19 lutego 2015

dirty pretty


Francesca Vea Accardi
tylko i wyłącznie Vea
Wyprowadzenie jej z równowagi graniczy wręcz z cudem. Najpierw wszystkiego wysłucha z tym irytującym, pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy, a potem dogryzie w taki sposób, że nie wiadomo, co odpowiedzieć. Wszystko kalkuluje na zimno, nie daje się ponosić emocjom. Świetny strateg, a do tego jest dobra w psychologiczne gierki i podchody, dlatego niepostrzeżenie udaje jej się podsuwać ojcu pomysły. Jedyną jej pomyłką jak do tej pory był pomysł z połączeniem rodów, przez co wpakowała się w „jakieś głupie zaręczyny”.
Zazwyczaj cierpliwa, czasem potrafi się zirytować, wprawiona w kłótnie dzięki ciągłym spięciom z matką (chyba jej nawet tego teraz brakuje...) i przekomarzaniu się z młodszym bratem. Starszy natomiast nazywa ją „cukierkiem”, czego dosłownie nie może znieść. Może by to nawet pasowało, może wyglądałaby jak cukierek tudzież porcelanowa laleczka, gdyby tylko nie próbowała za wszelką cenę ukryć własnej kobiecości i pokazać, kto w tej rodzinie ma jaja i będzie potrafił później zająć się wszystkimi sprawami.
Gdy coś ją zrani, nie okaże tego, w końcu musi udawać, że jest twarda. Dopiero potem zamyka się w pokoju i zwyczajnie ryczy w poduszkę. W końcu tym słabym babom wolno.

80 komentarzy:

  1. ­­[Wybacz, że zepsułam twój zamysł :) Na pewno wpadniesz znowu na jakiś rewelacyjny pomysł.]

    W wolnych chwilach, o które było bardzo ciężko Luis uwielbiał grać na skrzypcach. odprężało go to i mógł pobyć sam ze sobą. Czasami dawał koncerty swojej młodszej siostrze, tak jak teraz. Mała Aurelia uwielbiała siadać w wielkim, miękkim fotelu w pokoju brata. Podciągała nogi i obejmowała je ramionami i oddawała się muzyce. Luis nie musiał już jej pytać, co ma grać. Powtarzali te koncerty tyle razy, że obudzony w środku nocy zagrałby bez zająknięcia wszystkie utwory. On po prostu lubił rozpieszczać swoją ukochaną piętnastoletnią siostrzyczkę. Najchętniej to w ogóle nie wypuszczałby jej z domu. Tak, miał kompleks na jej punkcie. Jednak potrafił zachować zdrowy rozsądek i dawał jej cieszyć się pełnią życia. Przecież ma do tego prawo.
    Upojne i radosne chwile wypełnione pięknymi dźwiękami skrzypiec zostały pre rwane przez pojawienie się pomocnika ojca Delikatnie zapukał do drzwi, przepraszając, że przerwał im koncert.
    - Ojciec wzywa cię do siebie, Luisie. To ważne - powiedział Rodion spokojnym głosem, którego w takich sytuacjach tam nienawidził blondyn. Nie można było nic z niego wyczytać. Czy to coś ważnego, czy jakieś zlecenie od ojca. Fakt, że to było ważne, nie dawał mu praktycznie żadnych informacji.
    Luis westchnął, odłożył skrzypce na stół, poczochrał siostrę po jasnych, lekko kręconych włosach i wraz z Rodionem opuścił swój pokój.

    Bankiet... Drętwe przyjęcie podczas którego trzeba być miłym dla gości i się uśmiechać. Zwykle nie przeszkadzało to Luisowi, ale teraz był poważnie podirytowany. Został wplątany w małżeństwo. I to bez jego zgody. W dodatku został postawiony przed faktem dokonanym. Głowa rodziny Accardi zatelefonowała do nich z tą propozycją. Leandro Valezo na początku podchodził opornie do tej propozycji. Był zaskoczony, to nic dziwnego. Jednak, kiedy dowiedział się, że ta propozycja wyszła od córki Fabio, zgodził się. Będzie ciekawą partnerką dla jego syna. Była taka śliczna i zaradna. Musiała dążyć Luisa jakimś uczuciem, skoro wyszła z tak poważną propozycją. Leandro czułby się źle, gdyby zignorował uczucia młodej kobiety, więc wszystko było na dobrej drodze do małżeństwa tej dwójki.
    Bankiet zwykle był spokojny, ale z przyzwyczajenia lepiej było zabrać broń. Nigdy nie było wiadomo, czy nagle coś się nie wydarzy. Przezorny zawsze ubezpieczony. Tak samo cieniutka kamizelka kuloodporna z wytrzymałego tworzywa nie zaszkodzi.
    Aurelia prezentowała się olśniewająco. Miała na sobie czerwoną sukienkę. Co prawda jeszcze nie oswoiła się z tym wszystkim, dlatego szła blisko mamy i rzucała niepewne spojrzenia na gości. Luis najchętniej zabrałby ją stąd, aby się nie męczyła, ale wiedział, że musi się oswoić z takimi imprezami, bo potem będzie jej jeszcze ciężej.
    Kiedy wreszcie spotkali się z głównymi przedstawicielami Accardich, Luis był porządnie wkurzony. Francesca tak po prostu uciekła. Zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać. Blondyn westchnął zrezygnowany. A przecież ona sama chciała. Dlaczego w takim razie popędziła w stronę fontanny z ponczem?
    I teraz w powietrzu wisiało pytanie, kto ma po dziewczę pójść? Wybór padł na jej brata. Tego starszego. Chyba miał na imię Felix.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wybacz, zapomniałam, że Luis miał nie wiedzieć, kto jest mu przeznaczony... Ale już trudno. Pociągniemy z ciut inną koncepcją.]

