Evelei Kestis
6 lat po Bitwie o Yavin Theed, Naboo
wnuczka Cala Kastisa, młodego Padawana, który przetrwał Wojny Klonów oraz Czystkę Jedi ● pilotka Ruchu Oporu, Eskadra Czerwonych ● ponieważ pozycja najlepszego pilota w Galaktyce była już zajęta, zarezerwowała sobie podium dla najlepszego mechanika ● zaufany towarzysz, droid BD-1
Muzyka wypełniała irytująco pomieszczenie baru w jednej z szemranych dzielnic Nar Shaddaa. Przez notorycznie dobieranie podobnych kawałków z całej istniejącej biblioteki Naver zaczynał mieć wrażenie jakby wszystko zlewało się w jeden przedłużający się seans na który przychodził całkowicie z własnej woli, chociaż jego wątroba nie podzielała tej ‘’fascynacji’’. Rozmowy wokół niego zmieniały się w nierozpoznawalny szmer, a obraz półek na alkohole podświetlony kolorowymi neonami tworzył mu przed oczami niewyraźną łunę. Pociągnął kolejny łyk z kieliszka uodporniony już na palący smak spływający w dół jego przełyku i właśnie miał unosić dłoń po dolewkę kiedy poczuł robotyczne palce zaciskające się na jego barku.
OdpowiedzUsuń- Jesteś proszony o wyjście. – Poinformował go droid, a spojrzenie Dextiana od razu kierowało się ku barmanowi, który wzruszył tylko ramionami.
-Idź do domu, prześpij się. – Powiedział mężczyzna zostając w tym samym miejscu, zajęty przecieraniem lady po innym kliencie, który machał swoją szklanką na wszystkie strony jeszcze kilka minut temu nim wylądował na ziemi.
-I tak nie zasnę, lepiej mi dolej. – Nie wyspał się porządnie już od ponad tygodnia. Udawało mu się przysypiać na zaledwie kilka godzin, a nadal miał wrażenie jakby szarpał się gdzieś na granicy czuwania, a koszmarów. Nieświadomie zacisnął mocniej palce na grubym szkle. Potrzebował alkoholu, żeby jakoś wygłuszyć swoje myśli, uczucia, a przede wszystkim serce. Chciał je po prostu utopić, aby w końcu przestać czuć jego rozdarcie. Pieprzony Najwyższy Porządek. Zaledwie jeden strzał zmiótł cały system, planety zamieszkałe przez biliony ludzi. Poczuł wzbierającą w nim wściekłość wraz z zaciskającą się dłonią w pięść.
-Zabierz go. – Barman kiwnął głową do droida, który szarpnął mężczyznę za ramię ściągając go na siłę ze stołka i zaraz ciągnąć w stronę wyjścia.
-Dobra. Już… odwal się, wiem jak trafić do wyjścia. – Szarpnął się, ale na niewiele się to zdało. Chód miał krzywy, bo jego kroki nie wchodziły w synchronizację z tymi należącymi do droida, a w dodatku metalowa dłoń nadal zaciśnięta była na jego ramieniu i puściła dopiero kiedy wypchnęła Navera na zewnątrz.
-Miłego dnia. – Powiedział droid na odchodne, niedługo znikając między tłumem kłębiącym się w barze.
Naver mruknął coś pod nosem wygładzając swój płacz i kiedy miał robić krok w stronę kolejnego baru pod nogami zakręcił mu się mały droid, który zwinnie wyminął kolizji i zatrzymał się mierząc mężczyznę od stóp do głów. -Co jest mały? – Zagadnął, nie spodziewając się raczej jakiejkolwiek rozmowy, a raczej, że droid po rozpoznaniu, że Naver nie jest tym kogo szuka pójdzie dalej. Zamiast tego dostał odpowiedź i to w dodatku taką wskazującą, że może mu się szykować jakaś robota. Usługa transportowa nie mogła być w końcu za darmo (z jakiego innego powodu potrzebny byłby, wspomnianej przez BD-1 pani, pilot?). – W takim razie prowadź. – Stwierdził i ruszył w ślad tego niewielkiego robotycznego stworzenia. Już dawno takiego nie widział…
Krok miał jeszcze w miarę stabilny, zmysły chociaż przytłumione nadal w miarę szybko zwróciły uwagę łowcy nagród na unoszący się dym (jeszcze nim było widać jego źródło), a później doszły go słuchy jakiś sprzeczek, aż w końcu miał okazję być świadkiem szarpaniny. Zmierzył kobietę wzrokiem, szybko orientując się, że była członkiem Ruchu Oporu. Pokręcił do siebie głową i zerknął w dół na swojego przewodnika. – To ona? – Droid potwierdził. – Tak myślałem. – Wyciągnął nieśpiesznie blaster z kabury i podchodząc niebezpiecznie blisko przycisnął lufę do głowy jednego z napastników, który właśnie trzymał ramię kobiety. – Zabawa skończona. – Mruknął i kiedy już w jego stronę kierował się rodianin Naver chwycił za kolejną broń i w niego wycelował.
-Nadal jest nas więcej. - Odezwał się Kel Dorian, na co Dextian westchnął ciężko.
- Mogę to szybko zmienić, ale nie mam na to dzisiaj ochoty, więc zjeżdżajcie stąd póki ładnie o to proszę. – Odparł zmęczonym tonem przywołując na twarz sztuczny uśmiech, nie czekał nawet dłużej na odpowiedź i przywalił najbliższemu napastnikowi rękojeścią pistoletu w tył głowy tak, że ten szybko wylądował na ziemi.
UsuńObrócił się częściowo wcelowując w osobnika, który wcześniej do niego mówił, ale do tej pory tamten też wyciągnął już swoją broń celując w Navera. Jego wzrok skierował się do kobiety z wyrazem twarzy, który mówił ‘Lepiej, żeby to było tego warte’.
Widząc, że wystarczająco skupił na sobie uwagę napastników, aby kobieta mogła zacząć działać, postanowił to kontynuować.
