16 kwietnia 2014

[KP] “Just don’t die, okay?”




Nightwing

“I always wanted - expected - grow up and  become him. And the hero bit, I'm still all in. But that thing inside of him, that thing that drives him to sacrifice everything for the sake of his mission, that's not me. I don't want to be the Batman - anymore.”

12 komentarzy:

  1. Tamaran sprawiał wrażenie raczej nieprzyjaznej planety, głównie przez wzgląd na panujące tutaj obyczaje oraz kulturę, tak bardzo różne i odległe od ziemskich. Starfire za każdym razem trzęsła się ze strachu, gdy jej przyjaciele wyrażali chęć wspólnego wyjazdu, bo nie mogła mieć pewności co tym razem wywoła na ich twarzach zaskoczenie. Po części była dumna z ojczyzny, jednak z drugiej strony spędziła na Ziemi tak dużo czasu, że zdążyła dostrzec znaczące różnice i błędy w postępowaniu jej ludzi, zapatrzonych w siebie oraz egoistycznych, bo tak od wieków byli wychowywani. Dopóki jednak władzę sprawował jej wuj, niezwykle wierny dawnym zasadom i panującym schematom, niczego nie można było z tym zrobić, a młoda księżniczka nie przejawiała zbyt wielkich chęci do przejęcia tronu, bo sugestii szeptanych aktualnemu panującemu nikt nie brał pod uwagę. Pełne sprawowanie władzy równałoby się bowiem z obowiązkiem pozostania na Tamaranie do końca jej dni, a Star nie była pewna czy jest gotowa na takie poświęcenie, nawet jeśli ubolewała nad własnym egoizmem, który niejednokrotnie jej zresztą wytykano. Przez tak wiele lat rodzice próbowali przekazać jej, że poddani są najważniejsi, ale ona nigdy nie potrafiła tego zaakceptować i uparcie tworzyła swój własny system wartości.
    Na czele tej skromnej wieży od wielu już lat znajdowali się jej przyjaciele. Gdy pierwszy raz odwiedziła tę obcą, pozornie niezbyt gościnną planetę, uciekając przed porywaczami, nie spodziewała się, że spotka na swojej drodze tak wyjątkowych i niesamowitych ludzi. Bardzo ceniła ich bezwarunkową lojalność, którą ukazali kolejny raz, towarzysząc jej w podróży do domu, gdy dotarła do nich wszystkich wieść, że Blackfire uciekła z więzienia. Na rodzinnej planecie Star bardzo słusznie obawiano się, że starsza córka królewskiej pary będzie domagać się praw do tronu, bądź przejmie go siłą, a to doprowadziłoby do ostatecznej zagłady królestwa. Najgorsza była jednak myśl, że wśród poddanych, Blackfire miała bardzo wielu popleczników, bo rządy twardej ręki oraz monarchii absolutnej wbrew pozorom znalazły swoje uznanie. Starfire nigdy nie potrafiła tego zrozumieć, ale to jedynie utwierdzało ją w przekonaniu, że musi czym prędzej odnaleźć Blackfire i namówić ją do zawieszenia broni, za wszelką cenę chcąc uniknąć otwartej walki, niezależnie od tego, jakie zło siostra wyrządziła jej w przeszłości. Naiwność mogła ją kiedyś zgubić, ale to jeszcze nie był ten dzień.
    – Wszyscy tak bardzo radują się z waszego przyjazdu – mówiła, używając typowych dla niej przesadzonych ziemskichsłów, które nieprzyzwyczajonego rozmówcę mogły doprowadzić do szewskiej pasji – Mój wuj, nie bacząc na okoliczności, postanowił zorganizować uroczysty bal na cześć naszego międzyplanetarnego sojuszu.
    Star uśmiechnęła się sama do siebie, przechodząc przez pomieszczenie. Dopiero gdy rozejrzała się po pokoju zdała sobie sprawę, że zwraca się jedynie do Dicka, bo cała reszta jej przyjaciół pozostawała aktualnie nieobecna. Wydęła dolną wargę, przez chwilę zastanawiając się gdzie mogą w tym momencie być, ale ta myśl dość szybko została wyparta z jej umysłu, gdy skąpo odziana służąca weszła do pokoju z tacą pełną owoców. Dziewczyna skłoniła się lekko i podeszła do Dicka, by postawić przed nim poczęstunek.
    – Czy będę mogła pomóc w czymś jeszcze? – zapytała nienagannym angielskim, by następnie uśmiechnąć się w bezczelnie zalotny sposób – Zostałam poproszona o spełnianie wszystkich próśb ziemskich gości, więc gdyby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Dziękujemy, Leri, to na razie wszystko – chłodno przerwała jej Star, podchodząc do złotego, kunsztownie zdobionego półmiska, skąd wzięła okrągły, krwistoczerwony owoc o słodkim posmaku, który jej krajanie określali mianem Krwawego Księżyca. Niepasujący do księżniczki ton głosu początkowo zaskoczył służącą, jednak po kilku sekundach wymownego milczenia pośpiesznie oddaliła się w stronę drzwi. Starfire zdawała się nie zauważyć zakłopotania Leri, bo wówczas musiałaby wytłumaczyć przed samą sobą to dziwne zachowanie wywoływane przez sytuacje, w których atrakcyjne kobiety wyrażały zainteresowanie Dickiem. Dowiedziała się od Raven, że Ziemianie określają to mianem zazdrości, ale gdy poczytała trochę więcej na ten temat w internecie, poczuła się zażenowana. Nic nie mogła jednak na to poradzić.
      – Bal! – przypomniała sobie nagle – Och, przyjdzie tak dużo osób. Ty też oczywiście będziesz?

