Lilian Jones
sierota • wielokrotnie karana • iluzja • zmiennokształtność • klonowanie • ukrywa się w Niemczech • wegetarianka • nie może pić bo traci nad sobą kontrolę
Jackson Hills
dzieciak z bogatej rodziny • ścigany we wszystkich stanach • teleportacja • technopatia • międzynarodowy haker • nieuchwytny • miejsce pobytu nieznane
Misja, jaką im powierzono była bardzo ważna i ściśle tajna. Musiało im się powieść, żeby zmniejszyć ryzyko własnej śmierci. I miliardach innych osób na świecie. Zadanie było trudne do wykonania, bo jak namówić garstkę osób do zrobienia tego, co mieliby zrobić? Oczywiście nawet bez mówienia im, że najprawdopodobniej zginą. Zresztą, przecież nikt nie musiał o tym mówić. Nie bez powodu ci, którzy zostali wybrani, są trudni do złapania lub nawet chronieni przez specjalną odnogę rządu amerykańskiego. Byli inteligentni i wiedzieli, jak zacierać po sobie wszelkie ślady. Jeśli któryś z nich miał rodzinę, to się z nimi po prostu nie kontaktowali albo robili to w bardzo ostrożny i niezauważony sposób.
OdpowiedzUsuńDeacon Morgan wiedział, do kogo najpierw uderzą. Do tej jednej kobiety, która była łatwa do znalezienia, jeśli miało się wtyki w tajnym szczeblu rządu i nie do zidentyfikowania dla niewtajemniczonych. I tak, on miał takie koneksje i zamierzał je wykorzystać.
Co do słuszności zadania… cóż mógł powiedzieć? Nie chciał zginąć, ale jego moc nie była… nie dałaby rady w porównaniu z tymi czterema, jeśliby się je połączyło. Poza tym, faktycznie, po nich nikt nie będzie płakać, nikt nie zatęskni, bo nie będą mieli za kim. Cała czwórka została już dawno stracona przez społeczeństwo, a pewnie nawet i przez najbliższych.
- Chodźmy, nie mamy czasu do stracenia – stwierdził Deacon po odprawie. Oczywistym było, że nikomu nic nie powiedzą, nikomu nic nie zasugerują. To też wpisywało się w ich obowiązki zawodowe, a on (mimo że prawdopodobnie niedługo może zginąć) lubił swoją pracę.
Zgarnął ze stołu akta czterech obiektów i skierował się do wyjścia z sali. Poczekał na swojego towarzysza, aby omówić plan działania.
- Sugeruję, żeby najpierw polecieć po Heather Frye. Możliwe, że widziałem ją kiedyś, kiedy była szkolona na zabójczynię. Możliwe też, że mógłbym zdobyć jej akta, te, które zostały utajnione – powiedział porozumiewawczo. – Zobaczymy, co się w nich kryje i czy można ją przekonać do misji bez użycia… przemocy.
Różnego rodzaju obroże czy wybuchające chipy były opcją na samej szczycie listy argumentów, ale kto wie. Może akurat któreś z tych czterech obiektów uda się przekonać w inny sposób. Może niekoniecznie szantażem, a obietnicą.
- Przy okazji proponuję też dotrzeć do kamer na świecie i wrzucić do programu rozpoznawania twarzy wszystkie cztery zdjęcia.
W aktach mieli podane tylko ostatnie miejsce, w których obiekty mogłyby się znajdować. Jeżeli chowają się w jakichś miastach, to istniała szansa, że program ich odnajdzie. Od czegoś przecież musieli zacząć. Najgorzej pewnie będzie z tym teleportującym się hakerem. Trzeba będzie wyposażyć się w specjalne gadżety tłumiące moce czy coś w tym rodzaju. Na pewno im to nie zaszkodzi, a możliwe, że pomoże. Cóż, zapowiadała się naprawdę interesująca misja.
Ale panna Frye nigdy nie zabiła ani nie skrzywdziła dziecka.
OdpowiedzUsuńDeacon szybko otrzymał informacje od swojego łącznika w tajnym szczebelku rządu, więc szybko mogli wyruszyć do Tokio.
Spojrzał na swoją towarzyszkę i nawet się lekko uśmiechnął.
- Jasne. Oby tylko nie próbowali nas zabić. Wtedy będzie gorzej – oczywiście wzięli ze sobą teczkę z różnymi gadżetami, które mogą im się przydać, aby obezwładnić obiekty. Te obroże tłumiące moc były bardzo pomysłowe.
W Tokio lądowali kilkanaście godzin później. Mieli już wynajęte pokoje w hotelu, na tabletach i laptopach potrzebne informacje. Zbliżała się godzina wieczorna, słońce powoli zachodziło, jednak nie mieli czasu do stracenia. Mutant, który był zagrożeniem dla całej ludzkości na pewno nie będzie spokojnie czekał, aż ludzie zbiorą ekipę, która ma się mu przeciwstawić.
- Jej mieszkanie jest niedaleko – powiedział Deacon, kiedy spojrzał w ekran tabletu, a później na nazwę ulicy. – Dziwię się, że Sekcja oddaje nam jedną ze swoich najlepszych zabójczyń. Przecież wiedzą, że może nie wrócić…
Szybko odnaleźli Heather, która jak gdyby nigdy nic szła chodnikiem na wysokich obcasach i w idealnie skrojonym kostiumie. Włosy miała rozpuszczone, a w ręce trzymała siatkę z małym zakupami. Deacon postanowił ją śledzić, aczkolwiek szybko stracili ją z oczu, żeby zaraz pojawiła się za nimi, obejmując ramieniem szyję agenta, a do jego głowy przystawiła pistolet. Niewielki, bo niewielki, ale to była broń palna. Stali w małej uliczce, szybko nikt na nich uwagi nie zwróci.
- Czego chcecie? – zapytała, umacniając uścisk i zmuszając Morgana do pochylenia się do przodu. Było niewygodnie, ale bardziej niewygodna była lufa przy jego skroni.
- Heather Frye, miło poznać – zaczął spokojnie. – Chcemy pogadać. Zaproponować ci pewną umowę…
- Kiedy po raz ostatni coś takiego słyszałam, zostałam zabójczynią dla rządu.
- Teraz możesz ocalić świat. Nie za darmo oczywiście – zaznaczył od razu. Spojrzeniem przekazał Sylvii, że wszystko jest w porządku i żeby na razie była spokojna i nie podejmowała pochopnych decyzji. – Będziesz mogła odejść z Sekcji.
Heather prychnęła pod nosem.
- No jasne, bo to takie proste.
- Będziesz mogła spotkać się z siostrą i siostrzenicą – mówił dalej. Usłyszał milczenie ze strony Frye, co uznał za pewien sukces. – Ale przede wszystkim dostaniesz zgodę na zemstę na kolegach z jednostki…
Nie dokończył, ponieważ Heather dwoma ruchami posłała Deacona na kolana. Teraz niestety nie mógł być jej żywą tarczą, ale w tym momencie wolała, aby mężczyzna był niżej od niej.
- Oni nie mogli ci tego obiecać, ale jeśli wykonasz dla nas pewne zadanie…
- To, co mówisz, jest bardzo interesujące, ale przestałam już wierzyć w rząd i ich wysłanników. Nic mi po waszych obietnicach, umowach czy co tam sobie chcecie.
- Chociaż nas wysłuchaj. Będziesz mogła ochronić swoją rodzinę.
I cóż, to intrygowało Heather, chociaż starała się to ukryć.
- Co to za misja? – zapytała, jednak wciąż groziła bronią Morganowi.
[Proszę, żebyś nie przypisywała moim postaciom jakichś czynów lub zachowań chyba że np. twoje postacie są o czymś przekonane, są pewne tego, co się stało (wiadomo jak to jest), ale nie ma na to dowodów :)]
Deacon stał cały czas na kolanach. Był raczej spokojny, Frye raczej go ot tak nie zabije… Chyba. Taką przynajmniej miał nadzieję.
OdpowiedzUsuńSłuchał swojej partnerki, jednocześnie zastanawiając się jaki ruch wykona Heather. A ona po prostu za pomocą telekinezy uniosła akta i zaczęła je przeglądać, kiedy tamta kobieta odeszła na bok. Cóż, nie powinna się odwracać ani tracić czujności. Może gdyby Heather nie była zainteresowana misją (głównie korzyściami, jakie mogłaby mieć, gdyby udało jej się pomyślnie ją ukończyć), to już pozbyłaby się tych dwóch agentów. Postanowiła jednak przeczytać akta i cóż… nieco się przeraziła. Ten mutant, który stanowił zagrożenie był naprawdę potężny. Oni, ludzie, mieszkańcy Ziemi, nie mogli pozwolić, aby wisiało nad nimi takie niebezpieczeństwo, tym bardziej aby ten mutant zniszczył ich świat. Będą się bronić, jak zawsze.
- Moje szefostwo wie, że tu jesteście? – zapytała spokojnie i za pomocą swojej mocy oddała teczkę kobiecie.
- Oczywiście. To od nich wiemy, gdzie cię znaleźć. I że masz rodzinę na Ukrainie…
- Dosyć – warknęła i pchnęła Morgana na ziemię. Nie lubiła, kiedy obcy mówili o jej rodzinie. Ten cały śmieszny psycholog organizacji rządowej, dla której ostatnimi laty pracowała, lubił wywlekać na światło dzienne temat rodziny oraz tego, co się stało w wojsku. Heather tego nienawidziła.
Deacon szybko się pozbierał i stanął na równe nogi zaraz przy Sylvii. Cieszył się, że wiedzą, gdzie szukać kolejnej… kandydatki. Jednakże nie mogli opuścić Tokio bez Frye.
- Pospiesz się, nie mamy wiele czasu – Morgan wchodził na kruchy lód, chyba nie powinien jej pospieszać. – Nie wiadomo, kiedy ten mutant zaatakuje.
Heather spojrzała na nich, a w jej głowie kłębiło się wiele myśli. Była przygotowywana do różnych misji, a ta wydawała się być najniebezpieczniejsza. Ale mogła ocalić swoją rodzinę.
- Dobrze. Zgadzam się. Pomogę wam – powiedziała w końcu. Była zdecydowana. Tyle lat chroniła rodzinę, więc teraz miałaby odpuścić? A przy okazji misji… nie wiadomo, gdzie się podzieje i co może się komu wydarzyć…
Pozwolili spakować Heather najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej torby podróżnej. Cóż, niech weźmie to, w czym będzie się czuła dobrze. Frye skupiła się głównie na broniach. Nie miała jej wiele w mieszkaniu, zawsze dostawała sprzęt od organizacji. Deacon zapewnił ją, że od nich też coś dostanie.
Niedługo później lecieli już na berlińskie lotnisko. Heather siedziała z tyłu samolotu, więc Sylvia i Deacon mogli w spokoju porozmawiać.
- A więc kopie i iluzja? – mężczyzna przeglądał kolejną teczkę z aktami. – No dobrze, zobaczymy, co nas tam spotka. O dziwo z Frye nie poszło najgorzej… - odwrócił się lekko przez ramię do tyłu i skrzyżował spojrzenie z niezbyt przychylnym spojrzeniem Heather. No cóż.
[Tak to zabrzmiało z tym dzieckiem i wcześniej z Shay’em :D Ale jest spoko :D
Jaram się tym wątkiem <3]
Niestety, żyli w takich czasach, że musieli nauczyć się żyć z ludźmi, którzy mają nadludzkie zdolności, które albo ułatwiają życie, albo wprost przeciwnie. I byli też tacy przed którymi lepiej uciekać, a specjalnie wyszkoleni ludzie mieli ich łapać.
OdpowiedzUsuńNo tak, mogli się spodziewać tego, że ich kolejny cel będzie robić sobie z nich żarty, podsyłając kilka kopii samej siebie. Równie dobrze w tym momencie mogła zbiegać schodami w dół budynku, żeby przed nimi uciec. Oczywiście Deacon mógł pobrać obraz z kamer przed wyjściem z hotelu, jednak wolał nie wykonywać żadnych takich ruchów. Frye była wyszkoloną zabójczynią, a Jones mogła strzelić w każdej chwili. Obie były niebezpieczne.
Weszli do pokoju hotelowego. Morgan rozejrzał się. No ładnie sobie żyła.
- Chodzi o to, co potrafisz – zaczął w końcu, stojąc naprzeciwko dziewczyny. – Naszemu światu zagraża niebezpieczny mutant, który póki co, zbiera siły. Nie możemy pozwolić, aby wciąż to robił, ponieważ nie damy sobie z nim rady – położył na stoliku te same akta, które niedawno czytała Heather. – Jeśli nam pomożesz, będziesz mogła rozpocząć życie od nowa.
Oczywiście na tyle, na ile zgodzą się ich szefowie, ale o tym żadne z nich nie musiało wiedzieć.
- Możesz przyczynić się do ocalenia wielu ludzi – dodał po chwili.
[Czy robimy jakiś romans między jakimiś naszymi postaciami? :D]
Deacon prychnął pod nosem, kiedy dziewczyna rzuciła aktami.
