26 maja 2016

[KP] William Sharpe


WILLIAM SHARPE | LAT 27 | GRUPA WĘDROWNA | DWA PISTOLETY I NÓŻ 


-I see the red door and I wanted paint it black...W głośnikach rozbrzmiewała MUZYKA. Szyby w samochodzie były odsłonięte. Will zaciągnął się właśnie dymem z papierosa. Nie palił nigdy wcześniej. Zawsze dbał o swoje zdrowie. Ale teraz nie ma zamiaru przejmować się rakiem czy niewydolnością nerek skoro w każdej chwili może skończyć jako obiad dla sztywnych, albo spotkać na drodze większego świra od siebie, który skończy jego marną egzystencję. Słowa piosenki przechodziły właśnie w refren, kiedy mężczyzna puścił kierownicę trzymając w ustach papierosa. Wyjął dwa pistolety i wycelował na boki jednocześnie zabijając dwóch sztywnych.

-I look inside myself and see my heart is black... -Zanucił uderzając dłońmi w kierownicę w rytm muzyki.
Zaśmiał się pod nosem kiedy grupa sztywnych wyłoniła się na środku drogi. Wyglądali niczym pijane nastolatki wracające z potańcówki. Opuścił na swoje oczy okulary przeciwsłoneczne, zaciągając ręczny hamulec, samochód idealnie wszedł w zakręt omijając krwiożerczą chordę. 
-Szybcy wściekli przy tym to amatorka.-Skomentował swoją jazdę.
Przed nim rozpościerała się teraz pusta droga, zachodzące słońce i zaledwie godzina na dotarcie do ich obecnego obozu z całym bagażnikiem nowych zapasów.
-It's not easy facin'up when your whole world is black. -Zaśpiewał postanawiając zatrzymać w tajemnicy to skąd zdobył tyle jedzenia. -No co, panie Sharpe? Przecież nie miał pan wyjścia. Albo oni albo wy.


Ilu ludzi zabiłeś?
'Powinienem był zabić wszystkich...'
Ilu sztywnych zabiłeś?
'Po prostu ich zabijałem, a nie liczyłem. Co z wami ludzie?'
Dlaczego?
'To było w słusznej sprawie. Poważnie. No dobra... Przejrzeliście mnie. Trzech zabiłem bez pretekstu.'




71 komentarzy:

  1. Może Quenby wyczerpała już limit problemów na najbliższy czas, bo tym razem wszystko się udało. Will odciągnął szwendaczy, udało się skontaktować z Rickiem, stosunkowo szybko sztywni zostali przepędzeni, a obóz odzyskany, więc nie było na co narzekać. Wszystko wskazywało na to, że teraz już się w miarę poukłada, choć zależy, pod jakim względem. Quenby nie czuła się jakoś wyjątkowo źle, dostała pomoc, no i wytrwale znosiła wszystkie bóle przez kilka kolejnych dni ze świadomością, że prędzej czy później znikną. Trzeba tylko przeczekać. Tym się pocieszyła, a o tym, co dokładnie się stało, starała się nie myśleć, żeby nie psuć sobie względnie dobrego samopoczucia. Nie było sensu się zadręczać.
    No i nadeszła w końcu taka noc, kiedy nie obudziła się ani razu i nie jęczała z bólu. Przespała całą, calutką, nie budząc się ani razu. Wykorzystała ten fakt i Spałą długo, usprawiedliwiając się sama przed sobą tym, że przecież musi jeszcze odpoczywać i zebrać siły, choć taka wymówka była naprawdę głupia. Kiedy się obudziła, było już po jedenastej. Przeciągnęła się od razu, myśląc o tym, że gdyby się uparła, to mogłaby nawet być w tych okolicznościach szczęśliwa, w końcu słoneczko świeciło, nic ją nie bolało, nie trzeba było wstawać do pracy albo do szkoły... Jakoś tak samoistnie się uśmiechnęła, a kiedy otworzyła oczy, zdziwiła się, widząc, że nie jest w kamperze sama.
    - William – w głosie Quenby słychać było zaskoczenie.- Cześć – dodała, żeby zachować się w miarę miło. Jakoś do tej pory, od tamtego dnia kiedy się poniekąd porozumieli, jakoś nie zdarzyło się porządnie porozmawiać. Może teraz nadszedł ten moment, chociaż kiedy pomyślała, że siedział tutaj i jeszcze przed chwilą patrzył, jak śpi, to wcale jej się to nie podobało i poczuła się też głupio.- Co tutaj robisz? Coś się stało? – dopytała jeszcze, szukając jakiegoś konkretnego powodu, przez który przyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Quenby z natury była miła i rzadko bywała złośliwa, ale i takie momenty bywały. Teraz na przykład czułą taką niezmożoną chęć powiedzenia kilku dosadnych słów na temat tego wszystkiego. Że chyba trochę za późno na sprawdzanie, czy wszystko z nią w porządku i w sumie to Will powinien się tym zainteresować od razu, kiedy tylko pojawiła się w obozie, a nie traktować ją w ten sposób, jak to zrobił, a najlepiej by było, gdyby wcale jej nie zostawiał wcześniej, bo przecież nie zrobiła tego wszystkiego sama, tylko się przyczynił do tej małej „wpadki”, a jeśli myślał, ze teraz wszystko się naprawi, bo jej przyniósł żelki, to jednak się mylił, ale... Ostatecznie ugryzła się w język i dobrze, bo gdyby powiedziała to wszystko, pewnie by się pokłócili zamiast normalnie porozmawiać.
    Nie zmieniało to jednak faktu, że trudno jej było o tym wszystkim zapomnieć. Wybaczyć tak, z tym nie miała problemu, ale zapomnieć się tak łatwo nie dało.
    - Nic specjalnego mi nie trzeba – powiedziała tylko i choć już niemalże na ustach miała, znów złośliwe, „ktoś inny lepiej się mną zajmuj1e i nie musisz się wtrącać”, to jednak i tym razem się powstrzymała.- Tam na stacji wszystko było inne i nawet ja byłam inna – zauważyła.- Przyszedłeś tylko na chwilę, czy chcesz posiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  3. - Ciekawe kto miałby mi dzieci jeszcze kiedyś zrobić – tym razem się nie powstrzymała i palnęła to, co palnęła, na koniec jeszcze przewracając oczami z powodu niedorzeczności tego pomysłu. W końcu istniały nikłe, bardzo nikłe szanse na jakiekolwiek bobasy w przyszłości, zważywszy na to, że one bardziej przeszkadzały w aktualnych czasach. No i właśnie, nie miałby nawet kto jej takiego zrobić.- Bała się przyjść? Naprawdę? No tak, przecież od razu bym jej łeb odstrzeliła ze złości albo z zemsty. Z procy chyba – mruczała do siebie z wyraźną ironią w głosie.- Tchórz – wymruczała jeszcze, mając na myśli Zoe, oczywiście, a nie Willa, choć i on się wykazał swego rodzaju tchórzostwem w tamtej sytuacji, gdy odszedł.
    Ale jeśli teraz miał zamiar skakać wokół Quenby, żeby się odkuć za tamto wszystko, to nie miała nic przeciwko. Mógł skakać. Zawsze to miło, kiedy ktoś się stara.
    Można było mieć wrażenie, że tamta kochana Quenby naprawdę gdzieś zniknęła, a zamiast niej pojawiła się sarkastyczna zołza. Ale to pewnie było chwilowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Jaki pomysł, czyj? – spytała od razu, nie bardzo wiedząc, o co chodzi, bo nie do końca zrozumiałą. Dopiero po chwili pojęła, co takiego Will miał na myśli.- A, z tym dzieckiem kiedyś i tabletkami... – mruknęła po chwili. Jakoś tak odruchowo pomyślała o tym, jak by to kiedyś było, wyobraziła to sobie nawet, choć to wyobrażenie było rozmyte i niewyraźne.- Gdzie ty śpisz w ogóle? – spytała nagle, zdając sobie sprawę, że nawet tego nie wie. Bo dostrzegła ten deszcz i zaczęła się zastanawiać, czy m blisko, czy będzie musiał biec przez cały obóz i niepotrzebnie zmoknie. Mógł poczekać, aż przestanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Się rozgadał. Quenby miała wrażenie, że to trochę z nerwów. Gadał, byle tylko coś mówić, żeby nie było ciszy. Uniosła odruchowo brwi, słuchając tego wszystkiego, choć i tak niewiele zrozumiała. Coś o komiksie, coś o Norze, no i oczywiście na koniec o tym, że powinien już sobie pójść. To po co w ogóle przyszedł? Bez sensu.
    - A Zoe ci nie zaproponowała spania razem? – spytała złośliwie, zanim zdążyła się ugryźć w język. Udało jej się kilka razy powstrzymać od powiedzenia czegoś niemiłego, teraz się nie udało.- Będziesz tak stał w drzwiach i wpuszczał zimno, czy może w końcu łaskawie usiądziesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. - Sztywni nie dźgają nożami, więc nie dałoby się na nich zgonić - zauważyła, jak zawsze racjonalnie.- A samochody się psują, zmienia się je na nowsze, a ludzi raczej nie, więc może nie przywiązuj się tak do auta - niby powiedziała to poważnie, ale tak nie do końca, jakby jednak była w tym nuta żartu.
    Siedziała przez kilka chwil cicho, opatulając się jaszcze mocniej kocem, choć wcale nie było jej zimno.
    - Ja nie potrafię nienawidzić, więc nie mów tak, bo wcale tak nie jest - nie oburzyła się, tylko mówiła wyjątkowo łagodnie.- A jeśli ci to pomoże, to już Ci wyłączyłam - uśmiechnęła się krzywo.- Co nie oznacza, że od razu wszystko zapomnę! - dorzuciła, nawet z rozbawieniem w głosie.