      Usuń
  2. [Aj tam, tylko zaczęcie mi się tak rozpisało. ;)]

    Chyba właśnie dlatego im się nie udało; ona miała zdecydowanie zbyt ugodowy charakter, przez co ciężko było jej przywrócić Dicka do porządku, gdy zamiast skupiać się na filmie w kinie on non stop sprawdzał nadajnik, jakby tylko czekając na wiadomość od innych członków drużyny, że dzieje się coś niedobrego. Star podejrzewała, że jej przyjaciel zaczynał mieć lekką paranoję pod tym względem, że bardziej niż zwyczajnym człowiekiem był teraz superbohaterem, ale obawiała się wypowiedzieć podobne oskarżenie na głos. Nie chciała go zranić bądź zdenerwować, bo z drugiej strony była pełna podziwu, że podchodzi do swojego zajęcia z taką pasją i zaangażowaniem. Nawet jeśli właśnie przez to w jego życiu nie było dla niej miejsca, nie jako ktoś więcej. Przyjaźń musiała jej wystarczyć, a nawet jeśli wmawiała sobie, że bardzo dobrze czuje się z takim stopniem zażyłości, to niejednokrotnie udowodniała otoczeniu, iż stan rzeczywisty nieco mija się z prawdą.
    Oboje zawzięcie trwali jednak w tym dziwnym zawieszeniu, często niezręcznym, prowadzącym do dziwacznych sytuacji i stanowiącym istną katorgę dla reszty ich przyjaciół. Ale tak już musiało być, a Star nauczyła się w to wierzyć. Prowadzenie luźnych rozmów nadal czasem sprawiało im jednak trudność, więc w odpowiedzi na jego pytanie początkowo tylko nieznacznie uniosła brwi. Musiała się nad tym dłużej zastanowić.
    – Oczywiście – powiedziała w końcu, siląc się na radosny uśmiech – Bardzo długo czekałam na ten wyjazd. Zdarzają się dni, kiedy niesamowicie tęsknię za moim domem – ciągnęła, obracając w dłoniach nienapoczęty owoc, który kusił swoim zapachem oraz wyglądem, jednak po chwili milczenia przeniosła wzrok na Dicka – Ty mógłbyś opuścić Ziemię?
    Kiedyś chciała zachęcić go, aby z nią wyjechał, ale do tej pory wstydziła się tej niewypowiedzianej na głos prośby. Wtedy na Tamaranie źle się działo, ludzie buntowali się przeciwko nowemu władcy, los ojczyzny wisiał na włosku, a Star dostawała błagalne listy, by wrócić do domu i zająć należne jej miejsce. Nigdy żadnemu ze swoich przyjaciół o tym nie powiedziała, nie chciała by czuli się winni, że wybrała ich zamiast swojej ojczyzny, bo wiedziała, że może nadejść moment, w którym drugi raz nie będzie mogła podjąć równie egoistycznej decyzji. Na myśl o rozstaniu z nimi wszystkimi, z Dickiem, bolało ją serce, ale nie mogła zmienić swojego statusu społecznego, niezależnie od chęci.
    – Powinieneś się zrelaksować – dodała po chwili, wstając z wygodnej, miękkiej kanapy, by przejść przez pokój w jego stronę – Pałac jest chroniony przez naszych najlepszych wojowników, a szukaniem mojej siostry zajmiemy się dopiero jutro. Dzisiaj możesz pozwolić sobie na chwilę wytchnienia, nic nie stoi na przeszkodzie – jej słowa przyjęły niemal błagalny wymiar, gdy z odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów wpatrywała się w jego spokojnie chłodną twarz, na której zawsze widać było jakieś zmartwienie. Tak jak i teraz, czy nie spodziewał się, że Star przejrzy jego zamiary? Na wszystko i wszystkich patrzył z właściwą sobie podejrzliwością, jakby obawiając się, że atak może nastąpić w każdej sekundzie. Nie mogła tego znieść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy niczego nie pragnęła bardziej, jak stworzenia dla siebie miejsca na Ziemi. Dopiero tam zrozumiała, że przez zwyczaje i zachowanie tamarańczyków wychowano ją na bezduszną istotę pozbawioną znajomości podstawowych zasad współegzystowania z innymi gatunkami. Na jej planecie do pewnego momentu nikt nie używał takiego słowa jak miły, stosowano za to zamiennik, słaby, a dopiero nowi znajomi pomogli jej pojąć różnicę. Między innymi takie rzeczy sprawiały, że czuła się z nimi niesamowicie związana i czerpała z ich obecności tak ogromną przyjemność oraz radość, jakiej z niczym nie dało się porównać. Nie dało się ukryć, że to towarzystwo Dicka ceniła sobie najbardziej, bo nawet jeśli siedzieli obok siebie w niezręcznej ciszy, cieszyła się, że po prostu jest obok. Nie zatrzymywała go jednak, gdy postanowił pójść poszukać reszty, jedynie odwzajemniła jego uśmiech, bo za każdym razem, gdy podobny grymas pojawiał się na jego twarzy, czuła dziwaczne, niesamowicie przyjemne mrowienie w żołądku. Będzie musiała zapytać o to Raven, która stała się jej miłosną mentorką.
    Stroje noszone przez Tamaran przypominały te, które scenarzyści Igrzysk Śmierci ubrali najbogatszy dystrykt. Star pamiętała, że gdy podczas jednego nudnego wieczoru obejrzała ten film (Beast Boy dał jej listę ważnych tworów popkultury, z którymi powinna być na bieżąco) nie rozumiała dlaczego wszyscy naśmiewają się z ubrań, fryzur oraz makijażu tych ludzi. Potem zdała sobie jednak sprawę z tego, że styl Ziemian w znaczący sposób różni się od rzeczy noszonych na jej rodzinnej planecie. Sama zaczęła więc eksperymentować. Obcisły, fioletowy kostium leżał w szafie, przykryty przez stertę jeansów, sweterków, uroczych bluzeczek i wszystkiego, co kolorowe oraz zwyczajnie ładne. Przez zakupowe szaleństwo Star nie potrafiła nosić tamarańskich ubrań, bo gdy zajrzała do swojej starej szafy ilość tiulowych, rozkloszowanych spódnic niemal przygniotła ją swoim ciężarem. Przylegająca w pasie, liliowa sukienka krótsza z przodu i dłuższa z tyłu, na dodatek z ziemskiego sklepu, będzie więc wyglądać dość skromnie, ale księżniczka się tym nie przejmowała, nigdy nie lubiła być w centrum zainteresowania. Poza tym chodziło o jej przyjaciół, to dla nich wuj zorganizował przyjęcie, a Star miała nadzieję, że zacieśnianie stosunków międzyplanetarnych nie skończy się wyłącznie na zabawie.
    Pragnęła porozmawiać o tym z aktualnie panującym, jeszcze przed rozpoczęciem zabawy, ale z zamyślenia wyrwał ją głos Dicka.
    – Tak, jestem gotowa, już idę! – rzuciła, w biegu zakładając na stopy buty na wysokim obcasie. Szybkie maźnięcie ust błyszczykiem i już stała w drzwiach, oddychając nieco szybciej, co mogło zdradzić, że cóż, wcale nie była gotowa. Chęć wytłumaczenia się zniknęła jednak wraz ze spojrzeniem na przyjaciela, którego chyba dopiero drugi raz w życiu widziała ubranego w najprawdziwszy smoking. Uśmiechnęła się lekko, gdy uniosła dłonie i poprawiła jego odrobinę przekrzywioną muszkę, by następnie westchnąć, niemal z rozczuleniem. Wyglądał idealnie, a Star wiedziała, że nie ona jedyna wysnuje taki wniosek.
    – Panie Grayson, wygląda pan bardzo przystojnie – powiedziała w końcu, naśladując jakiś amerykański film, który ostatnio widziała – Obawiam się, że na jednym tańcu może się nie skończyć.

