Eirian ibn Vallaeron
29 letnich przesileń, Królestwo Lata
najstarszy syn namiestnika wschodnich włości Królestwa Lata ● jeden z nielicznych wojowników, należących do książęcej brygady ● aspirujący na przyszłego generała królewskiego wojska ● osobiście wybrany przez króla na reprezentanta tronu w wyprawie poszukiwawczej skradzionej relikwii
Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech, by uspokoić swoje szybko bijące serce i zatrzymać gonitwę myśli. Ten wieczór był inny niż wszystkie potrzebne, nie przypominał nawet bali, które od tylu lat były urządzane regularnie. Z pozoru mógł być podobny, ci sami goście zostali zaproszeni, wszyscy wystrojeni w piękne stroje, tak by prezentować swój ród, jak najlepiej. Sala jak zawsze była przepięknie wystrojona, dbając o to, by każde królestwo czuło się odpowiednio uhonorowane. W jej mniemaniu właśnie to czyniło całą uroczystość jeszcze piękniejszą. Nie niesamowite suknie, wytworne jedzenie czy tańce. Tę magię wywoływała równość, ponieważ w tych dekoracjach było widać, jak każda pora roku się przenika, uzupełnia. Z pozoru tak różne, razem sprawiały niepowtarzalną i zapierającą dech w piersi kompozycję. Dzisiaj jednak nie była w stanie poczuć tej magii w pełni. Ten wieczór nie był przeciętnym balem, lecz pewnego rodzaju prezentacją, na której królestwa przedstawią swoich wysłanników. Ona zaś była jednym z nich. Dlatego ta uroczystość wzbudzała w niej takie emocje. Kończył się jej czas anonimowości i choć nie przyszedł jeszcze moment, by się ujawnić, wreszcie po tylu latach wychodziła z cienia. Nie będzie stała gdzieś z boku, obserwując i analizując wszystko, co dzieje się w pomieszczeniu. W którymś momencie wieczoru wzrok wszystkich skupi się właśnie na niej. Przygotowywała się do tego latami. Może nie do zostania wysłannikiem ukrywającym swoją prawdziwą tożsamość, lecz do stanięcia na czele. Ponad wszystko pragnęła tego wieczoru wystąpić jako przyszła królowa, pokazać prawdę, która od jej narodzin była skrywana. Powiedzieć swoim ludziom, że nie zamierza się ukrywać, gdy pojawiają się trudności. Wręcz przeciwnie. Chciała obiecać, że jest gotowa, by walczyć za nich, jednakże przystała na słowa matki, na jej rozkazy. Tajemnica miała zostać zachowana, dopóki nie nadejdzie odpowiedni moment, do czasu koronacji.
OdpowiedzUsuńSuknia w kolorze stopowanego błękitu opinała jej ciało we wszystkich właściwych miejscach, fasonem przypominając krój syreni. Na całej długości widniały zdobienia, które przypominały zamarznięte gałązki, które czym bliżej dekoltu rozchodziły się na boki, końcówkami muskając jej odsłonięte ramiona. Długie rękawy wykonane z prześwitującego materiału wyglądały, jakby ktoś przyprószył je kunsztownymi płatkami śniegu. Jej jasne fale, które zwykły żyły własnym życiem, tego wieczoru zostały precyzyjnie upięte. Sama nie wiedziała nawet jak fryzura została wykonana, zdawało jej się, że każdy kosmyk włosów był upinany osobno, a jedynie dwa luźne pasma okalały jej jasną cerę. W założeniu miała prezentować się dumnie, niczym silna kobieta, gotowa wypełnić każde zadanie, jakie zostanie jej powierzone. Przypuszczała, że strój spełniał swoje zadani, liczyła, że jej twarz również odzwierciedla odwagę.
Wiedziała, że uroczystość została już otwarta. Przez drzwi pokoiku, w którym przebywała słyszała słabe dźwięki. Miała jednak czekać na jednego ze strażników swojej matki, samej królowej, który miał być jej eskortą na salę. Poniekąd rozumiała obawy matki. Sama zresztą zapewne odczuwała podobne. Przez wiele lat czekały na moment koronacji, uważając, by stawiać ostrożne kroki, aż wreszcie ktoś pokrzyżował wszystkie plany. Wreszcie miała wyjść z ukrycia, z premedytacją skierować wzrok wszystkich na siebie, a jednocześnie pilnować, by największy sekret nie został odkryty. Tak wiele zależało od tej wyprawy i domyślała się, że jej matka ma pewne wątpliwości, do których jednak w życiu by się nie przyznała. Aviana nie zamierzała pytać, nie chciała poznawać wszystkich obaw swojej rodzicielki. Trzymała się odwagi, którą w sobie wskrzesiła i tylko ona pchała ją do przodu.
Wreszcie usłyszała ciche pukanie do drzwi, policzyła do trzech, po czym dołączyła do milczącego strażnika w małym korytarzyku. Teraz dźwięki przyjęcia stały się głośniejsze. Spojrzała na mężczyznę, który również skupił na niej czujny wzrok. Jak prawie każdy w Królestwie Zimy, on również nie wiedział na kogo w rzeczywistości patrzy. Posłała mu lekki uśmiech i skinieniem głowy oznajmiła, że jest gotowa. Ruszyli, a ona odliczała sekundy, niebawem miała poznać swojego wspólnika, kogoś, komu w jakimś stopniu miała powierzyć życie, zaufać. Wiedziała, że proces przedstawienia miał wyglądać dosyć uroczyście. W końcu to w ich rękach spoczywał poniekąd los równowagi wszystkich królestw. Nikt nie chciał tego głośno przyznać, ale jeśli nie odnajdą relikwii, sprawy potoczą się bardzo źle. Nie tylko ze względu na utrudnione koronacje, lecz na całą równowagę. Wreszcie znalazła się na sali, jeszcze nikt nie zwracał na nią uwagi i w spokoju mogła przyglądać się otoczeniu. Strażnik podprowadził ją pod niewielki podest, na którym już stali władcy. Wyobraziła sobie małą klepsydrę, która odliczała czas do zakończenia jej anonimowości. Zostało kilka ziarenek.
UsuńPatrzyła na wzniesienie, mimowolnie zastanawiając się jakie uczucie wypełni jej ciało, gdy stanie tam nie jako wysłanniczka królowej, nie jako wojowniczka, lecz księżniczka, prawowita następczyni tronu. Podejrzewała, że przeważać wtedy będzie strach, zresztą tak samo, jak i w tym momencie. Widziała swoją matkę i jak zwykle odczuwała dumę. Ecaeris była niesamowitą władczynią, pełną dostojeństwa i wrodzonego wdzięku. Jednocześnie mogła pochwalić się umysłem świetnego stratega, którego wiele wojsk chciałoby mieć w swoich szeregach. Potrafiła planować swoje kroki z niebywałym wyprzedzeniem, jednocześnie przewidując decyzję swych wrogów i przygotowując ewentualne alternatywy. To właśnie dzięki jej rządom Królestwo rozwinęło się i umocniło swoją pozycję, pośród pozostałych trzech rodów. Niebywale istotnym czynnikiem był fakt, iż na tronie Zimy zasiadała kobieta, to ona dzierżyła całą władzę, kierując wszelkimi wojskami i działaniami, podczas gdy w pozostałych królestwach prym wiedli mężczyźni. W swej dostojnej sukni, której materiał ciągnął się z tyłu, prezentowała się przepięknie, jednocześnie na tle pozostałych władców nie traciła swojej mocy i charyzmy. Przez lata panowania wywalczyła sobie szacunek i respekt, który nie był jej oddawany jedynie ze względu na pochodzenie i urząd, który sprawowała. Ecaeris miała w sobie coś, co sprawiało, iż wielu śmiałków pod jej stalowym wzrokiem wycofywało się i spuszczało potulnie głowy. Każde Królestwo cechowało się pewnymi standardowymi cechami, które zwykle wynikały z miejsca, w jakim przyszło im żyć. Kraina mroźna, gdzie warunki często nie były sprzyjające, a wręcz kłopotliwe hartowała ducha i stwarzała stalowych żołnierzy. Kreowała determinację, a także stoicyzm, który wielokrotnie przerażał przeciwników. Jej matka miała to wszystko, a jednocześnie zmusiła córkę, by przez tyle lat pozostawała w cieniu, ukrywała swoje pochodzenie i nie narażała się na zagrożenie z zewnątrz. W chwilach zwątpienia, gdy jej pierś ściskała się od nadmiaru tłumionych emocji, zastanawiała się, czy był to jedyny powód. Ufała rodzicielce, a jednocześnie miała świadomość, że dla Królestwa poświęciłaby naprawdę wiele, kto wie, może nawet własną córkę. Sama zresztą była przygotowywana do tego, by w przyszłości również wykazać się podobną gotowością oddania się za sprawę. Chciała wierzyć, że w jej żyłach płynęła właściwa krew, która pokieruje nią, gdy nadejdzie odpowiednia pora, lecz w tym samym czasie wyobrażała sobie różne sytuacje, a w takich momentach jej serce się buntowało, do czego nie mogła się przyznać nawet przed samą sobą.
