8 kwietnia 2014

[KP] Excuse me, miss, I know it's not funny, but your perfume smells like your daddy's got money

Aimée De Villiers
Jest w tej dziewczynie coś dzikiego, nie podoba się to bardzo Waszmości, nawet mimo jego słabości do jej lekkości, niewinności, dziewczęcości. Niewątpliwie jeszcze wie, że powinna żyć na poziomie, umie póki co się zachować jak na arystokrację przystało, ale (niestety) jest inna niż rodzeństwo, ma te swoje pomysły, brakuje jej, cóż, pomyślunku. Nie powinno panience od De Villiersów brakować pomyślunku, bo, jasna sprawa, do majątku może nie tego dopuścić. Chociaż ona to niby chce być niezależna, Waszmość jej próbuje wybić z głowy ten absurd- ją wysyła na te wszystkie bale, zgromadzenia, coby tylko dobrze się zaprezentowała, coby jej znaleźć porządnego zalotnika.
Aimee De Villiers czuję się osaczona. Ma zainteresowania, ale inne niż rodzina. Nie interesuje jej polityka, interesują ją ludzie wokół, i kosmos, i natura, i poezja... No i miłość. Odrzucają ją co prawda zupełnie podstarzali zalotnicy, tak o, więc się wymyka, ucieka, udaje, że ona to nie ona i generalnie doprowadza każdą przyzwoitkę do szału, bo ona naprawdę lubi udawać, mimo że wszyscy i tak zawsze wiedzą kim jest. Lubi się dziwić, że wiedzą, gdy pyta, a raczej rozkazuje i rozstawia po kątach. Aimee De Villiers  i arystokracja? Nie. Aimee De Villiers i przyzwyczajenie do pewnego standardu? Jak najbardziej.

Wątek z Morową Panną

24 komentarze:

  1. Remi musiał przyznać Pierrowi, że akademicy, mimo wszystkich swoich zbrodni na sztuce potrafią wyprawiać bale. Nie były to może wieczory na strychu, kiedy zaczynali od czytania poezji, a kończyli zlani do nieprzytomności, ale i tak bawił się nieźle. I za nic nie mógł zgadnąć jak temu symboliście udało się dostać na taki bal. A co ciekawsze, jak udało się Pierrowi zaciągnąć go tu razem z sobą.
    W pożyczonym fraku i z kieliszkiem najdroższego wina jakie pił w dłoni chodził krok w krok za przyjacielem i uśmiechał się czarująco. Pantofli pasujących do tego stroju niestety (a może na szczęście) nie udało mu się znaleźć, więc wyczyścił po prostu swoje jedyne trzewiki jakie posiadał. Na razie nikt chyba nie zauważył. Tylko resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały go przed wybuchnięciem śmiechem, kiedy jakaś grupka wypudrowanych panienek uznała go za wysoko postawionego szlachcica. Stłoczone, stały tuż obok szepcząc i co jakiś czas zerkając na niego.
    Niestety resztki rozwagi szybko wyczerpywały się pod wpływem któregoś z kolei kieliszka wiekowego wina. Którego - przestał liczyć. Przygładził dłonią włosy i mrugnął do ślicznej blondynki najbliżej niego. Zarumieniła się i spuściła wzrok, a reszta dziewcząt zaczęła szeptać jeszcze bardziej gorączkowo.
    Wziął od przechodzącego kelnera kolejny kieliszek i szturchnął Pierra zajętego rozmową z jakąś szlachcianeczką, na znak, że sobie idzie. Tamten chyba tego nawet nie zauważył, wpatrzony w błękitne oczy.
    Remi zrobił krok w kierunku swojego celu. Więcej nie zdołał, bo jakaś dama, najwyraźniej zbyt zajęta swoimi sprawami, żeby się rozglądać, wpadła na niego, straciła równowagę i runęła na ziemię tłukąc kieliszek. Szkoda dobrego alkoholu. Zamrugał zszokowany, jednak od razu schylił się nad dziewczyną wyciągając do niej dłoń.
    - Trochę tu zbyt tłoczno na biegi, nie sądzi pani? - zapytał z najmniej złośliwym uśmiechem na jaki było go stać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbawiony obserwował jak dziewczyna stara się doprowadzić włosy do porządku i dumnie podnosi głowę, cała poplamiona winem, siedząc wśród odłamków szkła. Nie mogąc się powstrzymać parsknął śmiechem zasłaniając wolną dłonią usta, jednak natychmiast spoważniał kiedy zauważył, że panna patrzy na niego szeroko otwartymi oczami. Bardzo ładnymi, szeroko otwartymi oczami . W końcu przyjęła jego dłoń i wstała zataczając się. Podtrzymał ją delikatnie.
    Jeszcze nigdy w życiu nie trzymał tak damy. Ani takiej damy. Drobne ciało owinięte w koronki co chwila chwiało się w jego objęciach.
    Nawet taki łamacz kobiecych serc jak Remi musiał przyznać, że to niczym nie przypominało gorących uścisków ulicznych panienek. Czuł się trochę… Onieśmielony? Zmieszany? Skrępowany? Nie, to nie to. Po prostu za dużo wypił. Tego wieczoru chyba nic nie było w stanie go onieśmielić, a już z pewnością nie chwiejąca się w jego ramionach laleczka po kilku kieliszkach wina.
    Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś na czym mógłby ją posadzić. Merde! Przecież muszą tu mieć jakieś krzesła. Czuł, że on sam z trudem utrzymuje równowagę, a nie miał ochoty powtarzać wyczynu arystokratki z nią w ramionach.
    - Bardzo odważna postawa, ale teraz proponuję usiąść. Cholera, czy nikt tutaj nie pomyślał o krzesłach? - wycedził lekko zirytowany swoim zachowaniem. I brakiem krzeseł. Przede wszystkim brakiem krzeseł. Gdyby tu były już dawno mógłby pozbyć się dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciał już zatrzymać kogoś, żeby zapytać o drogę. Dziewczyna zapatrzyła się w niego i raczej nie zamierzała mu pomóc kiedy nagle uśmiechnęła się, jakby wreszcie dotarło do niej co mówił. Skinieniem zatrzymała mijającą ich dziewczynę, która wskazała kierunek i zaczęła zgorszonym tonem mówić o jakichś dwóch jegomościach. Jakby doskonale wiedziała do kogo mówi. Pewnie wiedziała. Przecież wszyscy się tu znali, na bal nie przychodzi się przypadkowo. Chyba, że ma się Pierra za przyjaciela.
