10 czerwca 2017

[KP] now the word out on the street is the devil's in your kiss

I need an advice!
...
Nevermind, I've already done a stupid thing.

Można określić ją wieloma przymiotnikami — uśmiechnięta, sympatyczna, pomocna — ale fatalną pomyłką byłoby nazwanie jej osobą rozsądną. To słowo jest zupełnym jej przeciwieństwem. Prawdopodobnie przeciętny pięciolatek wykazuje się większą odpowiedzialnością i umiejętnością zdrowego myślenia niż ona. W połączeniu z alkoholem — a warto dodać, że połączenie to występuje nadzwyczaj często — wpada na idiotyczne pomysły, do których zabiera się z ogromnym zapałem, wplątując w kłopoty siebie i ludzi w swoim otoczeniu. A jeżeli chodzi o kłopoty, to Anya właściwie nie potrzebuje do tego alkoholu; z tym talentem chyba się po prostu urodziła. Jest też bardzo pewna siebie, uparta i ciężko jest jej przyznać się do pomyłki, dlatego też będzie kłóciła się do upadłego w obronie swoich racji... dopóki ktoś nie podsunie jej pod nos jednoznacznego i pewnego dowodu na to, że tym razem jednak się myliła. Nigdy nie odmawia sobie dobrej zabawy, stąd też praktycznie zawsze można ją zobaczyć na domówkach, gdzie popija piwo z puszki i śmieje się głośno, rozmawiając z każdym o wszystkim. Mała — dosłownie — flirciara. Jest bardzo pogodna, a na świat patrzy optymistycznie; niektórzy mówią, że ona chyba nigdy nie ściąga różowych okularów. Nieco egoistyczna, ale swoich bliskich broni jak lwica, w razie potrzeby gotowa sama dla nich cierpieć. Wrażliwa i empatyczna, potrafi wczuć się w sytuację drugiej osoby. Trochę gubi się w uczuciach, nie do końca potrafi nad nimi zapanować, jest w nich jednak prawdziwa. Czerpie z życia garściami, jakby zapominając o tym, że gdzieś tam czeka na nią jeszcze jutro. 

19 komentarzy:

  1. Zawsze przed treningiem pojawiał się wcześniej. Rozgrzewał się, przygotowywał salę i sprawdzał sprzęt. Może nie można było go nazwać osobą pedantyczną i nadto uporządkowaną, ale kilka rzeczy w jego życiu opierało się na stałej rutynie, a dbanie o bezpieczeństwo swoich podopiecznych z pewnością do jego obowiązków należało. Właśnie dzięki temu zaobserwował, iż Anya zawsze pojawia się przed treningiem wcześniej, spędzając ten czas na rozciąganiu i rozgrzewce. Musiał przyznać, że mu to odrobinę imponowało. Oczywiście przez odrobinę miał na myśli maleńki pyłek, który zmieściłby się pomiędzy jego kciukiem a palcem wskazującym. Bądź co bądź należał do osób, którym ciężko zaimponować, a nawet jeśli, nieczęsto to okazywał. Mimo to dziewczynie się w jakimś stopniu udało, ponieważ zawsze mogłaby te kilkanaście minut spędzić na wgapianiu się w ekran telefonu. Nigdy jej jednak nie przeszkadzał i obserwował z oddali, tak by nie mogła go zauważyć. To był jej czas, bez jego uwag, które z pewnością pojawiłby się, gdyby znalazł się w pobliżu. Ponadto, jakaś jego ciemna strona napawała się tym widokiem, możliwością śledzenia jej ruchów bez skrępowania i czujnych spojrzeń. Mógł wodzić wzrokiem, wiedząc, że nikt go nie pilnuje, nikt go nie kontroluje i nie wylicza mu sekund zmarnowanych na posyłanie jej uważnych spojrzeń, które nie były do końca związane z jej techniką.
    Czemu tym razem zdecydował się wyjść z ukrycia? Sam nie wiedział. W życiu zwykle kierował się impulsem i tak też stało się tym razem. Dlatego stał oparty o ścianę z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Zastanawiał się, kiedy go dojrzy i nie musiał długo czekać. Doskonale widział jej zdziwienie, aczkolwiek kompletnie na nie nie zareagował. Wiedział, że w większości przypadków ją irytował. Miał świadomość, że dziewczyna słyszy ciągłe uwagi i wytykane błędy, które popełnia. Był w stosunku do niej znacząco ostrzejszy, niżeli w przypadku innych uczennic. Co prawda każda nowa dziewczyna przechodziła okres próby. Musiał się upewnić, że jest wytrzymała, fizycznie i psychicznie. Nawet zawodniczki, które mogły pochwalić się dłuższym stażem, wiedziały, że oczekiwał dyscypliny i ciężkiej pracy. Nikt nie przychodził się tu bawić. Jednakże to właśnie Anya odczuwała to najbardziej ze wszystkich. Miał tego pełną świadomość, lecz nie zamierzał też tego zmieniać. Wiedział co robi, nie działał pod wpływem emocji, lecz zwykłej kalkulacji.
    - Jestem tu zawsze. - odparł po prostu, ponieważ nieczęsto chwytał się kłamstwa, gdy w grę wchodziły tak prozaiczne tematy. Co więcej, był ciekaw jej reakcji. - To twoja rozgrzewka? Marnie to widzę. - stwierdził z przekąsem, kiwając głową w stronę miejsca, w którym przed chwilą się rozciągała.

    OdpowiedzUsuń
  2. - Albo nie chciałem zostać zauważony. - odpowiedział, unosząc jedną brew do góry, by w ten sposób zapewnić ją, iż to jego wersja wydarzeń była wiarygodniejsza. Gdyby chciał, aby go dostrzegła, czuła jego obecność w powietrzu, wyczuwała palący wzrok na skórze, po prostu by na to pozwolił, wyszedł z cienia, tak jak zrobił to tym razem. On jednak postanowił dotychczas dawać jej przestrzeń, kilka wolnych oddechów, gdyż z doświadczenia wiedział, że każdy człowiek czasami tego potrzebuje. Dla niego chwile spokoju i samotności były niezbędne. Miał swoje własne terytorium i nie lubił, gdy ktoś próbował zaburzać te granice lub przedzierać się przez bariery.
    Był pewny, że dziewczyna jakoś odpowie na jego przytyk, da upust irytacji w momencie, gdy znajdowali się na sali sami. Ona jednak miała w sobie ogień i waleczność, która ukazywała się w próbie zachowania spokoju, odparcia jego ataku, poprzez zignorowanie go i postawienie niewidzialnej tarczy, od której w zamierzeniu powinien się odbić. To było w niej intrygujące. Potrafiła grać, chować emocje, a jednocześnie uwydatniać je w swoim spojrzeniu.
