4 lutego 2008

[KP] Wy nie macie rozumieć, wy macie wykonać


Władimir Władimirowicz Demidov

20 kwietnia 1905 Piotrogród | major NKWD | szpieg | fałszywa tożsamość, fałszywe życie | komunista ideowiec | kryptonim operacji: Topielec | kryptonim agenta: Bies
alias
Podobny obraz
Martin Wagner
30 września 1906 Berlin | SS-Obersturmführer | weteran walk na froncie wschodnim | zastępca szefa ochrony zamku | nazista ideowiec

Wysoki, szczupły, nieznacznie przygarbiony, brunet u którego miejscami pojawiają się przedwczesne siwe włosy. Cienkie nieco różowe usta najczęściej wygina w szyderczym grymasie. Niewiele mówi, bo nie potrzebuje słów, żeby zapanować nad żołnierzami, wystarczy samo spojrzenie, żeby zganić nieposłusznego szeregowca.
Mówią, że jest brutalny w trakcie przesłuchań. Że chyba jeszcze nikt nie wyszedł o własnych siłach z celi, w której prowadził "badania".
Ideowiec, który jest wierny swojej ojczyźnie, nie zostawi jej w potrzebie. Nie sprzeciwia się, a rozkazy wykonuje sumiennie.
Bohater z frontu, który odznaczył się brawurą i podstępem.
Spec od przesłuchań. Człowiek wyprany z uczuć. Dwulicowy dupek, który dba przede wszystkim o swoją skórę, dopiero później o innych.
Mówią, że przypomina dzikie zwierzę. Przeraża większość pracowników w zamku. Jednak ci sami ludzie są w stanie stwierdzić, że pomimo ochrypłego głosu i w ogóle nieprzyjemnej aparycji osoby, która czai się w ciemnym zaułku z nożem lub pistoletem, to jest inteligentnym oraz oczytanym człowiekiem, o nieco niekonwencjonalnych metodach.

Dobrze...to o kim mówiliście towarzyszu? O towarzyszu majorze Demidovie, czy może o tym szkopie Wagnerze?



____________
Jako Rosjanin Damięcki, jako Niemiec przeziębiony Voldemort zasłaniający się chusteczką (przynajmniej na razie do momentu, kiedy nie znajdę jakiegoś innego zdjęcia, na którym nie widać twarzy Niemca). Pewno coś jeszcze zmienię, ale na razie jest jak jest

52 komentarze:

  1. [ Dobra, ja się spóźniłem to ja zacznę XD ]

    Monotonne stukanie i mechaniczny szczęk maszyny do pisania zaczynał przyprawiać go o ból głowy. Zerknął z wrogością na młodą kobietę, przepisującą z poświęceniem setki stron pisanego ręcznie raportu. Wiedział, że to jej praca i że musi być wykonana najszybciej jak to możliwe. Jednak nie zmieniało to faktu, że było to niezwykle irytujące. Przeniósł spojrzenie na leżącą przed nim kartkę, pokrytą setkami cyfr. Wpatrywał się w gąszcz tych znaków już od dwóch godzin i wciąż nie mógł wpaść na żaden pomył. Podejrzewał, że miało to związek z narastającym bólem głowy i ciągłym rozpraszaniem jego umysłu przez to irytujące stukanie.
    Poderwał się z miejsca, szurając nogami od krzesła po kamiennej podłodze. Zwrócił tym na siebie uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Udał, że nie dostrzegł ich spojrzeń i zainteresowania. Pochlebiało mu to. Wydobył z kieszeni srebrną papierośnicę. Postukał końcem papierosa o jej wierzch i wsunął go między wargi. Tutaj, w centrali kryptologicznej, palenie było zakazane, ale tak na prawdę ignorowali ten zakaz. Zdarzały się dni, w których pracy było tak dużo, a atmosfera była tak nerwowa, że przesycone dymem tytoniowym powietrze było mętne i mgliste.
    - Idę zapalić. - mruknął do siedzącej na przeciw niego młodej Niemki. Kobieta uniosła kąciki umalowanych na czerwono ust w słodkim uśmiechu.
    - Tylko się nie zgub po drodze. - odparła. Zapisała w księdze wyjść, że kryptolog Winckler wyszedł z centrali o godzinie 16:36. Zapisywali wszystko. Nawet to kto i jaką kawę pije.
    Constantin przemierzał korytarz zamku, uderzając obcasami podkutych oficerek o kamienne płyty. Większość podług w zamku pokrywały dywany, które tłumiły to stukanie, ale ten korytarz specjalnie nie został wyciszony. Strażnicy, pełniący warte przy wejściu do dej części kompleksu musieli wiedzieć, że ktoś nadchodzi. Kryptolog skinął głową dwóm żołnierzom, mającym tego wieczora służbę. Jeden z nich, Hans, zupełnie nie posiadał poczucia humoru. Nie bawiły go nawet najśmieszniejsze dowcipy. Natomiast Bruno był niezgłębioną studniom dowcipów i dobrego humoru. Często zatrzymywał Wincklera by opowiedzieć mu najnowsze dowcipy. Ale dzisiaj obaj wydawali się poddenerwowani. Nie uszło to uwadze niemca, ale wolał nie pytać. Skręcił w prawo, docierając do schodów prowadzący na tyły kompleksu. Pchnął drzwi i stanął na niedużym tarasie, ze schodami prowadzącymi do oficerskiego ogrodu. Przysiadł na kamiennej balustradzie. Wydobył z kieszeni pudełko zapałek. Jakiś czas temu zgubił zapalniczkę. Chociaż właściwie nie zgubił, tylko zostawił w pokoju na poddaszu w pobliskim miasteczku. Uśmiechnął się lekko, wspominając ostatnią spędzoną tam godzinę. Na więcej nie miał możliwości, ale to i tak wystarczyło.
    Potarł siarczaną końcówką o brzeg pudełka. Buchnęła iskra ale płomień się nie pokazał. Trzy kolejne zapałki również nie dały pożądanego płomienia. Przeklął pod nosem. Potrzebował zwilgotniałych zapałek jak choroby wenerycznej. Zaczął macać się po kieszeniach, w poszukiwaniu zapasowego pudełka, chociaż wiedział że takowego nie posiada.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzdrygnął się gdy nagle drzwi za nim otworzyły się. Odwrócił się powoli. Podetknięta pod nos zapalniczka uratowała ten dzień. Zaciągnął się dymem, przypalając w końcu tytoń. Wypuścił z ust kłąb szarego dymu, który w lichym świetle ustawionych tu lamp wydawał się niewidzialny.
    - Chodzi raczej o to, panie Obersturmführer, że nie spodziewałem się takiej łaski. - odpowiedział, uśmiechając się uprzejmie. Spodziewał się, że mężczyzna wyczuje kpinę w tym zdaniu, ale nie mógł w żaden sposób wyrządzić mu krzywdy. W końcu Winckler był jednym z pupilków, który w tym zamku był traktowany jak mały skarb. Milczał kilka chwil, zaciągając się znów dymem tytoniowym
    - Cóż tak pana zdenerwowało, Wagner?
    Mimo wszystko powinien być bardziej uprzejmy w stosunku do tego człowieka. Po części od niego zależało to, kiedy znów będzie mógł odwiedzić to poddasze w domu przy rynku. Odzyska swoją zapalniczkę a przy okazji... znów spotka się z tym przemiłym młodzieńcem. Wiedział doskonale co grozi im obu. Jednak w jego przypadku sprawa na pewno zostałaby wyciszona, a on sam trafiłby w jakieś inne, pewnie mniej przyjemne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Ma pan wybitne poczucie humoru. - odparł z parsknięciem. - Na chrzcie pewnie wyglądał pan jakby miał zaraz otworzyć posiedzenie zarządu firmy pogrzebowej. - powiedział to co całkiem niedawno usłyszał od Bruna. Wyciągnął fajkę z ust i oblizał wargi. Czasem aby zająć czyś głowę, lubił wyobrażać sobie różnych ludzi w różnych, dość intymnych, sytuacjach. Podejrzewał, że mężczyzna kórego miał przed sobą lubił podduszać swoje kobiety, gdy brał je jak chciał, gdzie chciał. Uniósł kąciki warg.
    - Jutro jadę do miasta. - dodał po chwili. Właściwie nie pytał o zgodę. Oświadczał swoją wolę. Powszechnie wiedziano, że jutro przyjadą nowe dziewczynki, które sprowadzano specjalnie by zadowalały stacjonujący tu oddział, a oficerowie mieli pierwszeństwo w ich badaniu. Była to niejako tajemnica poliszynela. A ta sytuacja była idealną przykrywką. Nikt nie będzie pytał gdzie i z kim zniknął na godzinę czy dwie. Byleby tylko ten gbur nie zechciał mu towarzyszyć, tak jak poprzednim razem. Uznano, że jako prywatną ochronę on i jeszcze czwórka pozostałych wyższych kryptologów, powinni otrzymać wyższych oficerów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wcisnął swój niedopałek w marmurową donicę, która służyła za popielniczkę. Jakże ten czlowiek go irytował. Nie pojmował dlaczego własnie on został mu przydzielony. Nie można było się z nim dogadać, zabawić ani nawet przekupić.
    - Jestem analitykiem. Wiem lepiej co się stanie za godzinę niż ty za kilka sekund. - burknął. Odczekał kilka chwil, aż mężczyzna się oddali. Jeszcze by tego brakowało by w jego towarzystwie miał iść do swojej kwatery. Czy chciał czy nie, kwatera Wagnera znajdowała się tuż obok jego. Ale to i tak nie przeszkadzało mu wymykać się z pokoju o różnych porach na alkoholowe spotkania z innymi pracownikami zamku. Z resztą, wszyscy tu utrzymywali dobre kontakty z oficerami oraz z okoliczną arystokracją. Tajność projektów kryptologicznych i w ogóle istnienia tej jednostki, która tu pracowała, była niezwykle wysoka. Nieliczni wiedzieli co tak na prawdę dzieje się w podziemiach zamku. Przyjęcia odbywały się często ale on osobiście nie lubił w nich uczestniczyć.
    Po kilku chwilach ruszył się w końcu z miejsca, wytrącony z rozmyślań. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w kierunku skrzydła, w którym go ulokowali. Zatrzymał się przed kryształowym lustrem w grubej zdobnej ramie, wiszacym na korytarzu. Spojrzał na swoje odbicie. Był całkiem przystojny. Chociaż wyglądał na dużo młodszego niż był w rzeczywistości. Wiek zdradzały jedynie oczy. Jasne włosy i niebieskie oczy były niejako symbolem i idealnie pasowały do munduru, w którym przyszło mu chodzić. Przypomniał sobie jak bardzo nienawidzi tej wojny, jak bardzo chciałby wrócić na studia, do swoich przyjaciół, do domu. Gdyby tylko to wszystko się nie wydarzyło, pewnie teraz nie spałby samotnie.
    Westchnął głęboko, zaczesując palcami włosy do tyłu i udał się do swojej kwatery.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miał serdecznie dość tej pracy. Jednak mając wybór, szyfry a front, wybrał szyfry. Ojciec był dumny z niego i jego pracy. Często przesyłał mu w podzięce różne przedmioty i alkohole. Sam młody Winckler wolał nie wiedzieć, skąd ojciec bierze te przedmioty. Nie chciał wiedzieć co tak na prawdę dzieje się w jego ojczyźnie, mimo że osobicie szyfrował i rzoszyfrowywał meldunki, pochodzące z różnych miejsc i od różnych ludzi. Właściwie dzięki niemu i jego grupie, rozpracowano siatkę szpiegów aliantów. szpieg idiota, podawał zbyt szczegółowe informacje, które pozwalały zataczać coraz mniejsze kręgi, aż w końcu pozostali tylko ci, którzy musieli być winni.
    Rozpiął pas i guziki munduru. Podrapał się po brzuchu przez materiał białej koszuli. Skręcił za róg i uderzył w coś a raczej w kogoś. Przyłożył dłoń do bolącego nosa, którym uderzył chyba o brodę "napastnika". Podniósł spojrzenie i skrzywił się nieznacznie.
    - Wypadałoby patrzeć jak się chodzi panie oficerze. - burknął. -Jak tak dalej pójdzie to uznam, ze planuje pan zamach na moją osobę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby podkreślić jeszcze, jak bardzo ma gdzieś jego rozkazy zdjął bluzę i przewiesił ją przez ramię. Biała koszula mundurowa, jak zwykle idealnie wyprasowana wręcz błyszczała, odbijając światło. Pokazał oficerowi język i ruszył w dalszą drogę do swojej kwatery.
    W środku panował chaos, jednak były to tylko pozory. Ksiązki, ubrania i inne przedmity miały znajdować się w konkretnych miejscach. Pozwalało mu się to skupić a przy okazji zawsze wiedział kiedy robiono u niego przeszukania. Nieoficjalne przeszukania i rewizje były objęte tajnością trzeciego stopnia i dokonywali jej jedynie wysocy oficerowie.
    Winckler powiesił bluzę na oparciu krzesła. Resztę odzieży zrzucił po drodze do łazienki. Czasem niezwykle fascynowały go przeróbki jakie dokonane zostały w zamku aby ułatwić życie jego mieszkańcom.
    Gorąca woda, butelka wina i mrok, rozpraszany tylko nikłym światłem starej lampy naftowej. Tego właśnie potrzebował by wyciszyć umysł. Jednak w łowie wciąż krążyła myśl o tej przeklętej zapalniczce i o tym jak bardzo potrzebował wyjść do miasta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie chciał myśleć o tym, że mógłby otrzymać odmowę wyjścia z twierdzy. Wraz z pozostałymi kryptologami był tu niejaką gwiazdą, chociaż ich misja była tajna.
    Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego czarny mundur służb wywiadowczych był bardzo dobrze skrojony. Oznaczenia i emblematy wywoływały respekt, chociaż większość żołnierzy nie do końca wiedziała co oznaczają.
    Cały ranek spędził w podziemiu. Nocą, gdy życie w twierdzy przycichło jak zwykle przyszły duchy, szepczące rozmaite pomysły wprost do jego umysłu. Grubym ołówkiem zakreślił grupy cyfr na dużej kartce i wpatrywał się w nie dobre pół godziny nim dotarło do niego, że nie chodzi o cyfry zakreślone tylko te które pozostały.
    Odszukał oficera ochrony. Nawet nie podniósł spojrzenia gdy stanął przed nim.
    - Poproszę moją przepustkę. - powiedział spokojnym tonem, krzyzując ramiona na piersi.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Jak zawsze szarmancki. – skomentował kryptolog, unosząc lekko kąciki ust. Zabrał dokument, złożył go i wsunął do kieszonki na piersi. Oby tylko jej nie zgubić i będzie dobrze.
    Miasto było pełne ludzi. Wśród nich byli nie tylko żołnierze, ale także miejscowi oraz specjalnie ściągnięci z innych części Rzeszy Niemcy. Miasto zostało nieco rozbudowane i wyremontowane. Mieli darmową siłę roboczą, która do tego była bardzo wydajna. Siedząc na tylnym siedzeniu oficerskiego Mercedesa, Winckler zastanawiał się co też ciekawego będzie w gospodzie do jedzenia. Poprzednio królowała golonka w piwie, która szybko przekonała gości do spożycia zdecydowanie zbyt dużej ilości alkoholu.
    Auto zatrzymało się przy rynku. Wysiadł i mruknął do kierowcy.
    - Będę wracał do Zamku koło północy. Do tego czasu masz wychodne.
    Widział błysk radości w oczach młodego kierowcy. Lubił go. Nigdy nie zadawał pytań gdy wracał mocno pijany do samochodu albo gdy tonął we własnych myślach, ignorując cały świat. Wszedł do karczmy. Muzyka, śmiech i rozmowy wypełniały salę. Przy drewnianych ciężkich stołach siedzieli Niemcy, racząc się doskonałym jedzeniem. Jego wybranek zajmował się końmi. Krzepki chłopak, silny jak tur i do tego całkiem bystry. Pochodził z gór i jego dziwny nieco akcent wszystkich bawił. Tak jak się spodziewał, Hubert dziś pracował w karczmie. Nosił wielkie i ciężkie beczki z winem, robiąc miejsce na inne zapasy. Teraz trzeba było tylko ostrożnie rozegrać wszystko tak by nikt się nie zorientował.
    Należał do przystojnych młodych Niemców o niezwykle niebieskich oczach, które wręcz przyciągały spojrzenia. Wszystkie barmanki, z głębokimi dekoltami i spora część innych, obecnych na Sali kobiet, starała się złowić jego spojrzenie. Był zbyt pyszny by z tego zrezygnować. Zdawal sobie sprawę ze swojej atrakcyjności i to go często gubiło. Chyba za bardzo przyzwyczajony był do tego, że w stosunkach damsko męskich zawsze dostawał to czego chciał. Może dlatego zainteresował się mężczyznami. Chyba też podobał mu się ten dreszczyk emocji i niebezpieczeństwo, które się z tym wiązało.
    Zjadł, napił się i poszedł na piętro. Było tam kilka małych pokoików, w których zabawić się było można z każdą chętną. Jednak on minął rzędy drzwi. Wyszedł na dach i ostrożnie przeszedł na drugi. Wsunął się przez uchylne okno. Ledwo poczuł pod nogami ustawione specjalnie dla niego krzesło, by łatwiej mu było wchodzić i wychodzić na dach, a silne ramiona złapały go w pół i przyciągnęły do masywnej klatki piersiowej. W wątłym świetle przykrytej czerwoną szmatką lampy patrzył w rozpalone oczy Huberta. Nie trudno było też poczuć twardą erekcje stajennego, wbijającą mu się w udo. Nagle zapomniał o zapalniczce, którą miał najpierw odszukać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko go bolało. Czuł się tak jak za dawnych lat w szkole, gdy rodzice wysłali go na obóz sprawnościowy. Po godzinach ćwiczeń i wysiłku również czuł się taki osłabiony. Wciągnął do płuc tytoniowy dym. Śmierdział potem, nie tylko swoim, tytoniem i seksem na wysłużonym materacu wypchanym niewiadomo czym i wstrętnym zapachem pościeli z wypchanej gęsim i kaczym pierzem.
    Zapewne wyjdzie mu kilka sińców na skórze, już nie mówiąc o tym że będzie miał problem z wysiedzeniem w pracy kilku godzin nad papierzyskami.
    Miał być wcześniej w zamku by nie wzbudzać podejrzeń. Na szczęście tu nikt się nie interesował tym gdzie znika. Wydobył z kieszeni spodni zwitek banknotów. Piękne świeże banknoty, które przyjechały prosto z drukarni jako wypłaty dla kryptologów. Chociaż Constantin zawsze domagał się wypłaty w zlocie. Nie był głupi, znał wartość papierowych pieniędzy i to jak łatwo ulegają zniszczeniu i przedawnieniu. A złoto zawsze będzie w cenie.
    Położył odliczoną kwotę na poduszce obok Huberta. Koniuszy spojrzał na niego jakoś dziwnie. Chyba chciał coś powiedzieć ale się powstrzymał. Winckler lepiej sobie radził z liczbami niż z ludźmi. Uważał ludzkość za smutną konieczność istnienia.

