14 sierpnia 2017

[KP] Hector Bancroft

HECTOR BANCROFT

dziennikarz śledczy, 38

4 komentarze:

  1. Nie znosił samotnych podróży. Nie potrafił poradzić sobie z nieodzywaniem się przez dłuższy czas, nie należał też do jednostek, które spokojnie potrafiły w spokoju przespać cały lot. Nie należał również do osób cierpliwych, które popijały spokojnie kawę, przechadzały się po lotnisku lub przysypiały w poczekalni na ramieniu ukochanego męża. Nie przepadał nawet za lataniem samolotem, pewnie dlatego chodził cały podminowany, pewnie dlatego też po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny zdecydował się na wyjście z budynku i zapalenie papierosa.
    Wsunął filtr do ust już w chwili, gdy szklane drzwi rozsunęły się przed nim. Następnym, dość naturalnym odruchem było skierowanie swoich kroków w miejsce, gdzie mógł zapalić bez upomnienia ochroniarza, a także podpalenie używki. Z tą intencją wsunął dłoń do prawej kieszeni skórzanej kurtki, gdzie zawsze spoczywała zapalniczka, ale tym razem jego długie palce nie natknęły się na kawałek plastiku, a jedynie znalazły papierek po gumie do żucia. Zaklął, przesuwając dłońmi po pozostałych kieszeniach, choć nadzieja na znalezienie tam chociażby główki od zapałki była tak znikoma jak ta, że zostanie lekarzem, prawnikiem czy kimkolwiek poważanym w społeczeństwie. Westchnął ciężko, łapiąc papierosa pomiędzy palce i rozejrzał się. Od kilku lat nie kupił zapalniczki, kradnąc je bardziej lub mniej przypadkowym ludziom, więc tym razem też nie miał zamiaru zniżyć się do poziomu zapłacenia za ten tak pożądany przez niego przedmiot.
    Szybkie rozejrzenie się sprawiło, że znalazł przynajmniej trzy potencjalne ofiary, ale tylko jedną z nich rozpoznał. Podzielił więc pospiesznie dystans, który dzielił go od mężczyzny i możliwości spełnienia swojej potrzeby zapalenia.
    – Czy użyczyłbyś mi zapalniczkę? – zapytał, bardzo szybko oceniając w myślach stojącą przed nim osobę, która to usiadła przed nim w czasie poprzedniego lotu. Powstrzymał cisnący mu się na usta uśmiech, przygryzając lekko dolną wargę. Patrząc współpasażerowi prosto w oczy, uniósł trzymanego wciąż papierosa lekko w górę, jakby na potwierdzenie, że chciał po prostu zapalić, a nie podpalić lotnisko, co byłoby dość nierozsądne, bo pewnie opóźniłoby lot jeszcze bardziej. Za to pożar tak dużego budynku zapewne dostarczyłby kilku ciekawych ujęć.