OdpowiedzUsuń-Ładnie o to prosisz? Nadal mamy przewagę.– Zauważył Kel Dorian, ale właśnie wtedy jego wzrok przeniósł się bardziej w tył na jego znajomka rozbrajanego przez ich ‘zdobycz’, Naver wykorzystał tą okazję by wystrzelić rozmówcy w ramię tak, aby tamten wypuścił z dłoni swoją broń. Zaraz po tym uszkodził też rodianina, który wyglądał na zbyt chętnego do przyłączenia się do tej wymiany agresji. Dostał w nogę więc nie powinien się nigdzie ruszać. Przynależność do Gildii łowców nagród wykluczała może i zabijanie współczłonków, ale Naver nigdy nie czuł się mocno przywiązany do tej organizacji, a zasady traktował bardziej jak wskazówki. To jednak nie zmieniało faktu, że zostawianie za sobą pola trupów nie przynosiło mu żadnej satysfakcji, nie potrzebował tego, zwłaszcza nie teraz. W tej sytuacji musiał po prostu unieszkodliwić ich tymczasowo, odsunąć od sytuacji którą sam chciał zająć się w zapewne inny sposób niż ich banda planowała. Mógł tylko podejrzewać jak opłakane miałoby to skutki dla rudowłosej, a im gorzej mogło się to skończyć dla niej, tym jego pomoc będzie więcej warta. Drasnął jeszcze strzałem napastnika, który wydawał się wyskoczyć znikąd i ten wylądował zaraz na ziemi z nieprzyjemnym sykliwym jękiem. Blastery mogły wyrządzić sporo szkód, więc w interesie bruneta było celowanie by lekko ranić, a nie zabijać lub wyrządzać śmiertelne uszkodzenia.
Mimo markotnego humoru i braku chęci na konfrontację nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, kiedy zmierzył spojrzeniem jak poradzili sobie z wcale nie małą grupką przestępców. Sporo przewagi dał im fakt, że grupa już od początku wykazywała się brakiem zorganizowania i w całym tym zamieszaniu znacznie łatwiej było znaleźć luki na wykonanie ataku. Spojrzał też do zadowolonego droida, który też całkiem ładnie spisał się w potyczce i puścił mu oczko. Pamiętał jak potrafił świetnie bawić się ze swoim R8, był jak jego pupil od małych lat i częściowo przyjaciel, chociaż wydawało się to absurdalne tak przywiązywać do maszyny. Okazało się to też cholernie bolesną inwestycją, kiedy R8 został ziszczony bezpowrotnie podczas bardziej krwawej misji, której łowca się podjął. Wiele rzeczy poszło tego dnia nie tak jak powinno, ale to utrata R8 była w tym wszystkim najgorsza.
- Myślę, że to byłoby na miejscu. – Przyznał jej rację skupiając swoje ciemno niebieskie oczy na jej twarzy. Zwinnym ruchem schował oba pistolety. – Tak się składa, że mam do dyspozycji niepoprawnie dużo wolnego czasu. – Przyznał, jakoby ratowanie panny z opresji też było spowodowane wolnym czasem, a nie czystą chęcią pomocy. Odprowadził ją do X-winga wzrokiem po raz pierwszy naprawdę dobrze się jej przyglądając, dostrzegając dopiero teraz znak Ruchu Oporu na jej ramieniu (ten na kasku był już wcześniej dość oczywisty) i zdając sobie sprawę jak potwornie kobieta rzucała się w oczy z tym specyficznym kolorem jej kombinezonu. Aż na twarz wdarł mu się lekki grymas i myśl ‘z tym trzeba coś zrobić’.
- Mogę cię zabrać na miejsce za odpowiednią cenę.– Chwilę patrzył się na nią nim przesunął wzrokiem po leżących łowcach dostrzegając, że jeden, który postrzelony był jedynie w ramię zaczął się podnosić, Naver na szczęście chwycił go w porę i przywalił mu na tyle mocno pięścią w twarz, aby ten już został na ziemi. – Szczegóły najlepiej omawiajmy już w ruchu. – Przyznał zaczynając kierować się w sobie jedynie znanym kierunku. – Bo ta zgraja nie będzie chciała cię tylko sprzedać po tym jak już się zbiorą z ziemi. – Przyznał jeszcze raz mierząc ich spojrzeniem. Miał wrażenie, że akurat Ci przestępcy nie będą mieli za złe całego incydentu tylko pilotce, ale też jemu samemu i szczerze mówiąc wcale nie chciał zostawać, aby móc się o tym przekonać.
-Musimy ci znaleźć jakieś normalne ubranie. Za bardzo rzucasz się w oczy. – Już przechadzając się ulicami Nar Shaddaa kobieta przyciągała sporą uwagę gapiów. - Tak właściwie… - Zerknął w jej stronę marszcząc lekko brwi. – jest jakiś powód dla którego piloci Ruchu Oporu są ubierani w takie akurat pomarańczowe kombinezony? – Chociaż pytanie mogło wydawać się dość niepoważne, to Dextian w swoim aktualnym stanie naprawdę był skory zacząć się nad tym zastanawiać. Bezpiecznie byłoby stwierdzić, że lepiej aby zamiast pilotowaniem zajął się takimi debatami, ale czas nie był w tych warunkach po ich stronie. Łowca obawiał się, że siły Najwyższego Porządku prędzej czy później zainteresują się sprawą rozbitego statku Ruchu Oporu, a to sprawiało, że powinni ulotnić się z księżyca jak najszybciej.
UsuńKobieta mogła nagle poczuć jego dłoń na swoim ramieniu i po chwili, jakby znikąd znaleźli się w jednym ze sklepów. Ten wypełniony był po brzegi różnymi tkaninami, ubraniami i obuwiem. Sklep nie był z rodzaju tych dużych, nie był też z rodzaju tych ‘ze wszystkim dla wszystkich’. Dominowały tu brązy, czernie i ciemna zieleń, barwy ciemne i nie wyróżniające się z tłumu. – Tutaj powinnaś znaleźć coś odpowiedniego. – Poinformował ją i stanął gdzieś z boku witając się ze sprzedawcą (i właścicielem) skinieniem głowy.
