Christopher Niles
Częściej Kit
Anglik z urodzenia
Teraz raczej pirat
Jakoś koło trzydziestki
Kapitan szkunera Nightingale
Chłopiec kiedyś zamarzył sobie, że zostanie najsłynniejszym marynarzem, jakiego znała Anglia. Że pozna samego króla, który obdarzy go licznymi nagrodami. I że wszyscy będą go podziwiać.
Chłopak uświadomił sobie, że monarcha niekoniecznie jest tak niesamowitą figurą, jaką mu się kiedyś wydawał. I rzeczywiście zna się na marynarstwie.
Nieco starszy już chłopak poznał grupę miłych, chociaż trochę nieokrzesanych mężczyzn, którzy powiedzieli, że mogą mu pokazać, jak wygląda prawdziwe morze. Nieco starszy chłopak uciekł więc od rodziców, żeby zobaczyć prawdziwe morze.
Już prawie mężczyzna nauczył się, że prawo należy łamać, jeśli chce się żyć na przyzwoitym poziomie. I że rum jest definitywnie najsmaczniejszym alkoholem.
Mężczyzna był naprawdę dobry w tym, co robił. Znał się na nawigacji i wiedział, gdzie uderzyć. Potrafił określić słabe punkty okrętów i ocenić, jak wartościowy mają towar. Cóż, z reguły. Mężczyzna lubił pirackie życie i okręt, który otrzymał po pewnym nie do końca żywym mężczyźnie na usługach angielskiego monarchy.
[cytat: Black Sails; wizerunek: Tom Burke, wątek z Anonimowa Owca]
[cytat: Black Sails; wizerunek: Tom Burke, wątek z Anonimowa Owca]
Morze stało się jej domem. Mimo iż na początku czuła do niego odrazę, widok marynarzy przyprawiał ją o dreszcze, a zapachy towarzyszące portowi wywoływały niekontrolowane mdłości, z czasem nauczyła się w nim dostrzegać coś innego, piękniejszego. Spokój. Ucieczkę. Dom. Tym właśnie były dla niej fale niosące jej statek na przód. Powiew wiatru, chlupot wody. Dawały jej możliwość do odcięcia się od nudnej rzeczywistości. Chwilę zapomnienia.
OdpowiedzUsuńMiała zostać damą. Nikogo nie obchodziła niska pozycja społeczna barona, któremu została obiecana. Dla niego był to dobry interes, w pakiecie z pokaźnym majątkiem dostawał żonę, która miała się przyczynić do przedłużenia linii jego rodu. Nikogo nie obchodził fakt, że najwięcej straci na tym ona. Interes jej ojca, zgodnie z jego wola miał trafić w jej ręce, jednakże, jak powszechnie było wiadomo, to co należało do żony w dniu ślub automatycznie stawało się własnością jej męża, czy jej się to podobało czy nie. Nie miała nic do gadania, mimo że na język cisnęły jej się wszelakie nieprzyzwoite słowa jakie kiedykolwiek usłyszała. Miała być damą. Problem tkwił w tym, że nikt nigdy nie wytłumaczył jej jak nią być. Matka zmarła zaraz po porodzie, a ojciec zbyt pragnął mieć syna by zadawać sobie trud wychowania dziewczynki. I tak oto ukształtował się jej charakter. Mimo kobiecego wyglądu więcej z niej było chłopa niż baby, mimo iż usilnie starała się to ukryć. Nie mogła dać się ponieść swojej pierwotnej naturze. Nie w mieście, nie przy ludziach którzy czekali tylko na jej jeden fałszywy ruch, na oznakę niesubordynacji i jakiegoś odstępstwa. Nie mogła przynieść ojcu wstydu. Nie, w mieście nie mogła być sobą. Tylko morze przypominało jej o jej prawdziwym ja, tym które najchętniej zostałoby na wodzie, dryfowało przez bezkresne wody mórz i oceanów, spało pod rozgwieżdżonym niebem i zmagało się z nieokiełznanym wiatrem podczas sztormów. Fakt, że większość takich momentów spędzała w kajucie nie miał dla niej znaczenia. Ważne że czuła jak deski uginają się pod naporem fal, jak krople biją w szyby i łajba przechyla się raz to na jedną raz na drugą stronę. Wtedy czuła się wolna. Czuła, że jest tam gdzie powinna być.
Ze świstem wypuściła zalegający jej w płucach nadmiar powietrza po czym oparła się o burtę wpatrując się we wschodzące słońce. Uśmiechnęła się na wspomnienie ostatniego zachodu słońca, jaki miała okazję oglądać kilka dni temu z molo przy którym cumowała „ Święta Katarzyna”. Nie był on wprawdzie tak samo piękny jak ten, jednakże z niewiadomych przyczyn utkwił jej w pamięci i za nic w świecie nie chciał odejść w otchłań zapomnienia. Zerknęła przez ramię na kapitana, który pewną ręką trzymał stery, jednocześnie wymieniając uwagi z bosmanem. Obydwoje byli rosłymi mężczyznami mniej więcej w wieku jej ojca, chociaż w przeciwieństwie do niego charakteryzowały ich ogorzałe od słońca twarze i mocno zapuszczone brody, przeplatane pasmami siwizny. Byli braćmi, jednymi z niewielu którzy potrafili się dogadać na statku, mimo znacznej różnicy charakterów i ich pozycji w załodze.