    OdpowiedzUsuń
  3. ­­Blondyn nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Zaczął mieć wątpliwości co do panienki Accardi. Mało prawdopodobne było to, że była tak onieśmielona spotkaniem, że poszła dodać sobie odwagi przez pewną ilość alkoholu, która krążyłaby radośnie w jej krwi. Na myśl nasuwało się to, że może ona jest o tym wszystkim nieświadoma, ale dementował to fakt, że ona tę irracjonalną sytuację zaproponowała. Irytacja Luisa rosła. Jednak krył ją dość umiejętnie. Przecież nie chciał wywołać niepotrzebnej wojny pomiędzy rodzinami.
    Skupił się na spokojniej rozmowie na tematy po części związane z ich "zawodem" z przyszłym teściem. O z grozo, jak to brzmi. Jednak. Mimo wszystko, paa Fabio Accardi był miłym człowiekiem. I rozmawiało się z nim przyjemnie. Choć tyle, bo beznadziejnego teścia to on by nie zniósł.
    Od czasu do czasu śledził ukradkiem wzrokiem Felixa idącego w stronę swojej siostry, potem ich krótką sprzeczkę i spacer w ich kierunku.
    Wiele kosztowało chłopaka, aby zachować spokój, a nie wydrzeć się na Francescę, bo zachowała się jak małe dziecko. Tak mu teraz nie przystoi. Potem się wyżyje na worku treningowym, o tak.
    - Witam, nie mieliśmy przyjemności wcześniej się poznać, jestem Luis Valezo. Cieszę się, że obdarzyłaś mnie swoimi względami, Francesco - uśmiechnął się. Nawet jeśli nie chciał tego małżeństwa, nie mógł zaprzeczyć, że dziewczę było piękne.

    OdpowiedzUsuń
  4. ­­Okej. To było bardzo dziwne. Jak osoba, od której to wszystko się zaczęło, mogła nie wiedzieć, o co chodzi. Czyżby już zdążyła się upić? To było nie do pomyślenia. Luis powstrzymał westchnięcie. Naprawdę miał dość. Gdyby jeszcze Francesca, współpracowała. Jakoś nie miał zamiaru mówić na nią Vea. Nie zasłużyła.
    - Zapomniałaś, że chciałaś zostać moją żoną, Francesco? - zapytał spokojnie blondyn, uśmiechając się kącikiem ust. Specjalnie podkreślił to ostatnie słowo. Skoro tak dziewczę pogrywa, niech słucha imienia, za którym niekoniecznie przepada.
    Raczej nie o przywitanie tutaj chodziło, ale był to miły gest, który Francesca powinna zrobił na samym początku, ale nie można było jej winić. Trochę alkoholu i już się człowiek gubi.
    - Może gdybyś mniej piła, lepiej pamiętałabyś o tym, co skrywa twoje serce - powiedział, starając wcale nie brzmieć ironicznie, po czym sięgnął po jej kieliszek i powąchał poncz. Pachniał przyjemnie. Jednak on wolał inne trunki.
    Powoli domyślał się, że pewnie to wszystko było jedną wielką pomyłką i irytowało go to jeszcze bardziej. Z pewnością okaże się, że Francesca po prostu podsunęła jakikolwiek pomysł połączenia rodów, a nie jej małżeństwo. Sytuacja beznadziejna.

    OdpowiedzUsuń
  5. ­­Brnęli w coraz większe bagno. Dosłownie. Jeśli rozmowa dalej będzie się tak toczyć, to może rozpętać się mała wojna, która zrodziła się z niedomówienia i nadinterpretacji. No po prostu pięknie. Tego trzeba było uniknąć. Najlepiej będzie, jeśli Luis weźmie teraz Francescę i porozmawiają sobie we dwoje. Chyba nie ma jednak na to szans. Dziewczynie puściły nerwy. On się jeszcze trzymał. Jeszcze.
    - Spokojnie, musiało dojść do jakiegoś nieporozumienia - wtrącił się do rozmowy Leandro. Potarł lekko brwi. Nie podobało mu się to. A przecież pan Fabio przedstawił sprawę tak, jakby to jego córka naprawdę chciała się żenić. A teraz? Cóż. Czyżby oni sobie z nich żartowali? Jednak pan Accardi nie należał do osób, które byłyby do czegoś takiego zdolne. Nie na tak poważne tematy. Tylko... Dlaczego już prawie wszystko było przygotowane, kiedy okazuje się, że główna prowodyrka nie ma o niczym pojęcia? - Młoda damo, musiałaś źle dobrać słowa podczas swojej rozmowy z ojcem. W nic nie wnikam, ale kiedy zatelefonował do mnie, miałem opory ze zgodzeniem się na coś takiego. Przekonał mnie argument, że ty chciałabyś mieć mojego syna za męża. Chciałem dla ciebie szczęścia, więc się zgodziłem. Wychodzi na to, że niepotrzebnie - powiedział spokojnie, ale z nieprzyjemnym chłodem w głosie.
    Niepotrzebnie zrobił synu taką przykrość. Widział przecież, że Luis jest przeciwny temu małżeństwu, ale Leandro był przekonany, że jeśli jego przyszła małżonka go kocha, to wyjdzie im to na dobre. Niestety. Sytuacja była bardzo nieprzyjemna.
    Luis musiał bardzo się powstrzymywać, by nie dać upustu swoim emocjom. Nie chciał jeszcze bardziej dobijać swojego ojca, który pomimo bycia osobą dość brutalna, zwykle chciał dobrze dla swojej rodziny. W jego słowach było czuć gorycz. Nie chciał jej dokładać swoim zachowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. ­­[Wybacz. Tak niestety porobiłam, ale jest ciekawie.]