    Czuł jak koszula nieprzyjemnie przykleja się do wilgotnego wciąż ciała. Niedługo będzie w twierdzy, weźmie kąpiel i odpocznie. Wsunął papierosa między wargi. Przez chwilę obmacywał się po kieszeniach, ale przypomniał sobie że nie zabrał znów zapalniczki. Przeklął pod nosem. Mógłby tam teraz wrócić, ale to wiązało się z ponownym wejściem do gospody a to mogłoby się wydać podejrzane. Szybko przeanalizował możliwe scenariusze. Tylko jeden wydawał się ensowany. Odczekać dwa dni i wrócić. Oby tylko ten kmiotek, wystawił mu kolejną przepustkę. Z jednej strony nawet się cieszył, że ten cały Wagner nie łazi wszędzie za nim i nie pilnuje go na każdym kroku. Włożył rękawiczki i po chwili wahania uznał, że weźmie ogień od kierowcy. Wzdrygnął się gdy nagle, tuż przed jego nosem, pojawił się jasny płomień z zapalniczki. Winckler podniósł spojrzenie, rozpoznając rysy swojego dobroczyńcy.
    - Dziękuję. - mruknął, przysuwając koniec papierosa do płomienia, nie odrywając spojrzenia od oczu mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Wracam, bo siostra mnie zabije XD tylko muszę się za to wziąć po prostu. Teraz mam trochę czasu to ogarne to wszystko ]

    - Po co mi zapalniczka, skoro zawsze pojawiasz się kiedy tego potrzebuje - odparł, zaiągając się dymem. Nie był dobrym graczem ani aktorem. Podejrzewał, że z jego oczu można było wiele wyczytać. A teraz zmusił się do zachowania na pozór spokojnego tonu głosu i wyrazu twarzy. Takie nieoczekiwane spotkania zawsze zaburzały jego poukładany schemat funkcjonowania.
    Usmiechnął się szelmowsko.
    - Być może. Czyżbyś chciał mi towarzyszyć? Sprawdzić czy będę bezpieczny w drodze? Czy nikt nie chowa się pod moim łóżkiem?
    Słowa tego typu wydały mu się ryzykowne. Jednak gdy ktoś nie wiedział czego się dopuszczał, brzmiało to po prostu sarkastycznie. W myślach dziękował tylko matce, że odziedziczył po niej bladą cerę i niemal całkowitą niezdolność do rumieńców.
    - Małe ptaszki ćwierkają, że zostałem impotentem po nawdychaniu się gazu bojowego. Prawda to, czy tylko wrodzony brak humoru i pewności siebie, sprawia że wciąż tylko wodzisz spojrzeniem za tą samą kelnerką, nie robiąc nic poza tym? - spytał, nie spuszczając spojrzenia z oczu rozmówcy. Na jedną krótką sekundę przerwał ruch dłoni z papierosem w kierunku ust. Coś tam, za tym lodem w oczach błysnęło. Czyżby niepokój?
    Pozostał przy swoim kamiennym wyrazie twarzy, nie dając zbyt wiele po sobie poznać. Wypuścił z płuc kłąb szarego dymu.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Akurat dobrze, że nie chodzi o mój interes. Jako czystokrwisty aryjczyk powinienem rozdawać zdrowe, czyste geny jak tylko się da. A ta kelnereczka jest niebrzydka. Ciekawe jest też to, że ciebie obsługuje tylko ona.
    Prowokował go i wiedział o tym dobrze. Nie był to najlepszy z pomysłów, które aktualnie miał, jednak pozwalało mu to ukoić nieco nerwy. Upuścił niedopałek na bruk i rozdeptał go obcasem buta.
    - Statystycznie patrząc, ciekawsze jest to co ludzie trzymają pod łóżkiem niż w nim. Jestem ciekaw co znalazłbym pod twoim łóżkiem. Albo pod jej... - wskazał ruchem głowy gospodę.
    Powinien być zdecydowanie bardziej uprzejmy w stosunku do tego oficera. W końcu to od niego zależało to czy otrzyma w najbliższym czasie przepustkę.
    - Jak będziesz się dalej tak ociągał to stracisz jej najlepsze lata. Zwłaszcza, ze Langer z Gestapo się nią interesuje.
    Akurat tego nie był pewny do końca, ale schemat pasował. A akurat na schematach znał się bardzo dobrze.
    - Zatem miłej nocy, panie Wagner...
    Uśmiechnął się szerzej. Minął oficera i ruszył w kierunku auta, przy którym już czekał jego kierowca.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Udany wieczór? - spytał kierowca, odpalając silnik.
    - W pewnym sensie. Muszę coś przemyśleć. Zostaw mnie przy jeziorze i wracaj do zamku. Będziesz miał wolne.

    Chłód ciągnął od wody. Tuż nad powierzchnią zaczęła unosić się cienka warstwa mgły. Musiał zastanowić się poważnie, czy uleganie swoim żądzą jest warte ryzykowania życia albo gorzej. Wiedział dobrze, co dzieje się w pewnych miejscach i to całkiem niedaleko. Szyfrował długie listy meldunków, dotyczących tych miejsc i tego co sie tam działo.

    Wszedł do swojej kwatery. Teraz chciał już się tylko wykąpać i położyć spać. Jeszcze jutro rano miał potkanie z Langerem, którego nie znosił. Nie rozumiał jak taki półgłówek mógł zajść tak wysoko. Na szczęście potrafił go obrażać w inteligentny sposób i dzięki temu czuł się lepiej podczas tych długich rozmów.
    Wystawił buty na korytarz, by dyzurny zabrał je do czyszczenia. Na dworzu szalała już burza. Nie był z tego powodu zadowolony. Gęste chmury i wyładowania elektryczne znacznie pogarszały odczyty urządzeń pomiarowych i czytelność przekazów.
    Odwrócił się, słysząc kroki. Uniósł jeden kącik ust w lekko szyderczym uśmiechu, widząc przemoczonego Wagnera.
    - Trzeba było się jednak zabrać ze mną. Przesunąłbym moje ego by twoje się jeszcze zmieściło.

    OdpowiedzUsuń
  13. Odczuwał dziwną satysfakcję. Wygrał tę potyczkę i bardzo się z tego cieszył. Wrócił do swojego pokoju. Przeciągnął się i ziewnął. Był wykończony. Teraz należało przygotować się na kolejny dzień pracy.