Znów zwróciła oczy ku słońcu. A szkoda. Bo gdyby na dłużej oderwała wzrok może dostrzegłaby ciemny punkt zbliżający się do nich od lewej burty. Może zorientowałaby się wcześniej, że nadciąga niebezpieczeństwo. Może udałoby jej się coś zrobić. Może, może, może…
[Zaczęcia nie są moją mocną stroną wybacz....]
Jeden strzał. Drugi Trzeci. Odruchowo padła na ziemię chowają głowę w dłoniach. Po kilku dłuższych sekundach zerwała się na równe nogi i zaczęła szukać źródła zagrożenia. Spojrzała na zbliżający się w ich kierunku z zawrotna prędkością obcy okręt oznakowany piracką banderą. Jak mogła go nie dostrzec?
OdpowiedzUsuńSpojrzała na kapitana który gorączkowo zaczął wydawać komendy załodze. Wszyscy pracowali jak w zegarku trzymając się ostatnich złudzeń że może jakoś uda im się umknąć grabieżcom. Niestety prawda była dość brutalna- ich mały statek nie był przystosowany do szybkiego pływania, zwinne zwroty uniemożliwiała mu masywna budowa oraz ładownia zapełniona po brzegi ciężkimi towarami, głownie owocami, mięsem, wełną, tkaninami różnego rodzaju oraz wybornym winem, a nawet bez tego ich szanse na ucieczkę były równe niemal zero.
Byli w pułapce zdani na bandę rabusiów i morderców.
- Janinne!- gruby głos kapitana przywołał ją na ziemie. Szybko chwyciła poły sukni i pobiegła w jego kierunku. Znalazłszy się na mostku, z którego jak wiadomo był lepszy widok na cała sytuację, odruchowo zerknęła na zbliżające się niebezpieczeństwo- Natychmiast zejdź pod pokład i zamknij się w kajucie i pod żadnym pozorem z niej nie wychodź- zakomenderował nawet nie siląc się na ukrycie drżenia głosu- Jesteś kobietą i z nas wszystkich to ty jesteś w największym niebezpieczeństwie. O nas się nie martw, poradzimy sobie.
- Ale może mogłabym jakoś pomóc..-od razu przerwał jej gwałtownym gestem ręki. Jeszcze nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego. Zimny pot wstąpił mu na czoło, zaciśnięte na sterze palce zsiniały od zbyt mocnego uścisku. Bał się.
- Nie. Więcej zrobisz jak uda ci się to przeżyć. Biegnij szybko zanim któryś cię zobaczy. I niech Bóg ma cię w opiece. A teraz biegnij- szturchnięta przez niego lekko ruszyła w kierunku swojej kajuty po drodze mijając się innymi członkami załogi.
Pistolety, bagnety- nie miała pojęcia że jej ojciec wyposażał swoich ludzi w takie cuda. Szybko zeszła pod pokład i pobiegła w stronę swojej kajuty. Zgodnie z życiem kapitana zamknęła drzwi na mosiężną zasuwę i odsunęła się od nich przez chwilę zastanawiając się, czy to w ogóle coś pomoże. Słyszała mnóstwo opowieści o niestraszonych piratach, którzy poza grabieżą wsławili się dzięki swojej brutalności i zostawianiu swoich ofiar na dnie oceanów. Sama, mimo kilku lat spędzonych na morzu nie miała przyjemności, jeśli tak można było to nazwać, spotkać ani jednego za co w duchu dziękowała Bogu. No cóż, zawsze musiał być ten pierwszy raz.
