chris haverson
wciąż mechanik na pół etatu — jeszcze student literatury
Nigdy nie chciał mieć dzieci, ma w końcu dwójkę rozbrykanych bratanków, którzy uwielbiają wieszać się na każdej dostępnej kończynie wujka (te niedostępne zaczęli oszczędzać dopiero stosunkowo niedawno, kiedy przy którejś z takich zabaw na głowie Harry'ego wylądowało pół puszki białej farby ceramicznej, zupełnym przypadkiem zresztą) i wciąż uparcie twierdzą, że wcale nie są za duzi na szalone wycieczki taczką dookoła domu - a to potrafi wyczerpać chęć na obcowanie z dziećmi na znacznie dłużej niż te 75 lat z kawałkiem, które w tej chwili przeżywa statystyczny Amerykanin. Nigdy nie chciał mieć problemów finansowych, które poważnie zagrożą jego możliwości studiowania i które niekoniecznie wywieszą białą flagę, gdy jakiś przystojniak z trochę przydługimi włosami spróbuje zaleczyć je marnym stypendium sportowym. Dorabianie w warsztacie samochodowym, żeby w ogóle mieć co włożyć do garnka - i psiej miski - też jakoś nieczęsto pojawiało się w jego licealnych wizjach przyszłości. Z tego wszystkiego tylko brak konieczności zmieniania pieluch o trzeciej w nocy jakoś mu wyszedł, może dlatego, że pewna biologiczna niekompatybilność z partnerem zawsze jakoś tak uparcie stawała mu na drodze. Nie żeby specjalnie narzekał.
Kiedy podczas uroczystości ukończenia szkoły Ellie wpatrywał się w puste miejsca przeznaczone dla swoich rodziców, uświadomił sobie, że naprawdę jest sam i podjął pewną decyzję. Mianowicie, obiecał sobie, że przynajmniej spróbuje wyrwać się z domu. Nie było to proste postanowienie, na początku wydawało się wręcz niemożliwe, nie z ojcem gotowym dosłownie wybić mu z głowy podobne pomysły i matką naciskającą na niego emocjonalnie mocniej niż zazwyczaj, ale Ellie naprawdę próbował.
OdpowiedzUsuńPodczas gdy jego znajomi z podekscytowaniem rozmawiali o swoich planach na wakacje i o tym, co mają zamiar robić po szkole, jemu myśli o przyszłości spędzały sen z powiek. A należało nadmienić, że tak czy inaczej mało sypiał. I jasne, zawsze znalazł się ktoś, kto narzekał, że nie wie, co chce robić w życiu, ale jego sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
On wiedział, ale nie mógł. Nie potrafił zapomnieć o mailach, które wymieniał z jednym z profesorów Chrisa, któremu ten polecił jego wiersze te dwa lata temu, kiedy robił w Skyline praktyki. To oczywiście tylko komplikowało całą sprawę; Ellie zdążył już dowiedzieć się, że ma jakąś szansę na stypendium, że może mógłby zamieszkać w akademiku, zostawić całe swoje dotychczasowe życie za sobą… jednocześnie desperacko tego chciał i przerażała go podobna perspektywa. Czuł się rozdarty pomiędzy tym, co byłoby najlepsze dla rodziny i tym, czego tak naprawdę pragnął. Wiele razy był już o włos od dokonania wyboru, i w jedną i w druga stronę, ale za każdym razem coś go powstrzymywało.
Nie wiedział, do kogo mógłby się z tym dziwnym problemem zwrócić. No dobrze, poprawka, znał tylko jedną osobę, która mogłaby zrozumieć, a jak nie zrozumieć, to przynajmniej go wysłuchać i był to jego były chłopak. Jak smutne trzeba mieć życie, żeby myśleć o swoim eks jako o jedynym godnym uwagi powierniku, szczególnie, gdy nie widziało się go od miesięcy? Elliot nie chciał poświęcać zbyt dużo czas na to pytanie. Ważniejsze było to, że bez żadnego wsparcia ze strony rodziny i z nikłym wsparciem ze strony nieznających jego dokładnego położenia znajomych, podjął kolejną decyzję.
I nie był w tym całym decydowaniu zbyt dobry, bo tym razem pewnego wieczoru po kolejnym incydencie ze swoim ojcem w roli głównej po prostu nie wytrzymał, chwycił za komórkę i zadzwonił do Chrisa. Był to jeden z najżałośniejszych, jeśli nie najżałośniejszy telefon, jaki kiedykolwiek wykonał, składający się głównie z niego nie potrafiącego się wysłowić ani wyjaśnić, co ma na myśli i jego byłego chłopaka będącego zdecydowanie zbyt cierpliwym. Jakimś cudem udało mu się przynajmniej zaproponować spotkanie, a Christopher był naturalnie za miły, żeby odmówić i póki co był w mieście, więc umówili się na następny dzień. Ellie nie chciał spotkać się z nim w miejscu publicznym, nie dlatego, że nie chciał być z nim widziany, po prostu nie uśmiechało mu się wylewanie swoich żali nad filiżanką niedokończonej kawy, wśród przyglądających się im ludzi. Jego własny dom odpadał z wiadomych przyczyn i właśnie dlatego był w drodze prosto do mieszkania swojego byłego. Tak, naprawdę to robił. Naprawdę był tak zdesperowany, żeby usłyszeć jakąkolwiek radę, jakąkolwiek zachętę i tak, tylko o to chodziło, wcale nie tęsknił za Chrisem, serce wcale mu nie przyśpieszyło, gdy był już na miejscu, a przynajmniej właśnie to starał się sobie wmówić.