    Siedział w fotelu i wpatrywał się w powoli stygnącą kawę w filiżance. W pracowni powinien być już od godziny. Nie miał limitowanych godzin pracy, ale zwykle pojawiał się w podziemiach o tej samej porze. Prędzej czy później Astrid wyśle kogoś by sprawdzić czy nie udusił się własną poduszką. Ordynans przyniósł śniadanie wcześnie rano, jak zwykle. Od tamtego czasu siedział w fotelu, odziany w bieliznę i podomkę, wpatrując się w stygnącą kawę. Jakaś uporczywa myśl gniotła go w głowie. Nie mógł jej pochwycić i poznać. Umykała ciągle. Była jak poczucie, że zapomniało się o czymś ważnym, czego nie można było nazwać. Z doświadczenia już wiedział, że tego poczucia nie można ignorować i należy dołożyć wszelkich starań by odkryć ten sekret, tkwiący we własnym umyśle.
    Lęk pojawił się dziś, zatem coś musiało wydarzyć się wczoraj. Pusty żołądek zaczął domagać się jedzenia. Młody Winckler prychnął i pokręcił głową.
    - Chyba zaczyna mi odbijać... Zaiste...
    Wszystkiemu winna była ta przeklęta zapalniczka - srebro z grawerem i życzeniami od ojca. Rzecz zdecydowanie charaterystyczna.
    Wciągnął spodnie. Wyczyszczone buty stały przy drzwiach. Nie miał nawet motywacji by znaleźć siłę aby wciągnąć je na stopy. Jego butów nie dało się pomylić z innymi. Miał bardzo małe stopy jak na mężczyznę. Przez wąskie cholewy bardzo trudno było je wciągać, nie wspominając już o zdejmowaniu.
    Opadł znów na fotel, zniechęcony.
    - A może rzucić to wszystko i wyjechać do Szwajcarii? - spytał sam siebie, zaciskając mocno palce na włosach.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odkąd przybył do twierdzy i stał się niejaką gwiazdą tego przybytku, uważał że miał prawo do swoich małych dziwactw. Bardzo nie lubił być wzywanym "w trybie pilnym", ani też wzywanym w ogóle gdziekolwiek, przez kogokolwiek. Przerywało mu to tok myślenia i działania.
    Możliwe, że miał jakieś spotkanie. Jednak jeśli nikt po niego nie przyjdzie, nie miał zamiaru się tym przejmować. Miał ciekawsze sprawy na głowie. Włożył bluzę munduru, nie zapinając guzików. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i ruszył przed siebie. Byleby tylko ten buc znów nie stanął mu na drodze. Nie lubił dziwnych zbiegów okoliczności a Wagner zdecydowanie zbyt często kręcił się tam gdzie nie powinien. Co prawda, Wagner stanowił trzon jego ochrony, właściwie jego osobistej ochrony, ale chyba zbyt dokładnie chciał wykonywać swoje obowiązki.
    Zszedł do podziemi, do centrali szyfrów. Obie kobiety, uderzały w klawisze maszyn do pisania, podnosząc spojrzenie tylko na chwilę gdy wszedł.
    - Coś nowego? - spytał, siadając przy stole obok współpracowników.
    - Tak. Nikły trop radiostacji w pobliżu.
    Constantin podniósł spojrzenie i uśmiechnął się do Kurta. Coś się w końcu zaczyna dziać.
    - Ciekawe... Wiadomo czyja to?
    - Nie. Czekamy aż nada wiadomość. - Kurt zapalił papierosa i zasmiał się. - Łowy czas zacząć.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Prawdę mówiąc ledwo, ale dochodzę do siebie. Co jak co, ale po miesiącu w szpitalu schudłem 10 kg i zacząłem siwieć o.o ]

    - Rozszyfrowanie meldunków to najmniejszy problem - mruknął Winckler, krzyżując ramiona na piersi. Niebezpiecznie bujał się na krześle, chociaż przez większość życia ojciec, matka i niańka przestrzegali go by tego nie robił. Podobnie sprawa się miała z piciem z kubka, w którym wciąż tkwiła łyżka. A on na złość wciąż robił to samo, ignorując ich dobre, chociaż niezwykle upierdliwe rady.
    - W większości przypadków, słowanie to tępa hołota, nie potrafiąca pisać i czytać. Ten pozostały procent, który jednak posiadł tę sztukę, nie może być zbyt bystry. Szyfrowanie u nich bardzo kuleje. Uważają, że są sprytni stosując szyfry na cyrylic, ale to bardzo nędzny pomysł.
    Nóżki krzesła uderzyły o posadzkę. Huk rozszedł się echem po pomieszczeniu, odrywając na chwilę wszystkich od pracy. Wszystkie spojrzenia spoczęły na młodym analityku, który zastygł w jednej pozycji, wpatrując się w przestrzeń. Po chwili całkowitej ciszy, Constantin przechylił głowę w bok, by potem znów zacząć się huśtać na krześle.
    Wszyscy wrócili do przerwanej pracy. Odgłos maszyn do pisania i cichy szum drukarek znów wypełniły przestrzeń.
    - Nie strasz. Już myślałem, że wpadłeś na kolejny genialny pomysł. - zaśmiał się Kurt, podejmując znów przerwaną drogę papierosa do ust.
    - Być może to jakiś pomysł, ale wymaga dopracowania. Potrzebuje przynajmniej trzech depesz z tej radiostacji. Muszę odnaleźć ich kod bezpieczeństwa. Potem możemy wszystko wysadzić w powietrze... - mruknął Winckler, zerkając na swojego szefa ochrony. - Jest pan dziś bardzo ponury, panie Wagner. Bardziej niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe. Nie chce pan powysyłać głupawych wiadomości do centrali wroga by popatrzeć jak się miotają? Od roku wysyłamy na różne strony wiele, często sprzecznych informacji, by wiedzieć kto nas słucha. A zawsze ktoś słucha... Nawet tutaj.
    Kurt odchrząknął znacząco, upominając w pewien sposób kolegę. W końcu tajność była niejaką gwarancją sukcesu.
    - Mówiłem ci, że zaczynasz wpadać w paranoje. Nie rozumiem dlaczego się przyczepiłeś tak do myśli, że są tu szpiedzy. - parsknął Kurt, wciskając niedopałek do popielniczki. - Wszyscy, którzy są w twierdzy byli dokładnie sprawdzeni. Przestań drążyć.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Nie wydaje mi się by kogoś interesowało moje zdrowie XD Poza tym, nie ma co się chwalić własną głupotą :D
    Wiesz, mam 25 lat już czas najwyższy na siwe włosy. Z blondu wróciłem do swoich czarnych także nie jest źle :) ]

    - Bliskość emocjonalna... - Kurt rozkoszował się tymi słowami, rozciągając je na języku w kazdą możliwą stronę. - Constantin na pewno jej nie posiada. Tak... Zdecydowany brak nawet wątłych oznak bliskości emocjonalnej. - mężczyzna spojrzał na swojego towarzysza szczerząc się w uśmiechu. - Jesteś paranoikiem. - wyraził swoją opinię. - Tą kobietę, którą tak chętnie obracasz w mieście, przeszukujesz dokładnie za każdym razem czy nie ma podsłuchów? Czy po prostu robicie to przy zgaszonym świetle?
    Winckler wzruszył ramionami. Już lata temu uznał, ze emocje zaciemniają obraz rzeczywistości. Starał się nie tworzyć żadnych więzi z innymi ludźmi, by potem ich egzystencja nie ciążyła mu na sumieniu. Pamiętał pewne wydarzenie sprzed roku. Został wtedy przyjęty do jednostki specjalnej. Skończyli szkolenie i przygotowanie wojskowe. Trafili do swojej pierwszej placówki, w której mieli przygotowywać szyfrogramy. Było to na piętrze jednego z licznych dworków na południu Rzeszy. Dom został zbombardowany, zniszczony niemal do fundamentów. Utknął wtedy na kilka godzin w zawalonych piwnicach domostwa, wraz z Kurtem, stenotypistką i człowiekiem, który miał dbać o przewody elektryczne. Wszyscy bali się, że zabraknie im powietrza i się uduszą. Kobieta płakała, opowiadając im o swoich planach na życie, co nikogo, zwłaszcza Wincklera, nie interesowało. Kurt powiedział wtedy, że się boi. Lęka się śmierci i bólu. Constantin spojrzał na niego, mrużąc swoje oczy w niezwykłym odcieniu szafirowego błękitu i powiedział:
    "- I cóż z tego? Twój strach nam nie pomaga, a jedynie szkodzi. Marnujesz tlen na swoje lęki."
    Po tym wydarzeniu, Kurt zaczął zupełnie inaczej traktować swojego towarzysza. Dostrzegł u niego chłód i obojętność tak wielką, że aż przerażającą. Wiele razy próbował poznać przyczynę tego stanu, ale to wydawało się niemożliwe.
    Jak na życzenie, igła przy urządzeniu badającym częstotliwość fal radiowych skoczyła kilkukrotnie w górę i w dół.
    - Czyżby nadawali o nieregularnych porach? - rzucił pytanie Kurt, biorąc w dłoń żółty ołówek o twardości 2.
    - Regularność trzeba będzie głębiej zbadać. - mruknął Winckler, wpatrując się w odczyt wyrysowany na papierze przez igłę. - Wysoka częstotliwość... Krótkie meldunki, najwyżej dziesięć słów. Zatem... chyba mają tu kogoś iście dobrego w swoim fachu. Dobry szpieg jest dużo wart. A jeszcze więcej, jego krótkie meldunki z których niewiele się rozumie...
    Kurt pokiwał głową, zgadzając się ze swoim kolegą.

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Pewnego razu obudziłem się i uznałem, że chce być blondynem XD I to zrealizowałem XD ]

    - Z Anglikami zawsze mam problem. - mruknął Winckler. - Są strasznie dokładni... Szyfrują każdą cyfrę by potem i tak zignorować wszystkie przypadki łamania szyfru bezpieczeństwa. To dziwny naród...
    Constantine przez krótką chwilę wodził wzrokiem za Kurtem, który krążył po pomieszczeniu, sprawdzając odczyty z kilku urządzeń. Jego wieloletni towarzysz, którego znał, lubił i nawet cenił, nawet w najmniejszym stopniu nie pociągał go fizycznie. Co prawda, czasem lubił zerknąć na jego goły tyłek gdy siedzieli w sałnie albo w łaźni oficerskiej. Jednak pracując z nim, czuł się bezpiecznie. nie obawiał się tego, że zacznie się tępo wgapiać w jego osobę, zapominając o reszcie świata.
    Jeśli miałby być ze sobą szczery, to w ostatnim życzeniu przed śmiercią, chętnie rozebrałby pana Wagnera. Chyba podobał mu się ten chłód w jego oczach. Mógłby się założyć, że w łóżku brał co chciał i jak chciał, a po wszystkim po prostu ubierał się i wychodził.
    Westchnął i pokręcił głową. Od razu zaczął sobie przypominać najgorsze momenty w swoim życiu, by tylko przypadkiem nic się nie przebudziło.
    - Chyba uporamy się z tym do jutra, co Kurt? Chciałem do miasta wyskoczyć...
    - Znowu?! Ty to masz pare! Jak prawdziwy aryjczyk. - zaechotał Kurt, zerkając z uśmiechem na zarumienione kobiety, starające skupić się na uderzaniu palcami w klawisze maszyny.
    - Tobie to tylko jedno w głowie. - prychnął Winckler. - Zostawiłem zapalniczkę w gospodzie. Lubie ją i chcę ją z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Z rozszyfrowaniem nie będzie większego problemu. - mruknął Constantin. - Trzeba opracować plan dywersji na tyle prosty i skuteczny by te cymbały, z którymi musimy tu pracować nie roznieśli całej operacji.
    Kurt pokiwał głową i dodał z westchnieniem.
    - Poprzedniego radiotelegrafistę wypuścili z zasadzki. Spędziliśmy prawie dwa miesiące tworząc plany a okazało się, że to była strata czasu. A tak poza tym... - poklepał swojego kolegę po ramieniu. - nie zapomnij że Lange cie wzywał. Wiesz jaki potrafi być irytujący kiedy nie spełnia się jego życzeń na kolanach.
    Winckler ponownie wzruszył ramionami. Doskonale wiedział o tym, że powinien być bardziej przychylny szefostwu. Jednak niezmiernie drażniła go ich głupota, monotematyczność i najświętsze przekonanie, że tylko armia, siła i potęga potrafi rozwiązać wszelkie problemy. Dla Wincklera wszystko było zapisane w liczbach i schematch. Wszystkie decyzje wychodziły własnie od schematów, bez których armie kręciłyby się w kółko i najprawdopodobniej strzelaliby do siebie.
    - Zastanawiał się pan kiedyś, panie Wagner... - Constantin zmienił temat, wyrzucając z pamięci smutny obowiązek stawienia się u szefa gestapo w placówce. - Dlaczego gestapo wie zawsze tak dużo? Poza tym, że ich informatorem może być twoja własna matka, mają jeszcze jedną tajną broń, a mianowicie podsłuchy. Urządziłem prawdziwą wojnę w sprzeciwie umieszczania podsłuchów tutaj. Jaki jest sens podsłuchiwać tych, którzy podsłuchują innych?
    Winckler wydobył papierosa ze srebrnej papierośnicy. Puknął dwa razy papierosem o denko by pozbyć się luźnych kawałków tytoniu.
    - To nie zmienia faktu... że ciągle podsłuchują mnie w mojej własnej kwaterze! - fuknął, przyjmując do przypalenia podstawiony przez Kurta płomień. - Jako szef ochrony mógłbyś, pani oficerze, coś z tym zrobić, prawda? Załatwie ci za to coś ciekawego...

    OdpowiedzUsuń
  19. Winckler wychodził z założenia, że gdyby była wola, można by przenosić góry. Jednak najwyraźniej wolni nie było. Wzruszył tylko ramionami, nie podejmując już dalszego wątku.
    Pomachał do odchodzącego Wagnera, jak mały chłopiec żegnający wychodzącego do innego pokoju ojca.
    - Jego to wzywają w trybie pilnym... A mnie tylko wzywają. - pożalił się Kurtowi, nim znów siadł przed rozłożonymi na stole arkuszami.
    - Wolisz by ciebie też wzywali w trybie pilnym? - spytała Ingrid, kładąc obok Wincklera kolejny przepisany arkusz.
    - Poczułbym się ważniejszy. Ale z drugiej strony... Pewnie nie przyszedłbym gdyby mnie nie zaciągali tam siłą.

    Przetarł zmęczone oczy. Od papierosowego dymu w podziemiach zrobilo się szaro i mgliście. Wszyscy już poszli na spoczynek, poza nim i Ingrid, która wyjątkowo ociągała się z pisaniem na maszynie. Winckler przeciągnął się, odchylając się na krześle. POczuł jak oparcie wbija mu się lekko w kręgosłup a kręgi rozsuwają się, dając pewną ulgę zmęczonym plecom.
    - Nie idziesz spać? - spytała Ingrid, układając papiery na biurku w równy stosik.
    - Kiedyś w końcu trzeba. - odparł z przekąsem. - Coś mi jednak ciągle chodzi po głowie. Jakaś uporczywa myśl, której nie mogę złapać.
    - To musi być coś ważnego skoro tak się nad tym głowisz. - westchnęła kobieta. Podeszła do włącznika wentylacji i przekręciła go na max. Turbiny w kilka sekund wyciągnęły cały dym z pomieszczenia. Świeże powietrze stało się istnym wybawieniem.
    - Odprowadzisz mnie? - spytała, podchodząc i przysiadając na krawędzi stołu tuż obok Constantina.
    -Sama nie trafisz do kwatery? - odpowiedział pytaniem, uśmiechając się przy tym wręcz rozkosznie.
    - Ja trafie. Ale obawiam się, że ty nie trafisz.
    Constatnine zaśmiał się perliście. Nieczęsto się to zdarzało. Jednak kobiety zawsze potrafiły go rozbawić. Fascynował go sposób w jaki niewiasty rozumują.