[Wybacz zwłokę, odsypiałam szkołę (jakie rymy...) ]
[Większość z nich się podda od razu, problemem może być kapitan oraz jego brat który jest bosmanem, reszta od razu się im podporządkuje]
OdpowiedzUsuń[na luzie, jest dobrze, niczego nie musisz zmieniać :)]
OdpowiedzUsuńSłyszała kroki, słyszała krzyk a potem cisza rozległa się na pokładzie statku, przecina jedynie szumem fal rozbijających się o statek. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, chociaż i on nie pozostawał jej dłużny, więc zanim wyszła z kajuty chwyciła zardzewiały bagnet z kąta i po cichutku wyślizgnęła się z pomieszczenia, kierując się w górę pokładu. Stanęła na stopniach tak by jeszcze się nie pokazać, ale mieć dobry widok na zgraje panoszących się po pokładzie piratów. Widziała jak jej ludzie składają broń, jak każdy poddaje się niemal od razu. Widziała jak bosman zaciska zęby jednakże nic nie robi, usuwając się w cień tak daleko, by nikt nie widział jego zaciśniętych pięści. I w końcu zauważyła kapitana do którego podszedł rosły mężczyzna w czarnym płaszczu. Bez problemu wywnioskowała kim był i aż serce zabiło jej mocniej ze strachu, choć mogło to też być chwilami lekkie podniecenie. Po raz pierwszy miała tyczność z piratami, a gdy słyszała samo słowo kapitan, to przed oczami stawał jej obraz starego mężczyzny o surowym obliczu, prawie że bezzębnego o skórze ogorzałej od słońca i wielkich, włochatych łapach. Ten zaś zupełnie odbiegał od jej wygórowanej wizji. Był młody, może o kilka lat starszy od niej i choć nie widziała go z bliska, mogłaby sobie dać palec uciąć, że był nawet przystojny. Czerń włosów dorównywała kolorowi jego płaszcza, spod którego wystawała pięknie zdobiona broń, a przynajmniej tak jej się wydawało. Ogólnie nie sprawiał wrażenia rządnego krwi mordu, jednak jakimś cudem wywołał u niej cos na kształt podziwu. Tak, dokładnie jakaś cząstka jej odczuwała do niego respekt, inne zaś błagały ją o natychmiastową ucieczkę. Byle dalej, byle szybciej.
- Gdzie towar- mimowolnie zadrżała na dźwięk jego głosu, chowając się głębiej pod pokład. Modliła się w duchu by kapitan milczał w innym wypadku od razu skazałby ją na zgubę. Nie ulegało wątpliwości, że gdy tylko jego kamraci zejdą pod pokład to znajdą ją prędzej czy później, a wtedy ziszczą się jej najgorsze koszmary, czego chciała uniknąć. Zacisnęła powieki.
- Na dole- gwałtownie cofnęła się do tyłu potykając się o stopnie. Od upadku uchroniła ją lina niedbale zawieszona przez jednego z majtków, która jeszcze kilka dnia temu dumnie trzymała żagiel, jednak z powodu liczny przetarć musiała zostać wymieniona. Kolejne trzy kroki w tył, kolejne i kolejne. Rzuciła się ponownie w kierunku swojej kajuty, tym razem poza zaryglowanie, drzwi jeszcze spróbowała zastawić je jednym cięższych kufrów. Miała nadzieję, że te przeszkody wystarczająco zniechęca piratów, jednak na wszelki wypadek nadal trzymała mocno wymierzony w drzwi bagnet. Zadrżała na całym ciele, adrenalina krążąca w jej żyłach jednocześnie dodawała jej odwagi jak i paraliżowała każdą kończynę. Tak, bała się. Ona Janinne bała się, że skończy jako łup, jak zwykły, nic nie znaczący przedmiot w rękach okrutnych piratów.
W duchu dziękowała Bogu, że ojciec niegdyś postanowił ją nauczyć posługiwać się bagnetem. Nie była jakimś wielkim mistrzem ale umiała to i owo. Na pewno wystarczyłoby od kupna kilku chwil których potrzebowałaby do ucieczki przez okno. Choć nie, to by było głupie posunięcie. Jednak z drugiej strony wolała zostać pochłonięta przez fale a niżeli oddać się w ręce piratów.
OdpowiedzUsuńDlaczego im na to pozwolili? Dlaczego kapitan nie walczył? Dlaczego tak łatwo się poddali nie próbując nawet ich pokonać? Z tego co widziała nie było ich zbyt wielu, ba szczerze powiedziawszy spodziewała się ujrzeć co najmniej trzy tuziny barbarzyńców, a tymczasem nieco się zawiodła. Na jej statku, bo chyba z racji nazwiska mogła go tak nazwać znajdowała się czterdziestka mężczyzn, starannie dobranych kawalerów wiernych jej ojcu, w większości wprawionych w boju. Więc dlaczego od razu złożyli broń?
Cofnęła się o krok, jednakże ani centymetr dalej. Wyprostowała się dumnie nie spuszczając ostrza, delikatnie przeniosła ciężar ciała na prawą nogę tak by w razie potrzeby łatwiej jej było zrobić wypad. Z góry założyła, że nie ma szans, jednak w przeciwieństwie do załogi nie miała zamiaru poddać się z taką łatwością, jakby wymieniała. O nie, zdecydowanie nie pozwalała jej na to godność osobista oraz duma, która w tej chwili przejęła kontrolę nad jej ciałem.
- Nie waż się do mnie podejść - warknęła nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Teraz wydał się jej jeszcze mniejszy niż poprzednio, bardzo ludzki, nie jak legendy o których słyszała zarówno od ojca jak i od lokalnych marynarzy. Nie przypominał żyjącego dzięki krwi dziewic oraz grabieży mężczyzny, rządnego cierpienia i walki na otwartych wodach wilka morskiego, którzy opłynął ziemię wzdłuż i wszerz. O nie. Bardziej przypominał jej niedorobionego artystę, który zapomniał swojej roli. I dla swojej własnej wygody i by zmniejszyć strach rosnący w jej żołądku, tak zamierzała go traktować.
