9 maja 2019

[KP] Wszyscy pójdziemy do piekła


Danny
27 lat, przemytnik i złodziej na zlecenie, przywódca grupy
Ojciec powiedział mu, że nigdy nie odnajdzie się w tym świecie. 
Brat szuka zaczepki na każdym kroku. Siostra została dziwką, a matka? Na jej szczęście zmarła nim to wszystko się zaczęło. A mimo wszystko to on skończył z nich wszystkich najlepiej. 
Tylko na jak długo uda mu się utrzymać na powierzchni w tym cholernym świecie? 

4 komentarze:

  1. Edgetown zawdzięczało swoją nazwę temu, że pewnego razu jacyś ludzie przemierzając Pustkowie, pozostawione przez wybuchy bomb, w poszukiwaniu jakiekolwiek miejsca zdatnego do osiedlenia się, znaleźli jakieś małe domki na przedmieściach New Hills - czyli na krańcu. Amerykanie zawsze mieli to do siebie, że mogli osiedlić się wszędzie, niezależnie od tego jak ziemia bardzo chciała ich stamtąd wykurzyć. W przypadku Edgetown obrońcami ziemi okazali się być ogromni mutanci. Oblężenie trwało kilka dni, jednak ludzka determinacja wygrała. Udało im się zdobyć tę garść, ograbionych już, domków, które tak naprawdę nie miały znaczenia. Ale były ich.
    W czymś takim dorastały Eve i Beth, urodzone już po zdobyciu Edgetown, jakoś tak w momencie gdy wszyscy zaczynali się czuć komfortowo, szczególnie, że postrach Pustkowia zdecydował się tam osiedlić. Scarlet Reaper raczej nie miała planów na bycie idealną panią domu, ani nawet idealną matką. Eve do dzisiaj zakłada, że dzieci były raczej nieprzyjemną konsekwencją zaspokojenia swoich potrzeb. Może dlatego ojciec się zapił. No i nie widzieli jej już od lat. Może ktoś ją w końcu ustrzelił.
    Eve nie miała czasu jej szukać. Jako obdartus, drobny dzieciak biegający z pistoletem, strzelający do przerośniętych karaluchów, rwała się do pomocy i wszyscy chcieli to wykorzystać, mając nadzieję, że właśnie to ich zawód mała pchełka przejmie. Dlatego nie odczuła braku matki. Jej siostra wolała zajmować się staczającym się ojcem. Na jego nieszczęście potrafił być samowystarczalny ze swoim uzależnieniem. Dopóki Beth zabrakło, bo szczęście się do niej uśmiechnęło.
    Z rok temu kilku młodych ludzi wyruszyło z kupiecką karawaną do Golden Hill. Legendarnej osady, która tak właściwie jest bardziej podobna do miasta, niż zwykłego siedliska pokroju Edgetown. Więc to na Pchłę spadł obowiązek ogarniania ojca, głównie tego aby coś zjadł i nie wypił całego towaru. Coś trzeba było jeszcze sprzedać. Beth się nie odzywała, ojciec czasem płakał, że ich zostawiła. Pchła wzruszała tylko ramionami. To nie była już jej sprawa.
    Dopóki Beth się nie pojawiła znowu w ich życiu. A raczej list od niej. I nagle znowu siostrzana miłość i poczucie obowiązku się w niej obudziło. Grupa przemytników, której jeden z członków przyniósł jej list, była jej najlepszą opcją. Golden Hills znajdowało się na drugim końcu metropolii i jeszcze było całkowicie zamkniętą społecznością. Znaczy - trzeba będzie się tam wkraść. Pchła potrafiła wiele rzeczy, ale coś takiego chyba wykraczało poza jej umiejętności.
    Aby znaleźć lidera grupy zdecydowała się poszukać w barze (jako że był to jedyny przybytek w Edgetown, to nie miał on nazwy). Znajdował się w piętrowym domku jednorodzinnym, przerobionym na bar. Po obdartej brudnej tapecie, na której gdzieniegdzie jeszcze przetrwał kwiecisty wzór, można było rozpoznać salon, chociaż wyrzucono stamtąd zwyczajowe meble, i wstawiono blaszany kontuar (ktoś znalazł kawał blachy i już), poprzybijano półki do ściany i postawiono na nich pełne i puste butelki, by jakoś to wyglądało. Poza tym, stoliki i krzesła porozstawiane po pomieszczeniu, wypełnionym powolną muzyką skrzeczącą z gramofonu w kącie. Lider siedział właśnie przy jednym ze stolików, jednym z nielicznych który się nie kiwał. Pchła ruszyła w jego stronę pewnym siebie krokiem, nie wiedząc jednak czego ma się spodziewać.
    - Wybieracie się w stronę Golden Hills? - zapytała od razu, dosiadając się do niego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra wiadomość wywołała delikatny uśmiech na jej twarzy. Wybierali się, to już dobry znak. Znaczy dało się z tym już jakoś pracować. Nie zniechęciło jej nawet to podejrzliwe spojrzenie. Zależało jej zbyt mocno, aby się dać zniechęcić tylko po spojrzeniach.
    - Och nie, nie mam zamówień. - Pokręciła głową. - Chyba. Chciałabym dostać się do miasta - powiedziała nie przerywając kontaktu wzrokowego.
    Nie była pewna ile będzie ją to kosztowało i czy będzie ją na to stać, ale nie zamierzała się poddawać. Potrafiła sobie radzić na Pustkowiu, jeżeli nie dałaby rady zaproponować czegoś materialnego (chociaż zawsze mogła zakosić ojcu bimbru, jeżeli interesował ich alkohol). Chociaż miała nadzieję coś opchnąć za dostanie się do miasta. Nie potrzebowała obstawy na Pustkowiu… ale też bezpieczniej było podróżować w grupie. Mimo wszystko. No i też nie wiedziała dokładnie jak tam dotrzeć. A skoro ta grupa i tak i tak tam zmierzała to mogła się z nimi zabrać i nie stanowić zbędnego balastu przy okazji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet się nie wzdrygnęła, gdy usłyszała śmiech. Jedynie westchnęła ciężko, zniecierpliwiona niedojrzałością dwóch facetów. A więc w to takim towarzystwie by jej było dane przebywać.
    - Mało tego, nadal chcę - odparła, wykorzystując drobny fakt, że użył czasu przeszłego jakby to była jej dawna zachcianka. - Ale skoro nie przemycacie ludzi, to bym jedynie się z wami zabrała do Golden Hills - stwierdziła wzruszając ramionami. Wspominał coś tam o taksówkach, ale pasażerowie taksówek zazwyczaj są dość bezużyteczni, a ona nie była typem osoby która zachowywała się biernie w momencie zagrożenia. Pokonanie Pustkowia było dla niej połową sukcesu. Jeżeli nie mieli zamiaru pomóc jej wkraść się do Golden Hills, to będzie musiała znaleźć na to inny sposób sama. Ale najpierw musiała się dostać pod bramę, czy cokolwiek oni tam mieli jako frontowe wejście.
    - Niańczyć? Kto tu wspominał cokolwiek o niańczeniu? - zapytała szczerze zdziwiona, że jeszcze ktoś taki się trafił. Tacy ignoranci więc jeszcze istnieli? Czy może istniał ktoś kto nie potrafił wziąć broni do ręki i odstrzelić komuś łba? W Edgetown napady bandytów czy muntatów były tak częste, że od dziecka uczono się strzelać i robić naboje. To była podstawowa wiedza. I chyba powinna być wszędzie, obecny świat był niebezpieczny. Chyba, że w jakiejś utopii była to wiedza zbyteczna. Pchła chciałaby takie magiczne miejsce zobaczyć.
    - Nawet nie próbujecie się dogadać - burknęła, krzyżując ręce na piersi. Patrząc na tę zgraję, może lepiej by było gdyby poczekała na inną grupę, ale kto wie kiedy oni się zjawią? Zawsze mogła się zaciągnąć do kupieckiej karawany na ochroniarza… Ale to wszystko mogło trwać zbyt długo. A kto wie ile ten list tutaj szedł? Na pewno nie osoba, która jej go dostarczyła. Liczył się więc każdy dzień.