    - Skąd miałem wiedzieć, że nie śledziłaś mojego życia i nie podkochiwałaś się we mnie skrycie. Spotkaliśmy się podczas różnych bankietów - rzucił kąśliwie Luis, chcąc wyładować część swoich emocji.
    Cóż. Sytuacja była nieciekawa. Trzeba to jakoś pokojowo rozwiązać. Blondynowi spodobało się, że może wyjdzie, że małżeństwa nie będzie. Jednak... Połączenie się z rodziną Accardich byłoby bardzo korzystnym układem. Jednak wtedy znowu na pierwszy plan wysuwa się małżeństwo, a siostry Luis nie chciałby skrzywdzić. Była jeszcze za młoda na wciąganie ją w taką politykę. Dlaczego życie jest takie ciężkie?
    - Może gdzieś usiądziemy? - zaproponował po chwili niezręcznej ciszy blondyn. Stojąc tak cały czas powoli stawali się atrakcją. Szczególnie, że Francesca dość żywiołowo wyrażała swoją opinię.
    Pomysł został przyjęty z dużą aprobatą i już po chwili obie rodziny zajęły miejsce na kanapach w przytulnej salce. Był tam nawet malutki bufet i znalazło się też trochę ponczu. Pewnie Francesca będzie zadowolona. Jak ona mogła coś takiego pić, ale cóż. Z gustami się nie dyskutuje.
    - Jakie mamy plany na rozwiązanie tej sytuacji? - rzucił Luis, zaplatając dłonie ze sobą. Trzeba było to przede wszystkim spokojnie przedyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  7. ­­- I co ja biedny teraz pocznę - westchnął teatralnie Luis, jednak nie mógł się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Nawet jeśli to były złośliwe słowa, to podobało mu się, że dziewczyna ma charakterek. Jakoś nie uraziło go to zbytnio. Każdy ma swoje ideały piękna.
    Skoro Francesca uciekła się napić, trzeba było to jakoś rozwiązać. Zerwanie umowy w tym momencie byłoby rzeczą niezwykle niegrzeczną, a inna konfiguracja małżonków nie wchodziła w grę, bo Luis nie chciał skrzywdzić swojej siostry. Już nie dość, że nasłuchała się o jego wątpliwym małżeństwie. Niech nie cierpi jeszcze bardziej, bo może się to na niej źle odbić. Tak. Blondyn chciał ja ochronić przed całym złym światem, jeśli tylko będzie w stanie i starczy mu sił.
    - W takim razie, jak z tym małżeństwem? - zapytał spokojnie Luis, kiedy córka pana Accardi wróciła do nich. Aż dziw, że alkohol dawał jej tyle radości. Jeden kieliszek, a już uśmiech gościł na jej twarzy.

    [Co ty na to, by za trochę Giovanni zrobili małe zamieszanie, kiedy oni sobie tak potulnie siedzą w salce i nie wiedzą, co zrobić? :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. ­­[Czemu nie. Jeszcze trzeba Giovanniemu jakieś fajne imię wymyślić :)]

    Tu nie chodziło o szukanie żony, tylko o wyjaśnienie sytuacji. Tak nie można było tego zostawić. Ojcowie trochę nieporadnie patrzyli na siebie, prowadząc jakąś niezobowiązująca rozmowę. Matka Luisa zaczęła rozmawiać z braćmi Francesci i przedstawiła im Aurelię. Rozmowa jakoś się kleiła. Choć tyle.
    Może i lepiej będzie, jeśli porozmawiają zdałla od tego zgiełku. Oby tylko spokojnie. Luis się martwił, że kiedy będą samo nerwy mu puszczą i już tak kolorowo nie będzie. Napiłby się jakiegoś dobrego whisky. Jednak chyba nie będzie o to łatwo. A ponczem gardził.
    - Dobrze - przytaknął, podnosząc się.
    Przyjrzał się Francesce. Chyba nie lubiła chodzenia w obcasach, bo jej ruchy były minimalnie spięte. Ale mogło mu się to tylko wydawać.
    Kiedy oddalili się już trochę od tego bankietowego zamieszania i zmierzali w stronę jakiegoś balkonu, blondyn zaczął konwersację.
    - Chętnie posłucham, jaki masz pomysł na rozwiązanie tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  9. ­­[Ale chodzi o tego jednego zazdrosnego :)]

    To zainteresowanie nie podobało się Luisowi. Bardzo. Ludzie patrzyli się na nich zbyt intensywnie. Coś było na rzeczy. Może zacznie się nawet jakaś strzelanina. Takie napięcie wisiało w powietrzu.
    Blondyn najchętniej pozwoliłby dziewczynie upaść, ale nie był aż takim chamem. Kiedy będą sami, pozwoli sobie na częściowe wyładowanie emocji na dziewczynie. Jeśli Francesca teraz upadnie to z pewnością nie sprawi, że Luis będzie szczesliwszy.
    - Proszę - powiedział, nadstawiając swoje ramię. - Mam nadzieję, że będziesz miała ochotę porozmawiać, bo chwilowo nie jesteś dość rozmowna - zauważył nie bez ironii w głosie chłopak.
    Kiedy już znaleźli się na balkonie, puścił dziewczynę.
    - Czy ty sobie kpisz? - prychnął. - To oczywiste, że tego nie chcę - stwierdził.
    Czyżby Vea sobie z niego kpiła. Naprawdę. Nie chciał tego wszystkiego. To było mu bardzo nie na rękę. Czy tego nie było widać?

