2 stycznia 1970

[KP] Sylar

"Sleep all day. Party all night. Never grow old. Never die. It’s fun to be a vampire.
The Lost Boys

Santa Barbara
Buntownik z szemraną przeszłością

Kiedy żyje się dłużej niż pozwala przeciętna ludzka granica, potrafi zdecydowanie więcej niż śmiertelnik oraz nie umiera się tak łatwo można podejść do tej sytuacji na dwa sposoby: zacząć szukać sensu w całej tej maskaradzie i narzekać na brak "bożej iskry" czy śmiertelnego pędu do działania pomimo krótkiego życia lub...
Po prostu to wykorzystać i zamienić swoje "nie-życie" w pasmo niekończącej się przygody.

Sylar został zamieniony w wampira, gdy ledwo zaczynał dwudziesty rok swojego życia. W niczym nie przypominał osoby jaką jest dzisiaj - bliżej mu było do zamkniętego w sobie, lamerskiego outsidera z dziwacznie patologicznej rodzinki, który starał się nie wychylać ponad tłum. Pewnej nocy, podczas kolejnego samotnego spaceru na przedmieściach rodzinnego miasteczka, spotkał jednak dużo starszego od siebie mężczyznę, który bez żadnych dłuższych tyrad oświadczył chłopakowi, że obserwował go od dłuższego czasu i przypadł mu on do gustu na ten jeden wyjątkowy oraz wiele innych sposobów. Mówił o tym, że chciałby pokazać mu "lepszy" świat, którego nikt jeszcze nie poznał.
Że nie powinien się bać, bo to naprawdę nie będzie boleć.



Sylar został JEGO pierworodnym synem do którego wkrótce dla rozrywki oraz towarzystwa dołączyli "młodsi" bracia. Nowa dzika natura i przewyższająca śmiertelników moc zaczęła niebezpiecznie uderzać im do głów, sprawiając że czwórka nieśmiertelnych młodzieniaszków po prostu się zbuntowała i zaczęła działać na własną rękę wykorzystując nowe umiejętności w szalonych nocnych eskapadach. Sylar poczuł, że dawna "ludzka" i cicha natura już do niego oraz jego roli jako "najstarszego z braci" nie pasuje i nie powinna go ona ograniczać. Zmienił się nie do poznania, przekreślając dawnego siebie grubą, czerwoną krechą.
A może po prostu odkrył swoje prawdziwe, skrywane pod cywilizowaną otoczką "ja"?

Czwórka młodych, tak różnych od siebie charakterem oraz stylem wampirów zerwała się z łańcucha ojcowskiej opieki i zaczęła chaotyczną, pełną adrenaliny podróż po Stanach sprawiając, że wszędzie gdzie się nie pojawili pozostawiali po sobie dość tajemniczy ślad. Balowali, okradali, rozbijali się samochodami po ulicach, wszczynali bójki i umawiali się w klubach z nowo poznanymi, naiwnymi ludźmi - pojawiali się, by następnej nocy zniknąć i rozpocząć zabawę gdzie indziej. Nic nie mogło przerwać im tego niekończącego się, rozrywkowego pasma.
Czuli się w pełni wolni i na tyle potężni, że gotowi byli podbić cały świat - w końcu mieli przed sobą całe stulecia w młodych i pełnych energii, nieśmiertelnych ciałach.

Od tygodnia Sylar oraz jego młodsi bracia zapuścili korzenie w nadmorskim, rekreacyjnym mieście Santa Barbara. Nocne życie obfituje tutaj w złaknionych emocji turystów na których nie sposób nie ostrzyć sobie kłów - wystarczy tylko bardzo dobrze się rozejrzeć i wyczuć, kto dzisiaj potrzebuje towarzystwa...



