22 lat • kelner w restauracji • dorabia w warsztacie samochodowym • starszy brat w więzieniu • trójka młodszego rodzeństwa Jim, Rose i Mary • ojciec nie żyje • złe towarzystwo • czasem sprzedaje trawkę • nienawidzi bogatych dzieciaków
Blair William. Córka Anastazji i Edwarda Williamsów. Byłej supermodelki, obecnie właścicielki fundacji charytatywnej i prezesa firmy marketingowej. Luksusowy apartament przy West Monroe Street niedaleko Mary Bartelme Park. Domki letniskowe w najróżniejszych częściach kraju. Platynowa karta, zakupów ile tylko by zechciała, imprezy, najdroższe hotele, prywatne odrzutowce i jacht dokujący w zatoce. W dodatku nigdy nie musiała się tym z nikim dzielić, bo jest jedynaczką. Brzmi jak bajka, prawda? Tylko że uwagi rodziców i tak nie miałaby jak dzielić, bo wynosiła zero. Wychowywały ją nianie, które zmieniały się tak szybko, że nie była w stanie za tym nadążyć, bo bardzo szybko lądowały w łóżku ojca, za co matka je zwalniała. Ich małżeństwo było jedynie czysto polityczne, a kochającą rodzinę córce “wynagradzali” pieniędzmi. Dlatego większość życia robiła wszystko, by wyrwać się z domu idealnego, w którym noce wypełniały wrzaski o kolejną kochankę. Gdy tylko dostała list potwierdzający z Chicago University, wyprowadziła się z domu. Co prawda mieszkanie kupiła też za pieniądze rodziców, ale jednak nie musiała brać udziału w tym cyrku na co dzień.
Dzisiejszego dnia, nie mając żadnych zajęć ani planów ze znajomymi, gdy wstała z łóżka, ubrała jeansy i t-shirt, swoje różowe jeansy związała w wysoki kucyk, a na oczy wsunęła Ray-Ban'y i wyszła z mieszkania. Nogi poniosły ją do pobliskiej restauracji, gdzie zajmując stolik w ogródku, zamówiła śniadanie. Z torebki wyciągnęła notatki z historii prawa publicznego, i stukając swoimi pudrowymi paznokciami w kształcie migdałków o blat stolika oraz przesuwając okulary przeciwsłoneczne, zaczęła się uczyć, co dość mocno ją pochłonęło. Ocknęła ją dopiero zawartość kanapki na jej jasnej koszulce i rozlana odtłuszczona latte na kartkach. Gwałtownie wstała, odskakując wręcz od stolika. - Ale co pan robi?! - zapytała z przerażeniem, widząc jak jej notatki mokną, a tusz się rozmazuje. Na jej oczach odchodziła możliwość na zaliczenie przedmiotu. Nie było mowy żeby ktoś pożyczył jej swoje, na jej kierunku była zbyt duża rywalizacja. - Jakim cudem w ogóle dostałeś tu pracę?! Powinni sprawdzać kogo zatrudniają! - chwyciła serwetki ze stołu i zaczęła próbować uratować choć kilka kartek.
Blair William. Córka Anastazji i Edwarda Williamsów. Byłej supermodelki, obecnie właścicielki fundacji charytatywnej i prezesa firmy marketingowej. Luksusowy apartament przy West Monroe Street niedaleko Mary Bartelme Park. Domki letniskowe w najróżniejszych częściach kraju. Platynowa karta, zakupów ile tylko by zechciała, imprezy, najdroższe hotele, prywatne odrzutowce i jacht dokujący w zatoce. W dodatku nigdy nie musiała się tym z nikim dzielić, bo jest jedynaczką. Brzmi jak bajka, prawda? Tylko że uwagi rodziców i tak nie miałaby jak dzielić, bo wynosiła zero. Wychowywały ją nianie, które zmieniały się tak szybko, że nie była w stanie za tym nadążyć, bo bardzo szybko lądowały w łóżku ojca, za co matka je zwalniała. Ich małżeństwo było jedynie czysto polityczne, a kochającą rodzinę córce “wynagradzali” pieniędzmi. Dlatego większość życia robiła wszystko, by wyrwać się z domu idealnego, w którym noce wypełniały wrzaski o kolejną kochankę. Gdy tylko dostała list potwierdzający z Chicago University, wyprowadziła się z domu. Co prawda mieszkanie kupiła też za pieniądze rodziców, ale jednak nie musiała brać udziału w tym cyrku na co dzień.
OdpowiedzUsuńDzisiejszego dnia, nie mając żadnych zajęć ani planów ze znajomymi, gdy wstała z łóżka, ubrała jeansy i t-shirt, swoje różowe jeansy związała w wysoki kucyk, a na oczy wsunęła Ray-Ban'y i wyszła z mieszkania. Nogi poniosły ją do pobliskiej restauracji, gdzie zajmując stolik w ogródku, zamówiła śniadanie. Z torebki wyciągnęła notatki z historii prawa publicznego, i stukając swoimi pudrowymi paznokciami w kształcie migdałków o blat stolika oraz przesuwając okulary przeciwsłoneczne, zaczęła się uczyć, co dość mocno ją pochłonęło. Ocknęła ją dopiero zawartość kanapki na jej jasnej koszulce i rozlana odtłuszczona latte na kartkach. Gwałtownie wstała, odskakując wręcz od stolika. - Ale co pan robi?! - zapytała z przerażeniem, widząc jak jej notatki mokną, a tusz się rozmazuje. Na jej oczach odchodziła możliwość na zaliczenie przedmiotu. Nie było mowy żeby ktoś pożyczył jej swoje, na jej kierunku była zbyt duża rywalizacja. - Jakim cudem w ogóle dostałeś tu pracę?! Powinni sprawdzać kogo zatrudniają! - chwyciła serwetki ze stołu i zaczęła próbować uratować choć kilka kartek.