5 lipca 2017

[KP] Susana Larsen

Susana Larsen
prywatna szkoła w Oslo | za miesiąc 8-nastka | rok na nauczaniu indywidualnym | niewidoma

wątek z Andreas Berg 

4 komentarze:

  1. Andreas Berg. Świetny pianista, skrzypek, człowiek, w którego żyłach płynie czysta muzyka. Rozpoczął pracę jako zwykły nauczyciel sztuki w jednym z norweskich liceów. Nie na uniwersytecie, nie w prestiżowej szkole, gdzie jego zajęcia byłyby uznawane za istotne, jak matematyka czy norweski. Są nieobowiązkowe, traktowane jako dodatek. Mógł zostać wielkim muzykiem, występować przed ogromną publicznością, zyskać światową sławę. Miałby ekscytujące życie, spałby na pieniądzach, nie odpędziłby się od fanów. Ilu ludzi na tej planecie marzy o takiej egzystencji? Ilu wypowiada takie życzenie, zdmuchując świeczki z urodzinowego tortu albo widząc spadającą gwiazdę? A ilu z tego rezygnuje? Pamiętał te nagłówki. Za każdym razem, kiedy spoglądał na poranną gazetę, widział je oczami wyobraźni. "Upadek wielkiego artysty". "Berg rezygnuje z francuskiego marzenia". "Szaleństwo norweskiego muzyka". Nikt nie wspomniał o prawdziwym powodzie. Zupełnie jakby w jednej chwili stał się hańbą dla całej ojczyzny. Odciął się od prawie wszystkich znajomych, z wyjątkiem najlepszego przyjaciela i rodzeństwa. Znalazł niewielki dom na obrzeżach Oslo, nie chciał mieszkać w środku miasta oraz znosić tych idiotycznych spojrzeń sąsiadów. Tu z kolei jedyne, co mu towarzyszyło to cztery ściany, książki, kubek kawy i instrumenty. Nie porzucił muzyki. Nie mógłby tego zrobić. Porzucił sławę, blaski reflektorów, ale nie pasję. Kiedy grał, widział świat lepiej, oczyszczał się. Poza tym, spędzał sporo czasu w galeriach. Kochał wszystko, co było dziełem artystów. Nieważne, czy muzyków, malarzy, rzeźbiarzy.
    Zmierzał do sali z delikatnym uśmiechem na ustach. Zastanawiał się, jak tym razem będą wyglądały jego zajęcia. Wiele z osób na nie uczęszczających miało z nich satysfakcję, stanowiły dla nich oderwanie od rzeczywistości. Potrzebowali ich, by odetchnąć. Niektórzy zostali namówieni przez rodziców. Wiedział też, że będzie tam niejaka Susana Larsen. Niewidoma dziewczyna, która już raz opuściła te zajęcia. Miały być dla niej terapią, której widocznie nie chciała. Zapewne uważała, że to bzdura, która nie przyniesie jej żadnej korzyści. Zamierzał udowodnić jej, że nie. Otworzył drzwi i szmery powoli zaczynały cichnąć.
    - Dzień dobry wszystkim - powitał ich. - Dzisiaj będzie trochę o malarstwie, a potem wyjdziemy na zewnątrz. Mówi wam coś nazwisko Friedrich? - zapytał, kierując wzrok w stronę ściany, gdzie przycupnęła niewidoma.
    - Niemiecki malarz, okres romantyzmu - rzucił ktoś.
    - Dokładnie. Malował mnóstwo krajobrazów, nieokiełznaną naturę, której człowiek jest tylko ułamkiem, niewielkim elementem. Na jego obrazach postaci często podziwiają piękno przyrody, ale zawsze są odwrócone tyłem do obserwatora. Nie widzimy ich twarzy, nie dostrzegamy emocji. Nie możemy się dowiedzieć, czy natura ich przeraża, czy zachwyca. Dzisiaj wy to sprawdzicie, ale najpierw obejrzymy trochę jego dzieł - oznajmił.
    Sięgnął po teczkę i zaczął po kolei wyjmować z teczki kolejne obrazy, a raczej ich kopie wydrukowane w dużym formacie. Uczniowie znali już jego metody. Każdy musiał się wypowiedzieć na temat dzieła. Pochwalić je albo nie. W każdym przypadku musiał to uzasadnić. Wyjątków nie uznawał i nie zamierzał naginać tej zasady w przypadku jego nowej uczennicy.
    - Panno Larsen, proszę wybrać tytuł. "Wędrowca nad morzem mgieł", "Opactwo w dębowym lesie", "Wschód księżyca nad morzem" - oznajmił łagodnym, miłym tonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiał się, czy pomyśli, że stara się ją upokorzyć. Miał nadzieję, że nie, nie chciał tego robić. Nie miał zamiaru traktować jej wyjątkowo. Wtedy musiałby unikać na zajęciach tematów związanych ze wzrokiem, a to było niemożliwe. Nie można nie poruszać kwestii malarstwa na zajęciach ze sztuki, prawda? Pragnął, żeby poczuła się normalna , a przynajmniej w jej mniemaniu. Według niego nie istniało coś takiego jak norma, chyba że w medycynie. W życiu to pojęcie względne. Można być wizualnie normalnym, a tak naprawdę stukniętym. Można być wizualnie stukniętym, a tak naprawdę normalnym.

