właśnie Ifei. Przynajmniej na ten krótki czas, gdy przewoziła ich do znajomego czarodzieja. – Gdybyś potrzebował pomocy, mów – mruknęła na tyle słyszalnie, by mogło to dotrzeć do uszu Aidena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedźminka gwizdnęła dwoma krótkimi świstami, dzięki czemu już chwilę później gdzieś z oddali było słuchać stukot końskich podków. Sama Ifei w tym samym czasie wyciągnęła z kieszeni jakąś przybrudzoną szmatkę, by przetrzeć nią miecz, a także sztylet, który dopiero co wyjęła z ostatniego zabitego ghula. Kiedy pozbywała się krwi trupojada z małego ostrza, spojrzała ponownie w kierunku mężczyzny.
      – Wiesz Aiden, wydawało mi się, że będziesz beznadziejny we wspólnej walce – mruknęła ponownie, odwracając wzrok, gdy oczy towarzysza trafiły na jej własne. – W gruncie rzeczy, nie jesteś taki zły.

      Usuń
  21. Ifei jak zwykle starannie czyściła każdą swoją rzecz ubrudzoną we krwi. Z jakiś dziwnych powodów nie lubiła jej widoku na sobie i to nie to, że się tego brzydziła. Było wiedźmince to obojętne. Nawet zamiast krwi mogło być błoto, ona i tak musiała wyzbyć się brudu z siebie, jak i ekwipunku. Chyba to wszystko wpoił jej własny brat, a może ona sama już taka była. Nigdy nie wiedziała. Mało co pamięta sprzed Próby Traw i nie była w tym osamotniona.
    Wiedźminka zajęła się własnymi sprawami, a dokładniej czyszczeniem broni i lekko badawczym przyglądaniu się zwłokom wokół. Jednak co rusz zerkała na ułamek sekundy w stronę towarzysza, aby sprawdzić jak ten radzi sobie z raną. Z jakiegoś powodu wciąż było jej wstyd za ruch, który wykonała kilka chwil wcześniej. Aiden ewidentnie zauważył krok, który postawiła w wiadomym celu. Zamartwianie się to coś, czego wiedźmin nigdy nie miał ujrzeć w poczynaniach, zachowaniu, a także w słowach wypływających z ust kobiety. Siwowłosa więc unikała jego wzroku jak ognia, chcąc przemilczeć tą niewygodną dla niej sytuację. Małym wybawieniem okazał się D’yaebl, który wyłonił się z gęstwiny liści, przystając tuż przy wiedźmince. Koń delikatnie stuknął łbem o ramię Ifei, domagając się nagrody za posłuszność w trakcie walki. Ta jednak wyciągnęła jedynie dłoń, aby z wyczuciem pogłaskać zwierzę po czarnej krótkiej sierści. Ten gest zawsze usatysfakcjonował karego kompana wypraw, by jak zwykle prychnął, zarzucił łbem i przeskoczył kilka razy z nogi na nogę. Przerwał to jednak kpiący głos Aidena, przez który wiedźminka automatycznie spochmurniała, przypominając sobie jakim irytującym towarzyszem był właśnie Aiden. Nie skomentowała tonu wypowiedzi mężczyzny, na pytanie przez krótką chwilę nawet nie odpowiadając. Ifei zdążyła schować oba ostrza w swoje miejsca, ponieważ dłonie miała już zupełnie wolne. Sięgnęła po kaptur, który to zleciał jej w trakcie walki, by założyć go ponownie na głowę. Cień przykrył kocie oczy, przy okazji zasłaniając połowę bladej twarzy przed ostrym słońcem dnia. Dopiero wtedy rozejrzała się dookoła, udając, iż pierwszy raz przygląda się ludzkim ciałom.
    – Nie wiem – wzdrygnęła ramionami, używając tonu zupełnie bezbarwnego, wypranego, obojętnego. Jednak ona zdążyła już kilka rzeczy wywnioskować. Gdzieś w ziemi zauważyła ślady stóp, ewidentnie dwóch różnych osób i chociaż były one zadeptane przez krzątające się wokół ciał ghule, dało się je jeszcze wypatrzyć. Ciała także wyglądały na sprawkę dwóch innych doświadczeń: lepszego i gorszego. Ifei to wszystko widziała, w końcu to było jej pracą, do tego w głównej mierze ją wynajmowano. Nie była specjalistką od wszelakich stworzeń, jednak nie można było jej zarzucić braków w wiedzy wiedźmińskiej. Problem polegał na tym, że będąc w Szkole Kota, ludzi z góry uznawali ją za zabójczynię na wynajem. Nigdy nie przyjmowała takich zleceń, mogła jedynie kogoś wytropić, odnaleźć, dowiedzieć się, co zadziało się na miejscu zbrodni. Była specjalistką od ludzi. Ona – Czarny Kot.
    – Prawdę mówiąc, średnio interesuje mnie kto ich zabił – skłamała. – Póki nie znajdę na to jakiegokolwiek zlecenia, nie mam zamiaru interesować się tym bardziej, niż już to zrobiłam – nie kłamała.
    Ifei przyjrzała się krótką chwilę koniu kompana, który to przybył chwilę później od jej własnego konia. Jej twarz nie wyrażała nic, jej ruchy także. Już zapomniała, co zrobiła kilka chwil temu, kiedy ewidentnie chciała udzielić pomocy wiedźminowi. Ona tego nie robi, a przynajmniej nie miała, a już na pewno nie Aidenowi. Odwróciła się więc na pięcie, zmierzając w miejsce, w którym to wyrzuciła z ręki kuszę, by już chwilę później odwiesić ją ponownie na plecy, tam gdzie od zawsze było jej miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nie wiem jak ty, ale uważam, że ważniejsze jest zlecenie, które mamy obecnie – mruknęła odrobinę agresywnie, szybkim krokiem wracając do D’yaebla. Wetknęła nogę w strzemię, złapała mocno dłońmi za siodło, by chwilę później usadowić się na jego środku. – Jedziesz czy rezygnujesz? – zapytała patrząc z góry, jak to miała w zwyczaju robić. Tak jak zawsze kręciła się również wraz z koniem, wyglądając na zniecierpliwioną, a samo kare zwierzę na rozpieranego energią. Z niewiadomych względów zaczynała się irytować. Chyba to przez to, że powoli zaczynała lubić towarzystwo Aidena. Wariactwo.