    Słuchał tego z szerokim uśmiechem. To dlatego tak się spieszyła. Ucieka przed kimś. Widział jak na wzmiankę o tych dwóch facetach stała się nerwowa, przestała się w niego wpatrywać i spiorunowała rozmówczynię wzrokiem, po czym odwróciła się i pociągnęła go za mankiet.
    - Pewnie, tylko nie tak szybko, bo znowu wylądujesz na ziemi - mruknął Remi i pospieszył za dziewczyną, która zrobiła dwa kroki i zakołysała się niebezpiecznie.
    Zrównał się z nią i złapał w talii na wszelki wypadek. Ostrożnie zdjął jej dłoń ze swojego fraka. Nie lubił był prowadzony jak pies na smyczy, na pewno nie przez rozpieszczoną, wstawioną szlachcianeczkę. No, a jeśli panna znowu straci równowagę wolał ją podtrzymać zamiast leżeć obok niej.
    Spojrzał na nią jeszcze raz i zaczął zastanawiać się po co go za sobą ciągnęła. Przecież nie myśli, że pomoże jej w ucieczce. Odprowadzi ją tylko, posadzi na to kretyńskie krzesło, upewni się, że wszystko z nią w porządku i wróci do swojej blondyneczki. Jeśli nadal ona tam stoi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuł jak dziewczyna cała zesztywniała, kiedy objął jej talię ale nie cofnął ręki. Nie chciał jej znowu zbierać z podłogi. Zresztą jeśli ona wciąga go w jej gry, Remi nie zamierzał nie wykorzystać szansy i też się nie zabawić. Zignorował to, że znowu zaczęła świdrować go tymi ciemnymi oczami. Przestało go to obchodzić. Jednak kiedy, jak wariatka, wyrwała mu się i skręciła w korytarz ciągnąc go za sobą, miał już dość. Rzucił się za nią, bo zataczając się o mało nie wpadła na ścianę.
    Chwycił dziewczynę za ramiona i przytrzymał stanowczo. Spojrzał jej w oczy, próbując wyczytać z nich cokolwiek. Nie na wiele się to zdało, bo panna uśmiechnęła się tylko do niego z zamglonym przez alkohol wzrokiem. Świetnie! Tylko tego mu brakowało, żeby został znaleziony w pustym korytarzu ze zbiegłą, zalaną w sztok szlachcianeczką w objęciach.
    - Mogę poznać imię swojego wybawcy? - usłyszał Remi i wywrócił oczami zirytowany.
    - Remi Rimbaud, do usług - przedstawił się, po czym dodał - Muszę panią rozczarować, ale tu nie ma żadnych krzeseł.
    Na potwierdzenie swoich słów odwrócił się i trzymając ją tylko jedną ręką zatoczył wolną dłonią łuk po długim pomieszczeniu, w którym przebywali. Zupełnie puste.
    Znowu chwycił ją drugą ręką za ramię i mimo oporu z jej strony obrócił w stronę drzwi do sali głównej jak szmacianą lalkę. Wiedział, że nie powinien się tak obchodzić z damą. I gwizdał na to. Chciał jak najszybciej wrócić na bal. Dziewczyna jednak wyraźnie nie zamierzała mu w tym pomóc.
    Westchnął z irytacją ale odpuścił. Nie będzie się tu w nią mocował, jeszcze zacznie krzyczeć. Oparł ją ostrożnie plecami o ścianę i puścił.
    - Ja wracam. Jeśli masz tu coś do załatwienia to życzę powodzenia. - powiedział i odwrócił się w stronę drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciał już wyjść, kiedy dziewczyna zagrodziła mu drogę. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo w każdej chwili mógł ją po prostu przesunąć na bok. Wtedy jednak z pewnością zaczęłaby krzyczeć i zrobiłoby się zamieszanie. A nie o to mu przecież chodziło. Uznał, że najlepiej wytłumaczyć jej, że nie ma ochoty na żadne głupie gierki, że jest żonaty albo, że czeka na niego jakaś ważna szycha. Cokolwiek, byleby go puściła. Otworzył już usta, ale kolejny raz został wyprzedzony.
    - Wiesz kim jestem? - wyparowała dziewczyna z uniesioną brwią.
    Uśmiechnął się gorzko i spojrzał na nią z góry. Czy ona naprawdę usiłowała mu grozić? Ta słaniająca się na nogach, wyperfumowana laleczka? Zlustrowała go od góry do dołu i utkwiła zdziwione spojrzenie w podłodze. Nie musiał patrzeć na dół, żeby wiedzieć co ją tak zaintrygowało. Jego buty. Jego stare, znoszone trzewiki. Putain...
    -Bo ja nie mam pojęcia kim jesteś, a coraz ciężej mi wyobrazić sobie, że arystokratą. - kontynuowała uśmiechając się z zadowoleniem - Co pan tu robi, panie Remi Rimbaud?
    Remi sam zadawał sobie właśnie to pytanie. Co on tu do kurwy nędzy robi?! Kiedy tylko dorwie Pierra, zostawi z tego fils de pute mokrą plamę. Jeśli wcześniej Remiego nie dorwą straże.
    - Posłuchaj, nie mam pojęcia kim jesteś. I zgadłaś, nie jestem żadnym księciem, gratulacje. Jeśli pozwolisz pójdę już sobie… - spróbował ją przesunąć na bok najdelikatniej jak tylko potrafił, ale nie ustępowała, a on nie chciał się z nią szarpać, więc zapytał zniecierpliwiony - O co ci chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej odpowiedź zbiła go z tropu. Był przygotowany na oskarżenia, pogardę. Na to, że dziewczyna wezwie strażników. Że zacznie krzyczeć. A w najlepszym razie, że spojrzy na niego zdegustowana i łaskawie pozwoli się oddalić.
    Ale ona nie zrobiła niczego takiego. Nie wyglądała nawet na przestraszoną. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że cała ta sytuacja ją bawi. Merde, bawi ją to, że w każdej chwili Remi może zostać aresztowany. Miał ochotę zmyć jej ten słodki uśmiech z twarzy. Ale to nie pomogłoby mu za bardzo, więc zacisnął tylko zęby i spuścił wściekły wzrok na swoje pieprzone buty.