    - Nie do końca, pamiętaj, że jesteś w mojej sali. - odparł równie spokojnie, gdy wspomniała, iż może robić, co chce. Był tym typem, który zwykle miał odpowiedź na wszystko. Czasami jej udzielał, a czasami uważał, że nie jest warta jego czasu i zbywał ją parsknięciem, po czym odchodził lub zajmował się bardziej interesującymi sprawami. Równie dobrze mógłby postawić ją do pionu za jej nagłe zuchwalstwo, ale pomimo swojej wymagającej postawy, nie był tyranem i nauczycielem, który uwielbiał nadużywać swojej władzy.
    Odepchnął się od ściany, robiąc krok w jej stronę i patrząc na nią z góry. Naprawdę zadziwiał go fakt, iż choć była taka niska, była jednocześnie jedną z najlepszych zawodniczek. Jak to powiadają, mała, ale diabeł. Ta dziewczyna miała w sobie energię, a on po prostu chciał ją uwolnić. Czasami przyłapywał się na tym, iż chyba nie chodzi mu tylko o salę. Szukał jej granic i starał się ją wypchać daleko poza wyznaczone przez jej umysł linie. To była jego gra, w której pławił się od zawsze. Kto wie, może powinien zostać psychologiem, choć wątpił, by jego pacjenci wychodzili od niego uzdrowieni, zapewne zbywałby ich problemy i stwierdzał, iż na świecie istnieją gorsze plagi, niżeli zdrada męża.
    - Akurat tobie chyba nie zaszkodzi zrobić dwie rozgrzewki. Rozpiera Cię energia. - odparł z krzywym uśmieszkiem, nie spuszczając z niej wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  3. - A dlaczego nie? - odparł pytaniem na pytanie, posyłając jej uśmiech, który składał się z jedynie z uniesienia prawego kącika ust ku górze. Nie był mężczyzną, który opowiadał o sobie, swoim życiu, porażkach i wzlotach. Rozsiewał wokół siebie pewną aurę tajemniczości, a każdy, kto zajrzał mu głęboko w oczy wiedział, że pod tą warstwą ironii, arogancji i kpiarstwa kryją się sekrety, które zapewne niejedna osoba pragnęłaby poznać. Sam jednak uważał, że przeszłość jest przeszłością. Nie rozpamiętywał tego co było, nie rozmyślał o tym, co będzie. Żył chwilą i wyznawał zasady, które zapewne były bardzo zbliżone do tych, które wyznawali przedstawiciele epikureizmu.
    - Zawsze byłem związany ze sportem. Zawsze mnie nosiło. Nie nadawałem się do papierków i innych pierdół. - zaczął, ruszając w stronę drzwi prowadzących do małego składziku, by schować leżące w rogu piłki do koszykówki. Właściwie sam nie wiedział czemu jej to opowiada. W końcu bądź co bądź to nie była jej sprawa. Właściwie nawet zdziwił się, że tak nagle zmieniła temat. W innej sytuacji zapewne całkowicie odbiłby piłeczkę i ponownie skupiłby rozmowę na niej. Z pewnością znów by ją zirytował, lecz tym razem jednak jego ton głosu brzmiał normalnie, nie było kpiny czy irytacji. Po prostu mówił.
    - Nie jestem jednak typem, który nadaje się do typowej gry zespołowej. Wszyscy twierdzili, że powinienem znaleźć się w wojsku, ale ta cała dyscyplina to uwięź, w którą z całą pewnością nie dałbym się zamknąć. Życie sportowca też nie było łatwe, nie pasowało do mnie, więc obierałem różne drogi, aż trafiłem tutaj. - dokończył, ukazując jej naprawdę okrojoną wersję prawdy, ale na więcej opowiastek z jego strony po prostu nie mogła liczyć. Skończył mówić i podszedł do piłek, schylając się, by je podnieść. Chwycił je i wrzucił do specjalnego kosza.
    - No a ty? Co tu robisz? - zapytał, odwracając się w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wywrócił oczami i jedynie na nią spojrzał, powstrzymując się od sarkastycznych słów. Jakby nie patrzeć, byli tu sami, więc jeśli kierował do kogoś pytanie, niewątpliwie kierował je właśnie do niej. Co prawda takie zainteresowanie niespecjalnie do niego pasowało, ale tłumaczył to po prostu tym, iż powinien co nieco wiedzieć o swojej zawodniczce, pomijając fakt, iż zdążył już przejrzeć jej dokumenty i sportowe wyniki osiągnięte w poprzedniej szkole. Doskonale wiedział, że nie została wyrzucona, a to już powinno mu wystarczyć. Mimo to słuchał jej uważnie, otrzymując o wiele więcej informacji, niżeli oczekiwał. Wcześniej nie mieli okazji dłużej porozmawiać, więc nie mógł zauważyć jaką gadułą była dziewczyna. Wątpił, by on kiedykolwiek wypowiedział aż tyle słów naraz. Przyłapał się na tym, że słuchał, analizował, kto wie, może nawet zapamiętywał. Obserwował ją uważnie, widział każdą zmianę w jej oczach, moment, w którym brała wdech, gdy brakowało jej powietrza podczas tego długiego wywodu. Widział to wszystko, choć tak właściwie chyba nie powinien. Wiedział, że później w dalszym ciągu będzie dla niej ostry, wymagający, nie był jej przyjacielem, któremu mogła się zwierzać, nie był jednym z tych trenerów, którzy odgrywali rolę dobrego tatuśka czy starszego brata.
    - Historia życia w małej pigułce. - odparł, kręcąc lekko głową i uważniej jej się przyglądając. Gdy na nią patrzył, dostrzegał więcej, niżeli wyrażał spojrzeniem czy też mową. Wiedział, że jest dobra i ma talent, który powinna rozwijać, nad którym powinna pracować, ponieważ każdy wiedział, że diament w naturze prawie nie różni się od zwykłego krzemienia, jest niekształtny i chropowaty. Nieoszlifowany. Wymaga pracy, poświecenia i czasu, by zamienił się w piękny brylant. Z doświadczenia wiedział, że w życiu są rzeczy, które przychodzą łatwo, miał też świadomość, że takie rzeczy szybko odchodzą, zastępowane nowymi, równie ulotnymi. O te trwałe trzeba było zawalczyć i właśnie tego od niej oczekiwał, choć nigdy nie powiedział tego wprost i z całą pewnością nie zamierzał. Wychodził z założenia, iż niektóre rzeczy nie musiały być wypowiadane na głos, a były bardziej szanowane, gdy człowiek sam do nich dochodził. Cóż, chodziło także o fakt, iż bez wątpienia nie należał do osób, które tak łatwo i otwarcie się uzewnętrzniają. Takie wyznania trzymał ukryte głęboko w sobie i oczekiwał, by ludzie sami się ich domyślali, pomimo świadomości, że gdyby tylko powiedział o tym wprost, cała droga i wymagający ogromnego wysiłku proces, zostałyby skrócone o połowę.
