1 lutego 2018

It said it all when I saw the fear in your eyes


VENCY MILSTEAD

Życie było idealne. No, prawie. Trochę się z niej śmiali w szkole, że jest ruda, ale przynajmniej nie miała piegów. Prócz tego miała cudowną, choć lekko wybrakowaną, bo bez ojca, rodzinę. Matka zawsze była surowa, ale Vency myślała, że tak ma być. Trzymała ich krótko, a to oznaczało, że wyjdą na ludzi, prawda? Ona i jej młodszy brat. I jakoś nie zauważała wtedy, że to "surowe wychowanie" zakrawa o dręczenie i znęcanie się nad własnymi dziećmi. Tak więc Vency starała się być idealna, idealnie się uczyć, idealnie się zachowywać i ogólnie mieć idealny świat i idealne życia. Wmówiła sobie, że tak jest. Victor był tylko dwa lata młodszy i dogadywali się wyjątkowo dobrze, jak przystało na dzieci, które mają ten sam problem. Wspierali się na miarę dziecięcych, a potem nastoletnich możliwości. Cieszyli się z wzajemnych sukcesów, których było raczej niewiele i pocieszali, gdy matka dokazywała. Największym sukcesem Vency, takim, który mógł pozwolić na rozwinięcie podciętych skrzydeł, było dostanie się na studia. Wprawdzie stypendium nie dostała (co było jawną niesprawiedliwością - zważywszy na warunki, w jakich żyła) i musiała pracować, łapiąc się czegokolwiek, byle tylko móc zostać na uczelni, ale jej zależało. Wtedy jeszcze nie narzekała, wtedy myślała, że tak musi być. Że musi się przemęczyć, musi swoje przeżyć, aby nabrać doświadczenia i zrozumieć, że nie wszystko przychodzi z łatwością, tylko trzeba na to zasłużyć ciężką pracą. Miała dziewiętnaście lat, wiecznie naćpaną i pijaną matkę za ścianą, kochanego brata, któremu tłumaczyła matmę, ulubione studia, do których musiała ciągle kuć i koszmarną pracę, aby w ogóle jakoś wiązać koniec z końcem. Tylko że brata straciła dosyć szybko, co było pierwszym powodem jej podłamania. Przecież miał ledwie osiemnaście lat. Ale pojawił się Peter, a Vency myślała, że się zakochała. Był pięć lat starszy, taki dojrzały, pocieszał ją i rozumiał stratę. Z początku na nic nie naciskał, a ona o niczym więcej prócz platonicznej relacji nie myślała. Tyle jej wystarczyło. Rozmowy, przytulenie, połączenie dusz, jak zwykła to nazywać w swojej romantycznej głowie. Dziwiło ją naleganie na coś więcej. Za każdym razem kulturalnie mówiła, że tego nie potrzebuje, że nie rozumie, o co mu chodzi. Pod pewnymi względami Vency zawsze była niewinna i naiwna jak dziecko. Peter jednak w końcu stracił cierpliwość. Nie po to starał się dwa lata, aby potem przeszło mu wszystko koło nosa, więc postanowił wziąć siłą to, co mu się, według niego, należało.
Oczywiście, że krzyczała, głos zawsze miała dobry. Szarpała się, gryzła, drapała, ale była przecież tylko małą, słabą kobietką, której nawet nie byłoby widać w tłumie, gdyby nie ognisty kolor włosów. Szorowała się trzy dni. Potem poszła do matki, szukając pomocy. Pomocy, której nie dostała, a zamiast tego została nazwana dziwką i wyrzucona za drzwi. Pół nocy szlajała się po mieście, a kiedy wróciła do domu, otwierając sobie prosty zamek spinką, zastała rodzicielkę leżącą na kanapie. W rzygowinach. Martwą. I ze stertą papierów leżących na starym stoliku, których treść mówiła o kosmicznie wielkich długach, o których Vency nie miała wcześniej pojęcia. Egzekucja miała się odbyć w trybie natychmiastowym i w momencie, gdy wynoszono panią Milstead w czarnym worku, z mieszkania wyprowadzono również Vency, bo przecież od tej pory nie miała do niego żadnych praw.
Nie miała się gdzie podziać. Nawet nie myślała racjonalnie. Straciła chęć na cokolwiek. A życie wcale nie było idealne.
A nieidealnego nie chciała. Nie chciała już żadnego. Nie wiedziała wtedy, że może być jeszcze gorzej, a przecież mówi się, że zawsze może.
W przypływie jakiejś irracjonalnej desperacji poszła o wcześniejszego oprawcy. Niby po swoje rzeczy. Chyba liczyła na jakieś przeprosiny, poprawę, cokolwiek. Jak głupie, naiwne dziecko, którym okazywała się być za każdym razem, gdy wchodziła w jakąś relację. I co? Zamiast skruchy dostała powtórkę z rozrywki. A kiedy stamtąd uciekła, ledwie powłócząc nogami, już zupełnie nie miała gdzie pójść. I oczywiście musiała wpaść w jeszcze większe bagno.



___

32 komentarze:

  1. Isaac i jego bracia, byli w posiadaniu jednego z większych klubów w mieście. Schodziły się do niego wampiry, wilkołaki i inne dziwactwa. Świadomi ludzie mieli też tam wstęp. Nie wpuszczano tam bowiem tych, którzy nie mieli pojęcia o społeczności. Brakowało im tylko rozgłosu lub paniki na widok wpół przemienionych łaków czy też posilających się wampirów. Jeśli wypłynęły stamtąd jakieś informacje, osoba, która za tym stała, została natychmiast zabijana. Nie było żadnej litości. Isaac nie pozwalał, by z nim igrano. Zsyłał na innych swoich podopiecznych. Byli niczym anioły niosące zagładę. Jeśli któryś z nich pojawił się w miejscu, w którym go kojarzono, znaczyło, że przyszedł zakończyć czyjeś życie. Stary wampir nie lubił brudzić sobie rąk, pojawiał się gdzieś tylko po to, by zawrzeć jakiś układ. Nigdy nikt nie wiedział, gdzie ma swoje legowisko. Ukrywał się nawet przed swoimi podopiecznymi.
    Tego wieczoru Silas dostał jasne wytyczne. Miał mieć na oku młodzika, z którym były problemy. Dzieciak należał do jednego z braci Isaaca, z tego powodu dostał też drugą szansę. W innym wypadku wampir już dawno wyrwałby mu serce. Poniekąd uważał, że został zmuszony do zabawy w berka z gówniarzem. Jakby nie miał lepszych rzeczy do roboty w tym momencie. Albo, jakby ktoś inny nie mógł dostać tego zadania. Wszyscy jednak wiedzieli, że żaden z nich nie odmówiłby zadania swojemu stwórcy, nieważne, jak głupie byłoby. Mogli siać zamęt wśród wszystkich, ale kiedy przyszło pyskować Isaacowi, nie posuwali się tak daleko. Mógł wydawać się być młodszy od nich, ale w rzeczywistości nikt nie potrafił powiedzieć, ile ten stary wampir miał lat. Nikt nawet nie ośmielił się pytać.
    Na początku Silas śledził dzieciaka w klubie swojego stwórcy. Wiedział, że był głodny. Jednak nie połasił się tam na żadnego człowieka, który oferował krew. Nawet nie połasił się na krew w worku albo jakiegoś ćpuna. Może nie mogli oficjalnie brać narkotyków, ale mogli je pobierać z krwi tych, który brali. Dawało kopa tylko na jakiś czas, ale miło było w ten sposób wspomnieć lata młodości. Co do młodego, niektóre wampiry nie były opiekuńczymi stwórcami. Przemieniały ludzi, tłumaczyli zasady i kazali według nich postępować, jeśli młody szalał, był natychmiast niszczony. I zapowiadało się, że tak będzie i w tym przypadku. Chłopak zdawał się sądzić, że jest niepokonany. Już raz nieumiejętnie zaatakował śmiertelnika, narażając ich gatunek na odkrycie. Silas czuł, że dzisiaj postanowi zrobić to ponownie.
    W połowie nocy obaj opuścili budynek i ruszyli na miasto. Młody nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Nigdy sobie nie zdają sprawy, zbyt zajęci poznawaniem nowego świata. Przez to nie są czujni, łatwo wytrącić ich czymś z równowagi. I tak było w tym przypadku. Nowoprzemieniony zwietrzył ofiarę. Jej zapach pozbawił go logicznego myślenia i przemienił w czystego drapieżnika. Wszystko, co ludzkie, wyleciało z jego głowy. Jedną z zasad bycia w tym świecie, było pozostanie człowiekiem, mimo bycia drapieżnikiem. Gdyby każdy z nich wyparł z siebie człowieczeństwo, po kilku miesiącach nie byłoby żadnego śmiertelnika na planecie. A potem oni wymarliby z głodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widział, jak młody dosiada się do dziewczyny. Stąd czuł zapach jej skatowanego ciała. Czuł jej strach i przerażenie. W tej sytuacji było to jak otwarta rana w morzu pełnym rekinów. Kwestią czasu było, by rzucił się na nią ktoś o słabej woli. Miała ogromne szczęście w nieszczęściu, że tutaj był. Natychmiast wyszedł z ukrycia. Nowoprzemieniony został zachęcony przez nią, bo uciekała. Ranna ofiara nigdy nie ucieknie od wygłodniałego drapieżnika. Zostawia za sobą ślad, który pozwala mu iść jej tropem. Młody chciał ruszyć. Zatrzymał się jednak, bo wyczuł przeciwnika. Silas celowo pozwolił się zauważyć, by odwrócić uwagę od dziewczyny. On, rozdygotany, wygłodniały i słaby – nie miał żadnych szans. Nawet się nie bronił, kiedy Silas doskoczył do niego i chwycił za głowę. Wepchnął ich oboje w krzaki, by uniknąć widowni. Bez problemu skręcił mu kark, a potem ją oderwał. Porzucił jego ciało w gęstwinie, do rana powinno zamienić się w popiół i zniknąć. Potem podążył za ofiarą. Zamierzał zabrać ją z ulicy, zanim przyciągnie więcej słabych drapieżników, a oni zdradzą ich istnienie.
      - Hej, mała. - Zawołał za nią. Był trochę z tyłu, ale jednak na tyle blisko, że złapałby ją zanim zwiałaby na dobre. Jego wrażliwe zmysły wyły głośno z powodu zapachu, który wydzielała. Była niczym dorodny stek z tabliczką „zjedz mnie”. - Co robisz tutaj sama o tej porze? To nie jest najlepsze miejsce dla samotnej kobiety. Znajomi nie mogli odprowadzić cię do domu? Potrzebujesz pomocy? Może drobnych na taksówkę? - Zbliżył się odrobinę. Nie podchodził bliżej niż to konieczne, nie chciał jej spłoszyć. - Ktoś zrobił ci krzywdę? - Silas był mistrzem w zadawaniu pytań. Potrafił rzucać nimi na lewo i prawo. Ludzie czasami nie nadążali za nim i tym, co chciał wiedzieć. Całkowicie to rozumiał.