    OdpowiedzUsuń
  7. - No. Idiota – potwierdziła trochę bezlitośnie. Bo znając ją, pewnie by teraz zaczęła pocieszać Willa, jak to ogólnie leżało w jej charakterze, żeby się tak bardzo nie przejmował, bo wszystko się ułoży. A przecież nie powinna tego robić i dobrym sposobem na to, aby powstrzymać się przed właściwym dla siebie samej zachowaniem, było bycie odrobinę złośliwym.- Bo wystarczyło powiedzieć i wyjaśnić, a nie uciekać. To dosyć tchórzliwe, nie sądzisz? Ale dobra, to jeszcze mogę zrozumieć, jednak oskarżanie mnie potem o to, że się puściłam, było poniżej pewnego poziomu, nie sądzisz?
    Jak szczerość, to szczerość. Skoro nadarzyła się okazja, aby sobie porozmawiać, to Quenby nie miała zamiaru robić tego na pół gwizdka, tylko poruszyć każdą kwestię, wszystko wytknąć, a co za tym idzie, wszystko też wyjaśnić. W miarę. Bo nie była pewna, czy całkowite porozumienie jest w ogóle możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Tylko jaki sens miało to wypieranie się, skoro za pół roku i tak by się wyraźnie okazało, że jest twoje, co? – i znów pojawił się skrajny racjonalizm. Może powinna w końcu przestać się czepiać? Nie, chyba nie, w końcu miała wszystko powytykać. Tylko że już wcale nie była zła.- Tak się składa, Will, że za miesiąc przestanę mieć oficjalnie naście lat... – napomknęła.- No i chyba ci nie wyszło to wszystko, bo wcale cię nie nienawidzę, jak już dzisiaj wspomniałam... - znów spróbowała się uśmiechnąć, ale tym razem marnie jej to wyszło. Nie jest łatwo pozbyć się własnych uczuć, nawet wtedy gdy ktoś zrobi coś przykrego.- Czemu od razu zakładasz, że nie potrafiłbyś wychować małego człowieka?

    OdpowiedzUsuń
  9. Najpierw tylko słuchała w milczeniu. Pewnie według Willa po usłyszeniu tego rodzaju informacji powinna się przerazić lub coś w tym stylu, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie można było powiedzieć, że przyjęła to obojętnie, jakby nic nie znaczyło, ale taką właśnie miała minę. Jakby to wszystko zupełnie nie zrobiło na niej wrażenia. Część z tego słyszała już wcześniej, większości jednak nie, choć teraz te wszystkie skrawki informacji, które od czasu do czasu rzucał William, złożyły się w jedną całość.
    - Skąd ty możesz to wiedzieć, czy mógłbyś, czy nie? – spytała odrobinę napastliwie.- Nie możesz wiedzieć, póki nie spróbujesz. Dopiero by się okazało, czy jesteś w stanie – żelazna logika, jak zawsze. Ale Quenby równie dobrze mogłaby powiedzieć to samo. Że się nie nadaje, że nie potrafi, nie jest w stanie... Tylko że to nie miało znaczenia, kiedy już się zdarzyło i mały człowiek był już w drodze. Nikt nie jest pewny, czy da radę.- Will, nie możesz się usprawiedliwiać przeszłością. Ja rozumiem, że byłą trudno, ale już c mówiłam, że teraz jest teraz i to, co było kiedyś, nie ma znaczenia. Przecież już nie robisz tego, co wcześniej, więc czy to nie czyni cię trochę lepszym człowiekiem? – podsunęła taką opcję, choć zapewne i tak go to nie przekona.- Poza tym, mną się jakoś potrafiłeś zająć, a na początku byłam trochę jak dziecko – przypomniała, uśmiechając się półgębkiem.
    No i właśnie zaczęło się dziać to, czego chciała uniknąć. Pocieszała go i usprawiedliwiała nawet przed samym sobą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Quenby słuchała, słuchała, minę nadal miała niewzruszoną, chociaż w środku, w niej, kotłowało się zbyt dużo emocji. Miała ogromną ochotę teraz po prostu wstać i trzepnąć Willa w głowę, bo to wszystko, co mówił, z jej perspektywy było... Czymś najmniej ważnym. To nie były wcale wielkie problemy, którymi trzeba było się martwić na zapas. Owszem, nie można było tego zbagatelizować, ale martwienie się na zapas nie miało sensu. Przecież problemy można rozwiązywać na bieżąco.
    - Jeśli ty o tym wszystkim myślisz w taki sposób, to po co w ogóle żyjesz? – nie powstrzymała się, wypaliła to jedno pytanie, jak dla niej sensowne. Było jak było, trzeba sobie radzić, ale trzeba też było żyć w miarę normalnie, a nie rezygnować ze zwyczajnych rzeczy, bo wtedy samo to życie nie miało sensu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może to było trochę dziecinne, a na pewno też lekceważące, ale Quenby się nie powstrzymała, tylko uniosła rękę i popukała się palcem w czoło.
    - Jak miałbyś się stać taki jak on, kiedy tak bardzo tego nie chcesz? Przecież to logiczne, że im bardziej czegoś nie chcesz i im bardziej się strasz, żeby tak nie było, to właśnie tak się dzieje. Trzeba po prostu pozwolić na to, żeby coś się działo i wtedy samo się robi dobrze. Jesteś sobą i to wystarczy, abyś nie był taki jak ojciec. A im bardziej będziesz się starał by nim nie być, tym bardziej nim będziesz, wiesz?
    Odsunęła koc i chciała wstać. Chociaż na chwilę, bo trochę się zasiedziała. Wstała więc, zapominając, że spała w samych majtkach, jak zawsze zresztą, i teraz ma całe nogi gołe. Nie było zimno, a okrywała się tym kocem dotychczas tylko po to chyba, aby się chociaż trochę za nim schować. Zrobiła dwa kroki w jedną stronę, potem z powrotem. Takie ciągłe leżenie i „odpoczywanie” zaczynało ją już naprawdę bardzo męczyć.
    - Nie sądzę, aby poznanie kogoś w tych okolicznościach było możliwe – zauważyła.- Zwłaszcza wtedy, kiedy kocha się kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Akurat stała tyłem do Willa, kiedy to mówiła, a kiedy się teraz odezwał, od razu się do niego odwróciła. I, o dziwo, szeroko się uśmiechnęła.
    - Narcyzm przez ciebie przemawia – stwierdziła z rozbawieniem.- Dlaczego założyłeś, że chodzi o ciebie? Trochę za dużo pewności siebie, wiesz? – kolejne dwa kroki, bo na więcej nie było miejsca i z powrotem usiadła.- To był tylko jednorazowy wyskok, dobrze o tym wiesz. Z tego wyszła wpadka, ale to inna sprawa. Po prostu wtedy potrzebowałam kogoś, kogokolwiek, a akurat ty byłeś w pobliżu. W trakcie cały czas myślałam o kimś innym tak naprawdę – wszystko, co powiedziała, było oczywiście kłamstwem. Ale powiedziała to celowo, żeby zabolało, żeby zobaczył, jak to jest i jak sama się czuła, kiedy wcześniej mówił jej te przykre rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Tak naprawdę nie wiem nawet, ile pożyję, może jeszcze dwa dni, miesiąc albo trzy lata. Dlaczego miałam wtedy nie zaszaleć, co? Nie spróbować tego, czego nigdy nie zrobiłam, skoro wiem, że mogę więcej nie mieć szansy? Jeśli miałby to być jedyny seks w moim życiu, to nieważne, z kim miałabym to zrobić, ważne, żeby było przyjemnie, nie sądzisz? – czy to się nie wpisywało czasem w zasadę „żyj chwilą”? Nigdy nie postrzegała życia w ten sposób, ale może czas zacząć.- Więc to nie było głupie. Zresztą, o czym my w ogóle dyskutujemy, co? – przechyliła się odrobinę w stronę Willa.- Po co? Jeśli nadal czujesz się winny, to nie musisz, ja się nie gniewam. Nie musisz się też starać i skakać wokół mnie, żeby uspokoić własne sumienie. A jeśli chcesz coś całkiem innego, to po prostu to zrób i nie gadajmy o bzdurach, które nie mają już znaczenia, bo są przeszłością. Chyba że przyszedłeś tylko po to, aby przynieść mi głupie żelki. Jeśli tak, to może rzeczywiście powinieneś już pójść, bo przyniosłeś, zostawiłeś, sprawa załatwiona - na koniec wzruszyła ramionami.
    Chociaż tak naprawdę wcale nie chciała, żeby poszedł. Tylko żeby zrobił coś całkiem innego.

