Ragnar Lionheart, lat 25, bękart króla Gregora Lionhearta, matka dziwka, cztery lata temu otrzymał nazwisko od swojego ojca, trzy przyrodnie siostry Mila lat 8- jego ulubienica i oczko w głowie, jedyna osobą z rodziny, która kocha i szanuje, Eydie lat 13- głupi i rozpuszczony bachor, Oksana lat 18- gdyby ojciec wiedział, że nie jest już dziewicą ściąłby mu głowę, przyrodni brat Randall lat 25- przyszły król, którego Ragnar nienawidził od pierwszej chwili.
Świetny jeździec i trener królewskich rumaków, dobrze włada łukiem i mieczem. Czasami wykonuje zabójstwa na zlecenie.
Po śmierci brata podszywa się za niego by zgarnąć księżniczkę, królestwo i całe bogactwo. Wystarczy tylko wytrwać w tym kłamstwie do śmierci ojca... Macochy pozbędzie się osobiście, a siostry wyda za sojuszników.
[Muszę się wkręcić w klimaty, ale mam nadzieję, że nie jest źle]
OdpowiedzUsuńUprzejme popołudnie przerwał rządek rycerzy, którzy właśnie przechodzili przez zamkowe ogrody. Wszystkie dwórki z zainteresowaniem przeniosły wzrok znad haftowanej koronki na lśniące zbroje. Gleanna również zerknęła nieśmiało. Zbroje zawsze jej się podobały. Były pięknie wykonane i każdej z nich poświęcono maksymalną ilość uwagi. Każdy szczegół był dopracowany niemal do perfekcji. Gwardia Królewska musiała prezentować się godnie. W końcu to ona towarzyszyła monarchom przy paradach i publicznych wystąpieniach. Ich zadaniem było chronić obecnie panującego i nie dopuścić do jego skrzywdzenia.
Chociaż widok rycerzy zawsze ją pociągał, to jakoś nie dzieliła zachwytów swoich dwórek, które niemal mdlały, gdy któryś z gwardzistów na nie spojrzał. Powróciła do swojej robótki. Jak na dobrze wychowaną i prawdziwą księżniczkę przypadło, już od małego była uczona robótek ręcznych. Wyszywała, haftowała i wyplatała różne cuda, zarówno ładne i brzydkie. Uczono ją czytać i pisać, znała nawet podstawy liczenia i historię, chociaż tą ostatnią nie interesowała się zbytnio, gdyż wolała iść z duchem czasu. Z wielką przyjemnością wysłuchiwała opowieści ludzi, którzy przybywali na królewską audiencję i opowiadali o tym, co dzieje się za wielkimi wodami, albo pustyniami. O tak, o przygodach kupców mogła słuchać godzinami.
W zamku od dłuższego czasu panowało większe poruszenie. Służba krzątała się szybciej, wyraźnie przejęta czymś. Nawet dwórki nie mogły usiedzieć na miejscu, tylko kręciły się wszędzie tam, gdzie można było usłyszeć jakąś nowinę. Czarnowłosa wiedziała, co się święci. Wszyscy wiedzieli. Wiadomość o ożenku rozniosła się szybko, bo i nie było czego ukrywać, a trzeba było się cieszyć. De Vries się cieszyła i chociaż nieco martwiła się i przejmowała tym wszystkim, to z drugiej strony cieszyła, że może przysłużyć się swojemu rodowi. Nie mogła narzekać. Jej matka wielokrotnie powtarzała, że powinna być wdzięczna losowi, że jej ojciec jej nie znienawidził. Była tylko ona, Jedyne dziecko władcy Knerviru okazało się być córką, a nie wymarzonym synem, który przedłużyłby ród. Niestety los chciał inaczej, a że Knervir słynął jako niezwykle uduchowione królestwo, to jego władca musiał się z tym zgodzić.
Król Renurald traktował córkę jak na ojca przystało. Zabierał ją nawet czasem na polowania, pozwalając postrzelać z łuku. Być może chociaż to rekompensowało mu brak syna. Niestety brak męskiego potomka bardzo mu ciążył, więc wraz z królową starali się o takiego, co też zakończyło się niepowodzeniem i śmiercią władczyni, która wykrwawiła się podczas nieudanego porodu. Ona i nienarodzone dziecko zmarli tego samego dnia. Gleanna otrzymała wtedy w spadku kilka funkcji, którą sprawowała królowa. Głównie były to funkcje reprezentacyjne, ale nauczyła się kilku rzeczy. Na przykład tego, jak funkcjonują królewskie rządy, które nie zawsze były czyste i piękne.