    [Jasne, że tak. :D A co konkretnie planujesz, zdradzisz mi?
    Btw, już czuję, że bardzo fajnie mi się to pisze. <3]

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziała, że taki już był; nieufny, ostrożny i z rzadka rozluźniony, więc w ten sposób postrzegało go większość osób. Wytykano mu, że nigdy się nie uśmiecha, że nie potrafi się cieszyć, że reaguje powagą na wszystko i wszystkich, ale ona wiedziała, że Dick po prostu chce sprawiać takie wrażenie, a prawda jest zupełnie inna. Star, niezależnie jednak jak bardzo tego pragnęła, nie zawsze potrafiła zaakceptować jego czyny i zachowanie, w innym wypadku być może nadal byliby razem. Czasem żałowała, że nie jest w stanie zdobyć się na zrozumienie, na które on zasługiwał, ale spodziewała się, że w końcu znajdzie dla siebie partnerkę, która na coś takiego zdobędzie się z łatwością. Właśnie tego mu życzyła, niezależnie od własnych uczuć.
    Dick rzeczywiście zepsuł pewną część uroczystości, aczkolwiek nikt nie zgłosił sprzeciwu. Przemowy władcy zawsze były raczej nużące, a pewnie nawet sam wuj odetchnął, że nie musi martwić się swoim kiepskim angielskim, bo od razu podszedł do żony i również poprosił ją do tańca. Cała sala zapełniła się więc wirującymi w rytm muzyki parami, a Star udało się dostrzec w tłumie resztę ich przyjaciół, w tym Raven ubraną w tradycyjny wyjściowy strój Tamaran, zapewne służki ją do tego zmusiły widząc, że ma ochotę założyć na królewski bal granatową pelerynę. Starfire mimowolnie zatęskniła za Ziemią, więc odrobinę mocniej wczepiła palce w ramię Dicka, by następnie podnieść wzrok i na niego spojrzeć. Nadal nie mogła przyzwyczaić się do tego, że musi teraz podnosić głowę, gdy z nim rozmawia.
    – Czy ty się stresujesz? – zapytała rozbawiona, obserwując jak przez jego twarz przebiega dziwny, niepewny cień, którego chyba nigdy wcześniej u niego nie widziała – Oddychaj, taniec idzie ci świetnie.
    Naprawdę musieli trafić na inną planetę, by pozwolić sobie na normalny, przyjemny i luźny wieczór pozbawiony atrakcji w postaci wybuchów? Mimowolnie odwróciła wzrok, jakby nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Z jednej strony chciała zarzucić mu ręce na ramiona, dotknąć jego ciemnych włosów i dalej napawać się tym charakterystycznym dla niego, przyjemnym zapachem wody kolońskiej, ale z drugiej... trochę ją to przytłaczało. Nie była pewna jak długo będzie jeszcze w stanie udawać, że odpowiada jej ta cała przyjaźń, nawet jeśli wiedziała, że ponowne stworzenie związku dla nich obojga będzie zwyczajnie nie fair.
    Przebiegła wzrokiem po sali, dostrzegając dwóch niespokojnych strażników, którzy zaczepili jej wuja. Chwilę później władca niemal niepostrzeżenie wyszedł razem z nimi, nie zwracając niczyjej uwagi. Wiedziała jednak, że Dick też to zauważył, więc dotknęła jego twarzy i kazała mu na siebie spojrzeć.
    – Niezależnie od tego co się dzieje, oni to załatwią – powiedziała, niemal od razu zakładając, że jej przyjaciel będzie miał ochotę zbadać sytuację. Ale to nie była jego rola, na Tamaranie nikt nie postrzegał go jako superbohatera i nie oczekiwał reakcji.