- Ostrzegam, że umiem z tego korzystać i chętnie zrobię z tego użytek- dodała po chwili.
Jej duma nie pozwoliła jej się przyznać do porażki. O nie, zdecydowanie Jannine nie lubiła przegrywać, nawet gdy zależało od tego jej życie. Chociaż nie. Nigdy wcześniej nie stanęła przed takim wyborem. Po raz pierwszy stała twarzą w twarz ze złem ale nawet teraz nie czuła lęku, a lekką obawę. Nie bała śmierci, zbyt wiele jej widziała, można by rzec, że już się z nią oswoiła. Nie, to jej nie obchodziło. Gorszy był fakt nieprzewidywalności owego mężczyzny, który stał przed nią, tego od którego zależało co się z nią stanie. Nie wyglądał na takiego, co by miał ją zabić, ale też nie widziała w nim dobroci, która kazałaby mu zostawić ją w spokoju. Jego oczy były nieprzeniknioną głębią pełną różnych sprzeczności, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie, czego jednak nie dała po sobie poznać.
OdpowiedzUsuń- Nie zamierzam- jej głos brzmiał dumnie i jednocześnie twardo, jakby te słowa nie padły z jej ust. Nigdy nie wywyższała się nad innymi, starała się żyć w miarę możliwości skromnie i szanowała każdego człowieka bez względu na wszystko. Tego przed sobą także, jednak w jego przypadku bała się okazać swoją prawdziwą twarz, w końcu nie miała zamiaru skończyć jak jakaś mysz schowana za piecem. Uniosła podbródek do góry, wskazując mu drzwi wyjściowe- To pan ma jeszcze szansę się stąd oddalić i zostawić mnie w spokoju. Nic tu nie ma cennego. Nie mam biżuterii ani drogich sukien, tylko to co mam na sobie, ale tego też panu nie oddam. Więc ma pan dwie możliwości: wyjść i zostawić mnie w spokoju tak jak pan wspominał załodze, w skrócie oszczędzając mnie, albo zostać nadzianym przez mnie na jak zwykłe warzywo, pewnie raniąc i mnie, może nawet zabijając, i okryć się niesławą. Któż bowiem, zabija niemalże bezbronną kobietę- dodała. Ojciec byłby z niej dumny. Mówiła niemal jak prawdziwy marynarz. Może z pominięciem wielokrotnie przez nią użytego zwrotu grzecznościowego.
[Jeszcze raz wybacz za zwłokę. Dwa miesiące przed maturą, i nie mam czasu na nić innego poza nauką. Kolejny odpis dam na pewno szybciej]
Nie myślała zbyt wiele o konsekwencjach. W jednej chwili jej wcześniej aktywny rozum nagle wyłączył się, ustępując miejsca…heroicznej głupocie? Nie wiedziała jak nazwać tą siłę, która nakazała jej w dwóch susach przestąpić do mężczyzny i wykonać pierwszy ruch. Kątem oka zobaczyła kawałek rozerwanego materiału, jej ucho zarejestrowało dźwięk rozrywanego płótna…ktoś trafił, ale nie wiedziała kto, zresztą to tez jej nie obchodziło. Pierwotny instynkt powiódł ją w zupełnie innym kierunku, ku wyjściu z kajuty, ale zaraz po tym jak jeszcze raz skrzyżowała z nim szpady, tylko po to by odrzucić swoja i pędem ruszyć na pokład. Gdzieś w głębi siebie miała nadzieję, że jej nie złapie, że uda jej się wydostać na zewnątrz i że tam podwładni jej ojca ją ochronią. Z drugiej strony jednak, zaparli się go. Bez walki oddali to co ona gromadziła dla niego przez dobre cztery miesiące, przepełnione jej rozpaczą, potem i zmęczeniem. Miała im to za złe, jednakże i to w tej chwili nie grało żadnej roli. Chciała tylko uciec stąd jak najdalej, byle dalej od piratów.
OdpowiedzUsuńW biegu zahaczyła kilka razy fałdami sukni o wystające deski. Kawałki materiału szurały się za nią po podłodze, ona zaś kompletnie nie zwracając na to uwagi biegła dalej, zgrabnie omijając wiszące koje oraz co większe przedmioty zaśmiecające podłogę. Gdy jej oczom ukazały się schody przyspieszyła, jednakże ta chwila nieuwagi, poświęcenie się promykowi nadziei zaprowadziły ją do zguby. Dłużej skupiwszy wzrok na snopie światła wpadającym pod pokład nie zauważyła wystającej skrzyni. Przybiegawszy obok niej niechcący zahaczyła o nią stopą i runęła przed siebie, nieszczęśliwie upadając na deski. I może by jeszcze się podniosła, gdyby nie niefortunny zbieg okoliczności, otóż, kiedy upadała z zakrętu wyłonił się pewien pirat, pewnie nieznaczący człowiek załogi, niosący ze sobą kilka większych butelek włoskiego wina. Całość tego zdarzenia można by zamknąć w trzech, może czterech sekundach. W ostatecznej próbie ratowania się od upadku wyciągnęła przed siebie ręce. Wcześniej wspomniany pirat, zbyt zajęty podziwianiem swojego znaleziska nie zwrócił na to uwagi. Jej wyciągnięta dłoń natrafiła na butelkę, druga zaś zatrzymała się w powietrzu. Siła z jaką to zrobiła wybiła rabusiowy naczynie, drugie zaś poleciało w jej kierunku, uderzając ją w głowę. Upadła, a butelka upadła razem z nią roztrzaskując się na drobne kawałeczki.