Miał wrażenie, że się narzuca i powinien zawrócić, ale Ellie zawsze i wszędzie miał takie wrażenie, więc szedł dalej. Żeby nie pozwolić samemu sobie na rozmyślenie się, praktycznie podbiegł pod odpowiednie mieszkanie i od razu zapukał do drzwi. Christopher również nie zwlekał z otworzeniem mu i Elliot odetchnął głęboko na jego widok, mając wrażenie, że nagle traci całą odwagę, jaką udało mu się w sobie zgromadzić. Przeszkadzam mu, na pewno przeszkadzam, to nie jego problem, co ja tu robię?
– Ja… – zaczął, ale zaraz przerwał, głośno przełykając ślinę. Potrząsnął głową, wchodząc do środka, żeby nie dać sobie szansy na szybką ucieczkę. – Przepraszam, Chris, nie wiedziałem, z kim innym mam o tym porozmawiać, a ty jesteś na studiach i wiesz, jak to działa, no i wiesz, jak to działa u mnie w domu, ja nie chciałem ci przeszkadzać… przepraszam – wyrzucił z siebie, pewnie wciąż równie niezrozumiale, co przez telefon, ale mimo to poczuł się z tym trochę lepiej, przynajmniej na początek, i podniósł wzrok, żeby spojrzeć na swojego byłego z charakterystycznym dla siebie przepraszającym uśmiechem. – No i tak w ogóle to umm, cześć, hej, dawno się nie widzieliśmy, dobrze wyglądasz – dodał już trochę spokojniej, przygryzając dolną wargę. Powinien być chyba dumny, że w ogóle udało mu się pojawić na tym spotkaniu, że chciał coś zmienić albo przynajmniej brał pod uwagę możliwość zmiany, a nie tylko jak zwykle wypierał ją ze świadomości. To był pierwszy krok w… może nawet nie dobrą, ale jakąkolwiek stronę, co w jego przypadku było postępem.
UsuńOdetchnął głęboko i, próbując przekonać się, że rzeczywiście nie było za co przepraszać i powinien trochę się rozluźnić, bo to był jego pomysł, wszedł do środka. I praktycznie od razu po raz kolejny stwierdził, że Christ jest dla niego po prostu za miły. W końcu już od dawna nie byli razem, nic związanego z Elliotem nie było już sprawą Christophera, nie musiał nawet odbierać wtedy telefonu. Nie musiał zgadzać się na spotkanie. Nie musiał pomagać. Nic nie musiał, a jednak byli tutaj, w jego kuchni i nie wiadomo, który z nich był tak właściwie bardziej zestresowany.
OdpowiedzUsuń– Tak, pewnie, herbaty. Zwykłej, czarnej. Dzięki – powiedział powoli, ostrożnie odsuwając sobie krzesło i siadając przy stole w kuchni, aby nie plątać się Christopherowi pod nogami, kiedy ten będzie parzył herbatę. Nie lubił przeszkadzać. Być może właśnie to robił teraz samą swoją obecnością, ale starał się o tym nie myśleć.
Oczywiście wiedział, że byli tutaj przez niego, to on miał poprzedniego dnia dość żałosne załamanie, więc powinien zacząć tłumaczyć, o co mu chodziło. Ewentualna rozmowa o przysłowiowej pogodzie i tak nie miałaby sensu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale wcale nie sprawiło to, że czuł się lepiej czy pewniej.
– Pamiętasz, jak robiłeś praktyki w Skyline i powiedziałeś, że możesz podrzucić swojemu profesorowi kilka moich wierszy, no i w końcu się zgodziłem? Nie jestem pewny, czy wiedziałeś, ale nawet mu się podobały… i trochę rozmawialiśmy. O studiach, stypendiach… i chyba naprawdę zaczęło mnie to przerastać – przyznał, wbijając wzrok w blat przed sobą. Nawet sobie nie wyobrażał, jak trudno przyjdzie mu mówienie o tym głośno, nawet z Chrisem, z którym wszystko było w pewien sposób łatwiejsze, bo Chris wiedział, ale teraz nie było się już co wycofywać.
Studia i stypendium, to była okazja, której nie powinien przepuścić, tak, ale decyzja, którą to za sobą pociągało przerażała Elliota. Był przekonany, że wystarczyłoby jedno wściekłe spojrzenie ojca, kiedy by się dowiedział o jego planie, żeby natychmiast wykrzyknął, że tylko żartuje, oczywiście nie ma zamiaru nigdy przenigdy opuszczać domu, nie ośmieliłby się wyjechać na studia, nie potrzebuje żadnego dyplomu ani pracy, która by mu się naprawdę podobała. Po co to komu.