    Prosi go, żeby został? Jak miło… A ma jakikolwiek wybór? Zdjął dłonie z jej ramion i usiadł pod ścianą. Skoro ma tu zostać nie będzie sterczał przed księżniczką jak kołek. Poluzował węzeł chustki na szyi i wyprostował nogi. W sumie to nie było mu tu tak źle. Przymknął oczy próbując sobie wyobrazić co dokładnie zrobi temu kretynowi, kiedy wreszcie się do niego dobierze i uśmiechnął się delikatnie. Posiedzi jeszcze chwilę, aż księżniczka się znudzi. Pewnie nie za długo. Może nawet zdąży jeszcze znaleźć blondyneczkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drgnął i otworzył szeroko oczy, gdy dziewczyna usiadła obok niego. Poruszała się tak bezszelestnie, że nawet nie zauważył kiedy się zbliżyła. A teraz siedziała naprawdę blisko niego. Mógł się dokładnie przyjrzeć jej ciemnym oczom i włosom opadającym w nieładzie na drobne ramiona. Promieniała cała dumą, radością i fascynacją. Fascynacją. Zafascynował ją. On, Remi Rimbaud, pierwszy parias Paryża zafascynował księżniczkę.
    - No więc… - przerwała nieśmiało milczenie po czym klasnęła głośno z zachwytu i zaczęła go zarzucać pytaniami.
    To wyrwało go z zamyślenia. Zamrugał zaskoczony. Dopiero teraz zauważył, że gapił się na nią bezmyślnie. Nie mógł zrozumieć po co pyta o to wszystko. Naprawdę interesuje ją jego życie?
    Skamieniał na moment kiedy podekscytowana wzięła jego dłonie w swoje, drobne, obleczone w atłasowe rękawiczki. Czuł się jak idiota, ale musiał to przyznać - ta dziewczyna onieśmielała go. I w jakimś sensie pociągała. Ogromnie. Miał ochotę zamknąć ją w uścisku i całować aż straci oddech, a jednocześnie cały zamierał na jakikolwiek dotyk z jej strony. Nigdy by nie uwierzył, że będzie tak szczeniacko reagował na dotyk jakiejkolwiek kobiety.
    Wywrócił oczami, by zamarkować pewność siebie i przemógł się, żeby spojrzeć jej w oczy. Patrzyła na niego w przejęciu czekając na odpowiedź.
    - Ja… - zaczął głupio, ale nie potrafił wykrztusić nic więcej o sobie.
    Zmarszczył brwi. Nie chciał opowiadać tej rozpieszczonej panience o swoim życiu, żeby potraktowała je jak kolejną smutną historię rodem z powieści romantycznej, a po kilku dniach zapomniała na rzecz losów jakiegoś faceta zakochanego nieszczęśliwie w głównej bohaterce nowego romansidła.
    - Dlaczego to cię w ogóle interesuje? - zapytał obserwując ją. Wiedział, że nie zawoła nikogo, za bardzo jej na nim zależało.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zawołała nikogo, tak jak myślał. Poczuł niemalże satysfakcję, kiedy w odpowiedzi na jego pytanie spojrzała na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami i dotknęła dłonią czoła. Wyglądała jakby pierwszy raz ktoś ośmielił się nie odpowiedzieć jej na pytanie. No cóż, sama się na to pisała.
    Wszystko toczyło się zgodnie z jego planem. Księżniczka pewnie jeszcze spróbuje go o coś pytać, ale jeśli będzie dalej zgrywać się, w końcu ją zniechęci. Uśmiechnął się szeroko i założył ręce za głowę, kątem oka obserwując jak dziewczyna zastanawia się nad odpowiedzią. Było mu jej prawie żal. Ale tylko trochę, w końcu nie wyobrażała sobie chyba, że Remi skuli po sobie uszy i potulnie zacznie jej opowiadać swoje życie niczym bajkę na dobranoc.
    Dziewczyna poruszyła się niepewnie jak gdyby znalazła wreszcie odpowiedź, jednak nie odezwała się. Zamiast tego na swoim policzku Remi poczuł drobną dłoń i po raz kolejny tego wieczoru zastygł w panice.
    -Chcę Cię poznać - usłyszał jej głos tuż obok siebie, ale nie był w stanie na nią spojrzeć - Chcę Cię poznać! Nie znam...- urwała nagle, jakby chciała powiedzieć coś zupełnie innego i w trakcie wypowiedzi rozmyśliła się, po czym dodała już trochę pewniej - Mam bardzo ograniczone grono odbiorców, paniczu.
    W normalnych okolicznościach wybuchnął by śmiechem słysząc jak ta szlachcianeczka nazywa go paniczem. Teraz, z jej dłonią na swojej twarzy nie był w stanie nawet drgnąć. Bo gdyby tylko się poruszył, nie potrafiłby się powstrzymać przed przyciągnięciem jej do siebie. Ponieważ w normalnych okolicznościach kończyłby właśnie zdejmować ostatnie sztuki odzieży ze swojej rozmówczyni.
    Chciała go poznać? Może i powinien czuć się zaszczycony taką łaską ze strony jaśnie panienki, ale jakoś chyba podziękuje. On chciał mieć tylko święty spokój. I ją w łóżku. Cholera, za dużo wypił, przecież nie zaciągnie księżniczki do sypialni.
    Przymknął oczy. Musi się uspokoić. Jakim cudem ta dziewczyna sprawiła, że zaczął się zachowywać jak niedoświadczony kilkunastoletni szczeniak?
    Nie otwierając oczu ostrożnie zdjął jej dłoń ze swojego policzka. Tak lepiej.
    - To świetnie, ale nie wiem nawet jak masz na imię, moja księżniczko. A ja nie lubię opowiadać o sobie nieznajomym - mruknął najobojętniejszym tonem na jaki było go stać.