    Szedł obok Ingrid przez korytarze twierdzy. Kobieta wydawała się lekko spłoszona. Chyba nie spodziewała się, że się zgodzi. Zatrzymał się przed drzwiami jej kwatery. Oparł się bokiem o ścianę i uśmiechnął uroczo.
    - Zatem, już wiem gdzie cie szukać.
    Ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch. Jej skóra pachniała papierem i dymem tytoniowym, ale była przyjemnie chłodna. Spojrzał jej głęboko w oczy, ale nim zdązyła wypowiedzieć swoją myśl odwrócił się i odszedł, rzucając tylko przez ramię:
    - Dobrej nocy.
    Doskonale wiedział co robi. Już dawno poznał te dziwaczne mechanizmy rządzące urodzeniem kobiet. Ale nie to go interesowało. Włąściwie wolał odprowadzić do kwatery Wagnera.
    Minął strażnika i wyszedł do wewnętrznego ogrodu. Usiadł na ławie i wydobył z papierośnicy kolejnego papierosa. Podniósł głowę, wpatrując się w wyjątkowo czyste nocne niebo. Wciąż nie mógł złapać tej uporczywej myśli. Pokręcił głową. Może jutro się to uda.

    OdpowiedzUsuń
  20. Całą scenerię, żywcem wyciągniętą ze starych rycerskich poematów o miłości i przeznaczeniu, przerwało mu nagłe pojawienie się rozbłysku. Spojrzał ze złością w kierunku twierdzy. Jego wzrok powędrował wzdłuż ściany, aż dotarł do jedynego rozświetlonego okna. PO chwili pojawiła się w nim jakaś sylwetka. Siedział nieruchomo na miejscu, badając wzrokiem wyłaniające się z mroku i światła szczegółu.
    Uśmiechnął się szeroko. Podniósł się i podszedł powoli w stronę łuny światła, które padało na żwirową uliczkę. Odchrząknął, na tyle głośno by mężczyzna z okna go usłyszał:
    - "Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany. Julia ukazuje się w oknie. Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę, Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś od niej piękniejsza" - zacytował fragment dramatu Szekspira, nie szczędząc przy tym emocji w głosie i nawet gestykulacji. Potem wsunął papierosa za ucho. Nie miał czym go odpalić. Nawet pudełko zapałek gdzieś mu się zapodziało. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
    - Julio, moja Julio... pożycz zapałki. - dodał. - Teraz pana kwestia, panie Wagner.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Zawsze pojawia się pan wtedy, kiedy w pewnym sensie pana potrzebuje. Czy to nie jest fascynujące? Nie wierze w przypadki, panie Wagner. Bóg nie jest tak leniwy by na nie pozwalać. - wyszczerzył się. Wyciągnął papierosa zza ucha i odpalił go płomieniem, skaczącym po końcu zapalonej zapałki.
    - Po co żyć, skoro nie czujesz że żyjesz? - rzucił i zaciągnął się mocno dymem tytoniowym. Przytrzymał go chwilę w płucach i wypuścił powoli. - Dobrej nocy.

    Wrócił do swojej kwatery. Pierwszą rzeczą, która uderzyła go w oczy, była leżąca na poduszce kartka. Chwilę rozglądał się po kwaterze, upewniejąc się, że jest sam i że nic innego nadzwyczajnego nie pojawiło się w zasięgu wzroku. Usiadł na łóżku i sięgnął po karteczkę. Był to złożony na cztery liścik, napisany na maszynie.
    "Obserwuję cie. Wyrok wydany"
    Niewiele z tego rozumiał. Czyżby szpieg wiedział, że jest na jego tropie i przestraszył się? Albo po prostu ktoś, pokroju Kurta robi sobie żarty. Przymknął powieki. Niewiele osób mogło podrzucić tę wiadomość. Wsetęp do jego komnaty miał Wagner, jako oficer ochrony, Lange, Keler. Było czterech żołnierzy, którzy na zmianę pilnowali tego korytarza. Mieli kategoryczny zakaz wpuszczania kogokolwiek, poza upoważnionymi oficerami.
    Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Może powinien to zgłosić? By pokazać że nie ma tajemnic i że niczego się nie boi. Ale z drugiej strony, ma tajemnice, których nikomu nie ujawni, nawet na łożu śmierci. Mógłby poczekać do jutra, ale to wyglądałoby tak jakby się wahał.
    Zatrzymał się i wziął głęboki oddech. Trzeba działać.
    Wyszedł ze swojego pokoju i udał się do Wagnera. W końcu to Wagner odpowiadał za jego bezpieczeństwo. Kiwnął do strażnika, który przepuścił go bez słowa i zapukał do kwatery oficera.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zamarł w połowie ruchu z pięścią uniesioną do ponownego zapukania do drzwi. Musiał wyglądać na prawdę idiotycznie. Zamrugał kilkukrotnie, starając się nie wgapiać w tors Wagnera. Cóż, od pewnych spraw nie umiał uciec, mimo starania, a ocena nagiego, czy półnagiego męskiego ciała była od jego woli zdecydowanie silniejsza. Szybko przywołał w myślach ciągi algebraiczne i kodowania, by uniknąć pojawienia się niestosownego rumienia na twarzy.
    Gdyby nie fakt, że byli gdzie byli i byli kim byli, zapewne nie powstrzymałby się przez kilkoma niestosownymi komentarzami i delikatnym flirtem. Dawniej zdarzało mu się w taki sposób zawstydzać starszych od siebie mężczyzn. Zwłaszcza jednego ze swoich profesorów, który teraz już zapewne nie żył. To był spokojny i delikatny człowiek, zakochany w liczbach i swojej pracy. Wątpił by przeżył długo w obozie. Przez pewien czas zastanawiał się, dlaczego profesor nie doniósł na niego. Za doniesienia na innych homoseksualistów można było wygrać szybszą śmierć. Ale teraz nie miało to znaczenia.
    - Skurwysyństwo odziedziczyłem w prostej linii po ojcu. Po matce mam tylko piękne oczy i uśmiech. - odparł, uśmiechając się uroczo. - Ale nie po to przyszedłem.
    Wyciągnął w kierunku Wagnera złożony liścik. Poczekał aż oficer go przeczyta i dodał:
    - Znalazłem go na poduszce. Do mojej kwatery wejść mogą tylko trzy osoby w tej twierdzy. Straż twierdzi, że nikt nawet nie przechodził tym korytarzem, a dzisiaj rano tego nie było.
    Bez pozwolenia zajął miejsce na jednym z dwóch foteli.
    - Nie jestem tchórzem. Działam tak jak podpowiada mi intuicja i rachunek prawdopodobieństwa. Nawet dla mnie magicznie pojawiająca się na poduszce karteczka jest podejrzana.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Analizując rachunek prawdopodobieństwa, chyba powinienem zmienić kwaterę. - westchnał. Wątpił by ktoś zechciał zamordować go we śnie. Ale jeśli jednak? Możliwe, że w jego kwaterze znajduje się jakieś tajne zamaskowane przejście... I nocą odwiedzi go półnagi, dziki rosyjski barbarzyńca, z dużą pałą... by go ogłuszyć i zaciągnąć w krzaki. Prychnął i pokręcił głową. Zaczynało mu powoli odbijać. To pewnie wina nadmiernej ilości dymu tytoniowego i siedzenia w podziemiach.
    Chociaż taki dziki rusek...
    Musiał wyglądać na zupełnie nieobecnego myślami i tak właśnie było. Oprzytomniał, gdy dosłyszał "Proszę za sobą zamknąć drzwi".
    Zamrugał kilkukrotnie.
    - Oczywiście. - podniósł się i przeciągnął. Czuł nadchodzące zmęczenie i drżenie mięśni. - Dobrej nocy, panie Wagner.

    Wrócił do swojej kwatery. Od chwili jej opuszczenia nic się nie zmieniło. Zdjął buty i położył się na wciąż zasłanym łóżku.
    Brakowało mu dawnej beztroski i poczucia, ze jest panem swojego życia. Teraz był ledwo trybikiem w wielkiej machinie Rzeszy, chociaż tak wiele od niego zależało. Łamał kody, odczytywał meldunki wrogów. Rozpracowywał ich taktykę bojową i ich agentów, których było na prawdę wielu. Właściwie wystarczyłoby, by w rozszyfrowanym meldunku zmienił słowo czy dwa, a już armia Rzeszy czułaby się zagubiona.
    Usiadł gwałtownie. Może o to właśnie chodzi? Chcą oślepić wielką armie. Sprawić by nie słyszała i nie mówiła. Musieliby też na wszelki wypadek zabić Kurta, ale Kurt był dość pospolity. Po prostu dobrze liczył. To Winckler był geniuszem. To dla niego uruchomiono właśnie w tej twierdzy komórkę deszyfracji.
    Podrapał się po nosie.
    Wygląda na to, że nawet wróg docenił jego zdolności. To całkiem miłe.
    Ale teraz nie to było najważniejsze.
    Rozebrał się, obmył i położył do łóżka. Wsunął dłoń pod kołdrę i znów powrócił do swojej dziwacznej fantazji o tym dzikim Rosjaninie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Unikał ludzi od samego rana. Ignorował wołającą go Ingrid oraz zdecydowanie Langego, który szedł w jego kierunku zdecydowanie zbyt szybko. Oficerowi nie wypadało podbiec ani krzyczeć do innego oficera. Lange chciał go dogonić i pewnie dać upomnienie, że nie stawia się na jego wezwania.
    Constantine skręcił w zachodni korytarz. Szybkie korki Langego zbliżały się, więc musiał coś wymyślić. Chociaż z drugiej strony... Właściwie po co uciekał? Przecież Lange był jego przełożonym i zapewne chciał coś niezwykle trywialnego, jak na przykład złamanie nowych kodów szyfrujących aliantów.
    Pokręcił głową i odwrócił się. Ruszył swojemu przeznaczeniu na spotkanie.
    - Już myślałem, ze znów mi pan ucieknie, panie Winckler. - powiedział Lange, unosząc kąciki ust w czymś co miało być uśmiechem. Lange posiadał kamienny wyraz twarzy, który bardzo rzadko ulegał zmianie. Winckler na początku ich znajomości, miał ogromną chęć przyłożenia mu lusterka do twarzy by sprawdzić czy wciąż oddycha.
    - Dlaczego miałbym uciekać? - prychnął, wzruszając ramionami. - Mam sporo pracy... Rzadko jestem na powierzchni.
    - Zauważyłem. Chciałem wiedzieć czy są postępy w deszyfracji.
    Winckler zmrużył oczy. Napisał wszystko w ostatnim raporcie. Ale jakże wiele mogło się zmienić w ciągu dwóch dni.
    - Właściwie są... Doszedłem do wniosku, że stosują kod linearny. A skoro już to wiem, to kodu numerycznego zajmie mi kilka godzin. A jeśli chodzi o radiostacje, to owszem jest i owszem są dwie. I to dwie różne, chociaż moi współpracownicy jeszcze do tego wniosku nie doszli. Podejrzewam, że jedna radziecka a druga aliancka. Dziwne, ze ustawili je tak blisko siebie. Jak je dokałdnie namierze, będę mógł je lepiej rozpracować a zdobycie książki kodów nie powinno być trudne. Jeśli nikt ich nie rozwali to będę mógł wysyłać fałszywe wiadomości do ich centrali. Potrzebuje jeszcze tygodnia albo dwóch.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie rozumiał tego, dlaczego Lange wypytuje go o sprawy które opisał mu w raporcie. Zbyt wiele ślini i energii zmarnowanych na zadawanie pytań. Wyglądało na to, że Lange był bardzo zainteresowany włąśnie tą sprawą. Chociaż może powinien. W końcu przypisywał sobie wszystkie sukcesy tej komórki.
    Jedyne co niepokoiło Constantina to sposób w jaki Lange na niego patrzył. Chociaż może ci z SS tak po prostu mają. Wwiercał się spojrzeniem w ciało i duszę, wtłaczając weń szaleństwo i obłęd, kropla po kropli.
    Winckler uśmiechnął się lekko i odchrząknął, przerywając ciszę któa zapadła na kilka sekund.
    - Mam dużo pracy. Chociaż właściwie to Kurt może kontynuować sam.- powiedział, poszerzając uśmiech. Dlaczego to powiedział? Zupełnie jakby insynuował, że pozbycie się jego nie sprawi, że komórka deszyfracyjna będie gorzej działać. A to przecież wszystkie działania opierały się na umyśle Wincklera a Kurt i dziewczęta po prostu stosował się do wzorów, które im przynosił.
    - Do widzenia, panie Winckler.
    - Do widzenia.
    Winckler odwrócił się na pięcie i pomaszerował przed siebie. Jeszcze przez pewien czas czuł na sobie spojrzenie Langego. Zatrzymał się, gdy skręcił za róg. Usiadł na ozdobnym haftowanym foteliku, ustawionym przy oknie i odetchnął głeboko.
    Dlaczego nie umiał wyłączyć umysłu? Wszędzie widział schematy, wzory i możliwości, które nie były oparte na emocjach i uczuciach. Chłodno kalkulował każdy krok i ruch. Tylko dlaczego odczuwał teraz strach? Lange niewiele o nim wiedział, nie mógł wiedzieć. Był ostrożny. Chociaż... Może ze względu na ojca pozwoliliby mu strzelić sobie w łeb zamiast wieść go do obozu.
    Pokręcił głową. Strach jest zły. Strach zaciemnia obraz i miesza w głowie. Ale to nie zmienia faktu, że musi być ostrożniejszy ale jednocześnie nie zmieniać przyzwyczajeń by nie wydało się, że działa podejrzanie.
    Podniósł się i podjął dalszą drogę. Porusza się torchę, krążąc po twierdzy a potem podenerwuje Wagnera, upominając się o przepustkę.

