11 lutego 2018

[KP] Save me from the ones that haunt me in the night...

Ragnar 'Red Wing' Avarin 

Rudowłosy elf z blizną na twarzy, który dla pieniędzy zrobi totalnie wszystko. Trzeba coś ukraść? Już się robi. Kogoś zabić? Ma cierpieć czy umrzeć po ciuchu w jakimś zaplutym zaułku? Żona zaszła w ciążę z inny? Zabić tylko jego czy również żonę i bachora? Trzeba wywołać wojnę między dwoma rodami? Na to potrzeba trochę więcej czasu, ale nie ma rzeczy niemożliwych.
Wszystko oczywiście za odpowiednią cenę. Chyba, że tę cenę przebije ofiara, która miała konać w bólach, kochanek żony czy jeden z rodów.
Wtedy wygrywa zawsze ten kto da więcej.

Bez wyjątków. Nie żałuj zatem złota.

4 komentarze:

  1. Siedział w ciemności, wsłuchując się w nierówny oddech Rivera. Miał wrażenie, że człowiek ten starzał się w oczach. Każdego dnia był coraz słabszy, jednak nie przeszkadzało mu to w musztrowaniu młodzieńca. Dużo wymagał od swojego podopiecznego.
    W tych stronach nie często widziało się mieszkańców Pradawnej Puszczy. Elfowie niechętnie oddalali się od swoich pierwotnych siedzib, by odwiedzić miasto przy wodzie. Częściej widziano tu orkowych najemników czy krasnoludzkich rzemieślników. Więc kiedy złapano rozbójnika, grasującego ze swoją bandą w okolicy, wszyscy byli bardzo zaskoczeni gdy okazał się być elfem. Sława tego rozbójnika była duża. Bardowie wyśpiewywali o nim ballady w karczmach, wychwalając jego odwagę i brawurę. Dla zwykłych ludzi był ciekawym zjawiskiem a dla bogatych, zwykłym rzezimieszkiem, którego najeży jak najszybciej złapać i stracić. Więc gdy trafił do więzienia w Lothorn, w Rivera wstąpiła nowa energia.
    Powtarzał, że to ogromna szansa. To jest to na co czekali. Endo szykowało się do kolejnej kampanii wojennej. Ludzie mieli już dość walki. Była to prawdziwa okazja do podniesienia buntu i wybuchu wojny domowej, która przywróci prawowitego władce na tron. Mimo, że Robin nie był przekonany do tego planu, zgodził się spróbować. Gdyby znalazł się w Endo, przeciwnicy obecnego króla ruszą za nim. Jednak należało się śpieszyć. Podróż wodą zajęłaby wiele miesięcy. Najszybsza droga z Lothorn do Królestwa Endo i jego stolicy w Endevor, prowadziła przez Pradawną Puszczę, do której nie zapędzał się nikt o zdrowych zmysłach. W Puszczy rządziła silna magia, która potrafiła zwieść każdego, poza jej pierwotnymi mieszkańcami. Problem polegał tylko na tym, że elfy nie układały się z ludźmi.

    Robin podniósł się. Zdjął z wbitego w ścianę kołka płaszcz i włozył go na siebie, okrywając szczelnie całą sylwetkę. Kaptur osłonił twarz. Odkorkował niedużą glinianą fiolkę i wypił jej zawartość. Odczekał kilka chwil, licząc w głowie do dwudziestu. Potem wyszedł w noc.

    Strażnicy miejscy, pilnujący wejścia do lochów zawsze byli pijani. Nikt trzeźwy nie wytrzymałby tylu godzin w półmroku, otoczony przez płacze, krzyki, jęki cierpienia i błagania więźniów, nie mówiąc już o paskudnym smrodzie fekaliów, uryny, zgnilizny i rozkładu buchającego z czeliści korytarzy i cel. Z wejściem do lochów nie było większego problemu. Zwykle wystarczyło kilka błyszczących krążków i dwie flaszencje miodu. Problem pojawiał się dopiero gdy zeszło się już w ciemności labiryntu korytarzy. Powszechnie uważano strażników więziennych za szaleńców. Rzadko wychodzili z lochów. Ponoć przez lata pracy pod ziemią ich skóra stała się niemal mlecznobiała. Byli bezwzględni dla każdego obcego, który nie miał zgody na wejście do ich małego świata, pełnego więźniów i skazńców. Robin przesuwał się powoli w przód, stąpając ostrożnie po wybrukowanej posadzce. Eliksir zaczął już działać. W mroku dostrzegał kształty, słyszał odległe kroki i przyciszone rozmowy. Wetknięte w brudne metalowe klatki magiczne kule dawały nikłe zielonkawe światło. Młodzieniec wydobył z kieszeni kawałek wyprawionej skóry, na której naniesiono część korytarzy. Rozejrzał się, orientując się w przestrzeni. Ruszył w kierunku cel dla tych, którzy skazani zostali na publiczną egzekucje. Tam zwykle kręciło się najwięcej strażników. Jednak ryzyko było tego warte.