W końcu się podniosła. Przyszła do niej jedna ze służek, która pomagała jej w ubiorze i ogłosiła, że dziewczyna musi się przebrać, bo wkrótce mają pojawić się ważni goście. Gleanna skinęła głową. Wiedziała bowiem, o co chodzi. Dziś miała poznać mężczyznę, którego żoną zostanie. Wizja ożenku i funkcji rodzenia dzieci nie za bardzo jej odpowiadała. Nie miała cierpliwości do tych małych stworków i chociaż lubiła dzieciaczki, to wiedziała, że rol matki może być trudna. Na szczęście są opiekunki, z pomocy których można korzystać.
W cierpliwości siedziała w sali tronowej i oczekiwała przyjścia gości. Gdy tylko rozległy się trąby wyraźnie się ożywiła. Nieśmiało zerknęła na przybyłych i wśród nich wypatrzyła mężczyznę, który prawdopodobnie miał stać się jej przyszłym mężem. Wygładziła zawinięte koronki na jej czarnej sukni i spojrzała na ojca. Wieść o śmierci przyrodniego brata jej narzeczonego zasmuciła ją, ale i tak go nie znała, więc był to bardziej smutek wynikający z faktu, że tak właśnie trzeba się zachować, a nie że było jej przykro.
Usuń– Bardzo nam przykro z powodu straty książęcego brata – powiedziała, wstając z tronu. Stanęła wtedy przy królu. Cały czas wpatrywała się jednak w księcia.
Przyglądała mu się bardzo uważnie. Miał w sobie coś dzikiego, co z jednej strony odpychało ją, a z drugiej strony ciągnęło jak magnes. Wydawał się niebezpieczny. Gleanna długo siedziała z ojcem na audiencjach i zdążyła poznać się na ludziach. Nie mogła powiedzieć, że była nieomylna i potrafiła jednym spojrzeniem ocenić charakteru rozmówcy, ale miała swoje przeczucia, które w większości się sprawdzały. Owa dzikość, którą dostrzegła w oczach księcia nie była jednak tą, którą widziało się w oczach leśnej zwierzyny. Podobało jej się to.
OdpowiedzUsuńUderzyły ją słowa o rychłym zamążpójściu. Było to niczym wymierzenie mocnego policzka. Zamarła lekko. Nie pomyślała, że przecież odwiedziny jej wybranka świadczą o tym, że ślub jest już tuż tuż i zapewne właśnie rozpoczęto przygotowania. Podobno jej suknię szyto już od kilku tygodni. Knervir był bogatym królestwem, więc władca mógł pozwolić sobie na rozrzutność zwłaszcza w przypadku jego jedynego dziecka. Gleanna miała jednak nadzieję, że suknia nie przysłoni jej święta, bo to w końcu ona była w tym najważniejsza, a odzienie zaledwie pięknym dodatkiem. Wysunęła swoją dłoń z mocnego uścisku Randalla. Była nieco speszona i z zakłopotania wyrwał ja dopiero głos jej ojca mówiący o polowaniu. Spojrzała na króla.
– Myślę, że polowanie to nie najlepszy pomysł z uwagi na przykrą stratę przybranego brata – wtrąciła, chociaż osobiście z olbrzymią chęcią wybrałaby się na polowanie. Chciała zobaczyć, jak jej przyszły maż radzi sobie w lesie z dziką zwierzyną i czy nie jest jednym z tych, którzy tylko opowiadają, a nie potrafią nic zdziałać. Żadnego z nich pożytku bowiem nie było.
– Jeśli książę czegoś by potrzebował, to może znaleźć mnie w królewskich ogrodach. Jest tam cisza i spokój, więc naszła księcia ochota żeby się odprężyć, to może do mnie dołączyć – powiedziała i unosząc lekko przód sukni w górę, zeszła po schodach i dołączyła do dwórek, z którymi wyszła z komnaty. Wiedziała, ze jej ojciec chce porozmawiać z przyszłym zięciem i jego świtą, a tematy te nie były dla niej.
– Jest jakiś dziwny – usłyszała za sobą cichy i rozkoszny głos Cornelliny. Dziewczyna była najmłodsza ze wszystkich dwórek, ale to właśnie ona była tą, która mówiła wszystko, co przyszło jej do głowy. Gleanna ceniła sobie szczerość nawet tak irytującej i głupiej istoty.
– Najważniejsze że jest młody i dobrze zbudowany. Nie zniosłabym, gdyby jakiś stary i opasły dział sapał mi nad uchem – odpowiedziała, gdy wszystkie weszły do królewskich ogrodów. Miały one tam swoje własne miejsce, w którym mogły czuć się bezpieczne, że nikt nie będzie im przeszkadzać.