      [Mam nadzieję, że nie wyszły mi jakieś brednie. :v]

      Usuń
  2. Silas nie należał do cierpliwych istot. Z powodu przeszłości, szybko ulegał emocjom. Potrafił wpadać w szał, a za chwilę być spokojnym jak oaza, by potem ulec gniewowi. Wszystko przetaczało się przez niego falami. Z tego słynął. I dlatego wszyscy trzymali się od niego z daleka, nikt nie próbował nawiązywać dłuższych relacji. Woleli unikać takiego psychola jak on. Było mu z tym dobrze. Z braćmi (ludźmi, których również przemienił jego stwórca) łączyła go tylko robota. Czasami śmiali się z czegoś razem, pili krew z alkoholem w klubie stwórcy lub dla rozrywki i pieniędzy lali po mordach. Nie interesowali się swoimi problemami ani historiami.
    - Wiem, że pewnie chciałabyś być tak szczupła, jak to drzewo. - Westchnął ciężko, ocierając usta w nerwowym geście. Zniecierpliwienie zaczęło krążyć mu w żyłach zamiast czyjejś krwi. - Ale, niestety, mała, trochę wystajesz. Ślepy nie jestem. - Patrzył. Nie odrywał wzroku od miejsca, w którym się znajdowała. Dwa razy uderzył stopą w chodnik. Chciał podkreślić swoje zniecierpliwienie.
    - Jestem Silas. I zaraz stąd odejdę. Zostaniesz tutaj sama z tymi wszystkimi świrami, którzy biegają po okolicy. - Nie kłamał. Jej zapach już zwrócił uwagę kilku zmiennych. Wilkołaki krążyły dookoła, przyglądając im się. Nie zaatakują, jeśli będzie tutaj stał, ale też niedługo się zniecierpliwią. Czuł ich przesłanie. Albo ją bierzesz, albo zostawiasz dla nas. Niektóre z nich lubowały się w ludzkim mięsie.
    - Słuchaj, gdybym chciał zrobić ci krzywdę, myślisz, że rozmawiałbym z tobą? Jestem silniejszy, zdołałbym powalić cię szybciej niż tego kolesia, który cię zaczepiał. I daję ci przestrzeń. Po co miałbym ci ją dawać, gdybym chciał cię zgwałcić? - Przewracał oczami. Kręcił nimi tak bardzo, że miał wrażenie, że zaraz mu wyskoczą i gdzieś się potoczą. Potem wszyscy mówiliby: „Wiecie, dlaczego Silas stracił oczy? Bo kręcił nimi nad jakąś panienką. Widzicie chłopcy, co baby nam robią?”

    [Wolałam zapytać, nie spałam za dobrze i nie zauważam swoich błędów.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Spojrzał na nią piorunująco. Pewnie zobaczyłaby to, gdyby akurat na niego patrzyła. Ale nie, nie zamierzała mu poświęcić uwagi. Silas tracił cierpliwość. Czuł, jak puszczają mu hamulce, jak trzeszczą pod skórą. Wilkołaki zaciskały krąg dookoła nich. Ich oddech zaczynał czuć na swoim karku. Poganiały go. I wiedział, że jeśli ją tutaj zostawi, będzie musiał przyjść potem posprzątać jej ciało i wilkołaki, które to zrobiły. Zgrzytał zębami. Gdyby nie była taka zastraszona, przerzuciłby ją sobie przez kolano i zlał ten uparty, głupi tyłek. Do krwi.
    - Okej, „Nie wiem”. - Zamierzał ją tak nazywać, skoro nie potrafiła się wypowiedzieć. Zupełnie nie umiał postawić się w jej sytuacji. Zapomniał już, jak to jest być małym, bezbronnym człowiekiem. - Zatem robimy to po mojemu. - Wzruszył ramionami. Przecież prosił ją, żeby z nim poszła. Miał na to świadków. Isaac nie mógł mu nic zrobić. Doskoczył więc do niej w dwóch susach. Zamknął między sobą, a drzewem. Nie pozwolił jednak, by dotykali się w żaden sposób. Nie zależało mu na jej ciele, a na spokoju w okolicy. Chciał wrócić do mieszkania i nie musieć tutaj wracać, by lać się z wilkołakami. Z wampirami to co innego. Zmienni mieli odmienny typ walki, atakowali razem i z całą swoją dzikością. Nie chciał marnować zapasów krwi na leczenie.
    - „Nie wiem”, będę z tobą szczery. - Patrzył w jej przerażone oczy. - Zamierzam cię stąd zabrać, nawet siłą. Tylko dlatego, że panika nie pozwala ci logicznie myśleć. Zachowujesz się jak typowa ofiara, a psychole to lubią. Przyjdą po ciebie i zrobią z tobą rzeczy, których nawet nie możesz sobie wyobrazić. - Widział w ciemności, jak wilkołakom błyszczą oczy. Zmierzył ich wzrokiem i parsknął. Psychopatyczne gówna. - Pracuję w klubie niedaleko stąd. Zabiorę cię na zaplecze, weźmiesz prysznic, zjesz coś, a dziewczyny dadzą ci jakieś ciuchy na przebranie. Potem odprowadzę cię do domu albo wsadzę w taksówkę. A teraz, idziemy. - Zacisnął dłoń na jej przedramieniu, przyciągnął do siebie. Chłopcy zaczęli wychodzić z ukrycia i cmokali na nich.
    - Silas, nie odbieraj nam zabawy. Pani nie chce z tobą iść, woli zostać z nami. - Odezwał się przywódca tego stadka. Wampir owinął swoje ramię dookoła niej i szarpnął, niemalże wlekąc obok siebie.
    - Cokolwiek powiedzą, nie patrz na nich. - Poradził jej. Obrócił się przez ramię na zmiennych, którzy odprowadzali ich do wyjścia z parku. - Nie zmuszaj mnie, żebym przyszedł tutaj jutro z braćmi, zapchlańcu. - Odpowiedział mu rechot, podobny do tego, jaki wydają hieny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przystanął razem z nią. Cały czas trzymał dziewczynę, gdyby postanowiła mu zwiać. Nie ufał jej. Może właśnie postanowiła uśpić jego czujność, a zaraz zwieje i będzie musiał za nią ganiać do końca nocy. Nie zamierzał kłamać, nie chciało mu się. Wolał usiąść sobie z wódką i patrzeć w przestrzeń. Wszystko było lepsze niż bieganie po ulicy, jakby go z krzyżami gonili.
    - Na razie tak. - Zerknął na nią. - Nie powinnaś chodzić sama po parkach w nocy, w każdym się coś czai. Szczególnie na kobiety. - Zrugał ją, jakby był jej matką, a ona małą dziewczynką, która jej nie posłuchała. Starzał się, zdecydowanie. Może nie fizycznie, ale umysłowo. Najgorzej.
    Bez słowa podniósł ją i wziął na ręce, tak, by mogła się o niego opierać bokiem. Miał kawałek drogi do przejścia, a nie miał ochoty targać jej jak drwal drzewo. Teraz spokojnie mógł stawiać szybkie i długie kroki. Nie musiał zwalniać, by za nim nadążyła. Nie dość, że była ranna to jeszcze miała krótkie nóżki, a przez to czuł się, jakby wyprowadzał małą dziewczynkę na spacer. Chyba powinien spędzać więcej czasu z kobietami i przyzwyczaić się do ich zachowań. Dzięki temu uniknąłby nieporozumień i utraty nerwów przy tej małej.
    Bramkarz zauważył go od razu. Był wielkim, ale lekko utytym wampirem. Najpierw patrzył na niego z uśmiechem, a potem z zaniepokojeniem. Wszyscy wiedzieli, że Silas nie znosił do gniazda dziwnych rzeczy. A ona tym właśnie dla nich była. Cuchnęła strachem, a on zamierzał wnieść ją do miejsca, gdzie roiło się od potworów.
    - Silas? Zbierasz teraz bezdomne kotki? - Bramkarz patrzył na niego z niedowierzaniem. Przesunął się nawet, by zablokować mu główne wejście. Nie był głupi, nie zamierzał nim wchodzić. Równie dobrze mógł ją zostawić w tym parku, skończyłoby się tak samo.
    - Powiedz Sally, że potrzebuję jakiejś kanapki, czegoś bezalkoholowego do picia i czegoś do przebrania dla kobiety. - Widział, jak tamten krzywi się i porusza swoją słuchawką przy uchu. Wiedział, że pierwsze, co powie, kiedy odejdą, będzie: „Silasa pojebało”.
    - Będę u siebie. - Dodał, a potem ruszył do zaułka, by obejść budynek i wejść od tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć! Żyję, nie porzuciłam wątku. Rozchorowałam się bardzo, a przez to mój wyjazd się przedłużył. Będę odpisywać dzisiaj wieczorem, tj. 16 lutego. Wybacz za brak informacji, ale wciąż mam gorączkę i ledwo zipię, a mój mózg zamienił się w watę.]

