Astra. |
25 WIOSEN ◌ BYK ◌ FAYETTEVILLE
Może nieco
arogancki, z pewnością nie tak zabawny, jak mu się wydaje. Plac budowy za dnia, składanie i rozkładanie starego
Jeepa w nocy. Trzydniowy zarost wynikiem lenistwa, tatuaż pamiątką z
przeszłość. Ponoć czas się
ustatkować, dlatego pudełko z pierścionkiem leży w szufladzie ze skarpetkami.
Rozejrzała się po okazałej sypialni, w której miała spędzić kilka kolejnych dni, podziwiając prostotę i wdzięk tego pomieszczenia. Ponownie podeszła do okna, przyglądając się drzewom otaczającym posiadłość i zapewniającym pewne uczucie odcięcia od świata. To była dobra odmiana i czuła, że właśnie tego potrzebowała, jednak skłamałaby, twierdząc, iż była w stanie skupić się jedynie na pięknym krajobrazie za oknem. Jej myśli bezustannie krążyły wokół jednej osoby, bombardując ją miliardem zachowanych wspomnień, które przez lata pieczołowicie pielęgnowała, nie będąc w stanie się z nimi rozstać. Jej życie z pozoru ruszyło do przodu, ale jej serce zostało daleko z tyłu. Będąc tutaj, czuła to o wiele wyraźniej. Jakby wreszcie jakaś część układanki wskoczyła na swoje miejsce po tym, jak została niegdyś brutalnie wyrwana.
OdpowiedzUsuńChciałaby powiedzieć, że przyjeżdżając tu miała ułożony w głowie plan działania, scenariusz, który zgodnie zamierzała wypełnić. Uzbroiła się jedynie w setki przypuszczeń, jedne radośniejsze, inne rozrywające serce na drobne kawałki. Nie wiedziała czego się spodziewać i choć liczyła na najlepsze, wiedziała, że nie mogła naiwnie wierzyć w cud. Postanowiła dać porwać się fali, która ją tu przywiodła. Ten pomysł z początku wydawał się idealny. Jednak teraz zaczynał jej ciążyć z każdą sekundą coraz bardziej. Ślepa euforia opadła, odsłaniając jej rzeczywistość, która nie była ubrana jedynie w kolorowe barwy.
Nie wiedziała ile minęło minut odkąd zapatrzyła się w widok za oknem, gdy wreszcie usłyszała ciche pukanie do drzwi. Odwróciła się, by ujrzeć głowę swojej przyjaciółki, która zaglądała do środka przez uchylone drzwi. Dziewczyna promieniała tym blaskiem panny młodej, o którym wszyscy opowiadali. Jej oczy błyszczały, przepełnione miłością, słodkim oczekiwaniem i iskierkom strachu. Amy nie miała wątpliwości, iż kobieta, dla której wszyscy się tu zjechali, znalazła niewątpliwie miłość swojego życia. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu na ten widok, choć patrząc na dwójkę zakochanych, za każdym razem czuła iskierkę smutku, który osiadał na jej sercu niczym kamień.
– Idziemy? – Amy w odpowiedzi pokiwała głową i wyszła ze swojego bezpiecznego schronienia, kierując się za przyjaciółką na dół, skąd było słychać cichą muzykę i głosy gości. Zarzuciła ramię na szyję Jenny, posyłając jej szeroki uśmiech. Widać było, że dziewczyna promieniowała szczęściem i cieszyła się, że udało jej się zgromadzić tu tak wiele osób. Amy pamiętała, iż jej przyjaciółka od zawsze marzyła o pięknym, baśniowym ślubie i bez wątpienia wreszcie się go doczekała.
Uniosła głowę, uśmiechnięta, gdy jej przyjaciółka wreszcie wypatrzyła swojego narzeczonego i zawołała go po imieniu, by zwrócić jego uwagę. Amy jednak nie skupiła się na nim, a na mężczyźnie, który stał u jego boku. Zapewne, gdyby nie Jenny, zamarłaby w miejscu, ale przyjaciółka z siłą godną podziwu ciągnęła ją w ich stronę, a brunetka z ogromnym wysiłkiem zmuszała swojego nogi do stawiania kolejnych kroków. Czuła się jakby czas nagle zwolnił, a ona mogła usłyszeć jedynie stukot swojego pędzącego serca, które chciało wyrwać się z piersi. Oczekiwała tego, a jednak nie była w stanie zapanować nad emocjami, które ją owładnęły. Na coś takiego nie można było się przygotować.
Słysząc jego głos, poczuła jakby przez jej ciało przeleciał prąd, uderzając w nią setkami wspomnień, które tworzyły kalejdoskop na zamglonym emocjami umyśle. Mogła pielęgnować jego obraz w głowie, próbować nie zapomnieć niskiego brzmienia jego głosu i czarnych plamek na tęczówce. Wyobrażać sobie jak muskał palcami jej dłoń, szepcząc czułe słówka. Jednak to wszystko daleko odbiegało od zobaczenia i usłyszenia go z odległości kilku metrów.
