1 listopada 2016

* * *





Lady Janinne
Nieco ponad dwadzieścia trzy wiosny. Wywodząca się z szanowanej, kupieckiej rodziny od kilku lat nieustannie towarzyszy ojcu w zamorskich wyprawach, powoli zdejmując ciężar prowadzenia własnej firmy. Jedynaczka, dziedziczka majątku zaręczona z nisko postawionym baronem. Niestająca ucieczka przed przeznaczeniem. Statek drugim domem, załoga drugą rodziną, morze małym światem. Ostre pazurki ukryte pod płaszczem łagodności. Spryt odziedziczony po rodzinie od strony ojca. Głęboko zakorzeniona chęć poznania świata dodatkowo schowana za wzrodzonym strachem przed odkrywaniem.

17 komentarzy:

  1. Na pokładzie Słowika od rana było wyjątkowo spokojnie. W końcu od dnia poprzedniego załoga myślała tylko o jak najszybszym dotarciu do jaskini Tintagel. Choć nikt nie narzekał na czas spędzany na pokładzie, każdy chciał też od czasu do czasu odpocząć na lądzie. A Tintagel była wyjątkowo bezpiecznym miejscem i dlatego też stała się swoistą siedzibą słowikowych marynarzy. Kit nie zamierzał nawet spierać się ze swoimi załogantami – on też chciał teraz po prostu usiąść przy ognisku i spić się w trupa. Co na okręcie bywało nieco kłopotliwe.
    Do tego wyjątkowo szczęśliwy traf chciał, że poprzedniego dnia zupełnym przypadkiem wpadli na niemal całkowicie zniszczony szkocki galeon, który najwidoczniej cudem przetrwał atak innych piratów i ledwo trzymał się na wodzie. A był to naprawdę duży galeon. Przez to, a raczej dzięki temu, ładownia Słowika była teraz prawie całkowicie zapełniona.
    Z tych głównie powodów okręt ten, choć nadal daleko od swojego prowizorycznego portu, był teraz skierowany w stronę rodzimych angielskich wód. Kit stał spokojnie przy sterze, patrząc z melancholijnym uśmiechem, jak prochowy – ich najmłodszy załogant – nieustannie biega po pokładzie, nosząc to warzywa, to alkohol, a to puste kosze i butelki. On również zaczynał swoje działania na morzu w taki sposób, a ten młody chłopak cały czas mu o tym przypominał.
    – Powinniśmy znaleźć sobie nowego – dobiegło kapitana zza pleców. – Trochę wyrasta.
    – A szkoda – odparł Kit. – Bo jest świetny. I zaangażowany. Dobrze wiem, jaka to niewdzięczna fucha. A on rzadko narzeka. W przeciwieństwie do mnie, kiedy byłem w jego wieku – dodał, szczerząc się.
    – Wiesz, możemy zawsze zgarnąć jakiegoś dzieciaka, który się napatoczy, a jego po prostu awansować.
    Kapitan prychnął z rozbawieniem, nie odwracając jednak wzroku od horyzontu.
    – Owszem, możemy. Ale z kilku marynarzy przetrzymywanych tu siłą nauczyłem się, że tacy są strasznie bezużyteczni. I nudni.
    – Skoro tak mówisz – mruknął pierwszy oficer z cmoknięciem.
    Mężczyzna był nieco starszy od Kita. W przeciwieństwie do niego miał krótko, choć równie krzywo przycięte włosy. Był wysoki, ale dosyć szczupły – jak na wprawionego pirata oczywiście, ponieważ umięśnienia nie można mu było odmówić.
    – Mam tu załogę pięćdziesięciu ośmiu ludzi i każdy jest tu dobrowolnie. Załoga jest teraz pełna, a na niewolnikach można nieźle zarobić.
    Choć kapitan nie patrzył na swojego pierwszego oficera, mógłby przysiąc, że w tamtej chwili się uśmiechnął. Nagle z bocianiego gniazda dobiegł ich kobiecy krzyk:
    – Statek na horyzoncie!
    – Flaga na maszt! – zawołał w odpowiedzi Kit.
    Zanim jeszcze angielska flaga pojawiła się na maszcie, prochowy przybiegł nagle.
    – Kapitanie! – zaczął zadyszany. – Jane mówi, że statek jest nieduży. I że moglibyśmy go bez obaw zdjąć.
    – To znaczy? – spytał mężczyzna, patrząc przed siebie. – A, zresztą – mruknął pod nosem i wyciągnął lunetę. – Horace, chwyć za ster – powiedział i powoli odsunął się, pozwalając pierwszemu oficerowi bezpiecznie złapać koło.
    Rzeczywiście, angielski okręt był nieduży i, o ile nie był wypełniony kwiatem angielskich żołnierzy, załoga Słowika mogła sobie z nim poradzić.
    – Powiedz załodze, że dodatek do ładunku Glorii może nam się przydać. Zbierz ludzi przy działach. Już, pospiesz się! – zawołał do prochowego, choć on odbiegł niemal natychmiast.
    Kit podszedł do pierwszego oficera i złapał za ster. Zboczył z trasy tylko odrobinę, żeby nie wydawało się to podejrzane, i po prostu płynął, aż nie zbliżył się na odpowiednią odległość. Krótka komenda do załogi i krzyż św. Jerzego błyskawicznie zmienił się w czaszkę na czarnym tle. Dodatkowo kilku załogantów wypaliło z wszelkich pistoletów.
    To wszystko przekazywało klarowną wiadomość.
    „Poddaj się lub giń.”