    OdpowiedzUsuń
  6. Silas czuł, że coś z nią nie tak. Że jest ranna i osłabiona. Może nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Zachowywała się trochę, jak bezdomne zwierzaki, które zostały skrzywdzone i porzucone przez swoich poprzednich właścicieli. Kłapała na niego zębami, ale kiedy pokazał jej, że nie ma złych zamiarów, z ulgą się rozluźniła. I odpłynęła. Nie potrafił jednak stwierdzić czy zemdlała, czy w końcu poczuła się pewniej na tyle, by zasnąć. Ale to dobrze. Będzie mógł podać jej swoją krew bez zbędnych tłumaczeń. W ten sposób uleczy jej rany i postawi na nogi, a potem zaprowadzi do jej mieszkania i zabroni wychodzić z niego po zmroku. Zdecydowanie dla własnego dobra powinna sobie odpuścić takie wyprawy.
    Ułożył ją na rozkładanej kanapie, gdy tylko dotarli na miejsce. Nawet nie zapalał światła. Nie potrzebował go, a ona była nieprzytomna, więc i tak nie robiło to jej różnicy. W zasadzie robiło, mógłby ją niechcący zbudzić nagłym błyskiem światła, a wtedy nie podałby jej własnej krwi. A to było konieczne w jej stanie. Wyciągnął nóż sprężynowy ze swojej kurtki i bez wahania rozciął sobie nim nadgarstek. Wolną dłonią złapał ją za szczękę i rozchylił usta, by zaraz wlać do nich czerwoną posokę. Odchylił jej głowę do tyłu i uważnie obserwował, jak krew spływa jej do gardła. Pilnował, by przełykała. Nawet dwa łyki wiele zmieniłyby dla jej organizmu. Odsunął rękę w momencie, w którym Sally weszła do pomieszczenia. Była człowiekiem, więc dla swoich potrzeb, zapaliła światło. Przebiegła spojrzeniem od niego do dziewczyny i zrobiła groźną minę.
    - Ty jej to zrobiłeś?! - Wycedziła przez wybielane zęby. Nastroszyła swoje idealnie wyregulowane brwi i wskazała na niego pomalowanym na czarno paznokciem. - Silas, jesteś aż takim potworem?!
    - Znalazłem ją taką. - Uciął, liżąc swoją ranę na nadgarstku, by szybko się zasklepiła. - Przyniosłaś to, o co cię prosiłem?
    - Tak. - Cały czas mu się przyglądała, jakby oceniała czy mógłby się do czegoś takiego dopuścić. W końcu przybrała obojętny wyraz wymalowanej twarzy i podeszła do niego. Postawiła wszystko na stoliku obok, dźgając go długim pazurem w żebra. Nie rozumiał, dlaczego jeden z jego braci nie widzi poza nią świata. - Nie mogłam znaleźć żadnej bluzki. - Wcale go to nie dziwiło. Spojrzał znacząco na obcisły i skąpy materiał sukienki, którą miała na sobie. To cud, że znalazła jakieś dresowe spodnie.
    - Dam jej coś mojego. Pomożesz jej w kąpieli. - Wyciągnął z szuflady jeden ze swoich swetrów i rzucił nim w nią. Tak samo resztą ubrań, które przyniosła. - No co? Zwariowałaś, jeśli myślisz, że to ja wejdę z nią do łazienki.
    - No tak, masz rację. - Jej wyraz twarzy złagodniał. Zerknęła na dziewczynę, a potem zniknęła w małej łazience. Słyszał, jak napuszcza wodę do tej niewielkiej wanny połączonej z prysznicem. Skorzystał więc z okazji i podszedł do nieprzytomnej. Złapał ją ostrożnie i zaczął podnosić do pozycji siedzącej.
    - Hej, mała. - Poklepał delikatnie jeden z jej policzków. - Musisz się wykąpać. Sally ci w tym pomoże. Spokojnie, nie panikuj. Może nie wygląda, ale jest bardzo miła i pomocna. Tylko uważaj na jej rzęsy, ma na ich punkcie obsesje. Lepiej nawet na nie nie patrz.
    - Silas! - Głowa blondynki wyskoczyła zza drzwi łazienki. - Nie rób ze mnie potwora. - Przejechała swoim palcem po doczepianych rzęsach. - Kosztują więcej niż ty jesteś wart, ignorancie.
    - Mówiłem, że to obsesja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wampir parsknął, szczypiąc ją lekko w policzek, w który wcześniej ją poklepywał. Potem się odsunął, gdyby zamierzała go za to uderzyć w twarz. Nadal jednak ją przytrzymywał. Nie był pewien, co do tego, jak się czuła. Badał ją uważnie spojrzeniem, sprawdzając czy jego krew zaczyna już jakoś działać.
    - Mała, będziesz tak nazywana, bo się nie przedstawiłaś, kiedy pytałem. - Złapał ją za ręce i lekko je ścisnął. Sam miał niższą temperaturę niż normalny śmiertelnik, ale ona zdecydowanie miała niższą. - Chodź, zaprowadzę cię do łazienki. Dasz radę chodzić czy cię zanieść? - W ostrzeżeniu ścisnął pewniej jej dłonie, gdyby postanowiła je wyrwać. Znowu poczuł się, jakby ściskał rączki małej dziewczynki. Były przynajmniej o połowę mniejsze od jego. Gdzie produkowali takich małych ludzi?
    - Widzisz! Ona się chociaż zna! - Sally wypadła z łazienki, o mało nie wydłubując mu oka swoimi oskarżycielskim paluchem. Duma i pycha aż się z niej wylewały. Gotowa była przyłożyć mu butem w zęby, byle całował ją po stopach za to, że ją obraził i został na tym przyłapany przez kogoś innego.
    - Sally, ona tak mówi, bo ich nie widziała. Te twoje rzęsy wywołują tornada i monsuny w kraju. Kiedy uderzasz powieką o powiekę, powodujesz trzęsienia ziemi. Przez ciebie dzieci głodują...
    - Oh, zamknij się, Silas. Zawsze musisz mi dogryźć. Zawsze. - Parskała, jak kotka, której ktoś nadepnął na ogon. Otworzyła szerzej drzwi od łazienki, by ułatwić mu do niej dostęp.
    - Za to mnie kochasz, Sally. - Wampir ułożył usta w dzióbka i zaczął głośno cmokać, posyłając tamtej kobiecie całusy. Spojrzała na niego z odrazą, ale jej usta lekko drgnęły w hamowanym uśmiechu.
    - To nie jest to, co do ciebie czuję. - Może i zachowywali się jak dzieci, ale oboje czerpali przyjemność z pyskowania do siebie w ten sposób. Co prawda, w obecności Isaaca nie odprawiali takich cyrków, jeszcze zabiłby ich za to.
    - Jestem Sally. - Odrzuciła swoje włosy do tyłu i nieśmiało pomachała do nieznajomej. - Pomogę ci w kąpieli, jeśli będziesz tego potrzebowała. Nie musisz się mnie wstydzić, nie będę oceniać. A Silasa nie musisz się bać, on tylko wygląda na frajera. - Machnęła zbywająco swoją wypielęgnowaną dłonią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sally i Silas zamilkli niemalże natychmiast. Rzucili sobie znaczące spojrzenia. A raczej to ona rzuciła jemu. Załapał po dłuższej chwili, wstając ostrożnie z klęczek. Wyciągnął ręce do rudowłosej, kładąc je ostrożnie na jej ramionach. Sally poruszyła ustami, jak ryba, ale uciszył ją jednym spojrzeniem.
    - Dzięki, Sally, poradzimy już sobie sami. - Zaparł się i ostrożnie wziął dziewczynę na ręce. Blondynka skinęła posłusznie głową i zniknęła z pomieszczenia bez słowa. Nawet nie było słychać, jak zamyka za sobą drzwi.
    - Powinnaś coś zjeść po kąpieli. - Oznajmił, kiedy wynosił ją z pokoju do tego małego pomieszczenia. Posadził ją ostrożnie na toalecie, a potem przykucnął obok. - Nasz kucharz przyrządza świetny makaron, ludzie za nim szaleją. - Mówił, mocząc niewielki ręcznik w ciepłej wodzie w umywalce, która znajdowała się obok. Dodał trochę mydła i bez słowa zaczął czyścić jej twarz. Robił to na tyle delikatnie, by nie podrażnić jej skóry.
    - Nie wiem, przez co przeszłaś i nie mówię, że cię rozumiem. Też kiedyś byłem w tragicznym położeniu i potrzebowałem pomocnej dłoni. - Zerknął na wannę, która wypełniona była pianą. - W zamian oczekuję jedynie, że zjesz ten przeklęty makaron. Zapach papryki przyprawia mnie o mdłości. - Sarknął, wrzucając ręcznik do umywalki. Podniósł się i okręcił do niej tyłem.
    - Rozbierz się, pomogę ci wejść do wanny. - Chciał dać jej trochę swobody, żeby nie czuła się przy nim aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  9. Silas, kiedy tak stał do niej tyłem, uświadomił sobie dwie rzeczy. Pierwsza, że zapach jej krwi wykręca mu twarz i przywołuje na nią to wampirze oblicze. Mógł zapanować nad wszystkim, ale nie mógł kontrolować swoich oczu, które teraz stały się demonicznie czarne. Drugą rzeczą była opaska na oczy, którą czasami zakładał, kiedy udawał się na drzemkę. Zawsze potem ją zdejmował gdzieś w łazience. Zauważył ją niemalże od razu. Bez słowa ruszył do przodu i naciągnął ją sobie na oczy. Była cała czarna, bez cech szczególnych, tak, jak lubił.
    - Pomyślałem, że założę opaskę, żebyś poczuła się pewniej. Wiesz, jestem mężczyzną, na pewno nie jest ci z tym komfortowo. - Miał szczerą nadzieję, że Sally przyniosła mu jakiś worek z krwią do posilenia się. Nie chciał jej jeszcze bardziej straszyć, kiedy zgłodnieje na poważnie i zacznie mu odwalać.
    - Podasz mi rękę, żebym mógł ci pomóc? - Cierpliwie wysunął przed siebie dłoń. Dzięki lepszemu węchowi i zmysłowi dotyku, był w stanie stwierdzić, gdzie się znajduje. Nie chciał jednak tego od razu wykorzystywać. - Kompletnie nic nie widzę, a nie chcę popełnić jakiegoś głupstwa. - Silas nagle stał się bardzo cierpliwy, zupełnie jak nie on. Czekał na jej reakcję, nie ruszając się nawet o milimetr.
    - Kiedyś bardzo dużo ćpałem. Zadłużyłem się u niewłaściwych ludzi, a oni postanowili mnie zabić za to, że nie spłacałem długów. - Wypalił nagle. Poczuł ochotę, by się zwierzyć. Miał nadzieję, że ona sama też taką poczuje. - Uratował mnie mężczyzna, dla którego teraz pracuję i jest dla mnie jak rodzina. Tatuaże mają zakryć wszystkie blizny po nieudanych wkłuciach, po nożach i przypalaniach papierosami. - Mówił dalej. Stał w swojej łazience, w opasce na oczach, z wyciągniętą dłonią przed siebie i zwierzał się przed nagą kobietą. Gdyby był człowiekiem, już dawno uschłaby mu ręka. Ale potem słowa popłynęły same. - Jeśli pozwolisz mi sobie pomóc, pozwolisz mi też w niewielkim stopniu wyrównać dług, jaki mam względem społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Westchnął ciężko. Zdawał sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej robi z siebie idiotę, ale co miał innego zrobić? Miał przyznać się nagiej kobiecie, że jest wampirem i chętnie wypiłby z niej całą krew? I, że na początku chciał się jej tylko pozbyć z tego parku, by nie narobiła mu dodatkowych kłopotów? Jaka kobieta, skrzywdzona przez wilkołaka, weszłaby do parku pełnego ich wyrzutków ze stada? Na pewno nie wiedziała nic o tym, że po świecie kręcą się istoty silniejsze i inaczej wykształcone niż ludzie. Nawet niewielka wiedza nie pozwoliłaby jej pójść z nim do gniazda wampirów. Przecież właśnie tym był ten klub, nie dość, że mogli w nim jeść, spać to jeszcze zarabiali na tym.
    Silas wziął się w garść. W końcu nie był jakimś wymoczkiem, wiele razy był w sytuacjach, w których musiał nad sobą panować, chociaż nie chciał. Zaczął oddychać płytko i zsunął z oczu opaskę. Uparcie ignorował zapach krwi i starał się nie patrzeć na nią pod względem erotycznym. Wmawiał sobie, że wcale nie jest naga. Cały czas pamiętał, że została skrzywdzona i trzeba obchodzić się z nią ostrożnie.
    - Na moim miejscu zrobiłabyś to samo, gdybyś spotkała siebie samą w tym parku. - Odparł. Chwycił za zapięcie stanika, by pomóc jej się go pozbyć. - Nie wyglądasz mi na taką, co chciałaby tu pracować. Niedaleko stąd jest biblioteka, w której poszukują kogoś do pracy. - Przypomniał sobie bibliotekarkę, z którą spotykał się Isaac. Jej oczy były tak dziwne, ale nie pachniała ani jak wilkołak, ani jak wampir. Na pewno była czymś nieludzkim. - Na razie możesz spać tutaj. O ile dobrze wiem, naprzeciw biblioteki jest kamienica, w której są wolne i niezbyt drogie kawalerki.
    Stanął tuż za nią, kiedy pozbyła się stanika. Złapał ją za przedramiona i skupił na sobie cały jej ciężar, pomagając wejść do wanny. Widział, że z pomocą jego krwi zadrapania się zamknęły, a siniaki nieco zbladły.
    - Będziesz mi winna butelkę dobrej wódki, kiedy tylko będziesz mogła sobie pozwolić na taki wydatek. - Kontynuował swój wywód. - Nie szukaj w tym żadnej logiki, bo to tylko strata czasu. Nie jestem osobą, która podejmuje logiczne decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Patrzył na nią tylko przez kilka sekund. Potem okręcił się na pięcie, by ustawić się do niej tyłem. Złapał za reklamówkę, którą zostawiła Sally na czystych ubraniach. Podsunął ją koło wanny, wpierw sprawdzając jej zawartość.
    - Sally przyniosła też jakieś rzeczy. - Okej, ciężko było mu powiedzieć, że przyniosła płyn do higieny intymnej, jakieś tampony, podpaski. - Wszystko, czego może potrzebować kobieta. Mały szampon, odżywka. Nawet krem do rąk. - Mruczał, ruszając do drzwi. Nie wypadało, by siedział w łazience dłużej niż to konieczne. A właśnie jego czas się skończył. Co, miał sobie usiąść na toalecie i prowadzić z nią rozmowy, kiedy się kąpała? Niby kiedy przeszli do takiej relacji?
    - Zajrzę za kilka minut, w razie czego - wołaj, jestem obok. - Powiedział i zniknął za drzwiami. Szanował jej potrzebę samotności. Nie zamierzał na nic naciskać ani do niczego jej zmuszać. W zasadzie, na początku nie planował wcale, że będzie ją niańczył, a teraz zachowywał się jak kwoka. Pilnował, żeby pisklakowi nic złego się nie stało. Zdecydowanie musiał się napić, bo zaczynało mu odwalać.
    Przystanął przy szafce i wyciągnął z niej butelkę wódki. Na początku chciał sobie zrobić drinka, ale zmienił zdanie. Podniósł woreczek z krwią, który Sally ukryła w ciemnej reklamówce, by ludzkie oczy jej nie dostrzegły. Wgryzł się w plastik i zaczął ssać. Zajęło mu to tylko chwilę, był w końcu głodny, a jeszcze wcześniej oddał dziewczynie swoją krew. Ssąc, cały czas nasłuchiwał. Potem pusty woreczek znowu wrzucił do ciemnej reklamówki, a potem do kosza. Dopiero wtedy zrobił sobie wódki z wódką. Usiadł na kanapie, kołysząc szklanką i wpatrując się w przezroczysty płyn. Gapił się na niego, jakby ten miał zdradzić mu swoje sekrety.

