5 sierpnia 2016

[KP] Lysander Scamander


Od lewej: Lorcan Scamander, Lysander Scamander.

Lysander Scamander

Syn Rolfa Scamandera oraz Luny Scamander, dawniej Lovegood — 18 lat — siódmy rok w Hogwarcie. ♦ Prefekt Naczelny Ravenclaw'u. ♦ Porywający się na własne zachcianki chłopiec o nudnym spojrzeniu, acz intrygujących myślach. ♦ Słodki manipulant o niepohamowanej skłonności do gier słownych. ♦ Choć raczej człowiek pióra, ma swoje fizyczne przebłyski. ♦ Broni się dobrymi manierami i samokontrolą. ♦ Zaintrygowany relacjami, ich skłonnością do szybkiej transformacji w te mniej lub bardziej przyjazne. ♦ Pomimo racjonalnie podejmowanych decyzji, żyje we własnej, pięknej iluzji rzeczywistości, gdzie bezkarność pozwala na czułości.
Wątek ze zgniły anioł: Lorcan Scamander

2 komentarze:

  1. Selyse została obrzucona przez smarkaczy z Hogsmeade łajnobombami, a on ma zły dzień.
    To dla niego nowość, cudze nieszczęście odwiecznie wpływało na niego nijak, a teraz po prostu się przemuje. I nie wie, co drażni go bardziej: sama obecność przykrego incydentu czy może to, że gdy stanął w jej obronie i pogonił szczyli błahymi zaklęciami, kobieta wściekła się, choć sam smród gnoju na szacie nie zrobił na niej wrażenia. Bo rzekomo jedynie bardziej przekrzywia jej obraz w oczach społeczeństwa. Na domiar złego jeszcze ten list od matki. Zaciska szczęki, mieląc papier w palcach. Plotki roznoszą się prędko, ona już wie i strofuje go w typowy dla siebie sposób, okrętnie dając do zrozumienia, że jedenaście lat różnicy to za dużo, a jego wybranka na pewno stara się podtrzymać dziedzictwo Lorda Voldemorta, bo kto żył w rodzinie Śmierciożerców, jest i będzie niebiezpieczny. Przeczesuje dłonią nadal wilgotne po prysznicu włosy i już ma przestać myśleć, pójść spać w mocnym postanowieniu powrotu do lekkiego przyjmowania wszystkiego takim, jakie jest, kiedy zegarek na jego nadgarstku wibruje. Marszczy brwi, spoglądając na cyferblat. Za trzynaście północ w ułamku sekundy przekształca się w braterską wiadomość. Za piętnaście minut. I znowu zgrzyta zębami. A potem zrywa się z łóżka, niedbale wsuwa na stopy trampki i w samym podkoszulku i luźnych spodniach, tej marnej imitacji piżamy, opuszcza dormitorium. Brnie przez korytarze, wspina się po schodach i choć pokonuje ich spore ilości, wychodząc zza rogu prowadzącego do ich ślepego zaułka, nawet nie dostaje zadyszki. Tylko gniew przybiera na mocy.
    - Jeśli wydaje się tobie, że pokonanie tych pięciu pięter z lochów zajmuje piętnaście minut, to pozwól, że wyprowadzę cię z błędu: nie, nie zajmuje - warczy, choć przecież przybył punktualnie. Dopiero teraz posyła bliźniakowi pilniejsze spojrzenie i zaraz pokornieje.
    - Nie siedź na ziemi, jesteś przeziębiony - mówi, ale mimo iż słowa wyraźnie dyktowane są troską, w tonie głosu jej nie słychać. Jest tylko twarde polecenie.
    Lysander nie przejawia żadnych oznak choroby, ale Lo zawsze wie wcześniej, nawet przed samym zainteresowanym. Anomalię trudną do ubrania w słowach, bliźniak streszca prosto: widzi po oczach.
    Wyciąga różdżkę zza gumki spodni i jednym jej machnięciem przenosi mijaną przed momentem ławkę w ten ich zaułek, jednocześnie idąc ku bratu. Chwyta go za rękę, pomagając wstać, po czym lokuje się na przygotowanym wczesniej siedzisku, wyczekująco wpatrując się w kompana.
    - To mój sweter - wyrzuca z siebie jeszcze, ale bez spodziewanej pretensji w głosie. O zgubie nie wiedział do tej chwili, a ta leży przecież na bracie równie dobrze, co na nim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciska zęby wręcz do bólu, usilnie starając się zapanować nad gniewem, który choć wcześniej uciszony, teraz wraca ze zdwojoną siłą. Zgniata wiszący w powietrzu pergamin jeszcze zanim Lysander kończy czytać i wściekle gniecie go w dłoni.
    Selyse Carrow. Nazywa się Selyse Carrow. Dusi w sobie te słowa, bo mówienie bratu o kobiecie wydaje się pozbawione sensu. Przymyka powieki, bierze głębszy wdech i tkwi tak prawie w bezruchu, bo jedynie palce mielą zawzięcie papier w szczelnym uścisku. Drga i otwiera oczy, dopiero kiedy pada ostatnia wypowiedź brata, a jego łokieć wbija mu się w kolano.
    Wpatruje się w niego przez moment w ciszy, przez myśl przechodzi mu, że Lysander wygląda jak łaszący się do nogi szczeniak. Walczy z pokusą wtopienia palców w jego włosy, wreszcie tłamsząc ją w zarodku w przekonaniu, że raczej wpiłby je boleśnie w jego czaszkę.
    - Dramatyzujesz - ucina chłodno i zaciska usta w wąską linię.
    - Między mną a nią to już koniec, chcesz wyrzucić z siebie jeszcze jakiś lament, czy mogę już wrócić do dormitorium? Mam trening o piątej rano. - Pojęcia nie ma, skąd te słowa lęgną mu się na ustach, jeszcze wchodząc po tych schodach zastanawiał się, co zrobić, żeby kobietę przeprosić. Co ważniejsze jednak, brzmi wiarygodnie. Jak gdyby rzeczywiście ją przeleciał i nie był zainteresowany dalszym rozwojem tej relacji.
    [Nie przeszkadza mi to, dopóki Ty nie masz problem z tym, że mi może się zdarzyć odpisać krócej.]

    OdpowiedzUsuń