    Teraz Kit mógł tylko czekać na reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mam pytanie: czy załoga statku, na którym płynie Janinne podda się od razu czy będzie walczyć, jeśli Słowikowcy powiedzą, że oszczędzą ich życie?]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ech, w sumie i tak mam odpis więc co mi tam. Jeśli nie, to pisz, po prostu napiszę od nowa.]
      Gdy piraci zbliżali się do kupieckiego okrętu, Kit nie widział żadnej wyraźnej reakcji. Choć oczywiście nie oczekiwał białej flagi – może i ów brak odpowiedzi był czymś pozytywnym. Przynajmniej nie zaczęli od wypalenia w nich z dział, których zapewne nie mieli. Cóż, mężczyzna z pewnością miał nadzieję na łatwiejszą zdobycz. Wiedział, jak barwne legendy krążą o piratach, ale samo zadawanie bólu nie było dla niego w żaden sposób przyjemne. Liczył więc, że kupcy się podadzą – ograniczyłoby to straty w ludziach po obu stronach. Ale Kit nie łudził się też, że wszyscy uwierzą w możliwość lepszego losu.
      – Poddajcie się – zakrzyknął, gdy tylko zbliżył się na odpowiednią odległość – a oszczędzimy wasze życie i okręt. Chcemy tylko waszego towaru.
      Mężczyzna wiedział, że okrętu i tak nie sprzeda wystarczająco lukratywnie, żeby opłacało mu się rozdzielać załogę – a statek kupiecki i zwrotny szkuner znacznie trudniej ukryć przed strażami niż sam szkuner.
      Najwidoczniej jednak kupcy, z którymi Słowik miał teraz do czynienia, nie byli tymi nad wyraz dumnymi i wiedzieli, że ich towar jest wart nie więcej niż życie. Kit słyszał zadowolone głosy wśród załogi, gdy ustały strzały po przeciwnej stronie – choć ewidentnie niepewnie i niechętnie. Gdy jednak ucichły zupełnie, także piraci zaprzestali ognia. Słowik zbliżył się do okrętu kupieckiego, a załoganci wysypali się na niego tłumnie. Starali się, oczywiście, zachowywać z umiarkowaną powagą, żeby dla wroga wyglądać groźnie, dokładnie tak jak ci legendarni piraci. Przecież to właśnie plotki niejednokrotnie umożliwiały zajęcie okrętu bez walki dzięki samemu tylko respektowi.
      Kit wszedł na okręt kupiecki jako jeden z ostatnich i w pierwszej kolejności skierował się do mężczyzny, który wydawał się wszystkim dowodzić. Skinął w jego stronę i uśmiechnął się krzywo, po czym podszedł do niego, a uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy.
      – Gdzie towar? – spytał krótko, twardo.
      Naprawdę nie chciał doprowadzić do walki. Jego załoganci zresztą również. Teraz myśleli tylko o rumie przy ognisku, o księżycu nad Tintagel i szantach. To właśnie odpoczynek pozwalał zacieśnić więzy, bo w trakcie walk zbyt dużo spraw mogło pójść nie tak. A kiedy przychodziło do korzystania z łupów, każdy miał tyle samo – bo do każdego należało wszystko. I tylko dlatego Kit wolał nie rezygnować z abordażu statku kupieckiego. Obawiał się, że dla zbyt wielu ominięcie niejako łatwego łupu mogłoby być dużą zawadą w sposobie dowodzenia kapitana.
      Chciał po prostu móc zawołać "Przeszukać okręt!" i z częścią swoich ludzi przypilnować załogi kupca.

      Usuń
    2. [To tak jak piszę, jeśli coś się nie zgadza pisz, albo się tam wetnij. Ja mogę wszystko jeszcze pozmieniać.]

      Usuń
  3. Poszło sprawnie. I dobrze. Kit z zadowoleniem obserwował kupieckich załogantów, którzy poddali się niemal bez oporu. Choć niezadowolenie widoczne na twarzy kapitana również niejako usatysfakcjonowało pirata. Wiedział, że teraz dla odmiany na statku mogą mieć naprawdę niewiele miejsca, ale to była dobra odmiana. Kilka dni żeglugi i czeka ich zasłużony odpoczynek. Jeszcze tylko unikać Królewskiej Marynarki.
    Z zadowolonym uśmiechem obrócił się i zawołał:
    – Słyszeliście, panowie! Na dole!
    Piraci już zaczęli między sobą dyskutować.
    – Lepiej dla was, żeby tak było – dodał jeszcze Kit, znów kierując swoje słowa tylko do kapitana.
    Oddelegował większość załogi wraz z pierwszym oficerem do pilnowania górnego pokładu, a sam wziął ze sobą garstkę ludzi, by najpierw przyjrzeć się towarowi. Gestem dał znać ekipie, żeby za nim podążali, gdy schodził pod pokład.
    Statek nie wyglądał na nieziemsko bogaty, toteż mężczyzna nie spodziewał się wielkich łupów. Ale z całą pewnością był to statek kupiecki, a ataki na nie zwracały się zawsze, o ile akurat nie atakowało się ich w porcie. Ponieważ kupcy nie przepuszczali żadnej okazji do handlu i zawsze mieli statek pełen jakiegoś towaru. Zresztą, wszystkie były budowane tak podobnie. To zawsze stanowczo ułatwiało dotarcie do ładowni. Cóż, zapewne nie tyle piratom, co kupcom, ale ci pierwsi również bez trudu zapamiętywali drogę.