    [Na pewno byłoby zabawnie, gdybyśmy zrobiły, że Jason faktycznie jest Red Xem, jak mówil Beast. :D
    Ale to pozostawiam już w sumie Twojej inwencji, bo ja się na tym bohaterze akurat tak bardzo nie znam.]

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziała, że opanował swoje detektywistyczne popędy jedynie przez wzgląd na jej prośbę, za co była mu niesamowicie wdzięczna. Star nie miała pewności co do tego, że jej siostra nie ukrywa się właśnie gdzieś w tłumie, bądź może nawet jej sypialni, gdzie obezwładniła strażników i czekała cierpliwie na koniec balu. Nikt nie mógł tego przewidzieć, ale pewnym było, że to nie jest sprawa Dicka i reszty Tytanów, więc jeśli dostali szansę chociaż chwilowego odpoczynku od ziemskich trosk oraz obowiązków, to Starfire nie mogła wymagać od nich biegania po pałacu i sprawdzania każdego kąta. Przyjechali tutaj jako towarzystwo, niekoniecznie jako pomoc, chociaż wiedziała, że w razie potrzeby będzie mogła na nich liczyć i okaże się to nieocenione. Ale póki co mogła czerpać przyjemność z nieco bardziej prozaicznych czynności niż wzajemne ratowanie sobie życia, tego w ich wspólnej historii było już za dużo.
    – Festyn – powtórzyła, niemal rozmarzona – Tak, tak! Byłoby wspaniale, wata cukrowa to zdecydowanie jeden z moich ulubionych ziemskich wynalazków. Zaraz obok... jak to się nazywało... – przerwała na chwilę, szukając słowa, które zaginęło gdzieś w jej umyśle. Gdy w końcu sobie przypomniała, uśmiechnęła się dumna z szerokiego zasobu swojego słownictwa – popcornu!
    Języka nauczyła się od Dicka, ale znajomość była jednym, a rozumienie już czymś zupełnie innym. Co prawda Tamaranie poprzez pocałunek potrafili przejąć całą lingwistyczną wiedzę drugiej osoby, ale nie równało się to z dodatkową informacją czym taki popcorn jest, albo o co właściwie chodzi z Internetem. O tym wszystkim musiała przekonać się sama, ale również tutaj jego pomoc okazała się być dość istotna. No i przekonała się, że całowanie nieznajomych jedynie w celu poznania ich mowy nie było czymś przez ludzi praktykowanym, więc zaczęła rozumieć zaskoczenie Dicka, które dostrzegła na jego twarzy zaraz po fakcie. Chociaż była jednocześnie zbyt zajęta grożeniem mu i ucieczką, by faktycznie poświęcić tej kwestii dłuższą uwagę. Dawne dzieje.
    – Chodź, teraz twoja kolej na poznanie naszych potraw – mówiąc to pociągnęła go za rękę i przepchnęła się przez tańczący tłum. Kilka osób z zaciekawieniem odwróciło głowy w ich stronę, głównie kobiet, które jakby miały ochotę odebrać Star partnera do tańca, ale z parkietu ściągnęła go na tyle szybko, że nie dała nikomu na to szansy. A później niezbyt dyskretnie opuścili salę, by znaleźć się na długim, nieco kiczowato ozdobionym korytarzu, na którego ścianach wisiały ogromne portrety wcześniejszych władców planety.
    Przez jeden taniec poczuła ogromną chęć spędzenia z nim trochę więcej czasu, tak jakby byli po prostu parą młodych ludzi, którzy nie mają na swojej głowie żadnych ważniejszych obowiązków. Mimo odczuwania oczywistej satysfakcji z ratowania ludzkich żyć, Star czasem chciała być normalna, chociaż nie sądziła, by Dick kiedykolwiek to zrozumiał.
    – Hm, zazwyczaj jest tutaj więcej ludzi – mruknęła, gdy weszli do przestronnego, jasnego pomieszczenia pełniącego rolę kuchni. Nie było tutaj nikogo, ale Starfire wcale się nie zniechęciła czy nie zastanowiła nad tą dziwaczną nieobecnością ludzi, którzy powinni teraz szykować poczęstunek dla gości – Nie lubię takich wystawnych zabaw, wolałabym bawić się tylko z tobą – rzuciła, zaglądając do jednej z szafek, by następnie dodać szybko: – I z resztą naszych przyjaciół, ale nie mogłam ich znaleźć w tłumie.
    Kłamiesz!, skarcił ją jej własny umysł. Star przygryzła wewnętrzną stronę policzka, by następnie sięgnąć po potrawę, której tak zawzięcie szukała. Była to miseczka budyniopodobnego przetworu, który na jej planecie jadło się każdego dnia, niezależnie od pory, bo było to narodowe i ulubione danie wszystkich. Z radosnym uśmiechem postawiła je przed Dickiem, a sama oparła się łokciami o stolik naprzeciwko niego.

