1 sierpnia 2018

[KP] Nate




NATHANIEL WHITMORE
17-LATEK, NORTH DALLAS HIGH SCHOOL, CZARNA OWCA

Mówili, żeby znalazł coś dla siebie. Powtarzali, że on już wie - że jego starszy brat jest na dobrej drodze. Mówili, więc posłuchał. Teraz tylko krzyczą. Teraz im się nie podoba. Bo znalazł coś dla siebie... na złej drodze. Bo walczy zawsze sam.

Wątek z Astra

4 komentarze:

  1. Czasami sama nie dowierzała ludzkiej naiwności. Ich ślepej wierze w pozory i nadziei na to, że osąd ich nie zawodzi. Błądzili po świecie, a wielu z nich nie dostrzegało prawdziwych realiów. Niczym dzieci pragnęli widzieć świat tak, jak stwarzali go bajkopisarze. Tak, by dzielił się na dobro i zło, na bohaterów i złoczyńców, by nic nie znajdowało się pośrodku i nie zaburzało ich osądu. Ona była szarością, jednakże wokół nikt nie dostrzegał jej ciemnych tonów. Widzieli biel, która od niej biła, ponieważ nie zauważali, iż wystarczy opuszkami palców przetrzeć lustro przyprószone cienką warstwą pyłu, by dostrzec to co kryło się pod powierzchnią. Czy mogła jednak winić ich ślepą wiarę, skoro sama pchała ich w te sidła? Zachęcała, podrzucała pułapki, by utrzymać ich w bezpiecznej strefie, mieć kontrolę nad obrazem, jaki im ukazywała, ponieważ sama bezmyślnie wierzyła, że dzięki temu jakiś fragment tej układanki będzie prawdziwy. Idealny. A przecież ciągle do tego dążyła. Czy rzeczywistość przestałaby się liczyć, gdyby nikt tak naprawdę jej nie znał? Sama chyba zaczęła w to mocno wierzyć.
    Te myśli towarzyszyły jej, gdy krzątała się po gabinecie, w którym zazwyczaj urzędowała szkolna pielęgniarka. Kobieta jednak kilkanaście minut temu wybiegła, gdy dostała telefon od nauczycielki swojego sześcioletniego syna, który przez czyjąś nieuwagę coś sobie zrobił. Sky wiedziała jedynie, że pielęgniarka jest samotną matką, więc spytana o to, czy zostanie i zajmie się wszystkim pod jej nieobecność, po prostu skinęła głową i posłała kobiecie lekki uśmiech. Przy okazji wspomniała o tym, że ma nadzieję, iż chłopcu nic nie jest, ponieważ czuła się w obowiązku, by wypowiedzieć te słowa. Jakby w jej głowie istniał niewidzialny scenariusz dotyczący takich momentów, jakby żył tam sufler, który szeptał pierwsze słowa wersów, by przypadkiem nie zapomniała ich wypowiedzieć. Słowa wisiały w powietrzu, gdy pielęgniarka pędem wyszła z gabinetu, zapewne tworząc w głowie niezliczone historie, które mogły się wydarzyć. Tak zapewne wyglądał silny matczyny instynkt, zapisany w kodzie kobiet i uruchamiany, gdy na świecie pojawiało się ich młode, stawały się wtedy niczym tygrysice, skuteczne i niezawodne. Ona jednak wiedziała, że niektóre kobiety tego nie posiadają, a może zostało to głęboko ukryte i ktoś zapomniał, że powinno zostać uruchomione. Może jej matka to miała, ale przejawiała to na swój własny sposób, odrzucała schematy i działała według własnych kodów. Ciężko było wierzyć nawet w tę wersję wydarzeń.
    Uniosła głowę, gdy zauważyła, że ktoś zbliża się do gabinetu. Pielęgniarka w całym pędzie zapomniała zamknąć drzwi, a Sky nie pofatygowała się, by naprawić ten błąd. Poza tym otwarte drzwi zapewne nie wzbudzały podejrzeń. W końcu to za tymi zamkniętymi działy się najgorsze rzeczy, w to wszyscy wierzyli...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wychyliła się, zza lady biurka, by móc dostrzec czyja zbłąkana dusza zbliża się do miejsca bólu i rozpaczy. Nie znajdowała się w domu, gdzie rozpoznawała kto zaraz się pojawi, jedynie po samych odgłosach stawianych kroków. Jej matce towarzyszył zawsze rytmiczny dźwięk obcasów uderzających o drewno, którym był wyłożony korytarz. Wtedy dziękowała dekoratorce wnętrz za brak dywanu, który mógłby skutecznie utrudnić przewidywanie tej niedalekiej przeszłości i uniemożliwić przygotowanie na pojawienie się najważniejszego w jej życiu sędziego. Drugim był ojciec, który z kolei pojawiał się rzadko, ale nagle i niespodziewanie. Mogłaby pokusić się o stwierdzenie, iż w rzeczywistości nawet nie dotykał