    OdpowiedzUsuń
  14. - O niczym nie pomyślałam! – zaprotestowała od razu, może trochę zbyt gwałtownie, ale zgodnie z prawdą. O niczym nie pomyślała. I nie postrzegała tego w taki sposób, w jaki przedstawiał to Will.- Nie masz mięśnia piwnego, bo tak się składa, że nie pijesz piwa, masz lukę w swoim pokrętnym rozumowaniu – no chyba, że to od whisky, powinna to dodać tak dla żartu, ale nie zdążyła już tego powiedzieć.
    Wysłuchała tego, co mówił, a oczy jakoś tak samoistnie jej się zaszkliły. Mimo tego wszystkiego, co ledwie przed chwilą mówiła, mimo tonu, jakiego używała, Quenby nadal była tą samą Quenby, trochę za bardzo uczuciową i czasem zbyt wrażliwą. Ale za nic w świecie nie pozwoliłaby teraz, aby łzy pociekły po policzkach. Trzeba było wziąć się w garść.
    - Ten głupi facet obudził się chyba trochę za późno, nie uważasz? – zasugerowała cicho.- Skoro to wtedy do ciebie dotarło, to mogłeś od razu wrócić, a nie mimo wszystko mnie zostawić, gdybyś tak zrobił, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Ale nie ma co gdybać, już się nie odstanie – nie chciała, aby to wyglądało tak, jakby wszystko ją nie obchodziło, ale odruchowo wzruszyła ramionami; najzwyklejszy odruch, nic więcej.- Możemy to albo jakoś naprawić, albo psuć dalej. Ale przyniesienie żelków i tego typu wyznanie nie są w stanie wszystkiego od razu naprawić, wiesz? Nie wyrzucę cię, ale zupełnie nie wiem, co jeszcze mam mówić... – Will tak kucał, Quenby samoistnie się jeszcze pochyliła i uświadomiła sobie, że chyba jednak znajdują się teraz zbyt blisko siebie.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Jesteś okropny – wyrwało jej się samo, kiedy Will skończył mówić. Zapewne nie brzmiało miło, a Quenby jeszcze przewróciła oczami, ale zaraz po tym się uśmiechnęła, bo równocześnie brzmiało to według niej jakoś dziwnie zabawnie. Dobrze, że się nie powstrzymała przed powiedzeniem tego. Zresztą, pewnie i tak by jej się to nie udało.- Kombinujesz jak koń pod górę i cały czas się zasłaniasz jakimiś bzdurami, a potem się dziwisz, że nie wychodzi. Najpierw powiedziałeś, że chciałbyś wszystko naprawić, a sekundę po tym twierdzisz, że nie da się nic zrobić. Może się zdecyduj, co? A nie zakładaj od razu, że nic nie wyjdzie, to jest takie głupie... I dlatego jesteś okropny – kiedyś pewnie by się wściekł, gdyby powiedziała mu coś takiego. A poza tym, kiedyś Quenby nawet nie odważyłaby się czegoś takiego powiedzieć. A teraz już się nie bała, no i nie miała też zbyt wiele do stracenia.- Siadaj – poklepała dłonią miejsce obok siebie i przesunęła się odrobinę w bok, aby zrobić trochę więcej przestrzeni.
    Sięgnęła jeszcze po koc, aby przykryć cały czas gołe nogi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Właściwie, to myślała, że będzie musiała go namawiać, bo po jednym „siadaj” nie posłucha, choć ogólnie namawiać nie miała zamiaru, bo nic na siłę. Powiedziała to trochę bez zastanowienia, żeby został, choć zupełnie nie miała pojęcia, co potem z tym zrobić. Zdawało jej się, że jeśli zostaną tak we dwójkę, to będzie okropnie niezręcznie, bo nawet nie będą wiedzieli, o czym ze sobą rozmawiać.
    A potem, kiedy poczuła to cmoknięcie na policzku, jakoś tak odruchowo przewróciła oczami. Nie odskoczyła, nie wzbraniała się, nie walnęła go w pysk, jak się spodziewał, tylko po prostu przewróciła oczami, bo ten gest wydał jej się tak głupiutki.
    - A podobno to ja mam naście lat – zauważyła. Bo naprawdę tego typu zachowanie skojarzyło jej się z jakimś zakochanym, nieśmiałym licealistą.
    Kiwnęła głową dla potwierdzenia, ze usłyszała i zrozumiałą, co powiedział. Przesunęła się jeszcze odrobinę, choć nie było to dlatego, że chciała uciec. Po prostu chciała wygodniej usiąść i oprzeć się o ścianę. Owinęła się kocem i machnęła ręką, wskazując miejsce, gdzie leżał drugi, gdyby czasem Will też chciał sobie wziąć.
    - Spałeś z Zoe? – wypaliła nagle. Bo czemu nie.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Wystarczyło powiedzieć, że nie – powstrzymała się przed przewróceniem oczami, choć miała na to ogromną ochotę.- Nie musiałeś opowiadać całej reszty. Nie i już, nie potrzebowałam szerszej odpowiedzi.
    Może czuł potrzebę wyjaśnienia wszystkiego dokładnie, ale Quenby naprawdę nie była zbyt entuzjastycznie nastawiona do słuchania szczegółów. Swoje zobaczyła i tak. A potem zmarszczyła odrobinę brwi, zastanawiając się nad jednym wypowiedzianym przez Willa zdaniem.
    - Nie sypiasz z kobietami, do których nic nie czujesz? – powtórzyła powątpiewająco.- To sobie przypomnij, że ze mną spałeś dlatego, że trochę za dużo wypiłeś, bo normalnie pewnie byś tego nie zrobił i nie patrzył na mnie w ten sposób, tylko nadal traktował jak dziecko – to było tylko i wyłącznie stwierdzenie faktu, nie było w tym żadnych pretensji, żalu albo rozczarowania.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Jak się trochę za dużo wypije, to wszystko człowieka podnieca, wiesz? – nie żeby miała w tym jakiekolwiek doświadczenie, no i internet też nie był idealnym źródłem informacji, ale skądś się chyba stereotypy brały, prawda? – Och, nie będziesz już sypiał z żadnymi? – powtórzyła z teatralnym zdziwieniem, patrząc na Willa i przechylając przy tym głowę.- Dlaczego? Ach, no tak, bo jeszcze przypadkiem zaliczysz wpadkę, a to byłby przecież dla ciebie koszmar, musieć przejmować się jeszcze jakimś bachorem. Ale pomyl, jaka szkoda, nie będziesz mógł już żadnej kobiety powyzywać od dziwek! – była złośliwa. Właściwie, to była bardzo złośliwa, nieprzyjemna i zdecydowanie powinna się ugryźć w język w tym momencie, a nie mówić to, co powiedziała. Miało przecież być dobrze. Sama o to walczyła jeszcze chwilę wcześniej, była przyjaźnie nastawiona, a teraz ją coś podkusiło... Była pewna, że teraz Will się w końcu wścieknie, może nawet zareaguje tak, jak wtedy, gdy odchodził z domu państwa McKinnley, a wtedy Quenby naprawdę się przeraziła. Teraz był jakiś taki dziwnie spokojny, jak nie on, przyjmował na siebie wszystkie złośliwości, a teraz już chyba przegięła, więc oczekiwała wybuchu z jego strony.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wbrew przewidywaniom, nie wściekł się w sposób, w jaki wyobrażała sobie to Quenby. Na pewno poczuł się urażony, ale jakoś nie było wybuchu złości. Właściwie to Will był nadzwyczaj spokojny i jakoś tak odruchowo zaczęła się zastanawiać, gdzie jest ten prawdziwy William.
    Nie poszła za nim, nie wiedziałaby nawet, co powiedzieć. Przeprosić? Za co? Jedynie odruchowo odpowiedziała „dobranoc”, choć wcale nie miała zamiaru iść spać.



    - Dobrze się czujesz? – nad głową usłyszała pytanie, kiedy akurat siedziała rano przy ognisku i jadła coś, co miało być śniadaniem. A przynajmniej takiego rytmu dnia próbowała trzymać się Quenby.- Już tak całkowicie? – podniosła głowę, uśmiechnęła się, bo w sumie dzień był dobry i humor całkiem jej dopisywał, a dla potwierdzenia kiwnęła.
    Bo od kilku dni naprawdę było dobrze, nic się nie działo, nic nie bolało... Najwyraźniej było już całkowicie po wszystkim. I to było wyraźnie widać, bo o ile wcześniej była wiecznie zmęczona, teraz Quenby miała w sobie o wiele więcej energii i optymizmu.
    - Skoro tak, to jedź z Willem. Powie ci, o co chodzi – Rick wydawał się być wyjątkowo zdecydowany, kiedy to mówił, a Quenby zrezygnowała z protestu, choć odruchowo chciała się wykręcić.- Ktoś mu się przyda, no i chyba powinnaś się w końcu czegoś nauczyć, nie?
    - Taaa... – mruknęła odrobinę niemrawo. Ale szybko dokończyła „śniadanie”, podniosła się i poszła do samochodu, w którym, jak sądziła, urzędował Will. Właściwie z daleka było widać, że zbierał się do drogi.
    Chciała zawrócić, ale się powstrzymała i podeszła bliżej. Spróbowała się uśmiechnąć.
    - Cześć – przywitała się jak gdyby nigdy nic, chcąc w ten sposób zwrócić na siebie jego uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Nic nie jest – odpowiedziała odruchowo.
    Myślała, że Will wie. Najwyraźniej jednak nie miał pojęcia. Od razu się odwróciła, żeby zerknąć na Ricka, ale jego już nie było. Pewnie wykombinował to wszystko tak głupio, że teraz zrobiło się niezręcznie. Mogła coś zmyślić, żeby się wykręcić, Will pewnie by się nie skapnął, a Quenby by sobie spokojnie wróciła do siebie i zajęła czymś innym. Stała tak chwilę, nie wiedząc, co zrobić i co wybrać, bo analizowała to w głowie. Aż w końcu dostrzegła w tej sytuacji szansę na jakieś, choćby nikłe, porozumienie się, bo w końcu będą zmuszeni przez jakiś czas przebywać sam na sam.
    - Rick powiedział, że mam jechać z tobą –poinformowała obojętnym tonem.- Nie wiem dlaczego – dodała, żeby czasem nie posądził jej o to, że sama to sobie wymyśliła.

    OdpowiedzUsuń
  21. Quenby nie wiedziała, co tam sobie ustalili. Sama usłyszała co innego i owszem, mogła się wykręcić, powiedzieć, ze nie chce, ale stwierdziła, że w sumie coś takiego jej się przyda. Miała dosyć siedzenia w jednym miejscu, zaczynała już wariować. Szkoda tylko, że od razu padło na Willa, bo jak na pierwszy raz, mogłaby pojechać z kimś innym. Ale z drugiej strony... Czy ktoś inny pilnowałby aż tak, żeby nic jej się nie stało?
    - No, widzę, że sobie kolejną przygruchałeś – zauważyła, celowo zresztą, bo oczywiście nie mogła sobie odpuścić kolejnej złośliwości; wsiadła do samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi.- A tak gadałeś, jaki to okropny jesteś... Jakoś nie widać, bo latają za tobą jak szalone.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie istniało nic takiego, jak drogówka, więc nie trzeba było ani przestrzegać ograniczeń, ani nawet zapinać pasów, bo nikt nie mógł złapać szalonego kierowcy. To drugie bardzo Quenby w aktualnej chwili odpowiadało, bo pasy jednak ograniczały, a teraz, skoro nie musiała ich zapinać, to mogła się swobodnie obrócić w fotelu. Usiadła bokiem, aby patrzeć na Willa.
    - Masz spity ryj? – spytała jak gdyby nigdy nic, właściwie to można było nawet usłyszeć w jej głosie odrobinę rozbawienia.- Nie widzę, pokaż – oczywiście, od razu wyciągnęła rękę, aby przyłożyć dłoń do policzka Willa i spróbować go nakłonić do tego, aby odwrócił głowę w jej stronę. Nawet mimo tego, że jechali i powinien patrzeć przed siebie. Przecież mógł się zatrzymać, żeby sobie chwilę porozmawiali.- No pokaż no – ponagliła, choć przecież wszystko dobrze widziała, po prostu chciała, aby na nią spojrzał. Przechyliła się jeszcze odrobinę bardziej w jego stronę.- One mogą sobie lubić, a ty? Ty lubisz ostry seks? – bawiło ją to. Will się złościł, a ją bawiła cała ta sytuacja. Specjalnie pytała, tak dla podroczenia się.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Aha – tylko na tyle było ją stać w tym momencie.
    Quenby przez chwilę sytuacja bawiła, Will był za to zły, więc automatycznie jej się udzieliło, zwłaszcza po wzmiance o Chelsea. Mruknęła jedynie to niemrawe „aha”, a potem sobie usiadła normalnie i nie odzywała się. Wzmiankę o pistolecie zignorowała i nawet nie drgnęła, żeby zrobić to, co powiedział.
    Może jednak to był zły pomysł i trzeba było siedzieć na dupie w obozie?
    - Nie musisz tak pędzić, sądzę, że nic nam nie ucieknie – odezwała się w końcu.
    Taka prędkość była niebezpieczna, fakt, a takie przyspieszanie było całkowicie bezmyślne, jakby nie zdawał sobie sprawy, że coś mogłoby się stać.
    - Słyszysz? Zwolnij – ponagliła, bo miała wrażenie, że wcześniejsze słowa do niego nie dotarły. Wahała się chwilę, a potem dodała: - Proszę.