    [czy oni przemieszczają się jakimś samochodem? bo tak sobie pomyślałam, że Pchła pod osłoną nocy by mogła im coś zepsuć w tym samochodzie, coś co będzie wiedziała jak naprawić i będzie miała zapasowe części, i użyje tego jako karty przetargowej :D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt, że ktokolwiek się za nią wstawił ją wielce zaskoczył, spojrzała w kierunku mężczyzny zdziwiona, chociaż kącik ust jej drgnął, jakby chciała się uśmiechnąć, ale się powstrzymała.
    Połknęła słowa, że cyrk to oni teraz wyprawiali tą bezsensownym pierdoleniem i zgrywaniem twardych gości. Jeszcze ich potrzebowała, więc nie mogła aż tak szaleć z odgryzaniem się.
    - Czego wam potrzeba? - zapytała zamiast wyrażać swoje zniecierpliwienie. - Jestem w stanie zapewnić alkohol i proch - dodała swoje najbardziej użyteczne rzeczy na handel wymienny. Nie do końca wiedziała ile by ją przejazd kosztował, chociaż z tego co słyszała chyba nie powinien być aż tak drogi skoro miała być tylko podwieziona i gdy przyszło co do czego to by ją mutant mógł spokojnie wyciągnąć z samochodu, oderwać jej głowę i wbić na pal, podczas gdy nieustraszeni chłopcy Pustkowia odjechaliby w siną dal.
    - A ratujcie się do woli - odparła, szczerze znudzona tymi komentarzami, nawet na nich nie spojrzała.

    [to super :D ]

    OdpowiedzUsuń