Pieniądze. Oczywiście, że właśnie one rządziły takim miejscem jak Nar Shaddaa, tutaj nic nie było za darmo, no może oprócz uszkodzeń na swoim zdrowiu, to można było dostać tutaj w gratisie do całego obślizgłego doświadczenia. Naver zdawał sobie sprawę od samego początku, że pilotka Ruchu Oporu nie będzie raczej dysponować dużą ilością kredytów. To ewidentnie nie była planowana wycieczka w Zewnętrze Rubieże w której kobieta spodziewałaby się handlowania, czy nawet płacenia za cokolwiek. Mógłby mieć inne założenia gdyby rozbiła się innym statkiem, ale X-Wingiem? Była na powietrznej misji i coś poszło nie tak. Kredytów w ramach zapłaty za swój serwis mógł spodziewać się tylko na miejscu, lub ewentualnie przy jakimś przystanku gdzie rudowłosa by się w nie zaopatrzyła. Za podstawę uznał jednak określenie swoich intencji już od samego początku, aby utrzymać swoją ‘wyniosłą’ reputację łowcy nagród, oraz z bardzo prostego powodu – żeby przypadkiem nie było później wątpliwości, że faktycznie chce, żeby mu zapłacono. Zgrabnie omijał w swojej głowie powód dla którego w ogóle podejmował się czegoś takiego, to była raczej ryzykowna inwestycja, a zawsze sceptycznie podchodził do pełnych zapłat składanych dopiero po wykonanej pracy, bo wtedy zawsze istniało prawdopodobieństwo, że w ogóle nie dostanie swoich kredytów.
OdpowiedzUsuń- To dobry temat do omówienia. – Rzucił jeszcze. Sam chętnie omówiłby tą kwestię z dowódcą. Ciekaw był ile z jego teorii na temat martwych ciał i łatwiejszego odnajdywania ich zgodne by było z prawdą. Właśnie taka myśl jako pierwsza nasunęła mu się do głowy, ale nie można było się dziwić, skoro o śmierci myślał ostatnimi czasy zbyt wiele.
Znajdując się już wewnątrz sklepu nawiązał ze sprzedawcą dość niezobowiązującą konwersację o tym jak się żyje, jak praca, jak się trzyma, trochę o sprzedaży i czy nadal biznes kwitnie, wymienili się nawet drobnymi anegdotami z których się śmiali z tylko im wiadomych powodów (z perspektywy osoby trzeciej wcale nie były takie zabawne). Naver musiał przyznać, że Gri był jedną z niewielu osób z którą mógł porozmawiać, tak po prostu, bez żadnego knucia, bez utrzymywania swojej gardy, bo przecież każdy tutaj może wykonać cios lub dźgnąć kogoś w plecy. Oczywiście łowca nie był przesadnie wylewny, nie odwracał się plecami żeby kusić los, ale jak na te warunki mógł pozwolić sobie na trochę swobody. Zdarzało im się nawet czasami współpracować kiedy Naver dostarczał do sklepu sensowne odzienia, a w zamian Gri zajmował się łataniem jego płaszczu czy innych części garderoby które łowca sobie cenił, ewentualnie jeśli do tego przychodziło mógł liczyć na ubrania gratis.
-A ona? W co się tym razem wpakowałeś? – Zagadnął mężczyzna (musiał mieć około 50 lat).
Naver uśmiechnął się zaledwie kącikiem ust i wzruszył ramionami. – Nic dobrego, ale jak bardzo pożałuję to się jeszcze przekonam. – Przyznał niby to lekko się zaśmiewając, a wzrok przenosząc w stronę przymierzalni w której teraz siedziała pilotka.
-Słyszałem, że Najwyższy Porządek będzie patrolować ulice. Wolałbym nie słyszeć o tym jak to pojmali łowcę i pilotkę Ruchu Oporu w następnym napływie informacji. – Odparł patrząc znacząco na Dextiana.
-Masz mnie za amatora? Poza tym właśnie dlatego tutaj jesteśmy, żeby wto…- Nie dokończył, kiedy droid przykuł jego uwagę i nie tylko jego, bo Gri też spojrzał w tym samym kierunku z zainteresowaniem. Nie odpowiadając jeszcze na pytanie podniósł oczy na kobietę chcąc z czystej ciekawości zobaczyć jaka będzie jej reakcja, czy tak to zaplanowała, czy może jednak droid sam wyskoczył z taką inicjatywą. Mimowolnie lekko się uśmiechnął widząc, że ta niekoniecznie była dumna z takiego rozwoju wydarzeń. Przybrał lekko zamyśloną minę i spojrzał do swojego znajomego. – Jak myślisz, to dobra oferta, czy jakiś szwindel? – Tak naprawdę teraz odgrywał tylko teatrzyk chcąc trochę pomęczyć pilotkę tym, że może jednak się nie zgodzi, że może się wycofa i będzie musiała szukać nowego pilota bez grosza przy duszy.
- Hmm, nie wiem… – Zaczął Gri mierząc wzrokiem bardzo uważnie BD-1 jak i jego właścicielkę. – Nie wyglądają na takich co to chcą kogoś wykorzystać, a później nie dotrzymać swojego słowa. Ale muszę przyznać, że ta kurtka dobrze się na panience prezentuje. Skrócił bym ci rękawy, ale nie macie na to czasu.
Usuń-Nie, nie mamy. To co? Dopiszesz mi to do rachunku?
- Jakiego rachunku? – Roześmiał się Gri, a Naver wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
- Dobra, zbieramy się. – Spojrzał znów w stronę swojego nowego towarzystwa. – Oby Generał Organa była taka hojna jak to malujecie. – Przyznał i zaczął kierować się do wyjścia. – Do następnego, Gri. – Zasalutował luźno do właściciela i wyjrzał ze sklepu mierząc najpierw ulicę pod kątem nieproszonego towarzystwa i dopiero po tym machnął ręką do pilotki i droida, żeby wyszli razem z nim.
- Naver Dextian. – Przedstawił się wysuwając dłoń w stronę kobiety. – Łowca nagród, specjalista od kradzieży i pilot Sophonisba, którą będziemy lecieć na D’Qar. Zazwyczaj nie robię za szofera, ale twój BeeDee przedstawił mi ofertę nie do odrzucenia. – Mówił, kiedy przemierzali ulicę Nar Shaddaa. Muzykę z barów i klubów słychać było teraz znacznie wyraźniej i tym razem ich trójka była zaledwie częścią tłumu, ktoś od czasu do czasu szturchnął ich ramieniem, lub nawet wtoczył się na Nevera, kiedy tyłem wychodził z lokalu. Mężczyzna odepchnął szybko przeszkodę ze swojej drogi, takim gestem jakby było to coś całkowicie normalnego, taka codzienność, w której obracał się już dłuższy czas, nawet nie zrobił dłuższej pauzy mówiąc dalej. – Statek mam zaparkowany w innych okolicach, zabierzemy się tam speederem. – Poinformował skręcając zaraz w mniej uczęszczany zaułek, aby zaraz wyłonić się znów na głównej ulicy coraz bardziej zbliżając się do parkingu na którym zostawił speeder.
