2 marca 2007

[KP] Lonely men...

Chris Pine photographed by Blair Getz Mezibov for DuJour magazine (2016)
Kirk Willis
lat 31 | łowca androidów

Najpierw nagrywasz, później patrzysz im w oczy. Udajesz ich znajomego, albo zwykłego człowieka, który nic nie podejrzewa, tylko po to by zaraz je zabić. Nienawidzisz ich, zrujnowali ci życie. Chociaż tak właściwie to nie wiesz, czy zwykła maszyna zasługuje na inne określenie niż "ścierwo".
Przez takie maszyny, przez jeden z pierwszych "doskonałych" modeli uległeś wypadkowi. Dwadzieścia lat, dwadzieścia pieprzonych lat w hibernacji. Nie masz już rodziny... Nie masz nikogo, jesteś sam, po prostu sam jak palec w sporym mieszkaniu gdzie szkło i metal wiedzie prym. Nie ma drewna...no prawie, bo jedyna drewniana rzecz to ten breloczek w kształcie kostki do gry, który masz od...zawsze. Dostałeś go od ojca, albo dziadka już nie pamiętasz.
Nie trzymasz żadnych zdjęć w holo-ramach. Nie masz niczego, po prostu niczego. Tylko ty, gołe bielone ściany, drzwi na odcisk dłoni, inteligentne krany, które będą "pluć" idealną wodą o idealnej temperaturze. Twój samochód, który stoi w garażu...
I oni. Ci, którzy cię przyjęli w swoje szeregi.W szeregi czegoś na wzór policji, tyle że łapiącej androidy, które się zbuntowały.

Ty, twoja blizna na plecach przechodząca przez kręgosłup, samotność i łowy na androidy. Czego chcieć więcej?

3 komentarze:

  1. Dzień, w którym przyszło im zacząć swoją egzystencję, okazał się również być dniem, który skazał ich na śmierć. Na wieczną banicję i poniewieranie się po dziwnych miejscach pełnych równie dziwnych ludzi czy też androidów. Bycie jedynym z nich nie oznaczało, że byli ze sobą zżyci. Każdy ukrywał przed sobą swoją prawdziwą tożsamość, nikt nie przyznawał się głośno do bycia maszyną. Nie tylko dlatego, że sobie nie ufali, ale także dlatego, że wszędzie mógł być podsłuch. W tym społeczeństwie ktoś o niskim statusie nie miał w życiu czegoś takiego, jak prywatność. Skoro nie miał pieniędzy, by za nią płacić, po co miał ją mieć?
    Ell miała swój niewielki pokój w wielkim magazynie. Kuchnia, salon i sypialnia były w jednym, klaustrofobicznie małym pomieszczeniu. Wszyscy tak mieszkali, gnieżdżąc się tuż obok siebie niczym robaki. Ubierali się w rzeczy, których kolor można było określić na bezpłciowy lub nudny. Nie rzucali się przez to w oczy podczas pracy. Każdy z nich miał tutaj swoje miejsce. Jedni zajmowali się zbiorem, inni nawozem, a jeszcze inni sianiem. Stali pracownicy mieli przydzielone działki lub cieplarki z danym rodzajem pożywienia, nie musieli więc biegać po całym dystrykcie. Przyjaciel Ell zajmował się produkcją wysoko odżywczego białka, jakim był specjalnie wyhodowany gatunek robaków. Ona zaś, w cieplarce obok, pielęgnowała soję transgeniczną. Spędzali tak dziesięć godzin dziennie, a resztę dnia mieli do własnej dyspozycji. Wszyscy tutaj chodzili jak w zegarku i byli małomówni. Unikali siebie nawzajem. Wiedzieli, że nie było wśród nich osoby, która miałaby czystą kartę. Każdy tutaj miał coś na sumieniu.
    Strzały rozległy się wczesnym rankiem, kiedy zaczynali swoje obowiązki. Cisza, jaka potem zapanowała, była przerażająca. Wszystkie maszyny zostały odłączone, a wychodząc ze swoich stanowisk, starali się nie oddychać. Szybko potem okazało się, że popełniono przestępstwo. Dwa ciała leżały pośrodku dystryktu, a wokół nich zebrała się cała masa ludzi i nieludzi. Ci, którzy mieli coś na sumieniu, zaczęli uciekać przed przybyciem policji. Resztę przepytano, a następnie odesłano do siebie. Ell nie przyznała się, że tego poranka rozmawiała z jednym ze zmarłych. Nawet, jeśli była to rozmowa polegająca tylko na przemyśleniach o tym, co czeka ich po śmierci. Skąd miała wiedzieć, że ten ktoś postanowi to sprawdzić? Miała tylko nadzieję, że ich rozmowa przed pracą nie została złapana na kamerach.
    Denerwowała się przybyciem policji, jak każdy tutaj. Wielu z nich nie mogło usiedzieć w miejscu, więc jakby nigdy nic, wróciło na swoje stanowiska. Zrobiła dokładnie to samo. Łatwiej było jej przeżyć, zajmując czymś swoje myśli i ręce. W tym wypadku wolała skupić się na pielęgnowaniu roślin.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ell przez dłuższy czas machała ręką w powietrzu, naprowadzając w ten sposób drona, którego zadaniem było sprawdzenie stanu roślin. Z boku mogło wyglądać to bardzo dziwnie, ponieważ trzymała wysoko rękę i kręciła nią w różne kierunki. Dron reagował na gesty, podlatywał do roślin i sprawdzał czy nie zaszły na nich zmiany. Jego monotonne, pojedyncze bibczenie oznaczało, że wszystko jest w porządku. Dopiero kilka naraz znaczyło, że z daną rośliną jest coś nie tak i musi się nią zająć. Tuż przed nią znajdowała się hologramowa tablica, w której wprowadzała na bieżąco zmiany. Dopiero, gdy skan dochodził już do końca sektora, usłyszała inny rodzaj bibczenia, więc oderwała wzrok od obrazu, który się przed nią wyświetlał, by zobaczyć powód tego dźwięku. Tuż pod dronem stało coś dziwnego. Merdało wesoło ogonem, a jęzor zwisał mu niemalże do ziemi. Zmarszczyła brwi, by przypomnieć sobie, co to takiego. Po przeanalizowaniu wszelakich myśli i danych, odkryła, że jakimś cudem znalazł się tu pies. Machnięciem ręki odgoniła drona na swoje miejsce i podeszła do zwierzaka, który sięgał jej do połowy łydki.
    - Cześć, mały. - Zaczęła, wyciągając do niego ostrożnie rękę. Nie wyglądał na groźnego. Miał czarny kolor, krótką sierść i śmiesznie duże uszy. Jedno z nich sterczało na baczność, drugie było oklapnięte i opadało mu między oczami, które były niemalże białe. Szczeknął, gdy podeszła, a potem przewrócił się na plecy, odsłaniając brzuch. Wtedy udało jej się spostrzec, że jest to samiec. Przysunęła się, głaszcząc szorstką od brudu sierść. Nie miała pojęcia, skąd się tu wziął, ale musiał natychmiast zniknąć. System zaraz wykryje dodatkową formę życia i będzie miała kłopoty.
    - Wyłącz system. - Powiedziała, biorąc zwierzaka pod pachę. Szarpnął się kilka razy, ale zaraz zawisł posłusznie. Usłyszała, jak wszystko się wyłącza, a wszelakie buczenie zamiera. Jedynie pojedyncze lampy oświetlały jej drogę do wyjścia. Po tym, jak drzwi otworzyły się, wykrywając ruch, wzięła kundla na ręce niczym małe dziecko. Tuż obok stali policjanci, rozmawiając na temat ciała. Żaden nie zwrócił na niej szczególnej uwagi.
    - To kolejny z ataków androidów na ludzi. Ten błąd systemowy musi nieźle przewracać im w głowach. Że też się tu tyle uchował. - Mówił jeden z mężczyzn, wstając z kucek. Drugi coś mu odpowiedział, ale nie usłyszała co, bo oddaliła się już kawałek. Już myślała, że uda jej się zniknąć, kiedy zwierzak coś zauważył i szczeknął kilkukrotnie. Zapadła dziwna cisza, zwiastująca nadejście problemów, więc niewiele myśląc, przyśpieszyła kroku.