OdpowiedzUsuń- Posłuchaj, nie wiem, czy możemy ci obiecać to wszystko, ale zobaczymy, co da się zrobić. Tymczasem, jeśli nie pomożesz, to nie będziesz już miała skąd kraść pieniądze, bo wszystko zostanie zniszczone. Włącznie z tym życiem – powiedział spokojnie. Cóż, moc iluzji naprawdę może im się przydać w tej nierównej walce. – A możesz przecież wiele zyskać. Chociażby to, o czym przed chwilą wspominałaś. Pospiesz się, nie mamy wiele czasu do stracenia.
Póki co, mogli rozgrywać to z Sylvią na spokojnie. Jeśli Lilian wciąż będzie stawiała opór, będą mogli wykorzystać te interesujące gadżety, które ze sobą przywieźli. Wiadomo, trzeba będzie uważać, żeby nie trafić na żadną z kopii, ale powinni sobie poradzić.
[To pomyślimy, jak na scenie pojawią się już wszyscy :)]
Deacon nie skomentował słów panny Jones. I tak dobrze, że się zgodziła dobrowolnie. Póki co, wolał uniknąć stosowania innych środków.
OdpowiedzUsuń- Sydney – powiedział po chwili, patrząc w tableta, kiedy wracali na lotnisko taksówką. Nie było czasu na hotele czy inne takie. Przecież mogli odpoczywać w czasie lotu. Zwłaszcza, że poruszali się z kontynentu na kontynent. W prywatnym odrzutowcu „firmy” mieli też jedzenie i picie, a nawet dobrze wyposażoną łazienkę.
Heather czekała na nich spokojnie w samolocie. Właśnie przeglądała Internet na pozostawionym sprzęcie i popijała mrożoną herbatę. Dała się na to namówić i właściwie nie mogła się doczekać, aż skończą tę misję.
Oderwała wzrok od ekranu i spojrzała na wchodzących na pokład ludzi. Szybko im poszło.
- Heather – przedstawiła się dziewczynie, podchodząc do niej i podając jej dłoń. Wyglądała na bardzo młodziutką. Widocznie musiała mieć przydatne moce. Chociaż z drugiej strony, nie powinien ją dziwić fakt, że rząd bierze na tę misję ludzi w różnym wieku. Uzdolnieni, to uzdolnieni. A jak zginą – trudno.
Deacon poszedł pogadać z pilotami. Drugi był już gotowy do startu, pierwszy mógł odpocząć.
W Sydney było tak średnio ciepło, dlatego Shay ubrał na siebie bluzę, kiedy wychodził z mieszkania. Miał dzisiaj ochotę na szybki zarobek w postaci wygranego wyścigu samochodowego. Był w tym naprawdę niezły, a już zwłaszcza ze swoją mocą, która pozwalała mu idealnie wchodzić w zakręty. Nie spodziewał się jednak, że jego plany zostaną pokrzyżowane. Nawet nie zdążył wsiąść do auta, kiedy zauważył dwójkę agentów, stojących niedaleko.
- Witajcie, moi drodzy – zaczął i uśmiechnął się do nich szeroko. – Przepraszam bardzo, ale spieszę się. Nic nie zrobiłem, nic nie wiem, co złego, to nie ja – dodał zaraz, zbliżając się do swojego Mustanga.
- Nie interesuje nas, co zrobiłeś, a czego nie. Raczej to, co możesz zrobić i co potrafisz – zaczął Morgan. – Szybka piłka, okej?
Shay spojrzał na niego, unosząc jedną brew wyżej. Ha. Gestem dłoni pozwolił mu mówić.
- Potrafisz spowalniać czas, podobno jest to wysoko rozwinięta umiejętność. Wiemy, że to ty ukradłeś diament. Tak, tak, ten sprzed pięciu lat. Możesz go mieć, nikt ci go nie zabierze. Ba, możesz go sobie nawet sprzedać, jeśli nam pomożesz.
Znów opowiedzieli historię mutanta, który planuje zawładnąć światem, wybić ludzkość, możliwe, że założyć jakąś własną populację…
Shay spojrzał na kolejną nieznajomą. Ona wyglądała zupełnie inaczej niż tych dwoje przed nim. Uśmiechnął się pod nosem, słuchając jej słów i widząc jej fascynację samochodem. No cóż tu dużo mówić, siedział długo przy tym aucie, dobierał części i tak dalej, żeby jeździło się nim jak najlepiej. Lubił auta, ale to było wiadomo z policyjnej kartoteki.
OdpowiedzUsuń- Moja droga, nieważne, czym jeździsz, tylko jak tym jeździsz – odpowiedział, na chwilę ignorując dwójkę agentów, którzy najwyraźniej nie byli zadowoleni z przybycia blondynki.
Deacon spojrzał na Sylvię, a potem westchnął. Fajnie, że wszyscy mieli tak przydatne moce i umiejętności, ale Morgan już wiedział, że trudno będzie ich jako tako przeszkolić, żeby pracowali razem. No dobra, z Frye może nie będzie najgorzej, ale jak patrzył na tych dwoje…
- Nie sądzę, żeby miała coś wartościowego w torebce – odszepnął Frost do Lil. – Można to łatwo stw… - przerwał, kiedy wtrąciła się kobieta i znów spojrzał w stronę agentów. – Czysta kartoteka? Ale to mi nie odda lat, które spędziłem za kratkami.
- Nic ci nie odda lat, jeśli zginiesz.
- Przecież i tak mogę zginąć, prawda?
- Owszem, takie ryzyko niesie za sobą ta misja – przyznał szczerze Deacon. – Ale i tak możecie zginąć – czy podejmiecie działania, czy też nie.
Shay spojrzał na Lilian i westchnął. Przynajmniej będzie miał towarzystwo. Średnio uśmiechało mu się narażanie życia, ale faktycznie, może jakoś sobie poradzą. Wizja czystego konta, aut bez liku i w ogóle te wszystkie obietnice były kuszące.
- Dobrze, zgadzam się – odpowiedział w końcu. – Ale będziemy tylko we dwoje?
- Nie, spokojnie. Chodźmy już, nie ma czasu – zrobił krok w bok, dając im do zrozumienia, że mają iść przodem. Przy okazji spojrzał w tableta, jednak ani śladu ostatniego bohatera…
Można powiedzieć, że Sylvia i Deacon mieli dużo szczęścia. Złapać kogoś, kto się potrafi teleportować? Przecież sam strzał specjalnym chipem, który tłumił moce, był trudny do wykonania. Mogli go dorwać, kiedy spał lub kiedy był… nietrzeźwy. Tak jak teraz. To była ich jedyna szansa.
OdpowiedzUsuńMorgan spojrzał ukradkiem na trójkę „wybawicieli ludzkości”, którzy siedzieli sobie razem z tyłu samolotu i prawdopodobnie się zapoznawali. Byle tylko jakoś się dogadali, bo Ziemia nie potrzebowała teraz bohaterów, którzy nie potrafią się zgrać i cała misja pójdzie na nic.
- Może jednak powinniśmy pójść z wami – zaczął Shay. – No wiecie, potrafię spowolnić czas, więc może uda mi się to zrobić, zanim ptaszek odfrunie.
- Dziękujemy, panie Frost, jednak lepiej, żebyście zostali tutaj – odpowiedział Deacon. – Panno Frye, mogę prosić o…
- Nie będę ich pilnować. Lilian potrafi tworzyć swoje kopie – przypomniała im jak to było, kiedy szli po Shay’a.
Deacon westchnął cicho. Później w końcu opuścili samolot wraz z Sylvią i udali się pod wskazany adres. Mieli też nagranie na kamerach, więc póki co powinno pójść łatwo.
Znaleźli Hillsa w pokoju, który wynajmował. Spał, więc wszystko zależało od tego, czy będą wystarczająco cicho. Właściwie teraz przydałaby się im Heather z mocą telekinezy, ale już trudno. Morgan założył Jacksonowi bransoletę z chipem tłumiącym moce i odetchnął. Dobra, mieli go.
- To co, cucimy tutaj czy przenosimy do samolotu? – zapytał swoją towarzyszkę.
Deacon obserwował ich ukradkiem. No dobrze, mieli ich i właśnie transportowali we wskazane miejsce. Poszło nawet łatwiej niż się spodziewał. Oby tylko później nie było gorzej. Każde z nich było różne, ale miał nadzieję, że dzięki treningom się zgrają.
OdpowiedzUsuńShay spojrzał na swojego „bliźniaka” i zaśmiał się.
- No proszę, jeszcze zmiennokształtność? Nic dziwnego, że to właśnie ciebie wybrali do tej misji – stwierdził. – I owszem, potrafię spowalniać czas – złapał za kubek, który stał na stoliku, a potem podrzucił go do góry. Kiedy kubek zaczął spadać, Shay sprawił, że kubek zatrzymał się w miejscu, tak jak jego nowi koledzy. Zaraz jednak dotknął wszystkich, skupiając się na każdym z osobna, jakby ich wyłączając z tego spowolnienia. Działało to podobnie jak z przenikaniem przez przedmioty – jeśli się kogoś dotykało, można było przeniknąć razem z nim. Jednak w tym przypadku wystarczyło raz dotknąć, bez konieczności ciągłego kontaktu. – Ta-da! – uśmiechnął się szeroko. – Lecimy teraz bardzo wolno, nawet tamci są spowolnieni. Potrafię też sprawiać, że inni tego nie doświadczają, jak wy teraz.
Nagle wyłączył spowolnienie czasu, a kubek prawie runął na blat, kiedy zatrzymał się centymetr nad powierzchnią.
- Telekineza – powiedziała Heather i odłożyła za pomocą mocy kubek na miejsce. – Więc wszyscy jesteście dewiantami?
- Pewnie tak – zgodził się Shay.
- Oczywiście… - Frye spojrzała w kierunku agentów. No tak, na walkę z potężnym mutantem lepiej na początek wysłać ludzi, którzy są „gorsi”, aby go osłabić. Jeśli zginą, to nic, prawda? Później pewnie na scenę wkroczą inni bohaterowie, może nawet wojska.
- No to co ty zrobiłaś?
- Zabijam ludzi dla pieniędzy – Heather już dawno przestała wierzyć w te bajki, które jej sprzedawali w „pracy”, że czyni świat lepszym i zabija ludzi, którzy szkodzą innym ludziom. Dzięki wykonywanym zadaniom miała ładne mieszkanie w dużym mieście. Musiała tylko stracić swoją tożsamość. Dosłownie ją pochować.
- A wy?
- Dolatujemy na miejsce – zakomunikował Deacon. – Zapnijcie pasy – sam to zrobił i spojrzał na Sylvię. – Myślisz, że góra ma rację? Dadzą sobie radę?
Heather westchnęła cicho.
OdpowiedzUsuń- Każą kogoś zabić, to to robię. Dostaję za to pieniądze. Ludzie, dla których pracuję i którzy mnie szkolili, pomogli mi w najczarniejszym momencie mojego życia. Im się nie sprzeciwia – właśnie dlatego jeszcze nie odeszła ani nie poszukała rodziny. To było skomplikowane.
Spojrzała w stronę Jacksona. Ten chłopak mógłby się jej później przydać.
- Możesz się teleportować gdzie chcesz? Znaczy musisz wiedzieć, widzieć w głowie konkretne miejsce, do którego chcesz się teleportować czy nie? I czy masz jakieś ograniczenia? Nie wiem, w milach na przykład?
Shay podchwycił pytanie Heather. No on miał jako taki limit, który regularnie się zwiększał w miarę jak używał mocy. Tak pewnie mieli wszyscy z nich.
- No tak, ale może być tak, że nie będzie dokąd uciec – dodał po chwili, odpowiadając na pytanie Lil.
Miejsce, w którym się znaleźli, było wysokim budynkiem w jakimś mieście. Mieściła się tam cała baza operacyjna tej misji. Było tam kilku ludzi. Zapewne każdy z nich miał swoje zadanie i wiedzę do przekazania „śmiałkom”. Heather to znała i czuła się nieco pewniej. Morgan wyjaśnił im, że przejdą krótkie szkolenie; głównie chodziło o pokaz ich nadprzyrodzonych zdolności. On i cała reszta musieli znać limity i wiedzieć, do czego są zdolni ci, którzy mieli za zadanie uratować świat. Potem pokazano im też pokoje.
- Tu Frye z Jones, tam Hills z Frostem. Zaczynacie za godzinę.
- Tak już? A jedzenie? A krótki sen? – Shay spojrzał na mężczyznę, który tylko pokręcił głową.
- W czasie misji nie będziecie mieć czasu na takie rzeczy.
Pokoje były… w porządku. Nie jakieś luksusowe, ale też nie tragiczne. Na szczęście. Shay zajrzał też do łazienki, która też była w dobrym stanie. No przynajmniej w miarę jakoś goszczą przyszłych zbawców świata.