    [Teraz jest całkiem słodko, więc drama bardzo mile widziana. Jestem z tych, co to lubią uprzykrzać bohaterom życie, haha. :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. O dziwo Star zdawała się nie mieć pojęcia o tym, że domowe jedzenie Tamaran zupełnie nie wpada w gusta jej ziemskich przyjaciół. Wręcz przeciwnie, była święcie przekonana, że wszystkie serwowane im potrawy są przepyszne, dlatego z ogromną starannością co jakiś czas przygotowywała tamarańskie obiady, które bardzo szybko znikały z lodówki. Na pewno nie brała pod uwagę, że przyjaciele zakładają się między sobą kto tym razem idzie karmić tym podłym żarciem zwierzęta w parku. Ta niewiedza była bardzo korzystna dla obu stron, bo wszyscy myśleli, że sprawiają sobie nawzajem przyjemność – ona gotując, oni zjadając. Dlatego Star ucieszyła się, gdy Dick powiedział, że jedzenie bardzo mu smakuje, nawet jeśli od razu się przecież tego spodziewała. Nie polemizowała, gdy wyciągnął widelec w jej stronę, mimowolnie przypominając sobie, że właśnie w ten sposób pierwszy raz spróbowała jabłkowego ciasta, tak w Stanach popularnego i uwielbianego. Dick nie mógł zrozumieć jakim cudem Star spędziła na Ziemi tyle czasu bez skosztowania tego niemal narodowego deseru, ale nadrobili jej gafę na pierwszej randce. Pierwszej oficjalnej randce, która była jednocześnie jedyną bez żadnego przerywnika w formie ataku podwładnego Slade'a, czy nawet jego samego.
    – Cyborg i Bestia wyprawiają – zauważyła – Pod twoją nieobecność.
    Nie zdarzało się często, by Dick wybierał się na samotne wędrówki, ale czasem miewał jednak niedokończone sprawy, zwłaszcza gdy jego tajemniczy mentor prosił go o pomoc. Wtedy pozostałą męską część drużyny opętywał duch imprezy, jak to próbowali jej tłumaczyć, a wieża zamieniała się w istny klub nocny pełen osób spragnionych spotkania z najprawdziwszymi superbohaterami. Star zwykle zaszywała się z Raven w pokoju, ale czasem bawiła się z ludźmi, gdy tylko to było w stanie odciągnąć jej myśli od zastanawiania się czy z Nightwingiem wszystko w porządku. Jej tęsknota przybierała niekiedy niemal fizyczny wymiar, gdy czuła jak całe jej ciało drętwiało na wieść, że mija kolejna godzina bez dania jakiegokolwiek znaku życia z jego strony. Na szczęście w ostatnim czasie nie znikał niemal wcale.
    – Ale z drugiej strony... – zaczęła nagle, opierając podbródek o dłoń – Nie miałabym nic przeciwko temu, by częściej widywać cię w smokingu.
    Uśmiechnęła się, nieco zadziornie, gdy wpatrywała się w niego przez dłuższy moment. Nie potrafiła nie ulec wrażeniu, że Dick jest jakby spokojniejszy i bardziej rozluźniony, a świadomość, że może się tak czuć w jej towarzystwie była bardziej niż pokrzepiająca. Zawsze chciała być dla niego kimś takim, przy kim może być sobą – zwyczajnie nadzwyczajnym Dickiem Graysonem, a nie podziwianym przez wszystkich tajemniczym Nightwingiem. Już dawno temu przestała rozdzielać te dwie tożsamości, dla niej była to jedna osoba, tylko nieco przytłoczona swoim powołaniem.

    [Proponuję żeby tę sielankę przerwało w końcu przybycie siostrzyczki. :D
    I hej, ja dodając ten dopisek w karcie nie spodziewałam się żadnego odzewu w kwestii TT, więc nie wiesz nawet, jaką mi radochę sprawiłaś!]