    OdpowiedzUsuń
  24. Miała wrażenie, że to Will jest o wiele bardziej zły na całą tę sytuację niż sama Quenby, choć powinno być odwrotnie. Sam narobił problemów, a teraz jest wielce oburzony, przez co Quenby czułą się winna, choć tak po prawdzie niczego złego nie robiła. Ot, trochę złośliwości, które padłyby pewnie i tak, niezależnie od sytuacji. Pewnie tego nie zauważył wcześniej, bo była taka zawsze uprzejma, troskliwa i sympatyczna, ale w rzeczywistości taki wlanie miała charakter, że czasem bywała złośliwa.
    Przez chwilę pomyślała o tym, ze to wszystko jest nic niewarte, skoro Will tak szybko rezygnuje i przez chwilową trudność od razu się wycofuje, twierdząc, że to wszystko bez sensu. I co, i niby ona miała się teraz starać, chociaż to on powinien?
    Westchnęła ciężko, kiedy przeglądał mapę, ale nie odezwała się, czekając przez kilka chwil, co ostatecznie zrobi. Kiedy odpalił samochód, pokręciła głową, trochę zrezygnowana.
    - Zatrzymaj się jeszcze na chwilę, proszę – odezwała się w końcu.- Na chwilę. Proszę – powtórzyła.

    OdpowiedzUsuń
  25. Może rzeczywiście z perspektywy Willa trochę teraz marudziła, bo takie zatrzymywanie się opóźniało wszystko. A przecież nie mógł wiedzieć, o co jej chodzi, więc pewnie wydawało mu się to złośliwym kaprysem ze strony Quenby.
    - Już nic - teatralnie przewróciła oczami, bo to "coś jeszcze?" było według niej pretensjonalne, choć nie brzmiał już tak, jakby był zły.
    Odczekała chwilę w milczeniu, jakby dawała czas i sobie, i Willowi na ochłonięcie.
    A potem się ruszyła, całkowicie nagle. Szybko przelazła nad skrzynią biegów i bez uprzedzenia wpakowała mu się na kolana. Chyba nawet uderzyła lekko nogą o kierownicę, ale zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Koniec końców, usiadła przodem do Willa i bez zastanowienia przylgnęła ustami do jego ust w lekkim pocałunku, zupełnie nie natarczywym i gdyby chciał, mógłby bardzo łatwo to przerwać.

    OdpowiedzUsuń
  26. Całe szczęście, problemy z żołądkiem skończyły się już jakiś czas temu, więc opcja, że wysiadłaby i poleciała w krzaki wymiotować była naprawdę bardzo, bardzo znikoma. No a jeszcze bardziej niemożliwe było to, że chciałaby się w ten sposób mścić, bo co jak co, ale to nie leżało w jej charakterze. Mogła być zła, urażona, trochę złośliwa przez to, ale nigdy w życiu by się nie mściła. Gdyby coś takiego leżało w jej charakterze, to już dawno powiedziałaby wszystkim wokół, co zrobiła Zoe albo zafundowała jej jeszcze coś gorszego, w końcu coś przez nią straciła. Ale Quenby taka nie była.
    Nie zdziwiła się, kiedy po kilku chwilach Will przerwał pocałunek. Właściwie, to była zadowolona, że w ogóle go odwzajemnił, że odpowiednio zareagował, a nie od razu ją odepchnął.
    - Mi się nigdzie nie spieszy – stwierdziła lekko.- Myślę, że poszukiwania mogą chwilę poczekać – spoważniała w końcu.- Czemu przed chwilą wspomniałeś o Chelsea? Sypiasz z nią? – spytała, również patrząc mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  27. - To czemu przed chwilą zasugerowałeś coś takiego? – spytała od razu.- Na złość mi? – nawet jeśli za złość, to nie była zła, bo sama przecież była w ostatnim czasie złośliwa niemalże ciągle.
    Odsunęła się jeszcze trochę, ale za plecami poczuła kierownicę. Nie wiedziała, czy powinna już wrócić na swoje miejsce, bo Will nie życzy sobie, aby tak siedziała, czy jednak jeszcze jakiś czas zostać, nawet jeśli ta bliskość byłą dla niej trochę niezręczna. Zrobiła, co zrobiła, ale i tak czuła się dziwnie niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Najpierw zesztywniała z powodu tego wyjątkowo otwartego wyznania. Nic dziwnego, nie spodziewała się czegoś takiego, nigdy w życiu by jej do głowy nie przyszło, że takie słowa padną z ust Willa. I do tego będą skierowane do niej. Do niej, do Quenby!
    - Teraz tak mówisz... – zaczęła niemrawo, nie wiedząc, jak mu zasygnalizować, ze trochę mu zajęło uświadomienie sobie tego, że to tak troszkę za późno, bo niektóre rzeczy się popsuły, a gdyby ogarnął się wcześniej, to byłoby teraz inaczej... Ale to było takie gdybanie i w sumie nie było sensu tego roztrząsać, nie dało się już nic zmienić ani cofnąć czasu.- Nieważne – potrząsnęła lekko głową. Nie drążyła, bo nie chciała kolejnej kłótni i złośliwości. Musiała w końcu odpuścić.- Skoro tak, to po prostu... Mnie kochaj – trochę się zamotała, ale koniec końców, o dziwo, uśmiechnęła się.

    OdpowiedzUsuń
  29. „Nic straconego” chciała powiedzieć, bo wyjątkowo szybko można było to nadrobić i sprowadzić sytuację na poprzednie tory, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie w głowie jej była teraz kolejna ciąża i gdyby to powiedziała, to raczej dla żartu, ale skąd mogła wiedzieć, jak te słowa zostaną odebrane... Może wcale nie jako żart.
    - Em... – zawahała się. Może to było nieładnie z jej strony. Ale to wcale nie było takie proste, powiedzieć to teraz na głos. Zwłaszcza po tym wszystkim.- Zdaje mi się, że już ci o tym kiedyś mówiłam... – no tak, przecież powiedziała to raz na głos. I to nawet przy świadkach. Ale teraz nie była w stanie tego powtórzyć.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na taką deklarację, choć pierwsze, co przyszło jej do głowy, to „nic na siłę”. Mógł obiecywać, ale to było tylko gadanie, a w takich a nie innych okolicznościach trudno było w jakiś sensowny sposób się wykazać. Jedynie troską i dbaniem o kogoś, to by zresztą Quenby wystarczyło, ale przecież Will i tak to robił.
    - Mogę spać w aucie, jest mi to obojętne, przecież z tobą nic mi się nie stanie – uśmiechnęła się lekko, wierząc w to, co powiedziała.- Dobrze, znajdźmy szybko jakieś miejsce na nowy obóz, może po prostu zostaniemy tam na noc – zaproponowała, równocześnie odsuwając się od Willa i przełażąc z powrotem na swoje siedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Nie chcę odchodzić, co ty – zaprotestowała od razu, nie wiedząc zupełnie, skąd mu taka myśl do głowy przyszła.- Sam mówiłeś, że musimy znaleźć jakieś nowe miejsce, aby wszyscy się przenieśli – przypomniała i sięgnęła po mapę, którą wcześniej rzucił na tylne siedzenie.- Chciałeś, żebym jakieś tu znalazła – zaczęła ją rozkładać, nie wspominając o tym, że, oczywiście, nie zastosowała się wtedy do polecenia.
    Przez chwilę przyglądała się rozłożonej mapie, choć dla niej było to bez znaczenia, czy akurat tę noc spędzą w aucie, czy w nowym miejscu, choć pewnie w jakimś budynku byłoby wygodniej niż w samochodzie.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Magazyn? – zamruczała, wpatrując się w mapę. Miarka w oczach mówiła, że znajduje się dokładnie dziesięć i osiem dziesiątych kilometra od nich, ale nie chciała już tego precyzować, bo nie było potrzeby. Nie jej wina, że miała zboczenie, jeśli chodziło o mapy. Na chwilę uniosła głowę, żeby spojrzeć na Willa i właśnie wtedy napotkała jego wzrok.- W magazynie zwykle nie ma łóżek ani niczego tego typu, więc obóz... Hm, nie wiem. Ale zajrzeć tam możemy, bo może akurat się coś tam zachowało, jakieś zapasy, cokolwiek... – trochę gdybała, ale miała nadzieję, że coś tam znajdą.- To jedźmy tam – zdecydowała, bo jak się podejmie decyzję, to łatwiej coś zacząć robić.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uniosła odrobinę brwi, bo jakoś tak jej się głupio skojarzyło to „poradzimy sobie bez auta” i pomyślała o radzeniu obie w odrobinę innym kontekście, którego Will zapewne nie miał na myśli, a myśli Quenby zaczynały już sobie brykać. Chrząknęła cicho, niby zawstydzona, ale co sobie wyobraziła, to jej.
    A potem się zaśmiała na myśl o biurze kierownika.
    - Ale ja wcale nie chcę być kierownikiem. Rick jest kierownikiem zamieszania – stwierdziła z rozbawieniem.- I nie chcę mieć pokoju sama, byłoby mi smutno tam.