OdpowiedzUsuń- Życie mnie do tego zmusiło – stwierdził po chwili. Zaczął się rozpakowywać, chociaż nie wiedział, czy ma to jakiś sens. W końcu wciąż mówili, że „nie ma czasu”. Więc kto wie, kiedy ich wyślą na walkę z tym mutantem. – Urodziłem się w biednej rodzinie, w najbardziej podłej dzielnicy Sydney. Moja matka zmarła, ojciec nie zarabiał dużo, w końcu zaczął pić, więc kasa szła na alkohol. A ja musiałem sobie jakoś radzić, więc zacząłem kraść – zamknął szafę i usiadł na swoim łóżku. – Zaczęło się od słodyczy i ogólnie jedzenia w sklepikach. Poznałem kilku ludzi, którzy wprowadzili mnie w świat kieszonkowstwa, nauczyli tego i owego. Od zawsze lubiłem auta, więc i je zacząłem kraść. Ta adrenalina, kiedy próbujesz się dobrać do wozu i nie wiesz, czy zaraz ktoś cię nie nakryje. A potem jedziesz nim przez miasto – zaśmiał się. – No ale fakt, moja moc się przydawała w moim fachu. No a ty? Co z tobą? Dlaczego cię ścigają?
Heather też się rozpakowała. Spojrzała na Lil i nawet się lekko uśmiechnęła.
- Lubię się malować od czasu do czasu. A ty na pewno przesadzasz co do swojej urody – stwierdziła i przygotowała sobie ubrania do ćwiczeń. Nie wiedziała, jak to będzie tu wyglądać, ale skoro już to miejsce przypominało jej miejsce pracy… - Nie wiem, przestałam liczyć. I tu nie ma zasad. Każą ci kogoś zabić, to to robisz. Chociaż na dzieci nikt nigdy nie dostał zlecenia i to raczej się nie zmieni. Według ich ideologii dzieci jeszcze niczym nie zawiniły. Inaczej to się ma do nastolatków, którzy przejawiają już jakieś… jakby to ująć… no cóż, że mogą w przyszłości zaszkodzić ludziom. To dość skomplikowane – westchnęła. – A dlaczego ty napadasz na banki? Łatwa kasa? Twoja moc na pewno bardzo ci ułatwia.
Shay złapał paczkę w locie, ale odłożył ją na stolik. Nie palił. Kiedyś spróbował i stwierdził, że to nie dla niego. Wolał kasę wydawać na co innego, na przykład na tuning do samochodów.
OdpowiedzUsuń- Widzę, że masz zabezpieczenie. Mógłbyś się ukryć w jakimś mieście w razie czego. A ja może w końcu mógłbym spieniężyć ten cholerny diament – westchnął. – Chociaż ładnie wygląda taki w całości… - uśmiechnął się lekko, a potem spojrzał w kierunku Jacksona. - W sumie… skoro mógłbyś się tu włamać, to może odkrylibyśmy, co też przed nami ukrywają. Bo na pewno coś ukrywają – podniósł się i podszedł do okna, przez które wyjrzał. – No nic, zobaczymy, co nam powiedzą.
Heather zerknęła na blondynkę. Miała absolutną rację.
- Faceci są beznadziejni. Miejmy nadzieję, że ci dwaj okażą się jednak przydatni. Jackson może mi się przydać. I zamierzam to wykorzystać – powiedziała wprost. – Ale rezygnować z miłości nie ma co. Tak mi się wydaje. Aczkolwiek bogactwo i niezależność też nie zaszkodzi – puściła jej oczko. Diana, którą kiedyś była, była niezależna, szczęśliwa i swego czasu zakochana. Heather od zawsze była kontrolowana. Nawet teraz. – No dobrze, przygotujmy się na to spotkanie – poszła do łazienki, aby się przebrać. Później czekała niecierpliwie aż przyjdzie po nich któryś z tych agentów. Nie mogła się doczekać aż wyjdą w teren.
Chyba każdy z nich nie ufał ludziom do końca. Zawsze fajnie, fajnie, ale jednak gdzieś tam na pewno cała czwórka wiedziała, że mogą liczyć tylko na siebie. W tym przypadku, podczas tej misji musieli jednak w nieco większym stopniu wierzyć, że w razie potrzeby któreś z pozostałej trójki pomoże. Zwłaszcza z tak przydatnymi mocami.
OdpowiedzUsuń- No jasne, lepiej nie teraz, musimy uważać, żeby jednak się nie rozmyślili i nie wsadzili nas za kratki, bo już akurat nas dorwali. I fakt, trzeba uważać na nasze nowe koleżanki, a Jones ma interesujące zdolności, które… cóż, mogą wyprowadzić nas wszystkich w pole. Ciekawe, dlaczego tu w ogóle jest… - Shay zamyślił się. Przecież skoro mogła klonować samą siebie… Przecież w ten sposób podobno okradała banki. Sprytne. – Frye jest płatną zabójczynią. Nie wiem, czy bez zlecenia też mogłaby zabić, na przykład nas. Ale tak, ona wygląda na tę, która twardo stąpa po ziemi. Wygląda na zdeterminowaną… I ciekawe, czego od ciebie chciała. Przecież nie bez powodu pytała o limity twojej mocy, prawda?
Rozmowę przerwał im Morgan, który po nich wpadł.
- Panowie, zapraszam.
Heather westchnęła cicho.
- Tak, chciałabym, żeby mnie przeniósł w pewne miejsca. Prędzej czy później muszę tam dotrzeć. Zwłaszcza, jeśli sprawy się skomplikują za bardzo, jak to mówisz. Owszem, trzeba będzie się ewakuować. Z naszymi mocami akurat to może się udać. Tylko nie wiadomo, na jak długo – dodała i spojrzała za okno. Mogliby uciec. Ale gdzie by się skryli? Nawet jeśli udałoby im się gdzieś schować, to jak długo by tak żyli? Jak by to wyglądało?
Było zdecydowanie za dużo pytań. Lepiej było po prostu przyłożyć się do zadania i wykonać je w taki sposób, aby nikt nie ginął ani nie uciekał. Nie bez powodu ci tutaj zebrali akurat ich z akurat takimi mocami.
Zaraz zapukał Morgan.
- Zapraszam za mną.
Heather jakoś nie wierzyła w słowa zapewniające ich o tym, że jeśli chcą, to mogą odejść. Podejrzewała jednak, że takiego Jacksona chętnie sobie zostawią, skoro jest poszukiwany w całych Stanach Zjednoczonych. To samo tyczyło się Lilian. W przypadku Shay’a… cóż, też był złodziejem, na pewno wielu kradzieżach nie wiedzieli czy coś. A ona? Ją odesłaliby z powrotem dla „służby krajowi”.
OdpowiedzUsuńZaraz spojrzała w stronę Lil. Co? Jaka nazwa? A po co im nazwa? Wystarczy, że załatwią tego mutanta, a potem się rozejdą w swoje strony. O ile przeżyją.
- O, tak! Ja też widziałem ten film! – z zamyślenia wyrwał ją głos Shay’a. No wszyscy powariowali.
Deacon spojrzał na nich jak na grupę przedszkolaków. Nic dziwnego, że Sylvia odpuściła. Przecież tu tylko człowiek straci nerwy. Szkoda, że ci, którzy kazali im ich odszukać i sprowadzić tutaj, nie chcieli teraz zająć się resztą.
- Poczekaj… Może coś ze słowem „villain”? W końcu przecież nimi jesteśmy – zaproponował Frost i patrzył na Lil. Cóż, w końcu chyba tylko oni się w to zaangażowali. – „Hot Villains” – powiedział nieco zmienionym głosem, trochę przyciszonym, nadając tej nazwie jakiś tam efekt.
Heather spojrzała na Jacksona, a potem na Morgana, który westchnął cicho.
- Jesteście niemożliwi – stwierdziła, ukrywając lekki uśmiech. No co, zabawni byli.
Deacon ponownie westchnął i spojrzał na Sylvię.
OdpowiedzUsuń- Nie my ich wybraliśmy, pamiętaj – mruknął pod nosem Ale Heather i tak to podchwyciła. No tak, wiadomo, zawsze jest jakaś góra, która jest silniejsza od nich samych. W tym przypadku było to oczywiste, że ktoś wysłał pomniejszych do sprowadzenia tutaj czterech ludzi, którzy dla całego świata mogliby zostać straceni. – Długo wam to jeszcze zajmie? Jeśli nie przebrniecie przez to, co zaplanowaliśmy na dzisiaj, nie pójdziecie ani na kolację, ani spać. Im dłużej będziecie zwlekać, tym później się doczekacie tych rzeczy – powiedział już głośniej, patrząc głównie na Lilian i Shay’a.
Frost spojrzał na Morgana, a potem na blondynkę.
- Nie, to brzmi dziwnie. Nie jestem w tym najlepszy… Wymyślanie nazw i w ogóle. Ale Last Villains jest super – uśmiechnął się szeroko.
- Nie możemy po prostu zostać przy swoich imionach? – zaproponowała Frye i skrzyżowała ręce na piersiach. W sumie nie miała pojęcia jak sama mogłaby się nazywać. Jej mocą była telekineza. A Jacksona jak planowali nazwać? Teleporter? – Znając życie, media i tak się dowiedzą i sami nas jakoś nazwą i… o cholera – Heather wyglądała teraz jakby dotarło do niej coś bardzo istotnego.
Morgan chyba się zorientował, o co jej chodziło. Przecież Heather była… nowa. Powstała dopiero kilka lat temu. Pierwotnie Heather Frye była Dianą Mikitiuk. Jeśli media się zorientują…
- Nie dowiedzą się – Deacon był bardzo stanowczy. – Poza tym, nie skażą cię dwa razy za to samo.
- Zamknij się – Heather spojrzała na niego złowrogo. – Dobra, co z tymi pseudonimami? – zmieniła z powrotem temat, starając się nie myśleć o wścibskich mediach. Nie spieprzą jej tego, co zaplanowała, nie ma mowy. Poczuła się jeszcze bardziej zdeterminowana do wykonania powierzonej im misji i do swojej osobistej zemsty.
- Żadnego piwa ani innego alkoholu czy używek w tym budynku – zastrzegł od razu Morgan. – Możecie co najwyżej zrobić sobie ciepłe kakao na dobranoc. Musicie być przygotowani zawsze, a to się wiąże z trzeźwością.
OdpowiedzUsuń- Jedno piwo nikogo nie zwali z nóg. Chyba – Shay wzruszył ramionami. – Poza tym, faktycznie, musimy się lepiej poznać, żeby się ze sobą zgrywać i tak dalej.
- Teraz będzie się poznawać. W waszych mocach i umiejętnościach.
- Myślę, że jedno piwo czy dwa nie są najgorszym pomysłem – Heather nie wierzyła, że to mówi. Generalnie piwa nie pijała i nie miała zamiaru z nimi go pić (nawet jeśli udałoby im się namówić tych dwoje), ale prawda była taka, że potrzebowali jako takiej integracji. W końcu byli tymi złymi, których z góry jest trudno kontrolować komuś obcemu. Jak na przykład tym tutaj.
- Jesteście niemożliwi – stwierdził Deacon. – Ale wiecie co? Zobaczymy, jak wam teraz pójdzie. Zdecydujemy po treningu.
Shay spojrzał na Jacksona, a potem na Lilian. No a co mieli do stracenia? Najwyżej Jackson się teleportuje z nim albo z Lil do sklepu i sami sobie zgarną.
- Mam pytanie – Heather spojrzała uważnie na dwójkę agentów. – Czy wojsko będzie gdzieś tam… w tle? I kto będzie nami… nadzorował? Wy?
No cóż, przyzwyczaiła się do kilku głosów, które zawsze słyszała w malutkim głośniczku w uchu podczas misji. Ufała im. A tym tutaj dwóm? Ani trochę.
Faktycznie. Ta kobieta dała im niezłą przemowę. Shay aż uniósł brew. No tak, to właśnie było dla nich charakterystyczne. Tak sądził. Byli kreatywni i szaleni, w końcu trzeba było sobie jakoś radzić tam, w świecie. Jeśli miało się niezbyt przyjemne przygody ze światem zewnętrznym, to trzeba było używać wyobraźni gdzie się da i jak się da. A on dodatkowo potrafił spowalniać czas, Lil potrafiła tworzyć swoje kopnie, używać iluzji i cholera wie, co tam jeszcze. Tak samo Jackson. Teleportacja? Nie bez powodu miał status nieuchwytnego. Heather… cóż, na pewno płatnej zabójczyni nie raz i nie dwa przydała się umiejętność telekinezy.
OdpowiedzUsuńCo nie zmieniało faktu, że wojsko, które posiada technologię i sprzęt bardzo by im się przydało.
- Flaszka jest dobrym pomysłem – stwierdziła Heather. Chyba powoli sobie uświadamiała, jak ciężkie dostali zadanie. I czego oni od nich wymagali. A gdyby się nie zgodziła, to co? Wsadziliby ją? Zresztą, nawet jeśli, to ten mutant i tak zaraz by wszystko zniszczył, a tak to przynajmniej miała okazję spróbować go pokonać. Jakoś.
- Kondycja też wam się przyda. Umiejętność strzelania również – powiedział Deacon. – Ale chcielibyśmy też przetestować wasze moce. Kto na ochotnika? Panna Jones? Zawsze taka wygadana. Zapraszam tutaj, na środek – zachęcił blondynkę, a Heather spojrzała ukradkiem na chłopaków. Okej, oni wszyscy potrafili uciekać i na pewno wykorzystują swoją moc na najróżniejsze sposoby, ale, do cholery, czy mieli jakiekolwiek pojęcie o walce? Cóż, chyba zaczynała się o nich martwić… dziwne.
