29 czerwca 2017

[KP]Lullaby for sadist

Ramsey Bolton. Przyszły lord Winterfell oraz narzeczony Sansy Stark.Właściciel Fetora oraz kilku ogarów. Świetny łucznik.
Pierwsza i najważniejsza zasada: nigdy nie nazywaj go bękartem. Jeśli życie ci miłe. Druga zasada: nigdy się nie sprzeciwiaj w przeciwnym razie możesz stracić jakaś kończynę lub w najlepszym wypadku dla ciebie- życie. Trzecia: nigdy nie zakochuj się w nim bowiem obłęd bywa czasem zaraźliwy. Czwarta: nigdy nie pozwól by i on pokochał ciebie... Dla kobiety, która zawładnie jego sercem jest w stanie zabić każdego. Choćby swojego ojca. Piąta: jeśli już złamiesz wszystkie te zasady nigdy, ale to nigdy nie pozwól by się tobą znudził. Chyba nie chcesz by twoim imieniem nazwał sukę, która cię pożarła podczas polowania?

1 komentarz:

  1. Sansa się bała. Im bliżej była Winterfell i tym samym swojego nowego narzeczonego, tym gula w jej gardle rosła coraz bardziej. Zapewnienia Littlefingera, że w rękach Ramsaya Boltona będzie bezpieczna, ani trochę jej nie uspokajały — od czasu śmierci ciotki Lysy nauczyła się mu nie ufać. Nie była głupia: jeśli życie w Królewskiej Przystani jej czegoś nauczyło, to tego, że żadna pomoc nie przychodziła za darmo. W jej wypadku była to władza zdobyta z jej pomocą i — czego Sansa była niemal pewna, zauważając w oczach Petyra rosnące pożądanie — ona sama, już po wyeliminowaniu Boltonów z gry.
    Nie chciała tego ślubu. Tak bliski związek z synem Roose'a Boltona, który bez wahania zdradził jej rodzinę i poderżnął gardło Robbowi, ani trochę jej się nie uśmiechał. Ale jeśli chciała poczynić jakiś krok w kierunku odzyskania Winterfell, musiała się tam zjawić. Miała jedynie nadzieję, że jej przyszły mąż nie był kolejnym szaleńcem pokroju Joffreya i nie dostanie się po raz kolejny w ręce okrutnika. W tym jednym musiała zaufać Littlefingerowi — o swoim narzeczonym nie wiedziała nic ponad to, że był bękartem, dopiero niedawno uznanym przez króla.
    Kiedy Sansa przekraczała bramę, jej serce łomotało tak mocno, że miała wrażenie, że zaraz wyskoczy z jej piersi. Znów czuła się jak jedenastoletnia dziewczynka, która czekała na reprymendę ojca, wypominając sobie w duchu, że zachowała się tak nieodpowiedzialnie i dała namówić Robbowi na ucieczkę do Winter Town. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić napięte do granic możliwości nerwy; była Starkiem, potrafiła być odważna.
    Czuła na sobie spojrzenie Petyra, ale nie odwróciła się; mocniej wyprostowała się w siodle, ani na moment nie spuszczając wzroku z ludzi zebranych na placu. Jeszcze kilka lat temu to ona tam stała, czekając na przyjazd króla z całym dworem. Gdyby wtedy wiedziała, jak potoczą się jej dalsze losy, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Zostałaby tutaj, w Winterfell, wraz z całą swoją rodziną i nic złego by się nie stało.
    Ale wtedy była tylko naiwnym dzieckiem wierzącym w bajki i wyjechała. Popełniła błąd, którego do końca życia miała żałować.
    Już nie była naiwna. I nie miała zamiaru popełnić ani jednego błędu więcej.
    Nie czekając na niczyją pomoc zsiadła z konia i rozejrzała się po placu. Gdyby nie ludzie stojący przed nią i obce herby zdobiące mury, mogłaby powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Ale Roose Bolton nie spuszczał z niej wzroku, tym samym nie pozwalając zapomnieć, że zdrajcy zajęli jej dom.
    — Witaj w Winterfell, lady Sanso — powitał ją mężczyzna, uśmiechając się nieznacznie. Powinnam była cię zabić, tak jak ty zabiłeś mojego brata i matkę, pomyślała, gdy wygięła usta w uśmiech i dygnęła lekko. Powinnam była wywlec twoje ciało na ten plac i zostawić psom na pożarcie.
    — Dziękuję, mój panie — odpowiedziała lekko, nigdy nie zapominając o wszystkich zasadach, które wpoiła jej septa. Podążając wzrokiem za lordem Boltonem, spojrzała na stojącego obok mężczyznę.
    — Pozwól mi przedstawić ci mojego syna, Ramsaya Boltona.

    [Przepraszam, że tyle to trwało, ale nie zawsze mam czas zaglądać na blogi i takie kilkudniowe przerwy mogą mi się zdarzać. :(]

    OdpowiedzUsuń