23 marca 2017

[KP] Adonis

Reece King
Adonis MacMillan
16 lat, wychowanek poprawczaka, zgarnięty za kradzieże

Nigdy nie był nikim szczególnym dla rodziców. Zawsze stał gdzieś na szarym końcu, daleko za awanturami o to, kto komu bardziej zniszczył życie, za wszystkimi kochankami matki i whisky ojca. Może chciał zwrócić na siebie uwagę, wykrzyczeć w ten sposób "Tutaj jestem", ale ostateczni uznał to za bezsens. Ostatecznie się doigrał i będzie musiał spędzić tutaj kolejne miesiące, choć usilnie próbuje wmówić samemu sobie, że przecież wszędzie lepiej być - byle nie we własnym domu.

5 komentarzy:

  1. Praca w zakładzie poprawczym nigdy nie była jego wymarzoną karierą. Wszystko potoczyło się swoim torem, kiedy mimo posiadania dużego domu i wszystkiego pod dostatkiem, Caleb nie potrafił odnaleźć się w swoim życiu. Zawsze był inny. Kiedy jego rówieśnicy śmieli się z innych dzieci, bo miały „śmieszne ubrania”, „śmieszne fryzury”, „beznadziejne telefony”, on jedynie przyglądał się temu z daleka i zastanawiał się, co jest śmiesznego w tych ubraniach i fryzurach. Nie pasował do swoich bogatych kolegów i koleżanek, nie pasował także do tej złej młodzieży, która na początku z niego kpiła, a potem jakimś cudem zaakceptowała. Na chwilę. Caleb razem z nimi kradł alkohol albo jakieś batoniki ze sklepów. W końcu jednak go złapano. Cóż, nie był w tym najlepszy, rodzice byli w szoku, że ich syn kradł, podczas kiedy w domu czekała na niego konsola, gry, nowoczesne gadżety. I tak Cale trafił do zakładu poprawczego, gdzie też nie pasował. Nie był żadnym wielce złym nastolatkiem, nie przejął terenu czy cokolwiek. Ale zdarzyło mu się oberwać raz czy dwa. To chyba przez te jasne włosy i niebieskie oczy.
    W ośrodku poznał pewnego wychowawcę, który chciał z nim dużo rozmawiać. O wszystkim. O sytuacji w domu, w szkole, o nim samym. Caleb nigdy nie był do niego nastawiony jakoś anty i szybko polubił te ich spotkania. Ten wychowawca bardzo mu wtedy imponował, ponieważ potrafił dotrzeć nawet do tych najtrudniejszych przypadków. I wtedy Caleb stwierdził, że on też tak chce.
    Oczywiście rodzice nie byli zachwyceni. Bo jak to tak, ich syn, który mógłby być lekarzem, prawnikiem, politykiem miał zostać jakimś nauczycielem czy strażnikiem w poprawczaku? I mieć styczność z „taką młodzieżą”?
    Ale praca tutaj dawała mu satysfakcję. I marne pieniądze. Ale podobało mu się. Wierzył, że rzeczywiście może pomóc tym dzieciom zrozumieć, że jednak warto znaleźć uczciwą pracę i nie robić nikomu krzywdy.
    - Cześć, Adonisie – uśmiechnął się lekko do chłopaka, siedząc przy swoim biurku z jakimiś dokumentami. – Znowu bójka? O co tym razem poszło? Krzywo na ciebie spojrzał? – wskazał mu miejsce naprzeciwko siebie.
    Gabinet nie był duży, ale Caleb i tak chciałby wstawić tutaj jeszcze kanapę i stolik, żeby było przytulniej, bardziej komfortowo, żeby rozmowy nie odbywały się tak przez biurko. Ale jeżeli sam sobie tego nie kupi i nie ustawi, to szefostwo nie zrobi tego nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jego praca rzadko kiedy bywała prosta. Właściwie prawie nigdy nie była prosta. Zdarzali się tacy, którzy trafiali tu, ponieważ przyłapano ich na czymś niebezpiecznym, koledzy tego kogoś wrabiali i masz; biedak nie miał pojęcia, co ma robić w takim miejscu, żeby w ogóle przeżyć. Caleb jakoś ich przekonywał do rozmów i potem sobie radzili. W jakiś tam sposób. A czasami zdarzali się tacy, którzy mówiąc i siedząc dawali od razu znać, że nie mają ochoty na smęcenie wychowawcy. Takim kimś był właśnie Adonis. Cóż, dobrze, że nie był jednym z tych, którzy grozili i wymachiwali pięściami. Z takimi zawsze trzeba było uważać.
    Caleb uśmiechnął się lekko na pierwsze słowa Adonisa. Tak, nie powinien, nie powinien pokazywać mu, że nieodpowiednie działania podobają się wychowawcy.
    - Rozumiem, że nie będziesz z nim rozmawiać? – spróbował, pochylając się do przodu w jego kierunku. – Jak ich dręczył? – oczywiście zapisał to sobie, bo to było ważna informacja. W takim miejscu trudno było wszystkich obserwować i uważać, żeby wszyscy byli bezpieczni. Tak, to brzmiało nie za dobrze. Byli tylko jedną z wielu takich placówek, gdzie pracowników brakowało, a młodzieży przybywało. – I kogo?
    Zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo wyciągnąć z niego takie informacje. Nikt nie chciał być kapusiem. Niektórzy byli pewni, że sami sobie dadzą radę, a inni bali się, że jeśli cokolwiek powiedzą, to konsekwencje będą ciężkie. Poza tym, to młodzież. Nie dało się nie reagować, zwłaszcza, kiedy ktoś był nazywany „pedałem”. Kiedy on był nastolatkiem, też tego nie cierpiał. Mimo że później okazało się, że jednak jest homoseksualny, to wciąż uważał, że to obraźliwe. Zwłaszcza mówione takim tonem.
    - Mogę ci pokazać parę ruchów, żebyś nie musiał potem chodzić z wielką śliwą na oku. Jeśli chcesz. Ale w zamian za informacje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Caleb wiedział, że wymagał dużo od Adonisa. Wyjawienie kto kogo dręczył? No jasne, w takim miejscu to mogło go bardzo wiele kosztować, jeżeli dręczyciel dowiedziałby się, od kogo wyszła informacja. Cóż, Reyes postępował zgodnie z regułami, ale też sam chciał się dowiedzieć, kto jest takim cwaniaczkiem. Caleb starał się być dobrym wychowawcą, chciał dla tych chłopaków jak najlepiej, chociaż po niektórych od razu było widać, że nic z tego nie będzie i za jakiś czas, kiedy staną się pełnoletni, trafią do więzienia. Ale było też kilku, których można było uratować i Caleb właśnie tego chciał. Co do Adonisa to jeszcze nie do końca wiedział. Chłopak był wciąż dla niego zagadką.
    Słuchał go uważnie, kiedy opowiadał, kto jest najbardziej dręczony. Odnotował w głowie wszystkie potrzebne informacje i skinął głową na znak, że rozumie i że zamierza podjąć jakieś kroki, aby temu zaprzestać.
    - Nie zamierzam nikomu wyjawić tego, co mi powiedziałeś. Nic nie opuszcza tego pokoju – zapewnił go, również się pochylając, jakby dając mu do zrozumienia, że tutaj może powiedzieć o wszystkim. – Z wyjątkiem tego, że komuś będę mógł pomóc. Możesz być z siebie zadowolony, Adonisie – uśmiechnął się do niego lekko. – To ważne, że mówisz mi o takich rzeczach.
    To też wpływało na jego ocenę pobytu tutaj. Co prawda bójki też były istotne, ale… zawsze lepsze coś, niż nic.
    Odwrócił od niego wzrok, aby spojrzeć na akta Adonisa. Chyba była dla niego nadzieja. I Caleb pomyślał, że naprawdę się postara, aby pokazać mu światełko w tunelu.
    - Jak się czujesz? Boli jeszcze? – ruchem głowy spojrzał na jego rany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Reyes rozumiał postawę i zachowanie Adonisa. Przecież kilkanaście lat temu też znajdował się w takim miejscu i też stawał przed podobnymi wyborami. Nie chciał kapować na innych, ale też nie mógł patrzeć, aż ktoś słabszy zostaje pobity. Wybrał opcję pójścia do jednego z wychowawców i opowiedział mu o wszystkim. Okazało się, że mężczyzna był porządnym człowiekiem i rozwiązał problem. Nie było łatwo, ale Caleb dziękował mu w duchu, że nie wyjawił jego nazwiska. Później ten sam facet okazał się być jednym z najlepszych ludzi (jak nie jedynym jak do tej pory) jakich spotkał na swojej drodze. Zainspirował Caleba, który później również poszedł w tym kierunku i wylądował tutaj. Chciał pomagać i niczego nie spieprzyć.
    - Jak mówiłem, cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. I dobrze, że już czujesz się lepiej. Jakby co – specjalnie nie użył słów „następnym razem” – chroń głowę – pokazał mu jak ma to zrobić, a później kilka razy wyprowadził przed siebie dłonie, prezentując mu kontratak w różnych sytuacjach. – No dobrze. W każdym bądź razie gdybyś chciał z kimś pogadać, komuś się zwierzyć, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – uśmiechnął się do niego ciepło.
    Ich spotkanie przerwał hałas zamieszania na korytarzu. Caleb od razu się podniósł i podszedł do drzwi, aby je otworzyć i wyjść na zewnątrz. A tam toczyła się bójka. Czyli generalnie nic nowego. Inny wychowawca zaraz pojawił się obok. On i Caleb wiedzieli, co robić i od razu przystąpili do akcji. Tamten odciągnął jednego wychowanka, a Reyes drugiego, tego agresywniejszego, który próbował walnąć wychowawcę. Na szczęście Caleb zrobił unik, a potem szybkim i mocnym ruchem przycisnął chłopaka twarzą do ściany. Ręce splótł za jego plecami, lekko je wyginając, żeby chłopak się nie rzucał za bardzo.
    - Puszczaj, kurwa! – wrzasnął, na co Caleb wyciągnął ręce chłopaka jeszcze bardziej pod kątem, pod którym nie powinny być.
    - Uspokój się, bo sobie połamiesz ręce. A to będzie bolało jak skurwysyn – powiedział spokojnie, chociaż czuł jak jego mięśnie się napięły.
    Agresor jeszcze chwilę się wierzgał, jednak w końcu sobie odpuścił. W takich miejscach zawsze pracowało za mało ludzi, ale naprawdę tylko nieliczni chcieli się zajmować… czymś takim.

