1 lutego 2018

[KP] Nie odpowiadaj wyjmuję słowa z twych ust

"W mym kokonie jak ćma namiętnie trwam
Choć jak motyl o najbarwniejszych skrzydłach jestem 
Ja już nie chce być okazem w szkle
Zabierz z mojej smutnej twarzy cień"



Faith Hopper
|| 25 lat || barmanka || była prostytutka || córka || siostra ||

 Życie mocno dawało jej się we znaki już od najmłodszych lat. Śmierć ojca była tylko początkiem pasma kolejnych nieszczęść jakie nawiedzały rodzinę Hopper. Już rok później zabrał do siebie najstarszego syna, który próbował pomóc matce pracując na budowie. Została Faith, matka i młodziutka Cassandra. Ledwo łączyły koniec z końcem, ale miały siebie i wspierały się jak mogły. Rachunki były opłacone, skromne posiłki wystarczały aby uspokoić głód, mogło być gorzej. I tak też się stało. W ich odrobinę spokojniejsze życie ponownie wkradły się problemy. Matka Faith dowiedziała się, że ma raka krtani. Była coraz słabsza, ale nadal uśmiechnięta. Pracowała jak długo mogła, ale i jej kiedyś musiało zabraknąć sił. 
 Wtedy Faith postawiła wszystko na jedną kartę. Rzuciła pracę w sklepiku, która nie mogła pomóc jej utrzymać rodzinę. Matka potrzebowała leków, operacji, a to wymagało nakładów finansowych. Faith mocno wierzyła, że może wyjść z tego. Tylko musiała mieć pieniądze na leczenie...
 Znalezienie dobrej pracy bez wykształcenia, doświadczenia i znajomości graniczyło z cudem. Kiedy nie miała za co opłacić rachunków, postanowiła zatrudnić się jako pani do towarzystwa. Od pierwszego klienta czuła do siebie obrzydzenie przez to, co robiła. Każdego ranka dokładnie szorowało ciało chcąc pozbyć się każdego obrzydliwego dotyku nieznajomych mężczyzn. Rodzinę okłamywała. Wierzyli, że pracuje jako barmanka. Nikt nie widział jak każdego dnia wylewała gorzkie łzy do poduszki. Pocieszał ją jedynie fakt, że matka czuła się odrobinę lepiej, a siostra nie chodziła głodna do szkoły. 
 Wybawieniem okazało się ogłoszenie z pobliskiego klubu. W końcu nie musiała kłamać prosto w oczy matki. Po trzech latach naprawdę stanęła za barem, a zarobki nie były najgorsze. Nadgodziny robiły swoje. Demony przeszłości dawały o sobie znać, ale powoli uczyła się patrzeć na własne odbicie bez wyraźnego obrzydzenia własną osobą. Można powiedzieć, że powoli wychodziła na prostą, a życie pisało dla niej coraz lepszy scenariusz. Miała jednak świadomość, że nie mogła się tym bezgranicznie cieszyć. Wszystko mogło się zmienić w ciągu krótkich chwil, to ja motywowało do dalszej pracy i walki o bliskich, ale również i siebie. 
Jej charakter kształtował się latami. Z cichej, nieśmiałej dziewczyny stała się pewną siebie kobietą, pracowitą i odpowiedzialną. Zawsze była marzycielką i to się nie zmieniło. Żyła nadzieją, że i do niej los uśmiechnie się na dłużej, może uda jej się kogoś poznać i wtedy ktoś będzie dbał o nią równie mocno co ona o matkę i siostrę? Tak. Tak musiało być. Wierzyła w to całą sobą. 

Watek z LOKI

72 komentarze:

  1. Który dwudziestosiedmiolatek może pochwalić się posiadaniem własnej firmy, kilkoma milionami na koncie, pięknym domku na przedmieściach z ogromną ziemią przy której znajduje się stajnia z rasowymi championami wyścigowymi oraz basen na tyłach willi? Który tak młody mężczyzna może powiedzieć, że stać go na każdy samochód i na każdą chwilę zapomnienia? Który może skakać codziennie ze spadochronu z własnego samolotu i jeździć najszybszym samochodem na świecie z tablicami rejestracyjnymi zarejestrowanymi na jego imię i nazwisko?
    Tylko Dominic Montana. Syn gangstera i najbogatszego człowieka w LA, a może i w całym USA. Chociaż Dominic nigdy nie chciał wkraczać w gangsterski świat to chcąc nie chcąc musiał czasem uczestniczyć w jakiś „rodzinnych” spotkaniach czy imprezach jak w tym przypadku trzydzieste piąte urodziny jego starszego brata Davida, który przejął kilka dni temu obowiązki ojca pozwalając staremu odejść na emeryturę.
    Urodziny kogoś tak ważnego zawsze wyprawiano z pełną parą. Nie brakowało tu narkotyków, alkoholu i panienek, które można było zabrać sobie do pokoju na górę. Problem w tym, że Dominic dwóch z trzech wymienionych rzeczy nie tolerował w swoim trybie życia i raczej wolał omijać szerokim łukiem.
    -Jak tam ojciec? Zadowolony z twoich rządów? -Dominic nachylił się nad bratem, który nalewał im właśnie kolejnego drinka. Próbował przekrzyczeć głośną muzykę.
    -Daje mi do zrozumienia na każdym kroku, że ty poradziłbyś sobie z tym lepiej.
    -Drażni się z tobą. -Dominic zauważył mężczyznę, który dość agresywnie ciągnął za sobą młodą i atrakcyjną dziewczynę.
    -Wiem... chce wpłynąć ma moje ambicje.
    -Co na to Jane i dzieciaki? Nie zaniedbujesz ich? -Zauważył jak para zniknęła w jednym z pokoi, które były przeznaczone w jednym celu... Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną.
    -Kręci nosem, ale jak dałem jej te kolczyki z diamentami to zamknęła się i nawet pozwoliła mi zrobić tą imprezę.
    -Zaraz wracam... -Wziął drinka do ręki i ruszył w stronę pokoju. Stał chwilę przed drzwiami lecz na próżno Nic nie było słychać z powodu głośnej muzyki. Złapał za klamkę i wszedł do środka.
    -Heeej Mark! -Uśmiechnął się do mężczyzny rozkładając ręce w geście powitalnym. -Nie przeszkadzam? Masz może jeszcze ten towar, którym handlowałeś na ostatniej imprezce? -Poruszał charakterystycznie brwiami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako syn gangstera wiedział jaki los spotyka kobiety z innego gangu, kobiety, które zdradziły swoich mężów, którzy byli ich ludźmi oraz kobiety, które w jakikolwiek sposób naraziły się im. Nie mógł zmienić tradycji wszystkich mafijnych rodzin na świecie. Musiał przymykać oko na gwałty. Matka zawsze udawała, że o niczym nie wie, a ojciec nigdy nie poruszał przy niej takich tematów. Jednak oboje byli zgodni co do jednego. Gwałt na tego typu kobietach nie był zdradą. Robili to by je poniżyć, a nie dlatego, że im się podobały.
    Wiedział, że ojciec niejednokrotnie był świadkiem gwałtu, ale nigdy nie słyszał by sam się tego dopuścił. Co innego jego brat. David gwałcił kiedy tylko miał okazję. Podobnie jak i ruchał wszystko to co rozkładało przed nim nogi. O czym oczywiście nie wiedziała jego żona Jane. Przy niej grał przykładnego ojca.
    Dominic spojrzał na dziewczynę, która wyglądała na totalnie przerażoną. Gdyby wtrącał się w porachunki rodziny pewnie wzruszyłby na to wszystko ramionami. Ale Dominic nie zamierzał być gangsterem. Nie chciał.
    -Jesteś tu z własnej woli czy... -Rozejrzał się po pokoju. Potem oparł o ścianę i zaczął jej przyglądać. -Płaci ci ktoś za to?