Nie pamiętała dalej nic.
[Schlebia mi ten fakt :)]
Ból. Tylko to czuła. Rozsadzający jej czaszkę, pulsujący, powoli zalewający jej ciało od czubka głowy aż po samo koniuszki palców u stóp. Syknęła, choć nie mogła nazwać tego sykiem. Było to raczej nieme westchnięcie, które bezwolnie wyszło z jej ust. Odruchowo powiodła dłonią do czoła…nie. Jej ręka nadal tkwiła w bezruchu. Skupiła się na nieposłusznej kończynie. Nic. Ani jednego ruchu, nawet drgnięcia. Gwałtownie otworzyła oczy podrywając się do góry. Desperacko rozejrzała na boki i ze strachem stwierdziła, że nie wie gdzie jest. Ciemne pomieszczenie w którym aktualnie się znajdowała było jej zupełnie obce. Ciemne drewno w niektórych miejscach delikatnie zarysowane, zdawało się pochłaniać wszelkie światło jakie do niego docierało. Surowe wyposażenie nie kojarzyło jej się z niczym znajomym. No może kiedyś gdy zwiedzała starą twierdzę na Cyprze miała okazję oglądać dębowe meble ozdobione złotymi ornamentami, ale to było coś innego. Poza tym nie była na Cyprze. Byłą na morzu, wiedziała to po delikatnym ruchu podłogi oraz charakterystycznemu dźwiękowi fal rozbijających się o drewnianą konstrukcję statku.
OdpowiedzUsuńZostała porwana.
Ręce, które wydawały jej się nieposłusznie były związane za jej plecami grubym sznurem, który dodatkowo ktoś zamocował na jednej z kolumn podpierających sufit kajuty w której się znajdowała. Gdyby chciała mogłaby jedynie wstać, jednak już wtedy lina byłaby całkowicie napięta. Pozostało jej więc tylko czekać aż ktoś do niej przyjdzie. Nieopróżniany od dłuższego czasu pęcherz dawał jej o sobie znać tak samo jak zupełnie pusty żołądek. Dodatkowo jej głowa, nabrzmiała od uderzenia, zapewne brudna od mieszanki jej krwi i wina, nie dość że piekła ją niemiłosiernie to jeszcze pulsowała miarowo, dostosowując się do rytmu bicia jej serca. Czuła się jak wrak człowieka. A pachniała jak rasowy żul spod nadbrzeżnej karczmy.
Oparła głowę ścianę. Nagle zebrało jej się na mdłości. Chcąc nie chcąc udało jej się odejść zaledwie dwa metry dalej, po czym zwymiotowała. Żółć zmieszała się z wodą która zalegała w jej żołądku. Pozbawiona sił odczołgała się od wymiocin na nowo usadawiając się w swoim miejscu. Potrzebowała wody. Jej spierzchnięte usta aż krzyczał, wręcz błagały o kilka kropel tego cudownego płynu. Jej duma na chwilę schowała się głęboko w niej ustępując miejsca typowo kobiecej naturze- delikatnej, wrażliwej i przede wszystkim słabej. Nienawidziła tej strony swojej osoby, gardziła nią, jednak teraz była zbyt wycieńczona by ją od siebie odgonić.
Po policzku spłynęła jej samotna łza. Pochyliła się i otarła twarz o brudny materiał swojej sukni. Pociągnęła nosem i policzyła do dziesięciu starając się uspokoić. O dziwo udało jej się to.
Patrzył na nią z wysoka, jak możny pan oceniający towar. Widywała takich- nie często potrafiła znaleźć z nimi język. Byli uparci, chciwi i nie obchodziły ich słowa takiej kobiety jaki ona, no chyba, że chodziło o ich zysk. Tak, zapatrzeni w siebie egocentrycy napuszeni jak pawie podczas godów. Z pewnością mógł się poszczycić taką opinią w niejednym z kręgów. Chociaż w przeciwieństwie do tych możnych panów nie bał pobrudzić sobie rączek.
OdpowiedzUsuńSzybko zlustrowała go wzrokiem. Miał na sobie ten sam kubrak w którym po raz pierwszy go widział. Wnioski nasunęły się jej same: albo był brudasem i nie posiadał więcej jak jedna para ubrań, albo w rzeczywistości nie minęło zbyt wiele czasu od porwania. Co za tym szło, musiała naprawdę mocno dostać w głowę, skoro aż tak straciła poczucie czasu.