    OdpowiedzUsuń
  34. Tak słuchała, co Will mówił i zdziwienie wkradało jej się na twarz, aż w końcu usiadła bokiem w fotelu i patrzyła na niego, jakby się z choinki urwał, bo dziwne rzeczy mówił. Taki zawsze był nastawiony anty do wszystkiego, nadal pamiętała, jak na nią krzyczał i mówił, że nie jest księciem z bajki i nie będzie się bawił w żaden dom, a teraz się jakoś to wszystko pozmieniało, a Quenby trochę się pogubiła.
    - Dobrze się czujesz? – spytała na serio, ze zdziwieniem w głosie, przyglądając się Willowi.- Rozumiem, że się cieszysz, bo jakoś tak się w miarę wszystko poukładało, ale.. Taki niepodobny do siebie jesteś, nie byłeś wcześniej taki ckliwy i rozmarzony.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Z dobrej strony też cię już widywałam – zauważyła.
    Chciała jeszcze tak teatralnie wyciągnąć rękę i przyłożyć ją do czoła Willa w geście wyrażającym sprawdzenie, czy aby na pewno nie ma gorączki, ale uznała, że nie powinna, zważywszy na to, że przecież prowadził.
    - Rozumiem, że się cieszysz... Ale co za dużo, to niezdrowo, nie rozpędzaj się jeszcze, bo wcale nie jest tak fajnie, jak ci się tera wydaje – poczuła się w obowiązku ściągnąć go na ziemię. Może dlatego, że wcześniej to ona sobie marzyła, fantazjowała i optymistycznie szukała szczęścia tam, gdzie go nie było, a Will ją wtedy tak brutalnie zgasił. No i, mimo wszystko, cały czas miała w pamięci to wszystko, co się stało, a wcale niełatwo było się z tym uporać.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Oboje powinniśmy się starać – stwierdziła cicho. W końcu odpowiedzialność za jakąkolwiek relację ponosiły dwie osoby i byłoby bardzo niefajnie, gdyby Will rzeczywiście się starał, a Quenby była całkowicie obojętna. Aczkolwiek niewątpliwe było, że na początku będzie istniał jeszcze mały dystans z jej strony.
    - Nie potrzebuję o nic pytać, nie chcę się już martwić ani denerwować. A jeśli będę chciała coś wiedzieć, to obiecuję, że od razu zapytam – patrzyła przez chwilę przez okno na zewnątrz, na mijany krajobraz; rzeczywiście się już trochę ściemniło.- Co chciałbyś wiedzieć? – czekała na pytanie. W końcu nie miała nic do ukrycia.

    OdpowiedzUsuń
  37. Źle się spodziewał, bo Quenby, kiedy usłyszała pytanie albo raczej próby, bo Will się czaił i podchodził jak pies do jeża, najpierw spojrzała na niego jak na idiotę, a potem się roześmiała. I śmiała się przez kilka chwil, jakby powiedział teraz naprawdę świetny dowcip.
    Właściwie to spodziewała się, że to pytanie kiedyś padnie. I gdyby chciała być złośliwa, to powiedziałaby teraz, że przecież Will wie lepiej, sam jej wpierał, że się puściła, więc po co w ogóle teraz pyta. Ale wtedy pewnie znowu by się pokłócili, a tego Quenby chciała uniknąć, poza tym nie była już tak zła, żeby rzucać złośliwościami, to nie leżało w jej charakterze.
    - Zazdrosny? – powtórzyła po nim, praktycznie nadal jeszcze się śmiejąc. Trochę też kpiny było w jej głosie, bo przecież... O kogo niby miałby być zazdrosny? – Z kim niby mogłabym to zrobić? Przecież ci powiedziałam, że się zakochałam, a jakoś nie mam w zwyczaju od razu po takim wyznaniu wskakiwać do łóżka komuś innemu. A potem nie było z kim, no i ja się źle czułam... Weź się może popukaj tutaj – dla przykładu, uniosła rękę i popukała się palcem w czoło.- Jak w ogóle mogłeś o to spytać?

    OdpowiedzUsuń
  38. - Zdawało ci się tylko – wzruszyła ramionami, poniekąd w ten sposób ucinając temat. Nie chciała tego drążyć i się tłumaczyć, zwłaszcza, że nic nie zrobiła, a zapewnianie Willa na okrągło, że nikt inny jej nie dotknął trochę mijało się z celem. Powinien uwierzyć od razu, bo powinien ufać. Bez zaufania nie ma związku przecież.- Możesz mówić co chcesz... – dopowiedziała łagodniej.- Cokolwiek ci przyjdzie do głowy i zechcesz się tym podzielić, to po prostu mów – wyjrzała przez szybę.- No i chyba jesteśmy – chciała od razu wysiąść, ale uznała to za lekkomyślne, a Will pewnie byłby zły, ze tak wyskakuje z auta bez sprawdzenia, czy wszystko na zewnątrz jest w porządku i czy na pewno są bezpieczni.

    OdpowiedzUsuń
  39. Miała ochotę znów się roześmiać po tym, jak padło pytanie, ale się powstrzymała. Bo może Will by się jeszcze obraził albo coś... Zachowywał się jak nigdy, takiego go nie znała i pomyśleć, że to wszystko działo się tylko dzięki temu że pod wpływem impulsu usiadła mu na kolanach i pocałowała. Gdyby tego nie zrobiła, zapewne nadal byłby obrażony i burczeliby na siebie całą drogę. Albo by się ignorowali nawzajem. Nic nie zostałoby wyjaśnione i nadal by się męczyli z tym wszystkim. Więc chyba dobrze zrobiła, tylko nie sądziła, że Will momentalnie zmieni się w słodką przytulankę.
    - Williamie... Zachowujesz się jak zakochany nastolatek – poinformowała go dosyć poważnym tonem.- Chcę mieć z tobą pokój. Tylko bądź bardziej sobą, okej?
    Skoro nie było szwendaczy, to Quenby bez zastanowienia wysiadła z samochodu. Nie odeszła jednak od niego, jedynie zatrzasnęła za sobą drzwi i nadal stała przy aucie, wiedząc o tym, że nie powinna sama nigdzie iść.

    OdpowiedzUsuń
  40. - No troszkę – potwierdziła jeszcze kiwnięciem głowy to, że przesadzał. Ale, jak powiedziała, tylko troszkę, bo patrząc na to obiektywnie, było to też całkiem miłe.
    A potem uniosła w górę brwi w zdziwieniu, kiedy podał jej broń.
    - Kiedyś nigdy byś mi nie dał ot tak... – zauważyła.- Tylko byś mnie pilnował, czy nic sobie nie zrobię... – uniosła na niego wzrok, opierając się jakoś tak bezwiednie plecami o samochód.- Zawsze jestem sobą... Po prostu nie do końca mnie znasz, wiesz? – było w tym sporo prawdy, mimo spędzonego razem czasu tak naprawdę wcale się jakoś specjalnie nie znali. Najwyraźniej jednak na tyle, aby zapałać jakąkolwiek sympatią i uczuciem.
    Zignorowała myśl, że nie powinna tego robić, bo póki nie sprawdzą terenu, nie było tam bezpiecznie i bez zastanowienia przyciągnęła Willa do siebie. Po to tylko, żeby się przytulić.
    Może teraz będzie już reagował inaczej, a nie jak za każdym razem wcześniej, kiedy dosłownie robił się sztywny, gdy bez ostrzeżenia kiedykolwiek się przytulała.

    OdpowiedzUsuń
  41. Na chwilę zignorowała ten zamiar utrzymywania lekkiego dystansu, tak samo jak zignorowała myśli o tym, że to nie jest odpowiednie miejsce i czas na przytulanki. Nie sądziła jednak, ze Will zdecyduje się na trochę inicjatywy, bo zdawało je się, że będzie grzecznie czekał, aż Quenby sama pozwoli z obawy przed tym, że dostanie po głowie. Nie dostał, właściwie odpowiadało jej to, co zrobił, że wykazał trochę zdecydowania. Z chęcią oddała pocałunek, odruchowo oplatając rękami szyję Willa i opierając się plecami o samochód.

    OdpowiedzUsuń
  42. Powinna być zadowolona. I była. Pojawiła się w tym pocałunku zaskakując zachłanność, co dla Quenby było nowe, zważywszy na to, że wcześniej Will prawie ciągle ją od siebie odsuwał, a o tego typu zachowaniu z jego strony mogłaby tylko pomarzyć. Więc tym bardziej ją to teraz cieszyło, aż cicho westchnęła prosto w jego usta. Z chęcią przesunęłaby jego dłonie w inne miejsca, ale właśnie, gdy miała zamiar to zrobić, co innego zwróciło jej uwagę. Dosyć gwałtownie oderwała się od Willa
    - Słyszałeś? – spytała cicho. Stała chwilę bez ruchu, nasłuchując, ale wszędzie panowała niemalże idealna cisza. Żadnego szmeru nawet. Pokręciła więc w końcu głową.- Chyba jednak mi się zdawało...

    OdpowiedzUsuń
  43. - Ale ja... – zaczęła jeszcze i urwała, bo Will skutecznie zamknął jej usta. Poddawała się temu jeszcze przez kilka chwil, nie protestując, nawet jeśli troszkę się rozpędzał, bo zwyczajnie jej to nie przeszkadzało. Było przyjemne, chciała, żeby jej dotykał, tyle tylko, że cały czas czuła ten dziwny niepokój... Nie bez powodu, jak się okazało chwilę później.
    Stłumiła krzyk, ale odruchowo przyłożyła dłoń do ust. Była zaskoczona, bardzo zaskoczona, wręcz zszokowana obecnością Marka akurat tutaj. A do tego jeszcze przerażona, bo dobrze wiedziała, jakim jest człowiekiem i co mógłby teraz zrobić. Dopiero po chwili powoli uniosła ręce w górę, żeby się nie narażać na złość, że nie wypełniła polecenia. Zdawała sobie sprawę z tego, że pistolet Willa leży na dachu i nie było szans aby zdążył po niego sięgnąć, wycelować i wystrzelić, zanim sam by nie oberwał. Ten, który dał jej, miała wetknięty za pasek spodni na plecach, co dawało odrobinę możliwości, zważywszy na to, że nikt nie spodziewał się po niej tego, że mogłaby cokolwiek zrobić albo że w ogóle potrafi strzelać. Ale jak miałaby go wyjąć aż tak szybko, odbezpieczyć i strzelić?
    Kiedyś zapewne ze strachu schowałaby się od razu za Willem. Teraz już tak nie było, nie chciała zrzucać całej odpowiedzialności na niego.
    - Szkoda, że nie zabił również ciebie – odezwała się, zanim zdążyła ugryźć się w język. Powinna milczeć, aby nie rozzłościć w żaden sposób Marka. Pewnie to, co powiedziała, bardziej go rozjuszy.- Ale nic straconego, zaraz ten błąd naprawię – no i czemu nie potrafiła teraz milczeć!?