    OdpowiedzUsuń
  3. W gangsterskim świecie wynajęcie prostytutki by się nad nią poznęcać czy by udawała gwałconą dziewczynę było czymś normalnym więc ciężko było ustalić patrząc na tą scenę jaka jest prawda. Jednak po dłuższym czasie Dominic uznał, że w tym pokoju miało wydarzyć się coś złego. Coś czego dziewczyna nie chciała. Prawdopodobnie też w jej głowie rodziły się teraz okropne wizje nie tylko w roli głównej z Markiem ale również i z nim.
    Dominic obrócił się do drzwi i lekko je uchylił. Marka nie było jeszcze widać. Pewnie poszedł do samochodu po towar. Nie wziąłby go tutaj tak po prostu ze sobą. Nie wolno było mu wnosić nic co nie pochodzi od towaru z rodziny. A Dominic wiedział, że to co sprzedawał Mark było z innego źródła.
    Potem przymknął znów drzwi i spojrzał na dziewczynę.
    -Chodź. Wyprowadzę cię stąd. -Kiwnął głową w stronę wyjścia. -Nie zrobię ci nic. -Wyciągnął w jej stronę rękę. -Jeśli zobaczą, że idziemy razem nikt ci nic nie zrobi.
    Bo chociaż Dominic nie był gangsterem to szanowali go wszyscy ludzie jego ojca i brata. Nikt nigdy nie odważyłby mu się sprzeciwić. Tym bardziej taki marny pionek jak Mark.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dominic otworzył drzwi. Zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie. Nie było potrzeby robić afery o zachowanie Marka. Bart by go wyśmiał. Nie miał też potrzeby wychodzić ukradkiem z imprezy. Był tu tak samo ważny jak i solenizant. Czasami zastanawiał się czym sobie zdobył taki szacunek? Nie musieli go szanować tylko dlatego, że był synem Vicotra Montany. Mogli nim gardzić po ciuchy i nie pomagać bez interesowanie.
    Kiedy szli przez parkiet nikt nie zwracał na nich uwagi. Wszyscy byli pijani, naćpani albo jedno i drugie. Dziewczyny tańczyły, a faceci wpatrywali się w ich tyłki. Zobaczył brata w kącie baru. Rozmawiał z Rickiem Collinsem, wspólnikiem. Czyżby prowadzili interesy nawet w dniu urodzin?
    Dziewczynę postanowił wyprowadzić wyjściem, które nie prowadziło na parking by nie spotkać tam przypadkiem Marka. Nie to, że się go bał, ale nie lubił wywoływać niepotrzebnych konfliktów. A Mark mógłby nieźle oberwać i to nie od niego...
    Kiedy znaleźli się przed barem na zewnątrz stały tylko jakieś dwie blondynki, które paliły papierosa i piły drinki. Dyskutowały o czym zawzięcie i nie zwracały na nich uwagi.
    -Z kim tu przyszłaś? Wiesz, że to impreza zamknięta? -Spojrzał na nią sięgając do kieszeni. Wyjął z nich papierosy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dominic wysunął rękę z paczką papierosów w jej stronę. On sam nie palił zbyt dużo. Właściwie był w trakcie rzucania, ale czasem tracił silną wolą. Dwie blondynki skończyły palić i weszły do środka baru. Zamknęły za sobą drzwi i na zewnątrz docierała tylko stłumiona muzyka.
    -Przyjaciel? -Uniósł brwi do góry wpatrując się w nią. -Jak ma na imię? Nie obraź się, ale marny z niego przyjaciel, że cię zostawił samą.
    Dopiero kiedy dziewczyna powiedziała o tym, że powinno się to gdzieś zgłosić Dominic zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie ma pojęcia na jaką imprezę została przyprowadzona i z jakimi ludźmi miała do czynienia. Może to i lepiej dla niej?
    -Znam go. -Odparł szczerze. -Chodziliśmy razem do szkoły. To naćpany idiota. Ma ojca w policji... -Skłamał. Coś przecież musiał wymyślić by odwlec ją od tej myśli. -Już nie raz składały na niego skargi... Zawsze uchodziło mu na sucho. Szkoda się przejmować takim dupkiem. Mam znaleźć twojego przyjaciela? -Spytał niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dominic miał nadzieję, że kłamstwo z ojcem policjantem załatwi sprawę. Nie załatwiło. Cóż jeżeli nawet dziewczyna pójdzie i to zgłosi policja pierwsze co zatelefonuje do jego brata. David odpowie im, że zajmie się swoim człowiekiem i sytuacja nigdy się nie powtórzy. Potem David zawoła Marka i karze mu gwałcić tak by nie było świadków.
    -Hej czekaj! -Podbiegł w jej stronę. -I co ty po tym wszystkim chcesz jeszcze sama wracać do domu? Jest środek nocy. -Mógł jej zaproponować, że ją odwiedzie, ale przecież pił. Poza tym wątpił by wsiadła z obcym mężczyzną do samochodu. Zwłaszcza po akcji z Markiem. -Zamówić ci taksówkę? -To wydało mu się najrozsądniejszym rozwiązaniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chociaż jego brat był raczej bezwzględnym gnojkiem, który miał kobiety za nic to jednak Dominic nauczył się od ojca by zawsze szanować tych, którzy nie narazili się rodzinie. Dla niego jednak nie było znaczenia czy ktoś źle życzył jego rodzinie czy nie. Kiedy należało komuś pomóc po prostu pomagał.
    -To była impreza zamknięta dla przyjaciół mojego brata z okazji jego urodzin. -Próbował dotrzymać jej kroku. -Pierwszy raz cię tu widziałem dlatego zdziwiłem się. Znam go tylko ze szkoły poza tym nic nas nie łączy, ale dobrze jeśli chcesz możesz zadzwonić na policję. -Wyciągnął w jej stronę swój telefon. Skończy się tylko na upomnieniu,ale może dziewczyna poczuje się lepiej. Pomyśli, że być może uratowała w ten sposób inną dziewczynę przed gorszym losem. -Komisariat jest za rogiem przy stacji. Przyjadę szybko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak naprawdę nie było to towarzystwo Dominica tylko jego brata. Znał większość ze szkoły, osiedla, bo przychodzili do jego domu kiedy byli z Davidem jeszcze dziećmi, ale głównie byli tutaj ludzie, których on nie znał osobiście lecz oni jego doskonale. Takie osoby darzyły go takim samym szacunkiem jak ci najbliżsi.
    -Muszę cię rozczarować, ale jestem ostatnią osobą, której David zauważy że nie ma. -Uśmiechnął się do niej. Wycofał rękę z telefonem. Uznał, że dziewczyna jednak nie zadzwoni na policję. -Posłuchaj... -zaczął normalnym tonem. -Przykro mi, że ten idiota cię tak potraktował, ale nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Jeśli chcesz wrócę do baru i będę modlił się by rano w wiadomościach nie usłyszeć o zamordowanej dziewczynie, albo mogę bezpiecznie odprowadzić cię do domu. Wybór należy do ciebie. -Spojrzał w jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę odetchnął z ulgą kiedy się zgodziła. Po pierwsze nie chciał być na tej imprezie, po drugie okolice przez które mieli przejść nie były przyjazne zwłaszcza dla samotnej i atrakcyjnej kobiety. Widząc ją z nim nic jej nie groziło i to wiedział każdy nawet lump.
    -Gdzie mieszkasz? -Musiał przecież wiedzieć dokąd idą. Zdawał sobie sprawę, że pewnie dziewczyna nie pozwoli się odprowadzić pod same drzwi, ale dobre i tyle. Z powrotem zamierzał zadzwonić po taksówkę. Musiał jeszcze pojechać do baru pokazać się bratu i dać mu prezent, a potem miał nadzieję wrócić do domu. Rano miał mnóstwo spraw na głowie i nie na rękę było mu zawalanie nocy.
    -Tak w ogóle to jestem Dominic. -Spojrzał w jej stronę i się uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś Dominic bywał naprawdę w okropnych dzielnicach. To było za czasów liceum, kiedy jeszcze chciał być taki jak ojciec i brat. Jednak za sprawą jednej chwili, podczas feralnego wieczoru i wypadu do dzielnicy, która wychodziła wtedy poza granice panowania ojca wszystko się zmieniło i Dominic nie chciał już dorównać ojcu i Davidowi. Zmienił tryb życia, przestał brać i zaczął patrzeć na życie zupełnie inaczej.
    -Obecnie nie bywam w takich miejscach, ale nie są mi obce. -Wyjął z kieszeni breloczek i klucze do swojego mieszkania i zaczął się nimi bawić. Głupio było iść w ciszy, ale głupio też było zadawać dziewczynie tysiąc pytań jak na randce w ciemno.
    -A tutaj cię zdziwię. -Zerknął na nią i wyprostował się dumnie. -Często spaceruję wieczorami z moimi psami. Po ciężkim dniu taki spacer jest nawet relaksujący. Teraz też mogłoby być całkiem przyjemnie gdyby nie to, że cholernie wieje, a ja zostawiłem kurtkę w barze. -Uśmiechnął się. -Tobie nie jest zimno? -Zerknął na jej odkryte ramiona.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiechnął się na dźwięk jej pytania.
    -Każdy z nas miał chyba w swoim życiu beznadziejny okres. -Podrzucił breloczkiem i złapał go. Rozejrzał się po okolicy. Niedaleko była stacja benzynowa. Jakiś mężczyzna tankował właśnie swoje audi i rozmawiał z kimś przez telefon. -Dla mnie najgorsze czasy to był okres dojrzewania.
    Wiek między piętnastym a dziewiętnastym rokiem życia wspominał bardzo źle.
    Nieoczekiwanie skręcił w stronę stacji.
    -Trochę zboczymy z drogi. Muszę coś kupić. -Wyciągnął portfel i zerknął do środka. Nie miał drobnych jak zawsze. Oby przyjmowali kartą. Ostatnimi czasy czytnik kart wciąż się psuł, a gruby meksykaniec brudny od burito, które jadł na zapleczu karze płacić banknotami.
    -A co byś chciała wiedzieć? Jestem nudnym człowiekiem... Mieszkam na obrzeżach miasta, pracuję całymi dniami, mam dwa psy i nienawidzę kotów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dominic również zauważył, że facet dziwnie im się przygląda. Uznał, że pewnie zawiesił wzrok na dziewczynie. Wyglądał mu nawet na zboczeńca, który ogląda się za kobietami jak pies za kością. Był przekonany, że w domu czeka na niego kochająca żona z dzieckiem, które właśnie utuliła do snu. Skąd takie podejrzenia? Przy obserwacji swojego brata Dominic nauczył się rozpoznawać kiedy mąż poświęca się rodzinie naprawdę, a kiedy tylko gra.
    -Tak to taka moja mroczna tajemnica te nocne spacery z kobietami. -Zaśmiał się kiedy weszli do środka. Oczywiście przy kasie stał gruby meksykaniec, który szybko ocierał brodę z sosu z burito. Dominic nie lubił go, ale jadać do pracy jedyną stacją jaką miał po drodze była właśnie ta. Zbliżył się do dziewczyny i wyszeptał po cichu tylko tak by ona mogła to usłyszeć. -Jose to najprzyjemniejszy sprzedawca w tym mieście. Tylko patrz. -Poruszył charakterystycznie brwiami i podszedł do lady.
    -Dobry wieczór. -Powiedział spoglądając w menu wyświetlone na tablicy.
    -Czego? -Burknął otyły mężczyzna. -Zamykam zaraz.
    -Przecież to całodobowa stacja.
    -Całodobowa...
    -Dwie kawy poproszę. Pijesz z mlekiem czy... ?-Chciał spytać dziewczyny.
    -Nie ma mleka. -Przerwał meksykaniec.
    -To dwie kawy z cukrem o ile jest.
    Gruby nalał im do kubków dwie kawy. Pokręcił nosem i narzekał, że nie ma jak wydać więc lepiej żeby miał kartę, a potem uderzał czytnikiem o ladę przeklinając, że wszyscy chcą płacić tylko kratami. W końcu udało im się wyjść ze stacji.
    -Przyjemniaczek co nie? Proszę. -Podał jej kawę. -Przynajmniej nas rozgrzeje.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zrobił kilka łyków ciepłej kawy i od razu poczuł się lepiej. Wiatr coraz bardziej się nasilał i obawiał się, że nim dotrą do mieszkania dziewczyny zacznie padać. Deszcz mu nie przeszkadzał pod warunkiem, że siedział na tarasie swojego domu i obserwował krople deszczu znikające w oczku wodnym tuż przed domem. Wtedy deszcz mógł być przyjemny,ale nie kiedy było zimno, szło się przez te wszystkie paskudne dzielnice i do tego była druga w nocy.
    -A może ty coś powiesz o sobie? Który to palant zabrał cię na imprezę, a potem zniknął?
    Nie trudno było wywnioskować, że jej przyjaciel zwyczajnie ją olał. Z ciekawości chciał wiedzieć czy go zna. Zawsze mógł delikatnie dać mu do zrozumienia, że ma tak nie postępować.
    -Mieszkasz sama? -Po chwili zdał sobie sprawę, że pytanie mogło być dziwne. -Spokojnie nie planuję jak cię wepchnąć do mieszkania i przywiązać do krzesła... -Wytłumaczył się szybko.