Zważając na to, że przez cały czas utrzymywali raczej żwawy krok na miejsce dotarli w zaledwie 10 minut. Łowca sam narzucał takie tempo, wiedząc, że działają pod presją czasu, a informacja o patrolu Najwyższego Porządku tylko wzmagała potrzebę oddalenia się od Nar Shaddaa Jednocześnie chciał ich wszystkich wystrzelić w pień, ale drugi instynkt przetrwania dyktował mu, żeby od tak potężnych ugrupowań trzymać się z daleka, zwłaszcza, kiedy ma się sporo za uszami. Na platformie stało kilka różnych pojazdów, Naver bez wahania skierował się do czerwonego speedera i wskoczył na miejsce kierowcy odpalając zaraz systemy.
-To co właściwie robiłaś, że rozbiłaś się aż tutaj? – Zagadnął w między czasie.
Evelei Kestis, z jakiegoś powodu nazwisko wydawało mu się znajome. Nie był pewien w jakich kręgach mógł o nim usłyszeć i czy powinien się tym bardziej zainteresować. Co jeśli to nazwisko, którego powinien unikać? Co jeśli toczy się za nim nie tylko cień bycia częścią ruchu oporu na który Najwyższy Porządek poluje, ale też jeszcze coś co mogło by ich zainteresować? Im bardziej wartościowa dziewczyna mogła okazać się dla morderców w czarnych gajerkach tym bardziej Naver był skłonny nie oddawać jej w ich łapy, ale jednocześnie nie chciał wplątywać się w niepotrzebne problemy. Ostatecznie nie planował dać się złapać, kwestię nazwiska i powiązań stawiał na drugim planie i jako ewentualną kwestię którą powinien sprawdzić. Miał wrażenie, że od samej Eveli jeszcze teraz nie wiele się dowie, bo sam nie byłby chętny mówić o sobie zbyt wiele w takiej sytuacji, ale im więcej zdobędzie jej zaufania, im bardziej uśpi jej czujność tym kobieta powinna być bardziej skłonna naświetlić mu sprawę swojej osoby i pochodzenia. Jednak wcale nie mógł mieć takiej pewności.
OdpowiedzUsuńPrzeniósł wzrok na droida i zatrzymał się na nim kiedy pilotka chwaliła swojego małego towarzysza. Gdzieś w kącikach ust mężczyzny zamajaczył się uśmiech, który stopniowo zbladł, a wzrok przeniósł się znów przed siebie. W takich tłumach trzeba było uważać gdzie się idzie i chociaż Naver nie był szczególnym fanem takich zaludnionych miejsc to miały one swoje korzyści – jak na przykład możliwość zgubienia się w tłumie podczas gdy ktoś inny go śledzi, lub co gorzej ściga. Adaptacja często w jego kręgach okazywała się całkiem przydatnym talentem. Trzeba było umieć wykorzystywać otoczenie na swoją korzyść, czy to duży ruch czy pustynne tereny. Czasami miał wrażenie, że częścią powodu dla którego Nar Shaddaa tak kwitło było właśnie to, że tak łatwo jak można było tutaj znaleźć najemnika chętnego wykonać daną pracę, tak samo łatwo można było stracić go z oczu i już nigdy nie odnaleźć. Było w tym coś co zdecydowanie do Dextiana przemawiało.
Widząc jak i słysząc zachowanie kobiety uniósł lekko brew do góry. Mógł się spodziewać, że Ruch Oporu macza swoje place w czymś co było ‘tajne’, ale to nie zmieniało faktu, że ta reakcja i ta odpowiedź niewiele mu dawały. Co prawda częściowo pytał zaledwie z ciekawości, ale częściowo dobrze było wiedzieć na czym się stoi, jaki jest mniej więcej kontekst jej działań. Kiedy jednak Evelei coś mu zdradziła jego twarz przybrała nieco zamyślony wyraz. To na pewno nie był dobry znak. Kto się o nich dowiedział? Patrol Najwyższego Porządku? Jakiś przypadkowy łowca, który dostał na nią zlecenie? Skąd wiedziałby gdzie jest na pierwszym miejscu? Za dużo niewiadomych. Przesunął dłonią po twarzy zastanawiając się nad tym o chwilę za długo nim wrócił dłońmi do steru. – Fakt… Niewiele by z ciebie zostało – Wyobrażał sobie, że najprawdopodobniej nie tylko pilotka by nie żyła, ale też i samolot byłby w tak opłakanym stanie, że nie wiele można by było z niego zbierać. – Z tego co pamiętam ten model nie jest dostosowany do lotów w X-wignach. – Wspomniał już domyślając się, że kobieta zapewne po prostu go zmodyfikowała, nie widział innych opcji. – Zdolny droid, tak czy owak. – Skomentował jeszcze i poderwał ich z ziemi i właśnie wtedy w tle mogli usłyszeć:
- Stać! Musicie się wylegitymować! – Naver obejrzał się przez ramię na biegnących w ich kierunku szturmowców, chociaż już po tym jak brzmieli domyślał się kto może chcieć znać ich tożsamość.
Usuń-Jasne! – Dextian odpowiedział entuzjastycznie i wyciągnął szybko broń podrzucając ją Evelei, a samemu ruszając speederem do przodu. – Nie dadzą łatwo za wygraną. Zgubię ich, ale potrzebuję czasu. – Już w trakcie tych słów czterech szturmowców rozdzieliło się na dwa speedery, które zaraz ruszyły z miejsca. Naver wziął ostry zakręt w ostatniej chwili, ale niestety ich nieproszone towarzystwo miało nieco dłuższy czas na reakcję i tym manewrem jeszcze nie udało się nikogo pozbyć. Na szczęście to był dopiero początek zabawy. Nad głowami przeleciało im kilka pocisków i mężczyzna odruchowo obniżył się nieco w siedzeniu jednocześnie korzystając z już występującego powietrznego ruchu wykonał slalom, aby zrobić z nich trudniejszy cel. Orientacyjnie zerknął tylko na chwilę do Evelei. Nie myślał, nawet nie zdążył określić po co dokładnie chciał to zrobić. Sprawdzić czy nadal żyje? Czy przymierza się do strzału? Powinien wyrównać lot? Ale wtedy z naprzeciwka nagle wyskoczyło mu taxi i w ostatniej chwili udało mu się ominąć kolizji. Mogli poczuć jak dwa pojazdy ostro się o siebie ocierają i zapewne oberwany został więcej niż tylko lakier, ale póki speeder działał to to im wystarczyło aby dotrzeć na miejsce. – Trzymajcie się. – Ostrzegł nim wzbił się drastycznie w górę, wspinając się na coraz to nowe poziomy powietrznych ulic pogrywając w bardzo niebezpieczną grę, na tyle, że wydawało się to niesamowitym łutem szczęścia, że kiedy znów wyrównał lot do pozycji horyzontalnej to jeszcze żyli. – Yee haaaw! – Wykrzyknął wyrzucając nawet jedną dłoń do góry w entuzjastycznym geście. Zaśmiał się do tego zadowolony z takiej akcji nie zatrzymując się oczywiście, bo nie mogli mieć jeszcze pewności, że zgubili szturmowców. Zastanawiał się czy powinien jeszcze trochę pokręcić się dla zmylenia, czy nie zważając na to gnać do garażu po swój statek. Co jeśli białe hełmy ostrzegą większy statek, który najprawdopodobniej jest na orbicie?