Shay roześmiał się, widząc Lil przybierającą postać każdego po kolei. Dobrze jej szło, serio. Gdyby nieco bardziej popracowała nad grą aktorską, to byłaby niepokonana i mogła zrobić wszystko. Na przykład wysłać polecenie o wypuszczeniu rakiet w jakieś miejsce z samego Gabinetu Owalnego. W sumie... puścić tak wszystkie atomówki w tego mutanta... Chociaż może lepiej nie, nie wiadomo, jakie by to przyniosło efekty dla świata. Przecież mieli ocalić Ziemię, a nie ją niszczyć. Cholera.
OdpowiedzUsuńKiedy agentka odeszła na bok, Shay pokazał uniesione oba kciuki Lilian i posłał jej szeroki uśmiech. No co, uważał, że pokaz, jaki dała, był super. I chyba tylko jemu aż tak się to podobało... Morgan wydawał się nieco spięty.
I obserwował, jak agent odchodzi na bok zaraz za tą kobietą. Spojrzał na Jacksona.
A Deacon zmarszczył brwi. Oczywiście.
- No pewnie, dlaczego nie - prychnął, niezadowolony z takiego obrotu spraw. No ale okej, może faktycznie coś w tym jest. - Psychologiczne pieprzenie - mruknął bardziej do siebie niż do swojej koleżanki. Zaraz odwrócił się przodem do zebranych. - Dobra, będzie po waszemu. Po ćwiczeniach będziecie mogli zorganizować sobie małą imprezkę. Pod warunkiem, że przestaniecie się wydurniać i w końcu zaczniecie traktować to poważnie. Jones, ile potrafisz wytworzyć swoich kopii? - wrócił z powrotem do dziewczyny. - I czy te kopie mogą także zmieniać się w innych czy nie ma możliwości na połączenie tych zdolności?
Heather przyglądała się temu z zaciekawieniem. Ukradkiem jednak obserwowała tę drugą agentkę. Ciekawe, co takiego przekazała jej góra.
Dar Lilian był świetny. Jednak Heather nie musiała się zastanawiać, dlaczego tej dziewczyny nie zrekrutowali jej obecni pracodawcy. Była za bardzo... nieokiełznana. Długo by im zajęło, aby zaczęła się słuchać. Ciekawe, czy w pewnym momencie Frye dostałaby na nią zlecenie...
OdpowiedzUsuńShay uśmiechnął się do Lil. Co prawda ona lubiła robić napady, a on wolał ciche kradzieże, to mimo to zastanawiał się, jakby to było połączyć siły. Lilian mogłaby odwrócić uwagę każdego bez narażania samej siebie na niebezpieczeństwo. No tak, on sam potrafił spowolnić czas i też mógł uciec, ale przecież ograniczała ich tylko wyobraźnia.
- Nad skalą iluzji popracujemy jutro - zadecydował Deacon. Tyle kopii na raz to dużo. Nie wystarczająco, ale jednak to już coś. - Panno Frye, zapraszam.
Heather podeszła do nich bliżej.
- Walczyć, strzelać, podejmować decyzje pod presją umiesz, to już wiemy. Potwierdź, co najcięższego udało ci się unieść za pomocą telekinezy - akurat w akta Frye mogli spojrzeć. Przynajmniej w te, które kumpel Morgana mógł im podesłać. I wiedzieli, do czego jest zdolna ich agentka.
- Udało mi się podnieść dwa pojazdy opancerzone prywatnej armii na raz.
- Tak, nad tym popracujemy.
- Jak chcecie - skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła wzrok. Jej firma też nad tym z nią pracowała. Bywało różnie.
Heather spojrzała na agentkę.
OdpowiedzUsuń- Jeśli będę wiedziała, które kabelki wyciągnąć, to tak. W końcu będę mogła to zrobić nie dotykając bomby. Przyspieszyć? Nigdy tego nie próbowałam. A co do zatrzymania... Nie potrafię tworzyć pól, w których mogłabym zamknąć wybuch, ale raz udało mi się jakimś sposobem uniknąć fali uderzeniowej i płomieni. Później tego nie ćwiczyłam.
Przy takiej sytuacji trzeba było zwracać uwagę na wiele cząsteczek, które poruszały się niczym błyskawica. Oczywiście, że było to cholernie trudne i wtedy udało jej się wyjść z tego cało tylko dlatego, że miała instynkt przetrwania na bardzo wysokim poziomie. Niby chciała umrzeć, ale nie potrafiła się nie bronić. Już nie.
- Nie wiem, jaki może mieć zasięg - przyznała. - Czy to będzie mila czy pół, a może więcej. Zazwyczaj nie potrzebowałam jej używać na takie dystanse. Bo potrzebuję widzieć lub wiedzieć, co znajduje się za ewentualną przeszkodą, co jest chyba oczywiste.
- Mogłabyś... na przykład... urwać temu mutantowi łeb? - zagadnął nagle Shay.
Heather spojrzała na niego i chyba nawet lekko się uśmiechnęła.
- Nie omieszkam nie spróbować.
Akurat Jackson z łatwością mógł uciec. Tak przynajmniej mogłoby się im zdawać. Nie wiadomo, jakie mieli tu zabezpieczenia jeśli chodzi o super moce. Musieli jakieś mieć. Niemożliwe, że tak po prostu ich tu wprowadzili.
OdpowiedzUsuńHeather spojrzała na agentów, a potem skupiła się na najmniejszym głazie. Bez problemu go uniosła aż pod sufit. Nie musiała wymachiwać rękami czy coś. Mogła, ale nie musiała. Wiedziała też, że nie potrzebowała widzieć danego przedmiotu w momencie, w którym chciała nim poruszyć. W takim przypadku jednak musiała wcześniej zobaczyć jego położenie i skupić się bardziej, wyobrażając sobie ów przedmiot. O tym opowiedziała im, kiedy podnosiła osobno drugi i trzeci głaz również pod sufit.
Z trzema na raz również sobie poradziła. Dla zachowania równowagi wyciągnęła dłonie przed siebie.
- Super - Shay uśmiechnął się, a potem spojrzał na Lil. - No pewnie, że cię zabiorę moją maszyną na pizzę. Znam taką jedną dobrą pizzerię w Sydney. Musiałabyś mnie tam odwiedzić - spojrzał jej w oczy, cały czas się uśmiechając.
Heather akurat odłożyła głazy z powrotem na ziemię. Spojrzała na agentów, a potem na Lilian i Shay'a. Cóż, przynajmniej się dogadywali.
- Panie Frost, proszę tutaj - powiedział Morgan. - Pani na razie dziękujemy.
Frye odeszła na bok. Dziwnie się tutaj czuła, ale wiedziała, że muszą przez to przejść. Ciekawe tylko jak długo będą ich tu trzymać, nim w końcu puszczą ich na właściwą misję.
Shay posłał ostatni uśmiech Lilian, a potem zamienił się miejscami z Heather. Wysłuchał natłoku pytań agentki, a potem skinął głową.
OdpowiedzUsuń- No więc tak, spowalniam czas prawie do tego stopnia, że go zatrzymuję. Ale jeszcze tego nie opanowałem. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę do tego zdolny - westchnął ciężko. - Zasięg nie mam pojęcia, jaki jest. Zazwyczaj tego tak nie testowałem. Nie mam pojęcia, czy udało mi się spowolnić całą ulicę, dzielnicę, miasto... Zazwyczaj potrzebowałem tego na chwilę, kiedy musiałem uciekać przed policją... Sami wiecie, jak to jest - machnął ręką i uśmiechnął się od nosem. Potem wszyscy z wyjątkiem niego się zatrzymali. No, prawie. Shay dotknął ramienia agentki, a potem agenta. - Proszę spojrzeć, prawie w ogóle się nie poruszają. Także owszem, mogę "wyłączyć" spod tego spowolnienia osoby, które chce. Lub przedmioty jak na przykład samochód.
Morgan zerknął na pozostałą trójkę. Faktycznie, już od dawna nie mrugnęli, a ich klatki piersiowe prawie się nie poruszały. "Prawie", ponieważ na pewno poruszały się bardzo powoli, prawie niezauważenie.
- Co do długości trwania tego wszystkiego - kontynuował, kiedy sprawił, że czas wrócił do normy - to nie mam pojęcia. Możliwe, że zależy to od skupienia albo... od innych emocji - odwrócił wzrok, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
Deacon spojrzał porozumiewawczo na Sylvię. Pewnie chodziło o jego zmarłego przyjaciela, o którym mieli wzmiankę w aktach Frosta.
- Przetestujemy to jutro - stwierdził w końcu.
Heather uniosła wzrok na Jacksona. Nie wiedziała, dlaczego skłamał agentom. A może skłamał im w samolocie? Nie, nie, po chwili zrozumiała, że to właśnie agentom ściemnia na temat ograniczeń swojej mocy. Tylko po co? Chciał mieć asa w rękawie? Cóż, trudno było tego nie zrozumieć. Dobrze było mieć jakiś plan awaryjny. Ona należała do pewnej organizacji rządowej, ukrytej głęboko pod ziemią. Nie ucieknie.
OdpowiedzUsuń- Super! - jej rozmyślania przerwał Shay.
- U was ta impreza - powiedziała od razu Frye i ruszyła przed siebie do wyjścia z tej sali. Cóż, nie zamierzała potem sprzątać lub coś takiego u nich w pokoju. - Tylko się przebierzemy i zaraz u was będziemy.
Deacon spojrzał na Sylvię.
- Masz swoje notatki? Jutro trzeba ich przetestować do granic możliwości - mówił tutaj głównie o Lilian i Heather. - Z Hillsem musimy być ostrożni. I przy okazji powiem działowi informatycznemu, żeby uważali na ewentualne włamania.
Niby ich cudowna czwórka nie miała dostępu do sieci, ale z hakerami nigdy nic nie wiadomo.
- Jak będzie trzeba, to Frosta zamknie się w jakimś pomieszczeniu, a na zewnątrz zmierzy mu się czas. A teraz spadam stąd. Czuję się wykończony.
Heather przebrała się w spodnie i luźną koszulkę. Włosy rozpuściła i przeczesała je palcami.
- Gotowa? - spojrzała na swoją współlokatorkę.
To, że Lilian mówiła, że jej odbija po alkoholu nie brzmiało za dobrze. Jej moce były dość... cóż... alkohol mógł na nie różnie wpłynąć. Na przykład iluzja albo zmiennokształtność. Jeszcze gotowa im się znów zmienić w tego Morgana, a i jego, i tej drugiej agentki Heather miała na dzisiaj dość.
OdpowiedzUsuń- Sam nie wiem... póki co czuję się jak króliczek doświadczalny. Nie wiem, jak się czują króliki doświadczalne, ale na pewno nie jest im super. Mam mieszane uczucia co do tego wszystkiego - przyznał Shay. - Wiesz, wysyłają nas, ludzi, którzy robili w przeszłości złe rzeczy, żeby rozwalili mutanta, który zagraża światu. Pewnie mamy go osłabić, a później wkroczą inni lub nawet same wojska. Wiesz, ludzie górą.
Shay odwrócił wzrok i pokręcił głową. Cóż, sami się na to zgodzili za jakąś zapłatę, nagrodę. A nuż się uda i zostaną bohaterami.
- I jeszcze te testowanie nas... Z jednej strony się nie dziwię, chcą wiedzieć, na czym stoją i jak będą mogli nami pokierować. Ciekawe, czy będziemy mieli w swoich szeregach kogoś od nich, też z mocą, który będzie naszym liderem. W końcu w takich grupach są liderzy. Muszą być.
Podszedł do drzwi i je otworzył, uśmiechając się.
- No cześć, dawno się nie widzieliśmy. Zapraszamy - wpuścił dziewczyny do środka.
Heather przekroczyła próg i od razu podeszła do okna, żeby przez nie wyjrzeć i zobaczyć, co stąd widać. Wyszło, że to samo, co u nich - baza, w której się znajdowali. Potem zajęła jedno krzesło.
- No proszę, postarali się z tymi alkoholami. Chcą nas upić? - sama sobie zrobiła drinka. Nie pijała shotów. - Żebyśmy zaczęli się zwierzać i wyjawiać swoje sekrety? - rozejrzała się niedyskretnie, szukając ewentualnych kamer. Podsłuchu też mieli. Cóż, miała takie same podejrzenia co Jackson. - To za co najpierw wypijemy? Za nadludzi czy może za życie?
Owszem, panna Frye potrafiła dochować sekretu. Poza tym, mogli sobie z Jacksonem nawzajem pomóc. Bo ona na jego pomoc liczyła.
OdpowiedzUsuńHeather spojrzała na Lil i lekko się uśmiechnęła. Ta dziewczyna jak już coś powie, to powie. Jackson mówił tu o poważnych sprawach, a ona wypaliła z czymś takim. Z drugiej strony, to było dla niej ważne, więc skoro mieli mówić o ważnych dla siebie sprawach, to Lil właśnie to zrobiła. Ciekawe, czy tylko udawała, czy naprawdę była takim... lekkoduchem.
Zerknęła na Shay'a, który patrzył na blondynkę z nieco uniesioną brwią. Pewnie on sam normalnie jadał mięso. Pewnie tą pizzę, na którą mieli się wybrać, zamówią wegetariańską.
