Francis Shepherd
nie wiadomo czy ma większe ego, problemy czy zapotrzebowanie na kofeinę — 21 lat — trójka rodzeństwa — rozwiedziona matka z wyleczoną depresją poporodową — niezły portrecista — relatywista — dorabia do portfela i portfolio jako bodypainter
Pozory mylą, jak i on - jego słowom lepiej nie ufać, a w oczach nie tonąć, bo niebezpieczeństwo czyha milimetry pod powierzchnią. Chce dużo, szybko i intensywnie, poszukuje ekspresji, łapie impresje, a przed trwałością ucieka. To, co ma po nim zostać, to sztuka, nią żyje, oddycha i całą wiarę w nią kładzie, jak Horacy powoli stawiając sobie pomnik. Wargi ma z nerwów zgryzione, oczy uciekające w nieba kierunku, a włosy za długie, i trudno, bo jest jak jest i lepiej nie będzie; może być tylko inaczej. Nie jest pewien czego chce, oprócz kolejnego papierosa i podążenia śladami brata, który zniknął gdzieś w świecie, a że godność ma artysty, przyznać że nie tak źle mu na swoim miejscu nie może. Regularnie ucieka, na zmianę od snu, jedzenia, ludzi i obowiązków, czasem kochając się, a czasem nienawidząc. Skrajności są mu bliskie (szczególnie na kole kolorów), a wahania dalekie, bo chwila jest teraz i nie wróci nigdy. Łapać ją trzeba wzrokiem, farbą i palcami - tymi, które mu Bóg stworzył do pędzla, i które chętnie z niego zdejmie, żeby na cudzej skórze położyć.
Objawić sztukę, ukrywać artystę - oto cel sztuki.
Isaac wpatrywał się w pana Hydesa uważnie, ale większość słów, która wychodziła z ust mężczyzny zupełnie do niego nie docierała. Sztuka użytkowa i kompromisy były jedynym, co wyłapał, a następnie pozwolił sobie na bardzo dramatyczne przewrócenie oczami i kompletne wyłączenie się. Inni studenci mogli sobie robić, co chcieli, mogli w przyszłości skończyć przy głównej ulicy, szkicując portrety albo karykatury podekscytowanych wizytą w Londynie turystów, którzy gotowi byli zapłacić za podobną usługę. Mogli produkować sztukę na zamówienie, której do prawdziwej sztuki było naprawdę bardzo daleko, ale on nigdy by się do czegoś takiego nie zniżył.
OdpowiedzUsuńNie brał na poważnie żadnych życiowych rad wciskanych im przez pretensjonalnych profesorów i jak widać służyło mu to całkiem nieźle; to już trzeci rok ignorowania ich paplaniny i robienia swojego. Kiedy zaczynał studia, był szczególnie skory do zawziętego dyskutowania z wszystkimi, którzy usiłowali narzucać mu swój autorytet, ale z biegiem czasu dotarło do niego, że wcale nie musi ich słuchać. Nie istniało chyba nic bardziej subiektywnego od sztuki, opinie nauczycieli nie mogły w żaden sposób zaważyć na tym, co tworzył.
Czerwona lampka zapaliła mu się dopiero w momencie, gdy Hydes wypowiedział słowo pary. Nie dało się ukryć, że ostatni projekt grupowy, w którym Isaac został zmuszony wziąć udział odbył się na pierwszym roku studiów i skończył tak, że Harris się od grupy zupełnie odłączył i dostał reprymendę od samego dziekana. Rzecz w tym, że wciąż nie rozumiał, czemu jakiekolwiek ćwiczenia w grupach miały służyć. Od kiedy parcie na indywidualizm było czyś złym i niepożądanym? Nie mieściło mu się to w głowie. Miał swoją własną wizję świata, której nie chciał z nikim dzielić, miał pomysły, których nie powierzyłby do wprowadzenia w życie nikomu innemu, a jedną osobą mógł się z kimś stawać w łóżku, ale na pewno nie na kanwie. Nie udało mu się nawet ukryć grymasu niezadowolenia, kiedy profesor wyczytał jego nazwisko w parze z Francisem. Nie miał nic do Shepherda, nie bardziej niż do reszty swoich znajomych z roku, ale nie uśmiechała mu się współpraca z nim. Cóż, nie uśmiechała mu się współpraca z nikim, ale jeśli już miałby sam wybierać, wziąłby kogoś, komu łatwo było narzucić swoje zdanie, a nie Francisa, który wcale z potulności nie słynął. To będzie ciekawe doświadczenie, tego był pewny.
