[KP] „Czy wiesz, że Shinigami jedzą tylko jabłka?”
Wyatt Shaw
23 lata | Australijczyk | student
neurobiologii na kalifornijskim uniwersytecie | najlepszy student | inteligentny
| manipulator | wysokie zdolności dedukcyjne | pochowany młodszy brat | właściciel
Death Note
To całe życie na ziemi przyprawiało go o mdłości. Każdy poranek rozpoczynał od próby samobójczej, która i tak kończyła się niepowodzeniem. Ból odczuwał, ale niebiosa skutecznie czuwały nad tym, by nie ukrócił swojej kary w tak trywialny sposób. Jeszcze jakbym celowo zabił tą niewinną dziewczynę. Powtarzał w myślach rozgoryczony. Ale poniekąd rozumiał decyzję tych nad nim. W końcu bogowie mają być nieomylni, a on wpisał do Notatnika Śmierci nieodpowiednie nazwisko. Ktoś tak niekompetentny nie powinien sprawować tak odpowiedzialnej funkcji. Nie może się przecież tłumaczyć, że jest człowiekiem, a oni popełniają błędy. Teraz właściwie był nikim. Po tym jak został strącony do świata ludzi musiał o wszystko zadbać sam. Ci wyżsi nad nim nie załatwili mu wcześniej ani miejsca do życia ani pracy. To drugie by walił, ale jabłka można zdobywać tylko za tak zwane pieniądze. To one sprawiały, że rozumiał, czemu ludzie tak skupiają się na ich zarabianiu. Z resztą goły także nie mógł chodzić. Pomieszkiwał w opuszczonym budynku na obrzeżach miasta, zdatnym do zawalenia i nadającym się jedynie do rozbiórki. Nikt jednak nie interesował się tym zrujnowanym kawałkiem drewna, dlatego czuł się tam swobodnie. Właściwe to jakby jakaś deska podczas snu spadła mu na łeb to by się nawet ucieszył. Może jakby nie z własnej woli stała mu się krzywda to w końcu faktycznie by umarł i nie męczyłby się wśród tych słabych istot. Pracował jako sprzątacz na jednym z uniwersytetów. Tylko tam nie dopytywali o szczegóły z jego życia, które właściwie dopiero co zaczynał. Bo co miał powiedzieć? Dzień dobry, chciałbym tu pracować, nie mam żadnych papierów ani tożsamości, jestem upadłym bogiem śmierci, przypadkiem uśmierciłem nie tego, kogo trzeba, więc gniję na tej waszej głupiej planecie, ale jabłka macie dobre, więc potrzebuję tych marnych groszy na ich zakup, mam nadzieję, że moja prośba zostanie rozpatrzona pozytywnie? Dobre sobie. Czasem jednak pozwalał sobie na chwile relaksu, a były nimi wykłady, na które uczęszczał udając jednego ze studentów. Mimo że jego chęć do życia była minusowa, słuchanie wywodów profesorów było dla niego interesujące. Ciekawiło go wiele kwestii związanych z ludźmi, nawet jeśli nie okazywał tego na zewnątrz. Może irytował się, że musi między nimi egzystować, ale skoro nie może cofnąć czasu to dla jego zabicia niczego nie tracił, ucząc się. Tego dnia również, po umyciu pobieżnie kibli, przebrał się z roboczych w swoje ciuchy i udał do auli, nie sprawdzając jaki wykład się obywa. Bardziej mu zależało, by się po prostu zająć czymś innym niż wąchanie smrodów pozostawionych przez studentów. Dzisiaj był jakiś rozkojarzony. Nie interesowała go treść omawianego problemu. Myślami błądził wokół tego jak potoczył się jego los. Nie wyobrażał sobie tego jak długo będzie w stanie ciągnąć tą monotonię. Tęsknił za swoim światem i gdyby tylko była możliwość do powrotu to podjąłby wszystkie kroki, bez względu na ich cenę. Przeglądał z nostalgią zapisane kartki w swoim Notatniku Śmierci, który udało mu się ukradkiem ze sobą zabrać. Zawsze trzymał go kurczowo przy sobie, gdyż nie wyobrażał sobie, co by się mogło stać jakby go stracił. Zamknął go w końcu, kiedy dotarł do nazwiska, które zniszczyło mu karierę i westchnął głośno. Zrezygnowany odsunął się i głowę ułożył na podstawce, na której kładło się zeszyty bądź laptopy, by notować ważne kwestie wygłaszane przez profesora. On jednak przymknął powieki i pozwolił sobie na chwilę snu. Była to dla niego nowość, że odczuwa zmęczenie. Im dłużej przebywał na ziemi tym bardziej się nasilało. Ale nie tylko to. Czuł, że z upływem czasu robi się bardziej człowieczy, a to wzbudzało w nim niepohamowane przerażenie. Tak bardzo by chciał, aby ta marna sytuacja okazała się wymysłem jego wyobraźni. Niedoczekanie.