    OdpowiedzUsuń
  12. Silas wsłuchiwał się w bicie jej serca. Chociaż w ten sposób mógł sprawdzać, co u niej, bez zaglądania do łazienki. Spokojnie pił wódkę, obserwując nierówności na ścianie. Badał miejsce, w którym wgniecenie idealnie pasowało do jego pięści. Był niecierpliwą istotą, a to znaczyło, że wiele rzeczy dookoła musiało na tym cierpieć. Kolejne wgniecenia znajdowały się tuż za regałem z książkami i płytami. Stał tutaj tylko po to, by ukryć to wszystko.
    Skończył swojego drinka, odstawiając szklankę na bok i podniósł się. Światło drażniło jego oczy, miał ochotę je wyłączyć. Jednak dla człowieka przebywanie w ciemności w pokoju bez okien mogło być przerażające. Przystanął przy drzwiach od łazienki i zapukał.
    - Hej, mała. - Kolejne pukanie. - Okej, wchodzę, sama tego chciałaś. - I jego obietnica, by nie naruszać jej prywatności, poszła gdzieś. Nie był przecież na tyle cierpliwy, by stać tam, jak idiota i pukać do końca swojego istnienia. Chciał, by była jak inne kobiety. Chciał, by reagowała jak one. By mógł rozumieć jej odruchy i móc je w jakimś stopniu przewidzieć. Teraz nie miał pojęcia, jak ma się przy niej zachowywać i co robić, a czego nie. Strasznie mu się to nie podobało.
    - Uprzedzałem. - Rzucił, otwierając drzwi i wchodząc jak do siebie.

    [Wybacz wszelaką zwłokę w odpisach. Uparłam się, że najpierw zrobię własne pomysły do KA, a dopiero potem odpiszę. Jednak bloger mnie wkurzył, wywalił mi wszystko w pizdu przez gify i musiałam sobie zrobić przerwę, bo inaczej wyrzuciłabym komputer przez okno. :D Teraz już wszystko zrobiłam.
    Korzystając z okazji, Silas Ci odpowiada? Pytam, bo to moja pierwsza "poważniejsza" postać męska, a w dodatku taka, która nie potrafi obchodzić się z innymi. W razie czego mogę coś w nim zmienić. :)]

    OdpowiedzUsuń
  13. Jednym susem doskoczył do wanny i szarpnął. Jego dłoń płynnie zanurzyła się w wodzie, podczas doskoku, i zacisnęła się na jej karku. Szarpnął ją do góry, jak szmacianą lalkę. Trochę mu skoczyła adrenalina, więc zupełnie nie hamował swojej mocy i siły. Prawie podniósł ją do pozycji stojącej. Prawie. Opuszczał ją na tyłek, kiedy łapała oddech i jeszcze nie orientowała się, co dzieje się dookoła. Był niezadowolony z tego, że sprawia tyle problemów. Myślał, że położenie jej spać, będzie o wiele łatwiejsze. Zbliżał się świt, a jeśli on będzie musiał pozostać przez nią na nogach, chyba ją pogryzie. Będzie bardzo rozdrażniony i zły.
    - Jesteś jak mały kociak, który nie wie, co ze sobą zrobić. - Cmokał, przykładając swoje czoło do jej. Spojrzał jej uważnie w oczy, szukał w nich czegoś innego niż zrezygnowania. Badał ją uważnie swoim pustym wzrokiem. - Mała, nie umrzesz przy mnie. Nieważne, jak bardzo byś chciała. Nie pozwolę na to. - Odsunął się i złapał ją za brodę. - Jako jedyna przy mnie nie umrzesz, rozumiesz? - Puścił ją bez ostrzeżenia i chwycił za ręcznik. Jeśli myślała, że zostawi ją znowu samą to bardzo się myliła. Właśnie świadomie pozbawiła się prywatności.
    - Wychodzimy, mała. Papryka sama się nie zje, a obiecałaś to zrobić. - Rozłożył ręcznik przed sobą, by mogła się nim okryć zaraz po wstaniu.