    Rude włosy wydawały się wręcz płonąć intensywną barwą. Trudno było minąć celę elfa, nie poświęcając mu choćby jednego spojrzenia. Robin owinął się ciaśniej płaszczem i czekał, aż strażnik minie drzwi celi i pójdzie dalej. Magiczna kula w dłoni strażnika, zatknięta na końcu drewnianej laski dawała dużo więcej blasku niż te większe, oświetlające korytarze. Ruszył się dopiero gdy aura światła zaczęła znikać. Zbliżył się do krat. Odchrząknął zwracając na siebie uwagę elfa.
    - Nie jest to zbyt miłe miejsce ani czas na zapoznania. - wyszeptał - Ale mam dla ciebie propozycję, która ocali ci skórę...

    OdpowiedzUsuń
  2. - Tyle ile twój czerep gdy już wpadnie do koszyka. Dekapitacja to straszne marnotrawstwo.
    Zerknął w bok, nasłuchując. Kroki strażnika stawały się głośniejsze. Więc wraca. Gdy dostrzeże łunę światła, będzie musiał znów ukryć się w mroku.
    - Nie mam ochoty przebywać tu dłużej niż to konieczne... Ty podejrzewam, też masz lepsze plany. Propozycja jest taka... Wyciągnę cie stąd, ratując twoje życie i niejako godność. Dla efla taka mierna egzekucja musi być niegodna. - specjalnie podbił do honoru mężczyzny. River twierdził, że elfy są niezwykle honorowe. Przysięga i dane słowo było dla nich warte poświęcenia nawet życia. Jednak Robin miał wrażenie, że to wszystko jest względne. Nie wierzył już w uczciwość i honor.
    - Dodam sto sztuk złota. W zamian ty zostaniesz moim przewodnikiem i przeprowadzisz mnie przez Pradawną Puszczę do królestwa Endo za dwie pełnie. Zastanów się. Dam ci pare chwil.
    Odsunął się od krat, wtapiając się w mrok. Strażnik przeszedł obok niego, przystając przy celi elfa. Mruczał coś pod nosem o niegodziwości. Charknął obrzydliwie i splunął pod nogi. Ruszył w kierunku niedużego pomieszczenia ze stołem i krzesłami, w którym strażnicy odpoczywali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zerknął w kierunku dziwki. Przez chwilę zastanawiał się, ile czasu spędza tu, w podziemiu. Chyba też nie spodziewał się, że strażnicy w ogóle mają jakieś potrzeby. Zawsze uważał ich za połączenie ludzi i kretów.
    - Niech będzie. - zgodził się niechętnie. - Połowa teraz, połowa gdy będę już na miejscu.
    Wstrzymał na kilka chwil oddech, wsłuchując się w odgłosy ziemi. Nie słyszał kroków. Jedynie oddechy skazańców, ciche szlochy i odgłos kapiącej wody, drążącej skałę przerywała ciszę. Obserwatorka utrudniła sprawę. Zerknął raz jeszcze w jej kierunku. Właściwie była niewinna. Znalazła się w tym miejscu przez przypadek i niestety to wydało na nią wyrok. Nie można było ryzykować.
    Podszedł do dziewczyny. Upewnił się, że jest sama. Jej ciało się przyda. Dopiero gdy się zbliżył, wchodząc w łunę nikłego światła świec, dostrzegła że jest obcym. Otworzyła usta, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
    Cichą jest śmierć przez uduszenie.
    Rozluźnił palce. Głowa poruszała się na boki bezwładnie. Miała bardzo delikatne kości. Skręcił jej kark bez większego problemu. Zdmuchnął część świec. Przerzucił sobie ciało przez ramie i wrócił do elfa.
    Zapach krwi zwabiłby insekty i strażników. Odłożył ciało i zabrał się do pracy. Do jeden z fiolek wsypał czarny proszek. Potrząsną nią energicznie by przyspieszyć reakcje. Mieszanką wolał zawiasy drzwi celi. Wrócił do pokoiku strażników, zabrał kij, zakończony hakiem, służący do dźgania więźniów, którzy zbyt długo się nie poruszają. Żaden strażnik nie był wystarczająco zadowolony ze swojej pracy by otwierać wszystkie cele i osobiście sprawdzać czy więzień przypadkiem nie zasnął snem wiecznym. Wsunął kij między między kraty i naparł na trzonek. Zawiasy szczęknęły i ustąpiły wychodząc z bolca. Odgiął je na tyle by elf mógł przejść.
    - Położ ją na sienniku i nakryj słomą. - wepchnął mu w ramiona ciało. Elf nie wyglądał na zadowolonego, ale dyskusja była zbędna.
    Nie dało się wyciszyć szczęku metalu. Trzeba było się śpieszyć. Krata lekko się wypaczyła, ale w ciemności trudno było to dostrzec. Nałożył zawiasy na bolce.
    - Idziemy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmarszczył brwi. Nie planował przestojów. Nie było na to czasu. Trudno było zgadnąć jak dużo czasu zajmie strażnikom odkrycie zwłok dziwki w celi. Powinni wyruszyć jeszcze dziś. Odpocząć będą mogli poza granicami miasta.
    Obejrzał się przez ramię, przesuwając spojrzeniem po elfie. Napar, który wcześniej spożył powoli zaczął tracić moc, ulatując z jego ciała. Obraz zaczynał się zaciemniać i niknąć.
    - Zatem szybko. Nie mamy zbyt wiele czasu.
    Wysilił ostatki silnej woli by wsłuchać się w otoczenie. Zastanawiał się, którą drogę wyjścia wybrać. Gdyby zdecydował się na tradycyjną drogę, taką którą tu przyszedł, mogłoby się nie udać. Wątpił by strażnicy przymknęli oko na rudego elfa, nawet za większą kwotę. Pozostało tylko wyjście przez tunele.

