I'm tired
Of tending to this fire...
Of tending to this fire...
Lorenzo D'Orio
wilkołak
samotny wilk
opiekuńczy | narwany
ojciec rozpaczliwie poszukujący córki
nie odnajduje się w obecnej sytuacji
postępuje instynktownie
samotny wilk
opiekuńczy | narwany
ojciec rozpaczliwie poszukujący córki
nie odnajduje się w obecnej sytuacji
postępuje instynktownie
Oparła się o chłodną ścianę, próbując złapać oddech. Przycisnęła dłoń do przedramienia, czując pod palcami ciepłą krew, wypływającą z rany, która zapewne została zadana jakimś nożem, aczkolwiek podczas walki nie zarejestrowała bólu, ani samego momentu zetknięcia się skóry z metalem. Jak to możliwe, by w laboratorium zajmowali się nią tak pilnie, lecz jednocześnie nie wszczepili jej jakiegoś genu, który przyśpieszałby gojenie obrażeń? Wręcz przeciwnie. Potrafiła sama dla siebie być zniszczeniem. Przeklęła pod nosem, próbując przeanalizować w głowie co się stało. Sądziła, że Seattle to dobre miejsce, by się ukryć, przemyśleć dalsze kroki i obrać ścieżkę na przyszłość. Przyszłość... To słowo w dalszym ciągu ją przerażało. Przez bardzo długi czas o niej nie myślała, sądziła, że i tak skończy zamknięta w klatce albo uwięziona w inny sposób, byle nie oddalać się od swoich oprawców. Gdy wtedy patrzyła w przód widziała tylko ciemność i nie chciała widzieć nic więcej, ponieważ nic dobrego się nie zapowiadało. Ucieczka była wybawieniem, lecz jednocześnie nie była przygotowana na to co nastąpi później. Skupiła się na tym, by wydostać się z piekła, a gdy jej się to udało, zrozumiała, że nie jest wolna. Została zbiegiem i choć teraz sama o sobie decydowała, jednocześnie musiała uciekać i mieć plan, który sprawi, iż nie będzie musiała wrócić do zamknięcia. Przemieszczała się od miejsca do miejsca, aż wreszcie obrała Seattle za cel, gdy znalazła się wystarczająco blisko tego miasta. Znalazła opuszczony budynek, niedaleko przydrożnego baru, który wydawał się świetnym schronienie na jedną noc. Nie miała przy sobie wiele. Ubrana była w czarne spodnie, podwinięte u dołu, T-shirt i granatową kurtkę, na plecy zaś narzuciła plecak. Podczas ucieczki nie zabrała ze sobą wiele. Torba, która jej towarzyszyła podczas podróży została skradziona od jednego z ochroniarzy, jednakże większość rzeczy, które miała tam upchanych zdobyła po drodze, wykazując się sprytem i nieodkrytym wcześniej talentem złodziejskim. Nie było tego dużo, ale pozwalało jej przeżyć, a na obecną chwilę to jej wystarczało. Wszystko było lepsze od ciągłych treningów, testów, leków i nieustannych pytań. Każde miejsce na ziemi było rajem, jeśli nie było ośrodkiem, w którym przyszło jej żyć.
OdpowiedzUsuńOd momentu ucieczki zawsze pozostawała czujna, wszystko i wszyscy byli podejrzani, a każdy dziwny dźwięk potrafił przyprawić ją o zawał serca. Dlatego, gdy zbliżyła się do opuszczonego budynku, szukając dobrego wejścia do środka, a nagle usłyszała za sobą trzask, od razu się spięła i zaczęła rozglądać. Po chwili ktoś zaskoczył ją od tyłu i z trudem udało jej się wyswobodzić. Później została otoczona i nie musiała nawet zastanawiać się, czy ma do czynienia ze zwykłymi bandziorami, czy ludźmi z Lab, którzy zostali wysłani, by ją znaleźć i sprowadzić z powrotem. Przecież nie mogli pozwolić jej biegać po ulicach, skoro zdążyli wydać na nią już tyle pieniędzy i liczyli na spory zarobek. Rzecz w tym, iż ona była gotowa zginąć, byle tam nie wrócić. Nie chciała używać swoich mocy, w gruncie rzeczy ich nienawidziła, lecz w tym momencie zrobiła wszystko, by przypomnieć sobie każdy trening, w który nigdy nie angażowała się wystarczająco, byle tylko pozbyć się tych mężczyzn. Nie była w stanie zliczyć, ile pistoletów roztrzaskała na małe kawałki i ilu atakujących posłała na ścianę. Wystarczająco, by móc się przedrzeć i spróbować im uciec. Seattle może nie było tak całkiem przypadkowym wyborem, słyszała o podziemnych tunelach, które w dalszym ciągu istniały, teraz stanowiąc świetne miejsce spotkań dla zdegenerowanej młodzieży. To była jej jedyna droga ucieczki, jeśli nie chciała znów zostać znalezioną. Mogła pokonać przynajmniej większość z nich, aczkolwiek wiedziała, że pojawią się kolejni, a jej siły nie były niewyczerpywane.
