Pik Segia Hae-Sook Tonotho
Naznaczona przez przodków i naturę
Uzależniona od “wspomagaczy” ułatwiających porozumiewanie się z Nimi
Zaczynasz recytować swoje imię. Szepczesz, subtelnie, cicho, powoli, jeszcze ciszej. Oni nie lubią krzyku, doskonale o tym wiesz. Odzwyczaili się po śmierci. Twoje imię działa na nich kojąco - przyciąga, jest jak zaklęcie przeznaczone wyłącznie dla Nich. Nawet wódz nie słyszał go w całości. Masz pozwolenie przyzywać ich w ten sposób tylko i wyłącznie, kiedy jesteś sama. Nie kwestionujesz, nie łamiesz zasad. W tej chwili czujesz wyłącznie drżenie gęstniejącego powietrza i kadzidła.
Samotność bywa najgorszym przekleństwem. Wzbudzałaś strach w swoich braciach zanim tak naprawdę zrozumiałaś dlaczego - dokładnie tak samo jak twoja poprzedniczka i następczyni. Czujesz się samotna, choć tak naprawdę nieustannie otacza cię wiele dusz. Jesteś potrzebna. Kto inny da radę zapobiec suszy spowodowanej gniewem przodków?
Ile będziesz w stanie poświęcić dla własnego szczęścia?
Mówią, że jesli jedna osoba nazwie cię świnią to nie przejmuj się... Ale jeśli usłyszysz to od kilku osób to znaczy, że nią jesteś. Maximilian pierwszy raz usłyszał to od swojego brata i matki. Potem poszło z górki i niebawem wszyscy mieli go za złego człowieka. Zawsze odpowiadał, że takim uczyniło go życie. Poniekąd była to prawda. Max kiedyś był całkiem inną osobą, ale wiele w życiu przeszedł, a obecna sytuacja życiowa i finansowa zmuszała go do podjęcia konkretnych kroków.
OdpowiedzUsuńChociaż wciąż wszyscy mieli go za arystokratę i multimilionera, który odziedziczył ogromną fortunę to prawda była zupełnie inna. Ojciec zostawił go po swojej śmierci z upadająca firmą, którą Max musiał ratować. Jedynym sposobem na to było zarobienie mnóstwo pieniędzy.A tak się składało, że on wiedział jak szybko dorobić się fortuny.
Opłacił ekspedycję, której zadaniem było odnalezienie zaginionej cywilizacji z czym również wiązało się odnalezienie ich skarbów. Grupa ludzi pod jego czujnym okiem przemierzała dżunglę już od tygodnia wędrując tajemniczym szklakiem. W całej historii nikomu jeszcze nie udało się odnaleźć wyznaczonego na mapie miejsca. Ale Max był zawzięty i nie poddawał się. Tego też dnia kiedy wyszli zza gęstych zarośli ujrzeli wioskę i zaginione plemię o którego istnieniu nie wiedział nikt inny.
-Max... czy ty to widzisz... -Amanda Collman, antropolog i jego asystentka zatrzymała się obok niego spoglądając na wpatrujące się w nich pary oczu. -Odkryliśmy jakieś nowe plemię.
-Oby mieli to czego szukamy. -Kiwnął w stronę opłaconych strażników, którzy odbezpieczyli broń wymierzając ją w kierunku plemienia. -Zabić jak tylko jakiś dzikus choćby mrugnie okiem. -Wydał bezwzględnie polecenie.
-Max oni mogą nas wiele nauczyć. -Spojrzała na niego krzywo. -Musimy tutaj zostać, zaprzyjaźnić się poznać ich zwyczaje.
-Nie jestem tu dla nauki tylko pieniędzy.
Ale Amanda choć była tylko asystentką zawsze potrafiła w jakiś sposób przemówić mu do rozsądku. W taki właśnie sposób Max kazał opuścić broń, a Amanda wyszła na przeciw plemieniu by przemówić do nich i pokazać iż przybywają tutaj z przyjaznymi zamiarami.