    OdpowiedzUsuń
  9. De Villiers? Zmarszczył czoło, przeszukując w pamięci nazwiska, nigdy nie miał do nich pamięci. Miał wrażenie, że słyszał ostatnio to nazwisko. Pewnie, że słyszał. Pierre nudził mu o tym zaplutym rojaliście pół wieczoru, strasznie poważnie podszedł do okazji zawarcia umowy o dzieło z taką szychą. Bo mieli o tym porozmawiać dziś na balu, Pierre i de Villiers, tak? A to by znaczyło, że … ojczulek księżniczki jest teraz w sali obok. Chciał już skończyć tą rozmowę. Naprawdę zależało mu na tym, żeby choć raz w życiu uniknąć kłopotów. Chociaż dzisiaj. Dzisiaj był zmęczony, pijany i rozkojarzony tą ślicznotką.
    Chłopak otworzył oczy i spojrzał na córkę człowieka, który wyrażał swoje poglądy na temat ludzi, takich jak Remi wystarczająco jasno, żeby ten wiedział, że ma się trzymać z daleka od tej panienki.
    Zamiast dumnie wyprostowanej, błękitno krwistej damy zobaczył jednak sfrustrowaną, pełną jakiejś dzikiej pasji dziewczynę ze łzami w oczach. Zagubioną. Zszokowaną jego zachowaniem. Przepiękną. I w niczym nie przypominającą swojego ojca.
    W pierwszym odruchu miał ochotę scałować łzy z jej cudnej twarzy, objąć ją i przeprosić za swoje zachowanie. Remi Rimbaud wyrażający skruchę! To byłoby coś, czego świat jeszcze nie widział! Natychmiast zdał sobie sprawę z idiotyzmu tego pomysłu. Za co? No właśnie, za co miałby ją przepraszać? Nie on wpadł na, żeby tu siedzieć we dwójkę. Nie prosił o to.
    Resztki poczucia winy opuściły go szybko.
    - Miło mi poznać. - mówiąc to chwycił jej dłoń i stanowczo potrząsnął nią kilkukrotnie - Dasz mi wreszcie spokój, panno de Villiers?

    OdpowiedzUsuń
  10. Remi wiedział jedno, jeśli chciał spławić księżniczkę nie wystarczyło odegrać nieokrzesanego degenerata społecznego. Musiał jej pokazać, że nie robi na nim wrażenia zachowując się jak panienka spod latarni. Za dużo się na takie napatrzył. I za dużo takich kochał, zdążyło mu to spowszednieć, jak owsianka na śniadanie. Tak przynajmniej uważał do tego wieczoru, ale nie chciał przyznać przed samym sobą (a co dopiero przed nią), że cokolwiek się zmieniło. To ich zakurzone wino tak na niego działa, nic więcej.
    Tym razem nie dał się zaskoczyć, był już przygotowany na takie zagrywki z jej strony. Zagrywki poniżej pasa. Poczekał aż Aimee przysunie się do niego, była teraz tak blisko, tak blisko, że czuł jej oddech na twarzy. Tylko chwila, a czułby też jej usta na swoich… Nie, musi się opanować.
    Pochylił się nad nią, chciał, żeby wiedziała, że nie wzrusza go jej bliskość, i spojrzał prosto w oczy.
    - Ładnie umiesz powtarzać, Aimee. Uczą was tam jeszcze czegoś na dworze? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  11. - No proszę, co za racjonalistka! Za dużo Spinozy się pani naczytała? - mruknął unosząc jedną brew.
    Może i obracał się w półświatku zamiast dreptać po pałacach i bibliotekach, ale niech sobie nie myśli, że zaimponuje mu jakimiś dawno obalonymi tezami filozofów sprzed kilku dekad. To, że nie umie czytać nie oznaczało, że jest głupi.
    Miał nad nią przewagę, znał ten poirytowany wzrok przegrywającej. Czyżby panience powoli zaczynały wyczerpywać się pomysły? Ogromne, ciemne oczęta i głęboki dekolt nic nie dawały? Z trudem powstrzymał się od triumfalnego uśmiechu, ale zdawał sobie sprawę z tego, że jedną bitwą nie wygrał z góry całej wojny. Nie chciał się za wcześnie cieszyć, widział, że księżniczka nie podda się tak łatwo. Przed chwilą wyraźnie to pokazała. Cały czas starała się to zaznaczyć. Prowokacyjna postawa, próby zabłyśnięcia kartezjańskimi teoriami, pewnie jedynymi jakie zostały z lekcji w tej ślicznej główce. Mimo to wyraźnie widział jak na jej policzki wypływają rumieńce, jak jego bliskość ją krępuje. Sama się o to prosiła.
    A jednocześnie… Merde! Jak ona wyglądała z tymi rumieńcami...
    - Zapewne tak - odpowiedział za nią nie czekając aż się odezwie, po czym zmienił ton - Ale ja nie pytałem o pani poglądy na temat empiryzmu. I myślę, że nie jestem jedynym, który unika odpowiedzi na zadawane mu pytania.

    [P.S. Wybacz, że te ostatnie odpisy takie krótkie, poprawię się ;)]

    OdpowiedzUsuń
  12. Ledwie skończył mówić pożałował swojego zachowania. Aimee pokręciła głową zaskoczona jego słowami, widział, że zranił ją ale nie chciała tego okazać. Bon Dieu! Co on do cholery przed chwilą powiedział?! Kiedy tylko na nią spojrzał, kolejny raz dopadło go poczucie winy. Kolejny raz tej nocy, pierwszy w jego życiu. Bo to chyba jest poczucie winy, est-ce pas? Pustka, zamiast satysfakcji z udanej riposty.
    Nie wiedział tylko, nie mógł zrozumieć dlaczego? Przecież zrobił w życiu dużo złego, on, Remi Rimbaud. Nie mógłby zliczyć ile razy złamał prawo. Ilu dziewczętom złamał serce. Ile kości złamał swoim wrogom. Ale nigdy nie czuł wyrzutów sumienia, nigdy nie czuł się tak jak teraz. I nie podobało mu się to, zupełnie nie podobało mu się to, co ta dziewczyna z nim robiła.
    Nie chciała uderzać w jego czułe punkty? Ironie du sort, najwyraźniej była pierwszą osobą, której się to udało. Pierwszą, której udało się poruszyć jego sumienie. I co za tym idzie zaniepokoić go.
    Nie miał pojęcia jak ma zareagować. Zignorować całą sytuację? Miał wrażenie, że to tylko pogorszy wszystko ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nigdy nikogo nie przepraszał, w każdym razie nie szczerze. Ani nikt nie przepraszał jego. Pasował mu ten stan rzeczy, nie zamierzał go zmieniać. Na pewno nie z powodu humorów rozkapryszonej dziedziczki.