– Wiesz, że moi rodzice nigdy nie wesprą decyzji o wyjeździe, nie łudzę się… ale może nie potrzebuję ich wsparcia. Może. Nie wiem. Jak sądzisz?
Przynajmniej to z siebie wyrzucił, ubrał swoje wątpliwości w jakieś w miarę zrozumiałe słowa i przekazał, że może chciałby wjechać. I może trochę zazdrościł Christopherowi jego wyjazdu na studia. Może. Trochę.
Było lepiej niż wczoraj, bo zdążył sobie to trochę poukładać i miał nadzieję, że nie rozklei się tak jak zrobił to przez telefon. Oddychał powoli, głęboko, ostrożnie. Wiedział, że przynajmniej dobrze wybrał swojego powiernika, nieważne, jak dziwna wydawałaby się ich relacja. To Chris zawsze namawiał go do wyrwania się z domu, powiedzenia komuś o swojej sytuacji, po prostu zrobienia czegoś i oczywiście chciał dobrze, ale Ellie uwielbiał udawać, że go nie słucha. Szczególnie, gdy wciąż byli parą. Teraz chciał posłuchać, spróbować naprawdę rozważyć różne opcje bez natychmiastowego nastawiania się na odrzucenie tych, które sprawiały, że czuł się choć trochę niekomfortowo. Cóż, tak czy inaczej, ostatnio ze wszystkim czuł się niekomfortowo, więc co to za różnica, prawda?
Wiedział, że Chris się o niego martwił. Dało się to usłyszeć w jego głosie i zobaczyć w jego oczach, kiedy mówił mu, że nie powinien dłużej mieszkać z rodzicami, a w szczególności ojcem. Ellie nie wiedział tylko, dlaczego, wciąż nie do końca dochodziło do niego, czemu miałby być dla kogokolwiek ważny – w końcu już od jakiegoś czasu nie byli razem i Christopher wcale nie musiał się już nim przejmować. A przez to, że jednak to robił, Elliot wciąż do niego w ten czy inny sposób wracał, podświadomie zdając sobie sprawę z tego, że nie ma wielu innych osób, które chciałyby go wysłuchać i mu doradzić. I pomimo ciążącego mu poczucia, że tak właściwe to jest dla wszystkich tylko problemem i gdyby tak po prostu zniknął, nikt by za bardzo nie tęsknił, nie potrafił zdobyć się na to, by rzeczywiście zniknąć. Zamiast tego najpierw próbował przekonać samego siebie, że wszystko w jego życiu było w jak najlepszym porządku, a potem, kiedy to okazało się nienajlepszym rozwiązaniem, uchwycił się dość ulotnej nadziei na to, że jednak może coś zmienić.
OdpowiedzUsuńChyba chciał usłyszeć od Chrisa jakąś zachętę, potwierdzenie, że to, co chciał zrobić było odpowiednie. Jednak gdy już to potwierdzenie dostał, jasno i wyraźnie, nie bardzo wiedział, co dalej ze sobą zrobić. W porządku, chciał wyjechać, chciał studiować, chciał, pomimo wielkiego poczucia winy, jakie to za sobą pociągało, wyrwać się z ciasnego uścisku swoich rodziców, ale… nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie wiedział, jak to jest być wolnym od rodzinnych zobowiązań, nie miał nawet pojęcia, do czego można by to porównać. Co, jeśli to wszystko było jedynie jego głupią fantazją, która nie będzie miała żadnego pokrycia w rzeczywistości?
– Chciałbym... się wynieść – zapewnił, choć wcale nie brzmiał na przekonanego. Cóż, czy Ellie kiedykolwiek brzmiał na przekonanego? Chyba nie, bo przyzwyczaił się do zostawiania sobie możliwości szybkiego odwołania wszystkiego, co powiedział, w razie gdyby w jakiś sposób zezłościł swojego rozmówcę. – Ale chyba powinienem najpierw być niezależny, a ja nie mam… Niczego poza rodzicami. Bez pracy, mieszkania, oszczędności, nie mogę tak po prostu wyjść i nie wrócić, prawda? – zapytał, w głębi duszy licząc na to, że Chris jednak zaprzeczy i powie mu dokładnie, co zrobić, żeby wyjść z domu i już nie wrócić. Znowu wpadał w ten sam schemat polegania na ludziach i wypełniania ich poleceń i choć w stosunku do Chrisa było to zupełnie co innego niż w stosunku do swojego ojca, Ellie wciąż miał wrażenie, że czeka na czyjeś rozkazy. I, co najgorsze, wcale nie było mu z tym źle, wręcz przeciwnie, było mu tak bardzo wygodnie.
Nie, żeby nie chciał podejmować samodzielnych decyzji, ale jeśli na jakiś czas zostawał z wyborem sam, to, co znane nagle wydawało mu się łatwiejszą opcją, nawet jeśli znaczyło jakieś potencjalnie niebezpieczne rzeczy typu ojciec podnoszący na niego rękę. Z drugiej strony miał to poczucie, że musi być jakiś sposób, żeby po prostu zakwestionować to wszystko i wyjechać.