Muzyka zalinkowana pod "Sylar".
Wizerunek: Eric Mabius (The Crow 3: Salvation)

12 komentarzy:

  1. To była sobota jak każda inna. Adam mieszkał w Santa Barbara dopiero miesiąc, więc nadal nie był do końca świadom tego, że tu nie jest z nikim umówiony. Trzeci weekend z rzędu, co raczej nie zdarzało się, kiedy mieszkał w San Francisco. Do wieczora po prostu siedział w pokoju, czytając książkę przy akompaniamencie głosu jej siostry, która siedziała przed komputerem i wściekała się na każdego, kto beznadziejnie grał.
    Adam już nawet nie zwracał jej uwagi. Z reguły działało to tylko przez chwilę. Chłopak był niemal pewien, że Julie stara się powstrzymywać nawet jeśli nikogo nie ma w okolicy, ale po prostu nie była w stanie.
    Jednak kiedy późnym wieczorem Adam skończył książkę, którą zaczął chwilę po południu, uznał, że powinien zrobić ze sobą cokolwiek pożytecznego. A pierwszym na co wpadł było poszukanie jakiegoś klubu.
    – Jules, idę na imprezę.
    – Zaraz wrócę – mruknęła Julie do mikrofonu i zdjęła słuchawki, po czym, nadal odwrócona w stronę komputera, spytała – Jeszcze raz, gdzie idziesz?
    – Na imprezę. Wypadałoby kogoś poznać.
    Dziewczyna zaśmiała się.
    – Ano owszem, wypadałoby. Cholera – powiedziała do ekranu, który nagle poszarzał, i obróciła się na krześle. – Trochę niespodziewanie, ale spoko. A, i jeszcze. Nie nazywaj mnie Jules – powiedziała twardo i znów nałożyła słuchawki. – Jestem, chłopaki.
    Adam wywrócił oczami i podszedł do szafy, żeby wziąć jakieś sensowniejsze ubrania. Kiedy już przebrał się w jedną ze swoich ulubionych koszul i niewytarte jeansy, rzucił tylko na odchodne:
    – Pa!
    Julie odpowiedziała mu tak samo, ale nie był pewien, czy zrobiła to świadomie, jako że już po chwili mówiła do chłopaków, z którymi grała. Zanim jeszcze wyszedł, spytał dziadków, bez większych nadziei, o jakieś bary, puby czy kluby. Ku jego zaskoczeniu, jego babcia faktycznie poleciła mu jedno miejsce, gdzie ponoć często zbiera się dużo ludzi. Mając nadzieję, że są to ludzie przed osiemdziesiątką, tam właśnie pojechał.
    I, ku swojemu zaskoczeniu, trafił do zatłoczonego klubu, gdzie pierwszym, co usłyszał, był ogłuszający głos Cobaina, dobiegający z głośników. Tym samym nie mógł się nie uśmiechnąć, choć miał wrażenie, że ludzie, którzy tam przyszli, byli od siebie niesamowicie różni. Że ze świecą mógł szukać stylu, który by tam dominował. Co jednak, oczywiście, nie przeszkadzało, by czuł się oderwany od całego obrazka. Przeciskał się miedzy tańczącymi, samemu mając ochotę do nich dołączyć.
    Najpierw jednak postanowił dotrzeć do baru, żeby napić się czegoś procentowego. Zgiełk, który tu panował, wzbudzał w nim dziwne poczucie spokoju.
    Barman, a raczej barmanka, spojrzała na niego pytająco.