    [Vency jest spoko <3 Jeszcze niewiele mówi, więc nie wiem czy jest irytująca. :D
    Pytam też o Silasa, bo mam wrażenie, że coś jest nie tak z moimi postaciami. Wiesz, z siedmiu wątków, które mam, prowadzę tylko trzy. I to nie tak, że autorzy nagle zniknęli, po prostu porzucili. Dlatego pytam - może jest coś, co muszę zmienić, a o czym nie wiem, bo nikt mi nie mówi.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Silas uśmiechnął się. Nie zamierzał się chwalić, że zna pewną sztuczkę, która przywróci ją do życia i przez pewien okres, przywiąże do niego. Co prawda, nigdy jeszcze nie przemienił nikogo, ale wiedział, jak działa więź między stwórcą, a młodym. Jesteś od niego tak uzależniony emocjonalnie, że mógłbyś umrzeć razem z nim, kiedy coś mu się dzieje. Dlatego żaden młody nie próbuje zabić swojego stwórcy, bo jego utrata może kosztować go utratę części siebie. Jeśli nie samego siebie.
    - Kotku, jeszcze nie dociera do ciebie, co tak naprawdę robisz. - Odgarnął jej włosy z twarzy, nagle rozbawiony jej uporem, by odtrącać jego dłonie. Nie utrzymywał z nią długiego kontaktu fizycznego, jedynie muskał ją od czasu do czasu, by przypomnieć o siebie. Niby próbowała mu udowodnić, że jest samodzielna, chociaż taka nie była. Naprawdę była jak mała dziewczynka.
    - Każdy ma w swoim życiu gorszy okres, ale żeby od razu się poddawać? - Przesunął się na bok i sięgnął do szafki po kolejny ręcznik. Na początku chciał nim rzucić w dziewczynę, a potem uświadomił sobie, że to zły pomysł. Narzucił go więc na jej głowę, wycierając jej włosy bez pytania o zgodę.
    - Ktoś, kto cię skrzywdził, zasługuje na karę. To on powinien upaść, nie ty. - Uniósł nieco ręcznik i uśmiechnął się, kiedy zobaczył napuszone włosy. Teraz zdecydowanie bardziej przypominała kociaka. - Nie powinnaś czuć obrzydzenia do siebie, tylko do niego. To on jest potworem, nie ty. - Odsunął się od niej, ruszając do wyjścia z łazienki. Ale tym razem nie zamykał za sobą drzwi, jedynie je przymknął. – Nie ma na tym świecie nikogo, kto zdołał się obronić przed wszystkim, co przygotowało dla niego życie. - Chwycił za butelkę wódki i dolał sobie do szklanki. - Ubrania masz zaraz obok umywalki. - Oznajmił, by wyjaśnić nagły powód swojego zniknięcia. Zakołysał alkoholem w szklanym naczyniu i upił. Przyjemnie ogrzewało jego podniebienie.

    [Nie było mnie trochę na blogach, nawet nie wiem, do kogo podbijać, a do kogo nie. Po kartach nie da się wywnioskować, kto postępuje w taki sposób. Potem tylko czytam, że ktoś był chory czy też zajęty i nie mógł pisać. A przecież widziałam z blogera, że co chwilę trzaskał odpisy komuś innemu. Skoro nie chcesz z kimś pisać, po co się zgadzasz na wątek? Lepiej, żeby się obraził, bo nie chcesz z nim pisać niż robić mu nadzieję na coś, a potem olać. :|
    Spokojnie, nie zamierzam nikogo porzucić. Zawsze informuje o dłuższym zniknięciu. Teraz też mogę migać, bo nadal próbuję się wyleczyć, co kiepsko mi idzie. A jeśli znudzi nam się wątek, zawsze możemy zacząć nowy. <3]

    OdpowiedzUsuń
  15. Obce mu były wszelakie kobiece problemy. Te męskie również. Przecież sam w przeszłości każdego dnia próbował niemalże zaćpać się na śmierć. Nie widział niczego poza prochami, tak bardzo próbował wyprzeć własne problemy, że w nich zatonął. I poniekąd poszedł z nimi na dno, szorując twarzą po zebranym tam mule. Pamiętał dokładnie dzień, a raczej tydzień, przemiany, kiedy telepało go jakby był pod prądem z powodu odstawienia. Potem spędził trochę czasu, żeby zrozumieć, co zmieniło się w społeczeństwie, kiedy on na haju zwiedzał inne wymiary i lokalizacje.
    Słyszał ją dokładnie. Każde słowo odbijało się echem od ścian i trafiało do jego umysłu. Dlatego właśnie wyciągnął drugą szklankę i nalał do niej nieco wódki. Ugryzł się w palca, a potem wpuścił kilka kropel swojej krwi do alkoholu. Potem zgarnął napój, który Sally przyniosła jej do obiadokolacji, i z tym asortymentem ruszył do łazienki. Na chwilę przystanął w drzwiach, a potem podszedł do niej, nalewając napój do szklanki. Miał szczęście, że ciemny kolor idealnie barwił dodatkową zawartość i ukrywał ją przed ludzkim okiem.
    - Na twoim miejscu chciałbym się napić. - Mruknął, przykucając obok. Lustrował ją uważnie, stawiając szklankę na podłodze. - Nie wstydź się płakać. Nie wstydź się złościć, ale nie obwiniaj siebie samej za to, co się stało. Wiem, to ja zacząłem ten temat, może nie powinienem. Sama dobrze wiesz, że nigdy nie byłem w takiej sytuacji. - Odgarnął włosy z jej twarzy, a potem tym dodatkowym ręcznikiem zaczął wycierać jej łzy. - Potrzebujesz jakichś leków? Czegoś na sen lub przeciwbólowego? - Zakołysał szklanką, by ciecze wymieszały się ze sobą i podsunął drinka w jej stronę. Rękę, w którą się zranił, starał się trzymać poza jej wzrokiem. - Dasz radę, kociaku. Prędzej czy później będziesz musiała się z tym zmierzyć. Na razie o tym nie myśl, powinnaś się przespać, wyglądasz na zmęczoną. - Stwierdził mądrze Silas.

    [Powinno się takim ludziom wstawiać karne kutasy w kartach. Jeden oznaczałby, że ktoś popełnia błędy, więcej - że bierze się za coś, za co nie powinien. Inni wiedzieliby wtedy, do kogo nie pisać. xD Albo jakoś odznaczać tych, którzy chcą pisać i to robią.
    O jeny, jeśli złapała Cię ta sama grypa - szczerze współczuję, to jakaś masakra.]

    OdpowiedzUsuń
  16. Naprawdę nie chciał być w takiej sytuacji. Powinien był ją zanieść do szpitala, gdzie ludzie zajęliby się nią, jak należy. Co on mógł wiedzieć o medycynie, jako ćpun, jako wampir? Wiedział jedynie, że ich krew zamyka rany i łagodzi ból. Nie wiedział natomiast, na jakiej zasadzie to działa. Isaac nigdy mu tego nie wyjaśniał. Słyszał również, że ludzie potrafią się uzależnić od wampirzej krwi, tak samo, jak od narkotyków czy alkoholu. W takim wypadku, może powinien dać jej więcej swojej? Może wtedy poczułaby się lepiej? Nie mógł jednak ryzykować, jeśli dziewczyna dostanie jej zbyt dużo, Silas zgłodnieje i się na nią rzuci. Już wystarczająco jest drażniony przez jej zrezygnowanie i zapach ofiary.
    - Słuchaj, może wyglądam na mordercę i psychola. - Którym zdecydowanie był, ale ona nie musiała o tym wiedzieć akurat teraz. - Ale nie podałbym ci niczego w drinku. Jest w nim tylko trochę wódki i... - Tu zaciągnął się zapachem nad szklanką. Co to takiego było? - Cola? Tak się nazywa to gazowane coś, co szczypie w nos? - Zmarszczył brwi, przyglądając się temu bulgoczącemu czemuś. Znowu jej podsunął. - Chcesz, żebym napił się z tobą? - Teraz popatrzył jej w oczy. Naprawdę nie chciał tego pić. Cola zabije go od środka i za kilka godzin będzie wymiotował dalej niż widzi. A wzrok miał bardzo dobry. Jeśli natomiast to miało pomóc jej się przemóc, mógł się odrobinę poświęcić. Najwyżej potem, jak wyzdrowieje, będzie ją ukradkiem kąsał i podpijał.
    Wyciągnął z kieszeni telefon i wysłał esemesa do Sally, by ta przyniosła mu jakieś leki przeciwbólowe i coś, co pomoże tej małej zasnąć.
    - Napij się, alkohol złagodzi ból. Zaraz ta wariatka przyniesie jakieś leki, które ci pomogą. Chodź, może trzeba zrobić opatrunek, skoro krwawisz. Poradzisz sobie sama? - Wepchnął telefon do kieszeni kurtki, patrząc na nią współczująco. Przyciągnął do siebie reklamówkę, w której Sally przyniosła kosmetyki i wyciągnął z niej podpaski. Czy one nie tamują krwi, kiedy kobieta ma te dni? - Czy to się teraz przyda? - Silas, wampir morderca, który próbuje zatamować rany po gwałcie podpaskami. Bohater każdej napotkanej kobiety. Zwyczajny idiota.