– Więc, gdybym się zdecydował jednak wyjechać, pomógłbyś mi znaleźć mieszkanie albo załatwić to, co byłoby do załatwienia z akademikiem albo... cokolwiek. Pomógłbyś mi? – Ellie westchnął głęboko i przygryzł dolną wargę, spuszczając głowę i bardzo uważnie przyglądając się swoim leżącym na stole dłoniom. Nie, to wcale nie brzmiało zdecydowanie i niezależnie, a słowo pomoc ciężko przechodziło mu przez gardło, ale nie sądził, że dałby radę zrobić to całkiem sam, bez choćby wsparcia emocjonalnego, jeśli nie jakiekolwiek innego. Nie chciał wciągać w to Christophera, ale jeśli nie jego, to kogo innego?
Elliot w końcu podniósł wzrok i z zaskoczeniem spojrzał na Chrisa, chcąc dopasować to, co ten mówił do ruchu jego warg, upewnić się, że to wszystko naprawdę wychodziło z jego ust. Możesz przenieść się do mnie? Niedługo lecę do domu, więc gdybyś miał ochotę? Oczami wyobraźni, Ellie widział już samego siebie byle jak wpakowującego do plecaka tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wymykającego się z domu w środku nocy z zamiarem zostawienia tego wszystkiego za sobą i zaczęcia nowego życia z dala od rodzinnego miasta, z dala od wszystkiego, a za to blisko Chrisa. To byłoby… za piękne, żeby mogło być prawdziwe, za piękne, żeby mogło się udać, prawda? Bo nie zasługiwał na to wszystko, nie zasługiwał na taką szansę i przede wszystkim nie zasługiwał na przyjaźń Christophera.
OdpowiedzUsuń– Naprawdę? Tak po prostu… wziąłbyś mnie ze sobą? – zapytał ze szczerym niedowierzaniem i już czuł panikę ściskająca go za żołądek i rozlewającą mu się po całym ciele. A gdyby tak naprawdę…?Nie możesz, nie, nie dasz rady, wrócisz do domu z podkulonym ogonem i dopiero wtedy zobaczysz, na co naprawdę stać ojca, podpowiadał jakiś cichy, natrętny glos z tyłu jego głowy, ale chociaż Elliot obawiał się, że to prawda, nie mógł go posłuchać. Zaszedł już przecież tak daleko, dalej niż kiedykolwiek wcześniej, jeśli chodzi o ewentualne wyrwanie się z domu.
Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. Nie wiedział, co zrobić, bo chyba był to pierwszy raz w całym jego życiu, kiedy miał podjąć samodzielną decyzję. Oczywiście chciał to zrobić, powiedzieć, że zgadza się wyjechać, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Co on wyprawiał? Przez chwilę po prostu siedział, wpatrując się w Chrisa i miał wrażenie, że głośne, nierówne bicie jego serca słychać w całym pomieszczeniu. A potem wstał z krzesła i podszedł do swojego eks. Pochylił się nad nim i po prostu się do niego przytulił, obejmując go za szyję. Trochę niezręcznie przysiadł na jego kolanach, bo to była jedyna wygodna do tego pozycja, i oparł głowę na jego ramieniu, oddychając głęboko. To nie była przemyślana decyzja, Ellie po prostu nie chciał jedynie bezosobowo potrząsnąć jego ręka w podziękowaniu za to, co chciał dla niego zrobić i czuł się przytłoczony tym wszystkim i może trochę, tylko troszeczkę tęsknił za tym, jaki Chris był ciepły i jak był jedyną osobą, przed której wyciągniętą ręką Elliot nigdy by się nie uchylił, dobrze wiedząc, że cios nigdy nie nadejdzie.
– Dziękuję – wymamrotał i głos mu zadrżał jakby zaraz miał się rozpłakać, ale starał się trzymać w garści i do tego nie dopuścić. Christopher przynajmniej nie mógł spojrzeć mu w twarz, a on mógł przez chwilę wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze i uspokoić szaleńczą gonitwę własnych myśli.
– Chciałbym… – żebyś nigdy ze mną nie zerwał przeszło mu nagle przez myśl, ale z trudem przełknął te słowa i nie pozwolił im się wydostać. – ...pojechać. Ale nie wiem, czy... muszę to przemyśleć, bo… ja… to trudne. Boję się, że gdybym mógł tak po prostu tu zostać, to… nie wiem, czy byś się mnie potem w ogóle pozbył – przyznał, uśmiechając się smutno i wreszcie odsunął się trochę, żeby spojrzeć Chrisowi w twarz. Pewnie powinien wstać. Zachowywać się poważnie i odpowiedzialnie, chociaż udawać, że jest silniejszy psychicznie i odważniejszy niż był w rzeczywistości. A jednak jakoś nie potrafił się na to zdobyć, bo wiedział, że teraz może już tylko na zawsze utknąć z rodzicami albo na zawsze ich opuścić.