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie się zmienił w ciągu tych lat. Nie było to dla niej zaskoczeniem, w końcu sama dostrzegała własne różnice. Jego ton był odrobinę niższy, postawa masywniejsza, szczęka bardziej zarysowana. Jednakże to jego oczy najbardziej przykuły jej uwagę. Dokładniej rzecz ujmując, to co w nich zobaczyła, ponieważ było zupełnie inne od tego, co zapamiętała. Beztroska zniknęła, może stało się to za sprawą szoku wywołanego ich spotkaniem, a może po prostu trudami życia i bolesnymi przeżyciami? Nie wiedziała, lecz każda z tych opcji kłuła ją w serce. Przyzwyczajona była do spojrzenia pełnego uczucia, nawet w chwilach, gdy się sprzeczali. Zapisała sobie ten obraz w głowie, więc prawdopodobnie właśnie tym bardziej bolesne było odwzajemnianie spojrzenia pozbawionego tego wszystkiego.
Nie była naiwna, ślepa czy niemądra. Doskonale wiedziała, że go skrzywdziła, jednak chyba jakaś jej naiwna cząstka wierzyła, że akurat on to zrozumie, choć pozostawiła go z niczym, nawet nie wyjaśniając swojego wyjazdu. Było setki, o ile nie tysiące słów, które chciało wypowiedzieć, rzeczy, które ponad wszystko pragnęła wyjaśnić, chociaż w obecnej sytuacji mogły już nic nie zmienić. Przez lata wyobrażała sobie to spotkanie za każdym razem, gdy pozwoliła swoim uczuciom powędrować zbyt daleko. Jednak teraz nic nie wydawało się odpowiednie. Wszystko było pozbawione sensu i znaczenia. Nawet gdyby umysł podsunął jej coś odpowiedniego, usta nie byłyby w stanie tego wypowiedzieć, przez zdrętwienie jakie opanowało jej ciało. Czuła się jakby jej dusza stała z boku i obserwowała sztywną powłokę niezdolną wykonać jakiegokolwiek ruchu. Gdyby nie Jenny zapewne dalej stałaby w miejscu i po prostu chłonęła wszystko wzrokiem. Jednak dzięki pomocy przyjaciółki dotarła bliżej, stojąc u jej boku tuż naprzeciw mężczyźnie, który zajmował każdą minutę jej myśli przez ostatnie kilka dni.
- Cześć. - odszepnęła, nie wiedząc co innego, mogłaby teraz powiedzieć. Zakładała, że potrzebował kilku sekund, by otrząsnąć się z szoku tym nagłym spotkaniem, by mógł zaakceptować, iż ona naprawdę tu stała po tylu latach milczenia. Sama czuła zdziwienie na jego widok, a w końcu miała odrobinę czasu, by móc przygotować się na to spotkanie.
- Wiem, że to niespodziewana niespodzianka... - zaczęła Jenny, posyłając w stronę Kevina typowy dla siebie uśmieszek niewiniątka. Jen jako jedna z nielicznych znała znaczną część historii Amy i chyba właśnie dlatego postanowiła zorganizować tę małą intrygę, celowo nie informując o niej Kevina, ponieważ istniało spore prawdopodobieństwo, że się wycofa. Panna młoda była idealnym przykładem bajkowej romantyczki, która wierzyła w wielką miłość, palące uczucie i tym podobne sprawy. Właśnie dlatego zorganizowało to wszystko, ryzykując niemałym niepowodzeniem.
- Kevin, ja...- urwała, robiąc krok do przodu, zdając sobie sprawę, że to właśnie ona powinna wyjść z inicjatywą. Problem tkwił w tym, że nie wiedziała co powiedzieć. Co więcej, nie była w stanie przewidzieć reakcji mężczyzny.
Amy już dawno doszła do wniosku, że świat jest jak wielkie drzewo, a ludzie byli niczym liście, które je przyozdabiały. Jednak z czasem, każdy liść, nawet ten najbardziej okazały, traci swoje barwy, może staje się piękniejszy, rdzawobrązowy lub pozłacany, może nie, jednak w którymś momencie zawsze opada. Ona w pewnym momencie zrozumiała, że jest właśnie takim płatkiem, który po prostu opadł zapomniany i bez sił. Może jeszcze nie zniknął, ale czy było to ważne? Rozglądając się dookoła, patrząc na pędzący świat, zrozumiała, że opadła i dopiero tutaj poczuła, że ma szansę na nowo się odrodzić. Dlatego też pomimo strachu i wątpliwości, zdecydowała się zostawić życie, które miała i wrócić do miasteczka, które w zaciśniętej pięści trzymało jej serce.
OdpowiedzUsuńGdy cofnął się o krok, mimowolnie zadrżała, wiedząc, że równie dobrze mógłby wymierzyć jej siarczysty policzek, gdyż efekt byłby praktycznie taki sam. Poczucie urażenia i odrzucenia nie powinno osadzić się na jej ciele i zakorzenić w głębi umysłu, z uwagi na fakt, iż to ona pierwsza odeszła, jednakże nie miała władzy nad emocjami, które nią targały. Kevin był jedną z nielicznych osób, które nigdy się od niej nie odwracały; nieważne co by się działo, nie odtrącał jej i była to jedna z wielu rzeczy, które w nim kochała. Bezgraniczna akceptacja, która niczego nie oczekiwała w zamian. Opuściła głowę, pozwalając, by włosy zasłoniły jej twarz i zakładając kosmyk za ucho, przyglądała się czubkom swoich butów, jakby to one znały odpowiedzi na wszystkie pytania tego świata. Przełknęła niewidzialną gulę uniemożliwiającą oddychanie, przymykając powieki.