    [Za braki przecinków jest specjalne miejsce w piekle. I za błędy ortograficzne również.
    Trochę po fakcie, zaraża się zawsze zanim będzie się miało objawy. Ale przezorny zawsze ubezpieczony, a pare dodatkowych dni wolnego to sama przyjemność nawet, jeśli się podczas nich kicha. :D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Spojrzał na nią, marszcząc brwi i czoło. Co za różnica czy Pepsi, czy Cola? To i to pachnie, wygląda podobnie. A szczególnie z alkoholem. Zdecydowanie nie powinna wybrzydzać w takiej chwili. Może robi to specjalnie?
    - Nie kapryś, to zdecydowanie ci pomoże. Zaufaj mi. - Wbił w nią wzrok nieznoszący sprzeciwu. Znowu tracił cierpliwość, nie chciało mu się prosić o to, żeby wypiła ten przeklęty napój. Nie mógł jej też powiedzieć, że dodał tam trochę swojej krwi, co pomoże jej zwalczyć ból i zagoić rany. Co za baba! Odstawił szklankę na bok, by pokazać jej, że już mu się nie chce w to bawić. Nie, nie obrażał się, bo nie chciała postąpić po jego myśli. Frustrowało go, że szuka do tego głupich wymówek.
    - Co za różnica czy to Pepsi, czy Cola? Z alkoholem wszystko smakuje tak samo, czyli wcale. Nie to nie, wylej to. - Przewrócił oczami, podnosząc się z podłogi. Musiał rozchodzić swoją nerwowość. Inaczej znowu spróbuje rozwalić ścianę. - Nie jesteś w ciąży. - Wypalił zanim zdążył zamknąć jadaczkę. Zapomniał, że jest człowiekiem, że nie ma takich zmysłów jak on. A on nie odczuwał od niej zmian hormonalnych, fizycznych czy innych. Skrzywił się, potarł twarz w nerwowym odruchu i udawał, że nic takiego nie powiedział.
    - Zapytam Sally czy załatwi ci tabletkę. - Wyburczał, wyciągając ponownie telefon z kieszeni. Musiał wyjść z łazienki, by pochodzić po większym pomieszczeniu i wyluzować. Wymieniał esemesy z Sally, prosząc, by kogoś przysłała z tymi rzeczami. Udawał, że nic się nie stało.

    [Wypoczywaj i zdrowiej!]

    OdpowiedzUsuń
  18. Złapał kilka wdechów, uderzając palcami o ekran telefonu. Starał się całkowicie skupić na pisaniu. Rzadko kiedy radził sobie ze swoją niewielką cierpliwością. Nigdy natomiast nie wyżył się z niej na ludzkiej kobiecie. Zdarzyło mu się na mężczyznach czy nadnaturalnych kobietach, ale podczas pracy to nie bardzo się liczy. Jego zadaniem było znęcać się nad tymi, którzy byli coś winni Isaacowi. Poza tym, walka z wilkołaczycą nie różniła się niczym od walki z wilkołakiem. Mieli taką samą siłę i postać. Podobnie było z wampirzycami.
    - Przepraszam. - Wyrzucił z siebie z westchnięciem. Dawno nie mówił tego słowa. - Jestem strasznie niecierpliwy. A przez to wybuchowy. To nie tak, że coś zrobiłaś źle. - Odłożył telefon na blat stołu, by przypadkiem go nie upuścić przy gestykulowaniu. Do tego też miał w końcu tendencje. - Nie reaguj, kiedy coś takiego robię, dobrze? Potrafię się wkurzyć, bo nie mogę znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do leżenia. Albo, bo but mnie uwiera. A za chwilę mi przechodzi. - Widząc, jak nieporadnie człapie, ruszył na kanapę i zaczął poprawiać na niej wszystko. Najpierw ją rozłożył, potem podłożył na spód miękki i ciepły koc. Normalnie owijał się nim do snu, bo wtedy tracił temperaturę ciała i zamieniał się w jedną, wielką bryłę lodową.
    - Czasami mogę nie łapać przez to żartów. Wystarczy mi wyjaśnić, że nimi były. - Poprawiał poduszki, by nie patrzeć jej w oczy. Nie chciał, bo było mu trochę wstyd za siebie. Może nawet trochę bardzo. Nie chciał jednak tego przyznać, a musiałby, gdyby spotkali się spojrzeniami.
    - Chodź, położysz się, powinno być lepiej. - Przytrzymywał drugi koc, by móc nim ją okryć, kiedy ta się położy. Mała rekompensata za wcześniejszy atak.

    OdpowiedzUsuń
  19. Strzepnął koc, który trzymał, a potem narzucił na nią, nadal unikając kontaktu wzrokowego. Jego ego zawsze jakoś cierpiało przy przepraszaniu. Nie lubił się przyznawać do błędów, chociaż często je popełniał i musiałby być chyba głupi, żeby tego nie zauważać. Odsunął się nieco, opadając na fotel, który stał tuż przy grzejniku. Był fioletowy i zupełnie nie pasował do bezpłciowego koloru ścian i reszty mebli.
    - Mam wściekliznę, nie Aspergera. A to różnica. - Pogrzebał przy niewielkim telewizorze, który znajdował się tuż za nim na regale, zajmującym prawie całą ścianę. Musiał sobie zająć czymś ręce, nie lubił tak po prostu siedzieć.
    - Najpierw robię, potem myślę. Mam zbyt wielkie mniemanie o sobie z powodu wieloletniego życia samotnie z dala od ludzi. - Wyjaśnił, jakby to było coś najzwyklejszego na świecie. Wzruszył ramionami, klikając przyciski pilota i przeskakując po kanałach. Szukał czegoś, co nie działało mu na nerwy. Żadnej głupiej telenoweli.
    - Jesteśmy w centrum, w największym klubie nocnym, a raczej na jego zapleczu. Mieszkamy tutaj i pracujemy. Dlatego nie ma tutaj okien, pokój jest mały, a drzwi ciężkie. - Zerknął na nią, rozkładając się na fotelu. - Przebywam tutaj. Rzadko mam czas tutaj spać. - Miał poniekąd rację. Prawie wszystkie wampiry spały w podziemiach, bo tam było najbezpieczniej. Nie, nie spali w trumnach, raczej w pojedynczych łóżkach niczym wojskowi. Jeśli ktoś miał partnera, spał z nim w tych małych pomieszczeniach.
    - A ty, czym się zajmowałaś, skąd pochodzisz? - Odłożył pilota na bok, gdy udało mu się znaleźć coś, co nie zabijało odbiorcy swoją logiką wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  20. Spojrzał na nią, unosząc brew jakby rzucał jej w ten sposób wyzwanie.
    - Oczywiście, że to żart. Sam cię do niego sprowokowałem. - Parsknął inteligentnie. - Nie miałem bezpośredniego kontaktu z wodą, nie słyszałem również, jak cieknie. Piana pojawia się tuż przed śmiercią, skąd wiesz, może cały czas jestem na pierwszej fazie? - Poruszył brwiami i sięgnął po swoją szklankę. Drugą ręką pochwycił butelkę z alkoholem i sobie dolał. Zadowolony upił, ciesząc się pieczeniem w przełyku. Niemalże zamruczał przy tym.
    - Jesteś w miejscu, gdzie możesz dostać wszystko. Po leki, narkotyki, fałszywą tożsamość. - Podniósł się z jękiem, kiedy usłyszał pukanie. Zaraz potem drzwi uchyliły się i w szparze pojawiła się męska ręka. Należała do jego najmłodszego brata, a chłopaka Sally. Od razu go poznał.
    Chwycił za zawiniątko, które tamten miał w ręce, a wtedy Tobias szarpną. W efekcie Silas przywalił czołem o metalowe drzwi aż zadzwoniło jak w kościele. Oczywiście, że się wściekł. Wyszarpnął Tobiasowi leki z ręki, a potem z całej siły trzasnął drzwiami. Tamten nie zdążył wyciągnąć swojego kikuta, więc został nieco zmiażdżony.
    - Kretyn. - Dobiegło z obu stron. Silas masował swoje czoło, a Tobias skorzystał z okazji, zatrzaskując drzwi. Pewnie przy najbliższej okazji rzucą się sobie do gardeł. Jak zawsze zresztą.
    - Leki. - Postawił papierowe zawiniątko na stole, ścierając sobie krew z czoła. - Posiadanie przyszywanego rodzeństwa to jakaś katorga. Przy najbliższej okazji sprzedam go policji. - Wyburczał, opadając z grymasem na fotel.