OdpowiedzUsuńWyprostowała się, gdy wzrok jej matki skupił się na niej dosłownie na sekundę. Tyle wystarczyło, by wiedzieć, iż nadszedł czas, a ona powinna być od tej chwili w pełnej gotowości, pamiętając o tym, że będzie obserwowana z każdej strony, a co za tym idzie, bezpieczeństwo, którym była dotychczas otaczana, miało zniknąć jak bańka mydlana. Królowa podniosła się ze swojego miejsca, skanując wzrokiem tłum. Stojący obok niej Iyrandrar od razu zrobił krok do przodu, by znaleźć się bliżej. Był strażnikiem matki odkąd sięgała pamięcią. Jeden z najlepszych rycerzy, jakich kiedykolwiek widziała, mężczyzna, który nie przegrał żadnej bitwy, nigdy nie zawiódł i z całą pewnością zasłużył na ordery i tytuły, które zdobiły jego strój. Zastanawiała się, dlaczego to nie jego matka wytypowała. Gdyby powierzyła mu to zadanie, istniała nikła szansa na niepowodzenie, ponieważ Iyrandrar prędzej oddałby życie, nim zawiódłby Królestwo. Jednocześnie miała świadomość, iż Ecaeris w ten sposób otwiera córce wrota i przygotowuje ludzi na poznanie prawdy, na zaakceptowanie przyszłej władczyni. Podejrzewała również, że ta decyzja była podyktowana również troską o bezpieczeństwo. W obliczu nowych zagrożeń, które czaiły się na każdym kroku, gdy relikwia zaginęła, królowa potrzebowała najlepszej ochrony.
Obecna sytuacja wymagała od wszystkich pełnej gotowości, widzieli to nie tylko władcy, ale również sami poddani. Ich światy zaczęły się zmieniać, przekształcać, dając znać, iż nastają ciemne czasy. Lodowce zaczynały topnieć, a rzeki przybierać grożąc zalaniem i pozbawieniem schronienia najbliżej usytuowanych mieszkańców. Lodowe sople, które zdobiły drzewa, zaczęły się skraplać, ukazując w ten sposób drastyczną zmianę klimatów. Tam, gdzie z kolei powinien opanować stały upał, temperatura zaczęła spadać, deszcze zaczęły się nasilać, a nad głowami mieszkańców pojawiały się czarne chmury nie tylko w metaforycznym znaczeniu tego stwierdzenia. Cały roczny cykl został zaburzony, a ona, choć lata spędziła w królewskich bibliotekach, zaczytując się w najstarszych zwojach i próbując rozszyfrować starodawne znaki, nie wiedziała, jak powstrzymać te zmiany bez odnalezienia relikwii. Sami zakonnicy, którzy całe życie poświęcali na rozwój intelektualny, nie wiedzieli, czy istnieje inne rozwiązanie awaryjne, które należało wdrożyć, jeśli plan odnalezienia zaginionego przedmiotu zawiedzie. Władcy również zdawali sobie z tego sprawę i pomimo tego, że każdy z nich próbował zachować spokój, po uważnej obserwacji można było dostrzec ukryte zmartwienie.
UsuńPatrzyła jak jej matka z gracją podchodzi na środek wzniesienia, zerkając w stronę władcy Lata, by dołączył do niej. Byli jak dwa przeciwieństwa, woda i ogień, które wykluczały się nawzajem, lecz teraz, ramię w ramię zamierzali współpracować. Dwa ogromne mocarstwa, które pomimo konfliktów i licznych różnic postanowili odłożyć wszelkie spory i niedogodności na bok, ponieważ zaistniała sytuacja sprawiła, iż znaleźli się na podobnych stanowiskach. Stali po przegranej stronie, a grunt dosłownie usypywał im się pod stopami, a to wymagało od nich radykalnych decyzji. Takiej właśnie jak wspólna misja, mająca na celu naprawienie równowagi świata. Nawzajem musieli obdarzyć się zaufaniem, wystawić swoich najlepszych ludzi, by ci zaryzykowali życie dla swoich królestw.
— Od setek lat każdy bal pokazywał, że bez względu na różnicę tworzymy wspólny cykl. Celebrowaliśmy niezachwiany ciąg, który pozwalał nam żyć w spokoju, dbać o równowagę. Dzisiaj zebraliśmy się również po to, by poznać godnych przedstawicieli, by w ich ręce złożyć nasze zaufanie i wiarę. — jej głos niósł się po sali, w której zapanowała cisza, goście zaś zwrócili się w stronę wzniesienia, poświęcając władcą całą swoją uwagę. Ecearic pozwoliła, by jej słowa dotarły do wszystkich, by zakorzeniły się w ich umysłach, tak aby mogli w nie w pełni uwierzyć. — Mam przyjemność przedstawić Wam wysłanniczkę Królestwa Zimy, strażniczkę Aviane Carlisle. - ogłosiła dostojnym głosem, wyciągając w jej stronę dłoń. Bez cienia wahania ruszyła po schodkach, aż wreszcie znalazła się na wzniesieniu, czując jak wzrok wszystkich skupia się teraz na niej. Nie zatrzymała się, nie odwróciła spojrzenia, dopóki nie znalazła się przed władcami. Dopiero wtedy przystanęła, opuszczając głowę w geście szacunku. Stanęła z boku, czekając aż pojawi się jej przyszły współtowarzysz.
Zerknęła przelotnie na swoją matkę, by sprawdzić, jaka była jej reakcja, na jakże wzniosłe przedstawienie drugiego wysłannika. Znała ją całe życie, łączyła ich bliska więź, a mimo to nie była w stanie przeniknąć przez maskę dostojnej i niewzruszonej królowej. Jeśli jej matka faktycznie odczuła jakąkolwiek irytację bądź zniesmaczenie stojącym obok niej władcą, nie dała po sobie tego poznać, nawet brew jej nie zadrgała, gdy ze spokojem i opanowanym uśmiechem przypatrywała się sytuacji. To był stoicyzm, którym cechowali się mieszkańcy mroźnej krainy, a który wielokrotnie uchodził za bezduszność, jakby lód zmroził nie tylko ich skórę, ale i duszę. W rzeczywistości potrafili niesamowicie dobrze maskować emocję, przybierać wyraz twarzy, który mówił tylko tyle, iż pozostawali niewzruszeni, nieważne co wokół się działo. Aviana schowała więc resztki emocji w głąb siebie, wyprostowała i odwróciła wzrok od matki, ponownie skanując tłum niebieskim spojrzeniem. W rzeczywistości nie odczuwała irytacji czy też zazdrości, względem drugiego wysłannika. Jej brak tytułów i tajemniczość były kolejnymi fragmentami układanki, jaką była jej udawana tożsamość. Wszystko, co prawdziwe kryło się pod powierzchnią, pod maską, której w najbliższym czasie nie zamierzała ściągać. Skupiła się więc na tym, czego dzięki temu krótkiemu przedstawieniu dowiedziała się o mężczyźni z południa. Musiał być kimś niesamowicie uzdolnionym, skoro król na jego barkach powierzył tak odpowiedzialne zadanie. Nie wiedziała, czy w związku z tym powinna się go obawiać znacznie bardziej, czy odetchnąć z ulgą, gdyż u jej boku stanie niebywały wojownik. Jej uwagę przekłuło stwierdzenie, iż był jedynym swojego imienia. Na tę myśl, jej zdradziecka warga zadrgała, a ona z trudem powstrzymała uśmiech, który cisnął jej się na twarz. Mężczyzna miał tak wiele imion, iż nie dziwiła się, że był w tej kwestii wyjątkowy. Królestwo Zimy w tej kwestii było bardzo oszczędne, dzieciom nie nadawano nawet drugich imion, co mogłoby być uhonorowaniem przodków czy ważnych dla historii osobistości. Mogli uchodzić za tradycjonalistów, lecz w wielu przypadkach byli bardzo skąpi w słowa i tytuły.