    -Paniczu, spokojnie, nie chciałam uderzać w czułe punkty. Nie mówiłam poważnie. - usłyszał. Zrozumienie tych słów zajęło mu jednak chwilę. Dość długą chwilę. Co miała na myśli? Przecież był spokojny. Kurewsko spokojny. Spokojny jak jeszcze nigdy w życiu!
    Czy nie umiał już nawet ukryć emocji, jakie nim targały? Co się z nim działo? Czy teraz byle pijana panienka potrafiła go omotać i przejrzeć na wylot?
    Nie był już zaniepokojony. Poczuł się zagrożony. Nie zastanawiając się nad tym, co wyrabia wstał, pochylił się nad Aimee i podniósł ją z posadzki. Zdziwiło go jaka była lekka.
    - Wracamy na bal. Nie zamierzam kontynuować tej bezcelowej dyskusji - zrobił krok w stronę drzwi, cały czas trzymając dziewczynę za ramiona. - Jak chcesz to krzycz, księżniczko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tego wieczoru zniósł już wystarczająco dużo z jej strony. Nie miał pojęcia za jakie grzechy przyczepiła się do niego ta mała zaraza w koronkach. Mimo to, cierpliwie znosił jej zachowanie, wiedząc co może mu grozić, jeśli panienka go wyda. Ale nawet Remi wolał areszt od tej maskarady, która się tu wyprawiała. Trudno, księżniczka popiszczy, strażnicy zgarną go do celi i za kilka dni wypuszczą. Może kilka tygodni. Ale przecież nie będą go trzymać w nieskończoność, lepsze to niż dać się omotać przez szlachcianeczkę jak jakiś szczeniak.
    Już tylko krok dzielił go od drzwi do sali głównej, do wolności (choć może specyficznie rozumianej poprzez areszt), kiedy szarpiącej się jak w opętaniu dziewczynie udało się uwolnić z jego chwytu jedną dłoń.
    Chwilę później czuł na twarzy piekący ból. Skołowany rozluźnił objęcia i puścił Aimee, która odeszła od niego kilka kroków i wpatrzyła się w niego przerażona. Przyłożył dłoń do policzka, raczej odruchowo niż z powodu faktycznego bólu. Dostał w twarz od kobiety. Od Aimee de Villiers.
    Należało mu się? Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Nie teraz.
    Oparł się plecami o ścianę i przez chwilę stał tylko w milczeniu, nie patrząc na zszokowaną dziewczynę. Nie był w stanie na nią patrzeć. Jej słowa odbiły się echem po jego głowie, ale nic z nich nie zrozumiał. Nie powinna… Przeprasza… Jak szmacianą lalkę… Nic z tego do niego nie docierało, nie potrafił zebrać myśli. Wiedział jedno, w ogóle nie powinno go tu być. W zdumieniu pokręcił głową. Jak mógł być taki głupi nie zauważając, że to nie miejsce dla takich nie obytych pomyleńców jak on. Chciał wywlec damę jak szmacianą zabawkę!
    Poczuł, że te pełne przepychu wnętrze zaczyna go przytłaczać, że się dusi. Ruszył korytarzem wiodącym prosto do wyjścia na taras, niemal biegiem. Wypadł na zewnątrz. Podmuch świeżego powietrza trochę go otrzeźwił.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie poszła za nim, dobrze. Wreszcie odpuściła! Był jej za to niemal wdzięczny. Miał jedynie nadzieję, że w zemście nie pobiegła wezwać tatusia albo strażników.
    Zejdzie po barierce na dół, do ogrodu. To tylko dwa piętra, kilka kieliszków jakoś zmniejszyło tą wysokość. Oby straże go nie zauważyły. Dalej, w ogrodzie nie powinno już być problemów, kręciło się tam pełno gości, którym sala wydała się zbyt duszna i zatłoczona na patrzenie sobie w oczy. Pierre pewnie i tak dawno przestał go szukać, o ile w ogóle zaczął. Wyjaśni mu wszystko później. Albo lepiej nic nie będzie mówił. Wątpił, żeby udało mu się wytłumaczyć przyjacielowi tą sytuację tak, żeby nie wyjść przy tym na zapatrzonego w śliczną arystokratkę kretyna.
    Chciał już zejść na dół po barierce tarasu, kiedy księżniczka dogoniła go i zabiegła mu drogę. Znowu. Z zażenowaniem stwierdził, że nawet go tym nie zaskoczyła, czuł tylko déjà vu … Dziewczyna kurczowo ścisnęła go za ręce, próbując zatrzymać tymi malutkimi, drobnymi dłońmi. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
    Stał przed nią rozdarty. Przed chwilą go spoliczkowała, podeptała jego dumę. Jak mógł pozwolić jej na to? Jak mógł potem po prostu wyjść? A jednak zrobił to. Dał jej szansę, żeby o tym wszystkim zapomnieć, przecież nigdy się już nie spotkają.
    Po co w takim razie pobiegła za nim zamiast wrócić na bal, żeby dalej bawić się w kotka i myszkę z tymi dwoma pajacami? Co powinien jej powiedzieć? Czy w ogóle powinien cokolwiek mówić? Nie chciał znowu zaczynać dyskusji, ale wystarczyło jedno spojrzenie na nią i … Bon Dieu! Nie potrafił jej tak zostawić. Nie potrafił. Dziewczyny, która zaszantażowała go jak dzieciaka, okręciła wokół palca, a potem dała w twarz. Która stała właśnie przed nim oczekując odpowiedzi, doprowadzając do szału swoimi zrozpaczonymi oczami, jakby ranił ją każdą sekundą milczenia.
    Nie może dać się omotać, żadna panienka, a tym bardziej ta nie weźmie go na litość
    - Powinnaś, nie miałem prawa się tak zachowywać. Nie przepraszaj człowieka, którym gardzisz, bo to zakrawa na hipokryzję. A teraz wybacz, księżniczko, wracam tam gdzie moje miejsce - powiedział chłodno, cały czas mając nadzieję, że tym razem dziewczyna nie będzie go zatrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Westchnął lekko zrezygnowany widząc, że niepotrzebnie łudził się marzeniami pozbycia się tej zarazy tak szybko.
