Leila Hanson
Irlandka mieszkająca od dwunastu lat w Wielkiej Brytanii. Czarna owca w rodzinie prawników. Pielęgniarka zbyt dużą ilością empatii, która nie sprawdzała się na oddziale intensywnej terapii. Wyśmiewana przez koleżanki i kolegów na psychiatrii. Pogodna dusza wnosząca odrobinę światła w życie każdego, kogo napotka na swojej drodze.
Wpatrywał się w spływające po szybie krople. Przestał już zwracać uwagę na krzyki i jęki innych pacjentów. Przebywanie w Sali wspólnej stało się smutną rutyną. Niektórzy pacjenci grali w gry planszowe, inni robili krzyżówki a ci najmniej wymagający, po prostu siedzieli i patrzyli w przestrzeń na tylko sobie znane światy. Dla Lancelota był to kolejny dzień w koszmarze, do którego zaczynał się już przyzwyczajać. Przebywał w tym zakładzie już od roku. Przesiadywanie w jednym miejscu, z tymi wariatami było bardzo męczące. Na szczęście z niedoszłymi samobójcami można było porozmawiać. Pozostali, nie yli do końca świadomi tego co się działo i gdzie się znajdowali. Poznał historię każdego pacjenta umieszczonego w tym skrzydle. Wiedział, że stary Roger oszalał i cofnął się w rozwoju do lat dziecięcych, po tym jak jego córka zginęła w wypadku samochodowym a żona niedługo później skoczyła z klifu, ginąc na miejscu. Natomiast Amber, była młodą gwiazdką Londyńskiej Opery, ale po pewnych powiązanych ze soą niepowodzeniach i porażek, oraz nieudanym występie, kobieta załamała się psychicznie. Od pół roku nie wypowiedziała żadnego słowa. Lanc miał czasem wrażeniem, że słyszy nucone przez nią melodie. Ludzki umysł był bardzo skomplikowany i niestabilny. Każda nadzwyczajna sytuacja potrafiła wytrącić delikatne umysły w tej chwiejnej równowagi i doprowadzić na skraj szaleństwa. Cóż, między ustami a brzegiem pucharu, mogło się wiele wydarzyć.
OdpowiedzUsuńCzarne wskazówki ogromnego zegara ściennego, wskazały godzinę czwartą. Jak zwykle o tej porze przyszedł czas na kolejną porcję tabletek. Dwie pielęgniarki wypełzły z niedużego pokoiku, w którym przygotowywano dawki leków dla pacjentów i rozpoczęły mozolną wędrówkę między niemal pustymi powłokami ludzkimi, trzymanymi w tym zamkniętym świecie.
- Proszę. – tęga kobieta, odziana w zielonkawy fartuch pielęgniarki wręczyła mu kubeczek z czterema taletkami.
- Za każdym razem mam nadzieję, że zamiast tabletek dostanę czekoladki. – westchnął Lancelot z delikatnym uśmiechem.
- Jak zasłużysz to dostaniesz. – odparła, obserwując jak połyka tabeltki.
- Uważam, że jestem wyitnym pacjentem – westchnął i otworzył usta, y udowodnić że tabletki rzeczywiście połknął.
- Jesteś przeuroczy, Lanc. – zachichotała. – Zobaczę co się da zrobić.
Plotkowanie z pielęgniarkami i lekarzami stało się jedyną rozrywką, na którą Lancelot mógł sobie pozwolić. Dowiedział się na przykład tego, iż niedługo zostanie zatrudniona dodatkowa pomoc gdyż oddział ma się powiększyć. Podejrzewał, że coraz więcej niedoszłych samobójców zacznie się pojawiać w Sali wspólnej. Usiadł na swoim ulubionym fotelu tuż przy oknie, w którym zwykle czytał. Kapsułki i tabletki, które zostały mu przepisane przytępiały jego umysł. Czuł się zmęczony, ale gdy tylko zamykał oczy pojawiały się te dziwne objawy zmiany percepcji. Musiał wytrzymać te chwilowe niedogodności, gdyż walka z lekarzami nie kończyła się dobrze. Na początku swojego pobytu starał się jeszcze wyjaśnić personelowi, ze jest w pełni normalny i zdrowy. Odmawiał brania leków i przebywania z tymi „psycholami”. Jednakże doszedł dość szybko do wniosku, że lepiej współpracować niż przebywać cały czas w izolowanym pokoju, przypięty do łóżka pasami z grubej skóry. Uznał, ze jeśli będzie udawał wystarczająco długo, że mu się poprawiło to w końcu go wypuszczą. Nie miał innego wyjścia.