W tym momencie poczuła nową energię, determinację, którą czuła, gdy zdecydowała się wrócić, pełna obaw, ale i nadziei. W młodszych latach takich momentów było więcej, z biegiem lat jednak się wycofała, schowała w głąb siebie, stając się w pewnym stopniu bierna na to, co się działo. Uniosła wreszcie głowę, uważnie się mu przyglądając i nie odwracając wzroku nawet na chwilę. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Faktem było, iż gdzieś tam tlił się w niej promyk nadziei na inne powitanie, ale rzeczywistość była inna i nie zamierzała się przez to wycofywać, a tym bardziej poddawać.
— Skarbie, powinniśmy porozmawiać z gośćmi. — mruknęła Jen, która najwyraźniej wyczuła determinację swojej przyjaciółki i zamierzała pozwolić jej działać. Kobieta nie dała swojemu narzeczonemu nawet czasu na odpowiedź, ponieważ czym prędzej złapała go za ramię i odciągnęła w tłum ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy z sytuacji, jaka obecnie miała miejsce.
— Wiem, że nie chcesz mnie wysłuchać, a ja nie mam prawa o to prosić, ale właśnie to robię. — zaczęła, przyglądając mu się z uwagą i samym spojrzeniem przekazując, że nie ma zamiaru się wycofać, a on nie mógł powiedzieć, ani zrobić niczego co osłabiłoby jej determinację. — Nie możesz mnie uciszyć podniesieniem ręki, jakbym była krnąbrnym psem. —dodała, krzyżując ramiona na piersi, by ukryć drżące dłonie, które zdradzałyby, iż w głębi była co najmniej zestresowana.
Wzruszyła ramionami, w gruncie rzeczy niespecjalnie urażona jego gestem. Wiedziała, że mógł zrobić wiele gorszych rzeczy, poczynając od odwrócenia plecami po zwyzywanie jej słowami, których wolałaby sobie nawet nie wyobrażać. Musiała przyznać, że ona na jego miejsce prawdopodobnie nie byłaby tak wyrozumiała, ale Kevin był inny. Spokojniejszy, bardziej wyrozumiały. Stąpał twardo po ziemi, niegdyś idealnie uzupełniając jej często bujający w obłokach umysł. Tam, gdzie pojawiało się jej roztrzepanie i szaleństwo, istniała także jego stabilność i rozsądek. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, był swoistą oazą, której zawsze jej brakowało. Przy nim czuła spokój, którego piękno tak naprawdę doceniła po latach.
OdpowiedzUsuń— Mimo to chciałabym żebyś mnie wysłuchał. — poprosiła, w głębi ducha wiedząc, że tak naprawdę jest mu winna naprawdę wiele. Zasłużył na jakiekolwiek wyjaśnienia, których nie uzyskał od niej, gdy wyjeżdżała. Wtedy nie otrzymał nawet pożegnania i przepłakała przez to niezliczoną ilość godzin. Do tej pory pamiętała okres, tuż po wyjeździe z miasteczka. Dni, podczas których praktycznie z nikim nie rozmawiała, przeklinając cały świat za niesprawiedliwość życia.
Była gotowa przekonywać go dalej, gdy skinął głową w kierunku foteli. Wpatrzyła się w niego zaskoczona, ale w końcu ruszyła w stronę kominka, by Kevin przypadkiem nie zdążył się rozmyślić. Niepewnie usiadła, przygryzając dolną wargę i zerkając na niego spod kurtyny ciemnych rzęs. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przypatruje mu się bez słowa, więc szybko opuściła wzrok na dłonie spoczywające na kolanach, zaczynając wykręcać palce w nerwowym geście, który posiadała praktycznie od zawsze.
— Pamiętasz, że gdy byliśmy młodsi zawsze wolałam rozmawiać na zewnątrz? Zresztą wszystko było tam lepsze. — odparła z krzywym uśmiechem, zerkając na niego kątem oka. Może wspominanie ich wspólnej przeszłości nie było najlepszym sposobem na rozpoczęcie rozmowy, ale te słowa wyszły z jej ust nim zdążyła je przemyśleć. Poza tym spędzili razem zbyt wiele chwil, by teraz mogła udawać, że praktycznie się nie znali. — Nie chciałam, żeby tak wyszło. — szepnęła po chwili, wzdychając cicho pod nosem na beznadziejność tej wiadomości.
Oboje zmienili się na przestrzeni lat. Byli innymi ludźmi i zdawała sobie sprawę, że mężczyzna, który obok niej siedzi nie jest tym samym chłopakiem, którego znała. Była jednakże pewna, że nie jest też kimś zupełnie obcym, gdyż to byłoby niemożliwe. Była przekonana, iż część Kevina, którego znała tak dobrze dalej w nim żyła. Tak samo, jak Amy, którą znał on, dalej była ukryta głęboko w niej. Przygnieciona starszą wersją, ale jednak dalej istniała, od czasu do czasu dając o sobie znać w subtelnych gestach.
