Marve Jones ''White Sparrow"
Lat 18 • dystrykt 8 • świeżo upieczona zwyciężczyni ostatnich Głodowych Igrzysk • były pracownik fabryki • kochający ojciec • nieżyjąca matka oraz brat • japoński miecz • marzenie o wolności • zwycięstwo w imię zemsty za śmierć brata • szczera aż do bólu • czasem chamska
Zostało ich troje. Ona i dwóch wysportowanych, dobrze zbudowanych młodych mężczyzn, który byli faworytami publiczności. Nikt nie przypuszczał, że zajdzie tak daleko, że przetrwa to pochodząc z dystryktu, który zajmował się głównie szyciem ubrań. A jednak jakimś cudem doszła do samego końca.
Siedziała na czubku drzewa, skulona w swoją białą bluzę, którą przesłał jej jakiś sponsor. Śmiali się z niej przed telewizorami, że wygląda jak malutka ptaszynka, jak biały wróbelek... Padał deszcz i było cholernie mokro. Wpatrywała się w scenę, która działa się tuż pod jej nogami. Wszystko widziała z lotu ptaka. Jak dwójka trybutów walczyła na śmierć i życie nie zdając sobie sprawy z jej obecności. Nie pokonałaby żadnego z nich w walce w ręcz. Nie miała najmniejszych szans bo nigdy nie należała do wyjątkowo silnych.
Łysy trybut z dystryktu 5 padł właśnie na ziemię uderzając głową o kamień tym samym kończąc swój udział w igrzyskach. Trybut z dystryktu 2 stał dumnie z uniesionym do góry młotem, którym po chwili roztrzaskał głowę poległego. Wystrzelono armaty... ogłoszono śmierć kolejnego trybuta, lecz nie przerwano igrzysk, nie ogłoszono zwycięzcy, nie gratulowano nikomu.... W momencie w którym zrozumiał, że ktoś jeszcze przeżył skoczyła na niego z drzewa wbijając japoński miecz prosto w kark.
Nigdy nie czuł się dostatecznie w prawie, by sądzić innych. Podobnie jak przez myśl mu nie przeszło, by kreować w głowie obraz upadku Kapitolu. Był prosty. Świat przyjmował takim, jaki jawił mu się przed oczami. Brutalnym i bezwzględnym. Racjonalizm zabraniał mu myśleć inaczej, a naiwne dziecięce wizje o wolności opuściły go z chwilą wyjścia na arenę. Po zwycięstwie, a przy tym druzgocącej lekcji, jaką przyjął w trakcie walki z innymi, był pewien jednego: nie był w stanie zmienić mechanizmu działania Panem, a zabicie dziesiątki trybutów w Igrzyskach Śmierci nie uprawniało go do przenoszenia odpowiedzialności na osoby trzecie. Przeciwnie, świadczyło o byciu częścią tego nieszczęsnego Koła Wyzysku. Wiedział, że jeśli coś tu było winne, to nie ludzie, a system. No więc mimo, że sam dla uratowania nazwiska rodowego przed wymarciem poświęcił wiele – łącznie z godnością – nie uważał się za ofiarę. Na to przelał zbyt dużo niewinnej krwi. Tkwił więc w przekonaniu, że wszyscy, jeden po drugim, jak się patrzy, są tu grzesznikami. Bogacze z Panem, gdy czerpią rozrywkę ze śmierci dzieci; Trybuci, bo w próbie przetrwania działają pod dyktando Kapitolu; ludzie z pracujących Dystryktów, którym brakuje odwagi na wprowadzenie nowych rządów. Ona natomiast, jak na osobę, która była ścisłą częścią przedstawienia Kapitolu, stawiała w myślach wyjątkowo surowe wyroki. Nie byłby do tego zdolny, co prawdopodobnie w tym względzie czyniło go ciut bardziej sprawiedliwym.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony gdyby tylko wiedział, co myśli o nim i jego poczynaniach, prawdopodobnie nawet by nie zaprzeczył. Nie uważał się za osobę bez skazy – jego kręgosłup moralny został nadwyrężony już dawno temu, gdy opuścił dom. Lądowanie w łóżkach lubieżnych kobiet było tego przykładem, choć nie całkowitym dowodem na odrzucenie sumienia. Istniały bowiem konkretne pobudki, dla których zachowywał się w ten sposób. Nikogo jednak nie interesowały motywacje, liczył się efekt. A ten czynił z niego obiekt do kupienia.
