NICHOLAS DOUVALL
18 lat, przyszły student antropologii sądowej na wymarzonej uczelni.
Od małego wiedział, co chciał w życiu robić. Jego umysł był ukierunkowany w jednym konkretnym celu. Pochodzi z rodziny naukowców, więc nauka zawsze zajmowała szczególne miejsce w jego życiu. Nie był uczniem wybitnym, nie można było nazwać go człowiekiem renesansu, gdyż chłopak selektywnie dobierał swoje zainteresowania. Nie interesował się wszystkim. Nie pociągały go nauki humanistyczne, ani przedmioty ścisłe. Największą frajdę czerpał z nauk przyrodniczych, z których miłością darzył biologię.
Mówią o nim, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, że Los upatrzył w nim swojego ulubieńca, gdyż Nicholasowi udawało się niemal wszystko, co tylko mogło się udawać. Wiadomo miał swoje porażki mniejsze i większe, jednakże wszystko na czym mu zależało miał niemal podane na tacy. Tak też się stało z aplikacją na wymarzone studia. Droga do tego była trudna. Nie mógł powiedzieć, że się nie starał.
Do wątku z Bez.
Nawet ciepłe promienie słońca wpadające przez niezasłonięte roletami okno nie było w stanie poprawić jego parszywego humoru nieodstępującego go ani na krok na przestrzeni długiego już czasu. Ostatnie tygodnie roku szkolnego okazały się wyczerpującą walką z zarywanymi nocami stałej nauki. Jerome wiedział dokładnie co chciał osiągnąć — dostanie się na medycynę przyświecało mu podczas robienia nader szczegółowych notatek. Z wyników egzaminów był poniekąd zadowolony, choć zdawał sobie sprawę, że nie do końca wszystko poszło po jego myśli. Pocieszał się do pewnego czasu myślą, że zawsze mogło pójść mu gorzej, a przynajmniej do momentu, kiedy uzyskał informację zwrotną o tym, że jednak nie dostał się na wymarzoną uczelnię, w odróżnieniu do swojego najlepszego przyjaciela, co przelało czarę goryczy. Z nikim nie podzielił się swoim rozczarowaniem, choć jego zachowanie uległo wyraźnej zmianie — zawód wymieszany z zazdrością robił w tej materii swoje, dlatego coraz częściej uciekał w samotność, nie chcąc się na nikim wyżywać. To zdecydowanie nie było w jego stylu. Jednakże tak samo jak Driscoll nie podzielił się z nikim nowiną o tym, że spośród grupy znajomych czy klasy nie dostał się na wymarzoną uczelnię, w równej mierze tyczyło się to jego osobistej decyzji o tym, że ten rok edukacji sobie odpuszcza kompletnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze przed końcem roku odwracał swoją uwagę od swej osobistej porażki, skupiając się na znalezieniu pracy na okres wakacji lub, o ile mu się poszczęści, na czas dłuższy, na co zresztą niewątpliwie liczył. Nieplanowany gap year nie był w ogóle podobny do jego poukładanego grafiku i trzymania się zawsze ustalonego planu, ale rzeczywistość całkiem brutalnie zweryfikowała jego plany. Egzaminy w rzeczy samej mogły mu pójść o wiele lepiej, dlatego też zamierzał je poprawić w następnym roku, o ile jego podejście w połowie semestru po wykruszeniu studentów pierwszego roku nie zakończy się sukcesem. Driscoll nie wybrał innego kierunku poza upatrzoną medycyną i nie składał papierów na inne uczelnie, a w tym być może sam był sobie winny. Niezadowolenie surowych rodziców Jeroma’a było w tej kwestii w pełni zrozumiałe.
Poszczęściło mu się jednak, kiedy został przyjęty do pracy w kawiarni — bycie baristą nie było szczytem jego marzeń, ale zapach kawy i stałe zajęcie pozwalało mu w pewien pomniejszy sposób radzić sobie z frustracją, która z kolei poruszała się za nim zgrabnie niczym bezpańskie zwierzę, które nie chce się odczepić. Ostatni tydzień szkoły spędził na przyuczaniu się do wykonywania pracy, co jednak do najłatwiejszych zadań nie należało. Teraz mógł już pracować jak należy, choć tego dnia cieszył się dniem wolnym, a poproszony przez własną rodzicielkę o zakup paru produktów, które ta zamierzała wykorzystać do pieczenia, miało na celu zwyczajne ruszenie go z mieszkania, by nie sterczał przy książkach, powtarzając materiał.
Jerome zupełnie nieświadomy zagrożenia poruszał się powoli między alejkami z koszykiem trzymanym w lewym ręku — nigdzie mu się bowiem nie spieszyło. Driscoll nawet nie brał pod uwagę, że natknie się na byłego przyjaciela i jego matkę. Zresztą kobieta zapewne nie wiedziała, że obydwaj nie utrzymywali ze sobą już bliższych kontaktów — co więcej z osobistych, egoistycznych pobudek jasnowłosego. Nie chciał przecież w okresie wypełniającej go od wewnątrz frustracji i zazdrości zrazić do siebie Nicholasa, tylko dlatego, że nie miał tyle samo szczęścia.