OdpowiedzUsuńJego słowa były chłodne i ostre, ale prawdziwe. Wiedziała, że go zraniła i w jakiś pokręcony sposób jego zgryźliwe odpowiedzi, pomimo bólu, dawały jej też iskierkę nadziei. W jakiś sposób pokazywały, że mu zależy, a przynajmniej tego chciała się trzymać. Nie była w stanie pogodzić się z myślą, że mogłaby być dla niego obojętna. Jednakże miał poniekąd rację. Nic co by powiedziała, nie zmieni tego co się stało, ale chciała wierzyć, że jej słowa mogły naprawić teraźniejszość, a przynajmniej przyszłość. Co więcej, sama czuła potrzebę wyrzucenia tego z siebie, zrzucenia ciężaru winy, wytłumaczenia swojego zachowania. Chciała wierzyć, że wtedy mógłby ją zrozumieć, choćby po części.
– Wiem, że to, co powiem, nie zmieni przeszłości, ale ja... – urwała, ponownie wzdychając i nie wiedząc jak dobrać słowa. Nic nie wydawało się dobre. Scenariusze, które zaplanowała, na nic się nie zdały. Takiej rozmowy nie dało się przewidzieć, ustalić schematu jej przebiegu, a przede wszystkim zapanować nad targającymi nią emocjami. – Chciałabym, żebyś... Żebym... Przyjechałam też dla ciebie. – wydusiła wreszcie, przyciskając pięści do skroni i zwieszając głowę. – Cholera, jest tak ciężko. – mruknęła pod nosem, zduszając kolejne przekleństwa, które cisnęły jej się na język. Miała ogromną ochotę wstać i zaczerpnąć świeżego, leśnego powietrza, które ochłodziłoby jej skórę i oczyściło choćby po części przepełniony myślami umysł. Jednak wiedziała, że nie może, a nawet nie chce zakończyć tej rozmowy w tym momencie. Dlatego ograniczyła się jedynie do nerwowego przytupywania stopom. – Byłeś dla mnie ważny. Najważniejszy. Nie chciałam cię zostawiać. – dodała, podnosząc głowę i zerkając na niego ponownie.
Otworzyła usta, chcąc go zatrzymać, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nawet gdyby było inaczej, on i tak niczego, by nie usłyszał, ponieważ oddalił się zbyt szybko, znikając w tłumie gości. Czuła na sobie ich palące spojrzenia, ponieważ po tym, jak Kevin wyrzucił z siebie drzemiącą wściekłość, bez wątpienia zwrócił ich uwagę. Wypatrzyła młodą parę, która niepewnie zerkała w jej stronę. Posłała im krzywy uśmiech, kręcąc lekko głową i poruszając ustami, przekazała, aby się nie martwili. Nie zamierzała zepsuć im ślubu. To był ich czas i nie chciała, aby ludzie skupiali się na wywołanej aferze. Dlatego po kilku minutach wstała z fotela, także kierując się w stronę wyjścia. Prawdopodobnie powinna dać mu spokój, pójść na górę i poczekać do jutra. Jednak wiedziała, że jeśli tak postąpi, następnym razem doczeka się milczenia albo machnięcia ręką na całą sprawę. Nie tego chciała. Tym wybuchem dowiódł, że z całą pewnością muszą sobie parę rzeczy ustalić i ona zamierzała dążyć do tego za wszelką cenę. Zbyt wiele razy w życiu się wycofywała, by popełnić kolejny raz ten sam błąd. Chciała przeć do przodu i po prostu zobaczyć dokąd ją to zaprowadzi. Odczekała chwilę, nim otworzyła drzwi, wychodząc na zewnątrz z uniesionymi rękami w geście poddańczym. Licząc, że papieros, którego trzymał w ustach, uspokoił go przynajmniej na minutkę. Stanęła kawałek dalej, przy balustradzie, zerkając na niego kątem oka. Nim zdążyła się powstrzymać, parsknęła śmiechem, kręcąc lekko głową. Pewnie zachowywała się jak wariatka i tak też się czuła, ale nic nie mogła na to w tym momencie poradzić. Emocje najwyraźniej zaczynały odrobinę ją przerastać.
OdpowiedzUsuń– To pokręcone, ale chyba właśnie to wolę. Krzyk i wrzask. Z tym jestem w stanie sobie poradzić. Milczenie i ta cała posągowa postawa? To zdecydowanie najgorsza kara. – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. – Wiem, że nie chcesz mnie słuchać i wolałbyś wykopać mnie tysiące mil stąd, ale jestem tu i nawet gdy jednak postanowisz kopnąć mój zgrabny tyłek, wrócę. – zaczęła, tym razem odrobinę rozluźniając atmosferę i odchodząc na moment od tego całego poważnego tonu i sztywnej aury, która ich otaczała. Przy nim zawsze czuła się swobodnie i choć obecnie było ciężko, jej ciało najwyraźniej nigdy nie zapomniało i była w stanie się przy nim rozluźnić.
Wskoczyła na balustradę, zaciskając na niej dłonie i przymknęła powieki, przypominając sobie ich ostatni wspólny dzień. Wiedziała, że musi zacząć od początku i choć sądziła, że była na to gotowa, wracanie do tego wciąż bolało. Przypominanie sobie dnia, w którym utraciła życie, które szczerze kochała. Momentu, w którym zabrano jej szczęście, które jak sądziła, było bezgraniczne. – Wróciłam do domu, który, cóż, nie był już domem. Pod ścianą leżały kartony, a z boku walizki. Miałam ochotę wyjść za drzwi i sprawdzić, czy przypadkiem nie pomyliłam ulic, bo to przecież nie miało sensu. – wytłumaczyła, kręcąc głową, jakby w dalszym ciągu nie była w stanie uwierzyć w to, co wtedy zobaczyła. Nie była przygotowana na przeprowadzkę, ojciec nigdy o tym nie wspominał, a ona nawet nie brała tego w tamtym momencie pod uwagę. Sądziła, że wszystko było na swoim miejscu.