    OdpowiedzUsuń
  44. Akurat tym, czy Quenby potrafiła strzelać, czy nie, zajął się ktoś inny i tak się złożyło, że teraz już to potrafiła. Inaczej powiedziałaby od razu, że nie wie, jak używać broni i nie chce jej nosić, a wtedy by jej teraz nie miała i sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej.
    Z początku zdziwiło ją to, co mówił Will i popatrzyła na niego zaskoczona, ale po chwili dotarło do niej, że całkiem podobnie zachowywał się, gdy chciał ją od siebie odsunąć i zrazić, a wtedy przecież robił to celowo.
    Zrozumiała, do czego zmierza i postanowiła, ze pomoże, zagra w tę dziwną gierkę, bo pewnie mówił teraz w taki sposób nie bez powodu i miał jakiś pomysł. Na pewno chodziło mu o przekabacenie Marka na swoją stronę, a wtedy musiał rzekomo odwrócić się od niej.
    - C-co? – wykrztusiła, niby zszokowana i poniekąd też oburzona.- Jak... Jak możesz! – wykrzyknęła.- Nie łudziłam się, że będziesz mnie kochał, ale mógłbyś mieć w sobie chociaż trochę lojalności! – zarzuciła mu.- Ale czego ja się spodziewałam, skoro wcześniej wystawiłeś kolegów, to teraz możesz też wystawić mnie – pokręciła głową, opuszczając ręce, czego jakoś nikt podczas jej „przemowy” nie zauważył.- Świetnie! – próbowała mówić tak, żeby głos jej drżał.- Możecie się teraz z powrotem kumplować, zajebiście! Ale ja się dotknąć więcej nie pozwolę! Nie takim szumowinom!
    Może się trochę rozpędziła, ale chciała doprowadzić do tego, aby uwierzyli Willowi, aby było wiarygodne, że pomiędzy Quenby a Williamem nastąpił rozłam.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Jesteś dupkiem, Will! – wykrzyknęła jeszcze.- Chociaż to i tak za mało powiedziane!
    A potem dosłownie zesztywniała, kiedy broń była już wycelowana w nią. To ją naprawdę trochę wystraszyło, zaczęła szybciej oddychać, bo przecież nie znała planu Willa, nie wiedziała, co a zamiar zrobić, czy na pewno zdąży i co sama powinna robić, aby się udało. Jednak stanie na linii strzału nie było czymś, co robiła z przyjemnością.
    Kiedy Mark zaczął się do niej zbliżać, odruchowo się cofnęła. Mogła jednak zrobić tylko jeden krok, bo za sobą już miała samochód. Na twarzy miała wyraz przerażenia i chyba nawet sama nie wiedziała, czy jest on prawdziwy, czy udawany. Wiedziała za to, ze gdyby jej dotknął, choćby czubkiem palca, to potem czułaby się cholernie brudna i nie mogłaby się domyć przez minimum miesiąc. O ile w ogóle przeżyje.
    - Nie masz prawa mnie dotknąć... – powiedziała jeszcze, teraz już mniej pewnie niż jeszcze chwilę temu.
    Liczyła na to, że Will coś zrobi, jakoś odwróci ich uwagę, a wtedy mogłaby szybko wyjąć zza paska pistolet i do któregoś strzelić w zamieszaniu.

    OdpowiedzUsuń
  46. Z chęcią wtopiłaby się w samochód, byle tylko odsunąć się jak najdalej. Wciskała się w niego plecami, ale nic nie mogła zrobić, nigdzie dalej nie mogła uciec, co najwyżej w bok, ale wtedy zapewne bardzo szybko zostałaby złapana.
    Kiedy padły te ohydne jak dla niej słowa, bez zastanowienia plunęła mężczyźnie w twarz. Pokryło się to z okrzykiem Willa, krew na nią chlapnęła, Quenby krzyknęła, wystraszona, a potem instynktownie wyszarpnęła zza paska pistolet, odbezpieczyła i strzeliła trochę na oślep. Oczywiście, nie trafiła. Dopiero za drugim razem, kiedy rudy dopadł już do Marka, trafiła go w nogę.
    W całym tym zamieszaniu zupełnie nie wiedziała, co działo się z Willem.

    OdpowiedzUsuń
  47. Można było tego uniknąć. Gdyby tylko wiedziała odrobinę wcześniej, co Will zamierza. Wyszło, jak wyszło, niezbyt dobrze, ale Quenby starała się zachować przytomność umysłu nawet mimo tego, że twarz miała ochlapaną krwią, a w dłonie jeszcze ciepły pistolet. Ominęła dwa ciała jakoś tak nie odczuwając skruchy przez to, co zrobili. Gdyby Will ich nie zabił, pewnie teraz oboje by nie żyli. Minęła dwa ciała i dopadła do niego, klękając obok na trawie.
    - Nie boguj teraz, on ci nie pomoże – mruknęła może trochę bezlitośnie, ale zamiast panikować lepiej było rzucić złośliwościami, aby cokolwiek do Willa dotarło.- Pokaż – dodała już łagodniej i lekko podciągnęła mu koszulkę. Szybko wypuściła ją z ręki zaskoczona tym, co zobaczyła.- Zdejmuj ją – poleciła stanowczo.- W samochodzie powinna być apteczka, jakoś damy radę – wstała i dosłownie podbiegła do samochodu, choć było to ledwie kilka kroków. Ze schowka szybko wyjęła apteczkę, a wracając podniosła z ziemi nóż Willa. Przyda się na pewno, bo Quenby przypomniała sobie, co zrobił nim wcześniej jej samej. Teraz też mogło się to przydać.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Zamknij się. – nie miała pojęcia, dlaczego to powiedziała i to tak niemiło, ale... No, za dużo gadał. Powinien leżeć spokojnie i nie dyskutować.- Nie jest ciemna, kula weszła płytko, nie bój żaby, przeżyjesz. Nie trafił tam, gdzie chciał, jak sądzę. A te najpłytsze rany zawsze najbardziej bolą – mówiła to ze stoickim spokojem, polewając ranę wodą z butelki, żeby choć trochę ją oczyścić.- Oczywiście musisz mieć zawsze wódeczkę pod siedzeniem, nie? – mruknęła z dezaprobatą w głosie.- Jesteś niereformowalny – pokręciła głową i porwała koszulkę. Kawałek przycisnęła do rany.- Trzymaj tutaj mocno – poleciła, w tym samym czasie czyszcząc nóż wódką. Miała zamiar jakimś cudem wyjąć tę kulę, bo zostawić tego tak nie mogła. Zapewne będzie bolało, ale... Co innego mogła zrobić?

    OdpowiedzUsuń
  49. - Słuchaj, o ile się nie mylę, to kobiety lepiej rozróżniają kolory niż faceci, nie słyszałeś o tym? – specjalnie gadała tak trochę o bzdurach, żeby odwrócić jego uwagę. Wiedziała, ze będzie chciał się napić, kiedy się zorientuje, co trzeba zrobić, tak dla przytępienia zmysłów i w sumie sama nawet miała zamiar to zaproponować, ale skoro ją uprzedził... Bez słowa podała mu butelkę i czekała, aż wypije odpowiednią ilość. Tylko oczywiście zamiast pić, to najpierw musiał gadać.- Mówiłam ci, żebyś się zamknął – zwróciła mu uwagę. A potem zaczęła opowiadać o tym, jakie są rodzaje odwzorowań kartograficznych i jakie wtedy występują zniekształcenia na mapach, jakby to był naprawdę pasjonujący temat, a w międzyczasie zrobiła to, co miała zrobić. Starał się delikatnie, ale chyba niespecjalnie jej wyszło, bo nóż musiała wsadzić całkiem głęboko, ale koniec końców kula wypłynęła razem z kolejną falą jaskrawoczerwonej krwi.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Miałeś się zamknąć – przypomniała o tym już nie wiadomo który raz.- I tak, właśnie taki mam zamiar – potwierdziła, wyjmując zapalniczkę. Na rozpalanie ogniska nie było czasu, więc chwilę opalała nóż, aby się rozgrzał. Jeszcze raz przeczyściła ranę, tym razem samą wodą, bo Will wypił już chyba całą wódkę. I znowu ogrzewała ostrze, paplając przy tym o kwiatkach doniczkowych, jakby miało go to obchodzić. A w końcu z zaskoczenia przyłożyła rozgrzany nóż do rany, mając nadzieję, ze dzięki temu się zasklepi i krew przestanie lecieć.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Poczekaj jeszcze chwilę – poleciła, a zaraz po tym wyjęła z apteczki duży plaster i nakleiła na ranę. Koszulki nie mógł z powrotem ubrać, bo była w strzępach, niestety, ale może coś się znajdzie w samochodzie... Taką miała nadzieję.
    Była z siebie dumna, że nie straciła głowy i nie zaczęła panikować, ale równocześnie nic a nic Willowi nie współczuła, bo przecież sam jej kiedyś zrobił to samo i był wtedy dosłownie bezlitosny. Teraz sam mógł zobaczyć, jak to jest.
    - Nie chcesz jechać po nocy? Myślę, że mimo wszystko powinniśmy wrócić... – zasugerowała.
    Pochyliła się jeszcze i cmoknęła go w czoło, nawet mimo tego, że oboje byli brudni. A potem pomogła mu wstać, żeby mógł się podeprzeć i żeby jakoś przeszli te kilka kroków do samochodu.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Och, no dobrze – mruknęła jedynie. Zapomniała o tym paliwie zupełnie. Rzeczywiście lepiej było się gdzieś ukryć, niż wracać i zatrzymać się w połowie drogi z pustym bakiem, bo wtedy miejsce mogło się okazać nieciekawe.- Tak, musisz spać – potwierdziła tylko, sadzając Willa na miejscu dla pasażera.- Ale poczekaj z tym jeszcze chwilę, to zaraz rozłożę tylne siedzenia.
    Pozbierała ich rzeczy z trawy, usiadła za kierownicą i przepakowała samochód we wskazane przez Willa miejsce. Potem szybko wysiadła, oczywiście rozglądając się, czy nie nadchodzi żaden szwendacz. Szybko porozkładała tylne siedzenia, w bagażniku znalazła koc (całe szczęście!) i nawet jakiś stary, rozciągnięty sweter.
    - Dasz radę tu wleźć? – spytała.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Tak się składa, że taki jeden mnie ni z tego, ni z owego zostawił, więc musiałam się nauczyć radzić sobie samodzielnie – nie chciała być złośliwa, po prostu stwierdziła fakt. Normalnym tonem, bez ironii w głosie.- Zwłaszcza, że zakładałam, że za jakiś czas będę musiała zajmować się też drugim człowiekiem, całkowicie bezbronnym – przypomniała, co świadczyło o jednej, bardzo prostej rzeczy: jak potrzeba, to człowiek wszystkiego się nauczy i ze wszystkim da radę.- Ubierz się – podsunęła mu sweter, potem obeszła samochód, żeby sprawdzić, czy jest porządnie zamknięty, aż w końcu też wpakowała się na tylne siedzenie, biorąc ze sobą koc.

