5 października 2014

beast



Łucja Armińska
"świeżak" tuż po studiach
Ambicję ma większą niż sama jest.
Po trupach do celu jest dla niej całkiem dobrym mottem, zważywszy na to, że za wszelką cenę chce doprowadzić do końca swoją pierwszą prawdziwą sprawę. Nie przyjmuje do wiadomości, że może jej się nie udać, że być może się myli. Boi się porażek.
Nie ma w życiu nic ani nikogo, dla kogo lub dla czego mogłaby żyć. Nic prócz kariery. I pewnie dlatego całe to swoje życie właśnie karierze poświęca.


Dziewczę, które tak naprawdę na policjantkę kompletnie się nie nadaje.

1 komentarz:

  1. Ignacy od dawien dawna słyszał kierowane do jego osoby słowa przestrogi i prośby, aby uważał na tę podejrzaną trójkę chuliganów, z którymi przyjaźnił się od rozpoczęcia pierwszego roku studiów magisterskich. On jednak nigdy nie wziął do siebie żadnej z tych informacji, ślepo zawierzając swoim towarzyszom i widząc w nich istny wzór do naśladowania. Kamiński nigdy nie był duszą towarzystwa, preferując ciszę i spokój od głośnych i hucznych akademickich imprez, a nowo poznani koledzy byli jego prawdziwym przeciwieństwem: lubiani, popularni... posiadali wszystko to, o czym on sam mógł jedynie pomarzyć, dlatego też chłopak nie rozumiał, dlaczego tacy ludzie postanowili się z nim zbratać. Mimo tego nie miał najmniejszego zamiaru zawracać sobie tym głowy. Cieszył się, że dzięki tak przydatnej znajomości udało mu się wkraść w szeregi czołowej i wiodącej prym grupy i ani przez moment nie pomyślał, że mógłby kryć się za tym jakikolwiek spisek. Skrupulatnie obmyślony plan, w którym naiwny i łatwowierny Ignaś miał przyjąć miano pionka, wykonującego każdy rozkaz swoich niemianowanych zwierzchników.
    Ignacy dopiero jakiś czas temu pojął, z jakich powodów był im niezbędny ktoś taki jak on. Szok i niedowierzanie wciąż uparcie nie chciały wniknąć do jego świadomości, aczkolwiek po zderzeniu z bolesną prawdą musiał wreszcie przejrzeć na oczy i przede wszystkim zacząć działać. Obecnie strach i obawa były jego siłą napędową, która mimo iż chwilami paraliżowała, dodawała mu energii do podjęcia próby ucieczki. W jego głowie non stop kotłowały się słowa usłyszane zaledwie kilka dni temu; krótkie zdania, które przyprawiały go o dreszcze na plecach, mimo że istniał cień szansy, że zawarte w nich groźby nigdy nie ujrzą światła dziennego.
    — Spróbujesz pisnąć chociaż słówko, a pożałujesz tego raz na zawsze... Spójrz na siebie, kto uwierzy takiej ofermie? Myślisz, że uda ci się nam cokolwiek udowodnić?
    Po raz kolejny nie mógł uwierzyć we własną naiwność. Jak mógł zostawić ich wtedy samych, we własnym pokoju? Jak mógł pozwolić im odejść, mając w garści tak kluczowe informacje? I najważniejsze: jakim cudem dopuścił do sytuacji, w której banda dilerów podrzuciła mu niewyobrażalnie dużą - jak w mniemaniu Ignacego - paczuszkę kokainy? Wiedział jedno: w jego obowiązku jest pójście z tym na komisariat policji, by jak najszybciej pozbyć się rzeczowego dowodu i donieść na własnych, byłych kumpli. Niepewnie opuścił mieszkanie, wkładając sporą foliową torbę do plecaka. Kroczył tak, jakby niósł wybuchowy ładunek, który w każdej sekundzie mógł eksplodować, zrównując z ziemią wszystko co znajdowało się w zasięgu kilkudziesięciu metrów. Drżał na samą myśl, iż policja może mu nie uwierzyć, nie mniej jednak tliła się w nim maleńka iskierka nadziei, iż po ujawnieniu nazwisk sami dojdą do wniosku, że w mieście rzeczywiście działa sprawna armia handlarzy narkotyków, z którymi on nie ma nic a nic wspólnego. Nerwowo rozglądał się po opustoszałej ulicy, co rusz przyśpieszając kroku i modląc się w duchu, aby wszystko poszło po jego myśli. Żeby to całe nieporozumienie nareszcie się zakończyło, przynosząc mu upragniony i zasłużony spokój.

    OdpowiedzUsuń