    - Panie Winckler? - żołnierz stanął przed nim, strzelając obcasami i salutując. Zrobił to tak energicznie, że prawie rozłupał sobie czaszkę. Winckler już wiedział kto go przysłał. Uśmiechnął się lekko do żołnierza.
    - Czyżby Wagner wzywał natychmiast w trybie natychmiastowym?
    - Owszem. Proszę za mną.

    OdpowiedzUsuń
  26. Usiadł, wcale się z tym nie spiesząc. Niezmiernie bawiło go to, jak bardzo bano się tu Wagnera. Dla niego był interesujący, ale na pewno nie straszny.
    - Panie Obersturmführer, co miałbym nieby do ukrycia? Siedzę w tej twierdzy całymi dniami i zapisuje stronice papieru swoimi wyliczeniami. Nie mam czasu na tajemnice. - Nie była to do końca prawda, ale brzmiała dość wiarygodnie. - Nie ukrywam ani przed panem Wagner, ani przed szefem, który dzisiaj napastował mnie na korytarzu, że mam na smyczy dwie radiostacje i to z obu stron świata. Jeśli chodzi o to, to ochrona miernie funkcjonuje.
    Założył nogę na nogę. Ale potem przypomniał sobie o resztce znaków na podeszwie buta. Znaki narysowane były kredą, ale kto wie, może pan Wagner gdzieś o nich słyszał i będzie je umiał zidentyfikować? Każdy miał swój kod. Prostytutki pisały kwotę za numerek i tak informowały mężczyzn kim są i ile biorą. Homoseksualiści mieli swój kod, stworzony jeszcze zanim Hitler doszedł do władzy. Ludzie się bali. Ale z własnym umysłem i ciałem trudno walczyć.
    Nie był pewien czy wszystkie ślady starły się podczas spaceru, a wolał nie ryzykować. Powoli opuścił nogę i zastąpił ją drugą.
    - Nie wiem kto mógł to zrobić. Sprawdziłem nawet zamek. Nie był zarysowany, także albo ten ktoś miał klucz albo mam w pokoju tajne przejście do świata Nibelungów.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Jeżeli mam być szczery... To notorycznie drażnię i wkurzam otaczających mnie ludzi. Ich poziom inteligencji jest nieco zbyt niski bym mógł z nimi bez przeszkód konwersować. Zapewne wiele osób ma mi wiele rzeczy za złe. Niewiele mnie to interesuje i interesować mnie nie będzie, chyba że stanie się to ciekawe i zajmujące.
    Wyciągnął papierośnicę, nie pytając nawet czy może zapalić. Przypalił papieros jedną z zapałek, otrzymanych od Wagnera poprzedniej nocy.
    - Co do zamku... Jest stary. Liczył pan kiedyś pokoje? Ja tak... Ogólnie czasem odczuwam znudzenie swoją pracą. Ale mniejsza z tą dygresją... Tak czy inaczej, ilość pomieszczeń i ich kubatura jest mniejsza niż zewnętrzne wymiary twierdzy. Moim zdaniem jest tu dużo przejść i komnat, które są niejako zamaskowane. Ale to tylko moje zdanie. - uśmiechnął się. Zaciągnął się mocno i wypuścił kłąb dymu.
    - Nikt nie musi mnie lubić. Mam swoją pracę i staram się ją wykonywać jak najlepiej. Większość moich rozkazów nie pochodzi od Langego, Kellera czy pana. Otrzymuje je prosto z Berlina i są znane tylko mnie. Kontroluje część ruchów wojsk w okolicy i ich działalność na terenach zajętych. - znów zaciągnął się dymem. Przytrzymał go chwilę w płucach i wypuścił powoli.
    - Nie wiem co mogłoby pana interesować. W twierdzy niewiele się dzieje. A mówiąc o twierdzy... Ma pan już moją przepustkę?

    OdpowiedzUsuń
  28. - Czy ja powiedziałem, że jeszcze tego nie przetłumaczyłem? - uśmiechnął się chytrze. - Skądś przecież wiem, ze to jedna aliancka i jedna radziecka radiostacja. Uważają, że są sprytni a postępują bardzo głupio. Podają za dużo szczegółów w meldunkach... Nie wiem kto szkolił tych kretynów, ale spartaczył sprawę... Wiem już, że radiotelegrafistą radzieckim jest kobieta. Ale nie napisałem tego w raporcie dla Langego. Gdybym o tym wspomniał ten ćwierćinteligent, kazałby wszystkie kobiety rozstrzelać, tak na wszelki wypadek.
    Podrapał się po skroni. Właściwie po co mówił to Wagnerowi? Chyba po prostu chciał się poskarżyć na swój ciężki los bycia zbyt bystrym. Czasem dobrze było ponarzekać, nawet komuś kto miał to wszystko w głębokim poważaniu.
    - No to w takim razie, może lepiej będzie wypisać mu stałą przepustkę? Zaoszczędzimy papier, atrament... Wie pan, to wszystko są drzewa. A o drzewa trzeba dbać.
    Nie ciągnął dalej tematu. Podniósł się, zasalutował leniwie i wyszedł. Pomrukiwał pod nosem melodię jakieś piosenki, która się do niego ostatnio przyczepiła. Postanowił wrócić po przepustkę za jakąś godzinę. Zszedł do podziemi, witany rytmicznym dźwiękiem maszyn do pisania i szumem drukowanych znaków i wgłębień, przechwytywanych wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
  29. Od zawsze wiedział, że ludzie nie zwracają uwagi na elementy,które uważają za nieistotne. Dla niego każda kropka i każda plama miała znaczenie. Oczy piekły go od chemikaliów. Był szczęśliwym posiadaczem rzadkiej mutacji tęczówek, która sprawiała, że ich kolor był intensywnie niebieski a przez to oczy były bardzo wrażliwe. Nie musiał patrzeć w lustro by wiedzieć, że jego oczy są załzawione, spuchnięte i czerwone. Przy każdym mrugnięciu pojawiał się ostry ból, a potem przyjemna ulga. I wtedy znów musiał je otwierać.
    Poddał się po godzinie. Wyszedł z ciemni, zostawiając Kurta samego. Musiał wyglądać iście komicznie, zupełnie jakby płakał kilka godzin. Przetarł oczy, ale to niewiele pomogło. Wywoływanie zdjęć z mikrofilmów należało do jego najgorszych obowiązków. Gdyby mógł zleciłby to Kurtowi na stałę, ale i tak potem musiałby siedzieć w ciemni i analizować zdjęcia.
    Cały świat wydawał się teraz szklisty i nieostry. Potykał się o własne nogi ale dzielnie szedł dalej, wprost do gabinetu Wagnera. Przystanął w półkroku. Dziwny rytmiczny odgłos umilkł. Znów przetarł oczy. Wszystko było zlaną kolorową plamą. Odwrócił się powoli. Kiedyś za nim szedł? Nic nie widział. Pokręcił głową, uznając że jak zwykle przesadza.
    Zapukał do kwatery Wagnera, ale nikt nie odpowiedział. Więcskoro nie było go tam, to pewnie siedzi w gabinecie. Miękkie kroki, które wcześniej słyszał zaczynały się zbliżać. Westchnął głęboko i znów przetarł oczy.
    - Chyba zaczynam wariować. - mruknął do siebie.

    Zapukał do gabinetu Wagnera i wszedł do środka nie czekając na odpowiedź. Miał taki przywilej, że mógł wchodzić do gabinetów oficerów bez umawiania się i bez zapowiedzi przez asystenów czy sekretarki.
    Zmrużył oczy, ale niewiele to pomogło. Ktoś stał przy biurku, ale czy to był Wagner, nie był pewien.
    - Dostanę tę przepustkę panie Wagner? Powinniście docenić, że narażam się na trwałą ślepotę...

    OdpowiedzUsuń
  30. Znów potarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu właściciela drugiego głosu.
    Dostrzegł jakąś plamę, nieco ciemniejszą i uznał, że to właśnie ta osoba. Chociaż z drugiej strony mógłby to być jakiś mebel.
    - Jestem uprzywilejowany. - odparł z niejaką dumą w głosie. - A spoko pan tu jest to od razu powiem co odkryliśmy na zdjęciach. Nie będę musiał iść na koniec korytarza.
    Wzdrygnął się, gdy ciemny kształt znalazł się nagle blisko nieco i poczuł ciepłe dłonie na twarzy. Na sekundę czy dwie, wszystko stało się wyraźniejsze. Twarz Wagnera była zdecydowanie zbyt blisko. Odskoczył jak od oficera. Jeszcze by brakowało by spalił się rumieńcem albo jeszcze gorzej. Nie rozumiał dlaczego zawsze najbardziej na niego działała pewna bezpośredniość i brutalność, na którą większość osób mających z nim do czynienia, nie mogła się odważyć ze strachu i niepewności.
    - Właściwie to nie bardzo. - odparł, wygładzając bluzę munduru. - Wywoływaliśmy zdjęcia z mikrofilów. Agent Z-3 spisuje się bardzo dobrze. Znamy ruchy wrogich wojsk i ich najbliższe plany manewrów. Miałem racje co do przerzucania piechoty na północ. Omijają góry i tereny niewygodne do ruchów pieszych wojsk. No i ładują się prosto pod lufy naszej artylerii. Bardzo głupi manewr bo odsłaniają całe lewe skrzydło. - znów potarł oczy. - Nie ma czasu na pisemny raport. Rozkazy musi pan - zwrócił się do Kellera - rozesłać w ciągu godziny, bo nie zdążą przygotować dział. Kurt Barun udzieli wszystkich szczegółowych informaji, dotyczących pozyskanych zdjęć i tego co na nich jest. A ja potrzebuje krótkiej wizyty u lekarza... Te chemikalia mnie wykończą w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Strzelił obcasami, raczej z uprzejmości niż obowiązku. Wyszedł wraz z Wagnerem.
    - Sam trafię. - mruknął. - Już to przerabialem. Nie wiedziałem, ze dziś przyślą taśmy. Gdybym wiedział wyszedlbym wcześniej na przepustkę. Zawsze te chemikalia podrazniaja mi oczy. Doktorek na pewno ma atropone. Zwykle pomaga.
    Szedł obok Wagnera dość szybkim krokiem. Widać bylo, ze oficer starał się jak najszybciej odstawić kryptologa pod kwaterę lekarza.
    - Od czasu do czasu musze odpoczywać od tej twierdzy. To wszystko jest bardzo męczące. Mój mózg jest zmęczony, a jeśli wszystko ma działać na najwyższych obrotach, musze się odprężyć od czasu do... - nie dokończył zdania, gdyż potknął się o dywan i poleciał w przód jak długi. Uderzył twarzą w dywan. Coś chrupnelo i poczuł krew w nosie. Usiadł i dotknął twarzy. Nos chyba nie był złamany ale krew się lała solidnie. Ściskam skrzydełka nosa by powstrzymać krwawienie.
    - Marna z pana pomoc, pani Wagner - burknął. Cale szczescie, ze nie widział twarzy Wagnera, bo jego uśmieszek zapewne by mu się nie spodobał

    OdpowiedzUsuń
  32. Usiadł na leżance i pozwolił przebyć swoje twarz i oczy. Po kilku kroplach atropiny ból i opuchlizna zaczęły znikać a obraz świata wyostrzał się.
    - Takie rozkazy. Osobisty nadzór to osobisty nadzór. Nie moge złamać rozkazu służbowego tylko dlatego, że bolą mnie oczy. - odparł z westchnieniem. Każdy żołnierz musiał słuchać rozkazów. Constantin nie był wyjątkiem. Mimo, że jego sugestie czasem brzmiały jak polecenia, to i tak ostateczne decyzje podejmowali szefowie i generałowie. On miał przedstawić tylko najlepszy możliwy scenariusz.
    - Nie lubię tej twierdzy. Nie znoszę przebywać w tych murach. To jak więzienie. Wiecznie tylko żądają wyników. Szkoda tylko, że nikt z nich nie wie ile wysiłku to wszystko kosztuje. Zupełnie jakbym dostawał wszystkie odpowiedzi na talerzu. - prychnął. Siedział tak długo, aż z nosa przestała lecieć krew. Dostał dwa zastrzyki z witaminami, prosto w tyłek i już mógł wychodzić.
    Właściwie to stracił ochotę na wizytę w mieście. Wciąż piekły go oczy, a te zastrzyki chyba miały domieszkę leków nasennych, bo ledwie doszedł do swojej kwatery. Zdjął mundur. Na czarnym materiale ślady krwi było właściwie niewidoczne, ale czuł słono-rdzawy zapach. Powiesił mundur wraz z koszulę na wieszaku, a wieszak na drzwiach od zewnętrznej strony. Kiedy ordynans tego piętra będzie przechodził, zabierze wszystko do prania. Całe szczęście, że miał drugi mundur na zmianę, chociaż ten drugi był bardziej galowy a wyszyte oznaczenia dużo bardziej zwracały uwagę.
    Usiadł na łóżku. Właściwie jeszcze powinien być w podziemiach i pracować. Tylko, że jak mówił Wagner, nie jest tu najważniejszy. Przeżyją bez niego.