- Cóż, ja jadam mięso, ale lubię też potrawy wegetariańskie - przyznała Heather. O takich błahostkach mogła mówić otwarcie. Nie wierzyła jednak, że cała trójka zacznie mówić o swoich doświadczeniach. Chyba że wybrali takie życie, bo tak i nie miało to dla nich większego znaczenia.
- Ja też. Generalnie jestem wszystkożerny - przyznał Frost i uśmiechnął się szeroko.
- Byłam w wojsku - poinformowała ich Heather, kiedy wypiła już pół drinka. Nie była pijana ani wcięta ani nic z tych rzeczy, ale uznała, że ten fakt nie jest wrażliwy i może im o tym powiedzieć.
- A wiesz, że to nawet trochę widać? - Shay spojrzał na nią. - Jakieś FBI, CIA, coś w ten deseń.
Heather spojrzała uważnie na Jacksona, a potem na Lil. Naprawdę nieźle się dobrali. Ciekawe, co to będzie na zewnątrz, kiedy naprawdę będą musieli walczyć na śmierć i życie. Nie każdy się do tego nadawał, a cała siedząca z nią tutaj trójka osób mogła bez problemu (taką miała nadzieję) uciec.
OdpowiedzUsuń- Skąd pomysł, że mnie wylali? - uśmiechnęła się lekko i przeczesała włosy palcami. - Może rząd zgarnął mnie za zasługi?
- To chyba musieliby zaproponować ci niezły układ, skoro zrobili z ciebie zabójczynię. Nie sądzę, chociaż się nie znam - dodał szybko Shay - żeby z porządnych żołnierzy robili zabójców na zlecenie. Słyszałem o najemnikach... Byłaś najemniczką?
- Nie, nie byłam. Jackson ma rację - znów spojrzała na Hillsa. - Wyrzucono mnie z armii. Możesz znaleźć w sieci wiele artykułów na ten temat. Dowiedziałbyś się, że jedna członkini jednostki naziemnej zamordowała z zimną krwią kolegę, ponieważ była zazdrosna o jego żonę i dzieci.
Oczywiście najpierw musiałby znać jej prawdziwe nazwisko, z czym nawet on miałby problem przynajmniej na kilka dni. Jej pracodawcy mieli w swoich szeregach podobnych do Jacksona. Potem znalazłby numer jej jednostki, a potem...
- Poczytałbyś pochlebiające teksty o skatowanym, dzielnym i posiadającym wiele zasług żołnierzu, który nie zasłużył na taki los, a osoba, która mu to zrobiła, nie zasługuje nawet na karę śmierci, ale na zamknięcie w ciasnej celi, w której będzie gnić. Ale ta osoba zniknęła. A teraz siedzi tutaj z wami - dopiła duszkiem drinka. - Spokojnie, nie zabijam bez powodu, a my musimy współpracować. No i chyba was polubiłam.
Heather popatrzyła na trójkę swoich nowych znajomych. Przez jej twarz przebiegł lekki uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Obiecywał przenosić dla mnie góry, ja mu uwierzyłam nie wiem, dlaczego. Potem okazało się, że ma żonę i dzieci i nie zamierza ich zostawiać. Wykpił mnie, zmieszał z błotem i upokorzył. A mnie się takich rzeczy nie robi - zrobiła sobie kolejnego drinka, a potem ponownie na nich spojrzała. - Dostał kilka razy z kolby* broni w twarz, złamałam mu rękę i nogę, strzeliłam w łeb. Dorwali mnie, posadzili przed sądem wojskowym. Moi nowi pracodawcy zobaczyli we mnie potencjał i wyszkolili na zabójczynię. Tyle - zakończyła spokojnie i dopiła drinka. Trochę skłamała, trochę powiedziała prawdy. Nie lubiła się zwierzać ani psychologowi z Sekcji, ani tym bardziej nieznajomym. - Lepiej ty powiedz, co zrobiłeś, że nienawidzą cię całe Stany Zjednoczone. Kogo shakowałeś? Rząd? - spojrzała Jacksonowi w oczy. Bardziej interesowała ją moc teleportacji tego chłopaka. Nazwała go chłopakiem, ponieważ wydawał się być od niej młodszy. A co do samej mocy... Będzie musiała się o niej czegoś więcej dowiedzieć. Tylko jak, skoro mogą mieć tutaj podsłuch? Jak wszędzie zresztą.
[*nie wiem, czy ta część broni, o którą mi chodzi, nazywa się właśnie tak xD]
Heather już nic nie odpowiedziała Lilian. Wolała zamknąć już ten temat. Niech teraz inni się pozwierzają. Chętnie posłucha, co inni mają do powiedzenia.
OdpowiedzUsuń- Mógłbyś zrobić coś dobrego, a ty pobawiłeś się z polityką w taki sposób... Mogłeś, no nie wiem - pochyliła się nad stołem w jego kierunku - wprowadzić kilka zmian, dzięki którym zatrzymałbyś ludzi, aby nie pogłębiali zmian klimatycznych. Albo pomóc biednym ludziom w potrzebie...
Później zerknęła na Lil i Shay'a.
- Nie potrafię go zatrzymać tylko spowolnić - wyjaśnił od razu Frost. - Nie mam jak bardzo mogę to zrobić, nigdy tego nie sprawdzałem. A co do uczuć i emocji... hm... - zastanowił się przez chwilę. - Tego też nigdy nie sprawdzałem, ale to ma chyba powiązanie z tym, kogo lub co mogę wyłączyć z tego spowolnienia. Wiecie, uciekam autem przed policją, spowalniam czas, aby idealnie wejść w ostry zakręt. I ja jestem z tego wyłączony, ale czuję, że te emocje, które mi towarzyszą, płyną normalnie, w tempie, w jakim powinny. Myślę, że na dłuższą metę, kiedy spowalniam czas, te emocje w końcu by wyparowały jak przy każdej innej sytuacji w normalnym tempie. I owszem, to bardzo się przydaje przy ucieczkach. Tak jak iluzje, kopie czy teleportacja.
- Wolałabym jednak, aby nasza ewentualna ucieczka ograniczyła się do unikania ataku tego mutanta. Mam zamiar go pokonać - powiedziała poważnie Heather.
Właśnie, ludzie sami się wykończą, dlatego potrzebowali pomocy, kogoś, kto może im pokazać, co i jak. Gdyby Jackson odpowiednio zadziałał swoim hakowaniem, to możliwe, że świat stałby się lepszy, a sama ziemia by odżyła. Byłaby lepsza i zdrowsza dla przyszłych pokoleń. Może gdyby Heather była sama na świecie, to miałaby to gdzieś, tak jak on. Ale ona miała dla kogo walczyć. A to, że ci, dla których chciała zabić tego mutanta, myśleli, że Heather nie żyje, to inna bajka.
OdpowiedzUsuń- Będziesz się tak teleportował do śmierci? Aż umrzesz z pragnienia albo z głodu? - zapytała poważnie, nawet na niego nie patrząc.
Tego chyba się obawiała - że uciekną i ją zostawią. A ona sama mogła nie dać rady. Jeśli miała zginąć, to tylko wtedy, kiedy będzie próbowała zdziałać coś naprawdę.
Shay obserwował ich w milczeniu. On sam miał w planach uciekać, kiedy zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. Może mógłby pożyć nieco dłużej. Nie wiadomo jak długo, ale kto wie.
Spojrzał na Lil i też się podniósł, z uśmiechem.
- Ja na pewno chcę się wybrać.
Heather pokręciła głową. Nie po to tu przyszli. Nie wiedziała, co odnoga rządu, która ich tu zwerbowała, sobie myślała, ale cała ta trójka była... trudna. Chcieli ich wysłać na śmierć, ale nie chcieli, żeby chociaż trochę osłabili tego mutanta?
- Jesteście niemożliwi - stwierdziła w końcu i wstała. Nie wyglądali ani trochę wyjściowo, ale nie o to chodziło. - Próbuj - podeszła bliżej Jacksona.
Uczucie nudności faktycznie chwilę im towarzyszyło, a nagłe zderzenie z tak głośną muzyką i tłumem ludzi dookoła nie wpływał na plus całej sytuacji. Heather była przyzwyczajona do hałasu latających nad jej głową kul, wybuchów i tym podobnych, a kiedy miała misję, podczas której musiała być w nocnym klubie, to wchodziła do niego normalnie, powoli przyzwyczajając się do otoczenia i hałasu.
OdpowiedzUsuńShay napił się od razu, a potem uśmiechnął się.
- Tak się składa, że potrafię tańczyć - w wolną dłoń chwycił dłoń Lilian, a potem przeszli kawałek dalej, szukając miejsca dla siebie. W końcu Shay zaczął poruszać się w rytm muzyki, obserwując dziewczynę. Uśmiechał się do niej zadowolony, będąc bardzo blisko niej. - Często bywałaś w takich miejscach? Bo nieźle się ruszasz - próbował przekrzyczeć tłum.
Heather w końcu doszła do siebie po teleportacji. Spojrzała krótko na Jacksona, a potem bez słowa odwróciła się w kierunku baru. Była przyzwyczajona do różnych strojów, jakie zakładała na potrzeby misji, jednakże cieszyła się, że do obcisłych, ale elastycznych spodni, dobrała luźną koszulkę, która akurat sięgała do ud.
Przeszła obok ludzi, zgrabnie ich wymijając, aż w końcu zajęła miejsce na barowym stołku przy ladzie.
- Nie kpij sobie, to poważna sprawa - spojrzała na najróżniejsze butelki, znajdujące się na ścianie za barem - A masz kasę, żeby za nie zapłacić? - oparła łokieć o blat, a koszulka lekko zsunęła się z jej ramienia, odsłaniając nagi obojczyk.
Skąd Shay znał pomysł na okradanie ludzi w klubach. Przecież sam to robił regularnie. To było dziecinnie proste, a ci ludzie orientowali się dopiero rano lub kiedy musieli wrócić do domu. A wtedy Shay'a już dawno tam nie było albo po prostu wtapiał się w tłum, wydając ich pieniądze.
OdpowiedzUsuń- Tak, często po wyścigach chodziliśmy na imprezy, jeśli tylko policja nas nie ścigała. Stąd właśnie potrafię tańczyć - upił kolejny łyk. On nie wiedział, że Lil po dużej dawce alkoholu "odbija", a Heather wyleciało to z głowy, aby im wszystkim o tym powiedzieć. Trudno.
Odłożył gdzieś butelkę, ponieważ tylko mu przeszkadzała, a potrzebował obu rąk. Chociażby teraz, kiedy jedną dłoń położył nisko na plecach dziewczyny, przyciągając ją do siebie tak blisko, że teraz się o siebie ocierali. Już nawet zapomniał, że w każdej chwili do środka klubu mogą wpaść jacyś agenci specjalni czy coś w tym stylu, ponieważ przed chwilą uciekli.
- Więc kiedy zaczęłaś korzystać z mocy? Mam nadzieję, że teraz nie korzystasz z iluzji... - pochylił się nad nią, żeby nie krzyczeć jak wariat przez głośną muzykę i żeby być jeszcze bliżej niej. W Lil było coś szalonego, co go bardzo kręciło.
Heather spojrzała na niego, a potem na kartę.
- Co ci ludzie uczynili, że tak ich traktujesz? - zapytała, nie będąc do końca przekonana co do pomysłu okradania rodziców Jacksona. Nie wzięła ze sobą portfela, ponieważ mieli siedzieć w pokoju chłopaków i tam się zapoznawać. Inaczej sama by za siebie zapłaciła. - Miałam siostrę i siostrzenicę. To skomplikowane i nie będę o tym rozmawiać - dodała zaraz, a potem spojrzała na parkiet, jednak nie mogła wypatrzeć pozostałej dwójki. Świetnie, ciekawe czy jeszcze w ogóle znajdowali się w tym klubie.
[Po ile lat mają Lil i Jackson? :) Bo tak się zastanawiam, czy Heather nie byłaby z nich najstarsza tylko o kilka lat, zwłaszcza od Jacksona, co mogłoby być interesujące, gdyby coś między nimi miało się wydarzyć :D]
Shay mógł się założyć, że w którymś miejscu pod skórą mieli już wczepione jakieś chipy namierzające albo cholera wie co. Nie wiadomo, do czego ci ludzie byli zdolni. Ale póki co, nic go to nie interesowało, bo bawił się świetnie. Jeszcze tydzień temu żył sobie spokojnie w Sydney, a teraz bawił się z nowymi znajomymi w Chicago.
OdpowiedzUsuń- Zacząłem kraść w wieku czterech lat, było ciekawie, bo nikt nie podejrzewał uroczego chłopczyka o takie rzeczy, a to dawało mi duże pole do popisu. Potem uczyłem się od innych. Jako nastolatek, miałem wtedy też chyba ze trzynaście lat, chciałem okraść bogatego pana z jego portfela. Ale wyślizgnął mi się i bardzo się przestraszyłem. Chciałem, żeby portfel nie upadł i nie zaalarmował... mojej ofiary. I nagle wszyscy i wszystko dookoła mnie jakby się zatrzymało. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale złapałem portfel, wyjąłem kasę i odłożyłem z powrotem gościowi do kieszeni. Odszedłem kilka kroków i czas znów popłynął normalnie. Nie rozumiałem tego, ale takie akcje zaczęły zdarzać się częściej.