    - Wracaj do rozgrzewki. - oznajmił, ruszając w stronę swojego prowizorycznego biura. Po kilku krokach jednak się zatrzymał, ważąc słowa na języku. - Anya, jesteś dobra i masz coś, co może uchodzić za talent, ale to nie jest łatwy sport. Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz dać od siebie coś więcej. - stwierdził po prostu, głosem prostym, jakby rozmawiał o pogodzie. Nim zdążył ponownie się odezwać, drzwi sali się otworzyły. Zerknął w tamtą stronę i zobaczył zbliżającą się jasnowłosą postać. - Doberek Trenerze! - Sara machała ręką, zbliżając się w ich kierunku, jak zwykle z szerokim uśmiechem. - Możecie poćwiczyć razem, przyjdę, jak wszystkie się zbierzecie. - oznajmił, ruszając ponownie przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Usłyszeć komplement płynący z jego ust było zjawiskiem niebywale rzadkim. W takich chwilach sądził, że słowa są zbędne, choć zasady tej nie uznawał, gdy w grę wchodziła krytyka. Wiedział jednak, że słowa otuchy od czasu do czasu były niezbędne, a on nie wypowiedziałby ich, gdyby jednocześnie nie były prawdziwe, a te dotyczące jego rozgadanej zawodniczki z pewnością takie były. To były chyba zresztą jej pierwsze pochwały. Czemu stwierdził, że naszedł odpowiedni moment? Sam nie wiedział. Te słowa po prostu były na końcu jego języka, a on nigdy nie należał do osób, które dusiły własną opinię głęboko w sobie. Gdy chciał coś powiedzieć, po prostu to robił.
    Odszedł ze świadomością, iż wprawił ją w konsternację, którą dostrzegał nawet po powrocie na salę, gdy zjawiły się już wszystkie dziewczęta. Jednakże pomimo wcześniejszej pochwały, nie zmienił swoich metod. Jak zwykle był wymagający i zwracał uwagę na wszelakie błędy. Mówił głośno, gdy zauważył, że dziewczyna źle trzyma stopę przy starcie, zbyt gwałtownie startuje czy nie do końca panuje nad swoim oddechem. Dostrzegał, gdy źle operowała ciałem czy błędnie kalkulowała swoje siły na zamiary i nie omieszkał zawsze o tym wspomnieć.
    Zostawił dziewczyny, gdy już były całkowicie padnięte, dziękując im za trening i zalecając, by porządnie wypoczęły, ponieważ bez wątpienia nazajutrz większość mięśni ich ciała będzie dawała o sobie znać w najbardziej irytujący i doskwierający sposób. Jednakże w jego oczach ten ból był po prostu dobrym efektem treningu i zapewnieniem, iż nie trwoniły czasy na marną zabawę, lecz na ciężką pracę. Nie mówił tego głośno, ale był naprawdę zadowolony ze swojej drużyny. Początkowo obawiał się, że może być ciężko, wydawało mu się, że lepiej pracowałoby mu się z chłopakami, ale jego podopieczne miło go zaskoczyły, Obecnie były tak wytrenowane, iż z pewnością pokonałyby niejednego faceta, co z kolei napawało go pewną dumą. W końcu każdy trener pragnął osiągnięć.
    Dopilnował, by pozamykać salę i posprawdzać wszystko przed wyjściem. Nim zgasił światła, raz jeszcze omiótł wzrokiem rozległe pomieszczenie, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Naciągnął kaptur na głowę, gdy zimno uderzyło go w twarz. Nienawidził chłodu, tak samo bardzo, jak noszenia zbędnych czapek, pomimo tego, iż czasami czuł się, jakby uszy faktycznie miały mu odpaść, polecieć na podłogę i patrzeć na niego z nienawiścią za to, że nie ochronił ich jakimś wełnianym kawałkiem materiału. Szybko skierował się do swojego czarnego samochodu, błyszczącego na środku parkingu. Odetchnął, gdy znalazł się w środku, od razu zsuwając kaptur z głowy i odpalając silnik. Przekręcił ogrzewanie, przy okazji zapinając pas. Gdy miał już odjeżdżać, jego wzrok przykuła postać stojąca na przystanku i z uporem szperająca w torbie. Zmrużył oczy, rozpoznając swoją małą zawodniczkę. Postukał dłońmi w kierownicę, aż wreszcie z sekundowym ociąganiem ruszył, zatrzymując się przy przystanku. Rozsunął odrobinę przyciemnianą szybę, by nie musieć otwierać drzwi, choć i tak poczuł irytujący chłód.
    - Wskakuj. - oznajmił po prostu, po czym zasunął szybę, nie dając jej szansy na sprzeciw i jednym kliknięciem odblokował drzwi od strony pasażera.

    OdpowiedzUsuń
  6. Obserwował dziewczynę, gdy okrążała jego samochód, by znaleźć się po stronie pasażera. Z krzywym uśmieszkiem przyglądał się jak ostrożnie manewrowała, zajmując miejsce i zagłębiając się w ciemnej skórze. Miała całkowitą rację. Ten samochód był jego małym skarbem i jeśli o niego chodziło, był typowym mężczyzną. Chuchał, dmuchał i traktował jak kobietę wyciągniętą z najgorętszych nocnych fantazji. Wątpił, by na świecie istniał mężczyzna posiadający sportowy samochód i niepatrzący na niego jak na jeden z małych cudów świata.
    - Niedługo zawody. Masz biegać, a nie wysmarkiwać nos w chusteczkę. - oznajmił, tym samym tłumacząc jej powód swojej dobroduszności. W gruncie rzeczy taka właśnie była prawda. Nie należał do osób, które do każdego wyciągały rękę. Nie był altruistą i nie czuł potrzeby ratowania każdego z opresji. O wiele bliżej było mu do typowego egoisty, który pewnie podczas Sądu Ostatecznego będzie miał na swoim koncie jedynie kilka dobrych uczynków. Wierzył jednak, że charyzma, uśmiech i wzruszenie ramion pomogą mu w każdej sytuacji, nawet podczas spotkania z Tym Najwyższym, co oczywiście nie oznaczyło, iż niezaprzeczalnie wierzył w istnienie życia pozaziemskiego. Wiara i wszystkie kwestie dotyczące tego tematu w jego przypadku były dosyć pogmatwane, na wszystko miał swój pogląd i swoje zdanie, które niestety czasami się wykluczały, ale on już taki właśnie był.
    Z przyjemnym pomrukiem ruszył, pozostawiając teren szkoły za sobą i tym samym wreszcie mogąc całkowicie się rozluźnić. Lubił swoją pracę, ale to jednak w dalszym ciągu była praca, czasami nużąca, męcząca i doprowadzająca do irytacji.