OdpowiedzUsuńNie musiała odwracać głowy w stronę marmurowych schodów, by wiedzieć, w którym momencie na wzniesieniu pojawił się wysłannik Królestwa Lata. Wystarczyło obserwować tłum, który nie krył swoich emocji, a z ich twarzy można było wyczytać każdą najmniejszą myśl, która przemykała przez ich umysły. Śledzili go czujnym wzrokiem, jedni z uczuciem ulgi i podziwu, inni z jawną niepewnością, której nie można było im zabronić w momencie, gdy losy ich wielkich królestw zostały złożone w ręce dwóch dusz, które mogły nie podołać zadaniu. Reakcje na jej przybycie mogły być podobne, a nawet pełniejsze konsternacji z uwagi na fakt, iż była dla niektórych jedynie nieznaną kobietą. Podejrzewała jednak, że dobór płci, jakiego dokonała królowa Ecaeris nie dziwił jej poddanych, wręcz przeciwnie, w ten stanowczy i dosadny sposób potwierdzała to, w co wierzyła od lat i starała się przekazywać wkoło. Kobiety miały władzę, siłę wystarczającą, by stanąć u boku mężczyzn, wbrew historii, która wielokrotnie umieszczała je w cieniu wielkich wojowników, przedstawiając je jako te, które potrzebują ochrony.
Czuła na sobie spojrzenie drugiego reprezentanta, które było jak ciepły aksamit oblewający jej chłodną skórę. Nie była w stanie tego wytłumaczyć, ale z całkowitą pewnością była w stanie określić, w którym momencie zatrzymał wzrok na jej fryzurze, a w której na sukni, która opinała jej ciało. To było niesamowicie dziwne uczucie, lecz nie zapominając o zasadach, które zostały w nią wpojone, nie dała niczego po sobie poznać, nie karmiąc swojej ciekawości nawet przelotnym spojrzeniem w stronę mężczyzny. W dalszym ciągu trzymała się prosto, a jedyną oznaką tego, iż zauważyła jego wzrok było przyśpieszone bicie serca, jakby w rzeczy samej zastanawiała się, czy zdawała jego test, chociaż nie powinno mieć to najmniejszego znaczenia.
Wiedziała, gdy jego wzrok powędrował na kogoś innego, ponieważ w tym samym momencie więź na jej płucach zniknęła, a oddychanie stało się łatwiejsze, pomimo tego, iż jeszcze przed chwilą nie wiedziała, że coś utrudniało jej wzięcie kolejnego oddechu.
UsuńRozgrzmiały oklaski, a ona mogła mieć jedynie nadzieję na to, że ludzie poczuli się usatysfakcjonowani doborem tych, którzy mieli uratować ich światy przed chaosem i rychłą klęską. Znała jednak hierarchię i panujące wszędzie zasady na tyle, by wiedzieć, iż niepewność i zwątpienie mogli ukryć głęboko w sobie, później dzieląc się nim pod postacią konspiracyjnych szeptów. Czy mogła im mieć to za złe? Sama nie miała pewności, że podoła. Nigdy nie poddawała się zuchwałej pewności siebie, tak też było w tym momencie. Ogarniało ją zwątpienie i zastanawiała się co czuł jej współtowarzysz. W tej chwili znajdowali się na podobnych pozycjach, a emocje, które ich wypełniały zapewne się pokrywały, a przynajmniej tak przypuszczała. Nie znała go jednak na tyle dobrze, by mieć pewność, że sposób, w jaki został przedstawiony nie jest adekwatny do jego postawy i charakteru. Może trafił jej się nieustraszony wojownik, pełen dumy i pychy.
Przyglądała się jak władca drugiego królestwa odwraca się w stronę jej matki i z czarującym uśmiechem zaprasza ją do tańca. Miała pełną świadomość, iż nie była to przyjacielska prośba, wynikająca z chęci spędzenia czasu na parkiecie w miłym towarzystwie, lecz czysto manipulacyjne zagranie. Cały ten bal miał za zadanie ukazać jedność dwóch przeciwnych królestw, pokazać, iż w momencie zagrożenia jednoczą się i tworzą niemożliwą do pokonania parę. Dzięki temu pragnęli nie tylko zastraszyć wrogów, lecz również uspokoić poddanych, dać im nadzieję i umocnić wiarę w powodzenie przyszłej misji. Jej matka, jak na królową przystało, z wdziękiem odpowiedziała na zaproszenie, układając palce w dłoni mężczyzny, pozwalając, by sprowadził ją z podestu na parkiet, by mogli wspólnie wirować wśród pozostałych gości. Gdy zniknęli jej z oczu, przeniosła czujne spojrzenie na wojownika stojącego obok, po raz pierwszy obdarzając go swoją uwagą. Widziała, że nie czuł się w tej sytuacji komfortowo i podejrzewała, że wolałby stanąć do walki z przeciwnikiem na miecze, niżeli grać główną rolę na tym balu.
Uśmiechnęła się w duchu na jego propozycję, jednocześnie będąc przekonaną, że gdyby nie wykonał pierwszego kroku, sama wyszłaby przed szereg i łamiąc konwenanse, poprosiłaby go do tańca. W odpowiedzi skinęła głową i podobnie jak przed chwilą jej matka, podała dłoń ciemnowłosemu mężczyźnie. Ruszyli w stronę marmurowych schodów, zapewne przyciągając kilka zaciekawionych spojrzeń. Ona jednak uparcie milczała, czekając na moment, aż znajdą się na parkiecie. Nie miała problemów, by poruszać się w tańcu i pozwolić, by porwały ją takty muzyki, dlatego z pewnością siebie przylgnęła do niego, pozwalając jednak, by prowadził.
Nie odzywała się, zbierając myśli i przez krótki moment po prostu oddając się tańcu. Dopiero po jakimś czasie zacisnęła lekko dłoń, która spoczywała na jego ramieniu, by w ten sposób skupić jego uwagę. — Masz wiele tytułów jak na kogoś tak młodego. Mogę wiedzieć ile masz lat? — zapytała, szczerze zaciekawiona odpowiedzią. Nie byłaby sobą, gdyby nie nawiązała do jego uroczystego przedstawienia, nawet jeśli droczenie się ukryte pod postacią twarzy, która nie wyrażała praktycznie żadnych emocji, nie przystawały przyszłej królowej.
Słuchała go w skupieniu, poświęcając mu swoją pełną uwagę, chociaż posiadała wiedzę, o której mówił. Podejrzewała jednak, że szczegółowe przedstawienie zasad panujących w jego królestwie wynika poniekąd z chęci wytłumaczenia sposobu, w jaki został przedstawiony. Uwielbiała zagłębiać się w takich ciekawostkach, dlatego podczas wielu lat nauki z chęcią poznawała tradycję pozostałych trzech rodów. Nie wynikało to tylko z czystej potrzeby posiadania tej wiedzy, która ze względu na jej pochodzenie i przyszłe stanowisko była niezbędna w sprawowaniu dobrych rządów. Dzięki temu poszerzała swoje poglądy i stanowiska na różne tematy. Mogła spojrzeć na wiele kwestii z różnych stron, rozkładając je na czynniki pierwsze. Słuchanie jak on o tym wszystkim opowiadał z perspektywy mieszkańca, nie zaś uczonego, który miał za zadanie kompetentnie wszystko opisać, było w pewnym sensie odświeżające i ujmujące. Teraz nie patrzyła na puste słowa zapisane na kartach czy też przekazywane nużącym tonem przez kogoś z jej królestwa. Mogła zatracić się w jego głębokim głosie, pozwolić, by wiedza, którą posiadał, wsiąkała w nią, opatrzona emocjami, które przelewał w każde słowo.
OdpowiedzUsuń— Dla mnie z kolei brzmi bardzo honorowo. — wtrąciła, pozwalając sobie również wyrazić opinię na temat znaczenia jego imienia. Nie znała go na tyle, by wiedzieć, czy znaczenie pasuje do tego, który je nosi, aczkolwiek z całą pewnością nie brzmiało źle. W kwestii doboru imion dla swoich potomków Królestwo Zimy nie było aż tak restrykcyjne. Panowała większa swoboda i choć niektóre imiona posiadały swoje ukryte znaczenie, jedynie nieliczni zwracali na to uwagę. Jedyna zasada dotyczyła imion, które posiadali wszyscy zasiadające na tronie. Każdy władca musiał zwać się inaczej, by w ten sposób nie był porównywany do swoich poprzedników. Z kolei mieszkańcy królewskie imiona uznawali za poniekąd zarezerwowane i nie nadawali ich swoim dzieciom. Można było zatem stwierdzić, że jej imię również było w jakimś stopniu wyjątkowe, a przynajmniej w obrębie Królestwa Zimy.