Według plemienia decyzję o przyjęciu ich i ugoszczeniu musiała podjąć lokalna szamanka. Tak więc rozkazano zostać wszystkim przed namiotem, a do środka wprowadzono tylko Amadnę i Maxa.
Kiedy podbiegła do niego nawet się nie poruszył. Nie należał do osób strachliwych, a wszelkie konfrontacje z innymi były dla niego codziennością. Stąd z resztą jego blizny na twarzy. Kiedyś pewnego dnia za długi został zaatakowany i pocięty szkłem, ale nie bardzo się tym przejął. Zamiast oddać pieniądze zwyczajnie znalazł sposób jak wpakować swoich oprawców do więzienia. O jeden dług mniej to zawsze coś.
OdpowiedzUsuńŚwietnie... Pomyślał wpatrując się w jej oczy. Jakaś pieprzona dzikuska zaraz wydrapie mi oczy, albo zarazi jakimś syfilisem. Gdyby tylko mógł wbiłby jej teraz sztylet, który trzymał zza paskiem od spodni, a potem wybił całe plemię zostawiając kilka osób by wymusić na nich informację na temat ukrytego na tych ziemiach skarbu.
-Ona wie, że jesteś naszym przywódcą. Na litość boską Max powiedz coś. -Amanda uważnie obserwowała całe to zdarzenia. Interesowała się kultura starożytnych plemion oraz ich zachowaniem. Często wyruszała na ekspedycje do dżungli Amazonii by obserwować zachowania tamtejszych mieszkańców lasów. Wiedziała zatem czego oczekuje szamanka.
-Cokolwiek teraz zamierzasz wysłuchaj nas najpierw. -Odparł nie odrywając od niej wzroku. -Przybywamy w pokoju. Nie chcemy wam zrobić krzywdy. - Póki wy nie zrobicie nam a wtedy was wybyjemy jak psy. -Zajmujemy się badaniem plemion i ich zwyczajów. Jestem doktor Landcaster, a to moja asystentka Amanda Collman.
Bardziej nakłamać nie mógł, ale przecież nie mógł powiedzieć jakiejś szamance, że zależy im tylko na skarbach które znajdują się na ich rodzinnych ziemiach. Widział jednak kątem oka, że Amanda pokręciła niezadowolona głową. Nie dbał o to. Był tu dla pieniędzy i jeśli ona też chce dostać swoją działkę będzie musiała kłamać razem z nim.
-Skąd wiesz jak się nazywam? -Spytał od razu. Przecież ta dzikuska nie mogła tego wiedzieć. Nawet się jej nie przedstawił. Może zgubił dokumenty, a ona je znalazła? Ale to oznaczałoby, że potrafi czytać, a to raczej było nie możliwe.
OdpowiedzUsuńMniejsza z tym. Musiała usłyszeć od kogoś z grupy jak się nazywam a teraz będzie udawać, że ma jakieś nadprzyrodzone moce, a prawda jest taka, że naćpa się jakimś zielskiem i ma rzekomo wizje... Na jego twarzy pojawił się delikatny zarys uśmiechu.
-Więc jest tu to czego szukam?
-Max. -Amanda spojrzała na niego krzywo. -Wybacz mu. Zależy nam na odnalezieniu zaginionego skarbu, ale nie zrobimy niczego wbrew waszej woli. -Uśmiechnęła się łagodnie robiąc krok w stronę Maxa. Znała go od lat. Wiedziała, że potrafi być totalną świnią i nie liczyć się z uczuciami drugiej osoby. Kto jak kto, ale ona przekonała się o tym najbardziej zwłaszcza, że potajemnie wciąż go kochała. Pomimo tego jaki był. Szkoda tylko, że on wolał po paru razach przyjemności pozostać tylko na stopniu koleżeńskim.
-Kim w ogóle jesteś tylko szamanką czy kimś w rodzaju ich przywódcy? -Spytał rozglądając się po chacie. -Moi ludzie muszą rozbić namioty. -Nie zamierzał spać w jednej z chat. Zapach w nich nie był przyjemny wręcz obrzydliwy jak dla niego.
Nie oddalajcie się w stronę dżungli... ble ble ble też mi coś. To oznacza tylko jedno, że w tej dżungli coś jest coś czego nie możemy zobaczyć.