    I Kit byłby poszedł do miejsca, w którym z reguły znajdowała się ładownia, gdyby nagle nie usłyszał szurania. Cichego. Ale z całą pewnością szurania. Nie zostałby przecież kapitanem, gdyby nie potrafił zwracać uwagi na takie drobnostki. Uciszył ekipę, która z nim szła – i robiła teraz niemały hałas – a oni natychmiast zamilkli. Uważnie przyglądali się swojemu kapitanowi, gdy ten otwierał drzwi kajuty, która wydawała się stanowczo za mała na kajutę wspólną, ale z pewnością nie należała też do kapitana – ich nie lokowano raczej pod pokładem.
    Była zamknięta, i to nie tylko ryglem. Drzwi nie uchylały się nawet odrobinę – musiała być zastawiona, co tylko roznieciło ciekawość kapitana.
    – Kimkolwiek jesteś, możesz wyjść – powiedział drwiąco.
    Nie czekając na odpowiedź, rzucił tylko:
    – Joe, zajmij się tym. Wejście jest zastawione.
    Najbardziej postawny mężczyzna podszedł do drzwi i uderzył w nie bokiem z nieziemską siłą. Coś zaszurało, choć na tym się skończyło. Obrócił się w stronę kapitana, który skinął głową. Uderzył więc znów. I jeszcze raz. I ponownie, aż uszu piratów doszło donośne uderzenie. Ich oczom ukazała się zgrabna, choć teraz nieco ogołocona kajuta i meble w jednej kupie, zaraz obok drzwi.
    A poza tym drobna kobieta w sukni. Ewidentnie szlachcianka. Kit nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście. Może uda zarobić im się jeszcze więcej – w końcu szlachcice na okup byli chyba najlepszym z towarów. Zajmowali niewiele miejsca, a warci byli wiele. Potem jednak przyjrzał się kobiecie uważniej. Trzymała bagnet, wycelowany prosto w drzwi.
    Kit nie mógł powstrzymać rozbawionego uśmiechu, cisnącego mu się na usta.
    – Spokojnie, panienko. Jeszcze się pokaleczysz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kapitan obserwował teraz uważnie szlachciankę. Nie wydawała się może jakimś niezmiernie uzdolnionym szermierzem, ale z pewnością wiedziała, jak posługiwać się bronią, jak się ustawić. Dlatego Kit chwilę leniwie przebierał palcami po swoim kordelasie, po czym wyjął go z pochwy, nie mierząc jednak w kobietę.
    Wyszedł krok przed pozostałych piratów, a jego uśmiech się poszerzył. W jego oczach pojawiło się coś drapieżnego, dzikiego. Niczym przykład wzroku pirata, wilka morskiego.
    – Zbierzcie ludzi i zgarnijcie ten towar – powiedział do załogantów, nie odwracając się do nich.
    – Kapitanie, nie wolisz jednak… – zaczął jeden z nich dosyć pewnie, urywając, jakby nie musiał kończyć zdania. Zresztą, rzeczywiście nie musiał. Kit nie miał, po prawdzie, ochoty na żadną walkę w tamtym momencie. Ale wiedział, że im dłużej tu sterczą, tym większa szansa, że na górze stanie się coś złego. Przezorny zawsze ubezpieczony.
    – Jeśli nie poradzę sobie ze szlachecką dziewczyną, to i tak znak, że potrzebujecie nowego kapitana.
    Za plecami usłyszał prychnięcia śmiechem i pomruki, po czym mężczyźni zaczęli się rozchodzić. Kit wiedział oczywiście, że bezpieczniej byłoby zostawić sobie kilku ludzi. Że tak coś przecież mogło pójść nie tak. Ale wiedział też, że pójdzie szybciej, jeśli szybciej zgarną towar, a naprawdę nie spodziewał się zbyt wielu problemów z pochwyceniem jej. Jeśli chciał się utrzymać w roli kapitana pirackiego, nie mógł kłamać – dlatego też każde słowo, jakie skierował do załogi, było zupełnie prawdziwe.
    – A co mi wtedy zrobisz? – spytał ją, choć nadal nie zbliżył się do niej ani odrobinę. – Chyba nie sądzisz, że po prostu pokonasz mnie i wszystkich piratów i wszystko skończy się długo i szczęśliwie?
    Prychnął. Kiedyś słuchał bajań pewnej kobiety, która pływała z nimi. Miał wtedy ledwie kilkanaście lat i takie opowieści absolutnie go zachwycały, choć wtedy nikomu nie zamierzał się do tego przyznać. A takie rzeczy działy się właśnie w takich opowieściach. No, może odwrotnie. To pirat był atakowany ze wszystkich stron przez złych strażników, ale dzięki sprytowi zawsze udawało mi się uciec.
    – Możesz się zwyczajnie poddać. Wtedy będzie dużo, dużo prościej i lepiej. Dla nas obojga, zapewniam – mówił, jednocześnie obserwując szlachciankę uważnie.
    Gdyby tylko przymierzała się do ataku, był gotowy odparować atak. Lekko unosił broń, nadal licząc, że uda mu się to załatwić spokojnie. Chociaż? Wtedy uświadomił sobie, że mimo faktu bycia piratem swój honor powinien mieć. A skoro miał oszczędzać załogę, to tego właśnie powinien dokonać. Pomijając, oczywiście, fakt, że wiedział, że załoga Słowika nie przyjęłaby tego do wiadomości. Ale z pewnością znacznie prostszym do wyjaśnienia i usprawiedliwienia byłoby, że Kit zamierza po prostu ukarać kobietę za to, że się nie poddała.