Był zatem o cztery lata od niej starszy, co jednak pozwoliła sobie przemilczeć i jedynie pokiwała głową. Rozumiała go, poniekąd ciążyła nad nimi podobna odpowiedzialność. Ona musiała wydać na świat następcę, a najlepiej następczynie, by podtrzymać wyjątkową tradycję Mocarstwa Zimy i zapewnić ciąg królewskiej linii. W jej przypadku to nie była tylko kwestia rodzinna, nie wystarczyło przedłużenie drzewa genealogicznego. W pewnym momencie wszyscy poddani będą na nią patrzeć z wyczekiwaniem, by dała im pewność, że gdy ona odejdzie, jej miejsce zajmie ktoś, kto był go godny. Pewnego dnia będzie musiała znaleźć kogoś, kto stanie u jej boku, zostanie jej partnerem i wspierającym ramieniem. Kogoś, kto będzie tym, kim dla Ecaeris był ojciec Aviany, który niestety zmarł krótko po narodzinach swojej córki. Chciała mieć nadzieję, że również odnajdzie w tym wielkim świecie prawdziwą miłość, a ten, który stanie u jej boku będzie nie tylko partnerem, ale jej drugą połową. Przez lata nauki umocniła się jednak w przekonaniu, że na pierwszym miejscu musi stawiać swe królestwo, dopiero później własne uczucia. Koniec końców Ecaeris związała się ze swoim mężem nie ze względu na płomienną miłość, która ich połączy, lecz z czysto ekonomicznych i kalkulacyjnych powodów. Ich relacja rozwijała się powoli, lecz wreszcie ich więź się zacieśniła, a zwykła przyjaźń przerodziła się w silną miłość. Miała pełną świadomość tego, że kiedyś przyjdzie jej kolej i może nie doświadczyć komfortu, jakim jest czas i wolny wybór. Teraz jednak widziała to wszystko jako daleką przyszłość, ukrywająca się za mgłą podobną do tej, która ukrywała najwyższe wzgórza w królestwie. Skupiała się na misji i na najbliższej koronacji, która stała pod wielkim znakiem zapytania. Dalsze losy schodziły na drugi plan, nie roztrząsała wyborów, przed którymi jeszcze nie została podstawiona. Ktoś mógłby nazwać to lękiem, wahaniem się przed tym, co nieuniknione, ona wolała określać to wyznaczeniem priorytetów.
Przed odpowiedzią na pytanie, zawahała się, pozwalając sobie przeciągnąć ciszę przez krótki moment. Mogła skłamać, uraczyć go słowami dzielnej wojowniczki, która nie czuje strachu i wzbudza respekt. Jakaś jej część nawet chciała zapewnić go o swoich umiejętnościach, licząc, że wypowiedziane słowa staną się prawdą. Wiedziała jednak, że samo ich wypowiedzenie nie zmieni uczuć, jakie się w niej kotłowały. Sam fakt, iż oszukiwała go względem swojego pochodzenia już był wystarczająco zły. Co prawda, praktycznie nikt nie znał prawdy, lecz on w jakimś stopniu zawierzał jej swoje życie. Tak samo, jak ona składała swoje bezpieczeństwo w jego ręce. Od teraz mieli być wspólnikami i to od nich zależało czy się zjednoczą, czy staną przeciwko sobie. Mogli walczyć ramię w ramię, odbierając ciosy i broniąc siebie nawzajem, ryzykując własnym zdrowiem. Mogli też ukryci w cieniach wbijać sobie noże w plecy. Dlatego zdecydowała się na szczerość, pozwalając, by wyczytał ten fragment prawdy w jej niebieskich tęczówkach.
Usuń— Odpowiedzialność. Wiem, to nie nastrój, ale właśnie to słowo idealnie opisuje wszystko co czuję. Rozejrzyj się dookoła... — urwała, odrywając od niego spojrzenie i wodząc nim po sali, którą wypełniali tak różni sobie ludzie, nawet ich stroje pozwalały określić kto, z jakiego królestwa pochodził. Wydawałoby się, że nic ich nie łączy, a jednak byli tu dzisiaj, wszyscy razem, świętując i przygotowując się na nieznane. Byli tu dzisiaj jej przyszli ludzie, którzy jeszcze nie wiedzieli, że poruszając się w tańcu, mijają swoją przyszłą przywódczynię. Byli tu też ci, których nigdy nie będzie miała okazji poznać, którzy może w duchu będą nią gardzić, jako władczynią wrogiego królestwa. Mimo to w stosunku do każdego z nich czuła to samo. W ich oczach nie zawsze dostrzegała wiarę, nadzieję czy też zaufanie. Ich wątpliwości nie dało się przeoczyć, lecz jednocześnie zdecydowali się położyć ten ciężar na jej barkach, wiedząc, że to jedyne rozwiązanie w tym momencie. — Każdy z nich jest inny, wyjątkowy, acz wszyscy, jak jeden mąż odczuwają zagrożenie i nie mogą zrobić nic innego, tylko liczyć na nas. — dokończyła, powoli odrywając spojrzenie od gości i ponownie przenosząc je na twarz swojego towarzysza. Przez chwilę błądziła po niej wzrokiem, jakby czegoś szukała, aż wreszcie znów zatrzymała się na jego oczach. Całym sercem wierzyła, że są zwierciadłem duszy każdego człowieka, czasami odrobinę zakurzonym, tak by obserwator nie mógł dostrzec prawdy, która się za nimi kryła. Dlatego rzadko odwracała wzrok, gdy ktoś się na niej skupiał, odwzajemniała go, ukazując skupienie i analizując to, co uda jej się dostrzec. Poniekąd uważała też takie chwile za piękne, gdy dwójka ludzi zamykała się w swojej bańce, widząc tylko i wyłącznie siebie nawzajem. — Porównałabym to do ciężkiego kamienia, który został zawieszony nad moją głową. Nie wiem, czy lina się zerwie, czy okaże się wystarczająco mocna. Dlatego czuję niepewność, lecz to ciężar, spod którego bym nie uciekła. Wiesz kto jest tą liną? — zapytała, przekrzywiając głowę lekko na bok i unosząc jeden kącik ust do góry w lekkim uśmiechu.
Czekała na jego odpowiedź, lecz po chwili jej uśmiech został zastąpiony wyrazem zmieszania, a ona przyglądała mu się spod zmarszczonych brwi. Dostrzegła zmianę w jego postawie, tak jakby w pewnym momencie ktoś pociągnął za dźwignię, zmieniając jego nastawienie. Widziała, jak emocję chowają się za niewidzialną kurtyną ostrożności, nawet jego dotyk na jej ciele odrobinę zelżał, jakby sam tworzył dystans. Próbowała zrozumieć co się stało i czy odpowiedzialne za to były jej poprzednie słowa, których jednakże nie zamierzała cofać, ponieważ były całkowicie szczere. Wcześniej to on wydawał się bardziej otwarty, podczas gdy ona badała, analizując i zwykle po prostu go słuchając. Chciała więc usłyszeć jego odpowiedź, lecz wtedy muzyka ucichła, a ona musiała się odsunąć, by nie wywoływać niezręczności. Podziękowała mu za taniec, a gdy się wyprostowała, dostrzegła zbliżającego się do nich władcę Królestwa Lata. Nie rozumiała przepraszającego gestu, którym obdarzył go Eirian i nie wiedziała jak powinna go interpretować. Mężczyzna czuł się winny z powodu jednego, krótkiego tańca?
OdpowiedzUsuńPoczuła jak jej mięśnie napinają się, gdy słuchała jego słów. Miała ochotę zapytać o jego priorytety, o to jakie wartości uznawał za najwyższe, podczas gdy uważał, że ten wieczór to tylko przedstawienie, które ma zadowolić wszystkich zgromadzonych gości. Wydawało jej się, że traktował to jako teatr, wysłanników zaś mianował aktorami, którzy mieli wzbudzać zainteresowanie i nie nudzić publiczności swym występem. W ten sposób nie krytykował tylko mieszkańców pozostałych trzech rodów, lecz nawet własnych poddanych, szufladkując ich emocje jako zwykły niedosyt ekscytacji, pragnienie, by móc z pierwszego rzędu przyglądać się losom dwójki ludzi, na których spoczywa odpowiedzialność o ich dalsze życie. Jednakże, gdy wreszcie przewrócił na nią swoje spojrzenie, ukryła emocje głęboko w sobie, a jedynie odcień jej tęczówek, których kolor z płynnego błękitu zmienił się wręcz w lodowaty odcień niebieskiego, mógł świadczyć o jej rzeczywistych odczuciach. Wątpiła, by władca wykazał się aż taką spostrzegawczością i cokolwiek dostrzegł bądź wyczytał. Na jej ustach pojawił się nawet stonowany uśmiech, który z pewnością różnił się od tych posyłanych wcześniej chłopakowi. Ten był dyplomatyczny, idealnie reprezentujący stoicyzm, jakim cechowało się jej królestwo. Był jednym z tych uśmiechów, które ciężko było zidentyfikować. Dla jednych mógł się wydawać kpiący, dla innych uprzejmy. W jej przypadku był po prostu chłodny i zdystansowany, aczkolwiek jednocześnie na tyle udany, by oszukać władcę i wmówić mu, iż jest wyrazem pokory. Jedyną reakcją na jego kolejne słowa było zmrużenie oczu. Zadziwiające jak wiele tak krótka wypowiedź może zdradzić o rozmówcy. Wzmiankę o umiejętnościach wojownika potraktowała jako swego rodzaju ostrzeżenie i ponowną próbę wywyższenia się czy też wyjścia przed szereg. Jednocześnie jednak nie powstrzymał się od drobnego przytyku w stronę chłopaka, któremu przecież powierzał odpowiedzialność o dobro własnego królestwa.