    OdpowiedzUsuń
  10. ­­- Doprawdy? - rzucił tylko, unosząc brwi odrobinę do góry.
    Kiedy Francesca zdjęła buty, nie mógł się nie zaśmiać. A myślał, że każda kobieta potrafi chodzić i przede wszystkim wytrzymywać na obcasach. Widocznie się pomylił. Miał idealny przykład przed sobą.
    - Trzeba było kupić wygodne - zauważył. Sukienka blondynki traciła teraz trochę na uroku, ale trudno.
    Och, nareszcie zaczynamy mówić, na temat. Wreszcie.
    - Też zdaję sobie sprawę, jakie to ma znaczenie. To oczywiste, że nie chcą unii dwóch rodów, z którymi mają na pieńku. Nikt normalny by się na coś takiego nie zgodził - zauważył spokojnie. Nie komentował tej próby hakerskiej, ale działało to na plus dla Francesci. - Zerwanie tego wszystkiego może zranić naszych staruszków - westchnął Luis. - I byłoby to niekorzystne. Ta umowa będzie nawet dobra, ale nie pozwolą nam się obejść bez tej całej durnej ceremonii - rzucił trochę zrezygnowany chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  11. ­­Luis za to lubił się dobrze prezentować. Jednak nie robił tego przede wszystkim dla innych, a dla siebie. Dobrze czuł się w schludnie dobranych ubraniach, a garnitury lubił, szczególnie takie, pod którymi bez problemu mógł schować broń. I buty. Tak, te musiały być bardzo wygodne. I ładne. Nawet najwygodniejszych butów na świecie by nie kupił, jeśli wyglądałyby brzydko. Takie tam zboczenie.
    - Jeśli by się na to zgodzili, nie byłoby tak źle - zauważył blondyn. Udawanie zakochanych byłoby okropne i jeszcze ta cała szopka z ceremonią. Jeju, nie zniósłby tego. I to jeszcze z obcą babą. Ponadto, wkurzało go, że Francesca unikała jego wzroku. Peszył ją, czy co?
    Blondyn obserwował dziewczynę. Sprawdzała drogę ucieczki? Tak to wyglądało.
    - Jeśli w ogóle tego chcesz, to jakoś nie widzę, byś w ogóle brała pod uwagę jakiekolwiek kontakty ze mną - zauważył Luis. To się czuło z wypowiedzi dziewczyny i jej postawy. To naprawdę nie było miłe, jak mają współpracować, to nie tak to powinno wyglądać. - Nie żeby coś, ale oboje jedziemy na tym samym wózku, więc może przestaniesz się tak zachowywać i przerzucisz się na współpracę.
    Niby podawała racjonalne pomysły, ale przekazywała je w bardzo zniechęcający sposób.
    Chłopak przytaknął. Kojarzył ich.
    - Problematycznie zacznie się, kiedy nasze rody zaczną się nie dogadywać. Nie życzę sobie tego, dlatego musimy zawiązać współpracę - powiedział, podchodząc bliżej dziewczyny i wyciągając do niej rękę. - Będziesz współpracować ze mną, Luisem Valezo, którego prawie nie znasz dla dobra naszych rodów?
    Odgłosy dochodzące z dołu coraz bardziej niepokoiły chłopaka. Nie były one charakterystyczne dla bankietu. Coś było na rzeczy. I mogło się przerodzić w nieciekawą sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  12. ­­Mało kto irytował chłopaka tak swoim zachowaniem, jak Vea. Zdawał sobie sprawę, że na dole dzieje się coś poważnego, ale czy to musiało sprawiać, że rozmowę z nim wręcz olewała. To dało się wyczuć i chłopak żałował decyzji, że chciał z kimś takim współpracować. To było szczeniackie podejście.
    - I mogłabyś też w ogóle zacząć słuchać - powiedział podirytowany. Jak tak będzie miało być dalej, to on naprawdę zrezygnuje z tej współpracy, bo z dziewczyną nawet porozmawiać poważnie się nie dało. A podobno kobiety mają podzielną uwagę. Wychodzi na to, że nie. Czy nie dało się z nim rozmawiać i obserwować sytuacji, która działa się na dole. Widać, że przerastało to możliwości blondynki. Alkohol działa niekorzystnie na mózg. Czyżby na Francesce się to powoli odbijało?
    Nawet jeśli dziewczyna starała się zachowywać poważnie, widać było, że to jest wymuszone. Widać, że tylko on brał na poważnie sytuację, w której się znaleźli. Panna Accardi powinna poczuć się choć trochę do odpowiedzialności, bo to ona ich w to wszystko wpędziła. Niestety, nie każdy miał takie poczucie obowiązku.
    Instynkt samozachowawczy instynktem, ale za czymś takim to się człowiek nie skryje.
    - To nie najlepsza kryjówka - skwitował nie bez dozy ironii w głosie. Puścił dłoń dziewczyny i rozpiął marynarkę, aby mieć lepszy dostęp do broni. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że będzie mu potrzebna.
    - Istnieje coś takiego jak podzielność uwagi - powiedział, rozglądając się za najlepszą opcją ucieczki. Zaraz na balkonie mogło się zaroić od niebezpiecznych ludzi, którzy chcieli się ich pozbyć.
    Przytaknął na propozycję dziewczyny.
    - W razie niebezpieczeństwa, schowaj się za mną - powiedział, kiedy przemieszczali się w stronę drzwi. Teraz się cieszył, że miał na sobie kamizelkę kuloodporną. Może okazać się potrzebna.
    Drzwi na szczęście były otwarte. Luis szybko sprawdził, czy nikogo tam nie ma, po czym pozwolił wejść Francesce i je zamknął. Nie za bardzo było czym je zabarykadować. Teraz trzeba było jak najszybciej dołączyć do reszty.