OdpowiedzUsuń– Wiesz, on zawsze miał plan. Był człowiekiem osiągnięć. Tutaj był kimś wielkim, ale to wciąż było za mało. A ja? Byłam częścią planu, szczeblem, który mógł mu zapewnić szczyt. – dodała, uśmiechając się, choć uśmiech ten nie wyrażał czystej radości. Był złośliwy i przepełniony zranieniem. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że odbiega od tematu, a Kevin czekał na fakty. – W wielkim planie mojego ojca, miałam zostać żoną Josha, syna wspólnika. Ojciec chciał połączyć się z ich firmą i razem stworzyć coś, co nie miałoby sobie równych. Wielkie pieniądze, władza i wszystko, o czym marzył, ale nie tutaj. Nie w tym zapomnianym miasteczku. – stwierdziła, zerkając tęsknie w stronę lasku, który teraz wydawał jej się jeszcze piękniejszy. Tajemniczy, straszny, lecz wciąż magiczny.
– W każdym razie nie był głupi. Wiedział, że nie wyjadę z własnej woli. Nieważne, że byłam młoda i nie miałam gdzie się podziać. Wiedział, że nie zostawiłabym cię — w jego oczach, nieudacznika z nic niewartego odludzia, który nie mógł nic wnieść do rodziny. – dodała, krzywiąc się na jawną niechęć, jaką jej ojciec darzył Kevina. Chłopak był częstą przyczyną kłótni, jednakże jej ojciec dopiero w dzień ich wyjazdu wyraził wszystkie swoje wcześniej skrywane, nienawistne myśli. – Przygotował się jak na pieprzone spotkanie biznesowe. Podejrzewam, że wiedział o twojej rodzinie, o tobie i wszystkich waszych problemach więcej niż ja. Machał mi przed nosem jakimiś cholernymi wyciągami i kwitkami, opowiadał o jakiś kredytach czy innych gównach. Teraz nawet nie wiem, czy było to prawdą, ale ja już widziałam jak niszczył ludzi. Odbierał im wszystko za sprawą kilku telefonów, ponieważ nas świat jest cholernie przekupny. Wierz lub nie, ale rozebrałby to miasteczko do fundamentów, jeśli to oznaczało, że dostałby to, czego chciał. – nabrała głębiej powietrza, gdy z jej ust wyszedł ten potok słów, układający się w mniej więcej składną historię z tamtego dnia. – Chciałam dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Nie zasłużyłeś na to, by walczyć z moim światem, a tym bardziej, by cierpiał ktoś z twoich bliskich. Mój ojciec tak po prostu by nie odpuścił, a ja wiedziałam, że gdyby odebrał ci wszystko, znienawidziłbyś mnie. - zakończyła, zeskakując z balustrady i odwracając się w stronę lasu, by odchylić głowę, kładąc splątane dłonie na karku i wpatrując się w niebo.
Wiedziała, że cała ta historia mogła wydawać mu się nieprawdopodobna, ale z drugiej strony, on od zawsze żył małomiasteczkowym życiem. Nie znał pogoni za pieniądzem i ciemności, która drzemała w ludziach i którą posiadał także jej ojciec. Niegdyś może i był dobrym człowiekiem albo przynajmniej przejawiał jakieś pozory, lecz po śmierci żony, w nim także coś umarło. Tak jakby wraz z sobą do grobu zabrała praktycznie całą dobroć, którą krył w sobie jej mąż. Nie było też tak, iż wtedy był mężczyzną cnót i obyczajów. Ich małżeństwo także było aranżowane, ale mimo to Miranda była dla swojego męża kimś w rodzaju spokojnej oazy, jako jedyna była w stanie go wyciszyć, uspokoić, przekonać do innych racji. Były szczegóły, które ominęła w tej historii, wiedząc, że ich wyjawienie i tak nic w tym momencie nie zmieni. Część tych tajemnic trzymała ukrytych głęboko w sercu, traktując je jak przeszłość, którą chciałaby wymazać.
OdpowiedzUsuńCzuła, że na nią patrzył, ale nie była jeszcze w stanie uczynić tego samego, więc dalej stała w tej samej pozycji, pozwalając mu mówić i bombardować się pytaniami, których zapewne miał o wiele więcej. Nie była jednak pewna, czy jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie, pomimo świadomości, iż była mu to winna. – Nie. – odparła, kręcąc przy tym lekko głową. – Tylko z Jen. Zadzwoniłam do niej jakoś pół roku po wyjeździe. Byłam samotna i gotowa zaryzykować wszystko, by wrócić. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale zadzwoniłam do niej. – wytłumaczyła, wzruszając przy tym lekko ramionami. – Gdybym usłyszała twój głos... Nie mogłam, po prostu. Nigdy nie pytałam o Ciebie, a ona nigdy nie wspominała. Przysięgła, że nic nikomu nie powie. – wyjaśniła, tłumacząc przyjaciółkę i licząc na to, że Kevin nie będzie zły na dziewczynę, która w tej sytuacji niczym nie zawiniła.