    OdpowiedzUsuń
  21. Pocierał czoło, ignorując jej troskę. Znaczy, nie chciał, by podchodziła do niego, bo wtedy zauważyłaby, że rana już się zamknęła. Zgrywał więc twardziela, chociaż dzwoniło mu w czaszce, jak po niejednej porządnej imprezie. Ruszył więc posłusznie do łazienki, by przynieść jej tę upragnioną szklankę z Colą. Przy pochylaniu zamigotało mu trochę przed oczami, jednak nie dał po sobie tego poznać. Kiedy wrócił do pokoju, rana już się zagoiła.
    - To nic wielkiego. Wiesz przecież, że z najmniejszych ranek cieknie najbardziej. - Postawił przed nią szklankę, a swoje czoło potarł rękawem. Nie chciał wyjaśniać jej, że ten kretyn był jego przybranym bratem dlatego, że Isaac go przemienił. Chociaż Silas mu to mocno odradzał.
    - Nie za dużo tych tabletek, mała? - Spojrzał na nią uważnie, trochę nawet krytycznie. Nie pamiętał już, jakie dawki przyjmują ludzie, którzy nie są uzależnieni, ale ta dawka wydawała się za duża. - Mała, jeśli będę musiał zmusić cię do wymiotów, złoję ci dupę. Albo będę łaskotał po stopach, kiedy będziesz próbowała zasnąć. - Dalej tarł rękawem kurtki swoje czoło, bo miał wrażenie, że coś jeszcze na nim zostało. Była czarna, więc krew mogła pozostać niezauważona. Właśnie dlatego ją wybrał. Mógł w niej normalnie pracować, bez obawy, że ktoś na niego doniesie za zakrwawione ubranie. Dalej ignorował wzmiankę o ciąży. Udawał, że nic takiego nie miało miejsca.
    - Dla własnego bezpieczeństwa, obiecaj, że powiesz mi, gdy będziesz chciała stąd wyjść. Na spokojnie cię wyprowadzę, żaden problem. Problem zacznie się, kiedy zaczniesz zwiedzać na własną rękę, mała. Mój szef nie lubi, kiedy ktoś mu tutaj węszy. - Popatrzył jej prosto w oczy, jak dorosły, rozumny człowiek drugiemu takiemu człowiekowi. Miał nadzieję, że nie będzie miał przez nią kłopotów. Ani ona przez to, że ją tutaj zabrał.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet od Silasa.
    Lof ]

    Silas zmrużył oczy niczym nachmurzony kocur. Nie był zbyt uczuciowym stworzeniem, ale jednak obudziła się w nim dawno wymarła opiekuńczość. A raczej jej resztka. Poruszała się w pustce po omacku, błądząc kurczowo i w panice. Była zduszona przez obojętność i podrygiwała w nim resztkami siły. Stracił tę opiekuńczość w dzieciństwie, kiedy jego matka zmarła, a on trafił do bidula. Cierpienie po jej stracie i beznadziejne poczucie samotności, wyparły z niego resztkę emocji.
    - Może nie powinienem był wlewać tyle wódki. - Wyburczał pod nosem. Podniósł się, kiedy go o to poprosiła. W zasadzie nawet tego nie przemyślał, po prostu to zrobił. Odsunął kawałek dalej stół, a potem przysiadł na podłodze tuż obok kanapy. Zanim dał się jej dotknąć, upewnił się, że jest dokładnie przykryta, a dopiero wtedy podał jej dłoń. Na początku trzymał ją kurczowo, jakby bał się, że czymś się zarazi. Dopiero potem zaczął przesuwać palcami po jej delikatnej skórze.
    - Nie bój się, ze mną jesteś bezpieczna. O nic się nie martw, po prostu śpij. - Przesunął palcem po jej przedramieniu, muskając niemalże czule jego wewnętrzną stronę. Pękała mu głowa, co oznaczało, że słońce już wzeszło. Mimo to siedział ze spokojem, wsłuchując się w dźwięki z telewizora i w bicie jej serca. Jeśli leki jej zaszkodzą, a ona zacznie umierać, zamierzał ją przemienić. I nie obchodziło go, że potem mogłaby mieć z tym problem. Nie chciał mieć jej na sumieniu, nie zrobiła tutaj nic złego. Jej osoby nie było na jego liście.

    OdpowiedzUsuń

  23. [Cieszę się, że Ci się podobało! Btw, prawie odpisałam Ci pod tą nową kartą, bo przywykłam, że Vency jest ostatnia. xD]

    Przewracał oczami na jej komentarze odnośnie poprzednich wydarzeń i rozmów. Cieszyło go, że się trochę otworzyła i rozluźniła.
    - Może powinienem dać ci już na początku tej wódki? - Zaśmiał się cicho, cały czas miziając ją po ręce. Trochę go to uspokajało i zajmowało, a przecież siedzenie na twardej podłodze nie było takie przyjemne, jak się wydawało. - Jestem martwy w środku to dlatego jestem zimny. - Po części wcale nie kłamał. Był martwy całkowicie, nie tylko w środku. Ale nie chciał jej straszyć, przecież nadal udawał człowieka. Musiał siedzieć cicho, nie chciał w końcu wystraszyć jej jeszcze bardziej. I tak przeszła już wiele. Na szczęście sen i jego krew to wspaniałe połączenie, postawią ją na nogi szybciej niż niejedne leki.
    - Kotku, musiałabyś mi go bardziej opisać. - Prawdę powiedziawszy, nie musiała. Kiedy ją tutaj przynosił, miała na sobie zapach tego wilkołaka. Gdyby przyszło mu go spotkać, rozłożyłby mu twarz na pojedyncze atomy. A potem znalazł kogoś, kto zrobiłby mu to samo, co on jej. Na szczęście w tym klubie pełno było wykolejeńców życiowych i nie musiał kogoś takiego daleko szukać.
    Kiedy zasnęła, przestał jej dotykać. To nie tak, że już mu się nie chciało jej głaskać. Wiedział natomiast, że sam może już spokojnie odpłynąć w ciemność, a przecież, kiedy to robił, jego temperatura spadała jeszcze bardziej. Nie chciał, żeby ten chłód ją zbudził. Ułożył się więc obok kanapy, na tej niewygodnej podłodze, podkładając pod głowę kurtkę. Zrobił sobie z niej prowizoryczną poduszkę i rozłożył się tam niczym namiot. Wsłuchiwał się dokładnie w bicie serca Vency i wybudzał za każdym razem, gdy zmieniało ono rytm. Od razu zaczynał mówić do niej jakieś uspokajające śmieci, a potem poprawiał jej koc, ukradkiem głaszcząc po głowie. Wieczorem zamierzał udawać, że jej nie dotykał. Ktoś taki, jak on, nie przyznałby się do tego głośno.

    OdpowiedzUsuń
  24. Silas usiadł gwałtownie. Prawie przyłożył swoim czołem w jej. Wpadł w tak głęboki letarg, że nie obudził się, kiedy wstała. Nic nie słyszał. Był kompletnie wyłączony, w tej wampirzej nicości. Bez snu, bez koszmarów. Wyłączył się, jak komputer. I tak samo włączył. Spojrzał na nią, jakby nic się nie stało, a nawet uśmiechnął się głupkowato.
    - Vency, nie zjadłaś wczoraj tego makaronu. Czuję tę przeklętą paprykę. - Zaczął tą typową dla siebie gadkę. - No już, przecież wstałem, zamknij usta. - Złapał ją ostrożnie za ramiona i pomógł wstać. Poprowadził do kanapy, a potem się przeciągnął. Zastałe kości zatrzeszczały, a on westchnął z ulgą. Czuł lekki ból w mięśniach z powodu snu na podłodze, ale wiedział, że minie on wraz z ciepłym prysznicem.
    - Chcesz kawę? Albo herbatę do śniadania? - Potem uświadomił sobie, że jest późne popołudnie, więc machnął ręką. - Do obiadu, znaczy się. Podobno polecają tutaj żeberka w sosie sojowym. Miękkie, soczyste. Ładnie pachną. - Już chwytał za telefon podczas gadania. Wystukiwał coś na ekranie, zerkając na nią. Sam miał ochotę na jakąś rzadką grupę krwi, lekko zmrożoną. Ślinka mu ciekła na samą myśl o tym, jak świetnie rozchodziłaby się po jego przełyku.
    - Zamówię ci coś, a potem skoczę pod prysznic. Mogą być te żeberka? - Zamarł na chwilę. - Bo chyba lubisz mięso, nie?

    [Nie trzeba, teraz już będę pamiętać. :P]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Wybacz zwłokę, mam lekki problem z weną. I tym samym ze sobą. Ale biorę się w garść najbardziej, jak tylko się da.]

    Silas wzruszył tylko ramionami, ruszając do łazienki. Potrzebował prysznica, by zacząć normalnie funkcjonować. I świeżej krwi, zdecydowanie. Nie pogardzi, nawet, jeśli będzie z prochami lub alkoholem. Wchłonie każdy rodzaj. Byleby wyleczyć ból głowy spowodowany położeniem się po świcie. Niszczył go niczym kac.
    - Zatem, poczekaj tutaj, wykąpię się i coś wymyślimy. - Rzucił, zamykając za sobą drzwi. Jeśli zwieje, znajdzie ją szybciej niż mogłaby się spodziewać. Bracia od razu ją do niego przyprowadzą.
    Jak przystało na mężczyznę, jego prysznic nie trwał długo. Kilkuminutowe rozgrzanie ciała i mógł ruszać dalej. Oczywiście z przyzwyczajenia nie wziął ze sobą ubrań, więc musiał wyjść z łazienki owinięty w ręcznik.
    Trzymając szczoteczkę do zębów w ustach, przegrzebywał swoje szafki, jakby jej tam nie było. Nie tyle, co ją ignorował, a raczej zachowywał się, jakby była stałym elementem tego pokoju. Jakby już widziała go wcześniej w takim stanie i nie miała się czego wstydzić czy też bać.
    - Ubiorę się i możemy pójść coś zjeść. - Spojrzał na nią, w jednej ręce trzymając ubrania, w drugiej szczoteczkę do zębów. Starał się nie pluć pastą niczym wściekły pies. - Ty na pewno musisz chociaż coś przeżuć. Zaraz będziesz mieć wolną łazienkę. - Mrugnął do niej, znikając za drzwiami łazienki. Przewiałoby mu tyłek, gdyby siedział tam dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Wiem, co czujesz. Mam teraz podobne problemy. Dorosłość ssie. Ech, mogłabym ciągle przepraszać za tak długi czas odpisywania. Mam nadzieję, że wszystko się u Ciebie poprawiło.]