    - Teraz jesteśmy już poza terenem szkoły, więc mów mi Mason. „Pan” to mój ojciec, a ja jestem bardziej podobny do matki. - odparł, przelotnie na nią zerkając, po czym zatrzymał się przed czerwonym znakiem Stop. Znaleźli się na rozwidleniu, wiec to od odpowiedzi dziewczyny zależało, w którą stronę będą musieli skręcić, by mógł odwieźć ją do domu. - Musisz powiedzieć, gdzie mieszkasz. - stwierdził, ponieważ choć znał jej akta, nie był prześladowcą, by zagłębiać się w jej adres. Co więcej, niespecjalnie go to nawet interesowało tak jak jakiekolwiek informacje z życia jego uczennic poza salą. Mógł w nie ingerować tylko wtedy, gdy przenosiły je na salę i wpływało to na efektywność jego treningów. W innym przypadku wychodził z założenia, iż nie jest ich ojcem, by zajmować się ich wychowaniem. Bez wątpienia prędzej sprowadziłby je na złą drogę, niżeli zepchnął na tę dobrą, poczciwą, pozbawioną grzechu i rozpusty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co dziwne, poza szkołą poniekąd przestawał być trenerem i nigdy nie czuł się jak typowy nauczyciel. Dlatego dla niego fakt, iż zaproponował, by zwracała się do niego po imieniu, wydawał się najzupełniej normalny. Podchodził tak zresztą do wielu rzeczy w swoim życiu. Widział jednakże, że dziewczyna od razu się spięła, a zaskoczenie biło z jej twarzy niczym czerwone światło na skrzyżowaniu. Zerknął na nią, unosząc jedną brew ku górze, gdy ponownie usłyszał z jej ust to krótkie słowo „Pan”, Anya szybko jednak zrozumiała swój błąd, przerywając i nieporadnie dokańczając zdanie w formie, której od niej oczekiwał.
    Przyglądał jej się, gdy tak się wahała, zastanawiając się o co tak naprawdę może chodzić. Patrzyła wszędzie, byle nie na niego, a trybiki w jej głowie musiały działać na najwyższych obrotach. Dziwił się, że nie widzi ulatującej z jej uszu pary. Był naprawdę dobrym obserwatorem, jeśli miał ochotę choćby odrobinę się wysilić, a gdy obiekt, na który skupił uwagę był atrakcyjny, tym łatwiej było zauważyć drobne gesty. Takie jak na przykład zaciskanie dłoni, uciekanie wzrokiem czy też nerwowe podrygiwanie. W pewnym momencie wydawało mu się nawet, iż dziewczyna jest gotowa otworzyć drzwi i wyskoczyć z samochodu, po czym ruszyć przed siebie tak szybko, by zobaczył jedynie wzbijający się do góry kurz.
    — Anya, adres... — ponaglił, uparcie się jej przyglądając i oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Wreszcie zaczęła mówić, a on mimowolnie nachylał się odrobinę w jej stronę, gdyż z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz cichszy, jakby próbowała powstrzymać prawdę, która właśnie wydostawała się na światło dzienne. Gdy wreszcie usłyszał wytłumaczenie, westchnął, opierając się na swoim siedzeniu i przesuwając dłonią po twarzy, czując pod palcami szorstkość ciemnego zarostu. Drugą dłoń trzymał na kierownicy i ponownie zaczął wystukiwać jakiś tylko sobie znany rytm, co zdarzało mu się robić dosyć często.
    — Mam cię zawieść do hotelu czy podrzucić na jakąś ławkę w parku? Gołębie pewnie będą chciały cię przenocować. — stwierdził ironicznie, po czym pokręcił głową sam do siebie, mrucząc pod nosem jakieś niewyraźne przekleństwo, aż wreszcie ruszył, płynnie skręcając w prawo. Docisnął gazu, jakby bał się, że jego racjonalna strona zmusi go siłą do wycofania się z powziętej decyzji, choć wiedział, że to nie będzie możliwe. Gdy już coś sobie postanowił, tak też robił, po prostu.
    Nie wiedział gdzie miałby ją podrzucić. Sądząc po jej pokrętnej odpowiedzi, ona także nie wiedziała gdzie mogłaby spędzić jedną noc. Nie mogła przecież wałęsać się po okolicy, ponieważ temperatura, dokuczliwa w ciągu dnia, w nocy spadała nawet poniżej zera. Wolałby, aby jego zawodniczka nie straciła przez swoją dezorganizację jakiegoś palca u stopy. W milczeniu włączył radio, pozwalając by samochód wypełnił się muzyką, jednocześnie dając jej znać, iż w tym momencie nie miał ochoty na dyskusje. Kilkanaście minut później zatrzymał się przed bramą, prowadzącą na niewielkie nowoczesne osiedle. Dozorca musiał rozpoznać jego samochód, zresztą tak jak zawsze i po chwili brama się otworzyła. On w tym czasie ściszył wreszcie radio.
    — Kimś, kto cię przenocuje, będę najwyraźniej ja. — mruknął, po czym ruszył żwirową drogą, aż zatrzymał się przy jednym z pierwszych budynków, na małym parkingu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Spojrzał na nią, gdy usłyszał jej krótkie „Słucham”, nijak nie odpowiadając, a jedynie patrząc na nią wzrokiem, który przekazywał jedną prostą myśl — Nie przeginaj. Nie zamierzał powtarzać się dwa razy ani tym bardziej oferować się ponownie. Jego dobroć, bardzo rzadka nawiasem mówiąc, miała swoje granice, które znajdowały się obecnie bardzo blisko. Tak właściwie chyba nawet nie zatrzymałby jej, gdyby teraz odmówiła, podziękowała i wysiadła. Zapewne nawet nie zawracałby sobie tym głowy wieczorem, uznając, iż podjęła swoją własną decyzję, a on nie ponosił za to żadnej odpowiedzialności.
    - Gorzej chyba być nie może? - zapytał ironicznie, nie oczekując odpowiedzi. Przez ten krótki czas zdążył poznać dziewczynę na tyle, iż wyobrażał sobie, że mogłaby odpowiedź na jego pytanie, co więcej, zapewnić, że tak, mogło być gorzej, w szczególności, gdy w grę wchodziła jej osoba. Co jak co, ale Anya najwyraźniej nie urodziła się z czepkiem na głowie, a pojęcie szczęśliwego trafu niespecjalnie do niej pasowało. Wpierw autobus, później klucze... Wolał nie wiedzieć, jakie jeszcze koszmarnie historie przeżyła.
    Zgasił samochód, kluczyki zacisnął w dłoni, po czym otworzył drzwi. - Jakoś to będzie. - oznajmił po prostu, po czym wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwi. Poczekał, aż dziewczyna wygrzebie się z auta, po czym ruszył w stronę wejścia do budynku. Wystukał kod, by odblokować drzwi, po czym otworzył je i odsunął się na bok, by ustąpić jej miejsca. Może nie był dżentelmenem wyjętym z okładki pierwszych magazynów dla nastolatek, ale jakieś tam zasady udało mu się zapamiętać i wprowadzić w życie, a przynajmniej używać ich w momentach, gdy akurat sobie o nich przypomniał. W milczeniu skierował się do windy, ciesząc się, że jest pusta, po czym wcisnął numer trzeci. Winda ruszyła, a on wreszcie spojrzał na swoją podopieczną.