Jedno było pewne- butelki w których trzymała alkohol na statku były warte swojej ceny.
Spojrzała na niego buntowniczo. Nie uśmiechało jej się rozmawiać z tym łotrem, mimo że nie miała nic do stracenia. Nie ufała mu, w każdy jego słowie doszukiwała się jakiejś ukrytej groźby czy nawet zamiaru. Tak, starała się dojść do tego jaki los ją czeka, ale jednocześnie nie chciała z nim rozmawiać. W środku zachowywała się jak młoda histeryczka, na zewnątrz zaś pozostała chłodna i obojętna. Nawet dławiący zapach jej wymiocin nie był w stanie zaburzyć jej zewnętrznego spokoju.
Jeszcze raz rozejrzała się po jego kajucie, co by choć na chwilę odłożyć w czasie ich niesamowicie uroczą pogawędkę. Przed jego przyjściem zdążyła schować pod poły sukni większy kołek, leżący bezpańsko niedaleko jej. Nie była to jakaś wyszukana broń ale zawsze mogła mu nią nieźle przywalić, jak tylko udałoby jej się przełożyć ręce na przód. Niestety, w dzieciństwie zaniedbała zajęcia rozwijające jej giętkość i tężyznę fizyczną, z naciskiem na to pierwsze, przez co taki wyczyn w jej wykonaniu graniczył z cudem.
Była w kropce.
- Janinne – rzekła po dłuższej chwili milczenia, patrząc mu prosto w oczy. Nie było sensu okazywać słabości i tak widział już zbyt wiele. Nie mogła być słaba. Nie teraz. W końcu była damą, a domom nie wypadało się mazać- Córka hrabiego Rochforda- nie dodała, że trzeciego i tak dla niego liczył się jedynie tytuł- kupca z Londynu- dodała na odchodnym- Gdzie jestem i co masz zamiar zrobić.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się pod nosem. Aż dziwna wydawała mu się jego naiwność, bo jak inaczej mogła nazwać jego przeświadczenie pozyskanym w przyszłości okupie za jej osobę? Nic o niej nie wiedział, poza tym co mu zdradziła. Nie wiedział, że ojciec zmarł chwilę wcześniej pozostawiając jej swój majątek, że jedyną osoba, która mogła cokolwiek za nią dać była jej matka, a i ta nie posiadała zbyt dużego majątku, ledwie swój posag powiększony o procenty ze spadku jaki dostała Janinne po śmierci ojca. Nie było tego wiele, więc mógł zapomnieć o okupie, co na jej nieszczęście mogło zaprowadzić ją w dwie strony. Jedna z nich kierowała ją ku wolności druga ku zgubie. Wszystko zależało od nastroju człowieka siedzącego przed nią.
- Nawet nie zapytałeś, czy jest ktoś, kto dałby okup- zaczęła powoli, starannie dobierając każde słowo- skąd wiesz, że mówię prawdę, że nie zmyśliłam całej tej historii, że na przykład tak naprawdę nie mam nikogo bliskiego i nikt nie jest w stanie opłacić mojego powrotu? Różne rzeczy się dzieją, różne przypadki chodzą po ludziach…Być może jedyne co zyskałeś z mojego porwania to trochę śmiechu załogi i nic więcej- buntownicze spojrzenie nadal krzyżowało się z jego wzrokiem, choć momentami miała ochotę skupić się na czymś innym. Głębia jego oczu pochłaniała ją i od czasu do czasu musiała się uszczypnąć aby wrócić do rzeczywistości.
Zdziwienie wymalowane na jej twarzy było warte więcej niż tysiąc słów, jednak mimo wszystko nie zastępowała języka, którym obydwoje władali. To pytanie nieco zmąciło jej myśli, dało chwilę do głębszego namysłu i możliwość uruchomienia swojej wyobraźni. Prawda była taka, że nie miała męża tylko i wyłącznie dlatego, że udało jej się wypłynąć w ten rejs zanim ktokolwiek się domyślił c właściwie chce uczynić. Od początku czuła niechęć do Barona Hernigolda. Niski z wystającym brzuchem i łysiną mężczyzna bez większego majątku w dodatku dwukrotny wdowiec cieszący się reputacją fajtłapy nie za bardzo przypadł jej do gustu, o czym nie omieszkała wspominać na każdym kroku. Upór odziedziczyła po matce, która choć drobna i z reguły cicha miała posiadała zdolność trzymania swojego zdania bez względu na argumenty innych.
Tak, była zaręczona i teraz zamiast siedzieć pośród swoich wymiocin w ciasnej kajucie sam na sam z kapitanem, który z każdą chwila wydawała jej się coraz mroczniejszy mogła zalegać pod tłustym cielskiem swojego narzeczonego, wdychać zapach jego potu i słuchać jęków przypominających konanie chorego psa. Z dwojga złego perspektywa spędzenie tego czasu na Słowiku nie wydawała się najgorszą z opcji.