    OdpowiedzUsuń
  33. Obudził się rano, gdy ktoś bez najmniejszej litości, pukał a raczej walił do drzwi. Zwlekł się z łóżka. Wzrok wyostrzył się a gałki oczne przestały palić żywym ogniem. Wciągnął spodnie na tyłek i otworzył drzwi tak silnym i energicznym ruchem, że ciężkie skrzydło nieco wytrąciło go z równowagi, ciągnąc za sobą swoim ciężarem.
    - Czego? - burknął. Młody kapral wyprostował się nagle, strzelając obcasami. Chyba nie takiej reakcji się spodziewał.
    - Wzywają pana do centrali. Coś się wydarzył.
    Constantin zmarszczył brwi. Cóż takiego mogło się wydarzyć, że wysłali po niego jakiegoś kmiotka?
    - Zaraz będę.
    Zamknął kapralowi drzwi przed nosem. nie przyniesiono jeszcze jego munduru z czyszczenia. Wyszarpał z szafy mundur, który zakładało się na specjalne okazje. Było może zbyt elegancki ale trudno. Tutaj nie bywał na przyjęciach, na kórych mógł się chwalić idealnie dopasowanym mundurem i błyszczącymi odznaczeniami.
    Zbiegł spo schodach zabinając w drodze guziki. Wpadł do pomieszczeń nasłuchowych,
    - coś się tak wystroił? - sytał Kurt, unosząc brew.
    - Czekam aż mi mundur wypiorą. Wczoraj miałem mały wypadek. Co jest?
    - Nowe meldunki... Właśnie odszyfrowałem. Mówią o nas. O konieczności zbombardowania twierdzy i o tym, że stanowimy niebezpieczeństwo. Nawet obawiają się, że niedługo rozszyfrujemy ich meldunki. - parsknął Kurt. Winckler usiadł obok kolegi.
    - Skad wiedzą co się dzieje w twerdzy? - sytał bardziej siebie niż Kurta czy Ingrid.
    - To jest dobre pytanie... Nawet nasza obsługa tutaj nie wie wszystkiego. Mogą się domyślać... ale pewności nikt z nich mieć nie będzie.
    - Zatem skąd? - Constantine podrapał się po czubku głowy. - Nie podoba mi się to...

    OdpowiedzUsuń
  34. Winckler doszedł do dwóch wniosków: albo sprawa była poważna i należało się denerwować, albo chcieli ich nieudolnie wystraszyć. Był niemal pewien, że chodzi o tą drugą opcję. Jednakże ze względu na swoje obowiązki, przesłał wiadomość dalej i przekazał ją wyższym oficerom w zamku.
    Właściwie wymusił przepustkę od Kellera, gdyż akurat Wagner był czymś zajęty. Keller zrobiłby wszystko byleby się tylko pozbyć chociaż na chwilę jego męczącego marudzenia.

    Kierowca zostawił go tam gdzie zwykle.
    -Masz już wolne. Sam wrócę.
    - Jak wolne?
    - Normalnie. Będę cie potrzebował pewnie dopiero jutro po południu. Zabaw się trochę. Samochód możesz tu zostawić przecież. Do Twierdzy jest blisko. - uśmiechnął się mówiąc to. Radość na twarzy szeregowca była całkiem miłym widokiem. Podejrzewał, że ten żołnierz z wdzięczności będzie go krył, gdy nadejdzie taka potrzeba a prędzej czy później zapewne się pojawi.

    Gospoda, piwo, obiad i ciężki papierosowy dym. A potem znów piętro, okno, dach i ciasny pokój na poddaszu sąsiedniego budynku. Potrzebował adoracji, bycia pieszczonym i oglądania tego zachwytu w oczach innego mężczyzny. Teraz nic inneg nie miało znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ściskał palcami trzon nosa i wewnętrzne kąciki oczu tak mocno, że aż pod zamkniętymi powiekami przelatywały mu różnobarwne wzory i dziwne kształty. Czuł narastającą z bezsilności wściekłość.
    Ten wieczór, ledwie dwa dni wcześniej był katastrofą. Musiał mieć głupawy wyraz twarzy gdy do pokoiku, w którym właśnie przebywał ze swoim męskim obiektem seksualnym, wtargnął Wagner i niejako przyłapał go na gorącym uczynku. Za to, oficerowi groziła w najlepszym przypadku śmierć w wyniku "wypadku" lub możliwość popełnienia samobójstwa. Ale Constantin bardzo lubił oddychanie i inne zalety życia. Dlatego grzecznie milczał gdy Wagner zabierał jego zapalniczkę jako "dowód" a potem bez mrugnięcia oka, wpakował kulką w łeb jego towarzysza. Grzecznie milczał też, gdy siedząc już z Wagnerem w twierdzy na ławce w ogrodach, wysłuchiwał jego propozycji, na którą musiał się zgodzić.
    Życie albo śmierć. Innych opcji nie było.
    Zatem teraz mógł pochwalić się iż był nie tylko specem od szyfrów, genialnym analitykiem i człowiekiem obdarzonym niezwykłą inteligencją ale także przyłapanym na zakazanych praktykach zboczeńcem i współpracownikiem szpiega i zdrajcy Rzeszy. Gorzej być nie mogło...
    Chociaż w sumie mogło i było.
    Wagner kazał mu zmylić pościg za radiostacją. To nie było trudne. Po prostu nagle aparaty namierzające przestały natrafiać na sygnał.
    A teraz meldunki z frontu zaczynały być coraz gorsze. Rosjanie byli blisko. Bardzo blisko... Oddziały Niemieckie zaczęły się przemieszczać i przegrupowywać. Wraz z Kurtem nanosił na mapy wszystkie informacje z frontu.Nie wyglądało to dobrze. Ale Niemcy mieli dobrych dowódców. Oni wiedzieli jak i gdzie się przemieścić. Problem polegał na tym, że wszystkie meldunki przechodziły przez Constantina i Kurta. A w końcu trafiały do Wagnera.

    - Koniec na dziś. Zaraz padnę ze zmęczenia - narzekał Kurt, przeciągając się. - Chyba niedługo zechcą nas przenieść gdzieś bardziej w głąb Rzeszy.
    - Może. - odparł Constantin. - Idź spać. Ja dokończę.
    - Jesteś pewien?
    - Jasne. To tylko kilka minut. Dobrej nocy. - odprowadził Kurta spojrzeniem. Lubił go. Na prawdę go lubił. Odczytał ostatnie meldunki i nakreślił na mapie kolejne strzałki. Do jutra nic się pewnie nie zmieni. Przeciągnął się. Plecy bolały od ciągłego pochylania nad mapą. Odwrócił się by wejść po krętych schodach i iść na spoczynek. Westchnął głęboko. Nie słyszał kiedy Wagner wszedł.
    - Czego chcesz? - mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  36. Drażniła go ta bezpośredniość i to że Wagner w ogóle go dotykał.
    Prychnął w pogardzie.
    - To nie będzie proste. Bez maszyny szyfrującej niewiele się da odczytać. - mruknął. - Rdzeń zabiera oficer dowodzący ochroną twierdzy, w tym przypadku Lange.
    Przełknął głośno ślinę. Wciąż nie wierzył, że tak łatwo dał się przyłapać i wrobić w tę "misję".
    Meldunki z frontu, rozkazy, tajne informacje, które udało im się przechwycić razem z listą niemieckich szpiegów w Rosji, Ameryce, Anglii i Francji były w jego posiadaniu i on jako najwyższy stopniem wśród analityków, był za nia opowiedziany. Przez krótką chwilę wahał się, czy za cenę własnego życia jest gotów zdradzić swój kraj i tych, którzy narażając swoje życie z nimi współpracowali.
    Za bardzo chciał żyć by się teraz rozczulać nad tymi, których nigdy nie widział i pewnie nigdy nie pozna. Ale to też nie znaczy, że nie może nic na to poradzić...
    - Dobra. - mruknął w końcu, gdy już bliskość i zapach Wagnera stawały się nie do wytrzymania. - Zrobię to... A teraz spadaj.
    Najbardziej drażniła go bezsilność związana z tym, że Wagner mógł od niego żądać wszystkiego. Równie dobrze, mógł teraz rozpiąć spodnie i wepchnąć mu fiuta do ust. A Constantin posłusznie wykonałby polecenie. Ten brak kontroli nas wlasnym losem i możliwościami był zabójczy dla jego umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  37. Uderzenie w ścianę wycisnęło powietrze z płuc. Ledwo zdążył go nabrać nim Wagner zacisnął palce na jego szyi.
    Naplułby mu w twarz gdyby miał czym. Nie miał zamiaru zwierzać się temu łajdakowi. Panował wypierać z pamięci wszystko to co się stało, gdy tylko wsiądzie do ciężarówki i odjedzie daleko stąd.
    Zacisnął zęby, milcząc dalej. Wdawanie się w dyskusje z takimi przeciętnymi ludźmi było pozbawione sensu, zwłaszcza w takich okolicznościach. Chociaż cisnęła mu się na usta bardzo piękna i cięta riposta.
    Odczekał kilka chwil. Wsłuchiwał się w ciszę, upewniając się że jest sam.
    Wprowadził kombinacje do sejfu. Ciężkie drzwi zaskrzypiały cicho gdy je otwierał. nie było to proste. Cały sejf był misterną konstrukcją, która oprzeć się mogła temperaturze ponad 300 stopni, wybuchom, łomom, zalaniu i innym znanym sposobom otwierania i niszczeniu sejfów.
    Wybrał jedno z pudełek, opatrzonych długim numerem.
    Dane najważniejszych kolaborantów.
    Wybrał kolejną i tę najważniejszą - Listę szpiegów
    Otworzył oba pudełka. Przysiadł do maszyny do pisania. Rozglądał się co chwilę w panice, upewniając się że jest sam. Przyglądał się zdjęciom szpiegów. Zapamiętywał ich twarze, nazwiska, stopnie i miejsca pracy. Kilku w nich musiał poświęcić, więc dane najmniej w jego ocenie istotnych pozostawił. Innym podmienił zdjęcia na fotografie kolaborantów z Polski i Francji. Wsunął do maszyny kartę i zmienił kilka szczegółów w danych. Pomieszał karty w oby teczkach tak, by rozpoznanie opisanych w nich osób było niemal nierealne.
    Zamknął pudełka i umieścił je z powrotem w sejfie.

    Wrócił do swojego pokoju i padł w ubraniach na łóżko. Czegoś mu brakowało. Może kogoś komu mógłby się zwierzyć? Alb po prostu kogoś kto by na niego czekał w pokoju? Chociaż w tych okolicznościach lepiej by w pokoju nikogo nie było... Zwłaszcza Wagnera.

    OdpowiedzUsuń
  38. Zerwali go z łóżka w dość brutalny sposób.
    - Rozkazy. - powiedział jeden z żołnierzy, wręczając mu złożoną kartkę.
    Constantin przetarł oczy.
    - Co? - spytał nieprzytomnie.
    - Rozkazy. Mamy się przygotować do ewakuacji maszyn i dokumentów. Pan i inni szyfranci zostaniecie przewiezieni dzisiaj.
    Winckler pokiwał głową. Rozłożył papier i przeczytał kilka wypisanych na nim zdań. Nic skomplikowanego. Tego się właściwie spodziewał ale nie tak wcześnie. Wyglądało na to, że nikt nie chciał ryzykować, zwłaszcza że amerykanie również nie próżnowali.
    Żołnierz wyszedł, dając mu chwilę na ubranie i spakowanie. Obmył się i włożył czysty mundur, dostarczony niedawno z czyszczenia. Wrzucił do walizki to co było ważne a to co najważniejsze umieścił w przepastnych kieszeniach bluzy i spodni.
    Oddał walizkę żołnierzowi, czekającemu przy drzwiach i udał się do głównego pomieszczenia szyfrantów, w podziemiu. Liczył na to, że nie trafi na Wagnera oraz że konkretnie ten oficer zostanie dłużej w twierdzy aby zabezpieczył tyły i dopilnował by wszystko co trzeba zostało zniszczone. Wtedy miałby luksus podróżowania bez niego i nadziei że nigdy się już nie spotkają.
    Kurt ze zmęczonymi oczami, czekał już na niego wraz z Inger, Astrid oraz szanowanym panem Lange, który wydawał się bardzo zniesmaczony tym że musi czekać. Dwaj żołnierze czekali przy dużej drewnianej skrzyni ustawionej przy sejfie.
    - Dokumenty też? - spytał Winckler, darując sobie nudne przywitania i pozdrowienia.
    - Wszystko. Poproszę o kombinacje do sejfu. - powiedział Lange, mrużąc oczy. Constantin podszedł do stalowej skrzyni. Kilkukrotnie zginał i rozprostowywał palce by je trochę rozruszać. Potem ostrożnie zaczął przekręcać kółko z kombinacją.
    Pociągnął za klamkę. Drzwi sejfu były tak samo ciężkie jak poprzedniego wieczora. Nie pozwolił nikomu dotknąć teczek i pudełek. Spakował skrzynie wraz z Kurtem. Musiał wiedzieć gdzie co leży. Dodatkowo opisał skrzynie prostym numerem.
    Potem zaczeli pakować inne dokumenty. Łącznie zapakowali osiem skrzyń samych papierów. Kolejna skrzynia to dwa przenośnie urządzenia szyfrujące, z których rzadko korzystali.
    Gdy to już było gotowe, razem z Kurtem i Astrid zaczęli rozmątowywać główne maszyny szyfrujące. Ostrożnie wydobył bębny, umieszczając je bezpiecznie w przeznaczonych do tego pudełkach.
    - Długo jeszcze? - niecierpliwił się Lange, oprawiając co chwilę skórzane rękawiczki.
    - Ma być szybko czy porządnie? - prychnął Winckler. - Mogę to wszystko wrzucić do skrzyni jak leci. Tylko potem nikt nie będzie potrafił tego zmontować z powrotem.
    Lange westchnął, poddając się. Constantin zastanawiał się skąd ten nagły pośpiech. Z meldunków wynikało, że mają jeszcze kilka dni nim alianci albo ruscy dotrą w te okolice i odetną drogę ucieczki. Chyba że jakieś pojedyncze nieduże oddziały ruszyły przodem. Tego mogło nie być w meldunkach.