    – Dla mnie brandy – powiedział, nie patrząc nawet dokładnie na kobietę. Rozglądał się po tańczących, myśląc o tym, że w sumie brakowało mu tego. I zastanawiając się, czemu dopiero teraz się na to zdecydował.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przepraszam cię bardzo, że aż tyle nie odpisuję, ale miałam teraz kilka dni zawalone, a jakoś wolę zawsze zaczynać od tych odpisów krótszych. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby przed weekendem odpisać :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. Adam słuchał muzyki, patrzył na światła i tancerzy – wszystko to jednocześnie i żadnego do końca, właściwie trochę się wyłączył. Gdy więc usłyszał tylko słowo „dokumenty” najpierw wyrwało go to z delikatnego transu. Krótką chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, czego oczekuje kobieta, więc westchnął cicho, ale zaczął grzebać w kurtce w poszukiwaniu portfela. Oczywiście, że wziął je ze sobą, bo choć były świeże, to były, i to całkowicie niepodrobione
    I zakopane w wewnętrznej części kurtki, więc zanim je wyjął, barmanka zaczęła patrzeć na niego z nieskrywanym znudzeniem i… usłyszał za sobą czyiś głos. Męski głos. Obrócił się w jego stronę i zobaczył chłopaka mniej więcej w jego wieku, który delikatnie mówiąc wyglądał nietypowo. Ale kupił mu brandy, więc nie zamierzał na razie narzekać. Nie do końca wiedział, skąd wziął się ten nagły gest pełen dobroci, ale jego kieszonkowe były co najmniej ograniczone.
    – Z przyjemnością – odparł z uśmiechem i uniósł swój kieliszek do kieliszka nieznajomego, po czym popił nieco brandy. Jego uśmiech poszerzył się, gdy poczuł alkohol na języku.
    Przez chwilę przez głowę przemknęło mu po raz kolejny pytanie: czemu nie zdecydował się na takie wyjście wcześniej? Miał przecież czas. Łudził się chyba jednak, że zbliży się jakkolwiek do kogoś z klasy, co oczywiście się nie stało. Ale teraz znów spojrzał na nietypowego chłopaka. Niech żyją nieznajomi, pomyślał, po czym odezwał się:
    – Jestem Adam.
    Wyciągnął dłoń w jego stronę. Był wdzięczny losowi za znalezienie się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Choć oczywiście ludzie w jego klasie niejednokrotnie z nim rozmawiali, i tak miał wrażenie, że do grupek, które już powstały, może mieć problem się dostać. Zależało mu na jakichś znajomościach i, choć teraz nie liczył na coś dużego, przynajmniej mógł mieć nadzieję na nieco dłuższą konwersację. A alkohol rozwiązuje przecież języki, więc może i konwersację bardziej otwartą.
    – I wielkie dzięki za to – dodał, wskazując swój, teraz już tylko w połowie pełny, kieliszek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zupełnie ok, ale przepraszam za długość i zwłokę]