    OdpowiedzUsuń
  14. -Odprowadzę cię pod twój blok. Nie jestem z cukru. -Upił łyk kawy. Miał nadzieję, że to nie będzie ulewa stulecia, ale już rozglądał się za miejscem, gdzie w razie czego będzie można schronić się przed deszczem. Cóż zostawał im albo przystanek, albo powrót na stację. Wybór chyba był prosty?
    -Może z siostrą bym sobie poradził, ale z twoją mamą? Dostałbym patelnią w łeb i skończyła by się zabawa w seryjnego mordercę.
    Nagle niebo rozświetliło się ogromnym piorunem, który rozdarł je na pół tuż nad ich głowami. Po chwili deszcz lunął niespodziewanie jakby ktoś odkręcił kran z wodą. Dominic stał tak na środku czując jak zimne krople deszczu opadają na jego koszulę.
    -No dobra jaki mamy plan B? -Próbował przekrzyczeć deszcz. -Przystanek? -Kiwnął w jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dominic próbował złapać oddech. Był cały mokry i trząsł się z zimna, ale za to śmiał się wesoło wpatrując w dziewczynę. Zauważył, że rozchmurzyła się i wydawała się teraz całkiem sympatyczną kobietą. Dopiero po dłuższej chwili oderwał od niej wzrok. A potem podskoczył niespodziewanie kiedy piorun uderzył gdzieś niedaleko. Położył dłoń na klatce piersiowej, a drugą oparł się o zimną szybę przystanku.
    -Prawie dostałem zawału... -Wybuchnął śmiechem ponownie. Rozejrzał się po niebie, ale prócz czarnego koloru nie było widać zupełnie niczego. Ciężko więc było ocenić czy pogoda zamierza zmienić się w najbliższym czasie.
    -Lepiej, żebyś nie była aż tak pechowa bo jutro w wiadomościach podadzą informację na temat dwóch zwęglonych przez piorun ciał. -Wyjrzał zza przystanku zerkając na prawo i na lewo. -Dobra zostaje nam poczekać... może burza przejdzie. Czy twoja siostra nie ma przypadkiem prawa jazdy i nie mogłaby nas poratować? -Zażartował.

    OdpowiedzUsuń
  16. Prawdopodobnie byli jedynymi ludźmi w okolicy, którzy tak dobrze bawili się podczas burzy. Dominic przez chwile zastanawiał się czy będą tacy szczęśliwi jutro kiedy obudzą ich dreszcze i gorączka. A na chorobę nie mógł sobie pozwolić bo miał jeszcze sporo do załatwienia związanego z hotelem.
    -Jak w romantycznej komedii? -Otworzył szeroko oczy jakby nie dowierzał w jej słowa lecz nadal się uśmiechał. -Szczerze to nigdy nie rozumiałem jak oni mogą się całować na deszczu. -Właściwie nie przepadał za komediami tak samo jak za filmami akcji. W końcu w swoim życiu nie brakowało mu tego typu atrakcji. -To ile ona ma lat? -Spytał trochę zaskoczony. Oczywiście to było normalne, że ktoś taki jak Faith ma młodszą, nieletnią siostrę, ale Dominic wychował się w takim otoczeniu, że to on zawsze był tym najmłodszym.

    OdpowiedzUsuń
  17. -I chyba tylko tę jedną jedyną. -Zaśmiał się spoglądając w jej oczy. Dziewczyna była ładna i wydawała się być również sympatyczna. Dominic na co dzień spotykał kobiety zupełnie do niej nie podobne. Były to elegancki damy w futrach za pół miliona, które pół dnia przesiadywały u kosmetyczki, a drugie pół u fryzjera i w centrum handlowym. Drugi typ był gorszy. Bo oprócz konta faceta cierpiała jego duma. Ten drugi typ był znany z bycia puszczalską. To były właśnie dziewczyny które imprezowały z nimi w barach.
    -Doskonale ją rozumiem. -Pokiwał głową. -Mój brat długo długo traktował mnie jak dzieciaka. Nienawidziłem tego. Teraz w sumie lubię to wspominać, ale wtedy drażnił mnie na każdym kroku.

    OdpowiedzUsuń
  18. -Dobra to chodźmy. -Pierwszy wyszedł na deszcz. I tak byli już przemoczeni więc nie robiło mu to żadnej różnicy. -Gdzie dokładnie mieszkasz? Jaka to ulica? -Spytał mając nadzieję, że nie jest to aż tak daleko. Nie to żeby towarzystwo mu nie odpowiadało, ale chyba każdy musiał przyznać, że przemoczonym co do nitki nie spacerowało się przyjemnie.
    -Wybacz, że spytam. Nie musisz odpowiadać bo w sumie to nie mój interes, ale mówiłaś, że mieszkasz tylko z mamą i siostrą. Co z ojcem?

    OdpowiedzUsuń
  19. -Jak mi się odwdzięczysz? -Spojrzał na nią z boku. -Pomyślmy o czym zawsze marzyłem... -Zaczął udawać, że się zastanawia. -Czekaj wiem zapłacisz za moje antybiotyki kiedy dopadnie mnie grypa.
    Choroba była mu najmniej potrzebna w obecnej chwili, ale uśmiechnął się i zerknął w stronę nieba. Deszcz zaczynał powoli przechodzić. Było widać nawet prześwity księżyca i gwiazd.
    -Ok przy parku stoją taksówki. Wrócę którąś do domu. W sumie wiem jak możesz się odwdzięczyć. Powinnaś walnąć temu twojemu przyjacielowi w pysk i więcej nie zgodzić się by zabierał się na beznadziejne imprezy, do najgorszych klubów i to jeszcze wypełnionych po brzegi dupkami i gnojkami.

    OdpowiedzUsuń
  20. Spodziewał się wszystkiego... że Faith opowie o ojcu, który odszedł do kochanki, albo że nawet go nie zna. Ale jakoś nie przyszło mu to do głowy, że mógł umrzeć. Może dlatego, że on miał obojga rodziców i to było dla niego po prostu zwyczajne.
    -Przepraszam... Nie wiedziałem... -Zakłopotał się. Ciężko było powiedzieć cokolwiek pocieszającego bo co mogło pocieszyć córkę po stracie ukochanego ojca? Chyba tylko przywrócenie go do ponownego życia. -Przykro mi...
    Opuścił głowę i wpatrywał się w drogę, która prowadziła do parku. Było go już widać. Oświetlało go mnóstwo lamp i na całe szczęście nie było tam żywej duszy.
    -Miałaś? -Spytał znów spoglądając na nią. -To znaczy, że też nie żyje?

    OdpowiedzUsuń
  21. -Przykro mi... -Powtórzył. Zrobiło mu się naprawdę smutno. Nie znał uczucia straty kogoś... Chociaż interesy jakie prowadził jego ojciec i brat wymagały poświęceń nawet ludzi, którzy zresztą ginęli dla nich prawie codziennie to jednak Dominic nie mając nic wspólnego z takim życiem nie wiedział co to oznacza stracić bliskiego. Tylko raz w życiu był na pogrzebie kolegi ze szkoły z którym rozmawiał zaledwie kilka razy. Jego jedna babcia i dziadek żyła. Od strony mamy. Ojciec nie znał swoich rodziców. Rodzina była kompletna i miał nadzieję, że zostanie tak tak długo jak to tylko będzie możliwe.
    -No to jesteśmy na miejscu. -Zatrzymał się i dopiero teraz zorientował się, że deszcz przestał padać. -Miło było cię poznać chociaż w nie miłych okolicznościach. -Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
    Na miejscu parkingowym stały dwie żółte taksówki. W jednej mężczyzna rozmawiał przez telefon, a w drugiej kierowca przysypiał opierając głowę o szybę.

    [Powiedz mi, gdzie oni się spotkają drugi raz? :D Masz jakiś plan?]

    OdpowiedzUsuń
  22. -I unikaj kłopotów. -Powiedział na koniec. Wpatrywał się w nią przez tą samą chwilę, kiedy i ona spoglądała na niego i jeszcze chwile po tym jak zaczęła odchodzić w stronę swojego mieszkania. Zrobiło mu się jakoś przykro, że nie zobaczy więcej tej dziewczyny i wtedy... zadzwonił jego telefon. To był David. Odebrał połączenie.
    -Gdzie ty u diabła jesteś?
    Przekręcił oczami i ruszył w stronę taksówek.
    -Musiałem na chwilę wyjść. Zaraz będę.