Przebudził się, gdy na sali zapanowało poruszenie tym, że wykład się skończył. Większość już wyszła z pomieszczenia, a on nie chcąc wzbudzać podejrzeń, poderwał się zaspany i wybiegł za tłumem. Dopiero po jakimś czasie, jak już wyszedł z całego budynku, zorientował się, że czegoś zapomniał, a jego największy koszmar okazał się rzeczywistością. — Ogłupiałem w obecności tych ludzkich półgłówków! Doszczętnie straciłeś swoją boskość, ty matole! — Warknął do siebie, biegiem wracając do auli, w której pozostawił jedyną dla siebie cenną rzecz. Na nieszczęście zdążył się rozpocząć kolejny wykład, a nie mógł tak zwyczajne spanikowany wparować do środka. Narobiłby za dużo szumu wokół własnej osoby, a to by przysporzyło mu dodatkowych kłopotów, których koniecznie musiał uniknąć. Niecierpliwie krążył pod drzwiami, pierwszy raz w trakcie swojego istnienia, obgryzając paznokcie ze zdenerwowania. Od tego wszystkiego kręciło mu się w głowie. W końcu przywarł plecami do ściany, osuwając się po niej i padając na ziemię. Siedząc po turecku, patrzył gorączkowo, aż w końcu ktoś wyjdzie, modląc się, aby Notatnik leżał nieruszony na miejscu.
To całe życie na ziemi przyprawiało go o mdłości. Każdy poranek rozpoczynał od próby samobójczej, która i tak kończyła się niepowodzeniem. Ból odczuwał, ale niebiosa skutecznie czuwały nad tym, by nie ukrócił swojej kary w tak trywialny sposób. Jeszcze jakbym celowo zabił tą niewinną dziewczynę. Powtarzał w myślach rozgoryczony. Ale poniekąd rozumiał decyzję tych nad nim. W końcu bogowie mają być nieomylni, a on wpisał do Notatnika Śmierci nieodpowiednie nazwisko. Ktoś tak niekompetentny nie powinien sprawować tak odpowiedzialnej funkcji. Nie może się przecież tłumaczyć, że jest człowiekiem, a oni popełniają błędy. Teraz właściwie był nikim.
OdpowiedzUsuńPo tym jak został strącony do świata ludzi musiał o wszystko zadbać sam. Ci wyżsi nad nim nie załatwili mu wcześniej ani miejsca do życia ani pracy. To drugie by walił, ale jabłka można zdobywać tylko za tak zwane pieniądze. To one sprawiały, że rozumiał, czemu ludzie tak skupiają się na ich zarabianiu. Z resztą goły także nie mógł chodzić.
Pomieszkiwał w opuszczonym budynku na obrzeżach miasta, zdatnym do zawalenia i nadającym się jedynie do rozbiórki. Nikt jednak nie interesował się tym zrujnowanym kawałkiem drewna, dlatego czuł się tam swobodnie. Właściwe to jakby jakaś deska podczas snu spadła mu na łeb to by się nawet ucieszył. Może jakby nie z własnej woli stała mu się krzywda to w końcu faktycznie by umarł i nie męczyłby się wśród tych słabych istot.