– Powiedział, że mam do ciebie nie pisać. Zapomnieć i zostawić wszystko za sobą. Bałam się, a gdy wreszcie zebrałam się w sobie... Dni mijały i było coraz trudniej. – powiedziała, wzdychając ciężko, obarczona winą, której nie mogła się wyprzeć.
– Wiem, że to nie jest wystarczające, ale byłam młoda i przerażona. Podjęłam wtedy mnóstwo złych decyzji, których żałuję. – dodała, a głos zadrżał jej przy ostatnim zdaniu. Zacisnęła powieki, odganiając od siebie część wspomnień z tamtego okresu. Były upchane w szufladce, której nie chciała otwierać. Wreszcie odwróciła się do niego twarzą, wpatrując się w oczy, które kiedyś były tym, co widziała przed zaśnięciem i tym, co wyobrażała sobie zaraz po przebudzeniu. – Przepraszam. – powiedziała w końcu, czując, że to było jedno z najważniejszych słów, które powinna powiedzieć już na samym początku.
W odpowiedzi na jego słowa automatycznie chciała się cofnąć, ale nie zdążyła, ponieważ zbliżył się do niej, a ona od razu zamarła. Zaciskała usta w cienką linię, powtarzając w kółko ostatnią wiadomość i zmuszając się do stania w bezruchu. Zacisnęła powieki, czując jego delikatny pocałunek i próbując przełknąć łzy, które uparcie pragnęły wypłynąć. Nie zamierzała sobie na nie teraz pozwolić. Czuła, że jej ciało drży i próbując zachować resztki kontroli, zacisnęła dłonie w pięści, powoli otwierając oczy i wpatrując się w ziemię. - Ja... - odchrząknęła, gdy usłyszała jak słabo brzmi jej głos. Zebrała się w sobie i zrobiła t, czego przez te lata nauczyła się bardzo dobrze, a czego nigdy nie robiła przed nim — zaczęła udawać. Opanowała do perfekcji dawanie ludziom takiej wersji siebie, której w danym momencie pragnęli. Dla jej ojca co prawda zawsze było to niewystarczające, ale i tak próbował
OdpowiedzUsuńZ tym postanowieniem, uniosła na niego spojrzenie, robiąc kolejny krok w tył. - Masz rację. - „choć tak bardzo chciałabym żebyś jej nie miał". - Zapomnij o tej rozmowie. - dokończyła, machając lekceważącą ręką, która wyraźnie drżała, ale liczyła, że nie udało mu się tego dostrzec. Wiedziała, że w tym momencie nie będzie w stanie dłużej przed nim udawać, więc odwróciła się, robiąc kilka pewnych kroków. Zatrzymała się jednak, wahając się przed zrobieniem następnego. Chciała mu powiedzieć, że trzy miesiące po wyjeździe, była już w drodze powrotnej, a gdyby tamten dzień potoczył się inaczej, ich życie nie byłoby takie jak teraz. Jednak jej losy ułożyły się o wiele gorzej niż zaplanowana i po tamtym feralnym dniu, miała kolejny powód, by nie być w stanie się z nim skontaktować. Mogłaby mu to wszystko powiedzieć, ale przełknęła te słowa, zostawiając je dla siebie. Niczego by nie zmieniły. Były jej przeszłością, nawet już nie jego, choć do niedawna sądziła inaczej. Nie zamierzała bardziej mieszać w jego życiu, skoro mogła mu tego oszczędzić.
- Mów co chcesz, ale ty zawsze będziesz częścią mojego życia i możesz w to nie wierzyć, ale dopóki mi nie wybaczysz, ja zawsze gdzieś tam, będę pieprzoną częścią twojego. - powiedziała i nie czekając na jego odpowiedź zbiegła po tych kilku stopniach, by pędem skierować się w stronę lasku. Potrzebowała ruchu, zapomnienia i oczyszczenia, które mogło zapewnić jej bieganie. Cieszyła się teraz, że zdecydowała się ubrać mniej oficjalnie i zrezygnować z jakieś sukienki na rzecz dopasowanych spodni, a zamiast sandałów miała na nogach tenisówki, które może i nie były stworzone do biegania, ale teraz się tym nie przejmowała. Chciała po prostu biec i nie myśleć o swojej naiwności oraz o bólu, który rozrywał ją na kawałki.