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej dłoń trzymająca szklankę z wodą zamarła, gdy znajomy głos odbił się echem po pomieszczeniu. Szkło momentalnie rozbryznęło się po podłodze, a wystrzelony przez dziewczynę błysk światła uderzył w jedną z szafek po ich prawej, zaledwie kilka centymetrów od miejsca, w którym stała Star, więc spojrzała na Dicka z wdzięcznością. Gdyby nie jego szybka reakcja, to ona byłaby na miejscu biednego, kuchennego mebla, chociaż nawet to nie sprawiło, że poczuła złość skierowaną w stronę Blackfire.
    – Siostro, nie chcę z tobą walczyć! – powiedziała, ostrożnie podchodząc bliżej związanej dziewczyny – Możemy spróbować to wszystko rozwiązać.
    – Och, taki mam właśnie plan – odparła starsza księżniczka, prawowita następczyni tronu, której ręce brutalnie rozerwały więzy opinające nadgarstki. Była niesamowicie silna, a to w połączeniu ze sprytem i przebiegłością tworzyło mieszankę raczej wybuchową.
    Zabawne jakie jej siostra potrafiła sprawiać wrażenie. Star do tej pory pamiętała, jak bardzo jej przyjaciele byli oczarowani spotkaniem z atrakcyjną, pewną siebie dziewczyną, czyli jej zupełnym przeciwieństwem. Zwłaszcza Dick, wówczas jeszcze Robin, który dał się nawet namówić na wyjście do klubu. Mimo wszystko zawsze była raczej wyrozumiała dla rozrywkowego charakteru Blackfire, ale nie mogła zrozumieć jakim cudem jej siostra przeistoczyła się w tak mściwą, złą i okrutną osobę i kiedy właściwie się to stało. Star obawiała się, że zamieszkanie na Tamaranie oznaczałoby dla niej dokładnie taką samą przemianę, ale lubiła myśleć, że Ziemia dość dobrze nauczyła jej umiejętności odróżniania dobra od zła. Nawet jeśli nie był to łatwy proces.
    – Dwoje na jedną? – zapytała Blackfire, uśmiechając się ironicznie – Dobrze, że mam przewagę jakościową – syknęła nagle, rzucając w Dicka podniesionym z kuchennego blatu nożem. Star spodziewała się, że przyjaciel z łatwością uchyli się przed atakiem, więc skoczyła do przodu by przycisnąć siostrę do ściany. Ze skrępowanych rąk nie była w stanie posłać kolejnego ciosu, ale nikt nie zasłaniał jej oczu, przez co niemal od razu użyła swojej mocy i odepchnęła młodszą siostrę na przeciwległy kąt pomieszczenia.
    Star po kilku sekundach oszołomienia podniosła głowę do góry, by zobaczyć, że zainteresowanie czarnowłosej przeniosło się teraz na Dicka. Doskonale pamiętała, że jej siostra mimo właściwego sobie zła, zazwyczaj walczyła robiąc innym niewielką krzywdę, po prostu ich obezwładniając, teraz było jednak inaczej, zdawało się, że za wszelką cenę próbuje zneutralizować przeciwnika. Nightwing był doskonałym wojownikiem, ale miał swój honor, który nie pozwalał mu na nieczystą grę, Blackfire to pojęcie było widocznie zupełnie obce, bo Star szybko pojęła co jej siostra próbuje zrobić. Posuwała się przed siebie, zmuszając go do stawiania kroków do tyłu, wprost na kratkę, którą w przestrzeń kosmiczną niezbyt ekologicznie wyrzucało się odpadki.
    Nie, nie, nie, krzyczały jej myśli, gdy z trudem łapiąc oddech podniosła się do góry. Chwyciła pierwszy lepszy przedmiot leżący na blacie i uderzyła nim skupioną na Dicku siostrę w głowę, zanim ta zdążyła zrobić chociażby jeden kolejny krok na przód. Blackfire momentalnie opadła na podłogę, a Star odrzuciła na bok trzymaną w rękach patelnię.
    – Jesteś ranny – powiedziała nagle, patrząc na krwawą plamę, która pojawiła się na jego śnieżnobiałej koszuli.

    [Okej, wybacz, ale musiałam ją załatwić w ten sposób. Zawsze chciałam. xD]

    OdpowiedzUsuń
  8. Tytani, naprzód! stało się dla nich wszystkich rozkazem niemal już kultowym, ale zawsze tak samo zachęcającym do działania. Star pierwszy raz zawahała się jednak, gdy jej przyjaciele ruszyli do przodu, napierając na jej siostrę i atakując całym arsenałem, jaki tylko mieli w zanadrzu. Kątem oka dostrzegła Bestię przemieniającego się w jedno z tamarańskich stworzeń, Raven mamroczącą swoje przydługie zaklęcie i Cyborga świecącego im po oczach błękitnym światłem plazmowego działka. No i był też Dick, którego krew z powierzchownej rany znalazła się na jej rękach, gdy jeszcze przed sekundą przyciskał ją do swojego boku, zupełnie jakby chcąc ją obronić przed mściwą siostrą swoim własnym ciałem. Oni wszyscy chcieli, a Starfire momentalnie poczuła ogromne wyrzuty sumienia, że ich do tego zmusiła. Dick oberwał, a nawet jeśli zapewniał ją, że nic mu nie będzie, i tak nie potrafiła skupić się na niczym innym. Wiedziała jednak, że musi im pomóc.
    Blackfire musiała być świadoma tego, że nie ma zbyt dużych szans na wygraną, skoro już jeden raz Tytanom udało się ją pokonać, ba!, Star zrobiła to niemal samodzielnie. Rzecz w tym, że w naturze Tamaranów nie leżało poddawanie się, a ich księżniczka właśnie dawała pokaz prawdziwego zaangażowania w walkę, gdy fioletowymi promieniami celowała w każdego z atakujących. Nie dało się ukryć, że jej uwaga w głównej mierze skupiała się na Dicku, jakby to w nim widziała największe zagrożenie, które czym prędzej trzeba wyeliminować. Zanim jednak zdążyła posłać w jego stronę kolejną wiązkę, Star ruszyła na nią z taką siłą lotu, że obie znalazły się w drugim pomieszczeniu kompletnie niszcząc stojącą pomiędzy kuchnią a bawialnią ścianę. Goście zaczęli uciekać w popłochu.
    – Żałośni Ziemianie, żałosna moja siostra – syknęła Blackfire, otrzepując ramiona z pyłu, który osiadł na jej granatowym kostiumie z metalowymi elementami – Naprawdę myślicie, że możecie wygrać?! – fioletowe światła ponownie zaczęły rozbłyskiwać po sali, niszcząc ozdobne kolumny podtrzymujące sufit i całą dekorację, jaka została przygotowana na dzisiejszy bal.
    – Jest dużo silniejsza – zauważyła Starfire, gdy obniżyła lot tuż obok Dicka.
    – A myślałem, że kosmiczne więzienia o zaostrzonym rygorze nie mają siłowni w pakiecie – rzucił Bestia, zaraz przed tym, gdy przybrał ciało kolejnego zwierzęcia i zniknął w tumanach kurzu uniesionych przez walkę.
    – Na pewno wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona, kładąc dłoń na jego ramieniu. Nie dane było jej jednak usłyszeć jakiejkolwiek odpowiedzi, gdyż wyrzucony przez Blackfire stół sprawił, że musieli uchylić się na dwie przeciwne strony, by uniknąć zderzenia.
    Starfire czuła wzbierającą złość, którą zazwyczaj udawało się jej kontrolować. Nie jednak tym razem, gdy siostra stojąc tuż przed nią śmiała się tak tryumfalnie i złowieszczo, jakby już siedziała na tamarańskim tronie z głową młodszej księżniczki i jej przyjaciół na tacy.

