11 marca 2018

[KP] Skyla Gardner

Skyla Gardner

Będąc w liceum mamy dwa priorytety - wybawić się i uczyć się tak by dostać się na wymarzoną uczelnię. Gdy już to się stanie do zabawy dochodzi chęć zaliczenia egzaminów. Czasy studiów są jednymi z najpiękniejszych w naszym życiu. To tam kształtujemy swoją osobowość, poznajemy często swoje drugie połówki. Postanawiamy być najlepsi. Po skończeniu studiów zaczyna się pogoń za karierą. Związki nie trwają zbyt długo, kochamy swoją pracę bardziej niż drugiego człowieka. Na dzieci będzie czas, przecież jesteśmy jeszcze młodzi. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jesteśmy samotni. Uświadamiamy sobie, że cała ta pogoń za kolejnym awansem nie dała nam tak naprawdę nic. Mamy trzydzieści dziewięć lat, samochód zaparkowany na parkingu przed domem i mieszkanie, którego przestrzeń nas zaczyna powoli przytłaczać. Jedyną rzeczą czekającą na nas w domu jest butelka wina. Widząc w lustrze kolejną zmarszczkę uświadamiamy sobie, że zmarnowaliśmy sobie życie. 

wątek z Altruistka

2 komentarze:

  1. Jesse nie gardził żadną pracą. W ciągu swojego pobytu w Nowym Jorku zdążył już złapać kilka przeróżnych prac, z czego żadna, jak na złość nie miała nic wspólnego ze studiowanym przez niego kierunkiem. Z uwagi na ilość zajęć ciężko było mu znaleźć coś na stałe, ale nie poddawał się nieustannie zmieniając branże; początkowo pracował na stacji beznynowej, dziennie wdychając rakowe ilości spalin, później sprzedawał hot-dogi pod Muzeum Sztuki, roznosił za marne centy ulotki, a obecnie dorabiał sobie kelnerowaniem w czterogwiazdkowej francuskiej restauracji. Podstawa pensji była znośna, ale to w dużej mierze napiwki zasilały jego kieszeń, powodując tym samym, że nie musiał zachodzić w głowę za co dożyć do następnego miesiąca. Opłaty i jedzenie pochłaniały lwią część każdej wypłaty, nie wspominając o pomocach naukowych niezbędnych do studiowania jednak mimo tych wszystkich trudności, których mógłby uniknąć zwracając się o pomoc do matki, Preston był naprawdę szczęśliwy. Samodzielny i wolny, a ponad to z daleka od rodziny nieustannie przypominającej mu jak niepokorna jest porażką. Poza tym zwyczajnie kochał pieniądze. Tak czy siak, gdy w restauracji koleżanka zaproponowała mu dodatkową pracę na weekend, przystał bez najmniejszego wahania, odkładając na bok przygotowane wcześniej plany opiewające wyjście do klubu i porządne świętowanie zdanych egzaminów; początek roku nie należał do gorącego czasu ślubów oraz przyjęć, bo te przypadały na okres wakacyjny, lecz wesele na prawie dwieście osób stanowiło niezłe wyzwanie. Nie miał wątpliwości, że będzie ciężko i prawdopodobnie po powrocie do domu będzie chciał zapomnieć o tym, że kiedykolwiek spotanicznie przystał na propozycje Danielle, ale dzielnie nie zmienił zdania. Pojawił się w lokalu razem z resztą załogi o czwartej nad ranem, pomagając w dekorowaniu sali, aby później wykonywać masę różnych zajęć jak odbiór skrzynek z alkoholem i wszystkiego, co potrzebne jest do dobrej zabawy. Z godziny na godzinę tempo rosło coraz bardziej.
    Rzeczywistość szybko przerosła jego wyobrażenia o tym jak trudny będzie to dzień; niemalże co chwilę opuszczał kuchnie, po której biegali inni kelnerrzy i kucharze, dźwigając monstrualnie wielkie tace wypełnione różnymi potrawami, próbując iść zgodnie z ustaloną kolejnością i nie zgubić się między stolikami. Goście, którzy nie siedzieli na swoich czterech literach, wędrując między stołami, aby porozmawiać z rodziną czy znajomymi, jedynie wszystko utrudniali, bo kilkukrotnie był bliski zderzenia się z kimś i rozwalenia w mak zapewne piekielnie drogiej, porcelanowej zastawy. Bez względu na to, jak trudno było na jego ustach ciągle błakał się wesoły uśmiech, tak charakterystyczny dla jego pogodnego usposobienia. Przestał nerwowo zerkać na zegarek, gdyż miał wrażenie, że w ten sposób czas pracy tylko się wydłuża i najlepiej jak potrafił obsługiwał gości, próbując też ignorować spojrzenia, czy nawet zaczepki młodych dziewcząt usiłujących nakłonić go do zostawienia wszystkiego i zatańczenia na parkiecie. Och, Jesse bez wątpienia byłby skłonny dać się namówić, lecz menadżer doglądający obsługi i pilnujący dobrej zabawy gości, okazał się cholernym dupkiem potrafiącym doczepić do najmniejszego szczegółu więc wolał dmuchać na zimne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy po ośmiu godzinach szampańskiej zabawy — w jego przypadku konkretnego zapieprzu — postanowił zrobić sobie przerwę, zwyczajnie nie chciało mu się nigdzie oddalać i tracić czasu; wyszedł przed okazały budynek wtapiając się w grono imprezowiczów, wszak eleganckie czarne spodnie i biała koszula sprawiały wrażenie, że rzeczywiście jest jednym z nich. Wyskrobał z kieszeni awaryjną paczkę papierosów — zazwyczaj nie palił, ale w chwilach zmęczenia, czy dla potrzeby zrelaksowania się lubił zakopcić. Na przeszkodzie stanął mu brak zapalniczki; zirytowany parsknął pod nosem pocierając palcami zmęczone oczy i przebiegł spojrzeniem po nielicznych osobach tkwiących na zewnątrz; jego wzrok zatrzymał się na kobiecie, która za wszelką cenę próbowała udać zainteresowaną rozmową, czy może raczej opowieścią wygłaszaną przez jakiegoś mężczyznę. Niewiele myśląc powędrował w jej kierunku postanawiając przyjść z odsieczą.
      — Przepraszam, możesz pożyczyć zapalniczkę? — zagadnął, bezceremonialnie wcinając się w rozmowę. Kiedy na niego spojrzała uśmiechnął się szeroko, ale zaraz ten uśmiech zastygnął na jego twarzy, bo zbyt pochłonięty nieznajomą, aby pracować nad bogatszą mimiką twarzy. Bez dwóch zdań była od niego starsza, choć nie potrafiłby precyzyjnie określić jaka dzieliła ich, lecz Jamesowi to nie przeszkadzało. Ba! Poczuł w sobie dziwną potrzebę sprawienia, żeby uśmiechnęła się tylko dla niego. Wyciągnął papieros dotąd tkwiący w kąciku ust, kompletnie ignorując jej towarzysza. — Jesteś ze strony pana młodego, czy pani młodej? — aktualnie nie miał lepszego punktu zaczepienia, a poza tym był ciekaw jej głosu.

      Usuń