    - Kilka szybkich reguł. Dzisiaj nie jestem twoim trenerem. Jak ktoś zapyta, spałaś u koleżanki. Nie wprowadzaj dziwnej atmosfery i nie patrz na mnie, jakbym miał wyciągnąć nóż z kieszeni i dorobić ci kolejne dziury w ciele, jasne? - spojrzał na nią, unosząc jedną brew ku górze. - I tak, właśnie tak na mnie teraz patrzysz. - zaznaczył, nim zdążyła jakkolwiek zaprotestować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Skinął głową, nic więcej nie mówiąc. Z całą pewnością nie zamierzał jej grozić, przyciskać do ściany i wyliczać niskim głosem konsekwencji, jakie mogły ich spotkać, gdyby ktokolwiek dowiedział się o tej całej sytuacji. W końcu fakt, iż uczennica nocowała u swojego trenera, był co najmniej niewłaściwy, aczkolwiek on w głębi nie odczuwał większego strachu. Nie był niewiniątkiem, a z góry nałożone reguły nigdy specjalnie go nie ograniczały. Był wolnym ptakiem, po prostu. Miał swoje za uszami, więc dopisanie do długiej listy wybryków imienia nocującej u niego podopiecznej chyba niewiele by w tym momencie zmieniło.
    - Podobno? - pociągnął temat, przyglądając się jej podejrzliwie, jakby obawiał się, że dziewczyna postanowi go otruć przypalonym kawałkiem chleba, posmarowanym warstwą sosu pomidorowego, który miałby zamaskować smak spalenizny. Gdy winda wreszcie się zatrzymała, oznajmiając dotarcie na trzecie piętro charakterystycznym dźwiękiem, wyszedł na korytarz, kierując się do drzwi znajdujących się na samym końcu. Kluczyki w dalszym ciągu trzymał w dłoni, więc szybko przekręcił zamek i pchnął drewno, by ponownie wpuścić ją do środka pierwszą. Ich oczom ukazał się salon, połączony z kuchnią, która zapewne miała zostać miejscem czarów jego gościa. Zamknął za sobą drzwi, odwieszając kurtkę na wieszak znajdujący się tuż obok.
    - Tam masz kuchnię. W lodówce powinno być co nieco, chyba. Tam są drzwi do pokoju gościnnego, możesz tam zostawić swoje rzeczy. Tam jest łazienka, którą ja teraz zajmuję. Rozgość się, czy co tam chcesz. - wytłumaczył, wskazując kolejne pary drzwi, aż wreszcie ruszył w stronę łazienki, przedtem jeszcze posyłając jej zachęcający uśmiech. Nieśmiałość i skrępowanie nie były cechami, które znał. Od dziecka cechowała go otwartość i pewnie właśnie dlatego do szóstego roku życia biegał po sąsiedztwie nago, co jego rodzice wielokrotnie uwiecznili. Liczne pamiątki i dowody jego ekshibicjonizmu zdobiły obecnie wiele stron w rodzinnym albumie. Przez to liczył na to, iż Anya po prostu pójdzie za jego radą i jakoś się rozezna, nie zamierzał przez cały wieczór chodzić za nią krok w krok i dodawać otuchy, zapewniając, że wszystko jest dobrze. Powiedział to raz, wystarczy.
    Gdy znalazł się w łazience, która przy okazji miała również oddzielne drzwi prowadzące do jego sypialni, szybko znalazł się pod prysznicem, zmywając z siebie cały ten pracowity dzień. Anya odrobinę zmieniła jego plany, gdyż zakładał, iż tego wieczoru uda mu się wyjść, ale przecież teraz nie mógł po prostu opuścić mieszkania. Nie chciał jej też zostawiać zbyt długo samej, więc po dziesięciu minutach znalazł się w swojej sypialni. Nałożył szare dresy, przeczesując palcami jeszcze wilgotne włosy. Dopiero wtedy cicho wrócił do salonu, odnajdując dziewczynę w kuchni. Cichym krokiem zakradł się do niej od tyłu, stanął za nią i zajrzał jej przez ramię, co nie było wcale trudne, biorąc pod uwagę ich różnicę wzrostu.
    - Jak tam?

    OdpowiedzUsuń
  10. Skrzywił się gdzie pisnęła i parsknął śmiechem w odpowiedzi na jej gwałtowną reakcję. Wcześniej nie przyszło mu do głowy, iż mógł ją wystraszyć, nie miał tego do końca w planach, ale teraz nie żałował, gdyż mógł zobaczyć jej strachliwą stronę, która była niebywale zabawna. Nie zdążył nawet mrugnąć, jak dziewczyna zachwiała się i poleciała na niego. Całe szczęście nie ruszył się z miejsca, więc mógł stać się jej bezpiecznym oparciem. Jego dłonie, jakby obdarzone własną wolą, automatycznie zacisnęły się na jej biodrach, by upewnić się, że dziewczyna stoi o własnych nogach. Anya jednak szybko się odsunęła, a on od razu zabrał ręce, tak jakby przed sekundą wcale nie zaciskał ich na jej ciele.
    - Nie zakradałem się. - odparł, posyłając jej krzywy uśmiech, po czym posłusznie zasalutował i podszedł do rzędu szafek, by wysunąć szufladę i wyciągnąć torebkę z herbatą. Grzecznie wrzucił ją do kubka i zalał wodą, aczkolwiek do drugiej szklanki nalał po prostu niegazowanej wody z butelki stojącej na blacie. Nie był typem, który przepadał za herbatą. Jedynym gorącym napojem, jaki spożywał, była czarna kawa, lecz nie sądził, by pomogła mu w nocy zasnąć. Dlatego właśnie jego wybór padł na wodę. Wyciągnął jeszcze łyżeczkę i zaniósł oba kubki do stołu, na którym już stała cukierniczka, jeśli dziewczyna miała ochotę w ogóle słodzić.
    Nie był przyzwyczajony do tego typu sytuacji. To wszystko wyglądało jak zwykła szara codzienność i gdyby zapomnieć o kilku kluczowych faktach takich jak dla przykładu zajmowane przez niego w szkole stanowisko, mogłoby go to odrobinę speszyć. Stałe związki nie były dla niego. Kobiety nie zostawały po to, by mu gotować, a on nie spędzał z nimi wieczoru, zajadając się omletem i popijając go herbatką. Spędzał wspólny czas całkowicie inaczej...
    Wrócił do kuchni, by wyciągnąć sztućce, gdy dziewczyna przekładała danie na talerze. - Czyli miałem jajka. - stwierdził, jakby sam dziwił się temu odkryciu. Zwykle jadał poza domem, zakupy robił raz w tygodniu, a i te nie były jakoś specjalnie rozległe. W tym wypadku zachowywał się jak stereotypowy kawaler.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zasiadł na swoim zwyczajowym miejscu, przysuwając sobie talerz bliżej i chwytając za sztućce, zabrał się za jedzenie. Gdy na chwilę uniósł wzrok, zobaczył, jak jego towarzyszka uśmiecha się od ucha do ucha. Na jego ustach także błądził lekki uśmiech, zapewne ich oboje bawiła cała ta zaistniała sytuacja. Biorąc pod uwagę ich wcześniejsze oschłe relacje i obecny moment, ciężko było powstrzymać rozbawienie.