    - Nie uderzyłabyś mnie gdybyś mną nie gardziła. Chyba, że to jakaś nowa moda na dworze - mruknął bez żalu w głosie. Ona chyba naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego co to dla niego znaczyło. A nawet jeśli spoliczkowała go z pełną premedytacją, jak mógł ją za to winić? Nie miał prawa tu nawet siedzieć, a co dopiero wlec ją jak szmaciankę wbrew jej woli.
    - I nie, nie możesz ze mną iść. Nie przeżyłabyś tam nawet godziny. - dodał z pełnym politowania uśmiechem.
    Już sobie wyobrażał jak ta ślicznotka idzie z nim przez zabłocone ulice w swoich białych pantofelkach. Jak zareagowałby jego stróż widząc go z owiniętą w koronki panienką pod ręką? Zapewne uznałby, że pora na jakiś czas odstawić wino skoro zamiast białych myszek widzi białe szlachcianeczki. Jak zareagowałaby Aimee widząc jego mieszkanie? Tego wolał sobie nawet nie wyobrażać.
    Zresztą określenie mieszkaniem małego, nie grzeszącego czystością pokoiku, za który nie płacił czynszu już drugi miesiąc było zdecydowanie niewłaściwe.
    Tego, jak zareagowałby ojciec panny de Villiers dowiedziawszy się, że jego córeczka wybrała się na wycieczkę z Remim wolał nie wyobrażać tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Remi nie mógł opanować cynicznego uśmiechu widząc jej reakcję. Panika i strach Aimee poprawiła mu trochę nastrój, chociaż przecież nie zapomniał o zniewadze z jej strony. Jeszcze mu za to zapłaci. Tak bardzo chce z nim iść? Nie ma sprawy, zafunduje jej wyprawę, jakiej nie miała nawet w najgorszych koszmarach. Czerpał sadystyczną przyjemność z jej niemocy, wreszcie odzyskał przewagę. Przynajmniej częściową.
    - Jakoś wolę towarzystwo panienek, które nie dają mi w twarz przy pierwszym spotkaniu - odpowiedział zgryźliwie, nie licząc się już z tym czy zdenerwuje arystokratkę swoim komentarzem. Oczywiście, że ją tym zdenerwuje. Wręcz liczył na taką reakcję.
    - Ale skoro tak ci zależy na tym, żeby ze mną pójść, to zapraszam. Panie przodem - mówiąc to uwolnił jedną dłoń z jej kurczowego chwytu i wskazał na barierkę i ogród w dole, po czym teatralnie pokręcił głową, jakby przypomniał sobie coś ważnego. - Gdzie moje maniery, zapomniałem, że księżniczka woli wychodzić drzwiami. Tatuś nie będzie miał nic przeciwko takiej wycieczce? - spytał ironicznie i zrobił krok w kierunku balustrady, zmuszając ją do wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Hej, księżniczko, bo się połamiesz - zawołał widząc jak Aimee kołysze się niebezpiecznie na wąskiej poręczy.
    W ostatniej chwili złapał ją w pasie. Ta dziewczyna naprawdę ma niepokolei w głowie. Najspokojniej jak tylko potrafił wsunął jej jedną rękę pod kolana, a drugą podtrzymał w talii, uniósł delikatnie, przyciągnął do siebie i postawił na podłodze.
    - Najpierw schodzę ja - powiedział upewniwszy się, że dziewczyna stoi w miarę stabilnie - Poczekaj tu i patrz.
    Przeszedł na drugą stronę balustrady, chwycił się ozdobników wyrzeźbionych na ścianie i chwiejnie zeskoczył na barierkę balkonu piętro niżej.
    - Widzisz, księżniczko? Teraz ty, złapię cię - wychylił się przez poręcz i pomachał do dziewczyny z dołu.
    Wychylił się zdecydowanie za daleko. Chwilę później wylądował już na trawie. Jęcząc przetoczył się na bok. Obmacał nos. Krwawił, ale nie był złamany. Oby. Reszta chyba też w porządku. Wstał, zatoczył się na ścianę i osunął z powrotem na ziemię.
    - Zaczekaj, zaraz cię złapię - krzyknął do Aimee - Tylko chwila…
    Nie zemdleje tu, przecież i tak już nawalił. Cholera, trzeba było tyle nie pić. No kolego, wstawaj, co ty wyrabiasz? Nic ci się w końcu nie stało. Wytarł mankietem krew z twarzy, taką miał przynajmniej nadzieję. Stanął z powrotem, opierając się o ścianę, tym razem już trochę pewniej. Popatrzył w górę starając się uśmiechnąć, co nie wyszło mu najlepiej, bo wciąż krzywił się z bólu. Chyba jednak złamał ten nos.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ugiął się pod ciężarem spadającego z kilku metrów ciała, ale jakimś cudem udało mu się utrzymać równowagę. Spróbował postawić dziewczynę, jednak ta chyba zemdlała. Trudno. I tak dobrze, że nic jej się nie stało. Przeszedł kilka kroków z panienką na rękach, kiedy w końcu odzyskała świadomość. Uśmiechnął się z ulgą, raczej do siebie niż do niej. Ostrożnie pomógł jej stanąć do pionu, ale od razu przyciągnął ją do siebie. Lepiej, żeby nie upadła mu teraz. Wcale nie był pewien, czy uda mu się ją znowu podnieść.
    - Witamy z powrotem na tym świecie, księżniczko - mruknął wycierając rękawem krew, która uparcie płynęła z nosa i skapywała strużką z brody. Miał nadzieję, że te plamy się spiorą.
    - Jeszcze tylko parkan i będziemy na początku naszej trasy wycieczkowej.
    Powoli zaczynało do niego docierać na co się zgodził. Pomaga uciec córeczce de Villiersa. A jak ich złapią to tylko jemu się oberwie. I, co gorsza miał wrażenie, że “oberwie się” było tu średnio właściwym określeniem.