- Skąd wiesz, że nie wyszłam? Być może, już jestem po ślubie z dwójką dzieci czekających na mnie w domu…albo jednak nie. Tak naprawdę to nie ma sensu ukrywać tego faktu, i tak zrobisz ze mną co chcesz bez względu na mój status czy pozycję. Nie wyszłam za mąż, bo żaden mężczyzna nie chciał mieć za żonę kobiety, która robi interesy lepiej niż niejeden mężczyzna. Która potrafi w ciągu miesiąca zdobyć małą fortunę i pomnożyć ją przepływając szlakiem handlowym z Londynu na Cypr. A kończąc moją wcześniejszą wypowiedź- zatrzymała się na chwile, wzięła głębszy oddech i dopiero wtedy kontynuowała- Jedyną osobą, której może zależeć na wykupieniu mnie jest baron Hernigold, chociaż myślę, że nie będzie skłonny do negocjacji i będziesz musiał zadowolić się skromnym okupem. Według niego nie jestem zbyt wiele warta- dodała po chwili.
Po dłuższych zmaganiach, które rozpoczęła jeszcze przed jego wejściem udało jej się poluźnić liny krepujące jej nadgarstki na tyle by lekko oswobodzić jedną rękę, dzięki czemu mogła chwycić schowany za jej plecami kołek, uprzednio jednak jeszcze trochę poluźniając więzy.
[Luzik malina- non problemo :)]
OdpowiedzUsuńNiewiele. Stary był bardziej skąpy do swojej matki, siedział głęboko osadzony na poduszkach popijając najlepsze wino ze swojej małej spiżarki i delektując się muzyką jaką grali jego minstrelowie. Mimo, że nie był bogaty żył w przepychu, a mógł sobie na niego pozwolić tylko ze względu na jej pieniądze. Jednak posiadanie bogatej żony mimo, że z niższym tytułem i na pewno mniej czystą krwią, miało wiele pozytywów, jak chociażby jej posag. Prędzej zabiłby własną matkę niż zapłacił za nią należną sumę.
OdpowiedzUsuńMilczała, niepostrzeżenie grzebiąc przy linach krępujących jej ręce. Uporczywie świdrowała go wzrokiem, starając się dostrzec niewypowiedziane przez niego słowa, odkryć wszystkie cele i zamiary. Zachowywała się trochę tak, jakby jej oczy potrafiły dostrzec nawet w największych łotrze dobro. Bzdura. Jedyne czego chciała się od niego dowiedzieć to ile jeszcze tu spędzi, kiedy będzie mogła opuścić ten statek i żyć dalej jakby to się nie wydarzyło, jakby wcale nie została zdradzona przez swoich własnych ludzi i wydana tym piratom.
Na wzmiankę o seksie nieco się zaczerwieniła. Było to dość absurdalne, zwłaszcza, że za jego przymilnym tonem wisiała groźba zbiorowego gwałtu, czegoś co dla kobiety było gorsze od śmierci. Jednakże jak miała się zachować, skoro jak dotąd żaden mężczyzna jej nie dotknął w ten czy inny sposób? Nie szczyciła się swoim dziewictwem, czasami je nawet ukrywała. Cnota poniekąd dawała jej duża przewagę nad innymi, cielesne pokusy nie odrywały jej od pracy dzięki czemu mogła się skupić na rzeczach ważnych. Czasami żałowała, że nie jest jak inne panny, że nie płynie w niej gorąca, angielska krew. Jednak przez większość czasu po prostu nie chciała o tym myśleć. Bo po co sobie zaprząta…ć głowę problemem, który miał się wkrótce rozwiązać? W końcu miała wyjść za mąż, a co za tym idzie, jej dziewictwo i tak już było stracone.
Czuła krew na swoich nadgarstkach, mimo to nie przestała walczyć ze sznurem dopóty nie udało jej się poluźnić go na tyle by móc wyciągnąć jedną dłoń, udając że jest jej niedobrze nieco się przechyliła i już po chwili jedna z jej dłoni była wolna. A on dalej mówił a ona słuchała aż w końcu przestała go słuchać. Drwina w jego głosie obeszła ja daleko, cynizm ustąpił drogi. Po prostu siedziała i na niego patrzyła. Butne oczy nie spuszczały z niego wzroku. Cały czas.
- To zależy z czyjego majątku by korzystał- rzuciła spokojnie poprawiając się nieco na miejscu. Co jak co ale deski nie były zbyt wygodnym siedziskiem- Są dwie opcje: albo da zbyt mało, wtedy oznaczałoby to że korzysta ze swojego, a jeżeli jednak jakimś cudem zgodzi się zapłacić tyle ile żądacie, to znaczyłoby to tylko tyle, że gdy wrócę nie będę miała grosza przy duszy- wzruszyła ramionami, po czym oparła głowę o ścianę- Jakaż to zabawna sytuacja, nieprawdaż? Zapłacić za siebie okup- zaśmiała się pod nosem- Ile chcesz za mnie dostać? Pięć tysięcy w złocie? Sześć? Myślę, że podałeś większą sumę, ale niestety muszę cię zmartwić- tutaj spochmurniała- Cały mój majątek warty ponad sto tysięcy jest właśnie na twoim statku i może gdybyś porwał po przyjeździe do Londynu mógłbyś się o taką sumę ubiegać, ale teraz gdy moi wspólnicy usłyszą o tej wielkiej stracie nie dadzą na mnie ani jednego złamanego grosza. Więc jeśli masz mnie zabić zrób to teraz bo nikt na lądzie i nikt na morzu nie zapłaci za mnie więcej niż mają w kieszeni, więc i tak czy siak jedyne co mnie czeka to przykry koniec.
