Tu jest elfia ziemia, dh'oine!
Irevan
długie, ciemne włosy | kwiatowy tatuaż na szyi | długa blizna na piersi | messer u boku
[Źródło cytatów to Wiedźmin (tytuł kradziony z książek, post z Gwinta)
Art autorstwa LorenDeSore – klik
Wątek ze Sweetroll – Aveis]
[Nie ma problemu, to naturalne, że by Starszej Mowy używał i w sumie już podczas ogarniania postaci na ten słownik trafiłam, bo jednak czarodziejka powinna Starszą Mowę znać ^^” ]
OdpowiedzUsuń- To jak ja tego mojego starego po mordzie wtedy nie strzeliłam! No aż huk poszedł! Mówię pani! O tak! - Rudowłosa kobieta, aż kalsnęła w dłonie aby lepiej odzwierciedlić ten fragment historii przed swoją jednoosobową widownią. Nie wymagała jednak szczególnie wylewnej reakcji, więc nie wydawała się zawiedziona, gdy starsza pani pokiwała jedynie głową mrucząc “ach tak…” z dobrodusznym uśmiechem. Jak wiadomo, w pewnym wieku już nawet nie ma się sił na rubaszny śmiech, czy głośne skarcenie. Szczególnie, że ta staruszka mieszkała poza wsią. Jeszcze miała tyle do przejścia, aby dotrzeć do domu!
Większość mieszkańców Kamiennego Mostu już się do niej przekonało, chociaż niektórzy wciąż spluwali jej pod nogi mamrocząc “stara wiedźma”. Jednak ta kobieta była istną siłą spokoju, najwyraźniej wiele w życiu już przeszła, więc kilku idiotów nie robiło na niej wrażenia. Trzeba było jednak przyznać, że otaczała ją niejaka aura tajemniczości. Ilekroć ktoś próbował śledzić ją aż do jej domu, to gubił się gdzieś w lesie, tracąc ją gdzieś między drzewami. Nawet nie znali jej prawdziwego imienia, jako że przedstawiła się jako Wrona. Przydomek tak niepasujący do tej dobrodusznej twarzy pociosanej zmarszczkami, tworzącącymi na bladej skórze pajęczą sieć, należącej do drobnej, przygarbionej postaci wspierającej się na lasce przy każdym kroku. Ale może właśnie ze względu na taki prostaków sobie to imię wybrała. Wiedziała, że oni mogą wymyślić coś na tę modłę lub gorzej, więc może lepiej było ich w tym uprzedzić.
Jednak Wrona odebrała zbyt wiele porodów, zbyt wiele chorób wyleczyła przecież naturalnymi sposobami (każdy jej na ręce bowiem patrzył!), aby ją traktować jak kogoś mającego złe zamiary.
Kobieta kontynuowała swą opowieść, zagniatając ciasto na chleb, jej pierś falowała przy tym rytmicznie, a na czole pojawiały się kropelki potu. Staruszka popijała swoją herbatę i słuchała z uwagą, kiedy nagle gwałtownie zwróciła twarz ku oknie, jakby dobiegł stamtąd jakiś głośny dźwięk. Wrona przekrzywiła głowę w bok, odstawiając herbatę na stół. Dopiero po chwili przez wieś przejechali uzbrojeni jeźdźcy. Kobieta podeszła do okna otrzepując dłonie z mąki, aby przyjrzeć się widowisku.
- Wygląda na to, że są tylko przejazdem. I dobrze. Wystarczy aby tacy się na jedną noc zatrzymali, a już później jakaś dziewczyna z brzuchem chodzi. - Zacmokała, kręcąc głową. - Ale pani Wronko! Na obiad pani nie zostaje? - zapytała, widząc, że staruszka nagle zaczęła się zbierać.
- Wybacz, Doro. O tych brzuchach wspomniałaś i przypomniałaś mi o wywarze, który muszę wstawić. Sama rozumiesz. - Wrona uśmiechnęła się do kobiety, wstając ostrożnie, podpierając się o stół.
- Ach, tak, oczywiście, oczywiście… - Dora pokiwała głową. - Odprowadzę panią do krańca wioski.
Wrona miała powolne tempo, jednak stałe. Staruszka charakteryzowała się siłą, której w tym wieku można było pozazdrościć. Jakikolwiek był to wiek. Ludzie spekulowali, że pewnie sama sobie jakieś ziółka popija.