    [Wydaje mi się, że tak wspólnie po trochu będzie lepiej, no i wygodniej. :D]

    OdpowiedzUsuń
  9. – Zobacz... – rzuciła, kiwając głową na kolejne kolumny, które usypywały się przez wyrzucane przez Blackfire świetlne promienie. Wystarczyło zaledwie kilka mocnych uderzeń w ostatnią podtrzymującą sufit belkę, by ten opadł prosto na głowę starszej księżniczki, co zapewniłoby strażnikom wystarczająco dużo czasu na pojmanie jej. Inni Tytani zdawali się zrozumieć przekaz Star, gdyż już po chwili każdy przyjął odpowiednie stanowisko, by w ten niezwykle kreatywny, choć nieco amatorski sposób uziemić przeciwnika.
    Bestia zmusił ją do przejścia w głąb pomieszczenia, Cyborg skierował swoją broń prosto na ostatnią kolumnę, a Dick i Star zajęli się dywersją, która skutecznie odwróciła uwagę Blackfire od reszty drużyny. Raven użyła swojej mocy do osłonienia przyjaciół przed spadającymi kawałkami sufitu, gdy ogromna sala zaczęła przeistaczać się w jedną wielką ruinę. Starfire mimowolnie zacisnęła dłoń na przedramieniu Dicka, bo potrzebowała odrobiny otuchy, a sam dotyk jego ciała był dla niej zwyczajnie kojący. Gdy jednak osłona Raven zniknęła, Star natychmiast ruszyła w stronę gruzów, spod których wystawała ręka jej siostry z długimi, charakterystycznie umalowanymi paznokciami. Widok był porażający, przez krótki moment myślała nawet, że księżniczka jest martwa, ale przybyli strażnicy dość szybko pozbyli się gruzów, a po sali poniosły się głośne, tamarańskie przekleństwa skierowane w stronę Tytanów, że ci pokrzyżowali plany prawowitej następczyni tronu. Starfire mogła odetchnąć z ulgą, nie tylko dlatego, że wygrali tę walkę, ale również dlatego, że jej siostra nadal żyła, nawet jeśli miała spędzić kolejne kilkadziesiąt lat za kratkami.
    – Pierwsze wakacje od pięciu lat... – jęknął Bestia, na co Raven przewróciła oczami, chociaż na jej ustach dało się dostrzec cień uśmiechu.
    – Lepiej skorzystajmy z wielkiego kosmicznego telewizora zanim nas stąd wyrzucą za zepsucie imprezy – mruknął Cyborg, ciągnąc przyjaciela w stronę drzwi. Lub raczej wielkiej dziury, gdzie kiedyś były drzwi, co Raven skwitowała cichym westchnieniem, gdy podczas przechodzenia jej długa, niewygodna suknia co rusz zahaczała się o wystające fragmenty gruzów. Również Star, czekając na Dicka, miała zamiar opuścić salę balową w ten sposób, ale głos wuja skutecznie jej to uniemożliwił.
    – Cudownie! Plan się powiódł! – zawołał wesoło, niemal klaszcząc w dłonie.
    – Jaki plan? – Starfire zatrzymała się i uniosła brwi ku górze.
    – Wiedziałem, że twoja siostra nie odpuści okazji, gdy usłyszy o balu i twoim przybyciu. To był najprostszy sposób na jej zwabienie.
    – Moi przyjaciele mogli zginąć... – odparła oniemiała – Mogłeś nas o tym uprzedzić!
    – Drobne straty w ludziach. Od kiedy przejmujemy się takimi szczegółami? – odpowiedział po tamarańsku, obdarzając Dicka krótkim spojrzeniem, gdy wyminął ich oboje, by w towarzystwie dwójki rosłych strażników zniknąć w korytarzu. Star odprowadziła go wzrokiem, nie mogąc wydusić z siebie nawet słowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pozwoliła mu na pociągnięcie się, wciąż zbyt oniemiała tą krótką rozmową, by móc zaprotestować i wskazać Dickowi inną drogę. Tylko właściwie jaką? Pałac zdawał się być teraz tak obcy, nieprzyjemny i wypełniony czyhającymi na jej potknięcie ludźmi, że nie była do końca pewna, czy jest w nim gdzieś jeszcze jakiekolwiek bezpieczne miejsce. Powiew świeżego, nocnego powietrza pomógł jej jednak w uspokojeniu, chociaż zanim spojrzała na przyjaciela minęła dłuższa, pełna napiętego milczenia chwila.
    – To wszystko było misternie uknutym przez mojego wuja planem – powiedziała w końcu, bijąc się z myślami, czy na pewno chce mu się z tego zwierzyć – Spodziewał się przybycia mojej siostry, zaryzykował waszym życiem mając świadomość, że starcie z nią może okazać się dla was ostatecznym i był przygotowany na taką ewentualność. Jak on śmiał, jak mógł, dlaczego na to pozwolił! – ciągnęła, czując rosnącą złość przemieszaną z niesamowitym żalem niemal przybierającym postać rozpaczy, gdy przeszła kilka kroków do przodu i oparła ręce o murek odgradzający balkon od ogrodu. Zacisnęła palce na granitowej fakturze, czując jak nierówności w powierzchni wbijają się w jej skórę, nie było to jednak w żadnym stopniu porównywalne z psychicznym bólem, jaki czuła.
    – Mogliście zginąć, ty mogłeś zginąć – rzuciła nagle, niemal płaczliwie, ponownie się do niego odwracając – Wszystko przez to, że ciągle zapominam o prawdziwej mentalności moich rodaków, tej której zresztą sama byłam kiedyś częścią. To miejsce przyprawia mnie o mdłości!
    Starfire nie potrafiła określić tej cechy swojego charakteru, ale inni z łatwością mogli zrobić to za nią. Chodziło o zwykłą, czystą naiwność, która stała się niemal jej cechą rozpoznawczą i chętnie przez wszystkich wykorzystywaną, nawet przez jej przyjaciół, chociaż proszenie o pozmywanie naczyń było rzeczą raczej nieszkodliwą. Narażanie życia i zdrowia, owszem, ale poza obwinianiem się o własną głupotę nie mogła zrobić niczego więcej, w końcu taka już była i istniała raczej niewielka szansa, by miała okazję się zmienić. Chociaż może powinna była? Wówczas nie musiałaby martwić się, że kolejnym razem znów coś zawali, a reszta przyjaciół oraz Dick ucierpią na jej pochopnie podejmowanych decyzjach. Nie mogła mu nawet spojrzeć w oczy, jakby obawiając się, że dostrzeże tam zawód lub złość.
    – Chciałabym żebyśmy już jutro wrócili do domu – przyznała, obejmując się ramionami. Był to pierwszy raz, gdy określiła Ziemię takim mianem, chociaż wcale nie czuła się szczęśliwa, że jej rodzinna planeta została wyparta przez miejsce, w którym czasem wciąż czuła się obca i nowa. Niedopasowana.