Nawet ubiór odzwierciedlał przyjętą przez niego pozycję. Cienka koszula w kolorze śnieżnej bieli, mimo że niezbyt upięta, pod sztucznym światłem lamp prezentowała zarys pojedynczych mięśni, a rozpięty kołnierzyk u góry nie pozostawiał żadnych złudzeń, co do tego, że Golden był dobrze zbudowanym, młodym mężczyzną. Tylko tutaj, na tarasie, mógł liczyć na odrobinę spokoju. Blada poświata księżyca nie była w stanie przebić się przez bawełnianą tkaninę, a obce dłonie nie dotykały go bez skrępowania po barkach i plecach, jak robili to niektórzy wewnątrz. To tutaj, na otwartej przestrzeni, mógł odetchnąć. Chłonął w zaspokojeniu świeżość powietrza, a przyjemny wieczorny wicherek rozchodził się po jego członkach bez tych rozgrzanych kobiecych spojrzeń, jakimi zwykle raczyły go mieszkanki Panem. I mimo że wzrok Marve nie miał z pożądaniem nic wspólnego, Golden, przyzwyczajony do bycia obserwowanym, wyczuł jej wzrok na sobie niemal od razu. Odwrócił głowę, gotowy na interwencję. Zwykle w takich momentach wymagano od niego męskiej śmiałości – powitania przesyconego flirtem i udawanym zaangażowaniem. Dziś, widząc nową zwyciężczynię Igrzysk, mógł odpuścić sobie ten teatrzyk. Ograniczył się do skinięcia głową.
— Nie tak, jak sobie wyobrażałaś?
Wypowiedź, sądząc po doświadczeniach wszystkich Trybutów jakich zna, przybiera niemal retoryczny wymiar. Oczywiście, że nie tak. Przed wyjściem na arenę, wygraną i doświadczeniem pierwszego bankietu, nikt z nich nie jest w stanie wyobrazić sobie tak do końca tego, jak w istocie wygląda dzień zwycięzcy w Panem. Wielu próbuje, ale zawsze brak jest jednego z czynników – pełnej świadomości tego, że nawet po wygranej żyją na łasce i ku chwale Kapitolu.
— Ciesz się dzisiaj. Potem jest już tylko gorzej.
— Może nie wiem... – wzrusza ramionami lekceważąco, jakby możliwość popełnienia błędu wcale go nie przerażała. W istocie tak właśnie jest. Są ludźmi, pomyłki się u nich zdarzają. Jest w stanie jedną z nich (albo nawet część z nich) sobie wybaczyć. Ale w tym przypadku nawet jej nie przewiduje. Wie bowiem, że nieważne jak bardzo racjonalnie podchodzi się do kwestii igrzysk i wygranej, żadna wyobraźnia nie jest w stanie w pełni przygotować człowieka na to, co czeka go w Kapitolu. To należy przeżyć... a rzeczywistość koniec końców i tak rozczarowuje. Drugą sprawą było to, że każdy, kto nie wierzył chociaż przez moment, że w walce może wygrać własną wolność, nie przeżyłby na arenie ani jednej doby. Bez odpowiedniej motywacji człowiek był stracony. To przetrwanie i chęć samostanowienia o sobie pchały ludzi do zwycięstwa. Jeśli nie to ją prowadziło przez czas igrzysk, to co innego?
OdpowiedzUsuń— Każdy wie, że kreują Nas na gwiazdy. Ale czy wiedziałaś, że nie będzie nic poza tym?
Jeżeli potrafiła stanąć przed lustrem, spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć szczerze, że nigdy nie miała ambicji do tego, by być wolną lub przynajmniej niezależną, to szczerze jej zazdrościł. Prawdopodobnie była najszczęśliwszą osobą z Trybutów, wiedząc, że Kapitol dał jej dokładnie to, czego oczekiwała – zupełnie nic. Nie było autonomii, prawdziwych uczuć, czy relacji. W trybie dnia przeciętnego Trybuta brakowało miejsca na życie.