    [Znowu bar? XD Może spotkają się gdzieś na mieście? Albo Damien faktycznie w coś się wpląta, będzie może wisiał pieniądze Davidowi i umówią się na spotkanie w hotelu Dominica. Damien poprosi by poszła z nim bo okłamie ją po co tam idzie. Na miejscu zabiorą Damiena do pokoju na pogaduszki,a ją zostawią na korytarzu i jakoś się spotkają. Potem możemy zrobić akcję, że Damien wyjdzie i zobaczy ich razem, a przecież dobrze wie kim jest Dominic. ]

    OdpowiedzUsuń


  23. [Wciele się w rolę Davida na początku bo Damien ma ich zobaczyć razem już po rozmowie:P ]


    David przejął posadę ojca jakieś dwa lata temu. Będąc ojcem całej rodziny bo tak właśnie mówili na siebie czuł się jak ryba w wodzie. Nie lubił określenia boss, gangster czy mafiozo. Każdy przecież musiał jakoś na siebie zarabiać. Jedni szli na studia by zostać lekarzami, inni pracowali za marne grosze po nocach, a jeszcze inni byli milionerami dzięki mniej uczciwemu życiu.
    David często zjawiał się w hotelu swojego brata. Zazwyczaj przyjeżdżał tutaj dla przyjemności ze swoją nową kolejną kochanką.
    Dominic nigdy nic nie powiedział Jane, że przyczynia się do zdrad. Nie czuł się z tym najlepiej, ale przecież nie wszyscy byli święci tym bardziej on. Obiecał bratu, że nie będzie wtrącać się w jego życie osobiste. Szkoda tylko, że David nie przestrzegał tej zasady i za każdym razem namawiał by i on zabierał sobie panienki do pokoju.
    Kiedy jednak David zjawiał się tutaj z powodu interesów zazwyczaj chodziło o coś bardzo poważnego. Kręciło się tu mnóstwo ochrony ponieważ hotel był jednym z najczęściej odwiedzanych przez sławne osoby, które również miały powiązania z mafią.
    David zjechał właśnie widną. Kiedy z niej wyszedł w obecności dwóch bliźniaków większych od niego o głowę, umięśnionych i ubranych w garniturach od razu zauważył Damiena. Podeszli do nich, a David rozłożył ręce i uśmiechnął się sztucznie.
    -Damien, Damien, Damien.... Dlaczego zmuszasz mnie bym zjawiał się tutaj osobiście? Wiesz przecież, że tego nie lubię. -Przeniósł wzrok na dziewczynę. -Przyprowadziłeś swoją panienkę? -Zawiesił wzrok na jej piersiach. -Twoja pani pójdzie sobie w tamtą stronę. -Kiwnął głową na koniec korytarza. -I poczeka w kawiarni. Zamów sobie coś na mój koszt. Powiedz, że to na rachunek Davida. -Puścił do niej oczko. -A my zajmiemy się nieco mniej przyjemnymi sprawami. -Obrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w stronę schodów, które prowadziły do piwnicy. -Nie karz mi na siebie czekać.

    OdpowiedzUsuń
  24. David nie obejrzał się ani razu za Damienem. Wiedział, że mądry człowiek będzie robił wszystko byle tylko dostać drugą szansę. A Damien stał właśnie na granicy między życiem, a śmiercią i wszystko zależało tylko i wyłącznie od decyzji Davida. Jeśli się nie dogadają Damien dziś nie wyjdzie z tego hotelu. A przynajmniej nie wyjdzie żywy...

    Dominic nigdy nie wchodził do hotelu przez główne wejście. Zazwyczaj korzystał z tego od strony kawiarni, która była nie tylko dla gości, ale i przechodniów. Tym razem nie było inaczej. Podjechał pod kawiarnię swoim czarnym fordem mustangiem GT. Zaparkował na miejscu prywatnym i wysiadł z samochodu w okularach przeciwsłonecznych, koszuli, dżinsach i trampkach. Dziś nie przyjechał tutaj dla interesów. Z samochodu wysiadła również długonoga blondynka ubrana w obcisłe leginsy i bluzkę z dużym dekoltem. Przerzuciła torebkę przez ramię i przejrzała się w szybie samochodowej. Miała piękne, długie, kręcone włosy. Wyglądała jak modelka. Złapała Dominica pod rękę, kiedy wchodzili do kawiarni. Wszyscy obecni w środku spojrzeli w ich stronę. Prawie każdy wiedział, kto właśnie przyjechał. Tylko pojedynczy mężczyźni zawiesili wzrok na atrakcyjnej blondynce, która właśnie szeptała coś do ucha Dominica. On z kolei kiwnął w stronę kelnerki. Zajęli miejsce obok wejścia do hotelowego korytarza. Dziewczyna usiadła blisko niego i pokazała coś w karcie menu. Z torby wyjęła niewielkiego laptopa i podsunęła go Dominicowi. Kto siedział za jego plecami mógł zauważyć jej zdjęcia prawdopodobnie z jakiejś sesji zdjęciowej, które przeglądał.

    OdpowiedzUsuń
  25. Blondynka położyła swoje dłonie na ramieniu Dominica i tłumaczyła coś na temat zdjęć, kiedy niespodziewanie kelnerka rozlała na nią sok pomarańczowy. Blondynka podskoczyła jak oparzona. Wstała na równe nogi i spojrzała na młodą dziewczynę, która zbierała właśnie szkoło z podłogi.
    -Tak bardzo panią przepraszam. -Kelnerka cała się trzęsła. Dobrze wiedziała kim jest blondynka.
    -Ty idiotko. -Warknęła w jej stronę. -Jak ja teraz wyglądam.
    Dominic zerknął krzywo na dziewczynę.
    -Przepraszam -Wyszeptała.
    -Jadę się przebrać. -Zebrała szybko swoje rzeczy i pospiesznie wyszła z kawiarni. Grzebała po drodze w torebce w poszukiwaniu kluczy do swojego auta.
    Dopiero teraz Dominic zauważył drugą kobietę, która stała obok kelnerki i wpatrywała się w całe to zajście. Teraz to om poderwał się na równe nogi. Ludzi wkoło przestali już się gapić na całe zajście i wrócili do swoich rozmów.
    -Faith? -Spytał uśmiechając się radośnie. -Co ty tutaj robisz? Siadaj... -Odsunął jej krzesło przy swoim stoliku zapraszając gestem ręki.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dominic usiadł na swoim miejscu. Zerknął na laptopa, którego blondynka zapomniała ze sobą zabrać. Zamknął go i odsunął na bok.
    -Dobra nie pytam. -Oparł się o krzesło przyglądając jej prze chwilę. W świetle dnia wyglądała zupełnie inaczej niż mokra w środku nocy, ale nadal była atrakcyjna. Niestety znów miała ten zakłopotany wyraz twarzy, który towarzyszył jej tego wieczora kiedy się poznali. -A więc to twoja sprawka? -Zaśmiał się zerkając w stronę parkingu z którego właśnie odjeżdżał czerwone ferrari w którym siedziała blondynka. -Mila ci tego nie wybaczy. Odwoziłem Milę z castingu bo tak się trzęsła, ze nie była w stanie prowadzić samochodu, ale dzięki tobie się wyleczyła. -Mrugnął do niej. -Napijesz się czegoś? A może coś zjesz?

    OdpowiedzUsuń
  27. -A czemu miałabyś mi zepsuć wieczór? -Zdziwił się.
    Wieczory zazwyczaj spędzał w swoim domu. Chodził na spacery z psami, biegał, albo zwyczajnie czytał książki. Uważał, że jego życie jest nudne. Chociaż ktoś inny mając takie możliwości byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie to jemu jednak czegoś brakowało. Pusty dom do którego przychodził nie cieszył, nawet jeśli był on najlepiej zaprojektowanym domem w okolicy.
    Kiedy Faith poprosiła o wodę na rachunek Davida, Dominic otworzył szeroko oczy. Przez chwilę zamyślił się.
    -Daj ją za darmo. -Spojrzał kelnerce w oczy. Dziewczyna skinęła głową. -Na rachunek Davida? -Uniósł brwi do góry. -David się z tobą umawia? -Spytał bezpośrednio.
    Polubił tą dziewczynę i dobrze wiedział jak brat postępuje z kobietami. Nie chciał by cierpiała wolał ją ostrzec przed nim. Poza tym miał już powoli dość tego, że w okolicy praktycznie w ogóle nie było dziewczyny z którą nie spałby David.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dominic przez chwilę zamarł w bezruchu. Patrzył na nią zamyślony i nic się nie odzywał. Brat zadzwonił do niego dziś rano. Powiedział mu, że ten dupek Damien, który miał sprzedawać ich towar miesza go z proszkiem do pieczenia psując jakość i ich dobre imię, a do tego zapożyczył się na trzydzieści tysięcy, odsetki dalej rosną, a facet nie zamierza najwyraźniej oddać nawet grosza.
    Zawsze kiedy David musiał załatwić jakaś brudną robotę typu odzyskać pieniądze, nastraszyć kogoś, zmusić by mówił czy zemścić się na niewiernej żonie przyjaciela korzystał z podziemi hotelu, które były wyciszone. Gdyby tylko goście wiedzieli co dzieje się pod ich nogami...
    -W typie Davida są wszystkie kobiety.
    Kelnerka przyniosła jej szklankę wody i pospiesznie odeszła.
    -A więc to jest ten przyjaciel, który zostawił cię samą... -Zerknął w stronę wyjścia skąd było widać schody do podziemi. Modlił się tylko by jej przyjaciel wyszedł żywy bo jakby miał się wytłumaczyć? -Mój brat prowadzi jakieś interesy. Widocznie Damien ma coś wspólnego z tym. Nie wiem ja nie mieszam się do pracy mojego brata. Może załatwiają jakaś pożyczkę albo Damien przyszedł tu w sprawie pracy... -Skłamał. Wiedział, że tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
  29. Wszyscy spojrzeli w ich stronę. Dominic z kolei rzucił wzrokiem po kawiarni. W tym samym momencie ludzie opuścili głowy jakby nie chcieli się narażać. Nie dlatego, że był zły, ale dlatego, że wiedzieli czyim synem jest.
    Sam nie wiedział dlaczego poderwał się nagle ze stolika i wybiegł za nią. Przecież była to obca dziewczyna, której losem nie powinien się przejmować. Tylko, że wtedy tamtej nocy, kiedy odprowadzał ją do domu coś się zmieniło.. W końcu przez ostatnie dni ciągle wspominał wspólną przygodę w deszczu i zastanawiał się ja ma się dziewczyna i czy nie wplątała się znowu w kłopoty. No i co? Właśnie to zrobiła chociaż nie na własne życzenie.
    -Faith poczekaj! -Podszedł do niej. Sam nie wiedział co powiedzieć. Nie chciał jej odstraszyć od siebie. Spoglądał nerwowo to na dziewczynę to na schody. -Mój brat... on jest bardzo ważną osobistością w tym mieście... i... Ci dwaj to jego ochroniarze, ale mogę obiecać ci, że Damienowi nic się nie stanie. -Znów kłamstwo. -Mój brat nie jest złym człowiekiem... -Kolejne kłamstwo.

