27 września 2017

[KP] can you see the scar in the perfect sky

Siergiej (Serge) Griszin
L'enfant terrible. Paskudne stworzenie o uroczym wyglądzie. Ze słodkim uśmiechem będzie ci mówił najbardziej okropne i nietaktowne rzeczy, będzie radośnie prowokował i sprawiał że poczujesz się niekomfortowo. Albo też będzie zachowywać się jak najmilsza, najbardziej taktowna osoba świata, by płynnie przejść do bycia małą, wredną żmiją. Wszystko z dużą dawką uroku osobistego.
Życie byłoby prostsze, gdyby Siergiej był właśnie takim wysoce świadomym manipulatorem. Ale nie jest. Zamiast tego mamy człowieka który średnio ogarnia świat relacji międzyludzkich.
Zasadniczo jest albo zbyt zimny i oficjalny, albo za swobodny; i to potrafi od jednego do drugiego stanu przejść w przeciągu kilku minut. Nie ma nic pomiędzy - w sumie nic dziwnego, przez większą część życia obracał się w dwóch środowiskach: artystycznym i bardziej skostniałym, intelektualnym (w obydwu zawyżając średnią wieku), a wszystko to dodatkowo podlane sosem indywidualnego nauczania. Znajomych-rówieśników miał niewielu i bardzo przelotnych, bo znowu - jego życie to było ciągłe kursowanie między gdziekolwiek jest placówka dyplomatyczna w której pracuje matka a Moskwą, gdzie przeważnie mieszkał ojciec. Czasami z przystankiem u dziadków w Odessie.
Plusy - znajomość trzech języków, z czego dwa może uznać za ojczyste. Spora, fragmentaryczna wiedza na różne dziwne tematy. Brak problemów z przywiązywaniem się do miejsc i ludzi. Nastoletni bunt manifestowany czytaniem Verlaine'a i zapuszczeniem włosów - w sumie bardzo nieinwazyjnie. Bycie synem słynnego pianisty. Życiowy minimalizm (ta lekkość, jaką daje możliwość po prostu wstania i wyjścia jak się stoi!). Chętnie przygarnia wszelakie roślinki.
Minusy - uznawanie erudycji za rzecz naturalną i oczywistą dla każdego - skutkuje poczuciem wyższości. Kompletna płytkość relacji. Bycie synem słynnego pianisty i nieumiejętność gry na pianinie (którego szczerze nienawidzi - przymuszanie do jakiegoś hobby to najlepszy sposób na zniszczenie możliwości rozwoju). Nadopiekuńczy rodzice - jeśli akurat są w pobliżu. Ekscentryczne zwyczaje. Pragnienie uczucia gwałtownego i głębokiego (lub głęboce unieszczęśliwiającego), jak w książce. Czasami źle odczytuje sygnały. Czasami kończy się to zwykłą urazą. Czasami podbitym okiem.

| student weterynarii | krew rosyjsko-francuska | rodzice wciąż obrażeni o wybór studiów |

4 komentarze:

  1. Mieszkanie w starej kamienicy, znajdującej się nieopodal kanału Gribojedowa, nie należało do najlepszych w całej dzielnicy, właściwie, to nawet daleko było mu do miana obiektu klasy średniej, ale Misza miał do niego swego rodzaju sentyment. Nigdy nie żywił specjalniejszych uczuć do żadnego z poprzednich lokum, w jakich zdarzyło mu się sypiać, ze względu na dość niestandardowe dzieciństwo, nie bardzo mógł nazwać cokolwiek domem; co najwyżej burdel, w którym pracowała jego matka i w którym zaczerpnął swojego pierwszego oddechu w tym paskudnym świecie. To mieszkanie, z którego czynszem zalegał już dwa miesiące, stanowiło jego oazę; miało dwa pokoje, w których mieściły się niewymiarowe, trzeszczące łóżka, oraz odrapane szafy, pamiętające zapewne czasy schorowanego Lenina, prowadził do nich przejściowy salon, w którym znajdował się również aneks kuchenny z przedpotopową gazową kuchenką, towarzyszącą rozmrażającej się nieustannie lodówce, zaś tuż przy wejściu do mieszkania ktoś nieinteligentnie wybudował łazienkę, tak, że przy otwartych drzwiach wejściowych, nie można było do niej wejść i na odwrót, przy otwartej łazience nie można było wyjść na klatkę schodową, na której zawsze cuchnęło kotami, moczem, wilgocią i samogonem sąsiada z naprzeciwka, starego milicjanta, który krew niejednego młodego chłopaka miał na swoich artretycznych łapach. Były też papierosy; dym fajek wylatywał przez okna sąsiadów, przez montowane na lewo klatki wentylacyjne, pety wyściełały niemal całe podwórko i parapety poszarzałych z brudu okien, ledwo trzymających się we framugach. To były jednak cztery ściany Miszy, jego własny kąt, nowe życie, otwierające wielkie możliwości.
    Tyle, że nie do końca.
    Nawet mimo warunków, którym do określenia „wygoda” było tak daleko, jak Miszy do stania się studentem Petersburskiego Uniwersytetu Państwowego, czynsz stał cholernie wysoko, za wysoko, jak na budżet Michaiła, dorabiającego głównie na handlu mniej legalnymi środkami. A to był sam czynsz, nie licząc rachunków, prądożernych przedmiotów AGD, które wzięły sobie na ambicję, żeby wszelkie oszczędności Miszy wciągnąć już po pierwszym miesiącu cieszenia się swoim nowym mieszkaniem. Sytuacja była tak tragiczna, a właściciel mieszkania, głupi cep Lebiediew, tak wkurwiony, że Misza musiał chwycić się brzytwy; w tym wypadku, szukać współlokatora.
    Ze swoim nowym współmieszkańcem nie miał wiele styczności, mailowali, a w dniu wprowadzenia się lokatora, Misza miał tak wiele na głowie, że nawet nie był pewien, czy przekazał mu wyrabiane na szybko klucze i czy w ogóle się sobie przedstawili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Misza miał problem, który z dnia na dzień zdawał się narastać wbrew temu, z jaką mocą Michaił starał się go lekceważyć. Dlatego, mimo zwiększonego ryzyka, poszedł na pobliskie szkolne tereny, żeby spróbować coś komuś wcisnąć w dzień. Potrzebował nowych klientów, Kostia non stop powtarzał mu, że przynosi za małe zyski, że dług narasta, że prędzej Misza kosę w żebra dostanie, niż to spłaci. Ale Misza miał nadzieję, że to tylko takie gadanie. Grupa, w której łaski starał się wejść, nie słynęła ze szczególnego rozlewu krwi, więc liczył, że póki co, głowa na karku utrzyma mu się jeszcze przynajmniej do następnego tygodnia.
      Do domu wracał wcześniej, zmęczony i zestresowany użeraniem się z dzieciakami, często młodszymi od niego, a już głęboko uzależnionymi od metamfetaminy, dodatkowo mającymi czelność kłócić się o cenę. Zarobił niecałe trzy tysiące rubli, brudnych pieniędzy, ich widok zawsze przywoływał mu przed oczy zapadnięte buzie nastolatek, odchudzające się przez ładowanie w nosy kryształu. Spodziewał się przynieść ze sobą trochę więcej, ale i tak było to lepsze, niż nic, Kostia powinien zauważyć, że przecież się stara.
      Zamknął za sobą drzwi do mieszkania, na te dwa nowe zamki, a potem rozebrał się z kurtki i ściągnął znoszone trampki. Że też ostatnio musiało tak pizgać na dworze. Szedł już do kuchni, po butelkę odłożonego na czarną godzinę piwa, kiedy poczuł intensywny zapach dymu, dochodzący z łazienki. Przystanął, z tego wszystkiego zapomniał o nowym współlokatorze.
      - Kurwa – mruknął, nie kłopocząc się pukaniem do łazienki, tylko z miejsca wparowując do środka. – Człowieku, chcesz nas, kurwa, wysadzić? – zapytał, podchodząc od razu do malutkiego okna, znajdującego się nad ubikacją. Szarpnął za zastały po farbie uchwyt, uchylając je. Następnie spojrzał na swojego współlokatora, rozłożonego wygodnie w wannie.

      [Nie ma problemu, początki wątków takie są c: ]

      Usuń
  2. Michaił naprawdę dużo widział w swoim może niezbyt długim, ale z pewnością obfitującym w różne wydarzenia życiu, ale musiał przyznać, że rzadko kiedy miał do czynienia z aż takim tupetem. Może to był właśnie ten minus bycia leniwym i aspołecznym, szukania współlokatora przez internet, nie spotkawszy się wcześniej twarzą w twarz, a może po prostu obydwoje mieli zły dzień i potrzebowali się trochę na sobie wyżyć.
    - Moje pierdolone mieszkanie ma pozostać w stanie nienaruszonym – zarządził Misza, zupełnie nieprzekonany jałowymi przeprosinami. Podążył spojrzeniem za podnoszonymi przez chłopaka rzeczami. Słoik po musztardzie? Misza chował w nim owinięte w sreberko kostki mety, całe szczęście, rano zdążył go opróżnić, mając nadzieję na opchnięcie zanieczyszczonej nadwyżki kilku smarkaczom. Jego nowy współlokator zdołał w tym czasie beztrosko się rozgościć. – Poza tym, powinniśmy pogadać, jak już mamy znosić się nawzajem na co dzień. Co to, kurwa, jest? – zapytał, zbity z tropu, oglądając się na roślinę, postawioną na zdezelowanej pralce. Spojrzał z powrotem na chłopaka, kierującego się ku drzwiom. Misza z automatu ruszył za nim, niczym cień, trzeba przyznać wyjątkowo upierdliwy. Nie miał zamiaru dać sobie wejść na głowę jakiemuś dzieciakowi, z którego jedyny pożytek był taki, że brał na siebie połowę czynszu. – Trzeba ustalić pewne zasady – dodał szybko, zniżając głos.
    Sytuacja była delikatna i niebezpieczna. Drugi pokój, przeznaczony dla nowego lokatora, został w miarę posprzątany przez Miszę; wszystkie przedmioty i śmieci, mogące go obciążyć, zutylizowane, albo schowane w jego pokoju, zamykanym na klucz. Zostały jednak takie drobne pierdoły, z pozoru błahostki, ale to przecież przez nie wpadali dilerzy z reputacją o wiele wyższą, niż ta Miszy. Musiał się tym zająć sam, groziło kilkanaście długich lat w pierdlu, albo kulka w łeb od Kostii. Michaił, mimo wszystko, za bardzo kochał życie, żeby dać się tak szybko zmieść z planszy gry, w jaką postanowił wejść, zadając się z gangiem.
    Nic nie podniecało go tak, jak elektryzujące skórę ryzyko.