Dora kontynuowała swoje opowieści, bo miała ich już zaczętych parę i ciągle zaczynała nową, bo jakiś fragment jednej przypominał jej o drugiej. Jeszcze Wronę przetrzymała chwilę słowami Ale to to pani musi jeszcze usłyszeć!. Staruszka, o niezliczonych pokładach cierpliwości, wysłuchała grzecznie, ale przy trzecim takim zdaniu powiedziała dość dosadnie, że naprawdę czas na nią. Dora jeszcze odprowadziła ją wzrokiem, dopóki Wrona nie zniknęła za zakrętem za drzewami. Dopiero wtedy wróciła do domu, aby wrócić do roboty.
UsuńTymczasem starsza pani zanurzyła się w las, przyspieszając kroku, laskę chwytając w pół, jako że przecież jej nie potrzebowała. Odetchnęła głęboko. Dobra była złotą kobietą, ale wyjątkowo męczącą. Jednak przynajmniej nauczyła się w końcu robić porządną herbatę. Wrona zrobiła kilka zgrabnych ruchów dłonią ponad swoją głową. Nagle śnieżnobiałe włosy zaczęły nabierać ciemnego koloru, sylwetka się wyprostowała i wydłużyła, zamiast znoszonej kiecki pojawiła się koszula i spodnie. Tak. Tak było znacznie wygodniej. Czując się już w pełni sił, ruszyła pędem w stronę gdzie jej krąg został naruszony, mając nadzieję, że to znowu jakieś zwierzę dobrało się do porozwieszanych sakiewek.
Szybko było jej dane odkryć, że to nie zwierzę.
- A niech to szlag… - mruknęła, widząc mężczyznę konającego pod drzewem… chociaż może już skonał. Jeżeli dychał, to tak słabo, że nawet nie widziała ruchów klatki piersiowej. Podeszła do niego ostrożnie, bo jej uwagę najpierw zwróciła broń, zanim cokolwiek innego. Przykucnęła przy nim, mając teraz okazję przyjrzeć się zbroi i ogólnym szczegółom wyglądu, a gdy już złączyła wszystkie fakty w całość, zaklęła wyjątkowo szpetnie. I nie dostała też żadnej reakcji, znaczy mężczyzna był już nieprzytomny, bo widziała że przynajmniej oddychał, chociaż słabo. Na sam początek jednak pozbyła się jego broni, tak na wszelki wypadek, odrzuciła ją poza jego zasięg. Nie chciała aby nagle jej się wybudził i w przypływie adrenaliny chciał ją zaatakować. Nie sądziła aby miał wiele siły, ale istota czująca zagrożenie wiele potrafiła. Nawet jeżeli to zagrożenie starało się uratować owej istocie życie.
Jaskółcze ziele rosło przy gościńcu, ale teraz stwierdziła, że pobiegnie do domu, bo chyba już tam dotrze szybciej. Nie szukała na razie czegoś wyszukanego, po prostu chciała zatrzymać krwawienie aby bezpiecznie go przetransportować. Rzeczywiście, nie zajęło jej to więcej niż pięć minut. Przyklękła z powrotem przy rannym, aby przycisnąć zioła do rany, mrucząc zaklęcie. Krew przestała cieknąć, ale mężczyzna nadal był w niebezpieczeństwie. Ostrożnie ułożyła go na ziemi, po czym stanąwszy nad nim zaczęła inkantację kolejnego zaklęcia. To tylko na chwilę... pomyślała, gdy elf uniósł się do góry, a poziom jej energii spadł znacznie. Gdy udało jej się doprowadzić go do swojej chatki, jej twarz błyszczała od potu, a oddech był ciężki.
Oddała mu swoje łóżko, ponieważ była przykładną gospodynią. I chyba także niczego sobie kobietą, bo od razu też zaczęła go rozbierać. Wzięła głęboki oddech i zaczerpnęła energii, aby przystąpić do zamknięcia rany. Uzdrawianie tak właściwie nigdy nie było jej specjalnością, dopiero tutaj, w samotności otoczona księgami, które zaczęła kolekcjonować za pomocą kupców przejeżdżających przez Kamienny Most, zaczęła się tym trochę bardziej interesować. Z początku podstawowa znajomość ziół pozwoliła na uzyskanie zaufania części mieszkańców wioski, ale musiała zacząć się rozwijać, jeżeli miała swoją rolę odgrywać lepiej. Oczywiście, używania magii otwarcie unikała, jedynie czasem się ukradkiem nią wspomagała, ale ran to nie zamykała w swoim życiu zbyt wiele. Dlatego tej też nie udało jej się zasklepić do końca, ale większość tkanek się ładnie zrosła. Resztę chyba będzie musiało załatwić ciało. Albo czarodziejka później spróbuje. Na razie jednak opatrzyła obrażenia mężczyzny, po czym usiadła nareszcie na podłodze.