    OdpowiedzUsuń
  30. Spojrzał w jej oczy. Mógł tylko domyślać się jak się czuła. To nie było w porządku, że jej przyjaciel wplątał ją w to wszystko. Ona nie należała do świata, w którym żył jego brat i ten cały Damien. Nie była nawet świadoma tego co w ogóle działo się w mieście, nie miała pojęcia kto sprawował nad nim władzę, kto rządził każdym barem, burdelem czy dyskoteką w okolicy.
    I tak było bezpieczniej. Bo kiedy ktoś poznawał prawdę wkraczał do mrocznego świata już na zawsze.
    -Już raz ci pomogłem, tak? -Zbliżył się do niej może zbyt blisko niż powinien. -Więc zrobię to drugi raz. Wydaje mi się, że... -Przez chwilę się zawahał. Nie powinien mówić o niczym co działo się w piwnicy. Ale jakoś musiał ją uspokoić. - ...twój przyjaciel pożyczył jakaś sporą sumie i zalega z oddaniem pieniędzy. David trochę go postraszy i wyznaczy mu kolejny termin.

    OdpowiedzUsuń
  31. Tego się nie spodziewał. Kiedy się do niego przytuliła początkowo zamarł w bezruchu. Pierwsze co to rozejrzał się wkoło, ale w kawiarni wszyscy byli zajęci rozmowami, a przy recepcji akurat nikogo nie było. No tak, pomyślał, pora obiadowa. Nie to żeby wstydził się tego, ale nie chciał by głupio plotkowali w końcu był tutaj szefem. A potem objął ją ramieniem uznając, że dziewczyna po prostu znalazła się w takiej sytuacji, że potrzebowała czyjegoś oparcia. Mimo tego poczuł się nieco dziwnie mając ją tak blisko siebie. I spodobało mu się to uczucie.
    Widział jak otwierają się drzwi i po schodach wychodzi Damien. Był sam bo jak to zawsze jego brat z dwójką osiłków opuści hotel tylnym wyjściem by nie wzbudzać podejrzeń. David stanął jak wryty wpatrując się w nich. Dominic zrobił krok w tył.
    -Widzisz? Mówiłem, że nic mu nie będzie. -Wyszeptał nie spuszczając wzorku z Damiena.

    OdpowiedzUsuń
  32. Dominic nie zawsze był taki jak teraz. Nim wydarzyło się coś co zmieniło jego życie był zupełnie inny, gorszy... Co prawda było kilka lat temu, ale to Dominic był uważany za gorsze świra niż David. To on wdawał się w bójki, terroryzował kolegów ze szkoły i zdobywał szacunek w świecie mafii. Tylko, że na szczęście w porę się opamiętał.
    Wpatrując się tak w Damiena przypominał jednak bardziej tego dawnego Dominica. Zrobił krok w stronę przyjaciela Faith i zmierzył go od góry do dołu. Wiedział, że się go boi. Na pewno słyszał coś na jego temat jak każdy kto siedział w brudnych interesach mafii.
    -Z jedyną osoba z którą nie powinna się zadawać jesteś ty... Damien. -Powiedział do niego tonem w ogóle nie podobnym do siebie. Tonem, który tak bardzo przypominał jego ojca.

    OdpowiedzUsuń
  33. Przez chwilę zapadła cisza, a potem zupełnie niespodziewanie Dominic zaśmiał się. Nie był to śmiech ani wesoły ani udawany lecz szyderczy, który wyśmiewał Damiena. Oparł się o ścianę nie spuszczając wzroku z przyjaciela Faith.
    -Mój jak to określiłeś pieprznięty braciszek najwyraźniej dogadał się z tobą w pewnej kwestii więc na twoim miejscu byłbym nieco bardziej grzeczniejszy. -Zrobił kilka kroków w jego stronę. Zatrzymał się tuż przed nim. -Zwłaszcza, że wdepnąłeś w niezłe gówno, co Damien? -Zaakcentował wyraźnie jego imię.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedy złapała go za rękę zatrzymał się na chwilę. Przez ostatnie lata nauczył panować się nad swoimi nerwami i starał się załatwić wszystko pokojowo. Jednak nie tym razem. Domyślał się jakim typem osoby był Damien.
    Ruszył więc w jego stronę kiedy Faith jęknęła z bólu i złapał go za koszulę przyciskając do hotelowej ściany. Zza recepcji wyszedł wysoki, czarnoskóry i umięśniony mężczyzna ubrany na czarno. Obserwował całe zajście. Nie chciał się wtrącać bo znał dobrze Dominica i wiedział, że sobie prawdopodobnie z nim poradzi, ale wolał mu się pokazać by wiedział, że w razie czego może kazać mu interweniować.
    -Tam w piwnicy chyba nie byłeś taki cwany co? -Warknął w jego stronę trzymając go mocno przy ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  35. To, że Damien mógł być pod wpływem czegoś było bardzo prawdopodobne bo znając Davida na koniec by przypieczętować umowę posypał mu trochę kokainy i nie pytał nawet czy ma ochotę się naćpać. Po prostu musiał to zrobić.
    Na prawdę był skłonny odpuścić, kiedy Faith zaczęła panikować i chciała ich rozdzielić, ale potem usłyszał słowa Damiena. Wątpił w to by Faith była łatwa bo nie wyglądała mu na taką dziewczynę. Dziwka? Tak zazwyczaj mężczyźni mówili na kobiety, które się im podobały, ale nie dopuszczały ich do siebie. Uznał, że to właśnie był główny powód dlaczego rzucił takie słowa pod jej adresem.
    -Coś ty kurwa powiedział? -Warknął przez zaciśnięte zęby. Trudno już dowiedziała się o tym, że żyje w gangsterskim świecie, ale nie zamierzał pozwolić mu jej obrażać.
    Nie czekał na odpowiedź. Uderzył go prosto w nos. Czarnoskóry mężczyzna ruszył w ich kierunku. Stanął przed Faith. Nie mogła tego wiedzieć, ale mężczyzna uznał, że skoro Dominic postanowił jej bronić to również i on będzie to robił.

    OdpowiedzUsuń
  36. Na szczęście w porze obiadowej wszyscy byli na stołówce, a drzwi od kawiarni były dźwiękoszczelne więc nikt niczego nie słyszał.
    Wszystko działo się bardzo szybko. Damien upadł na ziemię. Z nosa leciała mu krew. Czarnoskóry mężczyzna chwycił go pod rękę i zaciągnął w stronę piwnicy. Wyrzucił go na zewnątrz tylnym wyjściem, a na pożegnanie kopnął o jeszcze kilka razy w brzuch. Z kolei Dominic szybkim krokiem wyszedł przed hotel. Zobaczył ją biegnącą za pewne w stronę domu.
    Mógł to zwyczajnie olać. Mógł za nią nie iść i pozwolić by o wszystkim z czasem zapomniała, ale nie potrafił.
    -Faith! -Krzyknął za nią.

    OdpowiedzUsuń
  37. Stał tak i słuchał tego co do niego mówiła. Jego pochodzenie już nie raz dało mu się we znaki. Nie pierwszy raz, ktoś miał go za gangstera, nie chciał mieć z nim nic wspólnego i trzymał się z daleka tylko dlatego, że się go bał.
    Rozumiał dlaczego ludzie tak reagują. Nikt przy zdrowych zmysłach nie miał ochoty wchodzić w takie życie. Życie, które sprowadzało na ciebie tylko kłopoty.
    -Dobrze. -Odparł spokojnym głosem. -Przepraszam za całą tą sytuację, ale rodziny się nie wybiera... -Obrócił się i zaczął odchodzić w stronę hotelu. Miał ochotę napić się drinka. Miał ochotę gdzieś wyjechać, jak najdalej byle tylko na chwilę zapomnieć o tym kim jest. A przecież tak naprawdę był nikim. Zwykłym właścicielem hotelu i kawiarni. Nic poza tym.
    Nigdy nie zabił człowieka, nigdy nie zgwałcił kobiety, a z używek tylko palił papierosy i za czasów dojrzewania palił maryśkę. Nie handlował narkotykami i nie odwiedzał burdeli. Był zwyczajnym mężczyzną który miał niezwyczajną rodzinę...