[Wybacz opóźnienie. Nowy semestr rozpoczął się dość intensywnie.]
OdpowiedzUsuńUsiadły w ogrodach, gdzie poprzednio zostawiły swoje robótki. Nikt ich na szczęście nie sprzątnął, więc wciąż tam były. Każda z kobiet usiadła przy swoim dziele i kontynuowała je, co chwila zerkając na mężczyznę, który im towarzyszył. Był on dziwnym jegomościem. Na pewno nie był wysoko urodzony, bo żaden władca nie chciałby pokazać go innym. Na dworzanina również nie wyglądał, więc kobieta nie miała pojęcia, co robił w towarzystwie księcia. Nie interesowało jej to jednak.
– Szanowny panie, długo znacie się z księciem? – zapytała. Nie dostała jednak żadnej odpowiedzi, która by ją zadowoliła, gdyż mężczyzna jedynie kiwnął głową, wgapiając się bezmyślnie w jej dekolt. Nie przeszkadzało jej to, ale tłusty łeb Caleba skutecznie ją zniesmaczył. Westchnęła i odwróciła się plecami do mężczyzny.
Obecność mężczyzny skutecznie uniemożliwiała księżniczce i jej dwórkom plotkowanie i wymienianie spostrzeżeń i jasnym było, że paliły się do tego. Naturą kobiet było bowiem mówienie tego, o czym myślały. Uwagi nie powinny być tłamszone. Gleanna odłożyła swoją robótkę na bok i spojrzała na blondynkę, która siedziała obok niej. Nie zdążyła jednak się odezwać, gdyż usłyszała męski głos. Po reakcjach dwórek domyśliła się, że nie był to byle kto. Powoli się odwróciła i przesunęła wzrokiem po sylwetce księcia. Musiała przyznać, że był przystojny i chyba nie mogła trafić lepiej.
– Tylko się przyglądał – odpowiedziała i wstała z ziemi. Szybko poprawiła suknię i stanęła przed księciem. – To są dwórki, nasza służba nie ubiera się w koronki – odpowiedziała, a jej odpowiedz wywołała falę stłumionego śmiechu wśród kobiet, które jej towarzyszyły. – Chodźmy – zgodziła się i ruszyła przed siebie. Doszła do wniosku, że warto poznać księcia nieco bliżej. Przystanęła dopiero w miejscu, gdzie pałacowe ogrody były najpiękniejsze i najbardziej prywatne.
Spojrzała na niego, jakby właśnie zapytał o coś, o co pytań nie powinien. Nie wiedziała jak zareagować, chociaż rozumiała, że mogło to trapić biedną główkę księcia. Przez myśl jej przeszło, ze jest kolejnym, który myśli tylko o jednym.
OdpowiedzUsuń– Myślisz, że pozwalam leżeć na sobie byle komu? – zapytała spokojnie, ale w jej głowie dało się wyczuć pewną dozę irytacji. Oczywiście, że była dziewicą. Jej królestwo słynęło z pewnych zasad. Nikt nie lubił kobiet, które dzieliły łoże z innymi mężczyznami przed swoim ślubem. Robiły to tylko prostytutki w domach publicznych. Gleanna powinna być im wdzięczna, że przejmują na siebie obowiązki zadowalania starych dziadów, którzy nie potrafili odnaleźć szczęścia w domu. Oczywiście, gdyby to ona dowiedziała się, że jej mąż ją zdradza w taki sposób, to po takim domu publicznym pozostałaby tylko sterta popioły i osmolone bale.
– A czy książę, zachował czystość? – zapytała, gryząc się w język, by nie powiedzieć kilka słów za dużo. Czasem zdarzyło powiedzieć jej się kilka niepotrzebnych słów, którym potrafiła przeciągnąć strunę. Była dobrze wychowana, nie znaczyło to jednak, że nie miała swojego zdania, a uważała, że przy swoim przyszłym mężu może mówić wszystko, co zechce. W końcu to nie oni decydowali o małżeństwie, a ich rodziny. – Książę chyba nie zna się na naszych obyczajach i zasadach, ale na szczęście będzie miał książę dużo czasu, by wszystko nadrobić – dodała, odsuwając się nieco.
Doskonale znała ten zwyczaj. Ona sama była również pilnowana, by nie straciła cnoty z byle kim, tylko trzymała ją dla swojego przyszłego męża. Niby dlaczego ciągle podróżowała z dwórkami? Właśnie po to, by któraś z nich odwiodła księżniczkę od zrobienia jakiejś głupoty. Gleanna gdyby tylko mogła, to zakosztowałaby tej cielesnej uciechy z jakimś mężczyzną,który wpadłby jej w oko. A takich już kilku się pojawiło. Wiedziała jednak, kim jest i co ma sobą reprezentować. Nie był tylko dobrze sytuowaną kobietą, ale córką króla i dodatkowo jego jedynym dziedzicem. Nie mogła zhańbić siebie i rodu.