    OdpowiedzUsuń
  13. ­Pragnienie Vei zostało spełnione. Zirytowała Luisa i najprawdopodobniej pogrzebała możliwość bezproblemowego dogadania się z nim. Nikt nie lubił, kiedy się tak go traktowało. Blondynka robiła to zapewne, aby się rozerwać. jakieś to dziecinne. I jak tu uwierzyć, że jest ona w jego wieku. Nie do uwierzenia. Naprawdę. Kobiety są takie dziecinne.
    To chyba oczywiste, że lepiej się schować za osobą, która ma kamizelkę kuloodporną. Jednak Franceska uznała to pewnie za bohaterski akt. Oczywiście, bo Luis obroniłby taką damę z nazwy. Nie mógł dziewczęcia zostawić na pastwę losu tylko dlatego, że była córką Accardiego. Gdyby coś jej się stało, kiedy z nim jest, nie byłoby zbyt przyjemnie, więc trzeba było się o Francescę zatroszczyć.
    Luis, nie oceniając kobiet jakoś negatywnie, nie był zbyt pewny co do powierzenia broni blondynce. Była alkohol i cóż mogła chcieć znowu udowodnić swoim zachowaniem, że jest taka dorosła i lepsza od niego i próbować strzelać do każdego przeciwnika. Nie zdziwiłby się.
    - Nic dziwnego - zauważył. To było raczej oczywiste, że będą za nimi iść, skoro kierowali się w ich stronę. Ameryki Francesca to nie odkryła.
    Luis spokojnie poczekał, aż dziewczyna puści jego dłoń. Wygodniej jest, kiedy nic nie krępuje ci ruchów. I przede wszystkim możliwości samoobrony.
    Zanim dziewczyna go puściła, sam uwolnił swoją rękę. Trzeba było pozbyć się osoby, która pojawiła się w bocznym korytarzu i do nich celowała. Bez skrupułów posłał jej kulkę w głowę, a drugą w stronę serca. Ten korytarz nie był najlepszy. A zaraz jeszcze pojawią się pewnie agresorzy za nimi.

    [Spoko :)]

    OdpowiedzUsuń
  14. ­­[A mi się tak podobał pomysł męskiego potomka Giovanniego, że wszyscy myśleliby, ze leci na Veę, a tak naprawdę podkochiwał się w Luisie. Aczkolwiek, możemy to twoje pociągnąć :)
    A co do wieku Vei, to nie wiedziałam. Nie masz żadnej wzmianki o nim w karcie, więc założyłam, że mają po tyle samo lat. ]

    To było oczywiste, że po czymś takim blondyn będzie zdenerwowany. Vea Ameryki nie odkryła. Zachowanie dziewczyny coraz bardziej go irytowało. Mógł iść sam i doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wolno im zostać na skrzyżowaniu korytarzy. Nie trzeba go było ciągnąć. Naprawdę.
    - To zaskakujące, że wreszcie chcesz ze mną porozmawiać, ale to nie jest odpowiednie miejsce i czas na takie rzeczy - powiedział chłodno chłopak. Rozejrzał się. Chwilowo byli sami. Luisa zaskoczył fakt, że dziewczyna przeprosiła, jednak nie spodobał się mu sposób w jaki to zrobiła. Jakby to było wymuszone i takie szczeniackie. Jednak postanowił tego nie skomentować. Ten komentarz o wyżyciu się na niej go naprawdę zdenerwował. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, o czym mówisz? Jak niepoważnie to wszystko brzmi. Nie szanujesz się w ogóle. Jeśli sądzisz, ze to było miłe, grubo się pomyliłaś. - Jego głos był naprawdę przesiąknięty chłodem. Miał gdzieś, że dziewczyna się boi. Dla niego ta sytuacja też nie była komfortowa, ale potrafił się jednak przyzwoicie zachować.
    - Parking będzie złym pomysłem. Tam najprawdopodobniej może czekać zgraja osób gotowa nas w każdej chwili zabić. W takie miejsca się zwykle ucieka, więc ja bym tam nie szedł - stwierdził po prostu.
    Postanowił, że nie będą dłużej tak stać w miejscu i zaczął iść przed siebie.
    - Są tu jakieś mniej uczęszczane klatki schodowe. Lepiej będzie się gdzieś umówić z resztą.