OdpowiedzUsuń-Jeśli tylko włos spadnie z głowy moim ludziom, a na nic ci będą twoje czar. -Powiedział spoglądając jej głęboko w oczy. -Mamy broń i...
-Max na litość boską. -Znów wtrąciła się Amanda. -Oczywiście, że nie oddalimy się od obozu. Bardzo dziękujemy za waszą gościnę. A ty chodź już.Musimy rozbić namioty zaraz zapadnie zmrok. -Pociągnęła go za ramię w stronę wyjścia z chatki. Max jeszcze wpatrywał się przez jakiś czas w szamankę, a potem pozwolił wyprowadzić się. Rozkazał ludziom by robili obóz i bacznie obserwował wszystkich dzikusów, którzy z kolei wpatrywali się w nich.
-Pozabijają nas we śnie. Jake i Larry w nocy obejmiecie pierwszą wartę. Jak tylko któryś będzie coś kombinować strzelajcie.
Zerknął w stronę namiotu szamanki. Coś było nie tak z tą dziewczyną. Jego ludzi mogła przerazić swoimi sztuczkami, ale nie jego. Jeśli miała jakieś nadprzyrodzone moce to tylko lepiej dla niego. Wtedy pierwszy raz pomyślał, że jeśli nie zgarnie skarbu to przywiezie do kraju ją i zarobi fortunę. O ile w ogóle dzikuska jest uzdolniona, a nie naćpana.
Obóz rozbili w ciągu godziny. Strażnicy, których wynajął Max by pilnowali ich bezpieczeństwa robili właśnie obchód po wiosce szukając czegoś podejrzanego. Z kolei tragarze zadowoleni, ze mogą w końcu odpocząć rozpalili ognisko i pili wino jakie udało im się przemycić. Przewodnik wraz z swoim synem zajęli się analizą mapy by znaleźć potencjalne miejsce gdzie może znajdować się ukryty skarb. Z kolei Amanda była jakaś nieobecna. Siedziała przy swoim namiocie zamyślona i nie odzywała się do nikogo. Kiedy Max odchodził od obozu przekręcił tylko oczami. Dobrze wiedział co ją gnębi. Przejęła się słowami tej dzikuski.
OdpowiedzUsuńMax zabrał ze sobą swój szkicownik i oddalił się nieco wgłąb lasu. Jeszcze był to teren zamieszkały przez plemię, ale nie należał do dżungli przed którą tak ich ostrzegano. Miał przy sobie oczywiście swój pistolet. Wolał dmuchać na zimno. Usiadł przy jeziorze. Oparł się plecami o jedno z drzew i zaczął rysować z pamięci szkic wioski w której się znaleźli. Wtedy ją zobaczył. Kiedy się rozbierała i wchodziła do wody. Aż dziwne, że nie wyczuła jego obecności. Chyba, że wiedziała o nim, ale jej to nie przeszkadzało?
-Nie przejmuj się rób swoje. -Odparł chcąc jednak zwrócić na siebie uwagę. -Widok nagiej kobiety nie jest mi obcy.
[Właśnie dobrze, że przeskoczyłaś :D ]
Mimo wszystko musiał przyznać, że szamanka była atrakcyjną kobietą i miała niezłą figurę. Odłożył ołówek na szkicownik i oparł głowę o drzewo. Domyślił się, że jako szamanka pewnie jest samotna i nie może mieć żadnego mężczyzny. Trochę jej współczuł bo nie miała pojęcia z jakiś przyjemności rezygnuje, ale pewnie też nie miała pojęcia, że owe przyjemności istnieją... Zdał też sobie sprawę, że pewnie jest pierwszym mężczyzną, który kiedykolwiek zobaczył ją nagą. Musiała być teraz cholernie zestresowana.
OdpowiedzUsuń-Od patrzenia jeszcze nic nikomu się nie stało. Chyba, że zamierzasz rzucić na mnie jakaś klątwę w stylu twoją twarz pokryją paskudne wrzody. -Zaśmiał się sam do siebie, a potem wrócił do rysowania. -Mam ci mówić szamanko? Czy masz jakieś imię?