    OdpowiedzUsuń
  39. Czuł dziwną satysfakcję. Możliwe ze już niedługo będzie bezpieczny - on i jego tajemnica.
    Upewnil się, że skrzynie i pudełka sa odpowiednio zabezpieczone. Był ciekaw gdzie ich przeniosą. Oby tylko bliżej domu. Miloby było dowiedzieć się czy stary dwór jeszcze stoi.
    Lange przyglądał się poczynaniom analityka jakby chciał się upewnic, ze wszystko idzie zgodnie z planem.
    - mowie ci. Rozstrzelaja nas przy pierwszej okazji - jęknął Kurt, laduąc się na pake ciężarówki. - Takich jak my od razu zabijają. Tak jak snajperów .
    - Pierdolisz. - odpadł Constantin, sadowiac się tuż przy dużej skrzyni. - wszyscy potrzebują takich jak my. I ruscy i Anglicy i Amerykanie. Do nas nie będą chcieli strzelać.
    Kurt mu chyba uwierzył. Wyraźnie się uspokoił. Pomachali dziwczyną, które wsiadały do ciężarówki obok.
    - to nie sprawiedliwe. - mruknal Kurt. - tez chce jechać z dziewczynami.
    - Ale jedziesz ze mną. Mogło być gorzej. Mogłeś jechać z Wagnerem sam na sam - zażartował.
    - wtedy sam bym się odstrzelil. Ten człowiek mnie przeraża...
    - nie tylko ciebie. - odparl Constantin polglosem.
    Padło kilka komend i samochody ruszyły. Wielkie kola szuraly po drodze. Mineli miasto i zanurzyli się w las. Winkler starał się czytać ale przez podskakiwanie pojazdu na nieruwnosciach litery skakaly mu przed oczami. Im dalej od twierdzy tym bardziej czuł się wolny.

    OdpowiedzUsuń
  40. Jechali dobre kilka godzin. W pewnej chwili ponad warkot silników i trzeszczenie naczepy ciężarówki, wybił się szum wody. Kolumna zatrzymała się na niedużej polanie, tuż przy rzece. Żołnierze zeskoczyli z pojazdów, by upewnić się, że teren jest bezpieczny.
    Winckler z ulgą zeskoczył na ziemie. Odrętwienie nóg po kilkugdzinnym siedzeniu w tej samej pozycji przerodziło się już w ból. Przeciągnął się. Miejsce, w którym się zatrzymali z jednej strony ogarniczone było rzeką, na oko dziesięciometrowej szerokości. Trudno było określić jej szerokość, ale nurt był na tyle silny, że Constantin wolał nie podejmować próby jej forsowania. Zdziwiło go to, że do na takie odludzie poprowadzono drogę. Jednak zdziwienie ustąpiło gdy tylko dostrzegł zamaskowaną bramę. Lange uporał się z zamkiem i już po chwili brama stała otworem. Tunel, wydrążony w litej skale nie mógł być dziełem natury. Winckler upewnił się w tym gdy tylko weszli w mrok tunelu. Smród rozkładających się zwłok był mdlący i obrzydliwy.
    - Mieliście wyrzucić to do rzeki. - warknął Lange.
    Przełknął ślinę, starając się pozbyć tego odoru, który wydawał się mieć już smak. Obserwował w milczeniu jak żołnierze wynoszą zwłoki z głębi tunelu. Pasiaki bezsprzecznie świadczyły o tym, kim byli. Najwidoczniej z pobliskiego obozu brano robotników do drążenia tunelu a skoro wykonali już swoją pracę, nie byli potrzebni. Jedno po drugim, ciała lądowały w rzece. Woda obracała nimi kilkukrotnie nim porwała ich ze sobą. Wincklerowi zrobiło się dziwnie smutno. Wiedział dobrze co dzieje się w obozach dla żydów i innych podludzi. Nie mógł tylko tego pojąć. Wojna to wojna. Żołnierz strzela do żołnierza. Ale znęcanie się i mordowanie bezbronnych cywili było dla niego czymś całkowicie pozbawionym sensu. Zerknął na Kurta. Jego przyjaciel robił wszystko by tylko nie patrzeć w stronę zwłok.Znał go na tyle dobrze by znać jego opinie w tej sprawie. Marnowanie ludzkiego życia, jego potencjału i intelektu było nielogiczne i bezsensowne.
    - Pakować!
    Usłyszał rozkaz Langego. Na ciężarówku, obok dokumentów i sprzętu, zaczęto układać dodatkowe skrzynie. Sądząc po ich wadze i rozmiarach, były to cenne ładunki: obrazy, rzeźby, biżuteria i inne ciekawe dobra. Ale to nie jego sprawa.

    ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ***

      Świat wybuchł serią różnych barw. W uszach słyszał tylko przeciągły pisk. Leżał na ziemi. Usiadł powoli, rozglądając się na boki. Przez dłuższą chwilę nie wiedział gdzie się znajduje. Wokół niego coś się działo. Biegali jacyś ludzie, coś krzyczeli... Coś jakby... strzelali?
      Zmarszczył brwi. Coś ciepłego ciekło mu po twarzy. Dotknął palcami czoła i odkrył, że to krew. Gdy spróbował wstać, zauważył też że boli go bark. Stanął na nogach. Jakaś rozsądna myśl, jakiś głos podpowiadał, że jest w szoku. Tuż za nim ktoś coś krzyknął. Nie rozróżnił słów. Ale chwilę potem oberwał czymś ciężkim w skroń i znów zapadła ciemność.
      Ocknął się. Teraz świat był wyraźny a ból w skroni i w barku stał się trudny do zniesienia. Przez chwilę leżał nieruchomo na plecach. W zasięgu jego wzroku byli jeszcze dwaj niemieccy żołnierze. Związani.
      Ktoś szarpnął go za mundur i poderwał do góry. Ukląkł, tak jak życzył sobie tego rosyjski żołnierz. Dopiero teraz mógł się rozeznać w sytuacji. Czekali pod miastem na resztę oddziału. Doczekali się w końcu, ale nie tego oddziału co trzeba. Rosjanie pojawili się znikąd. Nieduży oddział, ale na tyle sprawny by stanowić silny opór. Nigdzie nie widział Kurta ani dziewcząt. Poznał siedzących obok, również związanych żołnierzy. Wygląda na to, ze się poddali by ocalić życie. Może to dobra decyzja...
      Spomiędzy budynków wyszedł jakiś rusek. Sądząc po szacunku jakim darzyli go inni i po dużo lepszym ubraniu, był to ich dowódca. Mężczyzna nie obdarzył jeńców nawet spojrzeniem. Bardziej interesował się skrzyniami, które przynosili jego ludzie. Podszedł do jednej z nich i poklepał surowe drewno dłonią.
      - Otworzyć! - rozkazał.
      Winckler zmuszony był nauczyć się pisać i rozumieć napisane po rosyjsku słowa, ale mówienie w tym języku stanowiło dla niego wyzwanie. Nie potrafił wymówić dźwięków, które przedstawiały znaki. Znał znaczenie napisanych słów, le gdyby ktoś zwrócił się do niego z tymi samymi słowami, nie zrozumiałby nic. Trudno było nauczyć się języka, którego nigdy się nie słyszało. Znał do słownie kilka słów. A widząc co robią ci kretyni, wykorzystał całą swoją znajomość tego plugawego dialektu.
      - Nie strzelaj do skrzyń, ścierwojadzie! - wrzasnął, gdy jeden z żołnierzy już przymierzał się do odstrzelenia kłódki. W tych skrzyniach były jego cenne urządzenia! Każde, nawet drobne uszkodzenie mogło zniweczyć ich działanie. Żołnierz zamarł. Jego spojrzenie wraz ze spojrzeniem dowódcy, skierowało się w stronę jeńców.
      - On gada po naszemu!
      - A to sprytna szwabina. - zaśmiał się oficer. - Do wagonów ich. Na Syberii odechce mu się plugawić naszego języka.

      Usuń
  41. Czuł głód. Od tygodnia niemal nic nie jadł. Tory wydawały się nie mieć końca. Dudnienie pociągu stało się codziennością. W krótkich chwilach postoju, cisza była nie do wytrzymania. Otrzymał płaszcz, jakiś sweter, szalik i mocno zużytą czapkę uszankę. Wolał się nie zastanawiać do kogo należały te rzeczy wcześniej. W jednej z kieszenie znalazł ledwie już wyraźne zdjęcie młodej kobiety.
    "Zawsze twoja, Lotta 19 maja 1941"
    Ciekawe czy poczuła gdy jej mężczyzna umierał?
    Podobno gdy uczucie łącząc dwoje ludzi jest wystarczająco silne, odczuwa się takie rzeczy. Wzruszył ramionami chowając zdjęcie do kieszeni. Nie wierzył w takie rzeczy. Nie wierzył w przeznaczenie, eteryczną magiczną miłość i inne sprawy, których nie można było udowodnić. Według jego umysłu świat składał się z cząstek i te cząsteczki, bez względu czy to chemiczne zmiany w mózgu czy twarda stal, decydowały o życiu, śmierci i przeznaczeniu.
    Jego towarzysze wydawali się już poddać. Siedzieli milczący, godząc się z własnym losem i tym, że przyjdzie im umrzeć w chłodzie, mając za panów takie podistoty jak rosjanie.
    Każdej nocy robiło się coraz chłodniej. Lekki szron zaczął ozdabiać ściany wagonów a z ust wydobywała się para. Kładli się na starej słomie coraz bliżej siebie by wzajemnie się ogrzewać. Mimo to zwykłe mundury i zimowe płaszcze wojsk niemieckich nie były w stanie ich ochronić przed tak niską temperaturą.

    ***

    Ucieczka z tego obozu nie była skomplikowana, ale właściwie była bezsensowna. Wokół panował mróz. Śnieg, lód i pokraczne iglaste drzewa rozciągały się aż po horyzont. Nie wiedzieli gdzie są i jak długo trzeba iść by trafić na jakąś cywilizację. A nawet jeśli trafiliby na miasto, byliby tam sami rosjanie, którzy na pewno w niczym by im nie pomogli. Bez środka transportu, map, broni i jedzenia byliby skazani na śmierć. Wszyscy o tym wiedzieli.
    Dla tak zdyscyplinowanego narodu, zorganizowanie i dostosowanie się do nowgo miejsca nie było trudne. Mimo głodu i strasznego mrozu, mogli pracować na tyle wydajnie by zarobić na dodatkową porcję jedzenia i jakąś dodatkową szmatę. Ich głównym zadaniem była wycinka drzew. Winckler uważany był za osobę niezbędną do prac. Analityk przechadzał się między drzewami, wybierając te, które trzeba ściąć i w którą stronę powinny upaść by swoją masą zwalić chociaż jeszcze jedno drzewo. Do tego został nadwornym architektem kolejnych baraków, które musieli budować dla następnych jeńców, których przybywało. Każdego dnia tracili kolejnego ktoś umierał. Ale teraz, w tym miejscu wszyscy tracili powoli zdolność odczuwania emocji i empatii. Chcieli żyć.
    Constantin zdjął buty i wyciągnął nogi w stronę rozgrzanego małego piecyka na drewno. Podgrzewali na tej kozie wodę by zaparzyć zioła.
    Nie umiał określić ile czasu minęło, ile dni czy tygodni. Świat za ogrodzeniem przestał istnieć. Czasem zastanawiał się, czy kiedykolwiek wróci do domu, ale zwykle nie miał na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
  42. Małym ogryzkiem ołówka zmarzniętymi palcami rysował kolejne linie i cyfry na kawałku deski. Tutaj nie używano papieru. Ta ruska hołota w większości przypadków nie potrafiła ani czytać ani pisać, a co za tym idzie, gardzili tą tajemną sztuką magiczną. Wincklerowi udało się zlokalizować jednego pokrakę, który potrafił odczytać "krzaczki" i z nim ćwiczył wymowę. Wszystkim tu doskwierała nuda, nawet strażą. Teraz mógł pochwlić się jakąś znajomością tego języka komuchów.
    Przyłożył czubek ołówka do języka by nieco zwilżyć grafit. W tym chłodzie nawet tak proste urządzenia przestawały działać.
    Nagle poczuł ciężką łapę na ramieniu. Wzdrygnął się mimowolnie.
    - Do komendanta! - warknął mu do ucha jeden z żołnierzy. - Biegiem!
    Constantin westchnął i odwrócił się do owego wysłannika w jedwabiach.
    - Jestem zajęty. Zaraz przyjdę.
    Wiedział, ze pogrywa sobie z tym cżłowiekiem a nie powinien tego robić. W końcu to on był więźniem, chociaż chyba najbardziej użytecznym wśród wszystkich tutaj. Nim żołnierz zdążył nabrać powietrza by dalej wrzeszczeć, Constantin odszedł dwa kroki by oddać tabliczkę koledze.
    - Tu są plany kolejnego budynku. Nic nadzyczajnego ale powinno się trzymać. Nie jestem architektem. - powtórzył to co zawsze mówiił przy okazji przekazywania koejnego szkicu budynku. Potem wrócił do żołnierza, który zaczął go przed sobą brutalnie popytać by tylko go popędzić w drodze do komendanta.