    - Dobre. - skwitował krótko, jak zwykle będąc skąpym w pochwałach i nie rozwijając więcej tej myśli. Z całą pewnością nie zrobiłby lepszego omleta, ponieważ nigdy aż tak bardzo nie przykładał się do tego dania. Ona jednak z braku innych możliwości, cały swój kulinarny talent przelała w okrąg leżący przed nim na talerzu. Musiał jednak przyznać, że cała ta jej kolacyjna inicjatywa była odrobinę miła, choć jak zwykle nie zamierzał dzielić się tą myślą na głos i zaraz odepchnął ją w głąb umysłu, od razu o niej zapominając.
    - Pewnie pokrzyżowałaś. - odparł najzwyczajniej w świecie, wzruszając ramionami. Konkretnych zamiarów nie miał, sądził jedynie, iż wieczorem wyjdzie na piwo z kumplami, uda się do baru, a później zapewne wróci do domu z jakąś przyjazną towarzyszką, która umiliłaby mu kilka godzin, a później zniknęła tak jak każda inna.
    Wiedział, że w takich momentach ludzie oczekują raczej gorliwego zaprzeczenia. Zapewnienia, iż nie mieli najmniejszych nawet planów, prócz ślęczenia przed telewizorem, by w ten sposób zmniejszyć swoje poczucie winy bądź zrobić co? W końcu było już za późno, dziewczyna musiała u niego zostać, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miała co ze sobą zrobić. Zresztą on sam zaproponował jej takowe rozwiązanie, mając świadomość, iż wiązać się to będzie z zostaniem w domu i robieniem za niańkę.
    - Tylko bez stęków. - dodał szybko, nim zdążyła zareagować na jego brutalną prawdę. - Nie miałaś co ze sobą zrobić. Ja miałem przejaw dobroci i mam nadzieję, że jakiś duch na górze odwdzięczy mi się za to, zsyłając mi w przyszłości świetny seks z jakąś baletnicą. - stwierdził, unosząc ironicznie wzrok do góry, jakby naprawdę się o to modlił, choć może w małym stopniu liczył, że jego marzenia się ziszczą. - Wracając, wziąłem Cię do siebie, już tu jesteś, więc zostawmy to, jasne?

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wątpił w to, iż jej odpowiedzią na jego co najmniej sprośną wstawkę, będzie zaskoczenie. Jego znajomi doskonale znali go od tej strony i wiedzieli, że dla kogoś takiego jak on nie ma tematów zakazanych. Mówił to, na co miał ochotę, często nie silił się, by stosować jakiś filtr i niejednokrotnie wprawiał obcych ludzi w konsternację, czasem nawet osłupienie. Jego znajomi jednak zdążyli do tego przywyknąć i reagowali śmiechem, niejednokrotnie włączając się do tej niecenzuralnej zabawy, wspólnie kontynuując rozmowę, która uraziłaby zapewne wiele pań. On jednak nigdy nie czuł się specjalnie winny.
    Z uśmiechem przyglądał się jak dziewczyna próbowała przyswoić tę nagłą zmianę jego postawy. Uniósł jedną brew ku górze, gdy zaczęła kaszleć, a później łapczywie chwyciła za uszko kubka, by nawilżyć podrażnione gardło. Ciekawe jak wytłumaczyłby się, gdyby faktycznie coś jej się stało. Co, jeśli, by umarła? Napis na jej nagrobku z pewnością wywołałby rozbawienie u wielu przechodniów, choć przecież nie byłoby to zbyt stosowne na cmentarzu. Jednakże oczywiste było, że śmierć poprzez zakrztuszenie się, które było reakcją na zdanie z podtekstem seksualnym, wywołałaby śmiech u wielu osób. Tak jak teraz u niego.
    - Spójrz tylko na mnie. Mogę sobie pozwolić na bycie wymagającym. - odparł szczerze, puszczając do niej oczko i władając do ust ostatni kęs omleta. Cnotliwość nie była cechą, którą można byłoby go opisać. Nigdy nie był nieśmiałym dzieckiem, a z wiekiem jego pewność jedynie wzrastała, umacniając inne cechy jego charakteru, sprawiając, iż stawał się jeszcze trudniejszy we wspólnej koegzystencji, czasami doprowadzając ludzi do szewskiej pasji jedynie kilkoma słowami. Czasami wystarczyło nawet jego milczenie, by ktoś rwał sobie włosy z głowy.
    Wstał od stołu, gdy Anya także zjadła, zgarniając swój talerz i podchodząc do niej, by zabrać i jej. Jednocześnie nachylił się, by znaleźć się bliżej jej twarzy, tak iż dzieliło ich kilka centymetrów. - Tobie uratowałem życie od zamarznięcia. Ciekawe, kiedy upomnę się o zapłatę. - mruknął z zaczepnym uśmieszkiem, prostując się i zabierając jej talerz, po czym jakby nigdy nic odwrócił się, by zanieść wszystko do kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  13. Parsknął śmiechem, gdy wreszcie usłyszał jej głośną odpowiedź. Sam nie wiedział czego oczekiwał, po tym, jak tak nagle się do niej zbliżył. W tamtym momencie był w stanie chyba policzyć wszystkie piegi na jej twarzy, które nawiasem mówiąc, dodawały jej swojskiego uroku. Nie spodziewał się nawet tego, że dziewczyna odwzajemni jego spojrzenie i nie spuści wzroku nawet na sekundę. Musiał przyznać, że ta krótka gra w spojrzenia była całkiem interesująca. Tym bardziej podobał mu się fakt, iż Anya zdecydowała się mu odpowiedź, co więcej dalej ciągnąć tę wymianę zdań przepełnioną podtekstami.
    - Aż tyle dystansu potrzebowałaś, żeby móc mi odpowiedzieć? - odkrzyknął z kuchni, by mogła go doskonale usłyszeć w salonie. W jego głosie można było rozpoznać nawet uśmiech, który zdobił jego twarz. W tym czasie wrzucił wszystkie naczynia do zlewu i jak na przykładnego kawalera przystało, odwrócił się i lekkim krokiem wrócił do salonu. Zapewne jutro wysili się na tyle, by wrzucić je do zmywarki, ale na obecną chwilę, miał ciekawsze rzeczy do roboty.
    Przeskoczył przez oparcie, niczym przykładny nastolatek, którym przecież już nie był i rozsiadł się wygodnie na białej kanapie, kawałek dalej od swojego nieplanowanego gościa. Wzruszył ramionami, po czym sięgnął po leżący na stole pilot. Rzucił go dziewczynie, po czym rozsiadł się w rogu, tak by móc ją bacznie obserwować, może nawet celowo próbować onieśmielić, byle sprawdzić, czy na jej policzkach ponownie pojawi się rumieniec, który wcześniej zauważył.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zerknął przelotnie na telewizor, gdy dziewczyna oznajmiła, iż wreszcie się na coś zdecydowała. Z praktycznie zerowym zainteresowaniem przesunął wzrokiem po obrazie, rozpoznając sceny z „Igrzysk Śmierci". Zawsze mogło być gorzej, aczkolwiek historię znał, toteż czym prędzej ponownie wrócił wzrokiem do towarzyszki, zastanawiając się jak długo Anya jeszcze wytrzyma to jego natarczywe spojrzenie.