    OdpowiedzUsuń
  38. Zatrzymał się i obrócił w jej stronę. Może nigdy nie powinni byli się spotkać, a może właśnie tak miało być? Tylko po co skoro on był z innego świata, a ona z innego?
    -Trevor go wyrzucił hotelu. To wszytko. Obrażał mnie i ciebie, a ja na to nie pozwolę. Chyba zdążyłaś przekonać się, że Damien nie jest twoim przyjacielem. Przyjaciele nie używają takich słów.
    Sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów. Był zdenerwowany. Nie na nią lecz na Damiena, na Davida i na całe to gówno w którym musiał żyć. Ale wtedy w tej chwili zrozumiał, że nie może nieświadomie wciągać w to Faith. Lubił ją i nie potrafił o niej zapomnieć od tak, ale musiała wiedzieć co jej grozi tak naprawdę.
    -Mówi ci coś nazwisko Montana? -Wyjął papierosa i zapalił. Spojrzał w jej oczy i czekał na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  39. Zdziwił się bo nie sądził, że są jeszcze w tym mieście ludzie, którzy nie wiedzą kim jest. Oczywiście jeśli zależało mu by utrzymać z nią kontakty mógł tylko powiedzieć, że musi dla nich pracować, że przychodzą do niego i załatwiają w jego hotelu interesy. Chociaż i to nie dawało gwarancji że uwierzy. Tylko właściwie po co miałby kłamać? Prawda zawsze wychodziła na jaw. Coś o tym wiedział...
    -Victor Montana.... człowiek, który trzyma w rękach całe Los Angeles od trzydziestu lat. Wszystkie bary, burdele, dyskoteki, restauracje czy hotele należą do niego. Kiedy siedzisz w barze i widzisz ubranych w garnitury mężczyzn idących na zaplecze to wiedz, że odbierają swój haracz. Każda prostytutka w tym mieście oddaje mu swoje trzydzieści procent i nawet o tym nie wie. W restauracjach żywią się za darmo, w hotelach organizują swoje spotkania z kochankami, w sprawach interesów. Victor Montana czerpie zysk z wszystkiego w zamian za ochronę. Jest największym gangsterem od czasów Ala Capone. -Zaciągnął się papierosem i spojrzał na nią.

    OdpowiedzUsuń
  40. Dominic wypalił papierosa. Rozejrzał się wkoło i obserwował chwilę w ciszy. Nie można było uciec od mafii nawet jeśli nie żyło się z gangsterki. Nie można było przestać istnieć w tym świecie jeśli kiedykolwiek wcześniej miało się z nimi coś wspólnego.
    -Ludzie rodziny Montana są wszędzie. Tam... -Kiwnął głową na drugą stronę. -Ten młody chłopak podpierający się o ścianę kamienicy to diler. Sprzedaje ich towar. Tamta kobieta w czerwonej sukience to luksusowa dziwka, a ten obok to jej ochroniarz. Zarabia za jeden numer więcej niż ja w miesiąc. A tam.. restauracja w której Victor obchodzi swoje urodziny... -Przez chwilę zamilknął. Opuścił głowę i myślał. Miał jej powiedzieć prosto z mostu czy przeciągać to? Sam nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  41. -Ja... -Było mu ciężko powiedzieć to co zamierzał. Wiele osób, które mogły być dla niego ważne odeszło kiedy tylko dowiedziało się kim jest. Wszyscy bali się, że zadając się z kimś takim jak on mogą wplątać się w niezłe kłopoty. Nikt nigdy nie chciał słuchać, że Dominic nie pracuje dla mafii, że ma swój hotel i żyje sobie spokojnie od czasu do czasu chodząc tylko na imprezy rodzinne. Te prawdziwe rodzinne jak urodziny ojca, rocznica ślubu rodziców. -Jestem jego synem. -Wypalił niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
  42. Jej reakcja w ogóle go nie zdziwiła. Nie ruszył się z miejsca. Stał tak i wpatrywał się w nią.
    -Miałem ci powiedzieć w barze? Słuchaj jestem synem największego gangstera, odprowadzę cię bo nie może mi tutaj spaść nawet włos z głowy. Nic nam się nie stanie...
    Niestety to, że wiedział co może stać się Damienem było prawdą. Jednak odchodząc od „rodziny” musiał przysięgnąć, że nigdy nie będzie ingerował w ich interesy nawet jeśli będzie to sprzeczne z jego poglądami. Musiał przestrzegać tej jednej jedynej zasady.
    -Mój ojciec odszedł na emeryturę oddając władzę swojemu synowi. Więc tak dobrze wiedziałem co mogą mu zrobić... A czego chcę od ciebie? Niczego. Spotkaliśmy się przypadkowo już drugi raz i sam nie wiem, ale czuję się dobrze w twoim towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
  43. Dominic stał chwilę nieruchomo i wpatrywał się w młodego chłopaka, który właśnie sprzedawał kolejną działkę jakimś nastolatkom. Nie pochwalał tego. Jego rodzina rujnowała życie nie tylko tym młodym dzieciakom, ale również ich bliskim.
    W końcu usiadł również na krawężniku jednak nie zbyt blisko jej by nie spłoszyła się. Nie chciał przecież zrobić jej niczego złego. Nie chciał by się go bała.
    -To David jest teraz szefem, a ja nie mam z tym nic wspólnego. Jeśli Damien nie odda tych pieniędzy będzie z nim kiepsko, a ja nie mogę nic zrobić. Policja jest skorumpowana. Nikt nie zareaguje na morderstwo. Jakoś to wyjaśnią. Tu nie mogę ci pomóc... Nie mam prawd do ingerowania w interesy rodziny po tym jak... jak odmówiłem przejęcia interesów.

    OdpowiedzUsuń
  44. -Faith... To jest świat którego nawet ja nie rozumiem do końca. -Wyjął z kieszeni zapalniczkę i zaczął się nią nerwowo bawić. Zawsze wydawało mu się, że David był bardziej okrutny dlatego lepiej odnalazł się w tym świecie. Jednak nie rozumiał jednego. Dlaczego to jemu pierwszemu ojciec zaproponował przejęcie interesów? Dlaczego to jego tak szanowano i dlaczego wszyscy żałowali, że od odmówił i odszedł? Jedyną osobą, która była zadowolona z jego decyzji była matka. Mogła w końcu spać spokojnie przynajmniej z powodu jednego syna.
    -Kiedyś chciałem być taki jak mój ojciec. -Zaczął widząc w głowie obrazy z tamtych lat, kiedy jeszcze był tamtym Dominiciem . -Byłem ważny, miałem pieniądze, szybkie samochody i wszystkie laski na mnie leciały, a do tego wydawało mi się, że nie boję się niczego. No właśnie wydawało mi się... To było siedem lat temu... -Do tej pory na wspomnienie o tym dniu czuł dreszcze na całym ciele. -Wtedy trwała wojna między jeszcze jednym gangiem. Jeździłem z chłopakami po mieście. Robiliśmy obchód, sprawdzaliśmy czy interesy się kręcą i wtedy nas dopadli... Wybuchła strzelanina. Zabili mojego najlepszego przyjaciela Sama, a mnie postrzelili. Leżałem dwa miesiące w śpiączce i cudem przeżyłem. Kiedy się obudziłem obiecałem sobie, że skończę z życiem gangstera. Że będą legalnie zarabiać i wieść zwyczajne życie jak każdy normalny obywatel.

    OdpowiedzUsuń
  45. Dominic spojrzał w jej oczy i wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Zszokowała go, ale i ucieszyła. Nie sądził, że dziewczyna będzie dalej chciała utrzymywać jakikolwiek kontakt.
    -Dokąd chcesz pojechać?
    Nie był pewny czy Faith będzie w ogóle chciała wsiąść do samochodu. Przecież przed chwilą powiedział jej, że jest synem gangstera. Nie miał pojęcia gdzie mógłby ją zabrać. Wszędzie była jego „rodzina”, a lepiej byłoby gdyby mimo wszystko nie widywali go w jej obecności. Wiedział jak to się skończy. Ktoś powie Davidowi, że Dominic spotyka się z jakąś kobietą, ten z kolei będzie chciał ją sprawdzić i za parę godzin Dominic będzie miał wszystkie informacje na jej temat na swoim biurku. David zawsze tak robił z każdym z kim tylko Dominic utrzymywał kontakt chociaż nigdy brata o to nie prosił.

    OdpowiedzUsuń
  46. -Dobrze. Uśmiechnął się do niej, a potem wstał. Sięgnął do kieszeni po kluczyki od samochodu. Parking był niedaleko bo nie zdążyli odejść zbytnio od hotelu. Czarny ford mustang stał na miejscu przeznaczonym dla pracowników. Otworzył drzwi i wsiadł do środka. Samochód był bardzo luksusowy. -Wsiadaj. -Zachęcił ją przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik warknął. -Jest taki park niedaleko mojego domu. To na obrzeżach miasta. Cisza, spokój, a jedyne kto tam chodzi tylko emeryci z domu opieki i młode małżeństwa z dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
  47. -Nie wiem, a co chciałabyś wiedzieć? -Uśmiechnął się do niej, a potem ruszył.Wyjechali na główną drogę. Do parku trochę się jechała zwłaszcza, że Los Angeles było duże i zazwyczaj zakorkowane.
    Dominic kiedyś uwielbiał centrum miasta, ruch, mnóstwo ludzi i cały ten zgiełk. Ale po tym wszystkim co go spotkało wolał wyprowadzić się na obrzeża, gdzie był spokój cisza i wszyscy w koło wiedli takie życie o jakim on mógł tylko pomarzyć. Bez mafii, gangsterów, broni i narkotyków.

    OdpowiedzUsuń
  48. Chociaż starał się patrzeć na drogę to co jakiś czas zerkał w jej stronę. Wjechali właśnie na autostradę. Samochód znacznie przyspieszył, ale sunął po ulicy bez najmniejszego odgłosu. Zupełnie tak jakby unosił się w powietrzu.
    -Jak mówiłem mam nudne życie. -Zaśmiał się. -Ten hotel.. jestem jego szefem. Z tego się utrzymuję. A że hotel odwiedzają dość często gwiazdy to można na tym nieźle zarobić. Czasami jeżdżę na narty w Alpy z Milą i znajomymi. A kiedy mam serdecznie dość pracy, tego miasta i życia zabieram psy i wyjeżdżam do mojego domku nad jeziorem. Kiedyś wszyscy panikowali bo wyłączam telefon kiedy tam jadę. Teraz wiedzą, że kiedy nie odbieram odpoczywam od całego świata. A ty? Gdzie pracujesz?