Westchnął głęboko, przyglądając się swojemu nowemu partnerowi dość smętnie. Już wiedział, że te zajęcia nie będą należeć do jego ulubionych. Był już nawet blisko podejścia do Hydesa i powiedzenia mu, co dokładnie myśli o jego beznadziejnym pomyśle dobrania ich w pary, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie sprawi to, że będzie mógł wykonać zadanie samodzielnie. Wstał więc z miejsca i z niejakim ociąganiem ruszył w stronę blatu, na którym rozłożone były różne broszury. Stanął obok Shepherda, ale na tym kończyła się uwaga, jaką mu poświęcił; pochylił się nad kolorowymi ulotkami, szukając czegoś interesującego.
W większości były to broszury promujące otwarcia wystaw w galeriach sztuki, zarówno jeśli chodzi o malarstwo, jak i rzeźbę, fotografię (którą Isaac odrzucał z góry), do wyboru mieli też premierowe sztuki wystawiane w pobliskim teatrze i jakieś niezbyt przekonujące wydarzenia gastronomiczne. I jak tu wykazać się kreatywnością czy takim ograniczającym zadaniu? Ponarzekał sobie wewnętrznie, ale w oko dość szybko wpadła mu ulotka zachęcająca do odwiedzenia wystawy zatytułowanej Sztuka XX wieku z innej perspektywy, więc wziął ją i podał Francisowi zanim ten zdążył zaproponować coś od siebie.
– To jak, poradzisz sobie z tym? – zapytał przekornie, unosząc brwi. Nie znał lepszego sposobu na to, żeby postawić na swoim niż zasugerowanie, że ta druga osoba po prostu nie da sobie z tym rady, a nie pójdzie przecież na żaden kompromis. Kompromisy były przereklamowane, znaczyły po prostu, że tak naprawdę nikt nie dostaje tego, czego chce i wszyscy muszą udawać, że im to pasuje.
Usuń– Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zmartwię, ale żadnego stawania się jedną osobą nie będzie – zaznaczył również, spoglądając na swojego partnera znacząco. Nie obchodziło go, jak wiele współpracy chciał zobaczyć nauczyciel, będzie musiał zadowolić się tym, że niektórzy się tutaj nie pozabijają.
Nawet nie próbował kryć pełnego zadowolenia uśmiechu, który wpłynął mu na usta, gdy Francis potwierdził, że naturalnie odnajdzie się we wszystkim. Świetnie, dokładnie o to chodziło. No i oczywiście, że Isaac wybierał pod siebie, nie widział w tym nic złego, dlaczego miałby naumyślnie rzucać sobie kłody pod nogi? To zadanie samo w sobie było wystarczająco nie w jego stylu, nie chciał do tego godzinami ślęczeć nad obrazem, który mu się nawet nie podobał, bo nauczyciel tak kazał. To byłoby zdecydowanie wbrew jego artystycznym przekonaniom.
OdpowiedzUsuń– Tak się składa, że chcę jedynie ułatwić nam współpracę. Następnym razem ty możesz wybrać, co robimy, nie będziemy bawić się w złoty środek i bezsensowne kompromisy.
Wzruszył ramionami, zabierając ze sobą ulotkę, na którą się zdecydował… no, powiedzmy, że zdecydowali. Tak naprawdę nie chciał, żeby Shepherd kiedykolwiek dyktował mu, co będą robić, ale postanowił pomartwić się tym trochę później. W końcu być może przez te dwa tygodnie, które mieli na wykonanie plakatu, profesorowi coś się odwidzi i stwierdzi, że w sumie dość tej współpracy albo sam Isaac wreszcie rzuci te okropne, ograniczające go studia i nic z tego nie będzie już miało żadnego znaczenia. W końcu nic nie było niemożliwe.