    - Możesz spać nago, ja tak robię. - odparł w odpowiedzi na jej prośbę, nie ukazując przy tym nawet najmniejszych emocji. Jego twarz pozostawała bez wyrazu, aż wreszcie uśmiechnął się i leniwie poniósł z kanapy, ruszając w stronę swojej sypialni. Chyba dopiero teraz uświadomił sobie, że Anya faktycznie nie miała ze sobą niczego. Całe szczęście zostawała tylko na jedną noc, wiec znalezienie jej czegoś do spania nie było większym problemem. Był nawet pewny, iż w łazience leży dodatkowa szczoteczka do zębów, lecz nic więcej nie mógł jej zaoferować. Nie miał w domu babskich pierdół, chyba że gdzieś ukryły się pamiątki po jego damskich gościach, w co wątpił, ponieważ, gdy tylko coś znajdował, bez namysłu wyrzucał do kosza. Nawet bieliznę...
    - Chodź, wybierzesz sobie kolor. - mruknął z rozbawieniem, zerkając przez ramię, po czym otworzył drzwi do swojej sypialni i wszedł do środka, od razu podchodząc do komody i odsuwając jedną z górnych szuflad, w której spoczywały różnorakie koszulki.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie był jednym z tych osób, które swoją sypialnie uznawały za pewnego rodzaju azyl. Nie chował się tu przed światem, nie skrywał bliskich sercu pamiątek ani nie rozwieszał po ścianach zdjęć najbliższych. Jego mieszkanie wystarczyło za miejsce samotności i spokoju. Tutaj było wszystko, czego potrzebował, a jeśli coś go irytowało, po prostu to wyrzucał. Jakkolwiek strasznie, by to nie zabrzmiało, poniekąd właśnie tak było z kobietami, które do siebie zapraszał. Potrafił być czarujący, miły, czasami nie musiał się specjalnie starać, a one po prostu do niego lgnęły. Od początku jednak zapewniał, iż to jest tylko jedna noc. Nie mają co liczyć na romantyczne gesty, na wspólne śniadania, wątpliwe było nawet ponowne spotkanie. Przychodziły, zostawały na noc, czasami nie zostawały. On osobiście wolał te inteligentne, które wolały sobie oszczędzić marszu wstydu i wymykały się jeszcze nim on otwierał oczy o świcie. Zdarzały się również te uparte romantyczki, które sądziły, że są w stanie go zmienić, niestety o poranku przekonywały się, że takie rzeczy dzieją się w książkach, a on jest po prostu sobą, bez ozdobników, kwiatków, czekoladek i białego rumaka.
    Dlatego właśnie nie miał problemu z zaproszeniem jej do swojej sypialni, nawet przez myśl nie przeszły mu żadne wątpliwości, choć przecież powinni, zważywszy na fakt, iż bądź co bądź był jej trenerem. On jednak uparcie trzymał się zasady, którą ustalili jeszcze w windzie. W momencie, w którym przekroczyła próg jego mieszkania z zamiarem przenocowania, przestała być jego uczennicą, a stan tej rzeczy zmieni się ponownie, gdy dziewczyna opuści jego kawalerką norę.
    Spojrzał na koszulkę, którą trzymała w rękach. Tak właściwie niespecjalnie interesowało go to, na jaki T-shirt Anya się zdecyduje. O wiele bardziej zastanawiał się jak będzie w tym wyglądać. Była niesamowicie niska, o czym dodatkowo przypominał sobie za każdym razem, gdy stała blisko niego, a różnica wzrostu była doskonale widoczna. - Może. - odparł po prostu, wracając do gry, którą zapoczątkował jeszcze na kanapie, ponownie wwiercając w nią spojrzenie, które ona, ku jego zaskoczeniu, nagle intensywnie odwzajemniła. Zmrużył oczy, unosząc kącik ust w krzywym uśmiechu, po czym zrobił krok w jej stronę, zmniejszając dzielący ich dystans. - To co, przebierasz się? - rzucił zaczepnie, posyłając jej wyzywające spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wybuchnął głębokim śmiechem, gdy dziewczyna odwróciła się i ruszyła w stronę łazienki. Po prostu nie umiał się powstrzymać. Zresztą, nawet nie próbował. Pokręcił głową, gdy do niego mrugnęła, przyglądając się jak znika za drzwiami łazienki. Po chwili usłyszał charakterystyczne kliknięcie zamka. Mądrze robiła, próbując się w ten sposób zabezpieczyć, pomimo tego, iż on raczej nie należał do gatunku podglądaczy. Gdy wszystko miał podawane na tacy, nie musiał zniżać się do podobnych zagrywek. Czuł się jednak w obowiązku poinformować dziewczynę o jednej ważnej rzeczy. Cóż, może nie tyle czuł się w obowiązku, a raczej chciał zburzyć jej pewność, iż ma kontrolę nad sytuacją. Najwyraźniej umknął jej istotny szczegół, znajdowała się w jego domu.
    - Skarbie, zamek jest zepsuty. Wystarczy, że mocniej popchnę drzwi i się otworzą, nie czuj się zbyt bezpiecznie. - oznajmił głośno z dosłyszalnym w głosie rozbawieniem, podchodząc do drzwi i dla zabawy dwukrotnie uderzając w nie otwartą dłonią. Niestety albo stety, mówił prawdę. Zamek zepsuł się już jakiś czas temu, a on nie miał czasu go naprawić. Zresztą nie czuł silnej potrzeby, by się tym kłopotać, gdyż i tak mieszkał sam, więc otwarte drzwi do łazienki nie były zbyt wielkim życiowym utrudnieniem.
    Po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę komody, z której wziął telefon i wyszedł z sypialni, kierując się do kuchni po butelkę wody. Przy okazji przesunął wzrokiem po kilku wiadomościach. Odpisał kolegą, iż niestety tego wieczoru nie będzie im towarzyszył, oczywiście nie podając powodu tego stanu rzeczy. Co więcej, wiedział, że akurat ich nie będzie to specjalnie interesowało. Tak już działali faceci. Nie znaczyło to jednak, iż nie dostał wiadomości zwrotnych, krótkich, zwykle składających się z jednego obraźliwego słowa. Parsknął śmiechem, opierając się o blat i wypijając duszkiem pół butelki zimnej wody. Chwilę później usłyszał kroki i dostrzegł, że do salonu wróciła Anya. Odstawił butelkę i także ruszył do pokoju, po drodze przeglądając resztę wiadomości. Uniósł wzrok na telewizor, a potem na dziewczynę.