Nie miała zbyt wielu wspomnień z matką, a przynajmniej tych, które udało jej się zachować w pamięci. Z biegiem lat zaczęły one blaknąć, ale czasami przypominała sobie fragmenty jej słów albo słodkich gestów, którymi licznie ją obdarzała. Jedno z przesłań matki pamiętała nad wyraz dobrze. Pamiętała, jakby to było wczoraj, gdy siedziały w parku pod dużym drzewem, a Miranda mówiła, że jeśli kogoś się kochało, chciało się dla niego wszystkiego, co najlepsze, nawet jeżeli miałoby to sprawić ból nam. Wtedy tego nie rozumiała, ale teraz pojmowała znaczenie tych słów. Wiedziała, że mógł z kimś być, przecież to było oczywiste, nie mógł na nią wiecznie czekać. A jednak wcześniej nie dopuściła do siebie takiej myśli. Przyjeżdżając tu, była pewna, że zrobi wszystko, by naprostować sprawy. Nie zamierzała się poddawać. Nigdy o nim nie zapomniała, próbowała, ale nie mogła. Naiwnie sądziła, że nic nie stanie jej na drodze. Aż do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, w którym momencie wylądowała skulona pod drzewem, obejmując ramionami kolana i podbierając na nich brodę, próbując wyrównać urywany oddech. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, chwytając się łapczywie tego, co jej pozostało, czyli wspomnień. Może nie powinna tego robić. Może była masochistka. Może lepiej byłoby zakopać je wszystkie i udawać, że nie mają znaczenia, lecz nie mogła. Pielęgnowała je przez lata i z dnia na dzień nie potrafiłaby się ich wyrzec. Były częścią tego, kim była, kim niegdyś byli oni. Wtedy jeszcze tego nie rozumiała. Dopiero z wiekiem dotarło do niej, że miłość, która ich spotkała, nie była rozdawana na prawo i lewo. Niektórzy nigdy jej nie znajdowali, a ona dostąpiła tego zaszczytu w tak młodym wieku. Nawet jeśli teraz wiązało się to z bólem, który jak jej się wydawało, rozrywał jej pierś, nie oddałaby tego za nic.
Wreszcie, gdy poczuła się na tyle pusta w środku, by wstać, podniosła się i wróciła do posiadłości, od razu udając się do swojego pokoju. Zmyła z siebie cały ten dzień, który teraz wydawał jej się zbyt długi i padła do łóżka, jednak sen nie przychodził. Przewracała się z boku na bok, aż wreszcie wstała, otworzyła okno w pokoju i usiadła na parapecie, wgapiając się w niebo i pozwalając chłodnemu powietrzu owiewać swoją skórę. Sięgnęła po szkatułkę, którą zawsze miała przy sobie, jednak jej palce zatrzęsły się, gdy sięgała do przesuwki. Przełknęła i odłożyła ją ponownie na bok. Teraz nie była gotowa. Sądziła, że wypłakała już wszystko, ale czując jak pod powiekami znów zbierają się łzy, stwierdziła, że była w błędzie. Nie pozwoliła im jednak popłynąć i po prostu wpatrywała się w niebo, czując przynajmniej minimalne ukojenie.
****
Zdawała sobie sprawę, że nie wygląda najlepiej. Od nieprzespanej nocy, miała ciemne cienie pod oczami, które także nie prezentowały się idealnie. Każdy, kto by się jej przyjrzał, szybko doszedłby do wniosku, że musiała swoje przepłakać. Liczyła jednak na to, że udało jej się to ukryć pod lekkim makijażem. Na siebie narzuciła lekką sukienkę, którą miała praktycznie od zawsze i w takim pakiecie weszła do sali, stając w progu i przesuwając wzrokiem po zebranych. Jej wzrok od razu wypatrzył Kevina, który stał przy młodej parze. Nie mogła usłyszeć o czym rozmawiali, ale z daleka zobaczyła, jak ramiona jej przyjaciółki opadają w dół, jakby nagle spadł na nią zbyt duży ciężar. Poczuła jak osadza się na niej poczucie winy, owijając szczelnie macki wokół jej ciała, nie zamierzając w najbliższym czasie poluźnić uścisku. Przełknęła i podeszła do Jen, która w dalszym ciągu niepewnie zerkała na Kevina, który zaczął wybierać jedzenie wyłożone na blacie. Jen przeniosła na nią wzrok, który był przepełniony smutkiem i pokręciła głową, to wystarczało za odpowiedź. Amy uniosła głowę na Thomasa, który także wyglądał na skruszonego.
– To nie twoja wina... – zaczęła Jenny, jak zwykle chcąc rozładować napięcie. Amy jednak jej przerwała i delikatnie ją uściskała, wbijając wzrok w Kevina i przekreślając swoje wszystkie dzisiejsze postanowienia o tym, że zamierza go unikać.
Nim jej przyjaciele zdążyliby zareagować, odsunęła się i ruszyła w stronę Kevina, po drodze zgarniając talerz. Rzadko jadała śniadanie, zazwyczaj decydowała się jedynie na kawę, jednak jeśli już coś jadła, pierwszy posiłek zawsze musiał być na słodko. Taki zwyczaj miała od dziecka i przez te wszystkie lata to nigdy się nie zmieniło.
Usuń– Jeśli chcesz być na kogoś zły, masz mnie. Mogę chodzić za tobą cały dzień, abyś mógł na mnie krzyczeć czy robić co tam chcesz. Mogę ci dać swoje zdjęcie, żebyś mógł w nie rzucać rzutkami, chyba że już takie masz. - zaczęła, podchodząc do niego od tyłu i rozglądając się po stole w poszukiwaniu dżemu. Skoro nie miała zbyt wielkiego wyboru w kwestii łakoci, to musiało jej wystarczyć. – Ale proszę, nie rób jej tego. – dokończyła, próbując skupić się na załatwieniu sprawy i odepchnięciu od siebie wszystkich innych uczuć.
[ Hm... W sumie nie wiem, dajmy może na to, że za dwa dni, jakoś tak.