Shay położył drugą dłoń na plecach Lil i uśmiechnął się.
- Czy twoje kopie mogą robić co chcą, czy w jakiś sposób je kontrolujesz?
Heather straciła rodziców bardzo wcześnie i żałowała, że nie mogła ich poznać bliżej. Może nigdy nie poszłaby do wojska i nigdy nie skończyłaby jako zabójczyni. Możliwe, że teraz nie siedziałaby tutaj.
- Przykro mi - wzięła jednak szklankę. Ona nie miała okazji być blisko z rodzicami i nie podobał jej się fakt, że rodzice Jacksona tak po prostu go ignorowali. Więc niech on płaci ich kartą za ich zabawę. - A ta opiekunka była chociaż w porządku? Czy tylko rodzice sprawili, że teraz jest uznawany za jednego z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie? - wzięła mały łyk alkoholu. Nie chciała przesadzać, bo procenty we krwi osłabiały koncentrację.
[Okej, to dajmy Heather tak 28-29 lat? Może być?]
- To chyba musi być trudne kontrolować na raz tyle rzeczy. Chociaż kobiety podobno bardziej ogarniają multitasking - zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuńPrzesunął dłońmi po jej plecach ku górze, a palce jednej dłoni wsunął w jej włosy.
- Właściwie podoba mi się oryginał... - musnął ustami jej szyję. Czego mógł więcej chcieć? Lil podobała mu się od stóp do głów z wyglądu, ale też jak wcześniej zostało wspomniane, miała w sobie coś szalonego, co go przyciągało. Może chodziło też o jej osiągnięcia w karierze przestępczej? W końcu robili to samo, tylko na inne sposoby.
Właśnie, Heather także nie była skłonna rozmawiać o swojej przeszłości i o tym, co się działo. W ogóle nie przepadała mówić o sobie, wolała raczej słuchać. A skoro Jackson nie zamierzał się wynurzać z osobistymi sprawami, musiała to uszanować.
- Na pewno nas w coś ubiorą, w końcu mamy się zmierzyć z mutantem. Na pewno mają uszykowane dla nas specjalne stroje, które będą nas w jakiś sposób osłaniać, chronić przed gorącem i chłodem, coś kuloodpornego... Tak sądzę. Mnie pewnie wyposażą jeszcze w bronie palne, tak w razie czego. Cholera wie, czy ten mutant będzie sam, czy jednak nie - westchnęła cicho i wzięła kolejnego łyka. - Chcą nas wykorzystać, to oczywiste, wszyscy o tym wiemy - spojrzała mu w oczy, kiedy znalazł się tak blisko niej. - Muszą chcieć tego, abyśmy go osłabili jak najbardziej nam się uda. A kiedy zginiemy, do akcji wkroczą inni. Ciekawe, czy superbohaterowie o tym wiedzą - rzuciła z sarkazmem. - I tak, na pewno już po nas jadą - zerknęła ukradkiem na kamerę w lokalu. - Kiedy zostałeś okrzyknięty poszukiwanym, twoje zdjęcia wylądowały w mediach? - zapytała nagle i znów na niego patrzyła.
Shay nie spodziewał się po Heather ucieczki, nie wyglądała na taką. Poza tym, była w wojsku, a potem pracowała dla jakiejś tajemniczej odnogi rządu czy coś takiego, więc pewnie po prostu chciała wykonać rozkaz. No i nie wierzył, że jej chęć pokonania zagrożenia była udawana.
OdpowiedzUsuń- Muszę mieć plan awaryjny - koniuszkiem kciuka pogłaskał jej policzek przy uchu - tylko pytanie czy on ma sens. Wiesz, możemy uciec, Jackson może nas teleportować, ja spowolnię czas dla lepszego efektu, ale czy ostatecznie nie zostaniemy zabici przez tego mutanta? Zakładając, że on wybije innych, którzy mają wejść do akcji po nas. Na pewno nie chcę zginąć, mogę ci to zagwarantować. Obiecałaś mi w końcu wypad na pizzę w Sydney - uśmiechnął się do niej.
- Pytanie czy wierzysz w ich obietnice - Heather nie sądziła, że pozwolą jej ot tak zabić dobrych i odważnych żołnierzy. Wiedziała, że sama będzie musiała to zrobić. Z pomocą Jacksona. Zgodziła się na to, bo miała dla kogo walczyć i jednocześnie była pewna, że mogliby ją zmanipulować lub zmusić siłą. - Teraz chciałabym cię zobaczyć w żółtym stroju - stwierdziła i nawet lekko się uśmiechnęła. Zaraz jednak ruchem głowy wskazała mu małą grupę młodych ludzi, którzy coś między sobą szeptali i spoglądali na nich, jeden z nich wyjął nawet telefon. - Możliwe, że kogoś to jednak obchodzi. Jakiś młodych zapaleńców, którzy chcieliby wejść w świat polityki - wyprostowała się i zaraz podbił do nich jakiś facet.
- Cześć, mała, zatańczysz?
- Nie, dziękuję - nawet na niego nie spojrzała. Miała nadzieję, że typ sobie pójdzie, nie potrzebowali wywoływać większej sensacji.
- No nie bądź taka, chodź.
- Powiedziałam "nie". Jestem zajęta, a ty nie chcesz dalej nalegać.
Nie chciała robić scen, ale była dość porywcza, kiedy obcy faceci byli zbyt natarczywi.
Cała akcja wydarzyła się tak szybko i niespodziewanie, że Shay nawet nie zdążył spowolnić czasu, aby nie narobić bałaganu i ustrzec innych przed ewentualnym zranieniem od rozbitego szkła. Jasna cholera by to.
OdpowiedzUsuńZaraz spojrzał na kolesia, którego winą była zaistniała sytuacja. Nie podobało mu się to. Nie musieli zwracać na siebie niczyjej uwagi. Chyba. Chociaż dobrze będzie się zabawić w taki sposób, to jednak preferował towarzystwo tylko Lil.
Spowolnił czas, wszyscy nagle przestali się poruszać, a Shay wyłączył z tego Lil.
- Co ty robisz? Chcesz, żeby nas stąd wywalili? - spojrzał na nią, a potem na tych gości. Z ich mocami nie mieliby większych problemów, właściwie żadnych. - Chociaż właściwie... dlaczego nie - uśmiechnął się, a potem czas wrócił do normalności. - Słyszałeś panią. Pójdziesz teraz grzecznie do baru i kupujesz nową butelkę - instynktownie przesunął się na przód, półkroku przed Lil, żeby ewentualnie ją osłonić. Nie bał się, nie raz walczył z podobnymi typami na ulicy.
Heather sięgnęła po kolejny łyk whisky. Koleś najwidoczniej nie zamierzał słuchać ani jej, ani Jacksona.
- Tylko jeden taniec - chłopak był młody i najwidoczniej bardzo mu zależało na zbliżeniu się do Heather.
- Mam ci ręcznie wytłumaczyć, że nie mam ochoty? - odwróciła wzrok, jednocześnie odkładając szklankę na blat.
- Chyba za dużo się naćpaliście, może pora do domciu - rzucił ten drugi, robiąc krok w stronę Lil i Shay'a.
- Może to jednak was powinni wysłać do domu, gdzie nauczą was manier, że kobiet się nie szturcha i obraża - Frost uśmiechnął się, rozbawiony, co musiało zdenerwować rozmówcę.
W pewnym momencie Heather poczuła na swoim ramieniu dłoń obcego chłopaka. I w tym momencie wydarzyły się trzy rzeczy.
Pierwsza, Heather w kilku ruchach sprawiła, że przyciskała policzek chłopaka do blatu baru, wyginając jego rękę pod nietypowym kątem.
Druga, Shay uderzył czarnoskórego w pysk (możliwe, że tamten go sprowokował lub Frost po prostu się bronił).
Trzecia, do środka weszła grupa uzbrojonych policjantów.
Shay nie przepadał jakoś bardzo za bójkami, ale musiał to robić wielokrotnie, więc znał kilka niezłych chwytów i ciosów, uczył się też od przeciwników, bo też nie raz to on przegrywał i chodził potem z poobijaną twarzą. Jakby się mocno przyjrzeć, to na policzku miał taką małą bliznę, ale kiedy miał zarost, to w ogóle nie było nic widać.
OdpowiedzUsuńDopiero po chwili, kiedy Shay po raz kolejny przyłożył temu drugiemu, ochrona klubu zaczęła do nich podbijać. Muzyka przestała grać i wszyscy w lokalu mogli usłyszeć "policja!". Wtedy Shay na chwilę się zatrzymał i to był błąd, bo dostał w twarz. Spowolnił czas i szybko dotknął Lil.
- Chyba musimy spadać - rozejrzał się i zobaczył umundurowanych policjantów. Część zmierzała w ich stronę, a druga część kierowała się do baru. Wtedy zobaczył Jacksona i Heather.
Dla Frye to nie było nic wyjątkowego, była świetnie wyszkolona w kwestii walki wręcz i potrafiła się bronić sama. A kiedy poczuła na swoim ramieniu kolejną obcą dłoń, to nie wahała się i mocno ją odtrąciła. Dopiero po ułamku sekundy zobaczyła, że to był Jackson.
- Przepraszam, nie chciałam. Nie zrobiłam ci nic? - zmartwiła się, bo nie zależało jej na krzywdzie tych trzech ludzi. Zwłaszcza, że Jackson nie miał nic złego na myśli. Złapała go lekko za nadgarstek i dokładnie obejrzała. - Będziesz żyć. Ale musimy stąd spadać.
Na szczęście obyło się bez większych przykrości. Znów znajdowali się w bezpiecznym pokoju. Ciekawe, czy faktycznie tamci wyruszyli na poszukiwania "zbiegów", czy może czekali cierpliwie aż wrócą. Na pewno widzieli, co się działo w klubie, mieli swoich hakerów, wrzucili ich twarze do tego programu rozpoznawania twarzy i już. Kto wie, czy to nie oni zawiadomili policję? Albo było tak, jak podejrzewała Heather, że ktoś rozpoznał Jacksona jako poszukiwanego.
OdpowiedzUsuń- To? Dyskusja z debilami nie poszła najlepiej. Lil, nic ci się nie stało? - zapytał, patrząc na blondynkę z troską.
Heather dopiła duszkiem swojego drinka, który tu zostawiła i odstawiła szklankę z głośnym hukiem. No jeśli tak im pięknie pójdzie na misji, to z całą pewnością oficjalnie byli już martwi.
- Myślę, że pójdę już do pokoju - stwierdziła, przeczesując włosy palcami do tyłu. - Dosyć wrażeń na dziś.
Shay odprowadził Lil wzrokiem, uśmiechając się do siebie zadowolony. Cóż... to był bardzo dobry wieczór. Powinni tak częściej wychodzić zanim wyruszą na ratunek światu, ryzykując utratą zdrowia i życia.
OdpowiedzUsuńSięgnął po butelkę, która jeszcze jako tako była zimna i przyłożył sobie do obolałego policzka.
- Czy uprawialiśmy seks? - Shay uśmiechnął się szerzej. - Nie, ale spędziliśmy miło czas. Póki jakieś dupki się nie przyczepiły i nie trzeba było dać im po pysku - wzruszył ramieniem i usiadł na swoim łóżku. - Podoba mi się, lubię Lil, a poza tym, niedługo możemy umrzeć, więc na co mam czekać?
Heather sięgnęła po ubrania pod kołdrą, a potem spojrzała na koleżankę.
- Niektórzy faceci nie potrafią zrozumieć słowa "nie", a ja jestem na to bardzo wyczulona. Nie lubię, kiedy obcy ludzie przekraczają pewne granice. Nie potrafię nad tym zapanować, taki instynkt, że od razu próbuję ich obezwładnić - westchnęła. - Na szczęście nie złamałam ręki ani jemu, ani Jacksonowi - skierowała się do łazienki i zaśmiała się pod nosem. Znów popatrzyła na Lilian. - Nie przyszłam tutaj na podryw, ale po to, żeby ocalić świat przed tym mutantem. Poza tym, nie mam na to czasu. I w ogóle ile on ma lat? - cały czas wydawała się być rozbawiona słowami Lil. - A co do samoobrony, mogę ci pokazać kilka przydatnych ruchów.
Shay uśmiechnął się do niego.
OdpowiedzUsuń- Tak, powinniśmy to powtórzyć, zdecydowanie - pokiwał głową. Później trochę ogarnął po tym ich spotkaniu, a potem poszedł do łazienki.
- No tak, masz przecież te swoje moce - Heather pokiwała głową. - Dzięki nim z łatwością możemy się obronić - dodała i zniknęła w łazience. I owszem, mogą się obronić dzięki swoim zdolnościom, jednak czasami moc zawodziła.
- Mówisz, że Shay nie zasłużył na taki test? - po kilkunastu minutach Frye była już przygotowana do snu ubrana w koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki. - Z tego co widziałam, podobasz mu się.
Następnego dnia wszyscy zostali wezwani do pokoju treningowego około dziesiątej. Agenci nie chcieli ich budzić za wcześnie po tej imprezce, którą wczoraj sobie zrobili i na którą dostali zezwolenie z góry.