    Wasz Lennox

    OdpowiedzUsuń
  2. Włożył papierosa pomiędzy wargi i przysunął twarz do płomienia, chroniąc go dłonią przed ewentualnym zgaśnięciem. Kiedy końcówka zażarzyła się, nareszcie mógł zastąpić obrzydliwie niedrapiące powietrze znajdujące się w płucach papierosowym dymem. Uczynił to ze swego rodzaju błogością, żeby następnie odchylić głowę i przyglądać się wydychanemu w górę szaremu obłokowi. Czując jednak na sobie cudze spojrzenie, ponownie skoncentrował swoją uwagę na mężczyźnie. Uśmiechnął się do niego znów, wsuwając wolną rękę do kieszeni i gniotąc wcześniej odnaleziony tam papierek. Tym razem nieco dokładniej przyjrzał się męskiej twarzy, nie oceniając już sylwetki i ogólnie całej osoby. Zaczął od ust, następnie przesunął spojrzeniem w górę po ładnym, prostym nosie i zatrzymał się na oczach, które wyglądały wyjątkowo przyciągająco w panującym świetle z tym lekkim cieniem rzucanym przez nasadę nosa i otoczone ciemnymi rzęsami.
    – Jesteś moim dzisiejszym wybawcą przed doszczętnym spierdoleniem się tego dnia – oznajmił w niemal flirciarski sposób, po czym to oblizał nieco spierzchnięte wargi końcówką języka. Nie przyglądając się już twarzy swojego wybawcę, a na popiołowi, którym miał czelność zaśmiecić teren lotniska, zastanawiał się nad tym, o czym myślał ten człowiek, patrząc na niego. Napływające do głowy obrazy sprawiły, że uśmiechnął się niemal lubieżnie do własnych myśli, czego jego towarzysz nie mógł jednak zobaczyć, gdyż nadal miał lekko opuszczoną głowę, a przydługie blond włosy dodatkowo osłoniły jego twarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uniósł głowę automatycznie, gdy tylko do jego uszu dotarły słowa mężczyzny. Przeciągając chwilę oczekiwania, zaciągnął się papierosem, spoglądając zadziornie w przypatrujące mu się nieco z góry oczy.
    – Myślę, że podobna bezpośredniość to grzech – odpowiedział, mrużąc oczy i unosząc podbródek, żeby następnie wzruszyć ramionami i wypuścić papierosowy dym w bok. Miał mężczyźnie trochę za złe, że została mu odebrana zabawa w podchody, bo tak jak w dobrym filmie – nie powinno się od razu wykładać wszystkich faktów, a on uwielbiał dobre filmy i subtelną sztukę aluzji.
    Dopalił papierosa i opuścił na moment swojego nowego, bardzo chwilowego znajomego, żeby zdusić peta na krawędzi kosza na śmieci. Odwrócił się na pięcie, idąc kilka kroków w tył w stronę głównego wejścia.
    – Ale masz szczęście, bo to wyjątkowo nudne lotnisko, a ty możesz choć trochę to naprawić – rzucił nieco głośniej i mrugnął do niego nieco prześmiewczo, ale też w jakiś sposób zachęcająco. Po wypaleniu papierosa niemal zawsze poprawiał mu się nastrój. Nawet wtedy, kiedy płynęła kolejna godzina opóźnienia lotu do domu, on wydawał się puszczać to w niepamięć tak szybko, jak szybko jego matka zmieniała partnerów życiowych. Lata wprawy z pomijania pewnych faktów sprzyjały jego komfortowi psychicznemu i pogłębiały sztukę omijania przemyśleń o stosowności tego, że właśnie kierował swoje niemal rozleniwione kroki do męskiej toalety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zapytawszy nawet o imię, co nie było w jego stylu, gdyż był kolekcjonerem wspomnień i szczegółów dotyczących ludzi, dał pełną wolność swojej właściwej i wykształconej na przestrzeni czasu bezwstydności. Wyjątkowo podobały mu się ciepłe, zdecydowane dłonie, o których myślał jeszcze chwilę po tym, gdy nareszcie mógł wejść na pokład samolotu i zająć przypisane mu miejsce.
    Przyspieszył kroku, gdy dostrzegł niedawno poznanego nieznajomego, który właśnie umiejscawiał swój bagaż podręczny. Przecisnął się przed nim, naumyślnie obcierając się o męskie krocze, z którym miał mieć przyjemność styczności bez spodni oraz bielizny.
    – Bardzo pana przepraszam – odpowiedział z błąkającym się na ustach uśmiechem, aby nareszcie znaleźć fotel o odpowiednim numerze i zająć się słuchaniem muzyki z telefonu przez całą resztę lotu, choć kilka razy mimowolnie miał ochotę odwrócić się, gdy poczuł gdzieś na swoim karku czy ramieniu palące spojrzenie.
    Lotnisko w Toronto opuścił, informując Emmę o swoim pojawieniu się w mieście za pomocą krótkiej wiadomości. Zatrzymał taksówkę, nie mając jeszcze zamiaru pojawiać się w domu we wczesnych godzinach porannych. Udało mu się tam zawitać dopiero późnym wieczorem.
    Otworzył drzwi mieszkania, a do jego nosa natychmiast dotarł zapach świeżo parzonej kawy, który roznosił się, mając swoje źródło w kuchni. Dlatego tam też podążył, pozostawiając swoje rzeczy w przedpokoju.
    Wieczorna kawa w ich domu nie była niczym niezwykłym. Matka była redaktorką naczelną, pracowała do późna i chociaż miała swoje biuro w domu, to nade wszystko upodobała sobie pokaźnych rozmiarów stół w jadalni, która bezpośrednio łączyła się z kuchnią. Na krześle jego wzrok nie napotkał jednak blond włosów, które wciąż pewnie byłyby upięte w idealnego koka. Napotkał ciemne włosy i siedzącą do niego tyłem osobę, która w skupieniu pochylała się nad bodajże książką.
    Obszedł stół i usiadł obok. Z tej perspektywy natychmiast rozpoznał w mężczyźnie tego nieznajomego, z którym miał już przyjemność zapoznać się dość blisko.
    – To ty się ruchasz z Emmą? – zapytał tym razem bez swojej ukochanej zabawy w aluzje, unosząc brew w geście zapytania. Uśmiechał się lekko, nie mogąc tego powstrzymać, nie był to jednak uśmiech zakłopotania, a zwyczajna złośliwość czająca się gdzieś w kąciku jego warg. – Wspominała o tobie. Hector? – zadał kolejne pytanie, sięgając do czytanej przez mężczyznę książki i zabierając ją. Przekartkował ją niedbale, żeby następnie przeczytać opis na tyle okładki. – A ty wspominałeś coś o piekle? – rzucił mimochodem, nawiązując do ich bardzo przyjemnego spotkania w męskiej toalecie.
    Mimo swojego spokoju, czuł potrzebę zapalenia. Nawet dla jego plastycznego kręgosłupa moralnego podobny kąt wygięcia był swoistą nowością, ale wiedział też, że jego matka wyjątkowo nie lubiła zapachu papierosów. Dlatego też zaczął bębnić palcami o twardą okładkę książki, którą właśnie położył przed sobą.

    OdpowiedzUsuń