    Mężczyzna uśmiechnął się do siebie w duchu. Ta sytuacja nie miała złych rozwiązań. Pomijając może to, w którym szlachcianka jakimś cudem by go raniła i uciekła. Cóż, to raczej nie było jedną z opcji.
    [Wybacz, że tyle czekałaś, ale miałam ostatnio urwanie głowy D:]

    OdpowiedzUsuń
  5. Sytuacja w pewien sposób robiła się coraz bardziej niewiarygodna. Kit zaczął aż brać pod uwagę, że kobieta ma jakiegoś asa w rękawie. Przez chwilę. Bo cóż takiego mogła mieć. Prychnął.
    – Czy ty właśnie mi grozisz, panienko?
    Jeśli była jedna rzecz, której się nie spodziewał, to groźby śmierci. Pozwolić jej odejść? Czego ona się spodziewała? Najwyraźniej nie tylko Kit nasłuchał się bajek, ale z ich dwojga tylko on nauczył się, że niewiele w nich prawdy.
    Zerknął pobieżnie, acz ostentacyjnie na swój kordelas. Bagnet wydawał się cokolwiek marną obroną przeciw dobrze wykonanej broni, niegdyś wykonanej dla Angielskiej Marynarki. Gdyby sytuacje były odwrócone i to on posiadałby tę wykałaczkę, może nie byłby zupełnie pewien wyniku. Ale teraz? Jako pirat walczył na co dzień, i to niemało. A ile mogła walczyć szlachcianka? Nawet taka, którą z jakiegoś powodu nauczono posługiwać się bronią.
    – No, no. Jesteś nie tylko dumna, ale i głupia. Nie zamierzam zabrać twoich kosztowności, zamierzam zabrać ciebie – powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Nie wiesz nawet, czego chcę, prawda? – Prychnął z rozbawieniem. – Cóż, wy, szlachcice, jesteście naprawdę wiele warci.
    Zbliżył się do niej powoli o krok, trzymając kordelas na jej wysokości. Teraz właściwie nie miał pojęcia, czego się spodziewać – nie wykluczał w końcu, że odnosi się do osoby szalonej. Ale nie zamierzał dać się zaskoczyć i sparować cios, który mogłaby zadać kobieta.
    – Zresztą, masz chyba mylne pojęcie o pirackim honorze, moja droga. – Za każdym razem, gdy zwracał się do niej grzecznościowo, w jego oczach pojawiała się drwina. – W bandzie, w której gwałty są na porządku dziennym, nie ma takiego pojęcia, jak zabójstwo kobiety. A bezbronna, moja droga, nie jesteś.
    Utrzymywał postawę obronną. Nie zamierzał atakować. Jeszcze nie. Po co? Nie co dzień miewał aż tak nietypowe konwersacje. Jego załogantom jeszcze chwilę zajmie przejęcie towaru a on z pewnością od razu usłyszałby, gdyby pojawiły się jakieś komplikacje. Zresztą, słowikowcy pewnie i tak uznają, że powodem, dla którego Kit tak długo siedzi w tej kajucie jest fakt, że po prostu zajął się swoim łupem wojennym. Dlatego o ile nie pojawi się nic naglącego, raczej nie będą im przeszkadzać.
    Kit patrzył w oczy szlachcianki szelmowsko. Zaciekawiła go. Mimo całego absurdu, zainteresowała go jej duma. Nie żeby zaimponowała, bo przekraczała pewnie cienką granicę głupoty, ale z pewnością była fascynująca.
    [W porządku! Teraz wszyscy, mam wrażenie, są przed maturą, a ja zupełnie rozumiem, że wtedy ma się jednak mniej czasu na pisanie. Więc nie spiesz się - choć, nie powiem, czekam na twoje odpisy z niecierpliwością!]

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy szlachcianka zaatakowała, Kit był gotowy. Choć nie oczekiwał, że jednak zdecyduje się zaatakować uzbrojonego pirata, nie był tym jakoś wyjątkowo zaskoczony, wziąwszy pod uwagę jej poprzednie słowa i działania Sparował jej atak szybko i ciął, ale nie tak, żeby groźnie ją zranić. Celował w rękę, w której trzymała bagnet i trafił; zobaczył rozerwanie na sukni, a ona wypuściła broń.
    Wtedy zrobiła coś naprawdę dziwnego – puściła się biegiem. Pirat po prostu odsunął się wtedy z kpiącym uśmiechem. Nawet nie próbował jej zasłonić drzwi. Biegła właśnie do wnętrza statku, po którym chodziły dziesiątki piratów. I tak nigdzie by nie uciekła, chyba że do oceanu. Choć Kit i tak wątpił, że udałoby jej się tam dobiec. Ale nawet jeśli, raczej by nie skoczyła. W końcu miała już okazję popełnić samobójstwo, a jednak tego nie zrobiła. Najwidoczniej więc zależało jej na życiu. I dobrze, bo Kitowi zależało na pieniądzach, które mógł na niej zarobić.
    Poszedł po prostu za nią powoli, zainteresowany tym, w czyje łapska się dostanie. Właściwie myślał, że szybciej się zmęczy – musiał przejść przez chyba pół okrętu, żeby do niej dotrzeć. I tu czekała go kolejna niespodzianka. Kobieta leżała w ciemnej plamie, intensywnie pachnącej dobrym winem. Jej suknia powoli nabierała barwy purpury, a Philip patrzył na nią skołowany, nie kwapiąc się raczej do podniesienia jej. Gdy tylko Kit zbliżył się do niego, popatrzył na niego z ulgą i zaczął:
    – Kapitanie, ta mała wpadła na mnie, kiedy niosłem wino, co z nią robimy? Wydaje się być bogata, więc może…
    – Tak, tak – westchnął mężczyzna, uśmiechając się pod nosem. – Zabieramy ją ze sobą.