Złość na plemię przeszła mu jeszcze zanim przyszedł nad jezioro. Rozmawiał z przewodnikiem Billem, który uznał, że najlepiej będzie załatwić wszystko pokojowo. Według niego jeśli zaprzyjaźnią się z plemieniem, poznają ich zwyczaje i nauczą się żyć tak jak oni może uda im się zabrać skarb, który dla tubylców i tak nie ma większego znaczenia, a dodatkowo zarobią na tym że odkryli nową osadę i kulturę. Zwłaszcza, że szamanka wykazywała jakieś nadprzyrodzone moce co może okazać się strzałem w dziesiątkę. Tak więc czy mu się to podobało czy nie musiał dać na wstrzymanie i zbliżyć się do ludzi, których najchętniej pozabijałby byle dostać tylko to po co tu przyjechał.
-Pik. -Powtórzył na głos. -Prosto nie będę miał problemu z zapamiętaniem. Już się bałem, że wypowiesz jakieś skomplikowane imię, które musiałbym sobie zapisać...
OdpowiedzUsuńMusiał przyznać, że ta sytuacja była dziwna. Stała nago, nie zamierzała chyba na prawdę wyjść z wody póki on będzie patrzył, ale z drugiej strony czym się przejmowała? Jest przecież obcy, są daleko od wioski, a założył się, że te dzikusy urządzają orgie jakich mało stąd tyle bachorów latających po wiosce. Tylko, że ona była szamanką i jej nie wypadło. Pewnie w jakiś sposób teraz łamała ważną zasadę. Maxa z kolei gra w brew regułą kręciła. W dżungli było gorąco i duszno, a on marzył o prysznicu. Skoro szamanka kąpała się w tym jeziorze musiało być czyste. Zaczął zastanawiać się co zrobi gdy i on wejdzie do wody.
-Czy szydzę z ciebie? -Zaśmiał się tak na prawdę sam od siebie zupełnie naturalnie. -Moi szamani? Oj nic nie wiesz Pik... Kompletnie nic o moim świecie, ale może to i dobrze. Nie ma w nim szamanów, ludzi z super talentami... Za to mamy dużo zła. Okrutnych ludzi, którzy chcą nas zniszczyć. I nie mów tak do mnie. Jestem po prostu Max.
-Oj Pik... Mój świat nieporadny? -Spojrzał na nią pytająco. A potem odłożył na bok rysownik i wstał spoglądając na gwieździste niebo. Dziś noc była wyjątkowo spokojna, księżycowe światło oświetlało wszystko w koło zupełnie tak jakby był wieczór. -W moim świecie jest wielu nieporadnych ludzi, ale jeśli tylko mają pieniądze... -Zaczął zbliżać się do brzegu jeziora powolnym krokiem. -Myślą, że są panami świata. Szydzą sobie z takich jak my. Tych którzy walczą o każdy grosz. Jesteśmy dla nich niczym tylko zwykłym mięsem, na którym się wzbogacą... -Mówił tak bo przecież sam był bankrutem, a inni żerowali na nim jak rekiny. -U nas to tacy ludzie są drapieżnikami, a my ofiarami. Jednak jeśli jesteś łowcą z charakteru... pokonasz ich. Przechytrzysz...
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę zamyślił się. Musiał przecież znaleźć sposób by odzyskać pieniądze, by spłacić długi ojca i wyjść na prostą. Niczego bardziej nie pragnął jak stanąć na nogi i ponownie poczuć, że żyje. Ta podróż miała być dla niego szansą na lepsze życie.
-Jak woda? -Spytał, a po chwili nie czekając na odpowiedz kucnął i dotknął dłonią tafli jeziora. -Nic dziwnego, że tak chętnie do niego weszłaś. Jest cudowna... -Spojrzał w jej oczy.
