13 grudnia 2016

[KP] I want to belong to the cloudless sky, not to the shaded ground

Postać do adopcji


Naoise
| 16 lat | Rodziców brak | Rodzeństwa także | Szybkie skrzydła | Nawet lubiany | A przynajmniej ma co jeść | Regeneracja

Jego ojciec był niesamowitym wojownikiem. Ludzie nawet go nazwali. Zwiastun. Bo zwiastował mrok. Oczywiście nie w ich wiosce. Tam witano go z otwartymi ramionami, szczególnie jego partnerka i mały synek. Jego perełka. Jednak pewnego razu ludzie niemal znaleźli wioskę. Wtedy właśnie tata chłopca wyruszył, by ich zmylić. Wraz z jego matką, zresztą.
I nie wrócili. Jedyne, co po nich zostało, to pieśni opiewające ich odwagę. I małe dziecko, przekazywane z rąk do rąk, od domu do domu tak, by nigdy nie było głodne. I aby nigdy nie poczuło się chciane.
Wszyscy go kojarzą, ale nikt go nie zna. Poza jedną drobnostką: jest najbardziej wyrywną i upartą osobą wiosce. On sam wie, że brak mu ostrożności, a śmiałość jest zarazem jego największą wadą i zaletą. I nieposkromiona ciekawość, gdy nadmiernie zbliża się do ludzkich wiosek.
Tak właściwie nie nienawidzi ludzi za to, co zrobili. Na ich miejscu oni zrobiliby to samo. Chyba.

[Art autorstwa Senri Ceng/Aquafeles
Cytat Riverside – Caterpillar And The Barbed Wire]

4 komentarze:

  1. [Art jak najbardziej wystarcza, jest uroczy :D
    Dawno nie zaczynałam, mam nadzieję, że nie będzie źle xD]

    Ruta tak naprawdę nic nie wiedziała. To znaczy, wiedziała, że coś się stało, bo usłyszała kilka wystrzałów, ale nie miała zielonego pojęcia, o co chodzi. Piętnaście lat to wystarczająco wiele, by zauważyć zależności rządzące atakami "tych drugich" - Nie "demonów". Nie lubiła tej nazwy, brzmiącej jak oddech brany przed splunięciem. - i ani pora dnia, ani pogoda, ani nic nie pasowało do momentu nalotu. Szczerze mówiąc, słysząc huk, była absolutnie przekonana, że znowu jest warta Jorgena, Jorgen się spił i zsuwając po armatce, jakoś ją odpalił.
    Tak. Nie miała absolutnie żadnego pojęcia, jak działa broń. Za to Jorgena, swojego sąsiada i jednego z naczelnych obrońców, znała doskonale. Jako stary kawaler nie miał nikogo innego, kto parzyłby mu ziółka na "miodową chorobę". Lub "kaca", jak mawiali jej bracia.
    W każdym razie huknęło raz, drugi, a koza się przestraszyła, przewróciła Rutę i uciekła przez niedomkniętą furtkę. Warto tu wspomnieć, że rzeczona koza nie była zwykłym zwierzęciem gospodarskim, a prezentem dla dziewczyny na zeszłoroczne urodziny! Jej przyjaciółką! Powiernicą wszelkich monologów i sekretów! Nawet, jeśli tych drugich nie było za wiele, bo co tu ukrywać w wiosce, gdzie wszyscy się znają.
    Tak czy inaczej, Ruta nie mogła obwiniać kozy o wdzięcznym imieniu Belladonna za staranowanie i ucieczkę. To naturalna reakcja, że przestraszyła się hałasu. A co w takiej sytuacji robi przyjaciel? Szuka zaginionej kozy! To znaczy, drugiego przyjaciela. Rozumiecie.
    Na szczęście, zadanie nie należało do specjalnie trudnych. W ciągu tylu lat dziewczyna zdołała poznać las jak własną kieszeń - a może nawet lepiej, w kieszeni zostawało czasem trochę ziarna - a Bjorn, najstarszy z jej braci, nauczył ją rozpoznawać ślady ucieczki zwierzęcia.
    (Być może jesteście domyślni i zrozumieliście, że to nie pierwszy raz, gdy Rutę coś staranowało i uciekło. Hej, należała do drobnych!)
    Tak więc, podążając za śladami Belladonny, dziewczyna nie błąkała się długo, nim natrafiła na polankę, gdzie koza spokojnie żuła trawę. Jakże rozczulająca jest krótka kozia pamięć, pozwalająca zapomnieć o traumie hałasu.
    - Bella! - zawołała radośnie, podbiegając i klękając, aby przytulić zwierzę. Niestety, nie zdołała tego nawet porządnie zrobić, gdy coś ją rozproszyło.
    Ruta śmiało mogła stwierdzić, że zna na tej polanie niemal każde źdźbło trawy. Z pewnością więc nie umknąłby jej ciemny kształt, dziwnie przypominający człowieka. Nie była aż taką gapą! Wstała więc powoli i ostrożnie postąpiła krok do przodu, aby sprawdzić, cóż - lub "któż" - tam leży. Czując, jak Bella podąża za nią, Ruta poczuła napływ odwagi i cicho, acz pewniej stawiała kolejne kroki.
    Z bliska mogła potwierdzić swoje przypuszczenia. To zdecydowanie był "ktoś". Chłopak. Może w jej wieku. Tak skupiła się na ocenie tego, że prawie przegapiła dwie rzeczy.
    Po pierwsze: rogi na jego głowie.
    Po drugie: skrzydła, w które zaplątana była siatka.
    W chwili, gdy zorientowała się, co odróżnia nieznajomego od typowego chłopaka, którego mogłaby znaleźć śpiącego na polanie - pomijając, oczywiście, że każdego innego by zapewne znała - jego oczy otworzyły się.
    Z jakiegoś powodu ją to wmurowało.
    - Ojej - wykrztusiła, mając wrażenie, że to ostatnie, co powinna powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [http://in-dy-wi-du-al-nie.blogspot.com/2016/12/kp-ten-swiat-niektorzy-widza-w-nim.html I Ruta we własnej osobie :D]