      Usuń
  4. Cóż, nietypowe imię dla nietypowej osoby, pomyślał Adam, gdy nieznajomy się przedstawił. Jakaś część Sylara wydawała się fascynująca w bardzo niezdrowym stopniu. Głos z tyłu głowy mówił mu, że to wszystko jest aż nazbyt nadzwyczajne, aż nazbyt przyjemne i aż nazbyt fortunne. Coś go ostrzegało.
    Chłopak wypił brandy do końca.
    Raczej nie zamierzał zwracać na to uwagi.
    Choć trzeba przyznać, że gdy Sylar zbliżył się do niego, poczuł się cokolwiek nieswojo. Odsunął się nieco, oczywiście na tyle niedaleko, żeby nadal słyszeć jego głos. W odpowiedzi na jego słowa uśmiechnął się niepewnie i pokiwał głową. Brzmiał, jakby nie chodziło o pieniądze. I przez chwilę Adam nawet zastanawiał się nad tym, co mógłby od niego chcieć. Niestety do głowy nie przychodziło mu nic konkretnego, może poza jedną natrętną myślą, dodatkowo nasilona przez owo zbliżenie nowo poznanego chłopaka. Jednak Adam skrzętnie tę myśl od siebie odsuwał.
    – Owszem, względnie – odparł na jego pytanie. – Prawdę mówiąc mieszkam tu od miesiąca… Choć muszę przyznać, że mam niemały problem z zawieraniem znajomości – dodał ze wzruszeniem ramion.
    Zaraz jednak zaklął w myślach. Właściwie po co to mówił? Sylar mógł się tego domyślić, a wypowiedziane głośno brzmiało znacznie żałośniej, niż Adam by sobie tego życzył. Cmoknął cicho, zmęczony i zirytowany już swoim niemyśleniem, i przyjrzał się ponownie towarzyszowi.
    – A ty? – zapytał szybko, żeby zmienić temat z jego kwestii socjalnych. – Bo prawdę mówiąc wyglądasz na stałego bywalca. I kim jest twoja towarzyszka?
    Na jego twarzy błąkał się niepewny, acz zainteresowany uśmiech. Pytania, choć zadane nie tylko w celu informacyjnym, szczerze go ciekawiły, więc teraz z uwagą słuchał odpowiedzi. Tym bardziej, że naprawdę mógłby skorzystać nieco na dowiedzeniu się, gdzie można tu się z kimś spotkać, gdzie chodzić, a gdzie nie. I gdyby wiedza ta jednak nie pochodziła od jego dziadków.
    [Uh, i znów przepraszam, że tyle nie odpisywałam. Jednocześnie masz moje słowo, że od teraz się ogarniam w takim stopniu, żebym nie musiała co odpis przepraszać ;)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Śmiesznie to wygląda pod tym postem na górze, ale dużo czasu minęło, mi się zbliżają egzaminy, bo jestem tylko gimbusem, i miałam ciężki tydzień, więc przepraszam, że musiałaś tyle czekać :)]
    Chłopak przed Adamem martwił go coraz mniej z każdą chwilą. Każdy jego beztroski uśmiech, rozbawione spojrzenie, wychylony kieliszek rozluźniał go i uspokajał. Tylko dzięki temu miał wrażenie, że wreszcie udało mu się z kimś zaznajomić, że może nie będzie musiał wracać do domu zaraz po lekcjach, siadać u siebie i czytać kolejnej książki – lub, co gorsza, tej samej książki po raz kolejny. W końcu nawet Julie wychodziła gdzieś częściej od niego – a to zakrawało na absurd, bo ona preferowała przecież niebezpośredni kontakt z innymi.
    Adam pił, bo nie on płacił. I dlatego, że miał niemal wrażenie, że ten alkohol mają za darmo, po znajomości. Złudne, oczywiście, ale z pewnością bardzo silne. Ale pił też dlatego, że Sylar to robił. Zresztą, wszystko co robił Sylar wydawało się w jakiś sposób godne naśladowania. Bo skoro jemu udawało się tak łatwo zawierać dzięki temu znajomości, to czemu on miałby nie spróbować tego samego? Niemal zakrztusił się alkoholem, kiedy usłyszał, że tamten dziewczynę poznał nie dalej jak dwadzieścia minut temu. To wydawało się niewykonalne.
    A jednak to nie było w stylu Adama. Naprawdę nie czuł kwestii takich jednorazowych zabaw i może czasem zazdrościł tego innym, ale z reguły naprawdę im współczuł. Miał kiedyś dziewczynę, którą naprawdę kochał, i nigdy nie pomyślał nawet, żeby ją zdradzić. I stąd był jego wstręt – jego własny, prywatny, na pewno niezwiązany z ocenianiem innych – do podrywu jako takiego.
    – Nie… Tak właściwie nie – mruknął niepewnie. Poczuł, że robi mu się sucho w ustach, więc wziął znów kieliszek, teraz tylko do połowy pełny.
    Obawiał się, że straci przez to w oczach Sylara, ale jednak jakoś nie mógł się do tego zmusić. Nie potrafił sobie wyobrazić poznania osoby na jeden raz. Dlatego teraz naiwnie wierzył, że jego znajomość z Sylarem nie skończy się po tej nocy, że jego życie towarzyskie odżyje na nowo. A jego towarzyszka nie wydawała się chętna do głębszego zapoznania.