Twarz postarał utrzymać w neutralnym wyrazie, nie chcąc krzywić się i zdradzać swoich emocji. Z jednej strony dotykał go pewien sentyment, ziarnko melancholii, kiedy patrzył na tą dwójkę – dumną i zaradną pilotkę oraz jej towarzysza, z drugiej jednak strony to wszystko miało pewien gorzki smak, którego nie mógł przełknąć. Wydawało mu się to nie w porządku, że wszystko co dobre zostało mu z życia odebrane, dlaczego inni mogli mieć swoich mechanicznych towarzyszy, a on swojego nie może już odzyskać? I nie miało znaczenia jak dziecinny taki punkt widzenia był. Naver chciał po prostu swojego przyjaciela, chciał mieć do kogo się odezwać i brakowało mu zimnych kalkulacji i robotycznego optymizmu. Pamiętał o tym wszystkim znacznie mocniej słysząc chichot BD-1 i to jak mówi do niego Evelei. Weź się w garść.
OdpowiedzUsuńOprócz ogólnego szumu przy uszach co jakiś czas huczały mu strzały blasterów, czasami była to Evelei, a czasami szturmowcy starali się ich dorwać na szczęście w całym zamieszaniu udało im się zaledwie drasnąć speeder, a przynajmniej tak wydawało się Naverowi. Słyszał w którym momencie stracili jeden pojazd przeciwników z głowy i po braku dalszych zderzeń wiedział, że jeszcze jeden został w grze. To miało się jednak niedługo zmienić. – Ani trochę. – Rzucił w odpowiedzi na pytanie droida. Chciał jeszcze dodać, że to raczej po prostu niespodziewany ruch, który może im zyskać trochę przewagi, ale nie było już na to czasu. Manewr nie gwarantował im niestety, że faktycznie uda się osiągnąć zamierzony cel, ale Naver wyszedł z wniosku, że lepiej było zrobić cokolwiek (a to akurat jako pierwsze przyszło mu do głowy), niż lecieć cały czas przed siebie i krążyć bezsensownie po uliczkach. A dodatkowo w tym wszystkim mógł się trochę zabawić.
Czerpanie przyjemności z pracy to jedno z niewielu rzeczy, które mu pozostały w tym pokręconym świecie. – Dzięki. – Kiwnął głową nie zatrzymując się pomimo tego, że mogło wydawać się, że wylecieli już ze strefy zagrożenia. Zaczął już nawet z: - Ale… - Jednak nie udało mu się dokończyć kiedy usłyszał ponownie świst pocisków. To właśnie miał zrobić – ostrzec przed tym, że ich uciekanie przed pościgiem może jeszcze nie być zakończone. Zastosował kilka slalomów, ale jednocześnie starał się z nimi nie przesadzać zważając na to, że Evelei potrzebowała trochę stabilniejszej pozycji, aby móc strzelać. – Zgadza się. – Odebrał swoją broń i wsunął ją do kabury. – Potwornie zawzięci byli. – Skomentował zaraz biorąc zakręt w prawo i nieco zmieniając kierunek ich dotychczasowego lotu. – Jeśli mamy szczęście to nie zdążyli niczego nigdzie zgłosić. – Dodał myśląc o tym już jakiś czas. Liczył w końcu na to, że odlecą z powierzchni księżyca raczej bez zainteresowanych gapiów, nawet jeśli krążyły tu patrole, problem mógł się jednak utworzyć gdyby zwrócili na siebie zbyt wiele uwagi.
Do hangaru dotarli w niecałe pięć minut. Naver wprowadził kod na elektronicznym wyświetlaczu, a później przyłożył jeszcze swoją dłoń do skanu nim wlecieli do środka jeszcze na speederze. Lepiej było nie pozostawiać go na zewnątrz. Kiedy kobieta pierwsza zeskoczyła z pojazdu zaraz po niej zrobił to i łowca prostując się dumnie tuż w cieniu swojego statku. – A oto Sophy. – Uśmiech zamajaczył mu się w kącikach ust. Ten statek był jego ukochanym dzieckiem i był z niego równie dumny co niektórzy rodzice mogli być ze swoich dzieci. Co prawda statek nie był najnowszy, a można by nawet powiedzieć, że był o kilka dekad za stary, przybrudzony i Naver powinien zainwestować w nowy lakier, ale to wszystko nadawało Sophonisbie charakteru. A Dextian był w trakcie planowania znalezienia czasu na te wszystkie przeróbki zewnętrzne, które ma rozpisane w głowie. Często wpada w pułapkę modyfikowania mechanizmów wewnątrz i to właśnie dlatego Evelei miała szczęście, że trafiła właśnie na niego. Mimo swojego wyglądu statek spisywał się całkiem dobrze pod presją czasu. – Zapraszam na pokład. – Wykonał elegancki gest dłonią w stronę obniżającej się rampy, która prowadziła do wnętrza statku.
Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni, prostując plecy i odchylając je lekko do tyłu kiedy jego wzrok spoczywał na poczciwej Sophy. Uniósł kącik ust na słowa kobiety. Może nie znał jej jeszcze wystarczająco, aby znać prawdziwą wartość tego stwierdzenia, ale nawet z minimalnym kontekstem był zapewniany o tym, że podjął dobry wybór aby zainwestować swój czas i wysiłek w taki statek. – Jest wyjątkowy. – Stwierdził jakby wyniośle, ale nutkę tego, że nie brał tego przesadnie poważnie można było wyczuć dopiero w kolejnych słowach. – I solidnie zmodyfikowany. – Dodał o nie całe pół tonu ciszej z szerszym uśmiechem. – Słusznie. – Co mogło się w takim statku nie podobać? … Możliwe, że znalazło by się kilka rzeczy, nawet takich, które potrafiły zirytować Navera, ale przymykał na to oko, lub zapominał o tych kwestiach, kiedy statek spisywał się dobrze. W sporej ilości wspomnień, które gdzieś tak chodziły mu po głowie lubiły pojawiać się jakieś drobne, lub mniej drobne komplikacje związane z Sophy, ale jeśli na koniec rezultat był pozytywny oczywistym było, że w końcowym rozrachunku statek nie będzie naliczał sobie negatywnej reputacji w głowie Navera. W ogólnym rozrachunku, oczywiście.
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się, aż tak teatralnej reakcji ze strony Evelei, ale spodobało mu się to. To znak, że kobieta miała poczucie humoru, a to dawało mu nadzieję, że podróż nie będzie przesadnie drętwa. Kiedy pasażerowie byli zbyt nudni, lub sztywni (pomijając oczywiście nieboszczyków) zazwyczaj zamykał ich w ogólnej części statku, z fotelami, stołem i nawet zestawem kilku gier planszowych, odcinając się od ich towarzystwa siedząc w kokpicie. To był jeden z powodów dla którego nie zabierał tak często ludzi. Było z nimi więcej problemu niż z ładunkiem, nawet jeśli ten też potrafił sprawiać swój osobny zestaw problemów. Kradziony towar miał to do siebie, że można było zabrać go więcej, a więc i czasami więcej na nim zarobić, ale kiedy przychodziło do przeszukania sprawiał o stokroć więcej problemów, niż zrobili by to chociażby nielegalni pasażerowie.
Jeszcze przed wejściem na pokład Naver rozejrzał się uważnie po wnętrzu hangaru, upewniając się czy nie powinien jeszcze czegoś ukryć. Dla pewności zarzucił płachtę na speeder po czym skierował się po rampie w głąb swojego statku. Nie mieli do dyspozycji ogromnych przestrzeni, ale na szczęście nie panował tu też niewygodny ścisk. Panował nawet względny porządek, chociaż możliwe, że zdążył gdzieniegdzie zebrać się kurz zważając na to, że nie odwiedzał Sophy już od ponad tygodnia, jak nie więcej. – Twoja kajuta jest tutaj na prawo. – Wskazał do drzwi. – Jest mniej przytulna, ale znajdziesz tam łóżko i trochę prywatności. Wspólna łazienka jest tutaj. – Wskazał do innych drzwi ulokowanych głębiej w korytarzu jednocześnie kierując swoje kroki bardziej w stronę części salonu, która jednocześnie prowadziła też do kokpitu. Przystanął jednak na chwilę słysząc pytanie. – Jasne. Mam apteczkę. I w moim interesie jest utrzymać cię żywą, za nieboszczyka zapewne nie dostanę już swojej zapłaty. – Też się zaśmiał, chociaż to stwierdzenie zapewne nie do końca napawało nadzieją. Może i powierzchownie dawało Evelei znak, że Naver będzie dbał o swoich pasażerów na tyle, żeby dowieść ich żywych do celu, ale jednocześnie świadczyło o tym, że interesowała go tylko i wyłącznie zapłata. Co nie było błędnym wrażeniem jakie sprawiał.
- Usiądź tam. – Wskazał na kanapę. – Przyniosę coś i obejrzę ranę. – Stwierdził przed odejściem w głąb korytarzu. Uznał, że znacznie łatwiej będzie jemu opatrzyć ranę z perspektywy osoby trzeciej niż gdyby kobieta miała robić to sama nie widząc nawet dobrze rany w pełnej okazałości. Po krótkiej chwili wrócił z apteczką, którą położył na stole uwalniając dłonie, aby móc zdjąć swój płaszcz i odwiesić go na wydzielony wieszak. Dopiero teraz widać było nieco przypalony ślad na jego koszuli, na boku Navera, gdzie materiał wokół nasiąkł krwią. Mężczyzna jednak wydawał się kompletnie nie zwracać na to uwagi, lub nawet nie zdawać sprawy z tej sprawy. Przysiadł na kanapie i odwiązał dość delikatnie materiał kombinezonu i widocznie skrzywił się na widok rany, nie tyle z obrzydzenia, co z faktu, że nie wyglądało to zbyt dobrze. Chwycił znów apteczkę i przygotował sobie odpowiednie rzeczy zaczynając oczywiście od oczyszczenia rany. – To na pewno wszystko? – Zagadnął. – Miałaś twarde lądowanie, jeśli to jedyna poważna rana, to miałaś chyba jeszcze więcej szczęścia niż myślałem. – Po oczyszczeniu zaaplikował jej jeszcze lek, który wspomoże regenerację. – Pardon, BeeDee tak dobrze się spisał. – Zerknął do droida z lekkim uśmiechem. Na koniec obwiązał ramię kobiety bandażem i klepnął ją w bark. – Teraz mi się nie wykrwawisz na elegancką sofę. – Uśmiechnął się i wstał od razu podchodząc do panelu przy konsoli, żeby coś szybko sprawdzić. Mieli wystarczająco paliwa i wody na podróż. Z tego co pamiętał jakieś jedzenie też zapewne by się znalazło… chyba. Wzruszył ramionami. Będzie dobrze. – Głodna jesteś? – Spytał dla pewności. Nie był to nawet gest grzeczności, chciał tylko wiedzieć, czy to okaże się czymś do zajęcia na teraz, czy może uda się to odłożyć na później.
UsuńW interesie Navera powinno być budowanie więzi zaufania, ale jednocześnie musiał utrzymywać pewien wykreowany już wcześniej wizerunek. Nie miało znaczenia, że kobieta nie znała go wcześniej, to nie było konieczne. Wystarczyło bowiem, że pozostawał szemranym przemytnikiem w jej oczach i pod to miał zamiar grać. To był idealny sposób maskowania czegokolwiek co miał pod tą skorupą, chociaż częściowo zapewne nie była to już tylko gra. Spędził tyle czasu na rubieżach, obracając się w towarzystwie cwaniaków, wojowników i innych czarnych charakterów, że musiał tym nasiąknąć. Prawie tak jakby część życia, którą miał okazję doświadczyć w bardziej cywilizowanych warunkach nie liczyła się wystarczająco bardzo. Po wszystkich co się stało jakiś głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że to właśnie to cywilizowane życie zabrało jego bliskich. Powinieneś był tam z nimi być, zamiast tego odbierał swoją zapłatę za kradzież sentymentalnie wartościowej dzidy, którą zwinął pewnemu Hutt Lordowi (przynajmniej tak lubił się nazywać, zarządzając garstką obślizgłych pachołków).