    - Mogło kiedyś lecieć w tle. - oznajmił w odpowiedzi, po czym zasiadł na kanapie, blokując telefon i odstawiając go na stolik. - Jesteś pewna, że nie chcesz spać nago? Wiesz, w mojej koszulce wyglądasz średnio.- stwierdził, wzruszając ramionami, jakby czuł skruchę za wypowiedziane słowa, lecz wcale tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
  17. Odwzajemnił jej niezadowolone spojrzenie, unosząc kącik ust do góry. Kogo jak kogo, ale akurat Masona ciężko było zmusić, by przejął się czymś takim. Jak zwykle pozostał niewzruszony, odpowiadając jedynie pewnym siebie uśmieszkiem, który jak wszystko inne w jego osobie potrafiło niebywale drażnić. Umiał być czarujący, gdy tylko chciał. Jednocześnie jednak miał niebywały talent w drażnieniu i doprowadzaniu ludzi do szału. Czasami było to działanie zamierzone, a czasami wynikało po prostu z jego osobowości, która niejednokrotnie działała ludziom na nerwy.
    Oczywiście wyłapał dwuznaczność wypowiedzianego przez nią zdania. Sam był mistrzem podtekstów i myśli, które niejednokrotnie zawierały drugie, ukryte znaczenie. Zdziwiło go jedynie to, że dziewczyna jakby nigdy nic wypowiedziała to zdanie. Bez wahania, czy speszenie. Zauważył jednak, że nie była do końca zadowolona ze swojej nagłej otwartości. On mimo to zamierzał ciągnąć tę grę. Skoro już został w domu, mógł mimo wszystko robić coś interesującego. Zdecydowanie bardziej wciągającego niżeli oglądanie filmowego hitu dla nastolatek.
    Przyglądał się jej, gdy zawiesiła wzrok na telewizorze i powoli zsunęła się w dół kanapy, zmieniając swoją wcześniejszą, prawdopodobnie bezpieczniejszą pozycję. On nawet nie zerknął w stronę ekranu, gdyż najzwyczajniej w świecie nie był zainteresowany tym, co się tam działo. Jak już wspominał, ten film mógł być tylko tłem, dla niego w tym momencie zdecydowanie był tylko i wyłącznie dodatkiem. Dlatego zwinnie zmienił pozycję i nim dziewczyna zdążyła zareagować, znalazł się nad nią, podpierając się na kanapie i tym samym zamykając ją w swego rodzaju klatce.
    - Sprecyzuj co miałaś na myśli, mówiąc „plany". - mruknął, nie spuszczając wzroku z jej oczu.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie był szaleńcem i choć w życiu gonił za adrenaliną, nie miał skłonności destrukcyjnych i potrafił odróżnić dobro od zła. Doskonale wiedział jakich granic nie powinien przekraczać, ponieważ niektóre były zdecydowanie zbyt ostateczne, a przepaść, która się tam znajdowała była prawdopodobnie odrobinę zbyt śmiercionośna. On jednak w takich momentach uwielbiał podchodzić na skraj, zaczepiać linkę i skakać. Tak jak było w tym przypadku. Takie działania, pomimo tego, że leżały jak najbardziej w jego naturze, w przypadku uczennicy były co najmniej niestosowne. To, co teraz robili, było granicą, a on wiedział, że jeśli tylko ją przekroczy, znów się narazi. Sęk w tym, że nie nawykł do tego, by zawracać. Był typem, który w danym momencie odsuwał na bok niektóre niepotrzebne fakty, tak jak tym razem postanowił odsunąć od siebie informację, iż leży pod nim jego uczennica.
    Obserwował, jak jej wzrok na chwilę opadł niżej, na jego usta, on jednak nawet na sekundę nie oderwał spojrzenia od jej oczu. Celowo obserwując każdy jej ruch, szybszy oddech czy błysk w oku, by móc ocenić, przeanalizować czy nawet skalkulować prawdopodobny wynik tego całego małego przedsięwzięcia. Przekrzywił głowę w odpowiedzi na jej oczywiste pytanie. Kobiety nie przychodziły do niego, by napić się herbatki czy pożyczyć cukier. Oczywiście, sąsiadka pewnego razu przyszła poprosić o szklankę mąki, dodając istotny szczegół, iż miała na sobie tylko i wyłącznie szlafrok, a jak się chwilę później okazało, pod nim nie było zupełnie nic. Dwie godziny później wyszła z pustą szklanką...
    Zmniejszył jeszcze bardziej dzielący ich dystans, zbliżając swoją twarz do jej. Zawisnął kilka milimetrów nad jej ustami, jednak koniec końców złożył pocałunek w ich kąciku, chwilę później kolejny kawałek dalej, zbliżając się do linii szczęki. Wreszcie dotarł do jej ucha, nieznacznie przygryzając płatek. - Rozsuń nogi. - mruknął cicho, chcąc się między nimi wygodnie umiejscowić.

    OdpowiedzUsuń
  19. Sam doskonale wiedział, jak bardzo niestosowna była ta sytuacja. W głowie widział wszystkie reguły, które łamał, jakby ktoś przekreślał słowa czerwonym flamastrem. Nie miało to dla niego w tym momencie znaczenia. On sam ustalał zasady, które go ograniczały i którymi kierował się w życiu. Dlatego z całą pewnością nie mógł go powstrzymać fakt, iż był jej trenerem, a gdyby ktokolwiek dowiedział się o tym zajściu, straciłby pracę. W tym momencie mogła powstrzymać go już jedynie ona, ponieważ należał do ludzi, którzy jak już coś zaczynają, to zwykle kończą. Sądząc po jej spojrzeniu, nie zapowiadało się, by zamierzała go zatrzymać i się wycofać. Widział w jej oczach chwilę, w której wahanie i niepewność zniknęły, teraz z jej źrenic biło pożądanie i ciekawość, co było jedyną odpowiedzią, jakiej potrzebował. W tej chwili inne słowa stawały się zbędne, o wiele bardziej interesowało go czytanie z mowy jej ciała, które nawiasem mówiąc, zamierzał za chwilę poznać dokładniej.
    Gdy rozsunęła nogi, wreszcie się między nimi wygodnie umiejscowił, tym samym zmniejszając kolejne dystanse, które oddzielały od siebie ich ciała. Ostatnią ochroną pozostawały już ubrania, których też zamierzał się pozbyć. Teraz jednak jedna z jego rąk zsunęła się niżej, zatrzymując się na jej biodrze, a następnie wsuwając się pod jej koszulkę. Opuszkami palców badał krzywizny jej ciała, zatrzymując się w momencie, gdy jego palce zahaczyły o brzeg stanika.
    Dostrzegając pytanie w jej oczach, posłał jej kolejny uśmiech, po czym odsunął się i jednym ruchem ściągnął koszulkę przez głowę, odrzucając ją gdzieś na bok. - Lepiej? - zapytał z uśmiechem, unosząc jedną brew ku górze, po czym znów się do niej nachylił i skubnął zębami jej dolną wargę, by po chwili znów się odsunąć. Jednocześnie poruszył biodrami, nieśpiesznie się o nią ocierając.

    OdpowiedzUsuń