– Schlebiasz mi, Francis, naprawdę chciałbym obgadać naszą sekstaśmę, ale najpierw praca, potem przyjemności – odpowiedział z uśmiechem, pozwalając sobie na wywrócenie oczami. Komentarz wcale go nie irytował; gdyby miał wybierać, pewnie rzeczywiście wolałby zabrać Shepherda do łóżka niż do swojej pracowni i nie obchodziło go, co takiego to o nim mówiło. Bardziej szanował swoją sztukę niż siebie? Może. Prawdopodobnie.
– Chodź, trzeba omówić, co z tym plakatem – dodał, kiwając głową w kierunku ławek. Niektóre z par siedziały już na miejscach, prowadząc dość żywe dyskusje, inne wciąż debatowały nad wyborem odpowiedniej ulotki, więc przynajmniej mogli odłączyć się od tych drugich.
– Nie wiem, czy wiesz – zaczął z udawaną powagą, kiedy przysiadali przy jednym ze stolików. – Ale współpraca to nie moja najmocniejsza strona. Osobiście uważam, że w przypadku artystów to zupełnie bez znaczenia, ale postaram się być powodem tylko połowy naszych przyszłych konfliktów, żebyś też mógł się wykazać. Nie ma za co.
Nie próbował nawet udawać, że będzie bardzo się starać dopasować do realiów pracy w grupie, to było praktycznie niemożliwe, ale nastawianie się na porażkę też byłoby bez sensu. Żartował tylko po części. Nie oczekiwał, że będzie im się dobrze razem pracować, mieli całkiem odmienne gusty, jeśli chodzi o sztukę, ale Isaac mógł spróbować być troszeczkę mniej problematyczny niż zwykle. I może nawet współczułby Francisowi trafienia właśnie na niego jako partnera, ale osobiście uważał, że jest świetny i uwielbiał ze sobą pracować.
Isaac uśmiechnął się triumfalnie, gdy Francis stwierdził, że pewnie wypadałoby obejrzeć tę wystawę zanim zaprojektują plakat. Mimo uszu puścił oczywiście całą resztę jego wypowiedzi o rzekomo nieprzemyślanej nazwie wydarzenia, nawet nie biorąc pod uwagę rozważenia prawdziwości tego stwierdzenia. Shepherd po prostu wyraźnie nie przepadał za sztuką współczesną (co Isaac uważał nie tylko za poważną skazę na charakterze, ale również osobistą obrazę pod swoim własnym adresem), więc nic, co mówił na jej temat nie miało znaczenia. Nie znał się. Pewnie lubi fotografię, pomyślał Harris z wyższością, spoglądając na niego niepochlebnie.
OdpowiedzUsuń– O to właśnie chodzi, że nie wiadomo, o co chodzi. I nasz przyszły plakat zdecydowanie powinien to odzwierciedlać – powiedział wolno, spokojnie, z przesadną cierpliwością, jednocześnie pochylając się, żeby jednym, zręcznym ruchem odebrać chłopakowi ulotkę. Nie był pewny, czemu to zrobił. Być może chciał po prostu udowodnić, jak bardzo może mieć kontrolę nad całą sytuacją. Być może. – Jakim cudem jeszcze cię stąd nie wywalili, skoro nawet nie łapiesz takich banałów, hm? Dowiesz się, o co chodzi na wystawie. Albo i nie. No, niektórzy to po prostu nie mają w sobie tego czegoś, co pozwala im poczuć i zrozumieć prawdziwą sztukę.
Isaac uniósł brwi, nie czując się ani trochę winny z powodu tego, co wyszło z jego ust. Przeciwnie, był się dumny. Przed oczami od razu stanął mu jego ostatni niedokończony obraz, czekający na niego na sztaludze w pokoju i czuł, że musi bronić tego, w czym był dobry. Najlepszy. To nie tak, że chciał szczególnie zdenerwować Francisa; ale to też nie tak, że chciał się z nim zgodzić. Co to, to nie.
– Ach. Jeśli nie masz ochoty iść na wystawę, mogę pójść sam, nie martw się. Zapewniam, że będę się świetnie bawił bez ciebie i będę też dokładnie wiedział, co powinniśmy namalować bez twojego wkładu – powiedział lekko, przyglądając mu się uważnie i pewny siebie wygodnie oparł się o krzesło. Tak, oczywiście, że był zadowolony. W swoim przekonaniu właśnie po raz kolejny udowodnił, że nikogo nie potrzebuje, może zrobić to wszystko sam. Podobało mu się to. W końcu nigdy zbytnio nie zależało mu na towarzystwie, no chyba, że było to towarzystwo artystów, których prace podziwiał. Nie potrzebował też pomocy ani porad, no chyba, że, tak, dokładnie, pochodziły od artystów, których prace podziwiał.
