9 maja 2019

[KP] „I want you more than I've wanted anyone…”


„…Isn't that dangerous?”



Steven Rogers

21 lat | małe miasteczko Chapel Hill | zmarła matka, ojca nigdy nie poznał | niegdyś zawodnik w szkolnej drużynie koszykarskiej | nigdy nie wyjechał na studia | duże doświadczenie mechanika samochodowego | obecnie stajenny w rezydencji Starków | spokojny, odpowiedzialny, zorganizowany


What if we ruin it all and we love like fools?
And all we have we lose?


Chris Evans; Lauren Aquilina

2 komentarze:

  1. W rodzinnym mieście ostatni raz był zeszłego roku podczas świąt Bożego Narodzenia. Przez te kilka miesięcy Anthony Stark nie zatęsknił ani razu za Chapel Hill. Małomiasteczkowość działała mu na nerwy, nie należał do osób zachwycających się naturą, czy spokojnym egzystowaniem. Zdecydowanie bliżej było chłopakowi do tętniących życiem metropolii, gdzie człowiek nie miał nawet chwili, by się nudzić. Studia w stolicy Francji okazały się spełnieniem marzeń dla młodego, pełnego wigoru Starka. Nie brakowało mu ambicji, więc bez problemu osiągał najwyższe wyniki, wygrywał konkursy i piął się na szczyt wśród studenckiej społeczności. Niestety, Tony posiadał też całą gamę wad. Jedną z nich było uwielbienie do zabawy, co niejednokrotnie skończyło się w najlepszym przypadku zaspaniem na zajęcia, w najgorszym niepojawieniem się na nich w ogóle. Howard Stark widząc poczynania jedynego syna, nie czekał długo z wykorzystaniem swej władzy rodzicielskiej. Obcięcie kieszonkowego poza opłacaniem podstawowych potrzeb Anthony'ego, jak jedzenie czy studia podziałało na chłopaka niczym płachta na byka. Ultimatum, które postawili mu staruszkowie, ani trochę nie podobało się brunetowi. Ale co mógł w takiej sytuacji zrobić? Przecież nie poszedłby do pracy, aż tak nisko jeszcze nie upadł. Dopóki miał możliwość, chciał poszerzać wiedzę i cieszyć się bogactwem. Dlatego przystał na ich warunki. Pół roku później miał u swego boku wymarzoną przez rodziców narzeczoną, a jego finanse wróciły. Plan był prosty — poślubić Lorraine Le Bon, córkę francuskich prawników, dzięki czemu starzy raz na zawsze dadzą mu spokój. Złudne wrażenie ustatkowania się syna najwyraźniej wystarczało państwu Stark do szczęścia. Nie musieli wiedzieć, że dalej imprezuje, a ta śliczna, długonoga blondynka to tak naprawdę jego przepustka do kasy. Podobała mu się, owszem. Nie byłby z nią, jeśli by go nie pociągała. Ale Tony Stark kochał tylko pieniądze i samego siebie. Nie było mowy, aby kiedykolwiek uległo to zmianie.
    — Lorra, lot masz za dwie godziny. Olej tę szminkę, pewnie wpadła gdzieś pod szafkę albo zgubiłaś ją w jakimś barze. Nie możesz się spóźnić — powiedział do słuchawki, wychodząc z auta. Machnął na lokaja, który pracował u Starków od dobrych paru lat. Nie czekając na niego, ruszył w stronę domu. — Dostanę na łeb sam na sam z nimi. Jestem tu tylko dlatego, że chcieli cię w końcu poznać. Przylecisz, odbębnimy to, co trzeba i wracamy. Okej? Świetnie. W takim razie widzimy się jutro. Pa.
    Zakończył połączenie, po czym wcisnął iphone'a w kieszeń swojej pasującej do spodni ciemnozielonej marynarki. Oparł jedną rękę na biodrze i rozejrzał się wokoło. Maj zapowiadał się ciepły oraz słoneczny, pogoda miała dopisywać przez następne dwa tygodnie. Dochodziła pora obiadu, ale student nie odczuwał jeszcze głodu, dlatego olewając zupełnie przywitanie rodziców, skierował się w stronę stajni. Kochał konie od dziecka, męczył ojca o uczenie go jeździectwa, odkąd tylko pamiętał. Howard był dość... specyficznym człowiekiem. Mimo że widział w synu ogromny potencjał, nigdy głośno tego nie przyznał. Wręcz przeciwnie, rugał Anthony'ego na każdym kroku, nawet kiedy nie było za co. Wyszukiwał błędy, aby mieć jakikolwiek powód. Syn nigdy nie odczuł z jego strony miłości, wsparcia ani zainteresowania. Nic więc dziwnego, że uciekał w świat imprez, używek oraz przygodnego seksu. Ta kombinacja dawała najmłodszemu Starkowi iluzję czegoś, co powinien dać mu ojciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez zastanowienia ruszył do boksu swojego ulubionego rumaka, Delty. To właśnie Tony nadał mu to imię. Koń mimo wieku, dalej był jednym z najlepszych, jakie mieli. Miał duszę (brunet wierzył, że inne istoty też je mają) wojownika, co zapewniało zwierzęciu wygraną. Akurat jakiś pracownik zajmował się Deltą i najwyraźniej, wziął chłopaka za ucznia. Stark parsknął śmiechem.
      — Słucham? — odezwał się kpiącym tonem. — Udam, że się przesłyszałem.
      Zmniejszył dzielącą ich odległość. Wyciągnął rękę, aby poklepać swojego ulubieńca po szyi.
      — Nie sądzę, aby musieli cię o tym informować. — Odpuścił sobie powitania, prawdę mówiąc, niespecjalnie obchodził go ten stajenny. Nawet na niego nie patrzył. — Skończyłeś? — zapytał, wreszcie przenosząc wzrok na blondyna. Chwilę mu to zajęło, ale rozpoznał w nim dawnego kolegę. — Rogers, o cholera! Zaciągnąłeś się u mojego starego? No nieźle... — Poklepał go po plecach. — Sorry, nie miałem pojęcia, że to ty. Nie poznałem cię.

      Usuń