OdpowiedzUsuńPrzez większość czasu wzrok skupiony miał na ranie i nawet jeśli zdarzyło mu się zerknąć na twarz Evelei udawał, że nie widział jak ta powstrzymuje się od łez. To była naturalna reakcja, a już zwłaszcza przy takim uszkodzeniu ramienia, niemniej jednak łzy generalnie uznawane były za oznakę słabości w tym społeczeństwie, a jeśli nie było na to świadków, to prawie tak jakby to się w ogóle nie wydarzyło. Skinął głową na jej słowa. – W razie co zostawię ją na wierzchu. – Wskazał ruchem podbródka do apteczki.
Wraz z tym, jego wzrok podążył za miejscem, które wskazywał palec kobiety. Naver pociągnął jeszcze za kraniec koszuli, aby ją rozprostować i lepiej przyjrzeć się wyrządzonej szkodzie. Pamiętał, że poczuł lekkie ukłucie u swojego boku, ale w całym ferworze pościgu nie zwrócił na to większej uwagi. – Śmierć łowcy nagród. To już brzmi lepiej. – Poprawił ją mało subtelnie. – Nie to, żebym czasami czegoś nie przemycał, ale to zaledwie sposób w jaki dostarczam towar do klientów. - Jego wzrok na chwilę skupił się na sylwetce Evelei, aby sprawdzić czy w podobnych okolicach coś ją nie drasnęło, ale nic na to nie wskazywało. Po chwili oczy przesunął wyżej ku jej twarzy i kiwnął lekko głową na jej odpowiedź. Miał rzucić czymś w rodzaju ‘nie będę cię zatrzymywał, możesz iść się położyć’, ale uznał, że może z tym poczeka, aż wejdą już w nadprzestrzeń i wtedy oboje będą mogli w końcu odetchnąć, a nawet wcześniej kobieta miała swobodę poruszania się po statku i mogła udać się do swojej kajuty w każdej chwili.
Ponownie zerknął w dół na ranę postrzałową i nie myśląc o tym zbyt wiele ściągnął kompletnie koszulę odrzucając ją na bok, na puste siedzenie. Oczom kobiety ukazał się robotyczny mięsień u prawego boku Dextiana, ewidentnie nieco przypalony od strzału z blastera, jednak skóra dookoła wydawała się być naturalna i ciężko było też nie zauważyć zaschniętej krwi, co sugerowało, że raczej nie był droidem w powłoce imitującej człowieka. – Bądź co bądź to zazwyczaj nielegalny towar – Kontynuował poprzedni temat podchodząc do apteczki. - a nawet jak jest legalny to kradziony i wtedy też go przemycam, ale moja profesja to zdecydowanie łowca nagród. – To nie tak, że wzgardzałby takim tytułem, on po prostu nie obejmował kwintesencji jego zdolności. – A to pamiątka z jednego ze zleceń. – Skomentował w końcu obecność nieludzkich części. – A dokładniej to moja zapłata za to, że chciałem klienta wyrolować, ale facetowi brakowało piątej klepki i i tak zorientowałem się w czasie, bo pewnie wróciłbym do domu w kawałkach, albo w ogóle. – Skrzywił się lekko, ale z jakiegoś powodu gdzieś w kącikach ust czaił mu się uśmiech. W gruncie rzeczy całe to zdarzenie go bawiło. Może jemu też brakuje piątej klepki… – Ale było krwi. – Pokręcił głową jakby to miało podkreślić te lekko wygórowane hektolitry.
Przy okazji chwycił puszkę i zawartością spryskał otwartą ‘ranę’, spray nie wydawał się robić nic szczególnego, ale była to po prostu forma dezynfekcji do robotycznych części. Dopiero następne w kolejności było urządzenie do zaaplikowania sztucznej skóry, które przypominało prymitywną i dość małą makrolornetkę (macrobinoculars), ta zaledwie w kilku ruchach dłoni stworzyła wrażenie jakby Naver nigdy nie został postrzelony. Niestety nie można było tego powiedzieć o reszcie jego korpusu, które pokryte było kilkoma bliznami. – Sophy wyglądała jakbyśmy tu stoczyli wielką bitwę, a brat nie przestawał mi później wypominać, że musiał to wszystko sprzątać bo ja leżałem tydzień nieprzytomny. – Zaśmiał się z lekka odkładając urządzenie z powrotem do apteczki. Uśmiech w końcu jednak przygasł, a Naver już po fakcie miał ochotę ugryźć się w język, ale zamiast tego uznał, że będzie mówić dalej, aby nie przyciągać uwagi do kwestii o której wolał aby Evelei o nim nie wiedziała. - Ale generalnie okazuje się, że takie mechaniczne części czasami się przydają. – Podsumował chwytając swoją koszulę, a za chwilę zniknął już w korytarzu, aby wrócić ubrany w świeżą.
Usuń- Czas ruszać. – Spojrzał do kobiety. – Niby można by przeczekać, żeby mieć pewność, że nie spowolni nas żaden patrol, ale… w gruncie rzeczy to strata czasu, a tu panuje taki ruch, że i tak nie powinni zwrócić na nas uwagi. – Mówiąc ostatnią część już kierował się w stronę kokpitu. Kiedy zasiadł w krześle pilota nadal było go częściowo widać, zwłaszcza kiedy zaczął włączać poszczególne systemy. Wraz z każdym pstryknięciem odnosiło się wrażenie jakby maszyna zaczynała coraz bardziej ożywać, pojawiło się lekkie buczenie, mruczenie i nieco stukania kiedy unieśli się nad ziemię i podparcia dla statku wsunęły się do środka. Naver upewnił się jeszcze w swojej kamerze, czy aby na pewno ktoś nie kręci się na zewnątrz i dopiero po tym otworzył drzwi od hangaru. Nastawiony na wylot już tego samego dnia był od początku, więc nawet gdyby Evelei starała się protestować na niewiele zapewne by się to zdało. Dextian podejrzewał jednak, że jego pasażerce zależało na jak najszybszym dotarciu na D’Quar (bardziej jej niż jemu), więc ta zapewne była w stanie podjąć się tego niewielkiego ryzyka.