      Usuń
  2. [O rany, dziękuję! :D Generalnie zawsze staram się dopasować trochę styl do postaci, ale porównanie do takiej "Bromby" chwyciło mnie za serce <3
    Wzajemnie, szczęśliwego nowego roku i świetnej zabawy w Sylwestra! (;]

    No dobrze. Podsumujmy. Uporządkujmy. Tata mówił, że jak człowiek ma porządek w głowie, to i wokół niego robi się porządek. Ten... Ktoś tu leżał. Otworzył oczy. Ruta zrobiła "ojej". On zrobił "ojej", tylko jakoś inaczej. Koza zameczała.
    Nie, to nadal nie miało sensu. Za to miał go fakt, że nieznajomy się na nią nie rzucił! Bjorn i Casper - jej bracia, tata, Jorgen... Wszyscy powtarzali, że jeśli znajdziesz się w pobliżu "tych potworów", natychmiast rzucą Ci się do gardła, żeby wypić twoją krew, a dziewczętom... No, właściwie nie wiedziała, co robią dziewczętom, bo w tym momencie tata uderzał pięścią w stół, ale to pewnie też nie było nieprzyjemne.
    Zapewne z radości nad swoją racją dziewczyna odtańczyłaby cały taniec, pełen podskoków i wywijania nogami, gdyby czegoś nie usłyszała. Oczywiście, byli w lesie, tu nigdy nie panowała bezwzględna cisza, ale jeszcze nigdy nie słyszała we własnej głowie niczyjego głosu poza własnym. To znaczy, poza momentami, gdy wspominała.
    W każdym razie, ten głos na pewno nie należał do niej. Raczej do tego chłopaka, sądząc po jego "ojej". Teraz zrozumiała, dlaczego jego "ojej" brzmiało inaczej niż jej. I niż każde poznane przez nią "ojej".
    On nie umiał mówić! Konkretniej: nie umiał mówić normalnie. W języku ludzi w jej wiosce. Ruta słyszała opowieści o dalekich krainach, w których ludzie przemawiają w dziwny sposób. Znała też historie o przeklętym języku obcych, "demonów". Podobno od jednego słowa potrafiły odpaść uszy, popadało się w obłęd, a dziewczęta... No, znowu nie wiedziała.
    Na wszelki wypadek pomacała się po uszach. Były na miejscu. Właściwie, powinna chyba czuć zdumienie, że słyszy cudzy głos w swojej głowie, ale w momencie, kiedy niecały metr od ciebie siedzi chłopak ze skrzydłami i rogami, masz większe problemy niż kuku na muniu. To pewnie magia. Słyszała to i owo o magii. Zwykle wliczała miotanie płomieniami, błyskawicami oraz zmienianie miejsca w oka mgnieniu.
    Wracając jednak do obcego Rucie języka, wcale nie brzmiał plugawo. Wręcz przeciwnie - podobnie do tego, jakim mówiła całe życie, ale ładniej. Bardziej gładko. Delikatniej. Trochę przypominał piosenkę. Niestety, nie sądziła, aby mieli na myśli dokładnie to samo, gdyby bowiem chciała tłumaczyć słowa-nie-słowa chłopaka na podstawie podobieństwa do tych, jakie znała, wyszłoby "rzepa mnie pomoc".
    Kobieca intuicja podpowiadała Rucie, że trafne skojarzenie dotyczyło pomocy, nie rzepy.
    - Nie rozumiem... - przyznała powoli, a Bella za jej plecami zameczała znów. Kozie chyba nie podobało się, że ktoś jeszcze na tej polanie posiada rogi. - Ale chodzi ci o skrzydła, tak? - spytała, wskazując na zaplątane w sieć... Kończyny? Chyba mogła nazwać to kończynami.
    Właściwie nie wiedziała, po co pyta. Na pewno chodziło o skrzydła.
    Aczkolwiek, jakież ona informacje posiadała o obcych, z którymi walczyła jej wioska? Może rzepy ich regenerowały?

    OdpowiedzUsuń