15 września 2014

had to fight

 
Willemijn Dashboard
Stereotyp mówi, że jest głupiutką blondynką. Pierwsze wrażenie, że boi się pobrudzić delikatne, białe rączki. Ale z racji tego, że pozory z reguły mylą, a stereotypy nie pokazują całej prawdy, po prostu jest inaczej.
Fakt, Will ma jasne włosy, nie ma wzrostu modelki, a do tego dostała w pakiecie urocze piegi. Ale przecież to nie siła jest najważniejsza. Ważniejszy jest spryt, charakter, a przede wszystkim chęć przetrwania. Posiadanie celu lub sensu, aby w ogóle przeżyć. Szkoda tylko, że tego ma coraz mniej.

8 komentarzy:

  1. Blaine nigdy w życiu by się nie spodziewał, że świat, w którym żył, nawiedzi aż taki kataklizm. Do dziś jeszcze pamiętał, pierwsze niepokojące informacje o szybko rozprzestrzeniającym się wirusie.
    Nadal miał przed oczami przerażone miny rodziców, kiedy okazało się, że są zarażeni. Nadal ma wrażenie, że jego dłonie splamione są krwią jego najbliższych. W końcu poświęcił ich dla własnego bezpieczeństwa. Wmawia sobie, że gdyby tego nie zrobił, nie przeżyłby aż do teraz.
    Od wybuchu epidemii minęły już prawie trzy lata, a Blaine zdążył porzucić kilka grup ocalałych. Wolał być sam. Nie chciał się do nikogo przywiązywać i poświęcać własnego życia dla kogoś, kto nawet nie wiedział jak się odpowiednio bronić.
    Od kilku długich dni, Monroe był w drodze. Ukrywał się w jaskiniach albo wąwozach. Nigdzie nie zagrzał miejsca, bo prędzej czy później, pojawiali się tam sztywni, rujnując to, co on sam zdążył dla siebie stworzyć.
    Wyszedł z lasu na utwardzoną leśną drogę. W oddali majaczyły mury jakiegoś dużego budynku. Na pierwszy rzut oka Blaine'owi wydawało się, że to opuszczony magazyn albo dom. Idąc w tamtą stronę, modlił się w duchu, by nikogo tam nie było, ani żywego, ani martwego.
    Dotarłszy na miejsce, wszedł ostrożnie do środka. Wielka przestronna hala idealnie nadawała się na schronienie. Miał tu pożywienie, miejsce do spania, a po drodze zauważył czysty strumień, więc wodę do picia też by miał.
    Po raz pierwszy od kilku dni, na ustach Blaine'a zagościł uśmiech. Oczami wyobraźni widział już to miejsce dostosowane do jego potrzeb.
    Obrócił się na pięcie i spojrzał w stronę wejścia. Uśmiech, momentalnie zszedł mu z twarzy. Chwycił łuk, naciągnął cięciwę i podszedł dwa kroki do przodu.
    - To miejsce jest już zajęte. - Warknął do nieznajomej blondynki. - Dla nikogo więcej nie ma tu miejsca.

    [ Mam nadzieję, że i długość i całość jest w porządku.]

    Blaine

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Faktycznie. Już poprawiam.]