    [A jakby jeden z wychowawców molestował/próbował molestować kogoś? I później np. dobierałby się do Adonisa? Czy nie bardzo?]

    OdpowiedzUsuń
  5. Caleb zajął się innymi wychowankami, rozdzielał bójki i czasem trochę pokrzyczał na tych, którzy sprawiali więcej problemów. Siedział na swoich dyżurach w kozie, jednocześnie czytając sobie jakąś książkę i pilnując młodocianych przestępców.
    Na jeden z weekendów, które miał wolne, pojechał do swojego rodzinnego domu, oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów od miasta, w którym aktualnie mieszkał i z którego miał niedaleko do pracy. Oczywiście wizyta nie obyła się bez komentarzy na temat pracy Caleba i prób matki, która próbowała odwieść syna od „zbawiania patologicznego nasienia”. I nakłaniania do pójścia do pracy w ich rodzinnym mieście, najlepiej w firmie ojca.
    Mimo to, Caleb jako tako miło spędził czas wraz z rodziną. Wciąż nie zamierzał szukać nowej posady, podobała mu się jego obecna i wierzył, że naprawdę potrafi zrobić coś dobrego.
    W poniedziałek jakoś przed południem doszły go słuchy, że Adonis MacMillan dawno nie zjawił się na żadnych zajęciach i że „najprawdopodobniej symuluje chorobę”. Reyes oczywiście postanowił to sprawdzić. Czyżby znów wdał się w jakąś bójkę? Chciał komuś pomóc i przez to stało się coś, co – delikatnie ujmując – nie wpłynęło na niego za dobrze?
    W przerwie między zajęciami Caleb udał się do pokoju chłopaka. Zapukał do drzwi i chwilę poczekał. Kiedy jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi, zapukał raz jeszcze i po prostu się odezwał.
    - Adonisie? To ja, Caleb. Otwórz. Chciałbym z tobą porozmawiać.
    Gdyby Adonis długo nie otwierał i nie dawał żadnego znaku, że żyje, to Reyes mógłby pójść do gabinetu i poszukać klucza do jego pokoju. Wychowawcy posiadali klucze do wszystkich pomieszczeń na terenie zakładu, w tym do pokojów wychowanków dla bezpieczeństwa tychże chłopaków.
    - Jak otworzysz, to może opowiem ci, co zrobił mój pies w ten weekend – no dobrze, to chyba nie było zbyt zachęcające, ale hej, Adonis wyglądał na miłośnika psów, zatem warto było spróbować.

    [Właściwie to nie wiem, czy te pokoje powinny mieć zamki, no ale już dobra…]

    OdpowiedzUsuń