podłogi, która w jego mniemaniu mogła nie wykazywać się wystarczającą godnością, by mógł po niej stąpać. Było to idealne odzwierciedlenie jego hierarchicznego sposobu patrzenia na świat i założenia, iż w tej piramidzie znajduje się bardzo wysoko. Ostatnią osobą była Helen, która w ich domu pełniła funkcję kogoś pokroju pokojówki. Temu przybyciu towarzyszył cichy odgłos uderzania podwyższanej gumowej podeszwy o podłogę, który jednocześnie sprawiał wrażenie wydawanego specjalnie, jakby miał być swego rodzaju komunikatem; biorąc pod uwagę fakt, iż nigdzie indziej ten dźwięk się nie powtarzał, wychodziła z założenia, że Helen stosowała tę formę przekazu jedynie w jej przypadku, a ten pomysł nie wydawał się wcale tak abstrakcyjny, gdy brała pod uwagę różne fakty.
    Wróciła jednak do rzeczywistości, gdy chłopak pojawił się w progu, a jasne światło lamp jakby nagle skupiło się całkowicie na nim. Był kontrastem, przeciwieństwem bieli i czystości, które otaczały ich w tym pomieszczeniu z każdej strony, co dodatkowo uwydatniało jego stan. Nie trzeba było być geniuszem, by wyczytać aż nadto oczywistą mimikę jej twarzy, która w tym momencie nie była kontrolowana przez mentalne maski, które zakładała, gdy patrzyła na nią reszta świata. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a długie rzęsy, które za sprawą tuszu były niemal kruczoczarne, niemal dotykały brwi. Usta mimowolnie się rozchyliły, jakby chciała coś powiedzieć, acz w jej zwykle rozwiniętym, słowniku, w którego skład wchodziło zapewne setki kartek, nagle zabrakło słów. Przybysz jednak nie czekał aż ona, niczym rybka zaczerpnie powietrza i sam postanowił się obsłużyć. Dopiero wtedy dziewczyna wróciła do rzeczywistości, co jednocześnie mogło być także spowodowane faktem, iż zakrwawiona twarz zniknęła jej z oczu. Wtedy też szybkim krokiem wyszła zza biurka i niczym mistrz kontroli wsunęła się pomiędzy chłopaka, a szuflady, które tak pilnie przeszukiwał, co wymagało odrobiny siły i pewności siebie, ale z drugiej strony wiadome było, iż tych dwóch cech Skyler Mahoney odmówić nie było można. Palcami docisnęła szary metal, do momentu, aż usłyszała ciche kliknięcie, po czym uniosła głowę, by móc spojrzeć w oczy blondynowi. Nie należała do najniższych, lecz jednocześnie jej wzrost nie był przesadnie monumentalny, co sprawiało, że intruz mógł nad nią nieznacznie górować. Zapewne nie umknął mu także grymas, który przemknął przez jej twarz, a który szybko postarała się ukryć za zaciśniętymi w ciasną linię ustami i zmarszczonymi brwiami.
    — Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę, ale chyba nie zatrudnili cię w zastępstwie za pielęgniarkę? - mruknęła ironicznie, uprzednio odchrząkując. Sytuacja, w której obecnie przyszło jej się znaleźć, nie mieściła się w sferze jej codzienności, a tym bardziej komfortu i jakaś jej część miała ochotę skulić się i wycofać, aczkolwiek na terenie szkoły od zawsze była tą, która trzyma głowę wysoko bez względu na okoliczności. Wierzyła, że jedyną osobą, która jest zdolna sprawić, by się wycofała, jest właśnie jej matka. Nie chłopak, który najwyraźniej chwile wcześniej miał wątpliwą przyjemność spotkania z ciężarówką. — To nie jest sklep. Nie możesz brać wszystkiego co wpadnie Ci w ręce i wychodzić. — dodała, co zapewne było zbędnym przedstawieniem rzeczywistości, aczkolwiek zawsze mogła zakładać, iż chłopak miał wstrząśnienie mózgu i nie wszystko było z nim w porządku.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Kurde, nie pamiętam, jak to ustaliłyśmy, czy ona już dogadała się z dyrektorem, czy też jeszcze nie. Wiem, że później miał być ten wątek, gdzie dyrektor wysyła go, by pomógł dekorować salę. Może uznamy, że tego układu jeszcze nie ma i teraz ich relacja jest czysta jak łza? W końcu opatrzenie bandażem nie doprowadzi ich do wielkiej miłości :P Możemy założyć, że jakiś czas później zawrze porozumienie z dyrektorem, do czego będzie tym bardziej skłonna, gdyż miała już okazję poznać Nate'a. ]