    OdpowiedzUsuń
  49. -Mila? Nieee... -Uśmiechnął się na wspomnienie o dziewczynie. -Nie mam dziewczyny, a z naszej dwójki Mila wolałaby się umówić z tobą niż ze mną. -Zerknął w jej stronę po czym wybuchnął śmiechem. -To dziewczyna mojej kuzynki. Przyjaźnimy się. A dlaczego pytasz? Czyżbyś była zazdrosna? -Poruszał charakterystycznie brwiami. Zjechał z autostrady zjazdem, który prowadził na obrzeża. -A jak dorabiasz? -Spojrzał na nią zaciekawiony.

    OdpowiedzUsuń
  50. On nigdy nie musiał dorabiać. Nawet kiedy odszedł od rodziny dostał od ojca pieniądze na dobry start byle tylko nie pracować jak zwykły przeciętny obywatel. Chociaż Dominic lubił zarabiać sam na siebie i mieć własne pieniądze to ojciec uparł się, że na hotel da mu ze swojej kieszeni bo nie po to nadstawiał tyle razy głowę i ciężko harował w przeszłości by syn musiał zatrudniać się na jakaś produkcję czy do baru. Koniec końców kupił synowi hotel z kawiarnią i pomógł to rozkręcić.
    -Mila jest bardzo sympatyczna. Może kiedyś ją poznasz to zmienisz zdanie.
    Przypomniał sobie kiedy mówiła o tym, że potrzebuje na leki matki. Zerknął na nią i nieco spoważniał. Może nie powinien pytać, ale skoro już weszła na ten temat to dlaczego nie?
    -Wspominałaś wcześniej o swojej mamie... Co jej jest? Jest poważnie chora?
    U niego w rodzinie nikt nie chorował, nigdy nie brakowało pieniędzy, nigdy nie martwiono się jak przeżyją do kolejnej wypłaty. Żyli beztrosko lepiej niż nie jedna hollywoodzka gwiazda...

    OdpowiedzUsuń
  51. -Raka czego? -Spytał zaciekawiony chociaż zrobiło mu się jej żal. Rak zazwyczaj oznaczał jedno... Śmierć. -Narodowy fundusz zdrowia nie refunduje takiego leczenia? -Nie wiedział jak sprawy miały się wśród chorych. -Jak bardzo drogie są te leki?
    Jechali jeszcze chwilę, a potem Dominic zaparkował samochód na parkingu. Tuż po drugiej stronie ulicy znajdował się park. Było tutaj zielono, cicho i nietłoczno. Jakaś starsza para wraz z wnukami spacerowała po uliczkach. Jakaś kobieta biegła wraz ze swoim psem. Poza tym nikogo tutaj nie było.
    -Ja mieszkam za parkiem. -Kiwną na prawą stronę parku. -Cisza, spokój, z daleka od miasta...

    OdpowiedzUsuń
  52. Kiedy tak rozglądała się po okolicy Dominic ją obserwował. Nie wiedział czemu, ale lubił na nią patrzeć, lubił z nią przebywać i rozmawiać. Zbliżył się nieco do niej i ruszył w stronę centrum parku gdzie znajdowała się fontanna w kształcie trzech galopujących koni.
    -Faith... -Zaczął niepewnie. -Wydaje mi się, że potrzebujesz lepiej płatnej pracy niż ten cały twój bar... tak się składa, że szukam recepcjonistki, która zarobi z trzy razy więcej niż ty w barze więc gdybyś chciała...
    To akurat była prawda chociaż mieli już na oku pewną dziewczynę, ale przecież Faith potrzebowała tej pomocy bardziej niż jakaś młoda studentka, która musi tylko opłacić swój akademik.

    OdpowiedzUsuń
  53. Nic dziwnego, że była uprzedzona do tego miejsca skoro jej przyjaciel ledwo otarł się o śmierć, a potem wybuchła cała ta awantura.
    -Mój brat zjawia się tam rzadko. Nie wolno im prowadzić interesów u mnie. Twój przyjaciel musiał sobie nieźle nagrabić, że zjawił się osobiście. Ale mam mnóstwo znajomości. Choćby Mila... -Spojrzał na nią uśmiechnięty. -Prowadzi dom mody najbardziej znany w całym mieście. Mogę spytać czy miałaby dla ciebie jakaś pracą.
    Zakładał, że praca w barze to nic przyjemnego. Szczególnie kiedy mężczyźni wypiją za dużo i albo się do niej dobierają, albo wybuchają awantury.
    -To w którym barze pracujesz? -Spytał niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
  54. Owszem widział ją drugi raz na oczy, ale coś sprawiało, że czuł się jakby znali się od zawsze. Wtedy chyba pierwszy raz pomyślał, że Faith jest inna niż wszystkie kobiety, które pochodziły z jego środowiska. Najpierw spotykał się z dziewczynami gangsterów, ale po swojej cudownej przemianie trafiał tylko na puste idiotki, które chciały mieć dostęp do jego kart kredytowych, a jedyna kobieta z którą był blisko była lesbijką i w zasadzie nawet mu się nie podobała. Była dla niego po prostu jak młodsza siostra.
    -Tak widzę drugi raz, ale mam nadzieję, że nie ostatni. -Zerknął na nią. -Może wpadnę tam kiedyś na drinka, co ty na to? -Uśmiechnął się. -Jestem totalnie znudzonym człowiekiem z okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  55. -A co jakiś Damien ma do tego kto cię odwiedza w pracy? -Dominic nie przywykł do przejmowania się co inny o nim myślą. Dlatego też nie bardzo przejmował się Damienem, który nie znaczył dla niego nic. Mógł sobie go obrażać od gangsterów czy mafiozów. Dla niego to było bez znaczenia. Wiedział, że taki nie jest. -Dostał ode mnie bo nazwał cię dziwką, a przecież nią nie jesteś... Jak mnie zobaczy w barze to tylko się wystraszy bo jak widać nie ma pojęcia, że nie siedzę w całym tym interesie. Ten cały Damien nie ma żadnego pojęcia o mnie czy o tobie. Po co więc się nim przejmujesz?

    OdpowiedzUsuń
  56. -Żaden przyjaciel nie powinien nazywać swojej przyjaciółki dziwkom... -Włożył ręce do kieszeni. Zrobiło się nieco chłodno. -Damien chyba nie wie co to znaczy... Dziwek na tym świecie jest na pęczki. Jedne dają za darmo drugie za pieniądze. I jedne i drugie mnie obrzydzają. -Miał przed oczami wszystkie te kobiety, które David zapraszał do hotelu, którym płacił za wspólnie spędzoną noc i które miały dziennie dziesiątki mężczyzn. Nigdy nie rozumiał jak można sprzedawać swoje ciało. -Ale ty wydajesz się być inna. -Uśmiechnął się w jej stronę. Nie wiedział czemu jej to mówił. Może dlatego,że w jej towarzystwie czuł się naprawdę dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  57. Dominic nie rozumiał,że czasami życie zmuszało ludzi do dziwnych rzeczy takich jak kradzieże, zapożyczanie się u mafii czy sprzedawanie własnego ciała. Ludzie dla swoich bliskich byli w stanie zrobić wszystko. Wkrótce i Dominic miał się o tym przekonać...
    Spojrzał na nią zaskoczony. Przecież dopiero co tutaj przyjechali, a ona chciała już uciekać? Ta dziewczyna była dla niego zagadką.
    -Wracać? -Stanął na przeciwko niej z uśmiechem na twarzy. -A ja właśnie chciałem cię zaprosić na pyszny deser do mojego domu. -Mrugnął do niej okiem.
    Nie miał złych zamiarów choć mogło to zabrzmieć dwuznacznie. Chciał tylko spędzić z nią więcej czasu. Chciał by była częścią jego życia. Jeszcze nie rozumiał dlaczego tak myśli. Ale podobało mu się to.

    OdpowiedzUsuń
  58. Dominic stał początkowo jak wryty. Kompletnie jej nie rozumiał. Wpierw chciała tu przyjechać, a potem tak po prostu chciała uciec i o nim zapomnieć. To było totalnie szalone. Nie miał pojęcia jak na to zinterpretować. A potem ruszył za nią. Podbiegł do niej i zastawił jej drogę.
    -Faith... co ty wyprawiasz? -Spytał nieco przejętym tonem. -Zawsze musisz uciekać? Znajomość nie ma prawa bytu? -Zasypał ją pytaniami. Stąd nie odjeżdżał żaden autobus. Były to w końcu obrzeża LA. Bogate osiedle gdzie można było tylko dojechać samochodem przez obwodnicę miasta. -Odwiozę cię do domu. Na nogach szłabyś z trzy godziny. -Opuścił wzrok. Zaczął szukać kluczyków w kieszeni.