    Blaine nie miał zamiaru odpuścić. Nie teraz, kiedy znalzał dla siebie miejsce, na tyle bezpieczne na ile było to możliwe.
    Mężczyzna zaczął już snuć plany ulepszenia magazynu, które dałyby mu maksimum swobody i ochrony przed sztywnymi. Nie miał zamiaru z tego rezygnować. Nie, kiedy po tylu dniach tułania się po okolicy znalzał swój azyl.
    Słowa stojącej przed nim dziewczyny, sprowadziły go ponownie na ziemię.
    Podszedł jeszcze bliżej, napinając cięciwę do granic możliwości.
    - Kiedy tu wszedłem, nikogo nie zasatłem. - Mrunął, śledząc każdy ruxh nieznajomej. - To miejsce należy do mniee, czy ci się to podoba, czy nie. - Dodał jeszcze.
    Dla Blaine nie liczyły się żadne zasady. Gotów był na wszystko, nawet na zabicie blondynki, byleby tylko móc tu zostać. Ona chyba nie zdawała sobie z tego sprawy. W jego głowie szalała istna burza. Musiał szybko znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie da się stąd wykurzyć. Co to to nie. Miał w końcu doczynia z kobietą. Z zapewne słabą przedstawicielką płci pięknej.
    - To miejsce należy do mnie, czy ci się to podoba czy nie. - Mruknął po chwili. - Zbliża się jednak wieczór, więc możesz tu zostać do rana, ale nie chcę cię tu potem widzieć, rozumiesz? - Dodał w końcu.
    Monroe sądził, że jego propozycja powinna przypaść dziewczynie do gustu. Toż to z jego strony niemal akt łaski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Blaine nie wierzył własnym oczom i uszom. Ta panna zaczynała go coraz bardziej drażnić. Nie miał siły się z nią kłócić. Był zbyt wyczerpany swoją ostatnią wędrówką.
    Spojrzał na blondynkę z niedowierzaniem, kiedy jej dłoń spoczęła na grocie strzały. Jeden jego ruch i straci rękę.
    Jednak coś w jej spojrzeniu nie pozwalało puścić cięciwy.
    - Jak sobie chcesz. - Warknął, odsuwając się od niej i opuszczając broń. - Zostań na noc, ale rano i tak się ciebie stąd pozbędę. Nie mam zamiaru chronić tyłka kolejnej panience, która nie wie, którą stroną używać noża. - Dodał, odwracając się na pięcie i biorąc swój plecak.
    Przeniósł się ze wszystkim na sam koniec pomieszczenia, gdzie rozłożył wyświechtany koc.
    Następnie, rozpalił ognisko ze znalezionych w magazynie dreewnianych skrzynek, a na prowizoryczny ruszt nabił odartego ze skóry królika. Po kilkunastu minutach całe pomieszczenie wypełnił zapach pieczonego mięsa.
    - Jesteś głodna? - Zapytał blondynkę, podnosząc na nią swój wzrok. Nie wiedział czemu to robi. - Mam królika, jeśli jesteś zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedź dziewczyny zbiła go z tropu. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym wzruszył ramionami i zabrał się za jedzenie.
    - Nie to nie. - Mruknął z pełnymi ustami, nie zważając na to, że rozpryskuje wokół siebie kawałki mięsa, a po brodzie ścieka mu odrobina tłuszczu.
    Blaine nie miał zamiaru prosić tej zarozumiałej panny o to, by zjadła. Miał tylko nadzieję, że nie będzie potem marudziła, że jest głodna. Nie sądził, by potrafiła polować. Nie wyglądała na taką. On za to od dziecka musiał radzić sobie sam. Rodzice rzadko się nim interesowali i tylko jego starszy brat starał się nauczyć Monroe tego, co sam wiedział.
    Dzięki temu właśnie, w czasach tak szalonych, jak te teraz, Blaine od zawsze był ważnym członkiem każdej grupy, w której był. Jego instynkt samozachowawczy oraz umiejętność polowania, bardzo często ratowały innym życie i zapełniały puste żołądki. Uważano go za bohatera, którym nie był. On sam uważał się za potwora. Za człowieka bez skrupułów i wszelkich uczuć. Jak/inaczej można nazwać kogoś, kto poświęcił życie własnego brata, by ratować swoje.
    Kiedy skończył jeść, wytarł dłonie w spodnie i podniósł się z miejsca.
    Chwycił nóż i wyszedł na zewnątrz by załatwić swoje potrzeby. Jego wyczulone zmysły rejestrowały każdy najmniejszy szelest, więc w porę usłyszał odgłos przedzierania się przez krzaki.
    Chyłkiem wrócił do budynku i jak najciszej zamknął za sobą drzwi. Zgasił stopą ogniosko, po czym podszedł do blondynki.
    - Nie odzywaj się. - Szepnął jej do ucha, po czym usiadł przy wejściu, by szwendaczom nie zachciało się spróbować dostać do środka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Blaine też miał nadzieję, że choć jedną noc prześpi całkowicie spokojnie. Niestety, najwyraźniej sztywni mieli inni plan. Czekała go nieprzespana noc.