    Constantin uniósł brew. W pierwszej chwili nie poznał go w tym ruskim mundurze. Usiadł, nie spuszczając z niego wzroku.
    - A już sądziłem, ze ten imbecyl znów potrzebuje kogoś kto mu policzy jeńców w łagrze. - fuknął z niesmakiem. - Liczyłem, ze nie będziemy już musieli siebie oglądać. Jesteś nie tylko szpiegiem ale i oficerem obcego wywiadu. Cienki ten nasz wywiad, skoro cie nie wykrył wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Jeszcze nie udało wam się tego złożyć? Właściwie nie ma co się dziwić... Komuchy to idioci. Z resztą to doskonale tu widać. Samo to, że wy wszyscy jakimś cudem, myślicie obniża poziom inteligencji całej tej okolicy i kontynentu.
    Nie chciał tu być. Był przemarznięty. Jednak najgorsza była nuda. Wykańczała go stagnacja umysłowa. Nauka języka była jedyną rozrywką, ale i to dobiegało końca. Zgadzał się już na wszystko, byle tylko nie siedzieć bezczynnie. Wiele razy można było spotkać go kopiącego bezmyślnie kawałek kłody. Tracił powoli kontakt z rzeczywistością.
    Skoro Rzesza już nie istniała, nie miał nic do stracenia. Obecnie był wygnańcem na końcu świata, bez perspektyw na powrót do dawnej pracy i zycia. Chciął wrocić na studia... Chociaż wiedział, że to mało realna sprawa. Większość profesorów i naukowców była żydowskiego pochodzenia. A reszta pewnie siedzi gdzieś w ciepłych krajach. Umysł był zbyt cenny by go marnować.
    Skrzyżował ramiona na piersiach.
    - Nie dość, że szpieg, szantażysta to jeszcze złodziej. Oddawaj. - wyciągnął rękę po swoją zapalniczkę. - Podejrzewam, że nie mogę się nie zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  44. Zerknął z niepwenością na kieliszek. To co tutaj nazywano alkoholem, było mniej więcej tym czym rozpuszczał smar w swoich maszynach szyfrujących.
    Naplułby mu w twarz ale skoro nie miał czym... Sięgnął po kieliszek i wychylił zawartość. Miał racje. Paliło przełyk i żołądek.
    Odkaszlnął.
    - Ohyda. - mruknął.
    Westchnął głęboko. Nie podobała mu się ta propozycja, ale i ak brzmiała lepiej niż konanie tutaj.
    - Dobrze. Pojadę, panie Wagner.
    Chciał wrócić do domu. Chciał położyć się w swoim łóżku, w cieple i zjeść ciasto z jabłek z ogrodu. Stara niania, przyniosłaby mu herbaty gdy rozpisywał algorytmy na zajęcia. Chciał znów móc rozmawiać z ludźmi na podobnym poziomie intelektualnym...
    - Chce swój nieśmiertelnik, zapalniczkę, zapas herbaty i stały dostęp do wrzątku. - przedstawił swoje warunki. Wiedział, że Wagner wcale nie musi ich spełniać, a nawet że nie będzie chciał ich spełnić. Ale próbować zawsze można.

    OdpowiedzUsuń
  45. Odwrócił się powoli, unosząc brew.
    - Nie zaniżaj mojego poziomu inteligencji. - fuknął. Mógłby ewentualnie spróbować ucieczki w Moskwie. Tam było najbliżej do cywilizacji. Mógłby zdobyć cywilne ubranie, a znajomość języka to wielki atut, mimo dziwnego akcentu.
    Szedł powoli po gładko wydeptanym śniegu. Ktoś coś do niego krzyknął. Jeńcy zbliżyli się do płotu, patrząc podejrzliwie, gotowi bronić swojego kolegi, który tak bardzo ułatwiał im pracę. Ale go zabrali i nikt nic nie mógł na to poradzić. Szedł pokornie przed Wagnrem, czy jak mu tam teraz było, przeklinając w myślach każdy najmniejszy płatek śniegu, który tworzył tę mroczną dolinę. Nie posiadał żadnych osobistych przedmiotów. Właściwie gdyby nie to, że i strażnicy i inni współwięźniowie nabrali do niego pewnego szacunku, umarłby tu już dawno temu. Jednak użyteczne zwierzątka, które znają fajne sztuczki trzeba utrzymywać przy życiu.
    Władował się razem z tym zdrajcą na pakę ciężarówki. Stacja kolejnowa oddalona była od obozu o kilka minut jady. Jeńcy przebywali tę trasę pieszo, w śniegu. Teraz mógł się uważać za szczęściarza.
    Schował dłonie w rękawy i siedział, milcząca wpatrując się w deski stanowiące podłogę.
    - Macie Kurta? - spytał, jakby to była najwazniejsza informacja tego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Dla mnie... - mówił wolno i wyraźnie w języku barbarzyńskich słowian. - ... wszyscy są głupi. Bez względu na rasę, pochodzenie, płeć i kulturę.
    Potem zamilkł. Gdy usłyszał odległy gwizd pociągu, poczuł się tak jakby właśnie wynurzył się z głębokiej wody. Jakby się dusił a ktoś podał mu trochę świeżego chłodnego powietrza. Przez kilka chwil nie mógł zaczerpnąć oddechu, kaszlał aż w końcu jego ciało uspokoiło się, Jak dobrze, że mógł w końcu opuścić to miejsce, tych ludzi i ten chłód.
    Pociąg zatrzymał się na stacji, wyrzucając z siebie kłęby pary.
    Wsiadł do wagonu, wcale nie przypominającego tego w którym tu przyjechał. Własciwie nie powinien się dziwić. Po tym co się działo podczas wojny, nie spodziewał się lepszego traktowania. Był nawet nieco zaskoczony, że nie zrównano jeszcze z ziemią Niemiec i nie wybito wszystkich mówiących w tym języku.
    Usiadł na ławie i obserwował Wagnera uważnie. Nie musiał mówić. Od kilku miesięcy, czy ile tam minęło w tej zakazanej mroźnej krainie, niewiele mówił. Teraz był jak przestraszone zwierzątko, gotowe zerwać się do ucieczki przy każdym zbyt gwałtownym ruchu.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Czasem nawet mi się zdarza, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Nie ma sensu marnować śliny na słowa bez zbeczenia.
    Czuł się największym przegranym tej wojny. Bał się śmierci ale najbardziej bał się bezsilności, którą odczuwał każdego dnia w na tym piekielnym pustkowiu.
    Jaką cudowną myślą było wspomnienie czasów studiów a potem pracy. Może i teraz mu się to uda. Może będzie mógł normalnie pracować... Chociaż byli to wrogowie Rzeszy, ale Rzeszy która już nie istniała.
    Przymknął powieki. może teraz udałoby mu się zdrzemnąć, dopóki usypia go turkot pociągu. Będzie teraz bliżej wolności. Może dostanie jakieś przywileje?
    Czuł się słaby fizycznie. Mimo tego, że ciężka praca wzmacniała jego mięśnie, chłód i głód pożarł każdy kawałek tkanki tłuszczowej. Był chudy ale silny. Zasady działania procesów biologicznych zawsze stanowiły tajemnicę.
    Zdjął z głowy czapkę. Miał dużo dłuższe włosy niż ostatnio. Tym razem nie były schludnie ułożone jak jak zwykle w twierdzy. Rosjanie wszystkich ich ogolili na łyso, a więźniowie po długości włosów oceniali jak długo siedzieli w tym przeklętym miejscu.
    Zerknął na swojego rosyjsiego towarzysza.
    - Gapisz się... Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  48. - Nie wiem czy mam być zaszczycony tym, że raczyłeś mnie zapamiętać czy raczej się obawiać tego, że raczyłeś mnie zapamiętać.
    Większość życia miał problem ze snem, jednak odkąd trafił w to zapomniane przez Boga miejsce, nauczył się spać na zawołanie.
    Zamknął oczy.
    Śniła mu się długa aleja kwitnących jabłoni i wiśni. Białe i różowe kwiatki tańczyły na lekkim wietrze. Gdzieś z oddali dobiegł go dziecięcy śmiech. Głosy zmieniały się, obniżały się aż zaczęły przypominać zniekształcone okrzyki, bardziej strachu niż radości. Usiadł w wysokiej trawie. Zobiło się chłodniej. Pojawiły się pierwsze płatki śniegu.
    Otworzył oczy. Turkotanie pociągu nie ucichło. Trudno było określić jak dużo czasu minęło, jednak powietrze w wagonie wydawało się dużo cieplejsze.
    Zerknął na swojego towarzysza. Nic dziwnego, że Rzesza przegrała wojnę, skoro w szeregach jej oficerów byli tak bezczelni szpiedzy.

    OdpowiedzUsuń

  49. - Byliście w Auschwitz? - spytał po kilku długich chwilach milczenia. Chyba liczył na to, a może tylko miał nadzieję, że zdążyli tam i jeszcze w kilka innych miejsc, wkroczyć nim wszystko zostało pochowane pod tonami popiołów. Chyba to dręczyło go najbardziej. Wielokrotnie wracał myśliami do czasów sprzed wojny, do swojego ukochanego uniwersytetu, do małych zatłoczonych kawiarni, w których spotykali się intelektualiści i w której po raz pierwszy utonął w oczach pewnego poety... Znał wielu żydów. Jego rodzina od niezliczonych pokoleń oddawała zegarki do naprawy do tej samej żydowskiej rodziny. Najpewniej już wszyscy nie żyją. Jego profesorowie, znajomi, zegarmistrz z rodziną. Jego poeta, wyznawca filozofii antycznej, który z racji dumy i przekonań nie ukrywał swoich pociągów do mężczyzn. Wojna to okropna sprawa. A wszystko to co dzieje się za jej kulisami, gdzieś na drugim planie, jest jeszcze gorsze.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Byłem ciekaw ile zostało. Czy ktokolwiek został. Czy jednak zdążyli posprzątać...
    Mógł się domyślać jak wyglądał i jak będzie wyglądać świat po wojnie. Ziemia wchłonęła tyle krwi, że jeszcze przez wiele lat będzie dawać owoce czarne i gorzkie. Tutaj, na końcu świata był nikim. Dochodził do tego wniosku za każdym razem gdy tylko próbował wniknąć w głąb własnych myśli by zająć czymś głowę. Miał wrażenie, że postarzał się o kilka lat. Przez chłód i wieczny śnieg, jego skóra stała się bardzo blada, jakby wyssano z niego całą krew.
    - Mieli z góry narzucone plany działań i scenariusze gdyby linia frontu miała się przesunąć zbyt blisko. Nie pamiętam liczb. Mi się to nie zdarza... Milion...? Coś ponad... A przesyłałem to do kwatery głównej. Przy piątej cyfrze zacząłem się wahać. Szóstą wbiłem na oślep... Ale to było dawno, kiedy dopiero zaczynali. Ale jakie to ma teraz znaczenie?
    Pamiętał dzień gdy szyfrowanym kanałem odczytał te instrukcje wraz z Kurtem. Obaj spojrzeli na siebie niepewnością. Podejrzewał, że Kurt myślał o tym samym "Gdybym był tu sam, nie przesłałbym tego dalej". Ale to była wojna. Tutaj nie ma przyjaciół ani zaufania.
    Dla niego i jego do bólu racjonalnego umysłu, zabijanie było marnotrawstwem. Taka inteligencja... Piękne umysły.
    Zsunął w końcu z głowy czapkę z futerka jakiejś padliny, znalezionej w lesie. Dobrze, że w śród żołnierzy byli czeladnicy. Dobry kuśnierz był skarbem.
    Przeczesał palcami zdecydowanie za długie jasnozłote włosy. Włosy też spaliło mu słońce. Oparł głowę o ścianę wagonu. Poczuł teraz wyraźniej wibracje kół, toczących się po zmrożonych szynach.

    OdpowiedzUsuń
  51. Wzruszył ramionami. Nie że wszystko przechodziło przez jego ręce... Tylko to co zostało dla bezpieczeństwa zaszyfrowane.
    - Już wolę zaplatać warkocz. Te wasze prospołeczne miernoty raczej skalpują niż golą.
    Zamknął znów oczy. Dopiero dotarła do niego myśl o tym, ze jest bliżej domu. Może kiedyś go wypuszczą. Może znów będzie mógł spać.
    Większość drogi spał. Budził się od czasu do czasu, ale nie był pewien czy to rzeczywistość czy wciąż sen. Osłabione od niedożywienia i chłodu ciało gdy tylko poczuło zmianę temperatury, zaczęło odpuszczać napięcie, pozwalając by dawno zapomniane wirusy i choroby wypełzły i rozlały się po ciele. Jak przez mgłę pamiętał czyjś głos. Chyba ktoś nim trząsł. Był zbyt senny my odpowiedzieć. Czas mijał jakoś inaczej. Budził się, wstawał by się przejść po wagonie a okazywało się, że śnieg zniknął. Chyba nie docierało do niego to co się dzieje. Pot ciekł mu po ciele stróżkami. Potem znów zasnął.
    Gdy znów otworzył oczy, oślepiło go sztuczne światło lampy wiszącej pod sufitem. Usiadł na łóżku, zdezorientowany. Gdzie się podział pociąg? Mieli jechać pół dnia do Moskwy. Czyżby nieplanowany postój?

    [Pewnie :) ]

    OdpowiedzUsuń