— Z pewnością przyjmę twoją prośbę do serca. — odparła z przyjaznym uśmiechem, jednocześnie celowo podkreślając słowo „prośba". W ten subtelny sposób podkreślała, że jego słowa jej nie obowiązywały, ponieważ pomimo tego, że wyruszała na misję z jego wysłannikiem, odpowiadała tylko i wyłącznie przed swoją królową. Mogła mu to przedstawić jasno i klarownie, ale ograniczyła się jedynie do tego słownego przytyku, podejrzewając, że to bardziej dotrze do jego niezachwianej pewności siebie. Zastanawiała się, czy miałby odwagę obdarowywać ją tym pełnym jadu uśmiechem, gdyby wiedział przed kim w rzeczywistości stoi. Ukrywanie swojej tożsamości w tym wypadku wychodziło jej na dobre, gdyż mogła przyjrzeć się realiom, dostrzec prawdę, która w innym razie mogłaby zostać zastąpiona sztucznymi i pustymi słowami. Przez ten cały czas nie odrywała wzroku od władcy, chociaż miała ochotę zbadać, jakie są reakcję chłopaka na uszczypliwe słowa jego władcy. Skinęła mu na pożegnanie, patrząc, jak odwraca się i wspina po marmurowych schodach, by dołączyć do reszty władców. Widziała swoją matkę, która również już się tam znajdowała w towarzystwie swoich zaufanych strażników. Nastąpiła między nimi przelotna wymiana spojrzeń, która trwała tyle, co mrugnięcie oka, po czym Aviana spojrzała wreszcie na swojego kompana.
UsuńWidziała jak walczył sam ze sobą, może z myślami, które go nawiedzały, a może ze słowami, które uparcie zatrzymywał w sobie. Przez cały ten czas milczała, czekając i w ten sposób dając mu szansę, by tym razem to on rozpoczął konwersację. Była ciekawa tego, co miał do powiedzenia, wcześniej wydawał się jej dosyć niezależny, liczyła, że tym razem z jego ust również popłyną słowa mądrości, na które czekała. On jednak ograniczył się do krótkiej wymiany spojrzeń, przekazując jej w ten niemy sposób uczucia, które się w nim kłębiły. Patrzyła jak odchodził i postanowiła choć raz, by emocje wzięły nad nią górę. Ruszyła za nim, przyśpieszając, dopiero gdy otworzyły się przed nim potężnie niebieskie drzwi, przy których stało dwóch strażników. Dostrzegając ją, nie zamknęli wyjścia od razu po tym, jak przekroczył je Eirian.
— Milczące pożegnania mają to do siebie, że sprowadzają niezręczność. — rzuciła, gdy drzwi za nią z głośnym skrzypnięciem się zamknęły. Zapewne nie powinno jej tu być, a skoro już wypełniało ją to uczucie, wiedziała, że był to błąd. Tym razem jednak kierowana jakąś wewnętrzną potrzebą bez skrupułów i wątpliwości zbliżyła się do niego, całkowicie skupiając na nim swój wzrok, jakby wokół cały świat zniknął, a na małym skrawku, który się uchował, zostali tylko oni. Położyła mu dłoń na ciepłej skórze policzka, jednocześnie unosząc się, by zbliżyć usta do jego ucha i zamienić swoje słowa na szeptem przekazane wyznanie. — Twoje imię brzmi honorowo, ale czasami blask tej gwiazdy nie wystarczy, aby wypełnić ciszę. Będziesz musiał prowadzić mnie w klarowniejszy sposób. — wytłumaczyła z uśmiechem, którego nie mógł dostrzec, po czym złożyła na jego policzku niezwykle delikatny pocałunek, ledwo muskając ustami jego skórę, jakby samą siebie powstrzymywała przed większym spoufalenie. Potem cofnęła się i dygnęła niewinnie na pożegnanie, by później odwrócić się i ruszyć z powrotem w stronę wejścia na salę. Nie wiedziała, czy matka widziała, jak jej córka rusza do wyjścia, ale prędzej czy później i tak dostrzegłaby jej nieobecność, a ona wolała uniknąć niepotrzebnych pytań.
Nie spędziła już zbyt wiele czasu na przyjęciu, gdyż miała świadomość, iż również musi wypocząć przed jutrzejszą wyprawą. Nie miała też nastroju do dalszych uprzejmych uśmiechów i utrzymywaniu pozorów spokoju, którego w rzeczywistości nie czuła. Odetchnęła dopiero w komnacie, gdy została całkowicie sama, a jej ciała nie zdobiła dłużej wytworna suknia balowa, lecz zwiewny materiał białej szaty, która była na tyle długa, iż materiał z tyłu ciągnął się po ziemi. Jej nieokiełznane włosy opadały falami na jej plecy, a ona odczuwała ulgę, iż nie są dłużej splątane. Rozkoszowała się tą samotnością i normalnością. Pełną swobodą bycia tym, kim była, bez ukrywania tego przed ciekawskimi spojrzeniami. Pławiła się w tej chwili, ponieważ podobna miała w najbliższym czasie nie nadejść.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że póki jej ciała nie dopadnie zmęczenie, a powieki nie zaczną ciążyć, nie uda jej się zasnąć. Bardzo chciała oddać się w objęcia Morfeusza, by godziny, które dzieliły ją od następnego dnia przeleciały szybciej, jednakże wiedziała, że nie zdoła tak po prostu zasnąć, gdy targało nią tyle emocji. Jakaś jej cząstka poniekąd chciała poczekać. Był to strach przed nieznanym, przed tym, co miało niebawem nastąpić. Dopadało ją tyle skrajnych emocji, iż chwilami pragnęła, aby czas płynął szybciej, a chwilę później wolałaby go zatrzymać. Najbardziej uciążliwy był fakt, że obok myśli o wyprawie pojawiał się obraz mężczyzny, którego dzisiaj poznała. Młodego wojownika, który ją intrygował i sprawiał, że coś w jej wnętrzu się do niego rwało, by poznać go bliżej, odkryć sekrety, pomimo tego, iż podejrzewała, że sama ma ich o wiele więcej. Z westchnieniem oparła czoło o chłodną szybę okna, które rozciągało się na całą wysokość ściany. Żałowała, że jej sypialnia nie posiada osobnego balkoniku, który pozwalałby jej zaczerpnąć świeżego powietrza w każdej wolnej chwili, lecz mimo to uwielbiała widok, który miała przed oczami. Budynek miał trzy skrzydła, jej komnata znajdowała się w prawym, dzięki czemu mogła przyglądać się pozostałej części pałacu, a jednocześnie podziwiać krajobraz dookoła.
W którymś momencie jej spojrzenie przykuł ruch, a ona przyjrzała się uważniej, by uświadomić sobie, że na jednym z balkoników stoi Eirian. Najwyraźniej zawędrował do głównej części budynku, tak jak ona nie mogąc zmrużyć oczu. Mimowolnie się uśmiechnęła, kładąc dłoń na chłodnej szybie i prostu go obserwując. Zastanawiała się jak on postrzega widok, który się przed nim rozpościera. Ona zdążyła się do niego przyzwyczaić, lecz w dalszym ciągu podziwiała jego piękno. Było srogie, czasami złowrogie, acz jednocześnie niesamowite i niepowtarzalne. Gdy patrzyła na swoje królestwo, otaczał ją spokój, uwielbiała tę ciszę i kontrast, który biel tworzyła z ciemnym niebem. Była przekonana, że ta kraina jest całkowitym przeciwieństwem miejsca, w którym wychował się wojownik. Dlatego tym bardziej była ciekawa co myśli, patrząc na wzgórza przyprószone śniegiem. Zastanawiała się, czy byłby w stanie ją dostrzec, jednakże w to wątpiła. Musiałby unieść spojrzenie ciut do góry, wiedzieć gdzie skierować wzrok, gdzie szukać. Żałowała, że nie znajdowała się bliżej, by zapytać o jego myśli. Jakaś jej część pragnęła wyjść z komnaty i korytarzami przemknąć się na balkonik, by stanąć obok niego i dzielić wspólnie widok. Na całe szczęście miała w sobie wystarczająco dużo rozsądku, by wiedzieć, że nie jest to dobry pomysł. Miała świadomość, że jej ostatni wybryk był przekroczeniem pewnych granic. Nie żałowała, ponieważ rozkoszowała się emocjami, które się w niej wtedy pojawiły, lecz jednocześnie widziała w jego spojrzeniu ostrożność. Pojawiła się, w którymś momencie ich wspólnego tańca i nie zniknęła, nawet gdy wyszła za nim z sali balowej, by złożyć na jego rozgrzanym policzku chłodny pocałunek. Musiała samej sobie przypominać cel tej misji, by uświadomić sobie kim był dla niej Eirian. To on pierwszy postawił granicę między nimi, a ona postanowiła się jej trzymać. Miał rację nie ufając jej, ponieważ był kolejną osobą, przed którą zatajała swój sekret.