    Zerknął na dziewczynę, która ledwo stała o własnych siłach i uświadomił sobie, że nie ma najmniejszych szans, żeby Aimee sama pokonała parkan. Putain, po co on ją w ogóle ze sobą ciągnie? Ach tak, miał się odegrać. Zaprowadzi ją do siebie. Może lepiej do Pierra? Ten pajac i tak nie wróci dzisiejszej nocy do domu, a mieszka dużo bliżej. I nie będzie problemu z dozorcą, któremu zalega z czynszem. Tak, lepiej pójdą do Pierra. O ile dobrze pamiętał przyjaciel miał gdzieś jeszcze butelkę wcale nie najgorszego burgundzkiego wina. Nie obrazi się przecież jeśli Remi poświęci je na uczczenie zawarcia takiej znajomości!
    Zadowolony ze swoich planów wziął dziewczynę z powrotem na ręce, mając w pamięci wcześniejsze doświadczenia z poruszanie się z księżniczką uwieszoną jego ramienia. Wolał ją nieść niż ciągnąć za sobą.
    - Tak będzie szybciej - wytłumaczył.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zza równo przystrzyżonych żywopłotów powoli wyłaniał się parkan, co Remi przywitał z ulgą. Mimo, że Aimee ważyła tyle co nic, on sam nie stał tego wieczora zbyt stabilnie, a jej długa suknia plątała mu się pod nogami i z każdą chwilą miał wrażenie, że zaraz się o nią potknie. Poza tym zaczął coraz dotkliwiej odczuwać opuchnięty nos.
    - Nie będzie szybciej, tylko sobie coś zrobisz - odpowiedział lekko zirytowany.
    Zignorował jej pytanie. Gdzie niby miał ją prowadzić? Zresztą to nie miało w tej chwili znaczenia, sama nalegała, żeby ją ze sobą zabrał. Nie wycofa się teraz, duma i ciekawość jej na to nie pozwolą.
    - Powiedz, jest złamany? - zapytał powoli, poprawiając dziewczynę, tak, żeby patrzyła mu prosto w twarz.
    Samemu trudno było mu stwierdzić, a wolał go nastawić jak najszybciej, jeśli rzeczywiście był złamany. Nie chciał mieć krzywego nosa, lubił go takiego. Co ważniejsze, panienki lubiły jego prosty nos.
    Dotarli wreszcie do palisady. Długie pręty pozwijane w fantazyjne wzory nie wyglądały ani stabilnie, ani wygodnie do przełażenia przez nie.
    - Podsadzę cię. Dasz radę zeskoczyć z drugiej strony? - pytanie było raczej retoryczne. Nie miała innego wyjścia - Nie zaczep sukienką o pręty - dodał nie czekając na odpowiedź i posadził sobie dziewczynę na ramieniu, po czym objął ją za kolana i uniósł.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zmarszczył brwi słysząc wahanie w jej głosie. Było z nim aż tak źle? Skrzywił się kiedy położyła mu głowę na obolałej klatce piersiowej, ale na szczęście nie zauważyła nic. Chwilę później patrzył jak Aimee ląduje na ziemi za ogrodzeniem, zaplątana w poplamione winem, pobrudzone fałdy sukni.
    Musiał się pospieszyć przed kolejnym obchodem strażników. Ostrożnie wspiął się na metalową konstrukcję i zeskoczył na trawę po drugiej stronie. Nie miał pojęcia jakim cudem te niecałe trzy metry mogłyby stanowić jakąkolwiek przeszkodę. Wychował się wspinając po drzewach, płotach i rynnach. Po wszystkim. Jak każdy normalny dzieciak.
    Poprawił frak opierając się jedną ręką o parkan. Mimo wszystko jakoś zakręciło mu się w głowie. To przez ten nos, w końcu nie raz przełaził już przez wyższe badziewia spity tak, że ziemia kręciła się dookoła niego. Dotknął nasady nosa i od razu syknął z bólu, a przed oczami stanęły mu gwiazdy. Nie musiał już nikogo pytać, żeby mieć pewność, że jednak jest złamany. Przełknął ślinę. Przynajmniej krew nie płynęła aż tak bardzo jak wcześniej. W każdym razie tak mu się wydawało.
    Podszedł do Aimee i pomógł jej wstać.
    - Chyba już cię nie poniosę, wybacz, księżniczko. Muszę mieć wolną rękę - powiedział odwiązując z szyi chustkę. Przyłożył ją delikatnie do nosa, żeby powstrzymać krwawienie. Był na siebie zły, że wpadł na to dopiero teraz, kiedy wyglądał jak po porządnej bójce i nie czuł się dużo lepiej. Miał wrażenie, że za chwilę to jego ktoś będzie musiał nieść.

    OdpowiedzUsuń
  21. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem ale zdołał tylko uśmiechnąć się krzywo. Jakby ta panienka była teraz w stanie nieść kogokolwiek, choćby kota…
    - Przecież cię o to nie proszę, księżniczko. Jeszcze nie jest ze mną tak źle - prychnął szczerząc się nadal do dziewczyny.
    W ustach wciąż czuł metaliczny posmak, ale kawałek materiału, który przyciskał do twarzy powstrzymywał na razie krwotok w miarę skutecznie.
    - Nie dobrze? Myślałem, że ostatnio blada cera jest w modzie. - mruknął i teatralnie poprawił włosy.
    Upajał się jej niepokojem. Czerpał chorą przyjemność kiedy tak prowadziła go pod rękę przez ciemną uliczkę przestraszona jego stanem. Zdecydowanie nie czuł się jakby miał zaraz zejść. Poza tym, że bolała go głowa, nos i spił się. Poza tym czuł się w porządku. Ale nie chciał jej o tym mówić, tak ślicznie wyglądała starając się opanować panikę.
    Skręcili na chwilę w szerszą, lepiej oświetloną alejkę, przeszli kilkanaście metrów, po czym zeszli na bulwar. Już za chwilę będą na miejscu. Uśmiechnął się jeszcze szerzej na tą myśl.

    OdpowiedzUsuń
  22. W jej ustach zabrzmiało to jakby wydawała reprymendę jakiemuś dzieciakowi. Nie spodobało mu się to. Znowu ten głos pełen wyższości, którym próbowała zdobyć nad nim przewagę, którym wyraźnie pokazywała kto tu wydaje rozkazy, a kto je powinien spełniać. Tylko, że Remi nigdy nie był przyzwyczajony do spełniania jakichkolwiek poleceń.
    - Księżniczko, ja cię nigdzie nie prowadzę, tylko wracam do domu - sprostował zdecydowanym tonem.