    Nie chciał się tłumaczyć ze swojej przypadłości. Co miał jej powiedzieć? Że w zasadzie to mógłby być jej dziadkiem, ale przemienił go ktoś, kto wygląda jak nastolatek, który pochodził z czasów, kiedy jeszcze zakładano to miasto? Już widział jej minę. I panikę, którą tym wywołałby. Chyba w jej stanie to nie było wskazane. Po co dodawać jej zmartwień?
    - Chcesz wziąć prysznic zanim wyjdziemy? - Spojrzał na nią, wychodząc z łazienki. Był już całkowicie ubrany i nie straszył swoją nagością. Zresztą, jak mógłby nią straszyć? Nawet się do niej nie zbliżył ani nie dał odczuć, że postrzega ją jako obiekt seksualnego pożądania. Był jednak wyrozumiały z powodu jej stanu, więc nie przewracał oczami, kiedy panikowała.
    - Chcesz potem skoczyć po twoje rzeczy? Chyba powinniśmy. Weźmiemy auto, wskażesz adres, a ja wejdę tam sam. Nie chcemy przecież, żebyś musiała się konfrontować z tym, co tam czeka. - Uśmiechnął się do niej. W zasadzie miał nadzieję, że to zrobił, nie wyszedł mu z tego jakiś grymas.
    - Osobiście uważam, że zasługujesz na to, by odzyskać to, co twoje. - Zajrzał do szafki i wyciągnął z niej najpotrzebniejsze rzeczy. Papierosy, dokumenty, zapalniczka. Noże i broń zamierzał schować, kiedy zniknie jej z oczu.
    - Nie musisz się o nic bać. Umiem włamać się tak, że nikt nie zauważy mojej obecności. - Podszedł do niej powoli, patrząc jej uważnie w oczy. Nie chciał na nią niepotrzebnie naciskać. - Ale nic na siłę, tak? Jeśli tego nie chcesz, nic takiego nie zrobimy. - Zapewnił ją.

    OdpowiedzUsuń
  27. [W takim wypadku przepraszam. Cieszę się z Tobą, że coś takiego się stało. Mam nadzieję, że sobie poradzisz z nadchodzącymi zmianami i wyzwaniami. Wybacz długie milczenie, ale u mnie w życiu jest aktualnie odwrotnie, zabija to moją wenę i przez to bardziej rozbudowane wątki stają się dla mnie wyzwaniem. Biere się za odpis, mam nadzieję, że za siebie też.
    BTW, Biała usunęła swoją kartę - czy jest to na stałe? Wiesz coś o tym? Chcę zrobić porządek w kartach i nie wiem czy usuwać wątek z nią.]

    OdpowiedzUsuń
  28. - Na razie jestem w stanie zaoferować ci tylko takie rzeczy, jakie przyniosła Sally. Zaglądałaś do nich? Nie wyglądają tak źle. Chyba. - Tu szybko wzruszył ramionami. - Nie znam się na kobiecej modzie. - Dodał na swoje usprawiedliwienie. Nie chciał, żeby myślała, że miał coś wspólnego z doborem ciuchów, jakie zostały tu dostarczone. Zobaczyli je w tym samym momencie. - Spróbuj je założyć, wytrzymaj w nich chwilę. Przecież cała ta wyprawa po rzeczy nie będzie żadnym problemem. - Tu spróbował się łagodnie uśmiechnąć. Niestety jego twarz czy usta nie robiły tego od lat i wyszedł mu z tego jakiś koślawy grymas. Pewnie byłby tym oburzony, gdyby sam siebie zobaczył. Albo wyśmiałby to, co próbuje robić.
    - Wykąp się, przebierz, zjedz coś, a potem pojedziemy po wszystko. Nieważne, że jest to w innych miejscach. I tak mam coś do załatwienia na mieście, więc możemy po to ruszyć po drodze. Świeże powietrze dobrze nam zrobi. - Poruszył się, jakby chciał poklepać ją po ramieniu. Jednak w połowie tej czynności zamarł i zamiast tego podrapał się po głowie. Poczuł się przy tym trochę niezręcznie i to zmusiło go do zmiany decyzji. Na jej miejscu nie chciałby być dotykany, dlatego postanowił nie robić tak lekkomyślnych rzeczy.
    - Nie martw się na zapas. Lepiej to zrobić teraz niż zwlekać. Dzisiaj nie będzie się spodziewał. Musimy go przechytrzyć. - Mrugnął do niej, kolejny raz hamując się przed wymuszeniem dotyku. Chyba mu odbijało od przebywania z nią.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Nie przejmuj się, ciesz się życiem. :) Nie zapowiada się, żebym gdzieś się wybierała, więc nie martw się, że nie zdążysz mi odpisać czy coś. :)
    Mam nadzieję, że będzie lepiej, ale jak na razie tylko się pogarsza. Nadziei na lepsze też mam już niewiele, a muszę z niej wykarmić siebie i wenę. Oby to, co czeka po wszystkim, było tego warte. Oby w ogóle coś tam było.
    Oh, okej. Nie będę oceniać. Zdarza się. Cóż, zrobię porządki - trudno.
    Życzę weny przy odpisywaniu. I przyjemnego, wolnego dnia. :) ]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Stwierdziłam, że taki rodzaj karty pasuje do Silasa i jego minimalizmu. :P]


    Pozwolił jej decydować. Po części dlatego, że wcześniej jej na to nie pozwolił, a po części dlatego, że na siłę nic nie zdziałają. Wiele zależało od niej. Sam nie mógł niczego zrobić. A nawet nie musiał. Mógł po prostu siedzieć na tyłku i odpoczywać, nie musiał biegać po mieście i zastraszać przypadkowych ludzi, by odzyskać jej rzeczy. Tylko jakiekolwiek chęci z jej strony mogą go do tego pchnąć. Nie dbał o to, co o nim pomyśli. Jeśli będzie się go bać, będzie go szanować i nie będzie z nim zadzierać. Gdyby pozwolił jej pyskować przy innych wampirach, a była przecież ludzką kobietą, mógłby zostać wyśmiany. Co innego, gdyby pozwalał jej na to, bo byliby parą, a co innego, kiedy są sobie zupełnie obcy.
    - Wolałbym to zrobić dzisiaj. Później mogę nie mieć możliwości i czasu. - Przesunął się po tym niewielkim pomieszczeniu, nalewając sobie wódki. Ukrył też kilka niewielkich noży w swoich ubraniach, kiedy tylko zniknęła z pokoju. Chyba lepiej, żeby zobaczyła go w akcji w neutralnym środowisku niż wśród tych czterech ścian. Jeszcze w panice pozabijałaby się o nie.
    Drgnął, słysząc krzyk. Kompletnie się go nie spodziewał. No bo, co może się stać kobiecie w łazience? Okazuje się, że jednak coś może. Najpierw zamierzał wejść do środka bez pukania, ale wolał się pohamować. Przystanął, ostrożnie stukając. Potem zaczął robić to głośniej, by zwrócić na siebie uwagę.
    - Hej, mała, wszystko w porządku? Coś nie tak? - Bo w sumie, o co miałby zapytać? Czy przypadkiem nie wbiła sobie mydła w oko? Albo w dziurkę od nosa?

    OdpowiedzUsuń
  31. Nigdy nie rozumiał kobiet. Nawet, jeśli bardzo się starał, nie wychodziło z tego nic dobrego. Ich logika zdawała się być niepojęta dla każdego, kto posiadał penisa. Ten szczegół zdawał się blokować wzajemne zrozumienie tych dwóch płci. Niby nic, a jednak miało to wielki wpływ na wszystko, co się dzieje. Szczególnie na to, co się dzieje teraz w życiu Silasa. A racze w nieżyciu.
    Zachował kamienną twarz. Nie pozwolił, by drgnął mu chociaż jeden mięsień, który mógłby zdradzać jakiekolwiek emocje. Od strachu, po podniecenie. Wampirom przychodziło to zdecydowanie łatwiej niż ludziom. Wiek miał tu duże znaczenie. I to, że wiecznie musiałeś hamować oraz ukrywać swoją drapieżną naturę również.
    - Vency... - Nie bardzo wiedział, jak powinien rozegrać taką sytuację. W zasadzie, jak rozegrać Vency, żeby wzięła się w garść i przestała świrować. Niby nic mu do tego, ale na pewno jej wrzaski usłyszały już inne wampiry i zaraz wzbudzi to wielkie zainteresowanie. A on nie lubił, kiedy reszta chmary się nim interesowała. Mogło to mieć różnie konsekwencje. Co, jeśli jakiś idiota postanowi ją zjeść albo przemienić dla rozrywki? Jeszcze tego mu brakowało.
    - Wydaje mi się, że przesadzasz. - Odezwał się w końcu. Cedził ostrożnie każde słowo. - Na pewno przesadzasz z reakcją, niekoniecznie z resztą. - Dodał pośpiesznie. W tej chwili widział ją jako byka, któremu niewiele trzeba, by zareagować atakiem. Wystarczy jedno, źle dobrane słowo i wszystko rozkręci się jeszcze bardziej. A on nie miał na to siły.
    - Pogadam z tobą, jak się ubierzesz i uspokoisz. - Miał nadzieję, że dobrze postąpił. - Nie będę z tobą dyskutował, kiedy jesteś w takim stanie. Oboje jesteśmy dorośli, więc powinniśmy rozmawiać jak oni. - Cofnął się z łazienki, by przymknąć za sobą drzwi. Nie zamknął ich jednak, nadal były lekko uchylone. Tak na wszelki wypadek, gdyby ponownie musiał tam wpadać i próbować zapanować nad tą szaloną kobietą.

    OdpowiedzUsuń