To, że Chris go pocałował było dla Elliota równie zaskakujące, co miłe. Co dziwne, jego były spanikował chyba bardzie niż on. Z tego, co wiedział, żaden z nich z nikim się nie spotykał, także nie zrobili nic złego i mógł chyba z czystym sumieniem westchnąć głęboko i stwierdzić, że mu tego brakowało. Tego, to znaczy bliskości, albo samego Chrisa, albo poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa, chociażby na chwilę, albo przekonania, że w razie czego ma jeszcze jakąś opcję poza ojcem, nawet jeśli prawdopodobnie nigdy jej nie wykorzysta.
OdpowiedzUsuńZarówno w tej chwili, jaki i wcześniej, kiedy byli jeszcze parą, Ellie mógł przez chwile być egoistą; myślał tylko o sobie i o tym, czego sam pragnął. Zastanawiał się, dlaczego miałby zostawać w mieście, bo rodzice? Dlaczego niemiałby iść na studia, bo tak mówi jego ojciec, dlaczego miałby wciąż udawać, że wszystko jest w porządku ze względu na matkę, która przecież też jest i zawsze była nieszczęśliwa? Dlaczego nie powinien po prostu zostać z Christopherem, który miał ciepłe dłonie i przyjemny uśmiech i jak zawsze chciał dla niego dobrze?
Ale to myślenie tylko o sobie trwało zaledwie chwilę. Zwątpienie szybko wracało i już sam nie wiedział, co robić. Chciał być dobrym synem, chciał, żeby wszystko po prostu jakoś się jeszcze ułożyło, ale na to czekał już latami, odkąd ojciec po raz pierwszy popił śniadanie wódką zamiast sokiem pomarańczowym, a matka zaczęła nosić wyłącznie bluzki z długim rękawem i golfy. Miał mętlik w głowie.
– Albo… moglibyśmy też o tym nie zapominać – zaproponował cicho, wbijając wzrok w ścianę, bo jakiekolwiek resztki odwagi skończyły mu się po samym wypowiedzeniu tych słów. Pochylił się, żeby jeszcze raz przytulić się do swojego byłego i oparł głowę na jego ramieniu. – No wiesz, jeśli byś wolał o tym nie zapominać. Wiesz, ja tam całkiem lubię komedie romantyczne. Niektóre. Czasem – zaznaczył niepewnie, uśmiechając się pod nosem, kiedy w końcu trochę się odsunął i spojrzał na Chrisa, starając się nie wyglądać na zbyt spiętego.
– To ja powinienem przeprosić. Bo tak naprawdę nie mam pojęcia, co zrobić. Teraz tak czy inaczej muszę wrócić do domu i… – Elliot przełknął ślinę, lekko wzruszając ramionami. To był właśnie ten moment, w którym całe przytłaczające, niesprawiedliwe poczucie odpowiedzialności wracało i nawet ręka Christophera wciąż spoczywająca na jego plecach w uspokajającym geście nie mogła go zatrzymać. Chociaż oczywiście Ellie chciał zostać. I gdyby mógł tak po prostu zapomnieć o swoich rodzicach, nawet by się nie wahał. Ale niestety, to nie było możliwe. – I nie wiem, co. Mam nadzieję, że jeśli pójdę i już nie zadzwonię, to mi wybaczysz i pojedziesz sam, bez zbędnego balastu. Tak będzie ci pewnie lepiej – powiedział, wzdychając cicho.
To było naprawdę trudne. Znał przecież samego siebie i wiedział, jak nieskory jest do podejmowania nieprzemyślanych, szybkich decyzji, jak bardzo związany jest z rodziną… a przynajmniej, jak bardzo związany chciałby być z rodziną. Świadomość tego, że będzie musiał wybrać, bardzo mu ciążyła, ale wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie. Wciąż pamiętał to podekscytowanie, te motylki w brzuchu, kiedy dowiedział się o stypendium i nie potrafił tak po prostu z tego zrezygnować. Głównie to chciał dobrze dla mamy, ale kto wie, czy odchodząc, nie pomógłby jej bardziej niż zostając; być może wtedy i jej już nic nie trzymałoby przy mężu? A może właśnie kompletnie by się załamała? Czy mógł pozwolić sobie na takie ryzyko?
– Wybacz, ja… muszę już iść – wymamrotał w końcu, wstając z kolan Chrisa. Tak. Musiał iść. Musiał jeszcze raz to wszystko przemyśleć, tym razem biorąc pod uwagę nowe informacje. – O-odezwę się – dodał, jednak brzmiał na niezbyt przekonanego.
– Wiem, dziękuję – odpowiedział Ellie, uśmiechając się nieśmiało. Oczywiście, że wiedział, że zawsze może liczyć na Chrisa, ale i tak nigdy nie chciał tego wykorzystywać; nie chciał być dla niego problemem, nie chciał przeszkadzać mu w jego własnych planach, nic z tych rzeczy. – Jesteś… i zawsze byłeś dla mnie za dobry, naprawdę – dodał i wziął głęboki oddech, po czym powoli się odwrócił i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Bał się, że inaczej zmieni zdanie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę wydawało mu się, że podjął już decyzję i że była ona odpowiednia; powinien wrócić do siebie i zostać z rodzicami. To był jego obowiązek jako syna, tak jak zawsze sobie powtarzał. Nieważne, jak bardzo chciał zostać z Chrisem i jak bardzo mu go brakowało, nieważne, jak przyjemnie było znów się do niego przytulić i poczuć, że może nie musi radzić sobie ze wszystkim sam. Elliot sądził, że jest silny, że robi dobrze, stawiając swoją rodzinę ponad sobą samym.