Ona jednak również musiała być ostrożna, nie zapominając o tym, kim była i jaka rola ją czekała. Biorąc pod uwagę zachowanie władcy Królestwa Lata, musiała być tym bardziej ostrożna. Nie ufała mu, a zdążyła się zorientować, iż miał istotny wpływ na swojego wojownika. Nie znała jego zamiarów ani rozkazów, które przekazał swojemu wysłanniki. Swoje zachowanie podczas balu przez to uważała za jeszcze bardziej nieodpowiedzialne. Pozwoliła, by emocję wzięły górę, zbliżając się do wojownika, podczas gdy on tak naprawdę się wycofywał. Uznała, że ten krótki moment rozejmu podczas tańca był chwilą, gdy wojownik ją sprawdzał, a ona całkowicie się otworzyła. Naraziła się na jeszcze większe niebezpieczeństwo, gdy całkowicie skróciła dystans między nimi, by wyszeptać kilka słów. Niestety, pomimo tego wszystkiego wiedziała, że nie zmieniłaby swoich dzisiejszych decyzji, ponieważ ten jeden raz pozwoliła sobie na swawolę, której zawsze sobie odmawiała.
UsuńPo raz ostatni na niego zerknęła, po czym wycofała się w głąb swojej sypialni. Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy, po czym wślizgnęła się pod ciężką białą pościel. Ułożyła głowę na poduszce, opierając policzek na złączonych dłoniach. Odetchnęła głęboko, po czym wreszcie przymknęła powieki, ku własnemu zaskoczeniu czując jak ogarnia ją spokój. Nie miała już siły dłużej rozmyślać o tym, co się stało lub o tym, co dopiero miało nadejść. Samo roztrząsanie emocji, które się w niej kłębiły, kompletnie ją wyczerpały. Obawiała się nawet nazywać otwarcie pewne uczucia, które się dzisiaj w niej pojawiły, postanawiając zepchnąć je w głąb siebie i udawać, że nigdy ich tam nie było. Stosowała technikę unikania, ponieważ uważała, że to będzie najbezpieczniejsze i dzięki temu uda jej się zachować zdrowy rozsądek, który teraz był jej niezwykle potrzebny. Nie wyruszała na misję, która miała komuś udowodnić, że nadaje się na jakieś stanowisko. Nie wyruszała, by zapewnić o swojej odwadze. Pragnęła, by tak było, lecz rzeczywistość malowała się inaczej. Dlatego chętnie pozwoliła, by zmorzył ją sen, odganiając wszystkie te uczucia i straszne myśli.
Otworzyła oczy i rozkoszowała się tymi kilkoma sekundami, gdy umysł pozostawał w zawieszeniu, gdy nie pamiętała co ją czekała lub co ją spotkało. Przez te ulotne chwile po prostu unosiła się na granicy świadomości, aż wreszcie uderzała ją rzeczywistość i z westchnieniem przecierała zmęczone oczy. Podniosła się do pozycji siedzącej, a chwilę później usłyszała ciche pukanie do drzwi. W pokoju pojawiła się jej matka, gotowa i elegancka w każdym calu. To było ich prawdziwe pożegnanie. Pożegnanie matki z córką, a nie królowej z podwładną, które zaprezentują później. To był moment czułości, po którym zaczęło się całe zamieszanie. Matka zniknęła, a ona zaczęła się szykować, robiąc wszystko automatycznie. Czuła się jakby tylko jej ciało się poruszało, a dusza stała z boku, zbierając siły na podróż. Jakaś jej cząstka chciała spotkać się z chłopakiem, który zaprzątał jej myśli, porozmawiać z nim, zanim wyruszą na misję i staną się wspólnikami na placu boju, lecz zdusiła to pragnienie w zarodku. Przypomniała sobie o ich wczorajszym pożegnaniu, które było wystarczające. Nie wiedziała jak to się stało, ale wreszcie stanęła przed bramą, czekając aż dołączy do niej Eirian, by razem stawili czoła oficjalnemu pożegnaniu. To w tym momencie ich podróż miała się rozpocząć, wspólnie mieli stanąć przed swoimi władcami, w nadziei, że to nie będzie ostatnie spotkanie.
Zamrugała kilkakrotnie, gdy znajomy głos przedarł się do jej umysłu, wyrywając ją z kokonu myśli, w którym się zamknęła. Odwzajemniła jego spojrzenie, posyłając mu lekki uśmiech, lecz ten w przeciwieństwie do tych, którymi obdarowywała go wcześniej, był o wiele ostrożniejszy. Podejrzewała, że wyszedł bardziej niczym grymas i było to poniekąd spowodowane stresem, który odczuwała, a który z nieznanych jej przyczyn zaczął ją przygniatać. Pragnęła otworzyć już wrota i wyjść, zmierzyć się z tym, co na nich czekało, niżeli wypatrywać niewiadomego. Na jej ostrożność wypływało także jej wcześniejsze postanowienie, by zachować między nimi dystans, który mężczyzna zapoczątkował. Jego strategia wydawała się w blasku dnia bardziej racjonalna, niżeli jej emocjonalne zachowanie na balu, kompletnie pozbawione rozsądku. Co więcej, musiała przyznać sama przed sobą, iż obawiała się uczuć, które w niej wzbudzał. Gdy go zobaczyła jej serce w znajomy, a zarazem obcy sposób przyśpieszyło, a skóra na policzkach niespotykanie się rozgrzała. Jego widok wywoływał w jej wnętrzu jakiś dziwny zamęt, z którym nigdy wcześniej nie musiała się mierzyć i właśnie z tego powodu wczorajszego wieczoru pozwoliła sobie zrobić o kilka kroków za wiele, nie dostrzegając tego, jak wojownik przed nią umyka. Ten fakt sprawił, iż jej duma poniekąd poczuła się ugodzona, a samo to, że faktycznie ją to zabolało, było wystarczające, by utrzymać między nimi profesjonalny dystans. Przynajmniej w tym momencie uważała, że jest to możliwe, chociaż w rzeczywistości nie wiedziała co na nich czeka i z czym będą musieli się zmierzyć.
OdpowiedzUsuńPrzyjrzała mu się, przesuwając spojrzeniem od góry do dołu, by móc objąć całą jego sylwetkę, a w szczególności strój. Musiała przyznać, że nie różnili się od siebie całkowicie. Jej ciało również zdobił skórzany ubiór, który ściśle przylegał, opinając ją skrupulatnie, a jednocześnie umożliwiając swobodne poruszanie się i niekrępowanie ruchów. Różniło ich to, iż ona gdzieniegdzie miała dodatkowo metalowe elementy, które zostały zaprojektowane i wykute specjalnie dla niej, wyważone na tyle dobrze, by nie stanowiły zbytniego obciążenia, ale dodatkowe zabezpieczenie. Istotny był również fakt, iż zadbano o to, by niezwykle łatwo się je ściągało, co miało być pewnym ułatwieniem, gdy podczas walki, któryś element zacznie jej przeszkadzać. Całość dopełniała pewnego rodzaju peleryna z obszernym kapturem, która miała ochronić ją przed mroźnym wiatrem, który często utrudniał wędrówki przez zasypane śniegiem drogi ich lodowej krainy.