    OdpowiedzUsuń
  59. -Matka i siostra? -Zbliżył się do niej. Słońce zaczęło już zachodzić za chmury. Para emerytów wraz z wnuczkami przechodziła nie daleko nich prawdopodobnie w stronę swojego domu. Dopiero teraz Dominic skojarzył ich. Mieszkali niedaleko niego. -Faith... założę się, że ciągle się nimi opiekujesz, a sama nie masz czasu dla siebie i dla swoich przyjemności.
    Próbował sobie tylko wyobrazić jak czuje sie Faith. Chciał wczuć się w jej rolę chociaż dla kogoś takiego to nie było proste.
    -Chodzi ci o to kim jestem tak? -W jego głosie można było usłyszeć smutek. -Myślisz, że jestem świrem, który bierze kokainę i sieje postrach w okolicy a do tego nosi przy sobie broń? Wiem jak to wygląda... Mój ojciec to największy gangster wszech czasów, a teraz brat przejął jego pałeczkę. Ale ja taki nie jestem i nigdy nie będę. -Spojrzał w jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
  60. Ludzie podejmowali w swoim życiu przeróżne decyzje. On mógł nie rozumieć dlaczego rezygnowała z wszystkiego dla swojej chorej mamy i siostry tak samo jak jego ojciec nie potrafił zrozumieć dlaczego Dominic mu odmówił.
    Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Zawołał go do swojego gabinetu i powiedział,że chce by to on przejął cały interes. Uznał, że David choć dobrze odnajduje się w tym świecie jest zbyt porywczy i agresywny, że to go kiedyś zgubi.
    Dominic nie zgodził się. Nigdy też nie powiedział Davidowi o tym że dostał taką propozycję. Chciał by David czuł się wyjątkowo.
    -Szanuję twoją decyzję, ale pozwól mi się chociaż odwieść do domu. Potem obiecuję, że zniknę z twojego życia. -On również wpatrywał się w jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
  61. Ludzie podejmowali w swoim życiu przeróżne decyzje. On mógł nie rozumieć dlaczego rezygnowała z wszystkiego dla swojej chorej mamy i siostry tak samo jak jego ojciec nie potrafił zrozumieć dlaczego Dominic mu odmówił.
    Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Zawołał go do swojego gabinetu i powiedział,że chce by to on przejął cały interes. Uznał, że David choć dobrze odnajduje się w tym świecie jest zbyt porywczy i agresywny, że to go kiedyś zgubi.
    Dominic nie zgodził się. Nigdy też nie powiedział Davidowi o tym że dostał taką propozycję. Chciał by David czuł się wyjątkowo.
    -Szanuję twoją decyzję, ale pozwól mi się chociaż odwieść do domu. Potem obiecuję, że zniknę z twojego życia. -On również wpatrywał się w jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
  62. Dominic spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Trochę poprawił mu się humor. Stwierdził, że dziewczyna też chce utrzymać z nim kontakt tylko się boi.
    -Twoja mama i siostra sobie poradzą. -Odparł spokojnym głosem. -Powiedz i kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla siebie? Kiedy zaszalałaś albo kiedy zrobiłaś to na co miałaś ochotę?
    Mógł się założyć, że całej jej życie polegało tylko na tym by zajmować się chorą matką i młodszą siostrą. Nie żyła swoim życiem i teraz to widział. Żyła dla nich poniekąd jak niewolnica. Rozumiał, że je kochała i musiała się poświęcać, ale nie rozumiał dlaczego przestała dbać o siebie i o swoje potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
  63. Dominic musiał rozumieć jak to jest mieć chorą matkę. Chorą tak poważnie, że każdy dzień może być jej ostatnim.
    -Zadzwoń do nich. -Wypalił nagle. -Spytaj czy wszystko w porządku, a potem zapewnij, że wrócisz za godzinę? Może dwie? I daj się zaprosić na ten deser. Sam go zrobiłem. -Wyprostował się dumnie. -Uczę się gotować i szczerze mówiąc nie ma kto posmakować moich wypieków.
    Psy nie jadały takich rzeczy, David wolał umawiać się na noc z panienkami, a ojciec i matka wyjechali na długie wakacje do Włoszech. Chcąc nie chcąc nie miał nawet kogo zaprosić do siebie. Tak jak mówił... miał nudne życie.

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie trudno było się domyślić, że jego dom wyglądał jak marzenie. Podjazd do domu był w kształcie półokręgu. Zatrzymał samochód tuż przed szklanymi drzwiami za którymi czekały już jego dwa psy. Kiedy je otworzył pierwszy wybiegł czarny labrador o imieniu Redo, a tuż za nim Husky, który bardziej wyglądał jak wilk niż pies. Miał na imię Silo. Psy rzuciły się na Dominica i zaczęły merdać ogonem i popiskiwać z radości. Kiedy weszli do środka w oczy rzucił się cudowny wystrój i elegancja jakiej brakował w domach przeciętnych ludzi. Dominic odwiesił na wieszak swoją kurtkę. Tuż obok znajdował się ekran od domowego alarmu. Wystukał na nim kod.
    -Czego się napijesz? -Obrócił się w jej strone.

    OdpowiedzUsuń
  65. Zachęcił ją by poszła za nim do kuchni. Nie trudno było się domyślić, ze kuchnia połączona z jadalnią wyglądała jak jedna ze stron czasopisma na temat wystroju domu. Z jadalni można było wyjść na ogromny taras, a z kolei z tarasu na podwórko gdzie od razu pobiegły dwa psy i zaczęły się gonić wokół wodnego oczka.
    -Siadaj. -Zachęcił ją, a sam wyjął z lodówki butelkę wody. Nalał ją do szklanki i podsunął Faith. -Z tym gotowaniem... -zaczął trochę niepewnie. -To chyba jednak przesadziłem. Zrobiłem tylko tiramisu i nie mam pojęcia czy to jest jadalne. Poprzednie wylądowało mi na podłodze bo psy mi się plątały pod nogami więc jeśli jesteś głodna może jednak zamówimy pizzę.
    Zaśmiał się sam ze swojego stwierdzenia. Faktycznie nie był pewny czy częstować ciastem swojego gościa. Zerkną w stronę lodówki i zastanawiał się czy przypadkiem nie położył go obok jedzenia dla psów. Marny ze mnie kucharz, pomyślał.

    OdpowiedzUsuń
  66. -No dobra. -Uśmiechnął sie do niej. -W takim razie cała lodówka jest do twojej dyspozycji. -Kiwnął w jej stronę. -Nie bój się nie mam tam głowy poprzedniej dziewczyny, którą udało mi się zaciągnąć wieczorem do domu. -Zażartował i podszedł do lodówki. -Wyrzuciłem ją w zeszłym tygodniu. -Dodał a po chwili zaśmiał się.

    OdpowiedzUsuń
  67. [Wybacz, że tak ostatnio odpisuje, ale choroba mnie wzięła i ledwo siedzę przed kompem :/ ]

    Dominic uśmiechnął się. Wyjął z szafki makaron, potem nalał wody do garnka i postawił na ogniu.
    -Zaraz wracam.
    Zniknął po chwili za drzwiami. Poszedł do barku, który znajdował się w salonie i wyciągnął z niego butelkę wina i dwa kieliszki. Wszedł do kuchni, postawił wszystko na stole i zabrał się za otwieranie wina.
    -Tylko nie udawaj, że nie pijesz. Wszyscy w dzisiejszych czasach piją. -Rozlał alkohol do kieliszków. -Stresująca praca, codzienne problemy... Jak tu nie pić. -Sam upił kilka łyków. -Czyli wiem już o tobie nawet dużo. -Usiadł przy stole. -Mieszkasz z mamą i siostrą, pracujesz w barze i lubisz gotować. A facet? Jest tam gdzieś ten przysłowiowy książę na białym rumaku?

    OdpowiedzUsuń
  68. -Plany zazwyczaj nam nie wychodzą. -Mrugnął do niej i podał jej kieliszek z winem. -Gdybyś faktycznie była aż tak bardzo zapracowana nie było by cię tutaj. -Zbliżył się nieco do niej i również oparł o blat. Spojrzał w jej stronę upijając trochę swojego wina. -Ale powiem ci szczerze, że poczułem się lepiej... już bałem się, że powiesz mi, że Damien to twój facet, a tego chyba bym nie przeżył. Nie pasujesz do niego. -Szturchnął ją lekko ramieniem. Nie wiedział czemu, ale dobrze czuł się w jej towarzystwie. Mógł po prostu być sobą bez zastanawiania się jak ona to odbierze i to mu się właśnie w niej podobało.

    OdpowiedzUsuń
  69. -Nie przesadzaj w hotelu jadam całkiem dobrze. -Mrugnął do niej, a potem dolał jej wina. -To chyba zadajesz się ze złymi facetami. -Spojrzał w jej oczy. Przez chwilę zapadła cisza. Wpatrywał się w nią nie mogąc oderwać od niej wzroku. Podobała mu się i tego nie mógł ukryć nawet sam przed sobą. -O woda się zagotowała. -Wstał podchodząc pod blat.

    OdpowiedzUsuń
  70. Kiedy tak przygotowywała jedzenie wpatrywał się w nią ukradkiem i jakoś tak sam do siebie się uśmiechał. Wypił swoją lampkę wina i dolał sobie kolejną. Było mu trochę głupio, że siedzi jak typowy facet, a kobieta gotuje.
    -Może ci pomogę? -Wstał od stołu i podszedł bliżej niej. -Pokroić coś czy... nie wiem pomieszań. To chyba potrafię. -Zaśmiał się wesoło. A potem odważył się by spytać.
    -Wiesz czemu cię tu zaprosiłem?

    OdpowiedzUsuń
  71. [Wybacz, że to tyle trwało ale miałam ostatnio ciężkie dni.... ]

    Dominic podszedł bliżej niej i spojrzał jej w oczy.
    -Chyba powinnaś... Wydajesz się być świetną dziewczyną. Dziewczyną z którą chcę spędzać jak najwięcej czasu.
    Bał się jej reakcji. Sam jeszcze nie rozumiał dlaczego tak go ciągnie do niej, ale wiedział, że nie może zostać obojętny. Lubił ją, lubił na nią patrzeć i lubił z nią rozmawiać. Chciał by była blisko niego od dnia kiedy spotkali się pierwszy raz.
    -I chyba.... chciałbym zaprosić cię na randkę. -Wypalił bez namysłu.

    OdpowiedzUsuń
  72. Dominic spojrzał na nią zaskoczony. Żart? A więc ona na prawdę myślała, że to jakieś wygłupy. Wtedy chyba po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że pochodzą z różnych światów, które kompletnie nie pasują do siebie. Jednak dla niego nie miało to znaczenia.
    -Posłuchaj. -Spojrzał jej w oczy. -Od tego wieczoru gdy razem szliśmy przez ten deszcz... nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie wiem czy w ogóle mam jakieś szanse u ciebie, ale jeśli będziesz chciała chcę zaprosić cię jutro na kolację i może do kina? -Uniósł brwi. -Ja... nie wygłupiam się. Ja tylko... chyba nie wiem... polubiłem cię bardzo. Jesteś inna niż te kobiety, które spotykam na co dzień...

    OdpowiedzUsuń