Ramsey Bolton. Przyszły lord Winterfell oraz narzeczony Sansy Stark.Właściciel Fetora oraz kilku ogarów. Świetny łucznik.
Pierwsza i najważniejsza zasada: nigdy nie nazywaj go bękartem. Jeśli życie ci miłe. Druga zasada: nigdy się nie sprzeciwiaj w przeciwnym razie możesz stracić jakaś kończynę lub w najlepszym wypadku dla ciebie- życie. Trzecia: nigdy nie zakochuj się w nim bowiem obłęd bywa czasem zaraźliwy. Czwarta: nigdy nie pozwól by i on pokochał ciebie... Dla kobiety, która zawładnie jego sercem jest w stanie zabić każdego. Choćby swojego ojca. Piąta: jeśli już złamiesz wszystkie te zasady nigdy, ale to nigdy nie pozwól by się tobą znudził. Chyba nie chcesz by twoim imieniem nazwał sukę, która cię pożarła podczas polowania?
Sansa się bała. Im bliżej była Winterfell i tym samym swojego nowego narzeczonego, tym gula w jej gardle rosła coraz bardziej. Zapewnienia Littlefingera, że w rękach Ramsaya Boltona będzie bezpieczna, ani trochę jej nie uspokajały — od czasu śmierci ciotki Lysy nauczyła się mu nie ufać. Nie była głupia: jeśli życie w Królewskiej Przystani jej czegoś nauczyło, to tego, że żadna pomoc nie przychodziła za darmo. W jej wypadku była to władza zdobyta z jej pomocą i — czego Sansa była niemal pewna, zauważając w oczach Petyra rosnące pożądanie — ona sama, już po wyeliminowaniu Boltonów z gry.
OdpowiedzUsuńNie chciała tego ślubu. Tak bliski związek z synem Roose'a Boltona, który bez wahania zdradził jej rodzinę i poderżnął gardło Robbowi, ani trochę jej się nie uśmiechał. Ale jeśli chciała poczynić jakiś krok w kierunku odzyskania Winterfell, musiała się tam zjawić. Miała jedynie nadzieję, że jej przyszły mąż nie był kolejnym szaleńcem pokroju Joffreya i nie dostanie się po raz kolejny w ręce okrutnika. W tym jednym musiała zaufać Littlefingerowi — o swoim narzeczonym nie wiedziała nic ponad to, że był bękartem, dopiero niedawno uznanym przez króla.
Kiedy Sansa przekraczała bramę, jej serce łomotało tak mocno, że miała wrażenie, że zaraz wyskoczy z jej piersi. Znów czuła się jak jedenastoletnia dziewczynka, która czekała na reprymendę ojca, wypominając sobie w duchu, że zachowała się tak nieodpowiedzialnie i dała namówić Robbowi na ucieczkę do Winter Town. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić napięte do granic możliwości nerwy; była Starkiem, potrafiła być odważna.
Czuła na sobie spojrzenie Petyra, ale nie odwróciła się; mocniej wyprostowała się w siodle, ani na moment nie spuszczając wzroku z ludzi zebranych na placu. Jeszcze kilka lat temu to ona tam stała, czekając na przyjazd króla z całym dworem. Gdyby wtedy wiedziała, jak potoczą się jej dalsze losy, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Zostałaby tutaj, w Winterfell, wraz z całą swoją rodziną i nic złego by się nie stało.
Ale wtedy była tylko naiwnym dzieckiem wierzącym w bajki i wyjechała. Popełniła błąd, którego do końca życia miała żałować.
Już nie była naiwna. I nie miała zamiaru popełnić ani jednego błędu więcej.
Nie czekając na niczyją pomoc zsiadła z konia i rozejrzała się po placu. Gdyby nie ludzie stojący przed nią i obce herby zdobiące mury, mogłaby powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Ale Roose Bolton nie spuszczał z niej wzroku, tym samym nie pozwalając zapomnieć, że zdrajcy zajęli jej dom.
— Witaj w Winterfell, lady Sanso — powitał ją mężczyzna, uśmiechając się nieznacznie. Powinnam była cię zabić, tak jak ty zabiłeś mojego brata i matkę, pomyślała, gdy wygięła usta w uśmiech i dygnęła lekko. Powinnam była wywlec twoje ciało na ten plac i zostawić psom na pożarcie.
— Dziękuję, mój panie — odpowiedziała lekko, nigdy nie zapominając o wszystkich zasadach, które wpoiła jej septa. Podążając wzrokiem za lordem Boltonem, spojrzała na stojącego obok mężczyznę.
— Pozwól mi przedstawić ci mojego syna, Ramsaya Boltona.
[Przepraszam, że tyle to trwało, ale nie zawsze mam czas zaglądać na blogi i takie kilkudniowe przerwy mogą mi się zdarzać. :(]