    Z tymi słowami podniósł ją i przerzucił przez bark niczym worek ziemniaków.
    – Nawet wygodnie, że dostała tą butelką w głowę – zauważył. – Tylko wina żal. Jak stoicie ze zbieraniem towaru?
    – Już kończymy, kapitanie – zapewnił pirat z zadowoleniem. On również dobrze wiedział, że pieniądze za szlachciców, nawet podzielone na całą załogę, są naprawdę warte uwagi.
    – Dobrze – mruknął Kit, kiwając głową, po czym skierował się na górę.
    Gdy wyszedł na światło dzienne, nie zobaczył nic odstającego od normy. Żadnych marynarzy, którym nagle zebrałoby się na rebelie, żadnych trupów na pokładzie. Dobrze. Horace zauważył go niemal natychmiast, a na widok dziewczyny w jego oczach pojawiło się pytanie. Kit podszedł jednak najpierw do jednego z piratów, którzy mieli pilnować marynarzy, i powiedział:
    – Zabierz ją do mojej kajuty. I zwiąż oczywiście. Ja się nią zajmę. Tylko, do cholery, zwiąż ją porządnie.
    Pirat pokiwał głową, a Kit podał mu kobietę i ruszył w stronę Horace’a.
    – Nie chciała się poddać i mnie zaatakowała – powiedział z promiennym uśmiechem do kapitana Świętej Katarzyny”. Oczywiście, że cieszył go taki właśnie obrót sytuacji. – A tego płazem puścić nie mogę.
    Mężczyzna szybko przeanalizował kwestię okupu. W końcu, niezależnie od pieniędzy, w tym momencie z pewnością wszyscy czekali, by znaleźć się na Tintagel. Więc musiał doliczyć czas, który tam spędzą.
    – Możesz przekazać jej rodzinie, że będziemy czekali za trzy tygodnie w Hartland. Jeśli nie pojawią się tam z sumą pięciuset funtów, to mogą zapomnieć o swojej szlachcianeczce.
    Horace spojrzał na niego ze skrywanym zaskoczeniem. Jednak Kit znał go już za dobrze; i tak wyraźnie widział jego emocje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kapitan nie oponował nadmiernie. Kapitan nie oponował nadmiernie. W końcu rozumiał, jakimi prawami rządzą się piraci. A przynajmniej tak zakładał Kit, bo oczywiście nie dopytywał. Po prostu zgarnął chłopców z powrotem na okręt i, tak jak obiecał, zostawił ogołocony statek w spokoju. Gdy zbliżał się do steru, słyszał wokół zadowolone głosy. W końcu na Świętej Katarzynie znaleźli sporo alkoholu, i to naprawdę dobrego. I towaru na sprzedaż.
    Horace poszedł za nim i spytał:
    – Naprawdę cię zaatakowała?
    W jego głosie słychać było niedowierzanie. W końcu to z całą pewnością była szlachcianka, a one raczej z rzadka miały odwagę, by zaatakować. Jeszcze rzadziej miały wystarczające umiejętności. A jednak ta najwidoczniej należała do tej pierwszej grupy.
    – Naprawdę.
    – Ludzie nie przestają zadziwiać – odparł z uśmiechem. – Myślisz, że nam za nią zapłacą?
    – Owszem. W końcu mieli tam na statku wcale niezły towar. Mieliśmy szczęście, Horace. Dużo szczęścia – przyznał Kit, patrząc na zachodzące powoli na oceanie słońce.
    Uśmiechnął się do siebie. Lubił noc i nocne niebo. Gdy żeglowało się pośrodku niczego, gwiazdy sprawiały naprawdę oszałamiające wrażenie. Oczywiście za dnia byli nieco bezpieczniejsi, a na ich okręcie nie było już miejsca na towar, więc mogli tylko myśleć o dotarciu na Tintagel bez zbędnych problemów. Ale to było raczej bezpieczniejsze. A jednak jeszcze trochę musieli przepłynąć. Cztery, pięć dni i byliby w swoim małym imperium. I to zwycięscy jak nigdy dotąd.
    – Złap za ster. Raczej trafisz – dodał zgryźliwie. Odszedł od koła sterniczego i skierował się ku swojej kajucie. Zauważał rzucane mu zainteresowane spojrzenia, ale nikt nie zadał pytania.
    Oni tylko słyszeli o heroicznym, acz niezbyt udanym ataku szlachcianki i naprawdę chcieli z nią porozmawiać. Ewentualnie po miesiącu na morzu z dosyć lichymi przystankami szukali kobiety, która nie przeszyje ich sztyletem, jeśli tylko spróbują się do niej zbliżyć. Cóż, odkąd na statku pojawiła się plotka, że jedyną osobą, która kiedykolwiek przespała się z Jane był angielski oficer, każdy pirat postawił sobie za punkt honoru, żeby ją przelecieć. Tylko średnio im się to udawało.
    Kit otworzył drzwi do swojej kajuty, oświetlając ją nieco już przygaszonym światłem z zewnątrz. Zapalił świecę w kinkiecie przy ścianie i spojrzał na szlachciankę. Ledwie to zrobił, przewrócił oczami. Zamknął drzwi i odezwał się:
    – Na Boga, ja wiem, że jesteś szlachcianką, ale zakładałem, że skoro już jesteś kobietą na morzu, nie zwymiotujesz po godzinie czy dwóch na statku.