      [Nie za dużo - wiem. Pozwól mi się rozgrzać :( ]

      Usuń
  22. Nie lubiła czekać. Cierpliwość, chociaż jedna z rzeczy, którą posiadała Ifei, nie tyczyła się do rzeczy, które mogły dziać się szybciej. Szczególnie kiedy ktoś naumyślnie wydłużał swe poczynania, przez co akcje rozciągały się w czasie. Jednak kobieta nie odzywała się wtedy nawet słowem, udając, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ona sama jest kompletnie niewzruszona. Patrzyła więc tylko na wsiadającego Aidena, którego Mglak już chwilę później ruszył wraz z jej karym kompanem w dalszą i naglącą podróż.
    Cmoknięcie wiedźmina zaalarmowało zmysły Ifei, ale ta nawet nie drgnęła ciałem, co aby nie wzbudzać żadnego zainteresowania. Kątem oka spojrzała jedynie na dziejącą się sytuację obok niej, sam koń towarzysza zdawał się być poruszonym bólem właściciela. Wiedźminka jednak zdążyła wyczuć, iż nadmierna opieka nad mężczyzną nie jest czymś, co przypadłby mu do gustu. Zachowywał się zupełnie tak, jakby nie chciał by cokolwiek widziała, dlatego też udawała, że właśnie tak jest. Nawet szybko następujące pytanie utwierdziło ją w tym przekonaniu.
    Teoria na temat zlecenia krążyła w głowie siwowłosej już od poprzedniego dnia, kiedy tylko ułożyła głowę do snu. Wtedy to, zanim jeszcze odpłynęła, zaprzątała sobie głowę każdą zauważoną wskazówką, drobnym elementem czy fragmentem w domu specyficznego sołtysa. Było w nim coś tak dziwnego, coś niepasującego do otaczającego go otoczenia, że sprawiał wrażenie wklejonego w wiejski obrazek. I bardzo możliwe, że nadal myślałaby tylko o tym, formułując swoją wypowiedź, gdyby nie kolejne słowa Aidena.
    — Nilfgaardzkie floreny? — zapytała zdziwiona, zupełnie retorycznie, bo nie potrzebowała przytaknięcia mężczyzny, by wiedzieć, iż mówi prawdę. Przystanęła w tym samym momencie, stając się na chwilę trochę zagubiona. Przeskakiwała wzrokiem przed sobą, patrząc na jakieś obiekty, ale zupełnie ich nie widząc. Przebywała przez krótki moment w świecie swoich przemyśleń, gdzie krążyły wokół głowy wiedźminki, próbując jakoś złączyć się w jedną spójną całość. Myśli te jednak odbijały się od siebie jak młot od rozgrzanego kawałka stali. Formując go w jakiś kształt, ale jeszcze nieokreślony. — To zupełnie nie jest waluta, która powinna się przy nich znaleźć, Aiden — spojrzała na towarzysza, wypuściła powietrze z ust i ponownie ruszyła. Koń prychnął zadowolony, czego zupełnie nie można było powiedzieć o jego właścicielce.
    — Mam wrażenie, że zlecenie, które przyjęliśmy jest jednym wielkim błędem w naszej wiedźmińskim pracy i po za potworami spodziewam się tam kłopotów — mówiła zupełnie poważnie, bo każda kolejna wzmianka o Nilfgaardzie wzbudzała w Ifei zaniepokojenie, którego chciałaby uniknąć za wszelką cenę. — Sam fakt, że dopiero po tylu latach wynajmują wiedźminów do zaprowadzenia porządku jest już moim zdaniem podejrzane. Do jakiego stopnia problem znikających ludzi zaczął im doskwierać, by za wszelką cenę oddać zlecenie. Dla dwóch wiedźminów Aiden, dla dwóch. Kiedy ostatnio pracowałeś z kimś innym?
    Ifei mówiła bardzo szybko, zupełnie jakby przebywała w jakimś transie własnych przemyśleń. — W dodatku ta otoczka, gdzie zza horyzontu wyłaniają się Czarni. Nie wiem, czy znalezione przez nas ciała mają coś wspólnego z naszym zleceniem, ale mieszanie się w politykę zupełnie mi nie odpowiada. Nie na takie coś się pisałam — warknęła, przez co D’yeabl poruszył się niespokojnie. Kobieta pogłaskała konia po grzywie, by ten nie denerwował się zbyt bardzo.
    Najprawdopodobniej ilość wypowiedzianych przez wiedźminkę słów mogła zdziwić Aidena, ale gdy Ifei nad czymś mocno się zastanawiała, zdarzało jej się myśleć na głos. Gdy miewała towarzyszy lubiła się z nimi dzielić swoimi przemyśleniami, by skonfrontować je z innymi, w końcu każdy postrzegał świat na swój własny sposób.
    — A ty Aiden, czego się tam spodziewasz? Bo ja zaczynam obawiać się, że słońce Nilfgaardu od wczorajszego dnia będzie nam towarzyszyło jeszcze bardzo, bardzo długo.

    OdpowiedzUsuń