Z ledwością udało jej się podnieść wieko znajdujące się w ziemi, odsunąć je, by zejść po drabince na tyle, by móc znów je zasunąć. Nie mogła pozostawiać tam oczywistych śladów, choć prawdą było, że już brakowało jej sił. Dlatego, gdy zamknęła swoje zbawienne wrota, pokonała tylko kilka stopni w dół, by resztę pokonać już w locie. Jej mięśnie były zbyt wyczerpany, aby utrzymać jej ciało, więc opadła na dół, uderzając kolanem o wilgotną ziemię. Zęby jej zadzwoniły i potrzebowała chwili, by spróbować się podnieść i ruszyć do przodu.
UsuńTakim oto sposobem dotarła do miejsca, w którym znajdowała się teraz. Potrzebowała chwili, by zaczerpnąć oddechu i spróbować zatamować krwawienie w ranie, którą uciskała. Jej uwagę przykuł jakiś ruch. Słyszała więcej niż przeciętny człowiek, aczkolwiek w tym momencie była zbyt zaabsorbowana sobą, by skupić się na otoczeniu. Dlatego właśnie usłyszała nieproszonego gościa dopiero w momencie, gdy mogła już dostrzec jego zbliżający się cień zza zakrętu jednego z bocznych tuneli. Opuściła dłoń, którą trzymała na ranie, by po chwili wyciągnąć ją przed siebie. Nie chciała walczyć, ale nie zamierzała też z tym kimś wrócić do ośrodka.
Julia
[ Przepraszam wyszło trochę nieporadnie i niezgrabnie z tym początkiem, ale będzie lepiej. Też nie do końca wiedziałam jak to zacząć, więc jest tak.
Co do tatuaży, bardzo lubię, więc mi nie przeszkadzają. Pasują do niego. ]
Podziemia były świetnym schronieniem, a przynajmniej tak zakładała początkowo. Jednakże jednym z minusów była ograniczona widoczność. Żałowała, że nie posiadała między innymi zdolności widzenia w ciemności czy innego rentgena w oczach, który ułatwiłby jej poruszanie się w tym ciemnym miejscu. Tym trudniejsze było zobaczenie męskiej sylwetki, gdy ta już wyłoniła się zza zakrętu. Wszystkie mięśnie w jej ciele napięły się gotowe do kolejnej walki, lecz jednocześnie wycieńczone poprzednią. Przyglądała mu się czujnie, gdy się zatrzymał, w dalszym ciągu jednak nie opuszczała ręki, gotowa w każdej chwili posłać go na ścianę lub zrobić coś gorszego, jeśli zaszłaby takowa potrzeba. Cóż, przynajmniej taką miała nadzieję, gdyż całkowita kontrola zdolności nie była czymś, co udało jej się osiągnąć w ośrodku. Oni określali jej stan mianem bycia niestabilną, ona z kolei nazywała to po prostu nieprzykładaniem się do treningów i usilną próbą wyparcia swoich mocy. Ciało i umysł powinny być jednością, aby dobrze funkcjonować, w jej przypadku były raczej sprzecznymi jednostkami.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, słysząc jego słowa, które niosły się echem i odbijały od ścian. Przyjrzała mu się uważniej, wreszcie dostrzegając jego rany. Z całą pewnością z nim nie walczyła, a więc to nie ona je zadała. Od razu założyła, że był jednym z agentów, od których próbowała uciec, lecz w tym momencie zaczęła podważać tę wersję wydarzeń. Zaufanie było czymś, o czym już dawno zapomniała, jednak z drugiej strony nie mogła rzucać się na każdego, kto stanie na jej drodze, nie po to uciekła z ośrodka. Nie chciała być taką osobą, nie chciała krzywdzić innych, acz życie weryfikowało jej chęci i nakazywało walczyć o każdy dzień.
— Kim jesteś? — zapytała, odrobinę ciszej niż on. Jej głos nawet dla niej samej brzmiał dziwnie, zbyt wiele czasu minęło od normalnej rozmowy, którą przeprowadzała. — I co tu robisz? — dorzuciła, nie spuszczając z niego wzroku nawet na sekundę, próbując dostrzec każdy, nawet najmniejszy ruch z jego strony.