Powrót do domu nie zajął mu dużo czasu; zanim się obejrzał, przekraczał już próg swojego mieszkania. W środku od razu przeszły go ciarki, a wszystkie włoski na karku stanęły mu dęba. To było jak mechanizm obronny; przygotowywał się na najgorsze. Ojciec pił, stwierdził zanim jeszcze dobrze zamknął za sobą drzwi. Elliego od razu uderzył nieprzyjemny zapach alkoholu, prawdopodobnie znów rozlanego gdzieś w kuchni, buty i kurtka taty leżały rozrzucone na podłodze w przedpokoju, a z salonu słyszał telewizor grający trochę zbyt głośno. Westchnął głęboko, posprzątał z ziemi ubrania ojca i powoli, ostrożnie udał się w kierunku schodów na górę, do swojego pokoju, ale tym razem nie dane mu było tam dobrzeć. Słuch jego ojca szwankował, jeśli chodziło o mecz w telewizji, ale nie jeśli chodziło o cokolwiek innego. Zawołał Elliota, wydając z siebie coś, co brzmiało bardziej jak „Ernie” niż „Ellie”, ale to, że próbował go zawołać nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Ellie zatrzymał się w pół kroku i przez chwilę po prostu tak stał, bez ruchu, nasłuchując i zastanawiając się, co dalej. Mógłby udawać, że nie słyszy, ale tata ponowił swoje odchrząkiwanie i wołanie, co nie wróżyło niczego dobrego. Brzmiał na wkurzonego. Jak zwykle. Z ciężkim sercem, Elliot wszedł do salonu.
– Hej, tato – mruknął cicho, wymuszając uśmiech. Ojciec powoli odwrócił się w jego stronę i zmarszczył brwi ze złością. W pokoju jeszcze bardziej śmierdziało alkoholem, a jedynym źródłem światła był migający ekran telewizora.
Thomas White nie przywitał się z synem. Zamiast tego zaczął coś mówić, a potem krzyczeć, coraz głośniej i głośniej. Coś o pieniądzach i pracy, coś o dokładaniu się do rachunków i o tym, że gdyby chciał mieć w domu bezużyteczną gębę do wyżywienia, kupiłby sobie psa, a nie robił bachora. Ellie spuścił wzrok i zrobił krok w tył. Ojciec, wyraźnie rozjuszony jego poddańczą postawą, zerwał się z fotela. Pomimo duchoty, jaka panowała w pomieszczeniu, Elliotowi było zimno i głos mu drżał, gdy się odzywał.
– Tak, tato. Oczywiście masz rację, postaram się bardziej, wiesz, że zrobiłbym wszystko dla ciebie i ma…
Pan White zamachnął się i otwartą dłonią uderzył go w twarz. Elliot natychmiast zamilknął, zaskoczony i nagle niezdolny do przypomnienia sobie, co właściwie chciał powiedzieć. Zamrugał i z wahaniem podniósł rękę, żeby złapać się za piekący policzek, ale tata go wyprzedził, łapiąc go za podbródek i boleśnie zmuszając go do spojrzenia w górę, prosto na niego.
– Trochę szacunku do ojca, ty niewdzięczny…
Elliot nie potrafił skupić się na jego słowach, pochłonięty nie oddychaniem zbyt głęboko, aby nie smakować alkoholu w ciężkim oddechu swojego taty, który stał zdecydowanie zbyt blisko, chwiejąc się nieznacznie. Było mu niedobrze. Czy to miało być jego życie? Teraz, na zawsze? Niewdzięczny ojciec, nieobecna matka wiecznie zamknięta w sypialni, zbyt przerażona, żeby mu pomóc? Czy to było to, co Ellie sam sobie wybrał? Na co się godził? Z trudem przełknął ślinę, czując łzy piekące go w kącikach oczu.
Usuń– Ja… – zaczął słabo, ale ojciec nie dał mu skończyć.
– Ja… ja za to zawsze wiedziałem, że z takiej cioty jak ty to żadnego pożytku nie będzie – warknął, z powrotem ciężko opadając na stojący przed telewizorem fotel. Machnął ręką w kierunku kuchni. – Przydaj się na coś i kup no więcej wódki.
Elliot zacisnął zęby, odwracając się w stronę drzwi. Czuł się tak… pusto. Nic z tego nie miało sensu; chciał być dobrym synem. Chciał dobrze. Chciał, kurwa mać, dobrze. Dlaczego wszystko znowu kończyło się tak jak zwykle?