Przecież do niczego Shepherda nie zmuszał. Może w pewnym sensie rzucał mu wyzwanie, sugerując (a raczej wprost stwierdzając), że nie zna się na prawdziwej sztuce, ale to tym lepiej. Gdyby Isaac mógł wybrać sobie partnera do współpracy, wziąłby kogoś zupełnie innego, to prawda, ale skoro już utknęli razem, nie chciał mu niczego ułatwiać. Ktoś kiedyś powiedział mu, że mała sprzeczka może czasem nawet pomóc w kreatywnym procesie… tak, to musiało być jeszcze przed tym jak udowodnił tej osobie, że jego dramatyczny charakter właściwie nie pozwala mu na zaakceptowanie małego czegokolwiek.
Isaac był naprawdę pod wrażeniem. Pod wrażeniem tego, że w ogóle można być w aż tak głębokim i absolutnym błędzie, że można aż tak nie rozumieć sztuki i artystów, jednocześnie nazywając się jednym z nich. Prawie go to śmieszyło. W pewnym sensie spodziewał się takiego obrotu spraw, Francis miał te swoje dziwaczne, użytkowe upodobania i znaleźliby się w impasie wcześniej czy później. Po prostu wypadło na wcześniej i musieli jakoś sobie z tym poradzić.
OdpowiedzUsuń– I jak niby chcesz mieć w tym projekcie swój udział bez zobaczenia wystawy? Żartujesz sobie? Wtedy jedynym, który będzie tu odpieprzał bezsensowną pracę będziesz ty, bo nie masz zielonego pojęcia, o co tu chodzi. Boże… – Isaac westchnął głęboko, unosząc oczy ku górze. Żadnego boga nie było jednak nigdzie w zasięgu wzroku; jego spojrzenie prześliznęło się jedynie po trochę zbyt jaskrawej szkolnej lampie, przez co zmrużył oczy z jeszcze większą irytacją. Nie miał pojęcia, jak w ogóle przetrwa tę współpracę, nawet pomimo najszczerszych chęci… których wcale nie miał, nie ma co się za bardzo oszukiwać.
Mógł się za to założyć, że pieprzony pan Hydes był teraz z siebie bardzo zadowolony i tylko czekał, kiedy pierwsza z par, które najwyraźniej dobierał pod względem ilości dramatu, jaki mogą mu zapewnić, stwierdzi, że to wszystko rzuca. Pewnie miałby z tego jakąś chorą satysfakcję. Isaac zerknął w stronę jego biurka z nieukrywaną pogardą i nagle darzył go dużo mniejszą, o ile jakąkolwiek, sympatią.
– Mógłbyś po prostu przyznać, że to nie do końca twoja działka, że sztuka nowoczesna cię przerasta. Nie ciebie pierwszego, zapewniam, ale to jeszcze nie znaczy, że możesz mieszać mnie i moje upodobania z błotem. Wszystko byłoby dużo łatwiejsze, gdybyś dał mi wolną rękę, nie musiałbyś oglądać tej wstrętnej, straszliwej sztuki nowoczesnej, brr… – powiedział z wyraźnie teatralnym przerażeniem. – No ale skoro nie, to też idziesz na wystawę. Także spójrz w terminarz, zrób sobie czas na naszą małą randkę, może w trakcie wreszcie cię trochę olśni – mruknął, uśmiechając się zaledwie kącikiem ust.
Nie, wcale na to nie liczył, Francis był pewnie zbyt dumny na spojrzenie przychylnym okiem na cokolwiek, co podobało się również Isaacowi. W większości chciał go po prostu podrażnić, bo niby co innego miałby w tej sytuacji robić? Starać się zażegnać konflikt, znaleźć lepsze rozwiązanie? Nie potrafił zmusić się do czegoś takiego.