    Złapał stalową zasuwę i szarpnął nią mocno. Metaliczny charkot rozszedł się echem po tunelach. Jednak nie było czasu się tym przejmować. Ułożył skobel pionowo tak by przy zatrzaśnięciu drzwi, opadł z powrotem na swoje miejsce. Dopiero z pomocą elfa udało się otworzyć drzwi. Ciężkie stalowe wrota, przez które trzeba było przechodzić w zgięciu, oddzielały lochy od podziemnych korytarzy, w których parował mrok i ciemność. Robin wydobył z kieszeni kawałek wyprawionej skóry i raz jeszcze przejrzał zapisane na niej liczny i znaki.
    - Trzymaj się mnie. - mruknął do elfa. - Mówię dosłownie, trzymaj się.
    Wcisnął mu w dłoń rąbek swojego płaszcza. Potem wkroczyli w aksamitny mrok podziemi. Robin zatrzasnął drzwi. Usłyszał jeszcze chrzęst opadającego skobla a potem zapadła całkowita cisza.
    Szedł ostrożnie, licząc kroki.
    10... 11...12...13... Zatrzymał się i skręcił w prawo. Kolejne liczenie kroków. Potem znów zmiana kierunku marszu i znów liczenie.
    Łatwo się było tu zgubić. Na szczęście dawno temu, ktoś z gildii złodziei sporządził kilka prostych map, dzięki którym można było przejść przez podziemia, o ile miało się szczęście nie natrafić na pradawnego albo inną dziwaczną podziemną istotę.
    Niemal na ślepo wymacał gładką powierzchnię drzwi. Odetchnął głęboko. Pomruki i jęki, które słyszeli całą drogę, ucichły.
    Robin wymacał w ścianie otwór i wsunął do niego rękę, przełamując obrzydzenie. Czuł pod palcami ruszające się, wszechobecne robale, glony i inne grzyby. Natrafił na dwie liny. Pociągnął najpierw lewą, a gdy rozległo się ciche skrzypnięcie, pociągnął obie na raz. Coś trzasnęło i drzwi odskoczyły. Robin odetchnął z ulgą. Gdyby mechanizm okazał się zepsuty, musieliby szukać innego wyjścia a to mogło się okazać niemożliwe. Pchnął drzwi, wprowadzając elfa wprost do miejskich kanałów. Zamknął za nimi drzwi.
    - Jeszcze kilka metrów. - wyjaśnił. W kanałach było dużo widniej. Liczne otwory odprowadzały wodę i nieczystości z głównych ulic miasta.
    Robin wciągnął do płuc świeże i w miare czyste powietrze miasta. Po smrodzie kanałów była to cudowna odmiana.

    River poniósł wzrok znad księgi. Uśmiechnął się, widząc swojego ucznia i drugą postać, kroczącą za nim.
    - Dobra robota. - powiedział, zamykając książkę. - Odpocznijcie chwilę. Zaraz wyruszacie...

    OdpowiedzUsuń