    [Myślałam o tym, by zaraz android się wysadził w powietrze, razem z wszystkim, co znajdzie się obok i policjantami. W sensie, ten android będzie udawał martwego, a kiedy zbierze się wokół niego duża grupka policji, zrobi BUM.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ell była już niedaleko zakrętu, gdy usłyszała wybuch. Jako osobnik niedostosowany do walki, była dość naiwna. Gdyby usłyszała, nie rozpoznawałaby tykania, jako bomby. Raczej jako błąd programu zabitego androida. Nie ostrzegłaby ludzi, którzy się tam znajdowali. A potem obwiniała się do końca swojej egzystencji. Była w końcu stworzona z myślą o opiece, błąd nie wyparł tego z jej natury. Na szczęście, w tym nieszczęściu, nic nie usłyszała przez rozmowy.
    Wybuch wzniecił falę dymu, kurzu i piachu, uniemożliwiając widoczność. Nie zawahała się, by tam pójść. Postawiła psa na ziemi i ruszyła szybko w tamtą stronę. Teraz nie obchodziło jej życie względnie bezpiecznego zwierzęcia, ważniejsze był ratowanie ludzkiego. Mimo to pies podążał za nią, podkulając pod siebie ogon i spuszczając łeb. Przez chwilę zastanawiała się czy on też jest androidem. Albo tworem jej sztucznej wyobraźni, który ostrzegł ją przed tym, co zdarzyło się chwilę potem.
    O mały włos nie potknęła się o kogoś, kto był tylko nieprzytomny. Nie był wymazany we krwi. Chwyciła mężczyznę za ramiona i zaczęła powoli wywlekać go z tego pobojowiska. Sprawdziła jego puls, a potem oparła go o nienaruszoną cieplarnię, wracając po innych. Ludzie i nieludzie zebrali się już, pomagając lub okradając tych, którzy nie byli tego świadomi.
    W rozpraszającym się dymie dostrzegła, jak pies uporczywie liże czyjąś twarz. Mężczyzna przygnieciony był kawałkiem człowieka. Sądziła, że mógł to być tors. Dopiero po zbliżeniu się, zauważyła kod seryjny na kawałku wystającego żebra. No tak, android. Czemu jej to nie dziwiło? Odepchnęła więc na bok część zwłok jednego ze swoich, przykucając przy nim. Sprawdziła czy żyje, a potem poklepała go ostrożnie po twarzy. Z drugiej strony pies nie zaprzestawał swojej czynności, dołączając do tego skomlenie. Ten tutaj był większy od tamtego chudzielca, chyba umarłaby podczas zbierania go stąd. Potrzebowała pomocy. Liczyła, że się ocknie. A, jeśli nie, wyniesie go stąd po kawałku. Była słabszym typem androida, jej dotyk nie łamał kości.
    - Halo, proszę pana. - Zawołała. Wręcz wydarła się, jak opętana. Jeśli piekło istnieje, właśnie przywołała z niego wszystkich zmarłych.

    OdpowiedzUsuń