    OdpowiedzUsuń
  6. [W porządku, doceniam, że pytasz! :D Zgodzi się, zgodzi, nie ma nic lepszego do roboty :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jejku, jak cudnie mi było wrócić do tej parki ^^ A bałam się, że już wypadłam z ich rytmu.]
    Adam docenił spojrzenie posłane mu przez Sylara, jak nigdy wcześniej dostrzegając w jego spojrzeniu coś zachęcającego i otwartego, coś, co zachęcało do podjęcia niewypowiedzianego wyzwania, zabawienia się parę minut dłużej, dołączenia do igraszki. To nie wydawało się w jego stylu, ale gdy tamten objął go ramieniem, uśmiechnął się tylko szerzej. Alkohol zapewne już nieco uderzał mu do głowy, ale nie przejmował się tym zbytnio. Wręcz przeciwnie, taki stan rzeczy cieszył go niesamowicie. Podążył spojrzeniem za pełnymi gracji ruchami Sylara, nieco nimi – i nim – zahipnotyzowany, śmiejąc się cicho na jego żart.
    Na kolejną kolejkę skinął z wdzięcznością i wychylił kolejny kieliszek, czując, że zaczyna mu się chyba nieco kręcić w głowie. Było to jednak uczucie na tyle delikatne, a do tego przyjemne, że zdawało się tylko dodawać uroku całej scenie. Muzyce, zabawie, Sylarowi. Nawet dziewczynie przed nim. Może nadal nie na tyle, żeby Adam chciał ją gdzieś zabrać, ale na pewno na tyle, żeby zaczął dostrzegać jej ładne cechy, żeby dźwięczne stukanie jej obcasów zamiast irytować, cudownie wpisywało się w atmosferę otoczenia. Chłopak czuł się urzeczony wszystkim wokół, dlatego też na pytanie Sylara skinął znowu, uśmiechając się tylko wesoło. Ani myślał za nim nie podążyć.
    Widział jednak, gdzie się kierowali i zakładał, że chwilkę im to zajmie, gdy więc obserwował oddalającego się wdzięcznym krokiem Sylara, zdecydował się na zamówienie jeszcze jednego drinka. Tej jednej nocy mógł sobie na to pozwolić, czuł to całym sobą. Santa Barbara wreszcie chciała go do siebie przyjąć, zaakceptować go i zaprosić do siebie, a on zdecydowanie nie zamierzał porzucić raz danej mu okazji. Zdawało mu się, że w spojrzeniu barmanki było coś dziwnego, może ostrzegawczego, ale gdy tylko zapił tą myśl tanim drinkiem, upewnił się w przekonaniu, że coś zdecydowanie sobie wmawiał. Dziękował Bogu za okazję do spędzenia tu chwili czasu, więc upoił się jeszcze ostatnich parę chwil buzującą w nim i wokół niego muzyką. Przypomniał sobie spojrzenie Sylara, które nie proponowało. Ono mówiło po prostu „będziesz tam”. I Adam ani myślał przeciwstawiać się tak wyraźnie postawionemu rozkazowi.
    Po paru minutach przeciskał się między tancerzami, ale teraz wreszcie nie czuł się oderwany. Czuł się częścią tłumu, która akurat musiała się wydostać, ale zdecydowanie pasował wreszcie do obrazka. Jego koszula była teraz poplamiona jakąś czerwoną substancją nieznanego pochodzenia, ale to też przecież tu pasowało. Wręcz było niezbędne.
    Wydostał się z klubu i uśmiechnął do siebie. Czuł delikatne wirowanie w głowie, wszystko zdawało się lżejsze i przyjemniejsze, ale na nogach stał zupełnie pewnie. Poszukał wzrokiem Sylara, ale nie znalazł go. Jednak w jego słowach było coś, co obiecywało, że wróci, więc po prostu stał tam i na niego czekał. Nie zdziwił się nadmiernie, gdy po paru chwilach zobaczył go na rogu budynku, ale zdecydowanie się ucieszył. Podszedł do niego pospiesznie i powiedział:
    – Jakieś plany, gdzie się wybieramy?