    OdpowiedzUsuń
  15. ­­[Nic się nie stało :) Ważne, że z tym wiekiem się dogadałyśmy, teraz już będę wiedzieć, że dama jest młodsza od mojego brutalnego i nieczułego Luisa. Nie no, chłopak się poprawi i będzie milszy. Musiał jakoś odreagować. Spokojnie, dogadają się. My to załatwimy ;)]

    Luis... On też trochę przesadził. Za dużo emocji tłumił w sobie i wyładował się w nieodpowiedni sposób na dziewczynie. Teraz tego żałował. Co prawda, część słów wypowiedział słusznie, ale mógł specjalnie się nad nią nie znęcać. Szczególnie, że Francesca powiedziała mu, że się boi. Jak na ironię, dopiero teraz blondyn zaczął zdawać sobie sprawę, że ona jest młodsza. Pamiętał, jak kiedyś z ojcem śledzili drzewa rodowe różnych rodzin mafijnych. Vea na pewno nie była z jego roku. Zepsuł sprawę.
    Blondyn spokojnie obserwował dziewczynę. Nie chciał, aby jej się coś stało,a le z drugiej strony, skoro chciała sama pobiec pod drzwi i podsłuchiwać, to jej nie powstrzyma. Jej bose stopy w owej sytuacji były użyteczne. Dobrze, ze zostawiła te obcasy. Raz, że były jej niewygodnie, dwa, że strasznie by stukała nimi i ze skradania nici.
    Na początku to nie mówiło mu nic. Imię kojarzył. A potem połączył fakty. Elliot syn Giovanniego.
    - Chcą cię zabić - powiedział po chwili. Te słowa go przeraziły, ale dlaczego akurat ją. Czyżby tak bardzo nie chcieli dopuścić do tego sojuszu, że chcieli zabić Veę. Okropność. - Zmywamy się stąd, szybko - polecił, wyciągając w stronę dziewczyny dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  16. ­­[Nie, wiesz nienawiść level expert ;)]

    Luis wolał na to nie odpowiadać. Nie chciał bardziej dołować dziewczyny. Kiedy podała mu dłoń, było widać, że lekko się trzęsie. Nawet jeśli nie było jej zimno, zdjął swoją marynarkę i jej ją podał. Czasami wtulenie się w kawałek materiału pomagało. Może choć przez chwilę Vea poczuje się lepiej.
    Blondyn szybko napisał do ojca, gdzie są. Padło, że ma iść na dach,. Niżej sytuacja była zbyt napięta, aby w ogóle się tam próbować pojawić. Chłopak wolał nie ryzykować. Szczególnie, kiedy ta nieprzyjemna informacja wisiała w powietrzu. Nie dotyczyło go to bezpośrednio, ale raz przeszły go ciarki.
    - Pamiętam - powiedział - To byłoby bardzo dziwne, ale nie rozwódźmy się teraz nad tym. Pamiętasz, jak idzie się na dach? - zapytał spokojnie. Trzeba dziewczynę teraz uspokoić. I sam też powinien być opanowany. To najlepsze wyjście w tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  17. ­­[Spoko, może to dlatego, że ci smutno? :)]

    To nie był odpowiedni czas na przytulanie. W ogóle Luis nie wpadłby na to, aby przytulić dziewczynę. Jakoś nie pałał do tego wielką chęcią. Dał jej marynarkę. Nie chciała jej, to trudno. Ważne, że ją oddała, a nie gdzieś rzuciła, ten gest się jej chwalił. Blondyn znowu ją założył.
    Francesca nawet dobrze się trzymała, jak na kogoś, kto usłyszał, że mogą czyhać na jego życie. Jak na razie też nikt ich nie gonił, więc mieli niesamowite szczęście.
    - I? - sam fakt, że dziewczyna pamiętała jakoś nie sprawi, że on będzie znał drogę, a to było dość kluczowe w ich aktualnym położeniu. Na szczęście dziewczę zdało sobie z tego sprawę i po chwili sprecyzowało konkretną odpowiedź.
    - Prowadź, tylko trzymaj się blisko mnie - polecił. Nie chciał, żeby jej się coś stało. Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  18. ­­[Wybacz. Jestem okropna ;)]

    Nie byli w jakichkolwiek relacjach. Nawet znajomością to trudno było nazwać. To dziwne zrządzenie losu sprawiło, że musieli zacząć spędzać ze sobą czas. Jak na ironię. I trzeba było sobie zaufać, bo drużyna składająca się z osób, którzy nie potrafią na sobie polegać jest z góry skazana na porażkę.
    To nie było tak, że Luis nie wierzył w możliwości dziewczyny. Lepiej było trzymać się blisko siebie. Bezpieczniej. I zawsze można sprawniej uciec. Blondyn wiedział, że kobiety potrafią być straszne i bardziej mściwe niż mężczyźni, ale chciał je widzieć w pryzmacie kochanych istot, bo tak postrzegał własną siostrę i nie chciał, aby zboczyła z tej ścieżki.
    Luis również się zatrzymał. Zaczął się uważnie wsłuchiwać w kroki. Trzy osoby. Mężczyźni. Luis wyciągnął swoje pistolety i skinął lekko głową. Zaatakują, jeśli to będzie ktoś obcy.
    - Najpierw zobacz kto, potem strzelaj - powiedział cicho.

    OdpowiedzUsuń
  19. ­­[Śmieję się po prostu ;) Ale miło coś takiego usłyszeć, dziękuję. Nie ma problemu. Moim zdaniem nie było źle. ]

    To miło miłe, że blondynka powstrzymała się od jakichkolwiek kąśliwych uwag, bo to byłoby naprawdę nie na miejscu. Nawet dziewczyna nie wiedziałaby, jak bardzo. I nie tylko o blond włosy tu chodziło. W sytuacji stresowej, traciło się racjonalne myślenie.
    Skinął głową. Czyli trzeba będzie strzelać i najlepiej ich zabić.
    - To będzie dobry pomysł - powiedział cicho. Uważnie obserwował dziewczynę. Zastanawiał się, czy da sobie radę z zabiciem człowieka. To nie było coś łatwego. On się już z tym oswoił. Może to brutalne, ale taka rzecz nie była niczym specjalnym dla niego. Ot, pozbawić kogoś życia, zanim od odbierze twoje. Okrutna rzeczywistość.
    - Dasz sobie radę, aby zabić? - zapytał spokojnie. Jeśli nie, to cóż. Zabije jeszcze jedną osobę. - Jeśli nie, celuj w rękę i mu ją przestrzel. Nie zdąży sięgnąć po broń. Jesteś gotowa? Jak coś, to strzelaj w tego najbardziej na nasze prawo, dobrze?
    Lepiej było to przeprowadzić szybko. I mieć z głowy, póki są jeszcze od nich oddaleni.