    Westchnął. Nie zamierzał zastanawiać się, czemu ktoś przywiązał ją w taki sposób – żeby zostawić jej aż dwa metry wolnego sznura. Postanowił po prostu sam się tym zająć. Tylko trochę później. W każdym razie, to było do załatwienia. Razem ze sprzątnięciem rzygowin.
    –Jak się nazywasz? – spytał. – I kim jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  8. Kit patrzył na nią uważnie, świadom tego, że jego załoganci są przekonani, że mężczyzna mógł wziąć ze do siebie kobietę tylko w jednym celu. I że wszystkim z nich niejako się to podobało, bo stanowczo zwiększało szansę, że oni będą mogli zrobić to samo. A jednak pirat zrobił to nie dlatego, że miał ochotę ją zgwałcić. Chciał raczej porozmawiać z nią po prostu na osobności. A wokół celi pod pokładem było stanowczo zbyt dużo miejsca dla ciekawskich uszu. W tym momencie słuchać mogła ich co najwyżej jedna osoba – Dudu, prochowy, który oczywiście mógłby bez problemu roznieść wieści. A jednak z jakiegoś powodu mężczyzna wolał ją mieć przy sobie. Na razie. Tak właściwie prędzej czy później i tak wrzuciłby ją do celi.
    – Jesteś na Słowiku, panienko – rzucił chłodno, choć przez jego głos przebijała się też swoista duma. Dbał o ten statek i o załogę i wierzył, że nadawał się na kapitana. Szczęśliwie, reszta piratów, przynajmniej na razie, również. – Pięknym szkunerze pełnym piratów, dowodzonych przez kapitana Kita. Miło mi poznać, moja droga. Jestem do twoich usług.
    Jego słowa ociekały jadem. Nie żywił może jeszcze specjalnie wrogich uczuć do szlachcianki, ale na razie jej podejście zaczynało w pewien sposób prawdziwie go irytować. Tylko w pewien sposób, bo w większości nadal bawiło i dawało wiele przyjemności. Zresztą, jego okręt naprawdę napawał go dumą. Długo na niego zapracował, tak jak i długo pracował nad nim. I był. Z całą załogą, której nie zabierało się na bunt, na okręcie tymczasowo pełnym towaru, który już wkrótce mieli sprzedać z pomocą znajomego pasera.
    Jak Kit mógł nie być dumny?
    – Myślałem, po prawdzie, że szlachta ma być inteligentna. Że czegoś tam was uczą – rzucił, doceniając miejsce siedzące stanowczo poza jej zasięgiem. – Myślałem więc, że nie brak ci sprytu chociażby na tyle, żeby ocenić, że jesteś naszym dodatkowym sposobem na zarobek. Jeśli chcesz usłyszeć to dokładniej, dostaniemy za ciebie okup. Świetny dodatek do waszego statku, za który pięknie ci dziękuję. Bo widzisz – zaczął wyjaśniać – mam ten problem, że jestem raczej człowiekiem słownym. I gdybyś mnie nie zaatakowała wtedy pod pokładem, obawiam się, że zostawiłbym się na tym pięknie ogołoconym statku. A tak… cóż, nie muszę obchodzić się smakiem.
    Uśmiechnął się szeroko, zresztą szczerze. Choć bez wątpienia dziko, drapieżnie, z niemal zwierzęcymi iskrami w jego czarnych, nieprzeniknionych oczach.
    – Mam dla ciebie na dole specjalne lokum, panienko. Z dala od lubieżnego wzroku moich załogantów, mogę dodać, ku twojemu pocieszeniu. Ale zanim tam ruszymy, mam jeszcze parę pytań. Co w tym momencie trapi mnie chyba najbardziej; jak to się stało, że osoba w twoim wieku nadal nie wyszła za mąż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Wybacz, ale wysłałam poprzednią wiadomość ponownie, bo przyjaciółka zwróciła mi uwagę na pewien bezsens - w końcu każdy okręt ma celę, więc i ten miał ją z pewnością, więc tam właśnie trafiłaby raczej Janinne]

      Usuń
  9. Zawsze jest ktoś, kto dałby okup. Lata spędzone na morzu tego Kita nauczyły. Nie zdarzyło mu się jeszcze widzieć czy choćby słyszeć o szlachcicu, za którego okupu by nie było. Nawet jeśli nie tak duży, na jaki miałoby się ochotę, coś się zawsze dostawało. Jak mogłoby być w tym przypadki, Kit nie potrafił ocenić, ale to przecież nic nie zmieniało. Nie zacząłby jej traktować ani gorzej, ani lepiej w zależności od pieniędzy, jakie można by mu zapłacić. Ale miał niemal zupełną pewność, że jakieś pieniądze dostanie. A to było już wystarczająco dużo.
    – Cóż – zaczął Kit z lodowatym uśmiechem – uwierz mi, wolisz, żeby ktoś jednak się znalazł. Choćby i ze względu na tą właśnie załogę, która, jeśli nie pieniądze, to z pewnością odrobinę seksu powita z entuzjazmem.
    Nie życzył jej tego. Oj, nie. Nie życzyłby tego nawet najgorszemu wrogowi, wziąwszy pod uwagę, że kilu jego załogantów było naprawdę nieprzewidywalnych. Szczególnie w tej kwestii. A jednak wiedział też, że sytuacja, w której on po prostu uwolni szlachciankę po prostu się nie zdarzy. W końcu zawsze jest ktoś, kto dałby okup.
