Czasem masz wrażenie, że jesteś obserwowany? Chociaż wiesz, że jesteś sam. Czy ktoś patrzy z najciemniejszego konta pokju? Ktoś kryje się w twoim cieniu? Tak, to ja. Dzień dobry
Rzadko bywała na wytwornych balach. Nie była przyzwyczajona do zbędnego przepychu czy niewygodnych sukien ze zbyt ściśle zasznurowanym gorsetem, przez który ledwo mogła zaczerpnąć odrobię powietrza. Nie czuła się tu zbyt swobodnie. Próbowała robić to samo co inni, by się nie wyróżniać. Nie chciała rzucać się w oczy, choć jej upstrzona kolorowymi piórami suknia, którą wybrała ciotka, znacznie jej to utrudniała. Z początku cieszyła się, że to bal maskowy i może nikt jej nie rozpozna, ale ciotka robiła co mogła by tylko wprowadzić ją do towarzystwa. W przeciwieństwie do jej rodziców, nie nalegała na to, by szybko znalazła dobrą partię i wyszła za mąż. Sama została dość szybko młodą wdową, co sobie bardzo chwaliła. W końcu była wolna. Twierdzi, że markiz Harvey najprawdopodobniej zmarł z powodu zatrucia arsenem. A wszystko przez pięknie zdobione, zielone tapety, które nadal królują w wielu bogatych domach. Mało kto wierzy w ich szkodliwość. Jednak za namową niemieckiego lekarza, Linda Astor postanowiła pozbyć się ich ze swojego zamku. Wolała nie ryzykować, po za tym i tak nie przepadała za zielenią. Nie należała do tych, którzy usilnie próbowali podążać za modą. Robiła to co chciała, bo mogła. Wszyscy wiedzieli, że mogłaby kupić połowę Londynu jeśli i nie cały. Linda jednak wolała inaczej lokować swoje pieniądze. Inwestowała tam, gdzie nikt nie chciał. Dlatego jej dom był otwarty dla ludzi z przedziwnymi pomysłami, które wykraczały poza obecną epokę. Nie szczędziła na naukę czy nowatorskie wynalazki. W jej ogromnym zamku ulokowano laboratoria czy pracownie sztuki. Wielu próbuje wykorzystywać jej roztargnienie i naiwność, by ugrać coś dla siebie. Tak było też i podczas balu. Markiza nie mogła opędzić się od interesantów. Charlotte postanowiła wykorzystać to, by móc trochę odetchnąć. Twarz bolała ją już od długiej serii sztucznych uśmiechów. Chciała po prostu wyjść, poluzować wiązania i zaczerpnąć powietrza. Szybko zlokalizowała drzwi prowadzące na balkon. Znacznie trudniej było się do nich dostać. Co chwilę wpadała na tańczących ludzi, którzy próbowali wciągnąć ją do wspólnej zabawy, o której nie miała zbyt wielkiego pojęcia. Nie znała wszystkich kroków, a do tego miała tendencję deptania ludziom po stopach. Zwłaszcza po piętach. W końcu uwolniła się wpadając z impetem na zamknięte drzwi. Z twarzy zsunęła się jej maska i upadła na ziemię. Kiedy z trudem schyliła się po nią, pod stojącym obok stołem z przekąskami, zauważyła złożoną kartkę. Zaciekawiona jej potencjalną zawartością, sięgnęła po nią. Kiedy miała już się stamtąd wydostać, straciła równowagę i niezbyt zgrabnie wylądowała na podłodze pod stołem. Miała nadzieję, że długi obrus wszystko zasłonił.
Rzadko bywała na wytwornych balach. Nie była przyzwyczajona do zbędnego przepychu czy niewygodnych sukien ze zbyt ściśle zasznurowanym gorsetem, przez który ledwo mogła zaczerpnąć odrobię powietrza. Nie czuła się tu zbyt swobodnie. Próbowała robić to samo co inni, by się nie wyróżniać. Nie chciała rzucać się w oczy, choć jej upstrzona kolorowymi piórami suknia, którą wybrała ciotka, znacznie jej to utrudniała. Z początku cieszyła się, że to bal maskowy i może nikt jej nie rozpozna, ale ciotka robiła co mogła by tylko wprowadzić ją do towarzystwa. W przeciwieństwie do jej rodziców, nie nalegała na to, by szybko znalazła dobrą partię i wyszła za mąż. Sama została dość szybko młodą wdową, co sobie bardzo chwaliła. W końcu była wolna. Twierdzi, że markiz Harvey najprawdopodobniej zmarł z powodu zatrucia arsenem. A wszystko przez pięknie zdobione, zielone tapety, które nadal królują w wielu bogatych domach. Mało kto wierzy w ich szkodliwość. Jednak za namową niemieckiego lekarza, Linda Astor postanowiła pozbyć się ich ze swojego zamku. Wolała nie ryzykować, po za tym i tak nie przepadała za zielenią. Nie należała do tych, którzy usilnie próbowali podążać za modą. Robiła to co chciała, bo mogła. Wszyscy wiedzieli, że mogłaby kupić połowę Londynu jeśli i nie cały. Linda jednak wolała inaczej lokować swoje pieniądze. Inwestowała tam, gdzie nikt nie chciał. Dlatego jej dom był otwarty dla ludzi z przedziwnymi pomysłami, które wykraczały poza obecną epokę. Nie szczędziła na naukę czy nowatorskie wynalazki. W jej ogromnym zamku ulokowano laboratoria czy pracownie sztuki. Wielu próbuje wykorzystywać jej roztargnienie i naiwność, by ugrać coś dla siebie. Tak było też i podczas balu. Markiza nie mogła opędzić się od interesantów. Charlotte postanowiła wykorzystać to, by móc trochę odetchnąć. Twarz bolała ją już od długiej serii sztucznych uśmiechów. Chciała po prostu wyjść, poluzować wiązania i zaczerpnąć powietrza. Szybko zlokalizowała drzwi prowadzące na balkon. Znacznie trudniej było się do nich dostać. Co chwilę wpadała na tańczących ludzi, którzy próbowali wciągnąć ją do wspólnej zabawy, o której nie miała zbyt wielkiego pojęcia. Nie znała wszystkich kroków, a do tego miała tendencję deptania ludziom po stopach. Zwłaszcza po piętach. W końcu uwolniła się wpadając z impetem na zamknięte drzwi. Z twarzy zsunęła się jej maska i upadła na ziemię. Kiedy z trudem schyliła się po nią, pod stojącym obok stołem z przekąskami, zauważyła złożoną kartkę. Zaciekawiona jej potencjalną zawartością, sięgnęła po nią. Kiedy miała już się stamtąd wydostać, straciła równowagę i niezbyt zgrabnie wylądowała na podłodze pod stołem. Miała nadzieję, że długi obrus wszystko zasłonił.
OdpowiedzUsuń