      [Mam nadzieję, że jest w porządku :)]

      Usuń
  2. Spodziewał się takiej reakcji. Nic w tym dziwnego, ale sporo mu powiedziało o jego nowej podopiecznej. Widocznie nie radziła sobie ze swoją niepełnosprawnością. Coś drgnęło lekko na jego twarzy. Spojrzał na swoich uczniów i zgromił ich spojrzeniem. Wiedzieli, co chciał im powiedzieć. Mieli się nie gapić na Susanę. Kiedy spełnili jego niemą prośbę, pokiwał głową z aprobatą.
    - Na moich zajęciach panuje jedna, ale bardzo ważna zasada. Możesz zrugać obraz od góry do dołu, powiedzieć, że to bohomaz, że go nie rozumiesz, a nawet okpić samego Leonarda, stwierdzając, że ci, co chwalą jego geniusz, to idioci, ale wszyscy mają się wypowiedzieć. Nie uznaję wyjątków - mówił spokojnym głosem, jakby dalej prowadził swój krótki wykład o Friedrichu. - Brak decyzji też jest decyzją, więc jeśli się nic nie wybierzesz, ja to zrobię.


    Nie zamierzał dawać jej taryfy ulgowej, ale szansę, żeby zobaczyła coś, czego jej oczy zobaczyć nie mogą. Nie wyglądała jednak na chętną do współpracy. Musiał zatem zrobić małe wprowadzenie.
    - Beethoven, wielki muzyk, pianista, znany ludzkości od ponad dwustu lat. Uczy się o nim każde dziecko w tym kraju. W wieku 25 lat stracił słuch całkowicie, a jedne z jego najlepszych utworów powstały po tym tym, jak stał się głuchy. Szpilman, bohater filmu: "Pianista". Jest tam scena, w której bohater siedzi przy fortepianie w pustym mieszkaniu. Ukrywa się przed Niemcami, ma żydowskie korzenie. Musi siedzieć w absolutnej ciszy, bo inaczej ktoś odkryje jego obecność i umrze. Widzimy jego palce, które unoszą się nad klawiaturą. Waha się. Muzyka jest jego uzależnieniem, słabością, nie może bez niej żyć. Widać w jego oczach ból. Palce opadają. Słyszymy dźwięki. Ciśnienie skacze, sytuacja przyprawia nas o zawał. Mamy ochotę krzyknąć: "Co ty robisz?! To samobójstwo!" i wtedy kamera ukazuje nam prawdę. Nuty, które słyszymy, są wytworem wyobraźni Szpilmana. Nie dotyka klawiszy, tylko wyobraża sobie, że gra. Ma zamknięte oczy, przyjmuje odpowiednią postawę. Monet, wielki impresjonistyczny geniusz, od którego dzieła pochodzi nazwa tego nurtu w sztuce. Swoje największe dzieło namalował, nie patrząc na pierwowzór bezpośrednio. Oglądał go latami, zapamiętał każdy szczegół, każdy refleks, a potem odtworzył go z pamięci. Impresjoniści malowali swoje dzieła na zewnątrz. Stawiali sztalugi na trawie i starali się uchwycić ulotną chwilę, zamknąć ją na obrazie. Dlatego tak ważne było dla nich monitorować widok na bieżąco. Monet miał problemy ze wzrokiem. Widział, ale nie tak ostro, a jednak jego obrazy są wiernym pierwowzorem rzeczywistości. Malując: "Nenufary", zaznaczył w wodzie każdy przebłysk światła, delikatny odcień. Do tego stopnia, że kiedy stoisz przed kilkumetrowym płótnem, masz wrażenie, że znajdujesz się pod wodą. Wiecie, co ich łączy? Oczy wyobraźni. Te zwykłe mają