Zaistniała sytuacja miała pewnie niezaprzeczalne plusy. Po pierwsze, Isaac wybierał się na wystawę, która szczerze go interesowała. Po drugie, tym razem rzeczywiście robił to w celach przynajmniej teoretycznie edukacyjnych i nikt nie mógł zarzucić mu, że nie bierze swojego kierunku na poważnie. Z drugiej strony, miał towarzyszyć mu Francis, co w tej chwili określiłby jako niefortunny, ale i również interesujący zbieg okoliczności. Wciąż nie do końca dochodziło do niego, że mieli współpracować nad jakimkolwiek projektem – wolał patrzeć na to jak na szansę pokazania Shepherdowi, co ten tracił, z góry wykreślając całą sztukę nowoczesną ze swoich zainteresować. Ale nie, żeby Isaacowi zależało… robił to wszystko tylko tak przy okazji wybrania się na wystawę.
OdpowiedzUsuńByć może Francis żartował, mówiąc, że Isaac powinien po niego podjechać, ale skoro już i tak obaj się wybierali, Harris i tak pozwolił sobie zawczasu wysłać mu krótkiego smsa z prośbą o adres chłopaka i obietnicą zjawienia się na czas. Brał wystawy na poważnie. Poza tym, czerpał dziwaczne poczucie wyższości z bycia czyjąś podwózką.
Nigdy nie należał do zbyt punktualnych osób, ale szkoła, a póżniej uczelnia wymusiły na nim wyrobienie nikłego poczucia odpowiedzialności, które czasem się przydawało. Na przykład teraz, podczas przygotowywania się do wystawy sztuki. Przez chwilę rozważał nawet opcję założenia jasnoczerwonych spodni i wzorzystej koszuli, ale ostatecznie zdecydował, że to zły pomysł; nie chciał skupiać na sobie uwagi, która z pewnością bardziej należała się obrazom. Ostatecznie został przy czarnych spodniach i szarej koszuli, swoim ciemnym, zwyczajnym, nudnawym zestawie na wszystkie okazje. No, prawie. Tym razem koszula miała tylko jedną, praktycznie niezauważalną plamkę białej farby na mankiecie.
Jakimś cudem udało mu się podjechać po Francisa i nie pokłócić się z nim w drodze na miejsce, co jednak mogło wynikać z tego, że cała droga trwała tylko nieco ponad dziesięć minut. Najlepsze wciąż było jeszcze przed nimi. Był tego bardzo świadomy już gdy wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę budynku wystawy. Nietrudno było ten budynek znaleźć – informacja o wydarzeniu wisiała na drzwiach, a para artystycznie wyglądających osób kierowało się w tę samą stronę, co oni. Isaac nie bardzo słuchał Shepherda, o ile ten w ogóle cokolwiek mówił; był zbyt pochłonięty swoim własnym nieumiejętnie ukrywanym podekscytowaniem całą sytuacją. Wśród sztuki czuł się bardziej jak w domu niż we własnym mieszkaniu, szczególnie sztuki współczesnej.
Kiedy weszli do środka, pierwszym, co przykuwało wzrok były białe ściany, ogromna, otwarta przestrzeń i wyraźnie odznaczające się na jasnym tle kolorowe obrazy w ciemnych, ale wąskich ramach. Wydarzenie cieszyło się dość dużym zainteresowaniem; całkiem sporo osób przechadzało się wzdłuż ścian, niektórzy z kieliszkiem w ręku i charakterystyczną zmarszczką między brwiami oznaczającą głębokie zamyślenie. Isaac zauważył młodą dziewczynę w kolorowej, bufiastej spódnicy przechadzającą się środkiem sali i gdy ta podchwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się zachęcająco, wydedukował, że mogła być jedną z artystek. Tak, to miałoby sens. Zanotował mentalnie, aby później z nią porozmawiać. Może przyda im się to do projektu, mały wywiad lub po prostu krótka rozmowa… ale nawet odkładając to wszystko na bok, lubił poznawać ludzi z podobnymi zainteresowaniami do jego. Najpierw jednak chciał zapoznać się z jej ewentualnymi pracami.
– Och. Napijesz się czegoś? – zapytał, spoglądając na bok, wreszcie przypominając sobie o obecności Francisa. – Widzę, że mają tu szampana, jeśli potrzebujesz trochę pomocy w bardziej kreatywnym spojrzeniu na sztukę – powiedział z uśmiechem, lekko przechylając głowę w bok. Och, nie chciał się kłócić, to było po prostu silniejsze od niego.