Przesuwa dłonią po szorstkim zaroście, obserwując przez moment, jak dziewczyna miota się we własnej złości. Jej pretensjonalny ton czynił ją znacznie mniej atrakcyjną, a rezerwa, z jaką go traktowała, jeszcze bardziej odległą. Stali po tej samej stronie barykady, a jednak zamknięci we własnej strefie komfortu. Niedostępni dla siebie.
Uśmiecha się nikle, acz pociągająco, z łatwością wchodząc w rolę, którą mu przypisuje. Swobodnie przesuwa się wzdłuż barierki w jej kierunku, zatrzymując się dopiero w momencie, gdy uznaje to za stosowne – to znaczy parędziesiąt centymetrów przed nią. Tyle, ile wymagałaby zwykła rozmowa.
— Mówili dlaczego?
Zna odpowiedź. Uchodzi za jednego z lepszych kochanków. Chce jednak przekonać się, w jak mało delikatnych słowach uchwyci to ona. Wnioskując po jej wcześniejszych kwestiach, raczej nie darzy go sympatią, a już w szczególności nie dba o to, czy słowa, które wypowiada, są ostre, czy nie. Prawdopodobnie w jej mniemaniu wyrażają jedynie prawdę.
Brak zrozumienia dla prostytucji był względnie uzasadniony w przypadku tych osób, które nie doświadczyły sprzedaży na własnej skórze. Kto nie zaznał tego ni razu, a tym samym – kto nie cieszył się popularnością na tyle, by stanąć przed koniecznością obcowania z ludźmi pod groźbą utraty bezpieczeństwa (swojego, bądź bliskich) – temu i opowiadania nie były w stanie ukazać całej tajemnicy życia cielesnego w pętach Kapitolu. W zaciągniętych pośrednio od innych informacjach o przebiegu kupna i sprzedaży ludzi znajdowało się bowiem więcej niewiadomych, niźli prawdy. Pokrętnie przekazywane wiadomości o trybutach-prostytutkach narastały w społeczeństwie do rangi dobrze przyjmowanej sensacji, ale w oczach trybuta czasami były niczym innym jak nieznośnym, ciężko przetrawianym kłamstwem. Nikt, łącznie z ludźmi z Kapitolu, tak naprawdę nie wiedział, ile z tego, co się słyszy, można odnieść do rzeczywistości. W większości przypadków wszystko zależało od sytuacji. Każdą z nich należało więc rozpatrzeć indywidualnie.
OdpowiedzUsuń— Skoro mówili, to wiesz, dlaczego zostałem kochankiem...
Pała nieszczególną chęcią wyjawiania własnego stanowiska w tej kwestii. Jeszcze nigdy nie przyniosło mu to odpowiednich skutków. Natomiast znacznie częściej upewniało go w tym, że jeśli ktokolwiek z nich – Trybutów – kierował się jakimiś rozsądnymi zasadami w życiu, to tylko tymi dotyczącymi przetrwania. A ono nie obejmowało osób drugich. Co za tym idzie, nie opłacało mu się bratać z innymi.
Na wzmiankę o przystawianiu się podnosi nieznacznie brwi. Ignoruje komentarz z jednej prostej przyczyny... jest wyssany z palca. Gdyby próbował ją poderwać, zrobiłby to w mniej oczywisty sposób. Wyzbyty prostoty, graniczącej z prostactwem. Co więc robi i po co się do niej przysuwa? W tej sytuacji stara się raczej dopasować do jej wyobrażenia o nim – zirytować ją samą swoją obecnością, którą jak sądzi, ona uważa za zbyteczną, być może nawet obraźliwą dla niej. Z jakiegoś powodu Tate czuje, że kobieta czuje się od niego bardziej godna. Poczucie wyższości bije od jej tonu i postawy.
— Nie jest Twoją przyjaciółką, a jednak jest ci najbliższa, skoro o niej mówisz... Nie jestem Twoim przyjacielem, a jednak zadajesz mi pytania z tematów, które są zarezerwowane właśnie dla przyjaciół. Jesteś pewna, że wiesz, kim jest przyjaciel?