    OdpowiedzUsuń
  54. - No nawet mu to przed chwilą powiedziałam - przypomniała, bo przecież dopiero co krzyczała do niego, że jest dupkiem, choć to było w ramach przedstawienia.- Od kuli? Daj spokój. W nic się nie przemienisz, bo nie było w pobliżu żadnego umarlaka. Zaczynasz tworzyć czarne scenariusze, nie wiem dlaczego, to takie niepodobne do ciebie, przecież wszystko się ułoży.
    Zdjęła buty i położyła się obok Willa, nakrywając ich oboje kocem. Odruchowo chciała się przytulić, ale przypomniała sobie, że przecież miała trzymać dystans. Poza tym, lepiej było go teraz nie dotykać, aby nie pogorszyć obrażeń.

    OdpowiedzUsuń
  55. Quenby nie chciała już dyskutować na ten temat, choć z chęcią zwróciłaby uwagę na to, że nie mógł wiedzieć, jak powinno, a jak nie powinno boleć, bo raczej wcześniej nie miał takich obrażeń. Chyba, że już ktoś go kiedyś postrzelił, ale jakoś tak nie widziała żadnych tego rodzaju blizn na ciele Willa. Ale może się słabo przyjrzała, w końcu tylko raz miała okazję i zajmowała się wtedy zdecydowanie czym innym.
    Długo się męczyła, zanim zasnęła. Najpierw nasłuchiwała oddechu Willa i wszelkich szmerów z zewnątrz, potem, kiedy już udało jej się przysnąć, spała czujnie, czuwając. Budziła się za każdym razem, gdy usłyszała jakiś trzask albo kiedy Will choćby minimalnie się poruszył, więc kiedy się obudził, Quenby również otworzyła oczy.
    - Hej... – szepnęła, żeby zasygnalizować, że też nie śpi.- A potem odruchowo wyciągnęła rękę, żeby zgarnąć Willowi z czoła kosmyki włosów, przykleiły się.- Jesteś cały gorący – zauważyła, kiedy go dotknęła.

    OdpowiedzUsuń
  56. Quenby jakoś tak odruchowo „odskoczyła”, kiedy krzyknął i całe szczęście, że nie rąbnęła głową w dach samochodu. Zdziwiła się i to zdziwienie było widać na je twarzy. Powoli usiadła, zgarnęła koc i odłożyła go gdzieś na bok.
    - Mówiłeś wczoraj, że nie wystarczy nam paliwa, żeby wrócić... – przypomniała cicho, trochę zmartwiona całą tą sytuacją. Pierwszy raz zachowywał się w ten sposób i teraz już zupełnie nie wiedziała, co ma robić. Gdyby miała się przyznać szczerze, to musiałaby powiedzieć, że jest bliska płaczu.- Możesz spróbować zdjąć ten sweter? Muszę zobaczyć, co się dzieje... – mimo wszystko, starała się myśleć racjonalnie. Ktoś musiał.

    OdpowiedzUsuń
  57. Najpierw się skrzywiła, a potem bez słowa, spokojnie, otworzyła drzwi od auta, aby trochę się przewietrzyło. Następnie sięgnęła po butelkę z wodą i podsunęła ją Willowi, aby mógł się napić. I to by było na tyle, pomyślała sobie, bo zupełnie nie miała pojęcia, co dalej robić. Skuliła się tylko w kącie i siedziała tak przez chwilę w milczeniu. Ruszyła się w końcu i sięgnęła po ten sam nóż, co wczoraj, ale tym razem użyła go do tego, aby bez uprzedzenia i informowania o tym rozciąć sweter. Teraz już nie musiał go zdejmować. Przygryzła dolną wargę ze zmartwienia. Chwilę się zastanawiała, ale nie wiedziała nawet, co powiedzieć.
    - Widzisz, nie przemieniłeś się – palnęła w końcu, jakby szukała optymistycznego akcentu w tym wszystkim.- Trzeba... Trzeba to wyczyścić – powiedziała słabym głosem.- I posmarować czymś antybakteryjnym.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Jak niby mam się tam dostać?! – dosyć niespodziewanie wybuchła, ale to był zwyczajnie efekt nerwów.- Na piechotę?! Wrócę za trzy dni, i co!? Po kogo!?
    To nie była wina Willa, nie powinna na niego krzyczeć, ale z bezsilności mu się oberwało. Zaraz po wykrzyczeniu tego wszystkiego Quenby wygramoliła się z samochodu i pierwsze, co zrobiła po ubraniu butów, to z całej siły kopnęła ze złości w oponę. A potem usiadła na trawie, oparła się o nią plecami i zwyczajnie się rozpłakała.
    Trwało to kilka chwil, starała się jednak być w miarę cicho, żeby Will nic nie usłyszał. Normalnie pewnie wylazł by za nią, a potem zostałaby zbesztana, że ryczy, ale w aktualnej sytuacji nie był w stanie. Podniosła się w końcu, otarła policzki zdecydowanym ruchem, zatrzasnęła drzwi od auta, obeszła je i wsiadła za kierownicę. Nie poinformowała o niczym, tylko po prostu odpaliła samochód i ruszyła. Póki było paliwo, to mogli jechać.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Jaki ty głupi czasem jesteś – mruknęła tylko, bez pewności, że Will w ogóle to usłyszał. Zawsze był jakimś takim pesymistą, przynajmniej z perspektywy Quenby, bo zwykle widział wszystko w czarnych barwach i marudził, jak to nic się nie uda. Wiedziała, owszem, ze trzeba brać pod uwagę wszelkie okoliczności i możliwości rozwoju sytuacji, te złe też, ale nie tylko złe. Przecież nie było powodów, aby myśleć, że się przemieni w sztywnego i poniekąd irytowało ją to, że ciągle o tym przypominał i gadał, że tak się właśnie stanie.
    Nie mógł tego wiedzieć, bo pewnie nie wyglądał przez szybę, ale Quenby jechała w kierunku przeciwnym niż ten, gdzie znajdował się dotychczasowy obóz. Miała inny plan. Trochę szalony, ale nie było innej możliwości, aby wszystko dobrze się skończyło, bo wiedziała, że w zapasach nie ma niczego, co pomogłoby wyleczyć tego typu ranę. Gdyby się bardziej przyłożyła do ogrodnictwa, to może znałaby się na ziołach, ale... Znalezienie ich też nie byłoby proste.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Tak, wiem – odpowiedziała cicho, znowu nie mając pewności, że w ogóle ją słyszał. Nie obracała się do tyłu, jakby nie chciała wiedzieć, co dzieje się z Willem i jak wygląda sytuacja. Tak było lepiej, bo gdyby co jakiś czas sprawdzała, co z nim i jak wygląda rana, to pewnie już dawno straciłaby odwagę i zrezygnowałaby ze swojego planu.
    Bo przecież nie wszystko było stracone, jeszcze mogli przeżyć to wszystko, o czym sobie myślał, a nie mieć w pamięci tylko tamte pojedyncze, dobre chwile.
    Po przejechaniu kolejnych kilkunastu kilometrów samochód zaczął rzęzić, a Quenby wyczuła, że to koniec paliwa. Zanim stanął na dobre, zdążyła jeszcze jechać gdzieś w mniej widoczne miejsce. Była całkiem zadowolona z drogi, jaką przebyli, bo zbliżyli się do małego miasteczka (tak przynajmniej mówiła mapa) na tyle, by dotarcie do niego nie zajęło jej całego dnia, tylko może ze dwie godziny. Maksymalnie dwie godziny. Najtrudniej było jej zostawić teraz Willa samego, ale wiedziała, że musi. I że musi się spieszyć, więc czym prędzej pakowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, a kiedy skończyła, zajrzała jeszcze do samochodu na tylne siedzenie.
    - Musisz tutaj na mnie zaczekać – poinformowała go łagodnie.- Spróbuj zasnąć. A jak się obudzisz, będę już z powrotem. Dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  61. - Phi, jeszcze czego. Nie wyobrażaj sobie za dużo – specjalnie to powiedziała, żeby się nie martwił.- A teraz śpij.
    Chciała go jeszcze cmoknąć w czoło w dziwnie troskliwym geście, ale uznała, że lepiej go nie dotykać, więc tylko położyła pistolet obok niego, żeby w ewentualnej kryzysowej sytuacji mógł się jakoś bronić, podsunęła mu też wodę, a potem zatrzasnęła drzwi auta, dobrze je zamknęła i szybko odeszła, nie oglądając się za siebie.
    Maszerowała, o dziwo, godzinę a nie dwie i miała chyba odrobinę szczęścia, bo bez przeszkód dotarła do miasteczka, nie natknęła się na ani jednego sztywnego. Tam było już trochę gorzej, bo kilku ich szwendało się po ulicach, jednak nie było ich na tyle dużo, aby nie mogła sobie poradzić. Oczywiście, nie strzelała, nie chcąc ich do siebie zwabić, tylko wpadła na całkowicie inny pomysł, który pomógłby jej w miarę swobodnie poruszać się po ulicach w poszukiwaniu apteki. Innym problemem było to, czy w owej aptece będą jeszcze jakieś zapasy, bo bardzo na to liczyła, a gdyby okazała się pusta... Wtedy Quenby zupełnie nie miałaby pojęcia, co robić. Ale i w tym dopisało jej szczęście, zgarnęła więc co się dało z naciskiem na to, czego najbardziej potrzebowali, ale przestała być uważna. O ile pomysł w jedną stronę zadziałał, o tyle z powrotem musiała już uciekać, biec najszybciej jak to było możliwe i, niestety, strzelić dwa razy, co dodatkowo zwabiło umarlaków. Postanowiła więc wyprowadzić ich w pole, ale trochę też przeliczyła własne siły, bo nigdy nie byłą Larą Croft i, jak się okazało, wspięcie się na zwykłą siatkę było trudniejsze niż przypuszczała. Wspięcie się i przeskoczenie na drugą stronę, aby zostawić sztywnych za sobą. Dodatkowo na samym szczycie był rozciągnięty drut kolczasty, a w efekcie Quenby dosłownie wylądowała z hukiem na betonie po drugiej stronie siatki, ale przynamniej szwendacie nie mogli już jej gonić, bo sami nie mogli jej sforsować.
    Byłą rozczochrana, poobijana i podrapana, nawet lekko utykała, ale jakimś cudem dotarła z powrotem do samochodu, choć tym razem droga zajęła jej więcej niż godzinę. Ostatni odcinek biegła, ignorując ból w kostce i dosłownie dopadła do samochodu. Szarpała się chwilę z klamką, zapominając, że sama auto zamknęła. Dopiero po wzięciu kilku głębszych oddechów trochę spokojniej wygrzebała kluczyki, czym prędzej otworzyła drzwi i wpakowała się na tyle siedzenie, dosłownie dopadając do Willa.
    Oddychał, a Quenby odetchnęła z ulgą.