Oswobodzoną ręką już trzymała drąg, drugą zaś zaczęła wyplątywać z więzów. Była bliska jej oswobodzenia, gdy nagle zdała sobie sprawę, że jej praca i tak pójdzie na marne. Była przynajmniej kilkadziesiąt mil od lądu. Nawet gdyby udało jej się uciec z kajuty na pokładzie dopadłaby ją zgraja piratów. A w wodzie nie przeżyje dłużej niż dnia. Byłą w kropce
Ze zdziwienia otworzyła aż usta. Nie spodziewała się u niego takiej spostrzegawczości. Owszem była świadoma, iż może pomaga w wyostrzeniu zmysłów, że każdy dobry żeglarz powinien mieć sokoli wzrok, jednakże nie przecież nie zrobiła prawie żadnego ruchu! Jedynie niewinne gesty zatuszowane pod maską obojętności, potrzebą chw2ilowej zmiany pozycji czy chociażby rozprostowanie nóg...zaimponował jej, choć ten podziw po chwili przykrył strach. Obawa o własny o los. Straciła element zaskoczenia kolejny już tego dnia i czuła się naga pod jego spojrzeniem skupionym na jej osobie. Taka bezbronna.
OdpowiedzUsuńSzybko wróciła do rzeczywistości wycofując się dalej w kąt pomieszczenia. Nie musząc już się ukrywać po prostu wyciągnęła przed siebie dłonie, jedną nadal spętana nieco poranioną i drugą podrapaną przez gruby sznur. Bezmyślnie zaczęła pocierać nadgarstki jakby jej dotyk miał ukoić rosnące w jej ciele uczucie dyskomfortu i natarczywe swędzenie rąk. Fakt faktem rany jakie wyrządził jej sznur nie były zbyt wielkie, kilka zadrapań, jedno głębsze przetarcie, jednak uciążliwe i dość irytujące.
- Dla zabawy- odparła po chwili nadal nie podnosząc na niego wzroku- Dla przygody, dla późniejszych opowieści o twoich wyczynach. Dla nieuniknionej zlej sławy. Rozgłosu. Dla łupów i przyjemności- w końcu spojrzała na niego nadal nieco agresywnie jednak z rosnącym zmęczeniem. Nie miała ochoty, ba nie miała po prostu siły z nim rozmawiać, drążyć ta niemrawą dyskusję, która i tak do niczego ich nie prowadziła. Wolała by coś zrobił, coś dynamicznego niespodziewanego, coś dzięki czemu mogłaby poczuć się bardziej zagrożona co skłoniłoby ją do podjęcia jakichś heroicznych kroków. Jak na jej statku gdy rzuciła się na niego. Czekała na bodziec, na sygnał. A tymczasem otrzymywała jedynie słowa powoli ginące za dźwiękiem szumu fal- Jest wiele motywów innych niż zysk związany z pieniędzmi. Nie każdy chce się dzielić tym co uzyskał. Nie każdy chce to oddać innemu nawet za pieniądze. Bo za pieniądze otrzymujesz kolejne rzeczy a mając już rzeczy po co wchodzić do tego cyklu i znów je spieniężać? Wszystko zamyka się w jednym prostym schemacie. Więc uważam, że się mylisz. Nie zrobiłeś tego tylko dla zysku, tylko dla czegoś innego. Własnej satysfakcji? Chwili rozrywki, kaprysu? Nie wiem i się nie dowiem, nawet nie chcę wiedzieć. Nadal zastanawia mnie tylko jedno, tylko jedna rzecz, której nadal mi nie wyjaśniłeś- w między czasie wyplątała swoją druga rękę z więzów i wstała, podchodząc do niego powoli. Zatrzymała się dwa kroki od niego, nieco brudna, z poplamiona przez krew suknia nie wyglądała zbyt przekonująco, jednak jej urok którym posługiwała się podczas prowadzenia swoich interesów nadal gdzieś w niej tkwił i w tym momencie wręcz krzyczał by dała mu sobą zawładnąć, by w końcu przejął nad nią kontrolę- Co teraz ze mną zrobisz.?
[Wybacz mi, mogłabym sie tłumaczyć literówką ale tak naprawdę był to brakw mojej wiedzy, a raczej nieumiejętności szacowania i problemami z liczeniem. Dziękuję za uświadomienie mnie]