- Dobrze się wczoraj bawiliście w Chicago? - zapytał Deacon, kiedy wszedł do pomieszczenia. Kliknięciem na telefonie sprawił, że na ścianie pojawił się obraz, jak Lilian i Shay wdawali się w bójkę, a Heather obezwładnia tamtego chłopaka.
Frye pokręciła głową, krzyżując ręce na piersiach.
- Właściwie to tak - odpowiedział Shay. - Pierwszy raz byłem poza Australią i było super - uśmiechnął się szeroko.
Deacon spojrzał na Jacksona i uśmiechnął się pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, że jesteście tutaj z własnej woli. Możecie wychodzić, owszem. Ale pamiętajcie po co w ogóle tu jesteście. I następnym razem zgłaszajcie, że gdzieś wychodzicie, to niegrzecznie tak opuszczać tę placówkę bez słowa.
Shay spojrzał na Lilian, a potem na Heather. E tam, było fajnie.
- Dobrze, skoro to mamy ustalone, zaraz rozpocznie się trening. Zostaniecie wrzuceni w wir walki ze specjalnie skonstruowanym robotem. Pokonajcie go, próbując nie odnosić żadnych ran. To zadanie pokaże, czy potraficie sobie pomagać i nawzajem się ratować. Zobaczymy, kto stchórzy - Morgan spojrzał na Sylvię, a potem opuścili pomieszczenie.
- Super, w końcu będziemy mogli wykorzystać nasze moce - Shay aż potarł ręce zadowolony.
Heater spięła szybko włosy, a zaraz później światła zgasły. Potem ich oczom ukazało się pole bitwy, było jasno, na ziemi stały różnej wielkości głazy czy samochody, które miały robić za osłony. Dookoła znajdywały się różne przedmioty lub ich części, które można było jakoś wykorzystać. Sam robot pojawił się później. A wraz z nim latające drony.
- Za osłony, już! - zawołała Heather.
A Shay po prostu spowolnił czas. Nie wiedział, że jego moc zadziałała tylko na to pomieszczenie, a agenci mogli bacznie im się przyglądać i obserwować. Frost natomiast podszedł do nowych kolegów i ich wyłączył ze spowolnienia, uśmiechając się wesoło.
- Okej... Niech ci będzie - Frye rozejrzała się dookoła. - Ktoś widzi coś, dzięki czemu Jackson może spróbować shakować robota albo drony?
- Jasne, bierzcie się do roboty - powiedziała Heather, kiedy tylko odzyskała własne myśli. Więc jednak coś im wczepili. Jakoś jej to nie dziwiło. A za nieposłuszeństwo dostawali w łeb? Bardzo możliwe. - Najpierw pozbądźmy się małych upierdliwych, Shay i Jackson spróbują załatwić robota. Shay, spróbuj utrzymać taki czas, jaki jest.
OdpowiedzUsuńTo sporo ułatwiało. Ona sama mogła liczyć na siebie, ewentualnie na innych kolegów, ale wszystko działo się zawsze szybko. A teraz? Ze spokojem mogła wznieść się ku górze, a potem podnosić kolejne głazy i przedmioty, rzucając nimi w stronę dronów, które z łatwością się rozwalały.
W tym czasie Deacon dokonywał swoich pomiarów. Cały ten trening był monitorowany, żeby później mogli jeszcze wszystko sprawdzić i ewentualnie dostrzec coś, czego teraz nie widzą.
- Będą musieli popracować nad kondycją, tak w razie czego - powiedział do Sylvii. Niedaleko znajdował się pewien magiczny guziczek, który mógł pozbawić Shay'a swoich zdolności. Na jakiś czas.
Shay obserwował wszystko z dołu. Kiedy zauważył, że nagle całe otoczenie wraca do normalności, chciał znów spowolnić czas, jednak to nic nie dawało.
OdpowiedzUsuń- Co jest, kurwa... - jego serce zabiło nieco szybciej, ponieważ poczuł się totalnie bezsilny. Dlaczego to nie działało? Czyżby... Znowu to samo? Tylko nie to, nie teraz, proszę, myślał Shay, zaczynając coraz bardziej panikować. - Jackson! - krzyknął, kiedy zauważył, jak chłopak zostaje strącony i leciał w dół.
Heather została otoczona przez drony, dlatego, kiedy zauważyła, co się dzieje z Jacksonem, było za późno; nie zdążyła go zatrzymać w locie i ocalić przed zderzeniem.
- Jackson! - zawołała, a potem niewidzialna energia, która wytworzyła się dookoła niej, odrzuciła drony. -Wyłączcie to! - warknęła, podlatując do nieprzytomnego chłopaka. Kiedy znalazła się już na ziemi, szybko go obejrzała.
Tymczasem robotowi zaświeciły się oczy, bo czaił się w nich ogień.
- Heather, uważaj! - Shay zaczął biec w ich stronę. - Lil! Co ty robisz?
Frye spojrzała za siebie.
- Wyłączcie to, do cholery! Jackson jest nieprzytomny! - zawołała raz jeszcze, a potem uniosła Hillsa za pomocą telekinezy i schowała się z nim za głazem.
Deacon westchnął ciężko.
- Musimy sprawdzić co z Hillsem - poklikał sobie coś na komputerze, badając jego funkcje życiowe i inne takie. - W normie. Trochę poobijany i nieprzytomny. Co proponujesz?
[Jeśli miało mu się stać coś poważnego, to wybacz i zignoruj po prostu końcówkę :D]
Shay patrzył na nią uważnie.
OdpowiedzUsuń- Rób cokolwiek, tylko nie siedź bezczynnie - zaproponował, a potem pobiegł do Heather i Jacksona. - Co z nim?
- Nie krwawi, kości też wydają się być w porządku. Tylko to wciąż działa. Rozumiem, że chcą nas sprawdzić, ale bez przesady. Poza tym... miałeś trzymać czas spowolniony.
- Wiem, wiem. Ale coś nie działa - podrzucił kamyszek, który zaraz spadł. - Widzisz?
- Nie widzę, bo twoją mocą jest spowalnianie czasu, Shay - powiedziała Heather, czując, że nerwy biorą górę. To były niby tylko ćwiczenia, ci tam nie mogli pozwolić im zranić się poważnie, bo kogo wyślą na misję?
- Nie działa. Nie wiem, co się dzieje. Wszystko było w porządku i...
- Dobra, okej. Nie obraź się, ale nie jesteś teraz za bardzo przydatny. Siedź z nim - poleciła mu a potem uniosła się w powietrze i skierowała w stronę robota.
Heather widziała, że ogień zaraz wystrzeli, dlatego uniosła największy głaz, jaki znajdował się w pomieszczeniu, a potem rzuciła nim z całej siły w głowę robota. Wciąż tam była, jednak pod wpływem uderzenia obróciła się nieco, a ogień zniknął z otworów ocznych. Przynajmniej na jakiś czas.
Frye wylądowała na ziemi i rozejrzała się za Lil. Nie podobało jej się to podejście do sytuacji. W prawdziwej walce coś takiego nie mogło mieć miejsca.
Nie miała czasu na rozmyślanie. Musiała pokazać tym dwóm, że jej akurat zależy, dlatego skupiła się na jednej nodze robota i próbowała ją oderwać za pomocą telekinezy. Cholera, z czego to było zrobione, że aż tak trudne było to do zrobienia?
Shay spojrzał na swoje dłonie i westchnął.
OdpowiedzUsuń- A ja tam wiem? Wcześniej tylko raz mi się to zdarzyło i to była zupełnie inna sytuacja...
Odczuwał wtedy zupełnie inne emocje, teraz też czuł się inaczej, więc dlaczego? Czyżby to wina tych państwa, którzy ich tu zamknęli? Nie podobało mu się to. Bardzo. Czuł się teraz bezużyteczny. Cóż... potrafił dobrze jeździć, no ale nie było tu aut, znaczy były, zepsute. A nawet jeśli, to co miałby niby zrobić? Nic. Znaczy znalazłoby się parę pomysłów, ale jednak Shay nie był superbohaterem.
Heather w końcu udało się urwać nogę robotowi, który po chwili runął w dół. Frye dmuchnęła sobie w kosmyk włosów, które wypadły jej z upięcia, a potem spojrzała na Jacksona.
- Dobrze cię widzieć żywego - stwierdziła, a potem skinęła głową. - Jasne, do roboty - zdążyła tylko powiedzieć, kiedy robot zderzył się z ziemią, która aż się zatrzęsła. - Twoja okazja - rzuciła jeszcze do Hillsa, a potem skupiła się na rękach robota. Może wcale nie będzie tak źle z tą ich współpracą. Jeszcze kilka razy i możliwe nawet, że się zgrają.
Właściwie żadne z nich nie mogło już ot tak wrócić do domu. Zobowiązali się, a jak nie chcą współpracować, to zaraz trafią za kratki. Specjalne więzienie na pewno podetnie im skrzydełka i zmaże uśmiechy z twarzy.
OdpowiedzUsuńHeather odetchnęła, nieco zniecierpliwiona. Czy oni kiedykolwiek byli na polu bitwy? Jasne, że trzeba było działać szybko, ale trzeba było też myśleć nad swoimi działaniami, żeby nie pogrążyć siebie ani swojej jednostki. To znaczy kolegów z zespołu.
- Wszyscy popracujecie nad kondycją - zdecydował Morgan. - Nawet pan, panie Hills. Utrata mocy może się przytrafić każdemu z was.
- Właśnie, co to w ogóle było? - podłapał Shay, który też nie wyglądał na ucieszonego ich komentarzami. Czy tych dwoje da się jakoś zadowolić?
- Chwilowe zawieszenie zdolności - odpowiedział poważnie Deacon.
- Czyli to wasza sprawka. Jakiś chip?
- Owszem. Za bardzo polegacie na swoich mocach i...
- Wcale nie musieliście nas wczoraj puszczać do tego klubu.
- Nie musieliśmy.
- No to fantastycznie. Po co wam to? Mamy prawo wiedzieć.
- Wszystko w swoim czasie. Jesteście tu, bo zgodziliście się zawrzeć z nami umowę.
- Ale się udało. Ostatecznie robot padł, drony padły, Jackson ma się świetnie - podsumowała Heather. - Gdzie jest strzelnica?
Morgan spojrzał na nią totalnie zaskoczony. Co to miało do rzeczy?
- Gdzie jest strzelnica, Morgan? - powtórzyła spokojnie. - Wiesz, że nie potrzebuję biegać w kółko ani skakać przez przeszkody. Więc?
Deacon spojrzał kątem oka na Sylvię, a potem znów skupił się na Frye.
- Adams - zawołał jakiegoś agenta - pokaż pannie Frye, gdzie znajduje się strzelnica.
Młody agent skinął głową i wyszedł. Za nim ruszyła Heather. Shay spojrzał za nimi zaskoczony i zdezorientowany.
Shay zerknął na Jacksona. Nie chciał strzelać, nie lubił tego robić. Miał złe wspomnienia z tym, ale skoro będzie trzeba... No i słowa Jacksona miały sens. Ale póki sytuacja nie zmuszała go do strzelania, to wolał sobie odpuścić. Skinął głową koledze, a potem spojrzał na agentów.
OdpowiedzUsuń- To ja pobiegam. Kiedyś dużo biegałem, uciekając przed policją i innymi takimi - machnął ręką. Czasami okradał jakiś złych typów i trzeba było uciekać. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ma moc lub po prostu nie potrafił jej kontrolować. Swego czasu był też dobry w parkourze. Mógłby do tego wrócić byle tylko ci tutaj się aż tak nie czepiali. Hej, w końcu to oni mieli iść na śmierć, tak?
- Słuchajcie - zaczął Morgan, który zdążył się już uspokoić. - Chcemy, żebyście trenowali, abyście w walce z tym mutantem mieli większe szanse na przeżycie i na pokonanie go. To nie są nasze jakieś widzi mi się - spojrzał sugestywnie na pannę Jones. - Nie wiemy, czy ten mutant nie sprawi, że wasze moce ot tak - pstryknął palcami - znikną. Musicie być przygotowani.
I fakt, o Frye się nie martwił za bardzo. Była po poważnych szkoleniach najpierw w wojsku, a potem w tej całej organizacji, która trenowała ją na zabójczynię. I była w tym bardzo dobra, o ile nie najlepsza. Ale pozostała trójka? Miała inne zalety, świetnie się ukrywała i potrafiła robić swoimi mocami (lub za ich pomocą) naprawdę różne i niespodziewane rzeczy, ale problem leżał w ich nastawieniu.
- Panie Frost, zapraszam tam, pobiega pan sobie. Panie Hills, rozumiem, że strzelnica. Panno Jones... strzelnica, sala gimnastyczna? Opcji z pójściem do pokoju nie ma.
Heather znajdowała się już na strzelnicy na jednym z torów. Miała założone duże słuchawki na uszach i stała w lekkim rozkroku. Ręce miała wyprostowane; w jednej dłoni trzymała pistolet automatyczny, a drugą przytrzymywała pierwszą. Strzelała spokojnie, płynnie wymieniając pusty magazynek na nowy. Była skupiona na swoim zajęciu.