    OdpowiedzUsuń
  62. Ocknął się. A ulga Quenby była jeszcze większa. Od razu przyłożyła dłoń do czoła Willa, ale gorączka nie ustąpiła.
    - Byłam tylko u lekarza – palnęła głupio.- Mówiłam, że jak się obudzisz, będę z powrotem – dodała.- Teraz będzie cię trochę bolało, ale nie możesz krzyczeć, wiesz? – tłumaczyła łagodnie.- Musisz się przekręcić.
    Trochę pomogła, ignorując jęki, ale musiała mieć lepszy dostęp do rany. Nie goiła się, była zaogniona, a przypalenie nic nie dało. Skrzywiła się najpierw i nic nie mogła na to poradzić. A potem sięgnęła po resztkę wódki i kolejny raz polała nią nóż. Bez ostrzeżenia nacięła lekko ranę, myśląc, że jeśli zrobi to nagle, to Will mniej będzie cierpiał. Chciała, aby ropa wypłynęła i zaczęła ją ścierać koszulką Willa. Przecież i tak już jej nie ubierze, była w strzępach. Z plecaka wygrzebała wodę utlenioną i nie wiedziała, komu powinna być wdzięczna za to, ze jedna się w tej aptece ostała. Kiedy polała ranę, mocno się pieniła, ale to oznaczało jedno – będzie czysta.
    - Powinieneś coś zjeść – stwierdziła, grzebiąc w plecaku i oglądając kartonowe pudełeczka.- W schowku są chyba jakieś ciastka – szukała czegoś, czym mogłaby nasmarować ranę i czegoś, co zbiłoby gorączkę.- Przyniosłam nawet żelki z witaminami w kształcie marsjanków, zabawne – zagrzechotała plastikowym pudełkiem, które właśnie wyjęła z plecaka.- Brakuje mi tylko naklejki dzielnego pacjenta. Tobie się należy.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Sztywni? Nieee – pokręciła głową.- Jeszcze chwilkę, tylko ci to nasmaruję i na razie będzie po wszystkim. No i zjedz te ciastka, bo potem musisz wziąć tabletkę -sięgnęła po wspomniane ciastka już wcześniej, więc teraz tylko je podsunęła Willowi.- Marsjanka też możesz, jeśli chcesz. Sama sobie zjem – wyjęła jednego w pudełeczka i zjada, a potem sięgnęła po tubkę z maścią, która wydawała jej się najodpowiedniejsza.- Mi nic nie jest – poinformowała, smarując delikatnie ranę.- Tylko chyba sobie kostkę skręciłam, trochę spuchła. No i się podrapałam o pręty, mam takie szramy na ramieniu, też będę musiała je wyczyścić z brudu, bo piachu tam było co niemiara, ale tak ogólnie nic mi nie jest. Fryzurę sobie zepsułam tylko – jakby w ogóle jakąkolwiek porządną miała wcześniej.- No, skończone. Odsunęła się i w ostatni kawałek koszulki wytarła dłonie.- A teraz zjedz i łykaj te tabletki.

    OdpowiedzUsuń
  64. - Nie ma już żadnej innej... Mam tylko bluzę. Moją. Możesz się wciskać, jeśli chcesz... – na samą myśl o tym, że próbowałby ją ubrać, jakoś tak odruchowo się uśmiechnęła. Chociaż trochę się rozbawiła.- Widzę, że już ci lepiej, skoro tyle byś zjadł... – zauważyła, nadal z rozbawieniem w głosie. Sama też była głodna, ale uznała, że wytrzyma, w końcu nic więcej nie było. Nie brali zapasów, prócz wody, bo nie powinno ich tu teraz być, już dawno powinni znajdować się bezpiecznie w obozie. Pomyślała z przerażeniem o tym, że będzie musiała coś upolować, żeby mieli co zjeść. A przecież nigdy wcześniej tego nie robiła. To Will zajmował się takimi rzeczami.- Nie sądzę, abym mogła zostać pielęgniarką. Jakbym miała komuś zmieniać pieluchy, to chyba bym się zrzygała...

    OdpowiedzUsuń
  65. - Powinieneś – potwierdziła cicho i kiwnęła głową. A zaraz po tym podsunęła mu koc, bo lepiej było choćby się przykryć niż leżeć tak bez niczego.
    Poczekała, aż Will się ułoży, a potem zajęła się sobą. Wzięła wodę utlenioną z zamiarem przeczyszczenia zadrapań na ramieniu. Zdjęła też buty, wcześniej o tym zapomniała. Obejrzała kostkę, ale z nią akurat nic nie mogła zrobić. Położyła się obok, skubnęła róg koca i zamknęła oczy, chcąc spróbować zasnąć. Ssało ją w żołądku, ewidentnie była głodna, ale byłą też okropnie zmęczona i zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli wyjdzie teraz w poszukiwaniu jedzenia, to nie skończy się to dobrze. Raz, że już się ściemniało, a dwa, że zwyczajnie nie była w pełni sił.

    OdpowiedzUsuń
  66. Quenby miała to szczęście, że nie miewała głupich albo dziwacznych snów. Spałą ogólnie czujnie, ale tym razem była chyba zbyt bardzo zmęczona, aby jeszcze czuwać w trakcie snu. Czuła się zwyczajnie wyczerpana i dlatego przespała całą noc niemalże bez drgnięcia. Nad ranem, czując poszturchiwanie, machnęła tylko niedbale ręką, ospale i na oślep, jakby odganiała natrętną muchę. Całe szczęście, że nie walnęła Willa przypuśćmy w twarz, bo pewnie by się obraził.
    - Zostaw mnie... – wymruczała śpiąco.- Wszystko mnie boli, daj spać.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Dobra, ale czy ten twój plan nie może trochę poczekać? – wymruczała, nadal leżąc z zamkniętymi oczami. Naprawdę wszystko ją bolało, ale to akurat zapewne wynikało z tego, ze spali w takim, a nie innym miejscu. Niby powinna się przyzwyczaić, bo od dawna nei spała w wygodnym łóżku, ale... Może po prostu wszystko razem się na siebie ponakładało, w efekcie czego czuła się dosłownie połamana.- Najpierw weź coś na zbicie gorączki. I nasmaruj sobie tę ranę. No i daj mi też spać – trochę bezczelnie obróciła się plecami do Willa, zamierzając z powrotem zasnąć.

    OdpowiedzUsuń
  68. Chciała jeszcze pospać, ale już nie udało jej się, uspokoić i porządnie zasnąć. Męczyła się leżeniem, a wynikało to z nerwów, choć tego już nie potrafiła wytłumaczyć. Była po prostu dziwnie zestresowana. W końcu jednak wygrzebała się z koca i przeciągnęła lekko, mając wrażenie, że ma dosłownie połamany kręgosłup. Zamiast wyjść z samochodu jak cywilizowany człowiek, dosłownie z niego wypadłą, lądując na trawie.
    - Cholera, czuję się, jakbym miała ze sto lat i stare kości – wymruczała, podnosząc się.- Wziąłeś coś na gorączkę? – zainteresowała się od razu, dostrzegając Willa siedzącego na masce.

    OdpowiedzUsuń
  69. - Taaa, bardzo – mruknęła, stając na jednej nodze i opierając się o samochód, aby obejrzeć kostkę.- Jestem brudna, rozczochrana, kleję się, chciałabym się umyć...- zamarudziła trochę takim autentycznie marudnym głosem.- Jeśli musimy, to pójdziemy, co zrobić... – westchnęła cicho. Że też musieli mieć takiego pecha. Quenby byłą naprawdę zmartwiona brakiem antybiotyku, dlaczego o tym nie pomyślała i nie przeszukała apteki dokładniej?

    OdpowiedzUsuń
  70. - Pewnie, że dam radę – trochę się obruszyła. To nie było nic takiego, nic, czym trzeba było się specjalnie przejmować, najprawdopodobniej zwykłe kręcenie albo zwichnięcie, dało się normalnie chodzić. Tyle tylko, że lepiej by było, gdyby najpierw się dało nodze odpocząć minimum dwa dni, wtedy byłoby o wiele lepiej. Ale na to nie mieli czasu.- Ale sobie gruchamy, nie? – zauważyła z rozbawieniem.- „Dobrze się czujesz? Pomóc ci? Wszystko w porządku?”, normalnie jak nigdy. Nikt wcześniej wokół mnie tak nie skakał – zamyśliła się na chwilę, a potem potrząsnęła głową.- Trochę głodna jestem. Daj plecak, ja poniosę – wyciągnęła rękę.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Ale tobie może przeszkadzać i ocierać o ranę – przypomniała, ale się nie kłóciła. Sama swego czasu niosła swój, ignorując wtedy nawet krwawienie i właściwie nie przyznając się do tego, że ma jakąkolwiek ranę.- Widzę – mruknęła, biorąc te dwa ostatnie ciastka. Może rzeczywiście coś tam będzie, najlepiej coś do jedzenia, ale nie powinna mieć zbyt dużych nadziei, bo tylko podwójnie się rozczaruje, jeśli już tam dotrą.- Wiesz, że za dwa dni już nie będę miała „nastu” lat? – zagadnęła, chcąc zmienić temat na jakiś choć trochę przyjemniejszy.

    OdpowiedzUsuń