UsuńDłonie miała pokryte krwią, co zaskakująco mało jej przeszkadzało. Chociaż będzie to ciężko sprać z koszuli.
Westchnęła ciężko wbijając spojrzenie w sufit. Mogła się spodziewać, że w jej przypadku jak faceta do łóżka zaciągać to tylko w takich okolicznościach.
Chatka nie była szczególnie duża, ale wystarczała dla jednej osoby. Szczególnie dla takiej która nie lubiła książek. Pech chciał, że Wrona do takowych nie należała. Miała stanowczo zbyt mało półek, które i tak zapełnione były jakimiś słoikami i flakonami. Wolała takich rzeczy nie trzymać na podłodze, bo niektóre zawartości mogłyby dziurę wypalić w podłodze. Albo po prostu zostawiłby po sobie straszny smród. Podłogę więc okupowały książki, te które nie pomieściły się na półkach, czyli większość. Tworzyły wieże o niepewnych strukturach, albo leżały pootwierane na jakiś konkretnych stronach, niektóre nawet już od tygodni. Ich właścicielka miała zwyczaj zabierania się za rzeczy, zanim skończyła poprzednie, więc to po prostu były wstrzymane badania jakiegoś typu. Przy niektórych pewnie już zapomniała o co jej pierwotnie chodziło i czego dokładnie szukała. Książki były w różnych językach. Te w Starszej Mowie traktowały o magii różnego rodzaju, ktoś nieobeznany mógłby nawet wysnuć błędny wniosek, że kobieta opanowała wszystkie cztery żywioły i szukała piątego (no, może z tym piątym żywiołem, to wniosek nie byłby aż tak błędny, aczkolwiek to traktowała jako teoretyczne dywagacje). Poza tym posiadała kilka tomów o zielarstwie, parę bestiariuszy, książek o tematyce historycznej, kulinarnej i o innych ciekawych rzeczach. Oprócz zapisanej wiedzy miała też dwa stoły. Jeden był niedaleko paleniska, nad którym obecnie coś się gotowało, co pachniało całkiem obiecująco. Blat tego stołu był ledwo widoczny pod stertą notatek i innych ksiąg, które zostały wyraźnie odsunięte aby zrobić miejsce czemuś czego już tam nie było. Pewnie coś kroiła, sądząc po leżącym obok nożu. Na blacie drugiego stołu, znajdującego się w ciemnym kącie chaty, zaś stała jakaś alchemiczna konstrukcja złożona ze szklanych kolb, rurek i zaworów, chociaż wyglądała jakby od dawna zbierała kurz.
OdpowiedzUsuńGdyby nie strawa, bulgocząca w garnku nad paleniskiem, to chata pewnie wypełniona byłaby zapachem ziół suszących się pod sufitem.
Kobieta zajmowała jedyne krzesło w tym rozgardiaszu, siedząc przy stole, który wyraźnie służył jej do pracy. Oczywiście, że przeszukała swojego gościa w poszukiwaniu broni, trucizn czy czegokolwiek co by mogło jej zagrażać. Po messer się wróciła i ukryła pod zaklęciem. Teraz sama nie była pewna gdzie się znajdował, bo w przebłysku inteligencji zrobiła z niego książkę. I gdzieś położyła. Czyli mógł być wszędzie. No ale może to i lepiej. Podczas przeszukiwania znalazła coś interesującego. Listy na żołnierzach czy innego typu bojownikach, zawsze coś zapewniały - czy to tajne informacje czy wyznania miłosne ściskające za serce. Nie miała żadnych zahamowań aby znalezioną korespondencję przeczytać, chociażby po to aby się dowiedzieć kim jej pacjent jest dokładnie, co tu robi i czy nie powinna go wyrzucić za drzwi… chociaż większość trzeźwo myślących osób by Wiewiórkę raczej dobiła, niż opatrzyła rany.
List leżał na stole otwarty, nieszczególnie ukryty. Najwyraźniej nie czuła potrzeby aby udawać, że do niego nie zajrzała.
- Chciałabym powiedzieć, że jesteśmy w mojej fantazji sennej, ale w nich zazwyczaj jest mniej krwi - odparła. - Albo więcej. - Wzruszyła ramionami. - Jak tam samopoczucie? - zagaiła swobodnie, najwyraźniej stwierdzając, że jego pytania na razie nie zasługują na odpowiedź.