Nie mogę, pomyślał, a jednak wbiegł po schodach do swojego pokoju, wziął swój wysłużony plecak i zaczął się pakować. Brał to, co miał; kilka koszulek, swoja jedyną parę wyjściowych spodni, wszystkie oszczędności, kilka tomików poezji, które trzymał pod materacem. Trzęsły mu się dłonie, kiedy sięgał po rzucony na łóżko sweter i zarzucał sobie plecak na ramię. Zbiegł po schodach, starając się opanować przyśpieszone bicie serca i zdawało mu się, że ojciec znowu woła go z salonu, ale tym razem się nie zatrzymał; wybiegł prosto na ulicę i zatrzasnął za sobą drzwi.
Nie wiedział, co dalej. Czy naprawdę miał zamiar odejść? Jeśli tak, to dokąd? Jeśli nie, to dlaczego nie? Na zewnątrz było już ciemno, ulice były puste, poza jakimś mężczyzną zataczającym się nieznacznie na chodniku naprzeciwko, a Elliot nie miał gdzie pójść. Wyciągnął z kieszeni komórkę. Ile jeszcze razy to zrobi, ile razy narobi samemu sobie i innym nadziei? Zawsze mógł na niego liczyć, prawda? Wybrał numer Chrisa i kiedy przyłożył telefon do ucha, czekając, aż ten odbierze.
– Chris? – mruknął, starając się nie brzmieć na tak niespokojnego, jak się czuł. Prawie odłożył słuchawkę i wrócił do domu. Prawie. – Chris, ja… wiem, że jest późno, ale… ty… mógłbyś po mnie przyjechać? Proszę?
– Jestem w domu… no, przed domem – poprawił się, a chwilę później się rozłączył, obiecując, że nie będzie się ruszał. Nie miał przecież dokąd pójść, nie, żeby chciał dokądś iść.
OdpowiedzUsuńWestchnął głęboko, przygryzając dolną wargę. Z jednej strony przeklinał się za to, że znów zawraca Chrisowi głowę, i to jeszcze tego samego dnia, którego dopiero co powiedział mu, że to nie ma sensu, że musi być z rodziną… ale z drugiej strony czuł pewną ulgę, która wyraźnie towarzyszyła podjęciu jakiejś decyzji. Jasne, już wiele razy wcześniej zdawało mu się, że się na coś decyduje, i to tak na zawsze, ale gdzieś w głębi serca zawsze miał wątpliwości, zawsze podejrzewał, że mu się nie uda, że robi źle. Do tej pory sądził, że wynikało to po prostu z jego nijakiej osobowości, ale być może się mylił. Bo teraz, choć bardzo się starał, nie potrafił dosięgnąć tych samych wątpliwości, co zwykle. Miał wrażenie, że wszystko powoli wskakiwało na właściwe miejsce, jakby wreszcie zrozumiał coś ważnego.
I tylko spoglądał jeszcze ze smutkiem na ciemne okna swojego mieszkania, albo może raczej teraz już mieszkania jego rodziców, żałując, że nie mógł zabrać ze sobą mamy, zrobić dla niej czegoś więcej. Ona nigdy by się na to wszystko nie zgodziła, nie pozwoliłaby sobie pomóc i Elliot doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale wciąż ciężko mu było odejść bez żadnego pożegnania. Obiecał sobie, że rano do niej zadzwoni i porozmawiają. A potem coś wymyśli, zanim będzie musiał zmienić numer telefonu, bo ojciec nie przestanie wydzwaniać, kiedy za parę dni dojdzie do niego, że Elliego nie ma i nie było w domu. Tak chyba po prostu musiało być.
Christopher pojawił się na miejscu dosłownie kilka minut po tym jak skończyli rozmawiać przez komórkę. Elliot uśmiechnął się mimowolnie na widok jego auta, a potem uśmiechnął się jeszcze szczerzej na widok wysiadającego z niego swojego byłego chłopaka. Musiał wyglądać trochę głupio i niezręcznie, ale naprawdę cieszył się, że go widział. Dodałby, że szkoda, że w takich okolicznościach, ale być może to były najlepsze okoliczności z możliwych; niedługo się przekonają. Przez chwilę nic nie mówił i po prostu dał się poprowadzić do samochodu, gdzie usiadł z przodu, od strony pasażera, i wziął swój plecak na kolana, po czym objął go ramionami, trochę po to, żeby dodać sobie otuchy, a trochę po prostu z przyzwyczajenia. Tak było mu wygodnie.
– Mój tata… – mnie uderzył chciał powiedzieć, ale zamiast tego tylko skrzywił się nieznacznie i potrząsnął głową. Z pewnością będzie miał jeszcze okazję, żeby trochę się nad sobą poużalać, ale chyba nie chciał już o tym rozmawiać w takich szczegółach, nie dzisiaj. – Mój tata uświadomił mi, że wcale nie chcę tu wracać – stwierdził zamiast tego i chyba zabrzmiał trochę… beznamiętnie, nawet jak na siebie.
Szybko się jednak otrząsnął i spojrzał na siedzącego obok siebie Chrisa. Kątem oka widział światła migające za szybą; właśnie ruszyli, ale był dużo bardziej skupiony na swoim byłym chłopaku.