OdpowiedzUsuńObecność Jacksona trochę ją zaskoczyła. Zdjęła słuchawki i spojrzała na niego uważnie.
- Chciałam tu przyjść, żeby się odstresować - podeszła do niego. - Broń może się przydać w wielu sytuacjach. Może się okazać, że strzelaniem spowolnisz przeciwnika, jeśli nie zabijesz albo nie zranisz na tyle poważnie, że przestanie na ciebie naciskać. Strzałem możesz trafić w coś przydatnego, na przykład w linę, która trzyma ciężar, którego potrzebujesz do, jeszcze raz, spowolnienia przeciwnika lub po prostu coś jest ci potrzebne. Raz mojemu koledze z wojska zdarzyło się, że dzięki pistoletowi zjechał na linie niczym na tyrolce - pokazała mu jak zmienia się magazynek, jak odbezpiecza broń. - To mały kaliber, odrzut jest niewielki - zaprezentowała mu jak trzymać pistolet, układając jego dłonie na broni. Potem jeszcze założyła mu słuchawki, potem sobie i gestem nakazała strzelić do celu przed sobą.
Shay spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- W sumie wiesz, kondycja zawsze się przyda. Nawet twoim kopiom. Bo chyba tak to działa... Poza tym, kiedyś byłem całkiem niezły w parkourze. Przydawało się, kiedy uciekałem, a moja moc była dla mnie jeszcze tajemnicą. W szybki sposób mogłem wydostać się z kłopotów - wzruszył ramionami. - Nie lubisz za bardzo sportu, co? No już, rozchmurz się, pobiegamy sobie, widzę, że mają tu też ściany wspinaczkowe. Jeśli to nie pomoże uratować świata, to zawsze możemy się dobrze bawić, prawda? - znów się uśmiechnął. - Endorfiny czy co to tam, też są dobre. To jak?
Heather spojrzała na Jacksona i uśmiechnęła się lekko do siebie, bo uśmiech chłopaka widziała chyba po raz pierwszy odkąd się poznali. I to był przyjemny widok.
OdpowiedzUsuńZdjęła słuchawki, jemu przy okazji też, żeby mogli normalnie porozmawiać, a potem wcisnęła specjalny przycisk, dzięki któremu tarcza, na której był przyczepiony papier z obrysem człowieka do tułowia, zaczął przesuwać się w ich stronę. Dziura po kuli znajdowała się nad ramieniem.
- Jackson - zaczęła i znów na niego spojrzała. - Następnym razem miej oczy otwarte, to sporo ułatwi - uśmiechnęła się. - Po drugie, oddychaj. Chyba że chcesz i masz czas, żeby wymierzyć celnie, jak na przykład z karabinu snajperskiego. A ogólnie to dobrze ci poszło, dobra postawa, dobrze trzymasz broń. Jeśli byś chciał, to mogłoby coś z tego wyjść - wcisnęła drugi przycisk i tarcza zaczęła się cofać.
- Co to był za sport i co się stało? - zapytał zainteresowany i chyba nieco zmartwiony. Lil mu się podobała, chciał ją poznać bliżej. Wiedział też, że na pewno i ona przeżyła coś, do czego nie chciała wracać. Może jeśli poznają się bliżej i przeżyją apokalipsę, to kto wie, może oboje poopowiadają sobie historie, które ich zmieniły. - Oglądałem to chyba. Beznadzieja - machnął ręką, patrząc na ściankę. Będzie interesująco. Ale lepiej nich ktoś przyjdzie im pomóc z tymi linkami... - Skakałem po dachach jak jeszcze nie miałem oficjalnie prawa jazdy. No, ale tak, to chyba tak, właśnie tym dzieciakiem byłem. Ale już dawno nie musiałem tak biegać i skakać przez przeszkody. Odkąd kontroluję... a przynajmniej przez większość czasu, kiedy kontroluję moc, nie muszę tego robić i dobrze mi z tym - uśmiechnął się. - No dobrze... Kto pierwszy zdobywa szczyt?
Heather spojrzała za Jacksonem, a potem skupiła się na broniach.
OdpowiedzUsuń- Nie każdy może zabijać. Znaczy... nie każdy jest w stanie udźwignąć to psychicznie. Jeśli naprawdę nie będziesz musiał tego robić, to tego nie rób. Taka mała rada.
Zawsze pierwszy raz jest najtrudniejszy, ale na misjach czasami nie było czasu się nad tym zastanawiać.
- Powiedziałam ci już, dlaczego. Zabiłam żołnierza ze swojej jednostki - założyła słuchawki i spojrzała w stronę tarczy. Nie było więcej nic do gadania. Wylali ją za morderstwo, postawili przed sądem wojskowym. Było okropnie. I nikt już jej nie zwróci tego czasu ani tego, co się stało. - Strzelaj dalej - zachęciła go jednak, patrząc to na niego, to na tarczę.
Shay spojrzał w górę, a potem zaczął się zastanawiać, czy przymocowanie tego wszystkiego do swojego ciała jest trudniejsze niż wygląda. Może jak zacznie spadać, to spowolni czas i po prostu delikatnie położy się na ziemi i nic się nie stanie. Genialne.
- Konno? To musi być super doświadczenie - uśmiechnął się. - Czekaj, czekaj - uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy usłyszał resztę. - Co to za dupek? - zmarszczył brwi. - Byłaś przy tym? Ile miałaś lat? - patrzył na nią z troską. Cóż, on też nie miał już bliskich, trzeba było sobie radzić na własną rękę. - Przykro mi, Lil...
Heather spojrzała kątem oka na Jacksona. Ale bystry, pomyślała i westchnęła.
OdpowiedzUsuń- Skrzywdził mnie. Bardzo. Zasłużył na śmierć. Tyle powinieneś wiedzieć - stwierdziła i odwróciła wzrok w stronę tarczy. - Tak jakby jestem seryjną morderczynią. Zabijam na zlecenie, mam listę ofiar i tak dalej, więc... Czekaj. Spotkałeś kiedyś seryjnego? W jakich okolicznościach? Co się stało? - zapytała od razu, marszcząc lekko czoło. Jackson potrafił się teleportować, więc miał duże szanse na przeżycie podczas spotkania z tak niebezpiecznymi ludźmi.
Shay spojrzał smutno na Lil. No tak, nie bez powodu wkroczyli na taką, a nie inną drogę i nie bez powodu tamci wybrali ich. Dziwolągów, odmieńców, bez nikogo. Kiedy zginą, nikomu nie będzie żal, nikt nie pozwie państwa o te śmierci. Z drugiej strony, sami się zgodzili. Zawarli umowę. Chociaż niczego nie podpisali.
Nagle Shay podszedł do niej i tak po prostu mocno do siebie przytulił. Może i nie wyglądała na taką, która tego chce, ale może nie chciała się przyznać. A Frost miał wrażenie, że taki czuły gest może jej się przydać.
- Możesz o mnie walczyć. Ja będę walczyć o ciebie - powiedział cicho i pogłaskał ją po plecach. - Moja matka odeszła od nas, kiedy byłem dzieckiem, ojciec zginął na budowie podczas pracy. Musiałem sobie radzić.
Heather patrzyła uważnie na Jacksona. Cóż, nigdy do końca nie wiadomo, kim byli twoi sąsiedzi. Ten przeciętny, który jest miły i serdeczny, okazuje się być seryjnym mordercą, a najbliższe otocznie nie może w to uwierzyć. Ale pewnie właśnie dlatego byli seryjnymi, bo im się udawało wtapiać się w tłum i nie wzbudzać podejrzeń.
OdpowiedzUsuń- Porąbana historia - stwierdziła. Założyła słuchawki, a potem opróżniła cały magazynek, nawet nie mrugając. Oczywiście trafiła w sam środek zakreślonej głowy na tarczy. - Ja dostawałam zlecenia głównie na polityków i na ludzi, którzy nimi nie byli, ale mieli wielki wpływ na sytuacje polityczno-społeczne. Czasami miałam zabijać przywódców większych gangów lub karteli narkotykowych. Ostatnia misja? Siedem dni temu, RPA.
Shay zaśmiał się cicho.
- Już? Nawet nie byliśmy na randce. Chyba że to chcesz nazwać randką, no ale... tam stoi przyzwoitka - ruchem głowy wskazał jednego z agentów, ale potem po prostu pochylił się nad Lil, a potem ją pocałował.
Prawdopodobnie to nie był najlepszy pomysł, ale Shay trzymał się swoich słów - nie wiadomo, kiedy mogli zginąć. Trzeba było korzystać. A jeśli ma zginąć jako chłopak tej zajebistej dziewczyny, to w porządku. Znaczy wolałby przeżyć dłużej i iść z nią na tę pizzę w Sydney.
Heather zaczęła się zastanawiać, co to były za pliki i co takiego Jackson miał na tego faceta. Czymkolwiek by to nie było, musiało być dla niego groźne, ale nie dla państwa, bo całkiem możliwe, że albo ona, albo ktoś z jej "pracy" otrzymałby zlecenie na niego.
OdpowiedzUsuń- Możemy pójść do nich. Trochę mi lepiej po tej strzelaninie - poszła odłożyć słuchawki na swój tor, a potem odłożyła także broń na miejsce. - Skoro uciekałeś, z tego co wiem, to pewnie nie masz dziewczyny? Ani chłopaka - dodała, bo nigdy nic nie wiadomo, a ona była tolerancyjna.
Wyszli ze strzelnicy i skierowali się na salę gimnastyczną. Oczywiście musieli zapytać o drogę.
- W takim razie randka dzisiaj wieczorem - uśmiechnął się do niej i podszedł do ścianki. - Tym tatuażem mnie zainteresowałaś - rzucił jeszcze, a potem rozpoczął wspinaczkę. Nieźle mu to nawet szło. Nie sądził, że będzie miał jeszcze siłę w palcach po tylu latach bez treningu. - A masz jakieś specjalne życzenia, dokąd moglibyśmy pójść? Może oceanarium?
Heather spojrzała na Jacksona trochę krzywo.
OdpowiedzUsuń- Udajesz czy naprawdę masz takie gówniano-stereotypowe podejście do osób homoseksualnych? - zapytała wprost, a potem wyminęła go i ruszyła przed siebie.
Shay'owi absolutnie lekko nie szło to wspinanie. Serio. Już go palce bolały. Dawno tego nie robił, kości zardzewiały, nie te lata... Odkąd mógł używać swojej zdolności do ucieczek, to nie biegał za dużo, nie skakał po ścianach i zdecydowanie się nie wspinał. Ale przecież nie mógł tego pokazać przed Lil, nie teraz, kiedy zostali niby parą, a wieczorem mieli iść na randkę.
Jakoś udało mu się zejść, trochę pomógł jeden z agentów, dzięki któremu Shay mógł zjechać po linie resztę drogi w dół.
- Dzięki - spojrzał na agenta, który tylko skinął głową i odszedł, aby obserwować ich z odległości.
- Gdybyś jej nie podpadł i był dobry w łóżku, to może nie podmieniałaby siebie na klona - Frye wzruszyła ramionami. Potem rozejrzała się po sali gimnastycznej, szukając czegoś dla siebie. Wspinaczką wolałaby się nie zajmować, bieganiem też nie... Może sparing z jakimś agentem...
- Myślicie, że oni sami nas dzisiaj wypuszczą, czy znowu będziemy musieli się teleportować? - zapytał Frost, podchodząc do Heather i Jacksona.
Shay skinął głową, słuchając Jacksona. Chciał zabrać Lil do oceanarium, może tego w Sydney? Tylko byli uzależnieni od kolegi, który mógłby ich tam bez problemu podrzucić, a potem jeszcze umówić się z nim, żeby o jakiejś godzinie po nich wrócił i zabrał z powrotem tutaj. Skomplikowane. Ale faktycznie, lepiej było polegać na Hillsie niż prosić tych tu. A Shay nie sądził, że podrzucą ich swoim odrzutowcem czy coś.
OdpowiedzUsuń- Czekaj, basen? A nie mówiłaś przed chwilą o rozbieraniu się i tatuażu? - zapytał i spojrzał na nią uważnie. - A ty nie próbuj się wymigiwać - teraz patrzył na Heather, która najwyraźniej średnio była zachwycona tym pomysłem. Okej, chciała iść walczyć i pokonać tego mutanta, ale w basenie mogą ćwiczyć pojemność płuc czy coś tam. Chociaż podejrzewał, że ona i to ma opanowane jako zabójczyni na zlecenie...
- Jeszcze nic nie powiedziałam. Ale uważam, że powinniśmy wrócić i wciąż trenować.
- Ale poszłaś sobie na strzelnicę.
- Ale wróciłam. Posłuchajcie, jeśli zginiecie, sama tego nie zrobię. Więc musicie trenować razem ze mną, żebyśmy się zgrali i wiedzieli, do czego jesteśmy nawzajem zdolni. Na przykład, czy jeśli moja moc przestanie działać i jakimś sposobem będę bezbronna, Jackson będzie w stanie mi pomóc, jeśli sam będzie zajęty? Wiecie o co mi chodzi? Przecież sami wspominaliście filmy o superbohaterach.
- No taaak... Możesz mieć rację, ale... basen? - Shay uśmiechnął się szeroko, a Heather westchnęła głośno.
- Chodźmy, utopię was tam.