Dzięki tej krótkiej inspekcji dowiedziała się też mniej więcej jakie jest jego uzbrojenie i gdzieś w głębi odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła w jego wyposażeniu łuk, którego ona nie posiadała, ponieważ pomimo treningów nie opanowała zbyt dobrze sztuki, jaką było łucznictwo. O wiele pewniej czuła się, gdy dzierżyła w dłoniach rękojeści mieczy, niż gdy musiała naciągać nieustępliwą cięciwę. Potwierdzał to fakt, iż przy jej prawym boku widniał długi miecz, który towarzyszył jej od lat i był prezentem na szesnaste urodziny. Nigdy nie przyznałaby się do tego głośno, lecz metal miał dla niej także wartość sentymentalną, gdyż niegdyś należał do jej ojca, a dzierżąc go w dłoniach, czuła jakby mężczyzna był obok, podpowiadał co zrobić, kiedy unieść dłoń, zablokować cios czy też go wyprowadzić. Z kolei na łydkach, w pokrowcach ukryte były bliźniacze sztylety, które płatnerzy w królestwie wykonali specjalnie na tę misję, przykładając szczególną uwagę do zdobień, z niezwykłą dbałością podkreślając, gdzie broń została zrobiona. W dalszym ciągu ciążyły jej w dłoniach i nie czuła się pewnie, używając ich, lecz doskonale wiedziała, iż wynika to z przyzwyczajenia do posługiwania się bronią, którą opanowała w pierwszej kolejności. Mianowicie czarnych ostrzy w kształcie liści i uchwytami z pierścieniem na rękojeści, które wsuwała na palec, by sprawnie nimi operować.
W jej królestwie każdy wojownik za młodu odkrywał broń, która w jego mniemaniu stawała się przedłużeniem dłoni, stawała się jednością z właścicielem. Ona, choć w rzeczywistości była przyszłą królową, została w dużej mierze wychowana na strażniczkę i już jako jedenastolatka zdecydowała się właśnie na te ostrza. Fascynowały ją, pomimo tego, że nauka operowania nimi zajęła jej sporo czasu, a jej palce wielokrotnie ucierpiały podczas treningów. Z biegiem lat nauczyła się wykorzystywać je na różne sposoby, nie ograniczając się jedynie do używania ich za pomocą dłoni w starciu bezpośrednim. Stały się dla niej świetną bronią na większy dystans, gdy do pierścienia na rękojeści sztyletu przymocowała metalowy łańcuszek, posługując się nim jak swego rodzaju biczem. W tym momencie metalowy pejcz był przymocowany do jej biodra i wyglądał niepozornie niczym zwykła ozdoba. Wbrew popularnym przekonaniom noże tego rodzaju nie były pierwotnie zaprojektowane jako broń miotana, lecz z uwagi na fakt, iż nie posługiwała się łukiem, nauczyła się również nimi rzucać i w ten sposób powodować pewne obrażenia. Dlatego to właśnie te trzy niepozorne sztylety ukryte na tylnym pasie, dodatkowo zasłonięte materiałową peleryną stanowiły z jej strony największe zagrożenie.
UsuńWreszcie uświadomiła sobie, że nie odpowiedziała na jego pytanie, racząc go ciszą i uważnym spojrzeniem. Ponownie spojrzała mu w oczy, wierząc, że uda mu się wyczytać odpowiedź w jej spojrzeniu. Na tę krótką chwilę pozwoliła, by lodowa kotara, która ukrywała jej emocje opadła, a ona odsłoniła się przed nim, choć zapewne nie powinna. Byli naprawdę różni, pod wieloma względami cechowali się całkowitymi przeciwieństwami, lecz wierzyła, że właśnie to jest ich mocną stroną podczas tej wyprawy. Zostali wychowani inaczej, nie tylko ze względu na klimaty ich królestw, lecz również na różnego rodzaju wartości moralne i poszanowanie własnych tradycji. Ich rody miały swoją historię, której oni byli przedłużeniem. Sądziła, że dzięki tym różnicą ich osąd będzie szerszy, a rozległa wiedza pozwoli im na większą skuteczność. Nie mogła przewidzieć, z czym przyjdzie jej się zmierzyć, ale czuła pewną ulgę wiedząc, że w trudnych momentach będzie miała za towarzysza doświadczonego wojownika. Nie miała prawa uskarżać się na swoje wychowanie. Przeszła wiele treningów, a lata szkoleń dodały jej pewności siebie, lecz nie miała wątpliwości co do tego, iż wysłannik stojący u jej boku był siłą, z która nie mogła się mierzyć. Nie powinna pozwalać, by uczucie bezpieczeństwa się w niej pojawiło, ale zalążek już się narodził, a ona nie wiedziała jak zgasić tę iskrę i liczyła na to, że tak naprawdę nie musi tego robić.
Podejrzewała, że swoją obojętnością, która teraz biła z jej postawy, w jego oczach idealnie przypomina wysłanniczkę Królestwa Zimy. W porównaniu do swojego wcześniejszego zachowania w jego towarzystwie teraz przypominała bryłę lodu, lecz to była właśnie jej pozycja obronna. Przeniosła spojrzenie na drzwi, które niebawem miały się otworzyć, lecz nim zdążyła się zastanowić, spuściła wzrok, szukając jego dłoni, by po chwili zacisnąć na niej swoje palce. Nie wiedziała, czy dodaje otuchy jemu, czy też sobie. Jednakże ten przelotny dotyk, który sprawił, iż poczuła dziwną iskrę, która była jednocześnie przyjemna i zaskakująca, uspokoił odrobinę burzę szalejącą w jej wnętrzu. Uśmiechnęła się w duchu, po czym rozluźniła uścisk i opuściła rękę, choć w niewytłumaczalny sposób w dalszym ciągu czuła jakby jej dotykał.
Skupiła wzrok przed sobą, prostując ramiona i w ciszy żegnając się ze swoim domem, który po raz pierwszy opuszczała ze świadomością, iż może już do niego nie wrócić. Chwilę później wrota zaczęły się powoli uchylać, gdy strażnicy stojący na zewnątrz otwierali je, by zgromadzeni mogli wreszcie ujrzeć sylwetkę dwóch wysłanników. Dłoń, którą wcześniej ścisnęła swojego towarzysza, teraz zacisnęła na rękojeści długiego miecza przypiętego do pasa. Nie wiedziała dlaczego, ale potrzebowała w tym momencie świadomości, iż jej ojciec jest gdzieś obok. Czuła się o wiele pewniej, gdy to Eirian i jego ciepły dotyk koił jej nerwy, lecz na oczach zgromadzonych ludzi musiała zachować dystans. Zresztą musiała go zachowywać, nawet gdy będą kompletnie sami.
UsuńPatrzyła, jak wrota powoli się otwierają ukazując coraz więcej twarzy. Ciężko było zliczyć osoby, które pojawiły się by pożegnać swoich przedstawicieli. Zastanawiała się, czy ktokolwiek wśród nich znał jakikolwiek zalążek prawdy odnośnie do nagłego zaginięcia relikwii. Wiedziała, że od tej chwili jej osoba nie będzie już pilnie chroniona. Jej sekret w dalszym ciągu pozostawał skryty, przykrywka, którą nosiła od lat była niczym niewidzialne ubranie, kolejna maska oddzielająca ją od świata. Jednakże po przekroczeniu wrót stanie się celem, wystawi się na zagrożenie i będzie zdana na siebie. Może ktoś nie będzie pragnął zgładzić jej z powodu królewskiego pochodzenia, by naruszyć królewską linię, sprawić, by zapanował jeszcze większy chaos, lecz będzie chciał jej śmierci tylko i wyłącznie ze względu na misję, która przed nią majaczyła.
OdpowiedzUsuńMimo tych obaw z uniesioną głową ruszyła przed siebie, czując pod palcami znajomy metal. Nikt nie wiedział, co czekało ich wszystkich po śmierci. Może ich dusze i wszelkie myśli znikały wraz z ostatnim biciem serca. Ustawało wszystko, czym przez tyle lat swojego życia byli, znikali i pochłaniała ich nicość. Może opuszczali swoje ciała, które okazywały się tylko powłokami dla ducha, którym byli w rzeczywistości. Ich dusza unosiła się w powietrzu, wciąż spacerując wśród żywych, lecz niewidzialna dla ich nieświadomego niczego wzroku. Ta wizja wydawała się smutna i samotna, ona sama nie chciałaby przez wieki krążyć wokół tych, których opuściła, przyglądając się im z daleka. Chciała wierzyć, że duch przenosił się do lepszego świata, gdzie czekali na niego jego przodkowie i wszyscy ci, których wcześniej utracił. W dalszym ciągu jednak obserwowali z góry tych pozostawionych na ziemi, by czuwać nad nimi i pojawiać się obok, gdy tamci byli w potrzebie. Dzięki temu mogła mieć nadzieję, że w tym trudnym momencie jej ojciec jest obok, dzielny i postawny, dokładnie taki, jak opisywała go matka. Posyłał jej dumne spojrzenie, jednocześnie dodając odwagi i zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Pomoże jej przebrnąć przez kłody, które ktoś postawi jej na drodze, pomoże omijać przeszkody i umykać skierowanym prosto w jej serce strzałą, jeśli takowe się pojawią. Ta myśl sprawiało, że jej krok był odrobinę lżejszy, gdy zmierzała w stronę swojej matki, by stanąć u jej boku, po raz ostatni w ciągu najbliższych dni, a może nawet miesięcy. Nie wiedziała, kiedy wróci ani czy to się tak naprawdę kiedykolwiek stanie. Nie chciała być pesymistką, nie mogła być jednak również optymistką, więc pozostawiał jej realizm i przyjmowanie świadomości, iż każdy scenariusz jest możliwy.