    OdpowiedzUsuń
  20. ­­[Nie przejmuj się. Nie zawsze wychodzi napisanie czegoś dłuższego. ]

    - Dobrze - skinął głową. Skoro Vea tak uważała, musiał jej zaufać. Jeśli się zaś nie uda, cóż. Będzie ciężko, ale nie z takich sytuacji się wychodziło.
    Zwykła samoobrona nie była taka brutalna. Jednak oni nie byli w takiej zwykłej sytuacji. Tutaj samoobrona polegała na pozbawieniu życia kogoś, kto chciał je odebrać tobie. Nie było trzeciego wyjścia. Nawet jeśli jeden strzał by chybił, kolejny dosięgnąłby już celu. Smutna rzeczywistość, ale niestety, takie jest życie.
    Stanął za dziewczyną i sprawdził, czy na pewno ma odbezpieczoną broń. Jakby tego nie zrobił i nagle się okazało, że nie jest w stanie strzelić, byłoby źle. Bardzo źle.
    - Dokładnie - skinął głową. - Spokojnie - powiedział. Najważniejsze było opanowanie. - Trzy - powiedział, po czym oboje się wychylili. Działania Luisa napędzała przede wszystkim adrenalina. Szybko wycelował w zaskoczonych mężczyzn i oddał dwa strzały. Trafił. Powalił ich.

    OdpowiedzUsuń
  21. ­­Luis dostrzegł kątem oka, że dziewczyna nie była w stanie od razu zadać śmiertelnego strzału. Choć tyle, że przestrzeliła rękę ich wrogowi. Dobrze się spisała. I przede wszystkim nie spanikowała.
    Kiedy było już po wszystkim, Luis schował jedną broń. Wolał mieć wolną rękę.
    - Wszystko w porządku? - zapytał z troską. To było normalne, że dziewczyna potrzebowała chwili, aby się uspokoić i ochłonąć. Niestety, Luis już tego nie potrzebował. Potrafił z czymś takim przejść do porządku dziennego.
    - Dobrze. Jak coś, osłaniaj mnie. Strzelaj w kolana. Strasznie boli. Nie będą w stanie nic zrobić z bólu - polecił. Może to było strasznie sadystyczne, ale ważne, że działało. Blondyn nie zdziwił się, że to on sprawdza, czy osoby, do których strzelali są już martwe. Bałby się wysłać Veę. Mimo wszystko mogłaby nie znieść tego za dobrze.
    Ostrożnie wychylił się za róg. Zasadniczo się nie ruszali. Trzymając broń w pogotowiu podszedł bliżej i kucnął za nimi. Sprawdził puls pierwszemu, którego zastrzelił. Martwy. Drugi tak samo. Ofiara Vei też nie pokazywała żadnych oznak życia. Zabrał im broń. Lepiej mieć jej więcej. Może trochę niegrzecznie, ale zabrał jednemu podwójną kaburę na broń. Jemu już się nie przyda, a im tak.
    Wrócił do Vei.
    - Możemy iść dalej - powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Jasne, nie ma problemu ;)]

    OdpowiedzUsuń
  23. ­­[Niestety, konia nie ma :C Zastanawiam się, kto to może być, ale pewnie ktoś niżej postawiony.]

    Luis był dość zajęty swoim zadaniem, więc nie za bardzo zwracał uwagę na to, co dzieje się u dziewczyny. Zabrał trupom broń i miał do niej spokojnie wrócić, gdy nagle usłyszał jej krzyk. Momentalnie się zerwał, aby rzucić się jej na pomoc. No pięknie. Zapomnieli o tyłach. To była przecież podstawa. Niestety teraz było już za późno, by o czymś takim myśleć. Zdecydowanie za późno. Należało uratować dziewczynę, zanim ten koleś ją udusi. Widać było, że temu sadyście daje to dużo frajdy.
    - Zostaw ją - powiedział chłodno Luis, celował do napastnika bronią. Kiedy ten się tylko głupio uśmiechnął, blondyn strzelił. Celował w głowę. I był to bezpieczny cel, bo nie narażał aż tak bardzo Vei, skoro stali do niego bokiem. Niestety, dziewczyna się ubrudzi.
    Nie tylko on wpadł na pomysł strzelania. Koleś od Giovannich mniej więcej w tym samym momencie, co Luis pociągnął za spust. Blondyn nie wiedział, czy to instynkt samozachowawczy, czy szósty zmysł, ale udało mu się usunąć z bezpośredniej linii strzału i oberwał tylko w ramię, a nie serce. Co z tego, że miał kamizelkę. To mogłoby się źle skończyć. Jego przeciwnik nie miał tyle szczęścia. Momentalnie puścił dziewczynę. Dla pewności Luis strzelił do niego jeszcze parę razy.
    - W porządku? - powiedział, podchodząc do dziewczyny. Muszą się stąd szybko zmyć. Za dużo tutaj strzelali. Zaraz może się zjawić tutaj więcej osób.