      Usuń
  3. Otworzyła oczy zaskoczona, gdy chłopak z premedytacją zrobił pół kroku do przodu, sprawiając, iż jej ciało automatycznie pragnęło ponownie zwiększyć dystans, acz przyciśnięta była do szafki, której idiotycznie postanowiła bronić własnym ciałem. Mogła jedynie próbować się w magiczny sposób skurczyć, wciągnąć powietrze przez nos i napiąć mięśnie. Nie przywykła do tego, by ktoś w szkole wychodził jej naprzeciw. Ludzie podążali obok niej lub za nią, ślepo wierząc, że bezpiecznie przeprowadzi ich przez kręte korytarze i nie doprowadzi do przepaści. Nathaniel Whitmore jednak nie należał do tych osób i choć słyszała o nim wiele plotek, dotychczas nie miała okazji mieć z nim styczności. Mogli przemieszczać się po tych samych korytarzach, mieć wspólne zajęcia, lecz życie odgrodziło ich niewidzialną ścianą. Tym mocniejsze było zderzenie z nią w tak nagły sposób. Uparcie jednak odwzajemniała jego spojrzenie, nie zamierzając odpuszczać. Bądź co bądź zobowiązała się pilnować wszystkiego pod nieobecność pielęgniarki i nie mogła ot tak wyrzucić zaufania, którym ją obdarzono do kosza. Mogłaby się tłumaczyć, a gdyby wspomniała imię intruza, zapewne wszelkie grzechy zostałyby jej wybaczone, lecz zakorzeniona duma, czysta rywalizacja, nie pozwalały zrezygnować.
    Jakaś jej część pragnęła stanąć na palcach i tym samym zmniejszyć jego przewagę, jednakże miała świadomość, iż takie działanie nie polepszyłoby przesadnie jej sytuacji, a jedynie sprawiło, iż rozmyślnie zmniejszyłaby, praktycznie nieistniejący dystans, który ich dzielił. Na chwilę spuściła wzrok na dół, by dostrzec pokrytą strupami dłoń chłopaka, która dodatkowo przyozdobiona była częściowo zaschniętą już krwią. Lekko się wzdrygnęła, gdy uświadomiła sobie, iż jakaś część rozmazanych śladów mogła należeć do kogoś innego, kogoś, kto miał okazję zapoznać się bardziej szczegółowo z pięścią samozwańczego boksera. Skupiła się jednak na fakcie, iż położenie owej dłoni o połowę zmniejszało jej możliwość ucieczki, do której zachęcała ją każda iskierka samozachowawcza w jej ciele. Wiedziała, że jeśli przesunie się o milimetr w bok, zapewne poczuje na sobie dotyk chłopaka, na dowód tego na jej jasnych spodniach bez wątpienia zostanie przynajmniej minimalny bordowy ślad. Odrzuciła jednak wszystkie te przemyślenia i uniosła wzrok, by na powrót skrzyżować z nim spojrzenie. Wahała się dosłownie przez sekundę, nim położyła dłonie, na jego torsie, lekko go odpychając i licząc na to, że chłopak jednak sam postanowi zrobić krok do tyłu.
    — Nie odmawiam, to byłoby przestępstwo. — odparła pewnym głosem, który nawet ją samą zadziwił. — Możesz usiąść na tyłku i pozwolić mi się tym zająć albo mogę pokazać Ci drzwi i odesłać na ostry dyżur. — zaproponowała, unosząc jedną krew ku górze. Nie wyglądał na chłopaka, który z natury słucha poleceń kogokolwiek, wątpiła więc, by zamierzał posłuchać się właśnie jej. Z drugiej strony jednak nie zamierzała się ugiąć i choć w jej umyśle pojawiła się wizja, w której jej głowa spotyka się z ciężkim przedmiotem, a ona sama budzi się na ostrym dyżurze, nie miała w planach tak po prostu odpuścić.

    OdpowiedzUsuń