Ah i przepraszam, że się tak rozpisałam, jakoś tak wyszło. :D ]
Jej wewnętrzny instynkt przetrwania nakazywał, by zrobiła krok do przodu, gdy Kevin wbił w nią spojrzenie i ponownie zaczął używać tego stanowczego i cichego głosu, który był zdecydowanie bardziej przerażający od krzyku. Jednak ograniczyła się jedynie do nerwowego przełknięcia i odwzajemnienia spojrzenia, znowu stając się tarczą, w którą mógł mentalnie uderzać. Niestety w jego towarzystwie nie była w stanie idealnie markować swoich emocji i w efekcie na jego następne słowa, lekko zadrżała. Rozumiała jego złość, jego uczucie zranienia, a nawet zdrady, dlatego po prostu tam stała, zaciskając usta w cienką linię. Co więcej, po ostatniej nieprzespanej nocy nie miałaby chyba nawet siły, by walczyć. Iskra, która jeszcze wczoraj podsycała jej działania, dzisiaj przygasła, pozostawiając po sobie bezwartościowy popiół. W tym momencie naprawdę zapragnęła być pustą skorupą, wydrążoną w środku, pozbawioną uczuć, byle tylko pozbyć się bólu, który wywoływały jego słowa. Z drugiej strony, wiedziała, że zasłużyła na wszystko co mówił, biorąc pod uwagę to, co mu zrobiła. Uniosła rękę, chcąc go zatrzymać, ale jego już dawno nie było.
OdpowiedzUsuńNim zdążyła się nad tym zastanowić, poszła za nim, wiedząc, że to jedna z najgorszych opcji, jaką mogła wybrać, ale jednocześnie nie mogła pozwolić na to, by ta rozmowa skończyła się w zerowym punkcie. Uchyliła drzwi, marszcząc brwi, gdy usłyszała jego ściszony głos. Wychyliła głowę, orientując się, że rozmawiał przez telefon i niczym poparzona, cofnęła się z powrotem do środka, opierając się o ścianę i przymykając powieki. Gdyby życie wyglądało inaczej, robiłaby wszystko, by dał jej kolejną szansę, ale czy mogła to robić, wiedząc, że zamierza się oświadczyć innej kobiecie? Znała Kevina i wiedziała, że jeśli zdecydował się na takie zobowiązanie, musiał naprawdę kochać tę dziewczynę, w przeciwnym razie nie igrałby z jej uczuciami. Docierała do niej kolejna prawda, teraz gdy naiwność przestała zaślepiać jej umysł, zrozumiała, że to, iż jej wciąż na nim zależało, nie oznaczało, iż on musiał to odwzajemnić. Wcześniej nadzieja przyćmiła jej rozsądek, lecz teraz mgła zaczęła opadać, a ona boleśnie stanęła na ziemi, zamiast bujać w obłokach. Czuła, że znowu ma ochotę rozpaść się na małe kawałki, zacisnęła jednak dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę i biorąc kolejny głęboki wdech. Odczekała jeszcze chwile i niczym rasowy masochista, ponownie uchyliła drzwi, na szczęście orientując się, że Kevin nie rozmawiał już przez telefon. Zerknęła za siebie, po czym niepewnie podeszła do ławki, przysiadając się na drugim skraju, wiedząc, że chciał być jak najdalej od niej.
- Nie musisz mi wybaczać, nie musisz słuchać moich rad, ale po prostu mnie wysłuchaj. - poprosiła, rzucając w jego stronę błagalne spojrzenie, po czym znowu przeniosła wzrok na jasne niebo. - Oboje wiemy, jaka jest Jen, chce, żeby wszyscy byli szczęśliwi, choć każdy racjonalny człowiek wie, że to niemożliwe, ale ona i tak próbuje. Dzwoniąc wtedy do niej, byłam cholernie samolubna, ale stałam nad mentalnym urwiskiem. Wiedziała, że jeśli ci powie, więcej nie zadzwonię. Była, więc wsparciem dla mnie i wsparciem dla ciebie, bo potrzebowałeś kogoś kto rozumiał wszystko co czułeś, kogoś z kim mogłeś to dzielić. Byliśmy wtedy dziećmi, myśleliśmy inaczej. Cenisz sobie prawdę, ale potrafisz też wybaczać, więc zrób to, chociaż na chwilę. - poprosiła, wreszcie odwracając się w jego stronę. - Stań obok niej przy ołtarzu, w najpiękniejszym dniu jej życia i bądź jej przyjacielem. Daj jej przynajmniej to, bo oboje wiemy, że na to zasługuje. Oboje też wiemy, że nie wybaczyłbyś sobie tego. I nie, nie mów mi znowu o tym, co zrobiła, Jen podjęłaby teraz inną decyzję, nie miała wtedy nikogo, kto mógł jej wskazać odpowiednią drogę, to już się stało. Ty stoisz teraz przed wyborem.
[ W najgorszym wypadku możemy ich upić albo zrobić tak, że będzie burza i w domku padnie prąd, będzie zamieszanie i jakieś inne różne akcje. Albo z tą burzą, tylko uznać jeszcze, że Amy poszła na przebieżkę i wtedy zacznie się ulewa, grzmoty, błyskawice itd. Jen zacznie panikować i wyśle chłopaków, by jej poszukali, a ona przez ulewę, by się zgubiła i dlatego nie mogła trafić do domu. :D ]
Usuń