    OdpowiedzUsuń
  8. Adam nie mógł nie przyjąć danej mu oferty. Coś takiego w ogóle nie wchodziło w grę – po co w takim razie w ogóle szukałby towarzystwa? Znalazł osobę otwartą i fascynującą w każdym możliwym aspekcie, która wydawała się może niebezpieczna, ale i ciekawa najbardziej mrocznym tego słowa znaczeniu. Adam naprawdę chciał, żeby uchylono mu choć rąbka tej tajemnicy i choć nie robił sobie zbytnich nadziei, nie zamierzał też całkowicie odpuścić. Tym bardziej, że na razie nic nie zapowiadało niczego rzeczywiście szkodliwego, a przynajmniej nie w stopniu, który nie wynagradzałby tego odpowiednia dozą zabawy.
    Sylar przyciągał uwagę, myśli i spojrzenie, szczególnie gdy skupiał się na tobie konkretnie i Adam był tego całkowicie świadom. Właściwie naprawdę mu się to podobało, nawet przez krótką chwilę nie zastanowił się, dlaczego tak jest. To musiała być wrodzona charyzma i tyle. Nie zauważał, że ludzie unikali Sylara, choć w sposób niewybitnie przyciągający uwagę – ot, po prostu schodzili mu zaraz z drogi. A nawet jeśli rzeczywiście to dostrzegał, ignorował to całkowicie i składał na karb zwykłego przypadku.
    Tak naprawdę kiedyś spędzał sporo czasu wśród innych ludzi. Nigdy ich nie unikał, ale też nie przywiązywał się do nich zbytnio. Po prostu był przy nich, jednym z grupy, bo zdecydowanie na tym korzystał. Nie lubił być z dala od innych. Dlatego teraz tu, gdzie był całkowicie odstawiony na bok, nie był w stanie znaleźć nikogo, do kogo mógłby się przykleić, a bardzo desperacko takiej osoby potrzebował. Szukał więc z początku bardzo aktywnie, później coraz mniej chętnie, po prostu zagrzebując się w swojej samotności i niepewności. Gdyby jednak trafiła mu się okazja, gotów był za nią skoczyć, choćby i w ogień. Inna sprawa, że miał wrażenie, że właśnie to teraz robił.
    Ruszył dziarskim krokiem za Sylarem, znów ignorując wszelkie ostrzeżenia z tyłu głowy, które zdawały się aktywnie zniechęcać go od ruszenia za tamtym chłopakiem i które wydawały się odwodzić go od pomysłu. Ale przecież nie po to, cholera, tam przyszedł i nie zamierzał tak łatwo zrezygnować.
    – Prawdę mówiąc… – zaczął Adam niepewnie. Nie chciał, żeby się okazało, że jednak nie jest dla Sylara odpowiednim, w jego mniemaniu, towarzystwem, ale to była przecież kwestia, w której nawet nie dało się improwizować. – Prawdę mówiąc w ciągu tego miesiąca jedynym miejscem publicznym poza szkołą, jakie odwiedziłem był bar, z którego właśnie wyszliśmy. Ale jestem otwarty… cóż, na wszystko. Mniej więcej – dodał pospiesznie, nieco zaalarmowany raczej własnymi słowami niż czymkolwiek w Sylarze. Chciał się zabawić, owszem, ale nie przesadzić. Mniej więcej.
    Trochę gryzło go to, jak bardzo zmarnował cały ten miesiąc. Ale teraz to w końcu miało się zmienić. Nagle pomyślał nawet o Julie i o tym, jak ona na to wszystko zareaguje. Pewnie nawet mu nie uwierzy, przeszło mu przez myśl i na tym jego przemyślenia o siostrze się skończyły. Tej nocy to nie ona była istotna, nie ostała się więc na długo w umyśle Adama, zaraz zastąpiona figurą Sylara.