– Wiesz, często mam takie wrażenie, że oprócz ciebie… naprawdę nie mam już nikogo. Gdybym mógł cofnąć się w czasie i zmienić tylko jedną rzecz w swoim życiu, to myślę, że bardziej bym się postarał, żeby cię zatrzymać, bo… miałeś rację – przyznał zupełnie szczerze. Jakkolwiek sentymentalnie by to brzmiało, Ellie naprawdę żałował ich zerwania. Jasne, jakoś sobie radził w pojedynkę i gdyby musiał, radziłby sobie tak dalej, ale było coś takiego w ich relacji, czego zawsze mu brakowało. I nieważne, czy mieliby zostać już tylko przyjaciółmi, czy czymś więcej, Elliot doszedł do wniosku, że nie chciał stracić Chrisa. Nie chciał, żeby znów przestali rozmawiać. Na szczęście zapowiadało się na to, że teraz spędzą razem trochę czasu, wyjątkowo z daleka od rodziny Elliego, i chyba żaden z nich nie miał nic przeciwko.
Elliot odczuwał pewnego rodzaju ulgę; ulgę, że nie będzie musiał już żyć w nieustającej obawie o swoje zdrowie i życie, że będzie mógł odetchnąć spokojnie, nie martwić się tym, że kiedy wróci do domu, zastanie ojca w złym humorze. Z drugiej strony był wręcz boleśnie świadomy tego, że ucieczka nie była idealnym rozwiązaniem wszystkich jego problemów. Pan White wciąż gdzieś tam był, wciąż mógł znęcać się nad swoją żoną, wciąż mógł być po prostu, co tu dużo ukrywać, wielkim dupkiem. Elliot zdawał sobie z tego sprawę i zastanawiał się, czy w ogóle zasługiwał na to, żeby tak po prostu wyrwać się z domu i zostawić to za sobą. Czy był na tyle ważny, na tyle wyjątkowy, żeby to właśnie jemu się poszczęściło? Czy to znaczyło, że jednak będzie mógł pójść na studia, że dostanie stypendium, że wszystko mogło się jeszcze ułożyć? Coś nieprzyjemnie zacisnęło mu się w żołądku na samą myśl; wciąż czuł się winny i okropnie samolubny z powodu ucieczki, ale jednocześnie był świadomy tego, że sytuacja w domu nie była najlepsza. Wciąż piekący go trochę policzek tylko to potwierdzał i przypominał, dlaczego nie miał tam czego szukać. Ellie chciał i wreszcie czuł, że może zrobić coś tylko dla siebie, nawet jeśli miał czuć się z tego powodu trochę winny. To było miłe, a zarazem onieśmielające uczucie.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarli na miejsce, Chris zaparkował i wyłączył silnik, a potem przez chwilę po prostu siedzieli w ciszy. Elliot oddychał głęboko, pogrążony w myślach, ale zaraz odwrócił się w stronę Chrisa, kiedy ten zaczął mówić. Nie do końca rozumiał, dlaczego jego były go przepraszał. Jeśli ktoś powinien tutaj przepraszać, to tylko i wyłącznie Ellie, bo gdyby nie on i jego popieprzona sytuacja rodzinna, wszystko byłoby w porządku. Nikt nie musiałby odbierać go z jego własnego mieszkania późnym wieczorem, ani proponować mu noclegu, nie musiałby być ciężarem dla kolejnej osoby. Mimo to, Ellie uśmiechnął się delikatnie i ścisnął dłoń Christophera, nie chcąc znowu się nad sobą użalać i wciąż poruszać samych smutnych tematów. Poza tym, on też żałował tego zerwania. Bardzo żałował. I nie chciał robić sobie na nic nadziei, ale cóż, było to dość trudne.
– Nie przepraszaj, ja… właściwie to nawet nie wiem jak ci dziękować, Chris. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i co tyle razy próbowałeś dla mnie zrobić wcześniej, naprawdę, gdyby nie ty, nie miałbym się do kogo zwrócić, nie wiem co… co bym ze sobą zrobił – powiedział zupełnie szczerze, przygryzając dolną wargę. Czuł, że znowu się do siebie zbliżają i nie chciał tego stracić. Nic wcale nie musiało się tutaj kończyć, może poza znęcaniem się nad Elliotem przez jego ojca. To mogłoby się skończyć, byłby wdzięczny… ale nie o tym teraz mówił.
– Myślałem, że beze mnie będzie ci lepiej, łatwiej, bo nie będziesz musiał… robić tego wszystkiego, co właśnie teraz dla mnie robisz, ale musisz wiedzieć, że ja nigdy… nigdy nie przestało mi na tobie zależeć. Jeśli chcesz… – urwał i przez chwilę po prostu wpatrywał się w niego intensywnie, bo nie do końca wiedział, jak dokończyć to zdanie. „Jeśli chcesz, to wciąż możemy być razem”? Tak, to miał na myśli, ale nie potrafił tego z siebie wykrztusić; być może za bardzo bał się odrzucenia, szczególnie w tym momencie. Poczuł, że się rumieni i wiedział, że to głupie, ale przecież nie potrafił tego powstrzymać. Może Chris jakimś cudem domyśli się, o co mu chodziło.