Pracował jako sprzątacz na jednym z uniwersytetów. Tylko tam nie dopytywali o szczegóły z jego życia, które właściwie dopiero co zaczynał. Bo co miał powiedzieć? Dzień dobry, chciałbym tu pracować, nie mam żadnych papierów ani tożsamości, jestem upadłym bogiem śmierci, przypadkiem uśmierciłem nie tego, kogo trzeba, więc gniję na tej waszej głupiej planecie, ale jabłka macie dobre, więc potrzebuję tych marnych groszy na ich zakup, mam nadzieję, że moja prośba zostanie rozpatrzona pozytywnie?
Dobre sobie.
Czasem jednak pozwalał sobie na chwile relaksu, a były nimi wykłady, na które uczęszczał udając jednego ze studentów. Mimo że jego chęć do życia była minusowa, słuchanie wywodów profesorów było dla niego interesujące. Ciekawiło go wiele kwestii związanych z ludźmi, nawet jeśli nie okazywał tego na zewnątrz. Może irytował się, że musi między nimi egzystować, ale skoro nie może cofnąć czasu to dla jego zabicia niczego nie tracił, ucząc się.
Tego dnia również, po umyciu pobieżnie kibli, przebrał się z roboczych w swoje ciuchy i udał do auli, nie sprawdzając jaki wykład się obywa. Bardziej mu zależało, by się po prostu zająć czymś innym niż wąchanie smrodów pozostawionych przez studentów.
Dzisiaj był jakiś rozkojarzony. Nie interesowała go treść omawianego problemu. Myślami błądził wokół tego jak potoczył się jego los. Nie wyobrażał sobie tego jak długo będzie w stanie ciągnąć tą monotonię. Tęsknił za swoim światem i gdyby tylko była możliwość do powrotu to podjąłby wszystkie kroki, bez względu na ich cenę.
Przeglądał z nostalgią zapisane kartki w swoim Notatniku Śmierci, który udało mu się ukradkiem ze sobą zabrać. Zawsze trzymał go kurczowo przy sobie, gdyż nie wyobrażał sobie, co by się mogło stać jakby go stracił. Zamknął go w końcu, kiedy dotarł do nazwiska, które zniszczyło mu karierę i westchnął głośno. Zrezygnowany odsunął się i głowę ułożył na podstawce, na której kładło się zeszyty bądź laptopy, by notować ważne kwestie wygłaszane przez profesora. On jednak przymknął powieki i pozwolił sobie na chwilę snu.
Była to dla niego nowość, że odczuwa zmęczenie. Im dłużej przebywał na ziemi tym bardziej się nasilało. Ale nie tylko to. Czuł, że z upływem czasu robi się bardziej człowieczy, a to wzbudzało w nim niepohamowane przerażenie. Tak bardzo by chciał, aby ta marna sytuacja okazała się wymysłem jego wyobraźni. Niedoczekanie.
Przebudził się, gdy na sali zapanowało poruszenie tym, że wykład się skończył. Większość już wyszła z pomieszczenia, a on nie chcąc wzbudzać podejrzeń, poderwał się zaspany i wybiegł za tłumem.
UsuńDopiero po jakimś czasie, jak już wyszedł z całego budynku, zorientował się, że czegoś zapomniał, a jego największy koszmar okazał się rzeczywistością.
— Ogłupiałem w obecności tych ludzkich półgłówków! Doszczętnie straciłeś swoją boskość, ty matole! — Warknął do siebie, biegiem wracając do auli, w której pozostawił jedyną dla siebie cenną rzecz.
Na nieszczęście zdążył się rozpocząć kolejny wykład, a nie mógł tak zwyczajne spanikowany wparować do środka. Narobiłby za dużo szumu wokół własnej osoby, a to by przysporzyło mu dodatkowych kłopotów, których koniecznie musiał uniknąć.
Niecierpliwie krążył pod drzwiami, pierwszy raz w trakcie swojego istnienia, obgryzając paznokcie ze zdenerwowania. Od tego wszystkiego kręciło mu się w głowie. W końcu przywarł plecami do ściany, osuwając się po niej i padając na ziemię. Siedząc po turecku, patrzył gorączkowo, aż w końcu ktoś wyjdzie, modląc się, aby Notatnik leżał nieruszony na miejscu.