ograniczone możliwości, ale te wyobraźni są nieograniczone. Zamykacie oczy i jesteście w stanie usłyszeć dźwięki niewidzialnej muzyki jak Szpilman. Zamykacie oczy i widzicie przepiękne góry, lasy, chociaż każdy wam powie, że ogarnia was ciemność. Można patrzeć, a nie widzieć. Można słyszeć, a nie słuchać - skończył. - Zatem proszę wybrać tytuł: "Wędrowca nad morzem mgieł", "Opactwo w dębowym lesie", "Wschód księżyca nad morzem". Wybierz, a ja postaram się, żebyś zobaczyła. Naprawdę zobaczyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc jej wybór. Gdyby jednak się na nic nie zdecydowała, on i tak wybrałby ten obraz. Ciekawy zbieg okoliczności. Mężczyzna zerknął na pejzaż, a potem podszedł bliżej. Potrzebował popatrzeć na te kolory, struktury. Po chwili był już gotowy.
    - Dobry wybór - powiedział radośnie. - Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że siedzisz na skale. Kilka metrów przed tobą na podobnym kamieniu siedzą dwie kobiety i mężczyzna. Przyglądasz się ciemnoniebieskim sukniom pań i ich rudym włosom, spiętym w kok. Towarzyszący im dżentelmen, założył na siebie zgniło-zielony płaszcz i czapkę. Masz wrażenie, że jest zrobiona z tego samego materiału, co suknie kobiet. Wszyscy mają twarze zwrócone w kierunku krajobrazu. Siedzą do ciebie tyłem, więc nie możesz zobaczyć ich wyrazu. Są dla ciebie zupełnie obcy. Podnosisz wzrok na pejzaż, malujący się przed tobą. Słońce na horyzoncie powoli wschodzi. Woda w tamtym miejscu przybiera złoty kolor. Patrzysz, jak płonąca gwiazda zaczyna budzić świat do życia. Na niebie ciemne, granatowe chmury utworzyły mur, który oddziela morze od złotej kuli. Ponad murem rozciąga się mieszkanka barw - od pomarańczowej przez szarą, niebieską. Na wodzie dryfują dwa statki, które płyną leniwie w kierunku wschodzącego słońca. Czujesz wiatr, muskający twoje policzki, słyszysz szum morza. Zewsząd otacza cię przyroda, jej bezkres. Jest spokojnie, nie ma sztormu, fale delikatnie podskakują. Uchwycasz ten moment, chwile, w której noc przechodzi w dzień, wyjątkową - zakończył.
    Mówił spokojnym, miarowym tonem, bez pośpiechu i niezbyt głośno. Nie pytał od razu, co myśli. Chciał dać jej czas, by mogła ułożyć sobie to w głowie. Nie musiała widzieć jeden do jednego obrazu. Chodziło o emocje. Chodziło o to, by stanęła tam, gdzie stanął Friedrich i pozwoliła zachwycić się, rozgniewać, rozzłościć, wzruszyć. Każdy inaczej patrzył na świat i z pewnością każdy malarz patrząc na ten widok, stojąc ze sztalugą oraz farbami, namalowałby coś innego. Może różnice nie byłyby kolosalne, ale na pewno by występowały. Miał nadzieję, że udało jej się to zobaczyć, że da się przekonać do trochę innego pojmowania sztuki.
    - I jak? Podoba Ci się to, co widzisz? Co myślisz? Co masz ochotę zrobić w tej sytuacji? Boisz się? Zachwycasz? - zapytał.

    [Wyszło krócej, ale mam nadzieję, że to nie problem.]

    OdpowiedzUsuń