    – A wiem, że nie wyszłaś, bo nie tytułujesz się nazwiskiem męża, tylko ojca – odparł Kit nauczycielskim tonem, jakby tłumaczył coś dziecku. – I ostrzegam, panienko, że prawda może być dla ciebie najbezpieczniejszym rozwiązaniem – dodał, słysząc, jak się poprawia.
    Gdy Janinne mówiła, pirat wyjął butelkę rumu spod biurka i ostrożnie nalał go do kielicha. To był dobry alkohol; jedna z ich zdobyczy z niemal samego początku ich podróży. Cóż, trudno ukryć, że wyjątkowo im się szczęściło tego lata. Patrzył, jak karmelowy płyn rozlewał się po metalowym naczynku i, nie patrząc w stronę szlachcianki, powiedział:
    – Lepiej dla ciebie, żeby nie okazał się nazbyt skąpy. – Prychnął rozbawiony. – Bo uwierz, od lichych pieniędzy załoga Słowika definitywnie woli seks. Tym bardziej, że tam, gdzie płyniemy, raczej o niego trudno.
    Na Tintagel było w końcu wszystko. W końcu jaskinia stanowiła składowisko wszystkiego, czego piraci nie chcieli sprzedać, czyli góra wszelakiego alkoholu, koców, części do naprawy statku, odrobiny leków. Zdarzało się, że tam spędzali wyjątkowo mroźne zimy, więc musieli mieć wszystko, co niezbędne. A jednak kobiet brakło. Poza Jane. Czyli brakło. Rzadko zdarzało się, żeby słowikowcy kogoś ze sobą zgarnęli. Czasem były to wioskowe kobiety, mniej lub bardziej chętne. Ale jako że starali się zbyt nie wychylać – a przynajmniej tego Kit po nich oczekiwał – często pań do towarzystwa im brakowało.
    – A jak dużo ten twój mąż byłby, myślisz, skłonny zapłacić? – spytał pirat, delektując się słodkim smakiem rumu. Aż szkoda, że ta butelka już się kończyła. Niech i to będzie kliszowe, ale Kit wręcz ubóstwiał rum i stawiał go nad inne alkohole, a tego najlepszego zostawało coraz mniej.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, odpisywałam sobie właśnie i zauważyłam te kwoty, które wymieniła Janinne. I chciałam się upewnić, że one są świadome, bo to jakaś fortuna była. Orientacyjnie w tamtych czasach 1 funt odpowiadał naszym dzisiejszym 4000 funtów.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Kit nie rozumiał przeświadczenia szlachcianki, że on ją wypuści lub zabije. Nie rozumiał, czemu uważała go za aż takiego… właśnie, kogo? Idiotę? Krwiożerczego potwora? Bo po co miałby brać ze sobą kobietę, a potem ją zabijać? Groźby działały dobrze, wręcz wyśmienicie, to pirat wiedział z doświadczenia. Zresztą, najmniejsze pieniądze są lepsze niż żadne. Skoro już była na ich okręcie, pozbywanie się jej było zupełnie bezcelowe. Jeśliby mieli dostać pięćdziesiąt funtów, to już starczyłoby na dużo rumu, a to przełożyłoby się na zadowolenie załogi. Oczywiście mniejsze niż przy niemożebnym okupie, ale Kit nie trzymał na Słowiku idiotów. No, nie trzymał ich wielu. Jeśli on będzie wiedział, że więcej nie wyciągną, to i oni będą to wiedzieli. A jeśli oni będą to wiedzieli, z pewnością nie zarzucą mu, że wyciągnął za mało.
    – Dla mężczyzny, powiedziałbym, to raczej sytuacja naturalna – powiedział, patrząc na nią uważnie. – W końcu z reguły oczekuje się od niego oddania tego, co zapłacono. Choć rzeczywiście, przyznam, nie spodziewałbym się, że kobieta będzie spłacała dług za siebie.
    Pirat nie wiedział, jakim cudem ktoś w tych czasach może być aż takim liberałem, ale niespecjalnie go to obchodziło. Najwidoczniej ta szlachcianeczka miała pieniądze, ba, własne pieniądze.
    – Twoi wspólnicy? – dodał mężczyzna z nieskrywanym zaskoczeniem. – Czemu nie wyszłaś za któregoś z nich? Myślę, że ceniliby cię znacznie wyżej, niż ten narzeczony, o którym z taką pasją się wypowiadasz. W końcu żona, która nie tylko ładnie wygląda, ale i coś doradzi powinna być pomocna.
    Kit mówił, zaciekawiony odpowiedzią Janinne. Choć trudno mu było uwierzyć, żeby była aż tak utalentowana i bogata, a wyszła za jakiegoś niespecjalnie ważnego barona. Choć zanim zdążyła mu coś powiedzieć, rzucił jeszcze:
    – Nie kłopocz się tak z tymi więzami, przecież nigdzie nie uciekniesz.
    Oczywiście, że to zauważył. Na morzu nie dało się przeżyć miesiąca bez ponadprzeciętnej spostrzegawczości. A na miejscu kapitańskim – tygodnia. Musieli wypatrywać okrętów, szacować ich siłę, zwracać uwagę na najdrobniejsze zmiany w chmurach i na oceanie. Po prostu musieli widzieć wszystko. A drżąca szlachcianka, cokolwiek inteligentna, skoro w ogóle próbowała to ukryć, wcale nie była wyjątkowo niemożliwa do zauważenia.
    – Uwierz mi, wiem, jak spieniężyć towar. Po co w innym wypadku grabiłbym statki? – spytał retorycznie, pełen rozbawienia, po czym odtworzył słowa szlachcianki.