Skinęła jej głową z pokorą i pozwoliła, by dalsza część przemówienia ciągnęła się bez jej większego udziały. Pozwoliła, by jej myśli oddaliły się na chwilę, a ona po prostu skanowała twarze tłumu, który był skupiony na słowach swych władców. W którymś momencie mimowolnie wychyliła się, by zerknąć na swojego towarzysza, który zdawało się, że również był pogrążony w swoich myślach tak jak ona. Nim zdążyłby przyłapać ją na patrzeniu w jego stronę, wróciła wzrokiem do morza twarzy. Dlaczego czuła się pewniej mając świadomość, iż mężczyzna, którego dopiero co poznała, znajdował się blisko niej? Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziała, że dzięki temu odczuwała podobną ulgę, jak ta, gdy zaciskała dłonie na rękojeści miecza, licząc, że ojciec jest blisko. Nie mogła poddawać się nadziei, że wojownik uchroni ją przed strzałą. Był z wrogiego królestwa, o czym sam zdążył jej już przypomnieć, choć nie zrobił tego słowami, a po prostu czynem i nagłym wybudowaniem pomiędzy nimi muru. Nie mogła liczyć, że poda jej dłoń, by mogła przeskoczyć sporej wielkości przeszkodę, ponieważ równie dobrze mógłby zepchnąć ją w przepaść.
Nie znała go, nie mogła mu ufać, nie powinna pragnąć jego obecności, a jednak tak właśnie było. Wiedziała, że nie zobaczy w nim prawdziwego wroga, dopóty ten nie da jej ku temu konkretnych powodów. Obecnie samo to, że stał kilka metrów dalej było wsparciem, którego potrzebowała. Nie była w tym wszystkim sama. W tych lękach i niepewności. W obawach i podejrzeniach. W strachu i zwątpieniu w najbliższą przyszłość. Byli w tym razem, chociaż wątpiła, by akurat on w to w pełni wierzył, tak jak robiła to ona.
UsuńWreszcie część przemówień dobiegła końca, a jej matka ułożyła swoją dłoń na jej ramieniu, by odsunęły się o kilka kroków. Aviana skupiła na niej spojrzenie, odrzucając na bok nękające ją myśli, by móc poświęcić całkowitą uwagę na słowach królowej. Podczas ich porannej rozmowy chyba nie do końca uświadamiała sobie, że to jest naprawdę pożegnanie. Wtedy była tak odrętwiała i pochłonięta przygotowaniami, że jej umysł nie pojmował całkowitej powagi zaistniałej sytuacji. Obie jednak wtedy uroniły łzę, co było niebywale rzadkie w przypadku jej matki, która zwykle trzymała tak porywcze uczucia na wodzy, nawet przy swojej córce, jedynej rodzinie. Spędziły długą chwilę splątane w uścisku, a Aviana usłyszała od matki wiele ciepłych słów, których potrzebowała. Obie potrzebowały tego prywatnego pożegnania, typowego dla rodzinnych więzów, pełnego łez i uścisków, ponieważ później nie mogłyby sobie pozwolić na tak silne czułości, nie wywołując przy tych powodów do podejrzeń. Ich świat miał już w sobie zbyt dużo chaosu, to nie był czas, by odkrywać karty. Teraz w jasnych oczach rodzicielki, które były bardzo podobne do tych, które widziała w lustrzanym odbiciu, dostrzegała gamę emocji, które jednak kobieta starała się stłamsić, tak jak na silną królową przystało. W przyszłości, jeśli będzie jej to dane, od niej także będzie się wymagało podobnego opanowania, nawet w tak trudnych sytuacjach.
— Pamiętaj co mówiłam. Kieruj się instynktem, ale to twój zdrowy rozsądek musi wieść prym w tej wyprawie. — zaczęła cicho matka, chwytając ją za dłonie, co było swego rodzaju odmianą uścisku. Taką, która mogła uchodzić za zwykłą zażyłość pomiędzy królową a strażniczką, która została wysłana na trudną misję, by uratować królestwo. W odpowiedzi pokiwała głową, wiedząc, że matka jeszcze nie skończyła, ani też nie oczekiwała od swojej córki odpowiedzi. To było stwierdzenie, a nawet żądanie, Aviana mogła więc jedynie przytaknąć i się z nią zgodzić. Chciała wierzyć, że sprosta temu, nawet jeśli jej serce w tym samym momencie zabiło szybciej, ponieważ w jej głowie pojawiło się imię pewnego wojownika... Do tego nie mogła się przyznać nawet własnej rodzicielce. Cóż, jej przede wszystkim.
— Zarówno Królestwo Jesieni, jak i Wiosny zyskałoby wiele, zabierając relikwię. Niosą się plotki, które to właśnie ich stawiają w złym świetle i nie jest to bezpodstawne. — wyjaśniła inteligentnym tonem, który niósł za sobą lata doświadczeń i trudnych decyzji, które podejmować musiała każda królowa. — Podejrzany jednak może być każdy, dopóki nie udowodni mu się winy, nawet Królestwo Zimy. Quentyn to osoba, której nie ufam nie tylko dlatego, że mieszka po przeciwnej stronie, lecz również z powodu tego, kim jest. — dodała, ściszonym głosem, a Aviana, choć te słowa jej się nie podobały, nie mogła zaprzeczać. Władca Królestwa Zimy nie przypadł jej do gustu już na balu, irytując ją nie tylko postawą wobec jej osoby, ale również wobec swojego wysłannika. Była zniesmaczona tym, jak traktował własnego wojownika, którego posyłał na nieznaną, niebezpieczną misję.
— To, że ten młody wojownik stanie u Twojego boku, nie znaczy, że nie współpracuje z królem, jeśli to właśnie on jest winny. Właśnie dlatego musisz mieć oczy dookoła głowy, nie licz na to, że ktoś będzie chronił twoje plecy. — ostry głos matki sprawił, że otworzyła szerzej oczy, a jakaś jej część chciała stanąć w jego obronie. Nie wierzyła, aby Eirian mógł mieć coś z tym wspólnego, widziała szczere emocje w jego spojrzeniu, prawdziwe zaniepokojenie tym wszystkim. Nie mogła być przecież aż tak ślepa i naiwna, by nie dostrzec ukrytej gdzieś zupełnie innej prawdy. Zdrowy rozsądek nakazujący jej zachowanie dystansu pomiędzy nią a tym mężczyzną podpowiadał jednak, by została czujna, nie pozwalała, by serce brało prym w podejmowaniu decyzji.
Usuń— Możesz mi ufać. — odparła, komentując wszystkie słowa kobiety. Ta w odpowiedzi posłała jej lekki uśmiech i położyła dłoń na jej ramieniu, jakby w ten sposób dodawała jej otuchy. Aviana skłoniła się, spuszczając głowę i trzymając na uwięzi emocje, które paliły jej gardło. Po raz ostatni uniosła wzrok, by z ruchu warg matki wyczytać słowa pożegnania. „Będę tu na Ciebie czekać”. Mimowolnie się uśmiechnęła, skinęła, po czym biorąc głęboki wdech, ruszyła w stronę wyjścia z pałacu. Dostrzegła przed sobą wojownika, dlatego przyśpieszyła kroku, by się z nim zrównać. Milczała, do momentu, aż opuścili bramy pałacu. Dopiero wtedy zerknęła na niego, próbując wybadać jego emocję.
— Ten pośpiech to wzburzenie czy zapał? — zapytała zaintrygowana, zastanawiając się, czy w ogóle mogła pytać. Z drugiej strony nie mogła przez cały czas zastanawiać się co mogła powiedzieć, a czego nie. W tym momencie zostali zdani na siebie, pragnęła zobaczyć jego postawę w tym konkretnym momencie, po rozmowie, którą również odbył z własnym władną. Po ostatniej z nich odsunął się od niej, zastanawiała się więc, czy teraz dystans będzie jeszcze większy.