    [Nie stresuj, plz ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Michaił skinął krótko głową, odwracając się, by wyciągnąć z lodówki wyczekiwaną od rana butelkę piwa. Drzwiczki prawie zostały mu w ręce, gdy szarpnął nimi odrobinę za mocno, wciąż tkwiąc w mocnym uścisku buzujących w nim od jakiegoś czasu emocji; brak jakiejkolwiek drogi ujścia dla nich, powoli stawał się dla niego drażniący. Sprawnie pozbył się kapsla z zielonej szyjki i od razu wziął pierwszy, głęboki łyk. Nie przepadał za Ryskim, było zbyt łagodne, jak na jego niezbyt wyrafinowane podniebienie, ale dostał je od sąsiadki, w zamian za pomoc w naładowaniu akumulatora w samochodzie. Michaił nigdy nie odmawiał żadnym dobrym gestom, bo trafiały się tak rzadko, że trzeba było szanować każdy, nawet ten najmniejszy.
    Napój niemal od razu podszedł mu z powrotem do gardła, ale przełknął go, wbrew woli pustego żołądka. Kątem oka zauważył chaos, panujący w pokoju współlokatora, jednak to akurat mu nie przeszkadzało; sam nie mógł szczycić się porządkiem w swoich rzeczach, uważał to za coś zbędnego, skoro i tak prędzej, czy później Federalna Służba Kontroli Narkotyków dobierze mu się do tyłka i przy okazji wywróci całe mieszkanie do góry nogami. W tym wypadku robienie porządku na siłę mijało się z celem.
    Michaił opadł na starą, miejscami poprzecieraną kanapę z czerwonego materiału, imitującego skórę. Spomiędzy pęknięć obicia wystawała żółtawa gąbka, ale poza tym, kanapa była bardzo wygodna, mimo, iż człowiek zapadał się w niej niemal po pas. Sam nie wiedział dokładnie, o czym chciałby pomówić ze swoim współlokatorem, ale Michaił naprawdę starał się nie podchodzić do tego tak sceptycznie, jak podpowiadała mu jego skryta natura.
    Komórka zawibrowała nagle w kieszeni czarnych spodni, ale Misza dopił piwo do połowy butelki, nim sprawdził wiadomość. Większość jego znajomych rozjechała się po Europie, żeby lepiej się wykształcić w zagranicznych uczelniach, podrywać orientalne kobiety i w ogóle dobrze się bawić w prawdziwej demokracji, z daleka od całego syfu, którym Michaił nazywał swoje życie. Przez chwilę miał nadzieje, że to któryś z nich, że sobie o nim przypomnieli, ale nie, sms przyszedł z obcego numeru, a to oznaczało, że pochodził od Kostii, może nie bezpośrednio, lecz Misza nie był już aż tak zielony, żeby nie załapać przesłania.
    Po kolacji idź do ciotki i przynieś jej trochę resztek dla psów.
    Co oznaczało, że pozostały towar, którego Misza nie zdołał opchnąć, miał zostać przekazany Cioci, stukilogramowej masie mięśni, wbrew pozorom, płci męskiej, który zajmował się mieszaniem jej z innymi narkotykami, żeby łatwiej potem łapać płotki. To znaczy, szybciej uzależnić dzieciaki.
    Misza westchnął, pragnął jedynie napić się piwa, umyć, a potem położyć się do łóżka. Oczywiście, jego dzień nie mógł skończyć się tak prosto, był pewien, że gdy tylko pojawi się na podwórku, terenie gangu, zaraz posypią się pytania, groźby, a może nawet pięści, związku z jego długiem.
    Przymknął na chwilę oczy, nie chcąc się nakręcać paniką. W końcu jakoś do tej pory udało mu się wszystko pozałatwiać, dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Czekanie na współlokatora wcale nie poprawiało mu nastroju, jego zdaniem chłopak specjalnie zwlekał, by zrobić mu na złość.

    [Po co się stresować, jak można przyjemnie wątkować! c: ]

    OdpowiedzUsuń