    OdpowiedzUsuń
  9. [W razie czego wyjeżdżam teraz na nieco ponad tydzień, jak wrócę, oczyszczę się odpisów, jeśli takowe się pojawią, wcześniej nie ma mnie co szukać :) Miłego pisania w tym czasie! ^^]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hejka, wybacz, że aż tyle czekasz na odpis, ale do środy powinnam wrzucić. Troszkę mam teraz natłok rzeczy, potem się ustabilizuję. Tym bardziej, że odpis dużo dłużej napisać niż ustalić wątek i jakoś nie zabrałam się w weekend. Sorka. Teraz jesteś priorytetowa.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy tylko Adam usłyszał polecenie Sylara westchnął i przytaknął niepewnie. Skierował się w stronę sklepu i już zdjęły go wątpliwości. Nie wiedział, co powinien w ogóle kupić i w jakich ilościach. Czy nie kupi czegoś beznadziejnej jakości albo po prostu za słabego? Sylar wydawał się osobą, w której towarzystwie nie istniało coś takiego jak za mocne, więc przynajmniej rozmyślanie o tym miał z głowy, ale nadal pozostawiało go to z wieloma problemami. Przygryzł delikatnie wargę i, całkowicie niepewny swego, ruszył do sklepu.
    Gdy tylko tam wszedł, spojrzał na półki pełne alkoholu – nie był zbyt wytrawnym smakoszem – i od razu wiedział, że musi podjąć decyzję możliwie jak najszybciej, bez zbędnego myślenia. Kupił to, co kiedyś pijał z ojcem, i co zdawało mu się być naprawdę mocne, choć zapewne dla towarzystwa będzie to, w najlepszym wypadku, przeciętnej mocy. Stąd, oczywiście, nie zamierzał się chwalić, że już takie rzeczy z reguły go powalały. Tak jakby nie mieli się o tym przekonać, kiedy już zaczną razem pić. No cóż.
    Zaczęło go zastanawiać, czy jego dziadkowie nie będą się martwili jego nieobecnością – o Jules się nie martwił, pewnie nawet mu nie uwierzy, że gdzieś wyszedł – ale doszedł do wniosku, że i oni nie będą wściekli, kiedy raz wróci późno. Wreszcie. W końcu mogli spodziewać się, że z baru akurat wróci później. Mogli, choć pewnie tak nie było, a Adam nie mógł im się dziwić albo mieć im to za złe.
    Zapłacił pospiesznie, zerkając niepewnie na sprzedawcę, który zdawał się nie pochwalać jego wyboru – a może była to kwestia tylko tego, że Adam robił się wyraźnie przewrażliwiony? Na to też wolał zrzucić winę, zabierając alkohol. Poprawił nieco koszulę nerwowym gestem, zastanawiając się, jak bardzo będzie odrywał się w towarzystwie, po czym pospiesznie ruszył w stronę miejsca, w którym zostawił Sylara.
    Tym razem jednak zobaczył przy nim trzech typków, którzy nie wydawali się specjalnie rozgarnięci czy subtelni – i właśnie przez to standardowo ich unikał. Nie oszczędzali swojej pokaźnej siły fizycznej, szczególnie żeby pokazać sobie nawzajem, który z nich opanował ją najlepiej. Nie wątpił jednak, że w całej tej sytuacji to oni jednak wybrali sobie niewłaściwą ofiarę. Widział to w dziwnej, nienazwanej drapieżności, która nieustannie otaczała jego nowego towarzysza i w tym, jak luźna była jego postawa nawet teraz, kiedy dwoje typków zdawało się próbować go osaczyć, a trzeci wyglądał wręcz, jakby zastanawiał się, gdzie najlepiej go walnąć.
    Adam uśmiechnął się niemrawo pod nosem – czuł, że źle się to dla nich skończy. Nie chciał się tam pchać, bo doskonale wiedział, że to on oberwałby pierwszy, a w przeciwieństwie do Sylara nie byłby się w stanie w sposób jakkolwiek wdzięczny ich pozbyć. Z drugiej strony, właśnie – był z Sylarem, więc, o ile tamten faktycznie w jakikolwiek sposób zamierzał go ze sobą zgarnąć na tę noc, raczej nie miał się czego obawiać.
    Skierował się więc nieco śmielej w tamtą stronę (wmawiając sobie, że wcale nie idzie dlatego, że ktoś jest w stanie go obronić), bardziej w tym momencie uważając na dobrobyt zdecydowanie zbyt kruchej butelki niż własny. Gdy się zbliżał, coraz wyraźniej słyszał całą rozmowę. Spokój Sylara naprawdę powinien im był coś – cokolwiek – powiedzieć. To, jak chętnie zaprosił całkiem nową, wyraźnie niezbyt wtajemniczoną osobę na imprezę również powinno alarmować, przeszło mu przez myśl, ale zaraz to odrzucił. Ledwo zbliżył się do centrum akcji, nagle coś się stało – nie wiedział dokładnie co, ale ten wcześniej narwany typ natychmiast wyprowadził cios i to, najwidoczniej, ku zaskoczeniu swoich towarzyszy.

    OdpowiedzUsuń