-Jest mi przykro. -Odparł zrywając źdźbło trawy i obracając je w dłoni. -Ale w takim świecie się urodziłem i nie mogę nic zrobić by to zmienić. A skarbu... -Odgarnął swoje ciemne włosy z twarzy tym samym sprawiając, że jego blizny były bardziej widoczne. -Skarbu potrzebuję by nie stracić tego co dostałem od mojego ojca. -Chciał spróbować to wytłumaczyć jej w taki sposób by w miarę go zrozumiałam. -On był jednym z tych ludzi... Właściwie ył kimś naprawdę ważnym i po jego śmierci odziedziczyłem wszystko co było jego. Ale źli ludzie chcą mi to odebrać... Potrzebuję pieniędzy by móc zatrzymać ziemie moich przodków i...i cały dobrobyt.
OdpowiedzUsuńKiedy trochę się go wystraszyła spojrzał na nią uśmiechając się tajemniczo. Wiedział, że jest przerażona, że nigdy prawdopodobnie nie była sam na sam z mężczyzną aż tak długo. Wtedy to wstał i zaczął rozpinać swoją koszulę.
-Niezgodne z zasadami? -Zaśmiał się wesoło. -Waszymi nie moimi. W moim świecie każdy może kąpać się w jeziorze nie bacząc na to kto już w nim jest. Nie martw się nie rozbiorę się do naga. TO jest brew moim zasadą. Nie pokazuję się nago przy obcych kobietach. -Trochę się z nią droczył, ale sądził, że dziewczyna była nieco spięta i wychowana w przekonaniu ze ma spełniać tylko swoje obowiązki. A poza tym... jeśli ją do siebie przekona dostanie to co chce...
[Musiało mi się coś pomylić :P Już zrobiłam z tym porządek. ]
-Mój skarb jest dla mnie najważniejszy. -Zdjął koszulę, a potem zabrał się za buty i spodnie zostając w samych bokserkach. -A co tak bardzo byś chciała zobaczyć mnie nago? -Uniósł brwi wchodząc powoli do jeziora. Woda była ciepła, a po ciężkim dniu i wielu tygodniach wędrówki dobrze było się odprężyć. Jednak na razie nie zbliżył się w jej stronę tylko bacznie ją obserwował. -Wasz świat wydaje się być taki prosty. -Uniósł głowę do góry spoglądając w gwieździste niebo.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy wieczór był wyjątkowo piękny. Lekki wiatr poruszał koronami wysokich drzew. W wiosce rozpalono ognisko, a dym unosił się w oddali spomiędzy drzew. Maxowi wydało się, że życie tutaj jest o wiele łatwiejsze. Jedynym problemem żyjących tutaj tubylców było upolowanie czegoś do jedzenia i ochrona swoich bliskich przed niebezpieczeństwem.
-Od dziecka wiedziałaś, że będziesz szamanką? -Spytał niespodziewanie z ciekawości. -Czy ktoś cię wybrał? Nie chciałabyś zobaczyć może innego świata? Żyjecie tutaj jak żyjecie nie mając kompletnie pojęcia o istnieniu tego wielkiego świata...
Kiedy go ochlapała oddał jej tym samym i zaśmiał się wesoło po czym podpłynął nieco bliżej na może dwa metry długości. Próbował zrozumieć jak bardzo dla jakiegoś świata moga być przodkowie i szamanka, ale nie potrafił. To nie był jego świat, jego tok myślenia. Urodził się w świecie gdzie zmarli pozostawali tylko wspomnieniem, a ci którzy mieli pieniądze mieli również władzę.
OdpowiedzUsuń-Przechodziłaś jakąś inicjację by stać się szamanką czy po prostu cię nią okrzyknęli? Czy ty naprawdę potrafisz rozmawiać ze zmarłymi? W moim świecie nikt nie ma takiego... daru. -Podpłynął do niej jeszcze bliżej. -W moim świecie ktoś taki jak ty byłby najwyżej w hierarchii. -Nie chciał jednak dodawać, że byłby również dziwadłem za które wszyscy zapłaciliby fortunę.
-Nie wolno ci opuszczać wioski? -Spytał spoglądając w jej oczy i przekrzywiając głowę na bok. -Jeśli tylko zechcesz możesz zobaczyć mój świat wystarczy poprosić.