OdpowiedzUsuńNa słowa księcia prychnęła cicho i wywróciła oczyma. Oczywiście, że nie był prawiczkiem. Mężczyźni byli niczym zwierzęta – głupi i kierujący się instynktem. Gdy czegoś chcieli, to musieli to mieć, gdy czegoś pragnęli, to musieli to zaspokoić. Z uciechami cielesnymi też tak było, a książęta raczej nie posiadali małego grona fanów.
– Przekonamy się co do tego – odpowiedziała. Nie wiedziała, czy mówiąc to, książę chce by wpadła w podziw i zachwyt czy żeby zbrzydł w jej oczach. Zapewne w ogóle nie obchodziło go, co ona sobie o nim myśli. Rola mężczyzn i kobiet w społeczeństwie różniła się bardzo. Przedstawicielki płci pięknej nie miały praktycznie prawa do głosu i musiały podporządkować się woli ojców czy mężów. Było tak nawet w rodach szlacheckich i królewskich, chociaż tam kobiety mogły pozwolić sobie na sprzeciw, ale musiały liczyć się z tym, że mężczyźni i tak zrobią, co będą chcieli. Gleanna mogła się tylko cieszyć i dziękować bogom, że urodziła się jako księżniczka, a nie chłopka.
– Wasza książęca mość nie musi trapić się takimi sprawami – powiedziała spokojnie. Doskonale wiedziała, że jeśli będzie chcieć, to jej przyszły mąż nawet nie dowie się o zdradach, które ewentualnie mogą się przytrafić, gdy nie będzie czuła się przy nim spełniona.
– Owszem lubię psy – powiedziała. Nie znała mężczyzny, który podszywał się pod księcia, więc jeszcze nie podejrzewała do czego ten jest zdolny, ani jakie on ma zamiary. Wiedziała jednak, że i on nie zna jej. Nie wiedział co w niej siedzi i do czego jest zdolna. Nie wiedział, jakie ma tajemnice a tym bardziej nie wiedział, że cała służba byłaby bardziej oddana jej, niż jakiemuś przybyszowi z obcych ziem. Każdy bowiem trzymał ze swoim, z kimś kogo znał najlepiej.
OdpowiedzUsuń– Mamy swoje psy, które towarzyszą nam przy polowaniach. Są przeszkolone, by krzywdzić zwierzynę, nie ludzi – odpowiedziała. Nie potrafiłaby znieść widoku psów rzucających się na towarzyszących ich ludzi. Bestie te trzeba byłoby od razu zabić. Spojrzała na Randala z ukosa, nieco podejrzliwie. Dziwnie się zachowywał. W opisie przedstawiano go, jako mężnego i czułego mężczyznę, który wydawał jej się romantykiem. Przed sobą miała natomiast księcia, od którego dzikość było czuć nawet z odległości kilku metrów. Po plecach przeszedł ją bliżej nieokreślony dreszcz. Nie wiedziała, co oznaczał.
– Również wybiorę się na polowanie – oświadczyła, po chwili ciszy. Często towarzyszyła ojcu i galopowała przy jego boku, w końcu mieli tylko siebie.
[wybacz, że tak znikam, ale uczelnia wysysa ze mnie chęci do pisania :c]
Gleanna była kobietą, więc lubiła nieco romantyzmu. Nie była jednak zakręcona na tym punkcie tak bardzo, jak można by się było tego spodziewać. Jako jedyne dziecko króla i prawowita dziedziczka królestwa była traktowana tak, jak każdy męski potomek. Uczyła się liczyć, czytać i pisać jak również wyszywać i haftować. Otrzymała więc wykształcenie godne zarówno dobrej damy, jak i przyszłego króla, więc miała zbyt wiele na głowie, by zaprzątać ją sobie jeszcze romantycznością i całą tą miłosną otoczką.
OdpowiedzUsuńNie było nawet mowy o tym, żeby nie miała uczestniczyć w polowaniu. Była to jedna z chwil, gdy mogła pobyć ze swoim ojcem w niewielkim gronie. Czuła się wtedy o wiele swobodniej i miała na króla oko.