Zajęty głównie swoją raną, a może bardziej usterką nie zauważył nawet reakcji Evelei. Sam zdążył się znieczulić na ewentualne podteksty ostatnimi czasy, a może chodziło tu raczej o brak przyzwyczajenia do posiadania żywego towarzystwa na statku, kogoś spoza rodziny. W jakimś sensie udało mu się oderwać od rzeczywistości mimo tego, że ludzie i inne stwory otaczały go prawie przez cały czas przez ostatnie tygodnie. Mijał się z nimi, ocierał barkami i ramionami, a jednak wydawał się tego nie rejestrować, żyjąc w pewnego rodzaju wyparciu. Na tą chwilę to i tak nie miało znaczenia, a i wykonanie tej krótkiej operacji było idealną okazją do odkrycia rąbka informacji o sobie, tak aby mogli kontynuować ten dialog. Celem Navera niezmiennie było dowiedzenie się trochę więcej o pannie Kestis, poznanie ceny swojego towaru jeszcze nim dotrze z nim na miejsce. Przez moment obserwował jak jej włosy spływają nad wyraz gładko po jej ramionach nim uniósł spojrzenie na jej twarz, kiedy skomentowała jego zachowanie. Uśmiechnął się krańcem ust. – Zdarza się najlepszym. – Może nie była to do końca kwestia, przeceny lub niedocenienia wroga. Wchodząc w układ Dextian zdawał sobie sprawę w co się pakuje, przynajmniej częściowo, a mimo tego i tak postanowił zrobić coś co narazi jego życie. Znał ryzyko, ale i tak liczył, że potowarzyszy mu trochę szczęścia i w gruncie rzeczy można było powiedzieć, że tak się stało. W końcu wyszedł z tego żywy i nadal mógł robić to co lubi. Nie wdawał się jednak w dodatkowe, bardziej szczegółowe opisy wydarzenia, nie chcąc w gruncie rzeczy opowiadać zbyt wiele, obawiając się jakby miał nawigował poprzez wydarzenie bez wspominania o bracie.
OdpowiedzUsuńDo tej pory jego brat był dość integralną częścią załogi, może w niektóre loty Naver wybierał się sam, ale prawda była taka, że znacznie lepiej wychodziła im wspólna praca. Potrafili więcej zrobić, lepiej zarobić i dzielenie się nie było już takim wyzwaniem, po tym jak zdążyli pokłócić się o to już wiele razy przedtem. Nawet w tym popapranym świecie życie nie wydawało się aż takie podłe, wystarczyło tylko nie patrzeć w nieodpowiednie miejsca, trzymać oczy na celu i do niego dążyć, serią zleceń, żyjąc z dnia na dzień, tak jakby jutro mogło już właściwie nie istnieć. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak realny ten stan może się stać…
- Miałem nadzieję, że to powiesz. – Stwierdził zadowolony. Po krótkim klepnięciu odczekał chwilę nim wychylił się ze swojego fotelu, żeby przyjrzeć się odchodzącej pilotce. Do tej pory trapiły go wątpliwości, ale jeszcze nie na tyle by się wycofać, może częściowo z powodu cały czas obracających się w jego systemie promili. Mimo wszystko bitka w którą się wdał wydawała się go lekko ocucić i dopiero teraz miał okazję spokojnie osiąść się w miejscu i trochę zrelaksować. Przynajmniej po tym jak już wejdą w nadprzestrzeń.
Powoli i ostrożnie wypchnął statek z garażu i odczekał chwilę, żeby upewnić się, że zamknęli za sobą drzwi. Nie chciałby w końcu, aby jacyś nieproszeni goście wertowali jego rzeczy. Później podjął się jednej z mniej ruchliwych tras pionowych, aby wzbić się w końcu w atmosferę księżycu. Włączył hipernapęd, wprowadził koordynaty i przed samym skokiem radio zdążyło zaledwie zatrzeszczeć nim obraz przed nim rozmył się w gwiezdny pył. Never sprawdził czy udało mu się zarejestrować skąd sygnał pochodził, lub może coś więcej udało się z transmisji zachować, ale jedyne co udało mu się stwierdzić to to, że musiała to być wiadomość od kogoś już poza atmosferą Nar Shaddaa. Jeśli źródłem był jeden ze statków Najwyższego Porządku, to wyglądało na to, że zostawili tamto miejsce za sobą w idealnym momencie.
Jak to zwykle bywało Dextian posiedział jeszcze chwilę w fotelu obserwując czy wszystkie systemy są stabilne, później przeszedł się po otwartej części z kanapami, przesuwając kilka rzeczy, tylko po to aby zaraz odstawić je znów na miejsce. Wziął szybki prysznic i udał się do swojej kajuty, by zapić swój brak senności dwiema szklaneczkami likieru i dopiero po tym położyć się spać. Miał wrażenie jakby wybudzał się i zasypiał po kilka razy, wiercił się nie mogąc znaleźć dogodnej pozycji, aż w końcu jego organizm poddał się kompletnie pozwalając mu w pełni odpłynąć.
UsuńPo statku rozniósł się irytujący dźwięk alarmu. To był ten typ, który mógłby zmarłego wybudzić ze snu, więc nie było problemu, aby Naver w przeciągu sekund zerwał się z łóżka. – Co do… - Nie zdążył dokończyć, bo Sophy zatrzęsła się gwałtownie, a on z impetem wylądował na ścianie. Przeklął pod nosem i odepchnął się od chłodnej powierzchni kierując swoje kroki do kokpitu. Byli ostrzeliwani. – Kurwa. – Warknął pod nosem łapiąc za ster i w tym samym czasie wyłączając autopilota. Wykonał gwałtowny manewr, i zaraz wyłączył wspomaganie stabilizacji, żeby wykonać kolejny unik, który obrócił ich do góry nogami, robiąc to na tyle szybko, by większość rzeczy pozostała na swoim miejscu. Podsunął do siebie dodatkową konsolę i zerkając w jej ekran zaledwie kątem oka spróbował namierzyć ostrzeliwujący ich statek. Oddał kilka strzałów i wrócił uwagą do sterów, przy okazji starając się złapać jakiś lepszy widok ich napastnika. Gdzie my w ogóle do cholery jesteśmy?