Blondyn przystanął na moment przy półce spowitej kawą i kakao od góry do dołu, które na liście rzeczy zakupów się znalazły. Wybór jak zawsze był ogromny i przez chwilę tylko wodził spojrzeniem od produktu do produktu. Kiedy ostatecznie sięgnął po pierwsze lepsze kakao stuprocentowe i niesłodzone, umieszczając je chwilę później w niezapełnionym nawet do połowy koszyku, znajomy głos i charakterystyczne zdrobnienie przyciągnęło jego uwagę. Co oczywiste — Jerome utkwił wzrok w pani Douvall i uśmiechnął się lekko, może nieco niezręcznie.
Usuń— Dzień dobry pani — odpowiedział uprzejmie. — U mnie wszystko w porządku. Mam jednak nadzieję, że u pani wszystko również ma się dobrze. — To oczywiste, że skłamał. Nic nie było w porządku, gdyż ten już dawno wyrwał mu się spod kontroli, a wszystko w efekcie tego znalazło się w pozornie kontrolowanym chaosie. — Cóż… — Na dalszą część wypowiedzi kobiety nie zdecydował się odpowiedzieć, szczególnie ze względu na to, że jego spojrzenie przeniosło się w stronę zmierzającego w ich kierunku Nicholasa, pchającego wózek. Robiło się jeszcze bardziej niezręcznie i pomyśleć, że ten oto dzień miał był taki jak zwykle. — Cześć, Nick. Dobrze cię widzieć.
Nick nie był odosobniony w tym dziwnym wrażeniu, gdyż Jerome również odczuwał coś na wzór mieszaniny nieuzasadnionego niepokoju, sprawiającego, że jego organizm zdawał się znajdować w stanie gotowości, lecz spychał to w jak najdalszy kraniec własnego umysłu. Co niby mogłoby się wydarzyć? Nie potrafił sobie tego w logiczny sposób wyjaśnić, więc w oczywisty sposób odrzucał to od siebie jak najdalej. Spotkanie pani Douvall i Nicholasa pozwoliło mu o tym tymczasowo zapomnieć, lecz widok dawnego przyjaciela przy ich wyziębionych relacjach pełzających po granicy zapomnienia, znajdującej się w takim stanie, tylko i wyłącznie z powodu jego egoistycznych pobudek, skądinąd brunetowi nieznanych.
OdpowiedzUsuńObydwaj czuli się niezręcznie, zmuszeni do udawania, że wszystko jest w porządku wobec nieuświadomionej w sytuacji pani Douvall. Jasnowłosy preferował obecny stan, w którym zdawał się unosić wraz z Nicholasem. Jego sukces oddziaływał na niego negatywnie, a on nie chciał ujawniać swojej zazdrości za wszelką cenę, nawet jeśli jej kosztem byłaby ich długoletnia przyjaźń, w której dotychczas nie można było uraczyć tak trwałych, głębokich, a także dzielących rys.
Jego mama dzwoniła do pani Douvall? Oby tylko nie z pytaniem o to dlaczego Nick tak rzadko wpada, to zmusiłoby go do odpowiedzenia na pytania zmartwionej rodzicielki, która i tak za wszelką cenę starała się poprawiać nastrój swojemu synowi i odciągać go od powtarzania materiału, które poniekąd stanowiło dla niego sposób ucieczki od rzeczywistości; sposób na odcięcie się od własnej, bolesnej porażki.
— Oczywiście, pani Douvall. Uszykuję dla Nicka talerze, aby później mógł je odebrać. — mruknął szybko w odpowiedzi, nie każąc mamie Nicholasa zbyt długo czekać, tak jakby to miało pozbawić ją kolejnych pytań i przypomnieć jej o powrocie do zakupów. Szczerze liczył, że już za chwilę miną się i każde pójdzie w swoją stronę, nie wymuszając na sobie dalszej konfrontacji.
Po plecach Driscolla przebiegł chłodny dreszcz i ledwie powstrzymał się przed wzdrygnięciem. Tracił kontrolę nad rozmową, którą zdawało się jeszcze przed chwilą ma już doprowadzoną do końca. Nie mógł jej odmówić, bo to wydałoby się dziwne. Trzymał przecież w trzymanym koszyku produkty do ciasta dla własnej matki; wiedział, że się nie wykręci, a pani Douvall nie zaliczała się do tych, które dadzą się byle czym przekonać.
— Tak, możemy — potwierdził, odwracając spojrzenie w bok. Tego właśnie się obawiał; nie chciał znaleźć się na osobności z Nickiem. To samo w sobie wymuszało na nich konieczność, zamienienia chociażby jakichkolwiek słów. Nie patrząc nawet na bruneta, ani tym bardziej nie upewniając się, czy idzie za nim. Skierował się najpierw do kasy, by kupić to co wylądowało już koszyku.
Zapowiadało się, że droga do domu Jerome’a nie będzie wcale taka prosta, jak to sobie zaplanował. Niech to szlag, zaklął w myślach blondyn.