    W Londynie. Próba ograbienia czyjegokolwiek statku w samej stolicy Anglii wydawała się naprawdę pokaźnym sposobem na popełnienie samobójstwa, Kit postanowił to sobie zanotować, gdyby zamierzał odejść głośno. Cóż, taka była pierwsza myśl.
    Druga była taka, że cholera, dawno tego miasta nie widział. Pomyśleć, że kiedyś się tam wychował. Już nic stamtąd nie pamiętał, a przynajmniej chciał móc to powiedzieć. Nie, bardzo wyraźnie pamiętał tamte uliczki, podśpiewywanie, męczących rodziców, którzy nieźle opłacili jego edukację, z której zresztą wcale nieźle skorzystał. Pamiętał Londyn, ale czy tęsknił? Może odrobinę, ale mniej, niż się tego spodziewał.
    Cmoknął; nie, nie o tym powinien teraz myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie zauważyłam twojego odpisu D: Jakbym jeszcze kiedyś miała aż taki zastój, a do tego odpisywała innym autorom, proszę, upomnij się. Jeszcze raz przepraszam!]
    Kit słuchał szlachcianki z rosnącym rozbawieniem. Już chciał jej odpowiedzieć, rozwiać jej złudne, choć na pewno w pewien dziwny sposób korzystne złudzenia, wywodzące się chyba z bajek, które najwidoczniej naopowiadano jej za młodu. Albo i później.
    – Twoim zdaniem? – zaśmiał się pirat. – Jeśli takie jest twoje zdanie, to jesteś nawet głupsza, niż mi się zdawało. Bo gówno wiesz, ale i tak nie omieszkasz się tym pochwalić. Po cholerę pirat życzyłby sobie zostać piratem? Kto czerpie przyjemność ze złej sławy? Powiesz, że są tacy ludzie. I będziesz miała rację. Ale takich ludzi byłoby nieproporcjonalnie mniej do liczby piratów, którzy grasują obecnie na morzu. Wiesz dlaczego? Bo większość z nich nie ma innej możliwości. Nie przeżyją, jeśli nie okradną tego statku, który pozwoli im zakupić jedzenie. Wchodzimy w ten cykl, żeby żyć. I trwamy w nim, żeby przeżyć. W kraju dziwią się, że nie korzystamy z tak hojnie nam oferowanej amnestii? A po cholerę, skoro nadal nie mielibyśmy co do garnka włożyć? – mówił. Mówił, mówił i mówił, właściwie bez powodu. I tak nie spodziewał się, żeby to dotarło do szlachcianki. Głód. Co ona mogła niby wiedzieć o głodzie? Co ona mogła rozumieć? Już wystarczająco zresztą udowodniła, że nie ma pojęcia, o czym mówi pirat. – Powiesz, że teraz Słowik jest obfity w łupy. Bo jest. I nie tylko będziemy mogli spokojnie przezimować, ale i wypić będzie co i za co. Bo tak jest. Może chłopcy znajdą sobie jakieś kobietki. Marnują pieniądze, skoro są tacy głodni? Może. A może to będzie ich ostatnia zima. Nic, kurwa, nie rozumiesz, panienko, bo nasłuchałaś się bajań i czujesz się mądra.
    On też kiedyś był podobny do niej. Był chłopcem, który wierzył, że piraci są potężni i groźni, że palą i gwałcą, są pozbawieni uczuć. Ale chciał być właśnie taki, nie myślało mu się zostanie kolejnym kupczykiem, który będzie tylko przemnażał swój majątek. Niedużo czasu minęło, gdy uświadomił sobie swój błąd. Owszem, teraz na Słowiku mieli wszystko czego potrzebowali i znacznie, znacznie więcej. Ale nie zawsze tak było. Nie zawsze był sam Słowik. Teraz nawet zastanawiał się, czy nie żałuje, że wszystko wyszło tak, a nie inaczej. Że nie może przeklinać podobnych sobie. A jednak w pewien sposób lubił to igranie z ryzykiem, to…
    Jego rozważania przerwała Nagle szlachcianeczka, która nagle wstała. Mężczyzna również to zrobił i złapał za kordelas równie powoli, co ona stawała. Następnie szybkim ruchem przyskoczył do niej i przyparł do ściany, trzymając broń na wysokości jej gardła.
    – Zbyt się tu rozpanoszyłaś, panienko – powiedział lodowato, z zimną, suchą satysfakcją, że owszem, może to robić. Patrzył jej prosto w oczy nieustępliwym spojrzeniem, w którym jawiło się wyraźne ostrzeżenie.
    Przyłożył zimne ostrze do jej gardła, niby bezwiednie, a na jego twarzy wykwitał powoli uśmiech.
    – Teraz? Wrzucę do lochu. I albo grzecznie dasz mi się tam zaciągnąć, albo… – W tej chwili leciutko przycisnął kordelas, nacinając jej skórę nieznacznie. Wystarczyło jednak, żeby po szyi pociekła jej cieniutka stróżka krwi. – Cóż, rzadko mamy na pokładzie jakąkolwiek rozrywkę.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć. Szybka informacja: niestety wyjeżdżam i wrócę dopiero w przyszły czwartek. Przepraszam, ale do wtedy nie ma szansy, że pojawi się odpis, chyba że cudem wywalczę internet, ale raczej bym się nie spodziewała :D Więc jakbym ci nie odpisywała to proszę, żebyś się nie zniechęcała!]

    OdpowiedzUsuń