    [Oj tam, mi na długości zupełnie nie zależy.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Być może przesadziła ze swoją reakcją, być może powinna była dać sobie spokój z roztrząsaniem, skoro rzeczywiście nikomu nic się nie stało. Problem w tym, że ona nie była jak Dick, nie umiała od tak odpuścić i nie zastanawiać się co by było, gdyby jednak... Wiedziała, że gdyby nie wewnętrzna siła oraz interwencja jej przyjaciół, to sama mogłaby zginąć, albo ktoś inny na sali by ucierpiał. Star nie mogła zrozumieć jak jej wuj, przywódca oraz teoretycznie obrońca mieszkańców Tamaranu, może z taką łatwością narażać ich życie. Nie chciała być częścią takiej rodziny, społeczności, w której podobne zachowanie uznaje się za coś normalnego i powszechnie akceptowanego.
    – Chodź, opatrzymy twoją ranę – westchnęła cicho, gdy ponownie znaleźli się w pałacu. Przepych panujący w zamkowych wnętrzach doprowadzał ją do mdłości i nie mogła się już doczekać, gdy ponownie znajdzie się w swoim skromnym pokoju w wieży. Wiedziała jednak, że opuszczenie planety nie jest wyjazdem, który można zaplanować od tak, a Cyborg zapewne i tak każde poczekać im do rana z przygotowaniem statku. Star uznała, że jest w stanie spędzić tutaj noc, ale na pewno nie dłużej, nie po tym co się wydarzyło.
    – Teraz chcę zapomnieć – powiedziała nagle i mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, by po chwili kontynuować, znacznie mocniejszym tonem: – Miałam nadzieję, że przyjazd tutaj pozwoli nam wszystkim odpocząć, zrelaksować się i zostawić za sobą wszystkie sprawy, które nękały nas na Ziemi... – spuściła nieco wzrok, gdy minęły ich dwie służki niosące czystą pościel oraz ręczniki, zapewne do pokojów ich przyjaciół. Star przekręciła głowę, by spojrzeć na Dicka: – Ale cieszę się chociaż z tych kilkunastu minut, które udało nam się razem spędzić i jeśli dla kolejnego tańca znów będę musiała przyjechać na Tamaran, zrobię to.
    Była w stanie zrobić dla niego naprawdę dużo i czasem ją samą to przerażało. Odwiedzenie rodzinnej planety, nawet po dzisiejszych wydarzeniach, i tak znajdowało się gdzieś na końcu listy, bo ich relacja zaliczyła już tak wiele wzlotów oraz upadków, jak prawdopodobnie żadna inna. Starfire początkowo nie rozumiała tego uczucia, nie wiedziała dlaczego jest w stanie przedłożyć jego życie ponad swoje własne i przerażała się za każdym razem, gdy traciła oddech na widok kolejnej krwawej plamy na jego ciele. Wiedziała jednak, że te wszystkie nieprzyjemności są potrzebne, bo tylko dzięki nim potrafiła uśmiechać się przy Dicku w chwili największej słabości, czy czuć dziwnie przyjemny, elektryzujący wstrząs, gdy czuła ciepło i dotyk jego ciała. Była w nim beznadziejnie zakochana.

    [Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz. </3]

    OdpowiedzUsuń