– Jeśli sobie tego życzysz, to zaprowadzę cię do psów – zgodziła się. Nie miała nic przeciwko temu, by na chwilę tam zajrzeć. Lubiła oglądać psy, które miały swój własny plac i schronienie. Żyło im się lepiej niż niejednemu mieszczaninowi. – Za chwilę powinna być pora ich karmienia – powiedziała, wymijając mężczyznę. Psy na dworze nigdy nie były głodzone. Miały specjalnych opiekunów, którzy doglądaliby niczego im nie brakowało. W końcu od ich sprawności zależały wszystkie polowania, a trzeba było przyznać, że król nie lubił wracać z pustymi rękami z łowów.
– Proszę mi wybaczyć, ale moje dwórki są już obiecane lordom, książętom i rycerzom, więc wątpię, żeby któraś z nich zwróciła szczególną uwagę na książęcego towarzysza. Na polach odbywają się rycerskie treningi, które doskonale widać z zamkowych tarasów, więc zapewne wszystkie się tam ulotniły – przyznała otwarcie. Nie dało się ukryć, że Caleb nie powalał swoją aparycją, więc Gleanna była pewna, że jej dwórki na pewno nie chciałyby spędzać czasu w jego towarzystwie nawet wtedy, gdyby musiały. Nie chciała umniejszać innych jego cnót i zalet, ale mężczyzna ten nie był zbyt pociągający. – Mogę zapytać skąd książę zna panicza Caleba? – zapytała, kierując się przed siebie w stronę psiarni.
[O tak, wątek będzie się kręcić dalej, niemniej jednak nie będę ukrywać, że wcielanie się w kobietę zwłaszcza w takim okresie, jest niezwykle dla mnie trudne i stanowi interesujące wyzwanie. Chyba już nieco odwykłem od pisania płcią piękną xDD]
Doskonale wiedziała, że Caleb nie był paniczem. Mówiła tak tylko i wyłącznie dlatego, że tak nakazywała jej etykieta. Należało bowiem założyć, że każdy w obecności księcia mężczyzna był paniczem i tak go też tytułować. Nie chciała wyjść na niegrzeczną i nietaktowną mówiąc, że mężczyzna jest wieśniakiem. Rozumiała, dlaczego dziwny mężczyzna kręci się wokół księcia. Ratowanie życia nie jest czymś, obok czego można przejść obojętnie. Wiąże to dwoje nieraz obcych sobie ludzi, pochodzących z dwóch światów, którzy dziwnym zrządzeniem losu przebywali akurat w jednym i tym samym miejscu.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się pod nosem. Lubiła gdy inni na nią patrzyli. Była kobietą i wiedziała, że stanowiła obiekt obserwacji wielu mężczyzn. Już taka była ich natura, że stali, obserwowali i analizowali. Lubiła takie obserwacje, w końcu była atrakcyjną młodą kobietą. Wzbraniała się jednak przed nachalnością, której zdarzało jej się być świadkiem.
– Będą patrzeć na mnie różni ludzie, czemu akurat on nie może? – zapytała, unosząc suknię, by nie narazić się na potknięcie podczas wchodzenia na stopnie, które właśnie pojawiły się na ścieżce wiodącej do psiarni.
– Jeszcze tylko kilkanaście schodów i będziemy na miejscu – powiedziała, wchodząc na kolejne stopnie. Odwróciła się, żeby zobaczyć, czy książę idzie za nią.
Gleanna była wykształcona, jak na jedyne dziecko króla przystało. Odebrała wszelkie potrzebne wykształcenie, by móc rządzić królestwem. Potrafiła liczyć, pisać i czytać. Nie uważała się za wyjątkowo piękną niewiastę, nie uważała się też za szczególnie mądrą, aczkolwiek była sprytna i wiedziała, kiedy robić coś, by sprawiać wrażenie pięknej i mądrej. Sprytu nikt nie mógłby jej odmówić.
OdpowiedzUsuń– Oczywiście – powiedziała. Rozumiała, że jej przyszły mąż, chce powiadomić rodzinę o śmierci kogoś. Wiedziała z czym to się wiąże, nawet jeśli chodzi o przybrane rodzeństwo. Gleanna nie posiadała nikogo, kto mógłby nawiązać z nią braterską więź, chociaż nigdy nie narzekała na fakt, że jest jedynaczką.
– Polecę komuś ze służby, by dostarczono ci czego będziesz potrzebować – powiedziała, gdy stali już pod drzwiami psiarni. Gdy weszli do środka od razu przywitał ich charakterystyczny psi zapach. Zapewne brały one swoją kąpiel. Dało się również usłyszeć głośne szczekanie zarówno dorosłych jak i tych młodych osobników. DeVries przystanęła przy barierce i spojrzała na kilka szczeniaków, które beztrosko się bawiły ze sobą.