    - Nie wiem. - Wyszeptał, patrząc na blondynkę. - Przedzierali się przez krzaki, a ja wolałem usunąć im się z drogi, żeby mnie nie zauważyli i żebym nie ściągnął ich uwagi na ten magazyn. - Dodał jeszcze.
    Monroe, podniósł się ze swojego miejsca i uchylił lekko drzwi, które skrzypnęły w proteście. W cichym magazynie dźwięk ten przypominał niemal salwę aramtnią. Jego czujne oczy rozejrzały się w mroku, a on policzył szybko przeciwników.
    - Z tego co dostrzegłem w tych ciemnościach jest ich pięciu. Nie wiem czy na pewno. - Odezwał się, zamykając za sobą drzwi.
    Zapomniał o tym, że ma być cicho. Jęki zombie było już słychać bardzo blisko. Spojrzał na dziewczynę i bezgłośnie wskazał swoją kuszę. Musiał mieć czym bronić, a krótki nóż, który miał przy sobie nie za bardzo się do tego nadawał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Blaine taże nie sądził, że sztywni zapuszczą się tak daleko. Być może ściągnął ich w tę stronę jakiś hałas, być może migrowali do jakiegoś miasta. Tego nie wiedział.
    Miał jednak nadzieję, że jest ich tylko pięciu. Jeśli w krzakach i lesie czai się ich więcej, kusza na wiele się nie zda.
    - Pięciu widzę. Nie wiem ilu jest dalej. O ile tam są. - Powiedział cicho, biorąc od dziewczyny kuszę. - Zrobimy tak. Weźmiesz latarkę i oświetlisz mi fragment przestrzeni, tak żebym mógł zestrzelić przynajmniej trzech znajdujących się najbliżej. Resztę, będziemy musieli załatwić bezpośrednio. - Blaine spojrzał dziewczynie w oczy, by upewnić się, że zrozumiała. - Masz jakąś broń? Pistolety nie wchodzą w grę. Musimy zrobić jak najmniej hałasu, chyba że masz ochotę ściągnąć na nas całą hordę, o ile jest ich więcej. - Dodał. Nawet w takim momencie nie mógł się powstrzymać przed sarkastycznymi uwagami.
    Monroe, był w swoim żywiole. Od początku epidemii opracowywał plan niszczenia sztywnych tak, żeby wszyscy, którzy brali w tym udział, byli jak najbardziej bezpieczni. Teraz miało być tak samo. Nie chciał znów mieć na rękach krwi niewinnej osoby, nawet jeśli była nią owa irytująca blondynka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mogło to być dla niej dziwne, ale dla niego było zupełnie normalne. Blaine, nie chciał po raz kolejny poświęcić swojego życia kosztem czyjegoś.
    Obecna sytuacja, łudząco przypominała mu tę, w której był kilkanaście miesięcy temu. Wtedy, kiedy żył jeszcze jego starszy brat James. Też byli na skraju lasu i też ukrywali się w jakimś opuszczonym magazynie, kiedy podczas snu usłyszeli odgłos przedzierających się przez krzaki zombie. Blaine, razem z bratem opracowali plan działania w taki sposób, by jak najmniej zagrażał ich życiu.
    Niestety, plany szlag jasny trafił, kiedy tylko wyszli ze swojego schronienia, by zniszczyć sztywnych. Okazało się, że było ich więcej niż początkowo przypuszczali. Rzucili się więc do ataku. W pewnym momencie James zniknął Blaine'owi z oczu, kiedy znów go dostrzegł, otaczało go kilku zombie. Monroe chciał pomóc bratu i zrobił to, jednak do momentu, w którym od tyłu nie zaszło go kilkunastu sztywnych. Zdążył tylko szepnąć bratu "wybacz", po czym przedarł się przez otaczających zombie i zamknął w budynku. Przez pół nocy słyszał w uszach krzyki Jamesa rozrywane na strzępy. Czuł się winny.
    Blaine, z trudem powrócił do rzeczywistości. Spojrzał na blondynkę, starając się przypomnieć sobie, co do niego mówiła.
    - Żadnego rzucania. Jeśli masz tylko trzy noże, a ich więcej niż sześciu, nie będziesz miała czasu żeby je zabrać z powrotem. - Powiedział cicho, jednak w jego głosie dało się wyczuć smutek spowodowany wspomnieniami. Mężczyzna szybko się jednak z nich otrząsną. - Gotowa? - Zapytał, sprawdzając czy ma za paskiem swój nóż, po czym otworzył drzwi i kiedy światło padło na najbliższych sztywnych z wprawą powalił trzech stojących w ich pobliżu.
    Wybiegł z magazynu, by wyrwać z ich głów cenne strzały i zabrał się za resztę.
    Tak jak myślał, było ich więcej niż pięciu. Nie zdążył nawet złapać oddechu, a za nim już pojawiło się kilku następnych.
    Nie miał nawet czasu sprawdzić jak radzi sobie blondynka. Miał tylko nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.

    OdpowiedzUsuń