    Nie był na nią za to zły; chciał tylko, żeby była świadoma na co może sobie teraz pozwolić. Tu nie było straży, ani pana de Villiers. To przecież naturalne, że chciała walczyć o swoją dawną pozycję, do której musiała pewnie od dziecka przywyknąć. Niech walczy, wreszcie będzie musiał się poddać. Wróci na swój dwór i da mu święty spokój, a on… No właśnie, czy będzie wtedy umiał o niej zapomnieć?
    Zerknął na nią. Powróciła potrzeba przyciągnięcia jej do siebie, zdarcia z niej postrzępionej sukni i… Stop, to księżniczka. Przygryzł wargę i odwrócił wzrok. Powinien pamiętać, że Aimee nawet przez chwilę nie brała go pod tym względem pod uwagę. I mimo, iż gwizdał na wszystkich tych wypudrowanych arystokratów starających się o jej rękę, rozumiał przecież, że nie stanowi dla nich żadnej konkurencji.
    Po co w ogóle o tym myśli? Dość miał zmartwień, żeby wodzić jeszcze wzrokiem za jakąś rodową panienką? Nie, nie dlatego zabrał ją ze sobą, żeby psuła mu humor.
    Tak bardzo jej się spieszy? Nie ma sprawy, chętnie przespaceruje się z nią aż do swojego mieszkania. Jej komentarz utwierdził go w przekonaniu, że zdecydowanie nie powinni się wpraszać do Pierra bez uprzedzenia. Jego mieszkanko jest tylko kilka ulic dalej. Może kilkanaście. Nie za dużo, na pewno nie więcej niż trochę ponad pół godziny. Tak, bez wątpienia powinni pochodzić razem przez to piękne miasto dłużej. Remi nie miał już żadnych wątpliwości, że świeże, nocne powietrze dobrze jej zrobi.
    - I nie narzekaj, sama chciałaś iść. Jeszcze tylko jakieś pół godziny - odpowiedział jej w końcu, mając nadzieję, że pół godziny błądzenia ciemnymi uliczkami wystarczy, żeby złamać panienkę.

    OdpowiedzUsuń
  23. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć coś, jednak Aimee nie czekała najwidoczniej aż jej rozmówca się odezwie, bo chwilę po swoim proteście wywróciła się na bruk. Patrzył z niedowierzaniem na jej niezadowolenie, jakby to on był wszystkiemu winny. Naprawdę zdążyła zapomnieć jak jeszcze niecałą godzinę temu to ona prosiła go, żeby ją zabrał?
    Bawiło go jej przerażenie, ale nie wyrzuty jakie mu robiła. Nie miała prawa go obwiniać. O nic. I zdecydowanie zamierzał jej o tym przypomnieć.
    - Posłuchaj, mówiłem ci, że to nie miejsce dla ciebie. Nie mam pojęcia po co się za mną ciągniesz, księżniczko, ale nie zamierzam robić żadnych przerw. Sama się na to pisałaś. - zirytowany przyklęknął przy niej i nie czekając na pozwolenie ściągnął ze stopy dziewczyny niezepsuty bucik.
    Jednym ruchem oderwał obcas, po czym wręczył jej pantofelek. Wsunął obcas do kieszeni fraka. Jakoś nie potrafił go wyrzucić, miał nadzieję, że nie zauważyła niczego. Na chwilę zmieszał się tym dziecinnym gestem, ale złość na dziewczynę szybko wróciła.
    - Teraz możesz iść, oba są takie same. Jak chcesz to wracaj na bal, nie zatrzymuję cię - mówiąc to wstał ostrożnie i wyciągnął do niej rękę, świadomy, że bez pomocy nie wstanie.
    Od zmieniania pozycji zakręciło mu się znowu w głowie. Nie ma mowy o jakimkolwiek postoju, nigdy nie złamie dziewczyny jeśli będzie pozwalał jej na kaprysy.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zmierzył ją krytycznym wzrokiem, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Włosy opadały na ramiona w nieładzie, trzymając się jeszcze resztkami nadziei spinek. Zniszczona suknia wisiała na niej w strzępach poplamiona winem, zabrudzona ziemią, trawą i błotem, a lekkie pantofelki zdecydowanie nie nadawały się na paryskie ulice. On sam musiał wyglądać niewiele lepiej, chociaż w jego przypadku akurat nie wydawało się to niczym nadzwyczajnym. Dziewczyna pewnie pierwszy raz w życiu porwała sobie garderobę.
    Sprawiała wrażenie przeświadczonej o tym, że wszystko to było jego pomysłem. Była aż tak głupia, czy aż tak rozpieszczona? Naprawdę nie potrafiła zrozumieć, że to nie on ją do tego namawiał? Że skoro sama chciała z nim iść musi wziąć za siebie odpowiedzialność.
    - Kiedyś i tak będziesz musiała tam wrócić, księżniczko, a w takim razie lepiej teraz, kiedy nie zaczęli cię jeszcze poważnie szukać - poradził.
    Uśmiechnął się rozbawiony wizją miny de Villiersa na widok Aimee. Niezależnie od tego jak bardzo kochał swoją dziedziczkę dostanie białej gorączki kiedy zguba wróci w takim stanie.
    - Nie przypisuj mi swoich zasług. Powtarzam ci, bo chyba już zapomniałaś, że to przez ciebie przechodziliśmy przez parkan, żeby tych dwóch idiotów cię nie zobaczyło. Mi było wszystko jedno którędy idę! - nieświadomie podniósł głos, ale opanował się kiedy przed oczami zatańczyły mu gwiazdy.
    - Czekaj… - mruknął opierając się o latarnię.
    Merde, co on wyrabia? Nie mógł sobie pozwolić na taką słabość. Odsunął się od razu od metalowego słupa, mimo, że otumanienie nie minęło. Ulica rozmywała się niepokojąco, ale był w stanie iść samodzielnie. Na razie.
    -Tak więc jeśli ktoś jest tu winny twojej sytuacji to tylko ty, księżniczko - zakończył wypowiedź zadowolony, że udało mu się to zanim ta zaraza zdążyła się wciąć.
    Nie zrobiła tego chyba tylko dlatego, że znowu prawie stracił przytomność, ale Remi wierzył, że każdy środek, który pomaga w dotarciu do celu jest dobry.

    OdpowiedzUsuń