    OdpowiedzUsuń
  24. ­­[Hah, to nawet dobrze ;)]

    - Masz - powiedział, podając jej chusteczkę. Tym lepiej wytrze się z krwi niż samymi dłońmi. Niestety, obryzgania krwią nie dało się uniknąć, dlatego teraz Vea musiała trochę pocierpieć.
    - Cieszę się - uśmiechnął się blondyn. Kamień spadł mu z serca. Naprawdę. - Tym się nie przejmuj, szybko się zagoi - powiedział. Sam do końca nie wiedział, jak poważna jest rana. Dopóki ból mu zbytnio nie dokuczał, było w porządku, potem się to obejrzy.
    - Chodźmy stąd, dobrze? - zaproponował. Jeśli dziewczynie byłoby słabo, pomógłby jej. Chciał się stąd najszybciej wydostać. Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  25. ­­Tym razem blondyn postanowił, że nie popełni takiego karygodnego błędu i uważniej wsłuchiwał się w odgłosy otoczenia. Nie chciał, aby znowu ktoś ich od tyłu napadł. Jak na jeden dzień to byłoby tego zdecydowanie za wiele.
    Luis spokojnie poczekał, aż Francesca pozbiera się i ruszą dalej. Nie pośpieszał jej. Musiała choć trochę dojść do siebie. Przecież ten koleś chciał ja udusić. Uśmiechnął się do niej lekko, chcąc wesprzeć ją jakoś na duchu. Wyglądała dość mizernie. I straciła tę zadziorność w głosie. Chociaż, to mogło być spowodowane tym, że ją duszono, ale mniejsza z tym.
    - Na szczęście nie jest daleko - przyznał z wyczuwalną ulgą w głosie chłopak. Chociaż, nawet jeśli to nie był wielki dystans, mógł im sprawić trochę problemu. Jednak najważniejsze było to, aby jak najszybciej się stamtąd przenieść. Zdecydowanie.
    Ruszyli spokojnym, ale pewnym krokiem w stronę wskazaną przez Veę. Luis bardzo chciał, aby na nikogo już nie wpadli, ale znając ich dzisiejsze szczęście, to pewnie będą musieli jeszcze strzelać. W najgorszym przypadku mogło się okazać, że skończą się im naboje. A wtedy mogło nie być za ciekawie.
    Ale nie, nie wolno myśleć tak pesymistycznie. Będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  26. ­­Cóż... Kobiety czasami za długo się zbierały. Widocznie bardziej niż samo przetrwanie stawiały na to, aby wyglądać pięknie. Na swój sposób ciekawe podejście do życia, aczkolwiek na chwilę obecną trochę ekscentryczne. Jednak Vea najprawdopodobniej potrzebowała czegoś takiego, aby się odprężyć, bo przecie prawie została uduszona.
    Byłoby za pięknie, gdyby drzwi okazały się otwarte. Zycie niestety takie piękne nie jest. Zawsze można by przestrzelić zamek, ale skoro dziewczyna chciała się pobawić, to proszę bardzo. On poczeka i będzie uważnie obserwował otoczenia. Nie chciał powtórki z rozrywki. Bardzo nie chciał. Luis najchętniej by się stąd już wydostał.
    - I jak? Dasz radę? - zapytał spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. ­­- No to pokaż, na co cię stać - rzucił, powstrzymując śmiech. Vea w tym momencie była taka pocieszna. I przynajmniej można było zająć czymś radosnym myśli. O tak, to było im potrzebne. Luis był pełen podziwu dla umiejętności dziewczyny. Bardzo sprawnie szło jej to otwieranie zamka. On by sobie z tym nie poradził i użył typowej dla mężczyzn siły. O tak, po co się z czymś cackać, jeśli można to rozwalić.
    Blondyn nie zwlekał i szybko przeszedł przez drzwi i równie szybko zamknęli je od środka. Dodatkowa konfrontacja z kimkolwiek mogłaby się dobrze nie skończyć, a tak to zyskają parę dodatkowych minut, zanim ktoś te drzwi otworzy. Chyba, że je przestrzelą.
    - Tak, na dach. Pójdę pierwszy, ty za mną. I staramy się poruszać szybko, dobrze? Jak usłyszysz coś dziwnego, mów niezwłocznie - powiedział, po czym zaczęli wchodzić po schodach. Miał nadzieję, ze dziewczynę nie bolą zbytnio nogi, bo przecież tyle czasu już chodziła boso.

    OdpowiedzUsuń
  28. ­­[Wybacz, byłam dość zawalona tymi wszystkimi rzeczami i nie miałam czasu ci odpisać. Myślę, że za trochę można zakończyć tę bankietową akcję i dać ich spotkanie w bardziej kameralnych warunkach, aby o wszystkim spokojnie porozmawiali, to będzie dobre. Co o tym sądzisz? ]

    - Helikopter - wyjaśnił po prostu. Zabiorą się z dachu i będzie im łatwiej od tego wszystkiego uciec - powiedział spokojnie, uważnie sprawdzając otoczenie. Obawiał się, że ktoś zacznie ich gonić. Nie chciał tego. Bardzo tego nie chciał. Najchętniej dzisiaj już nikogo by nie zabijał, ale nie mógł być tego pewien. Wszystko mogło wyjść na jego niekorzyść.
    - Mam nadzieję, że nie boisz się latania - powiedział ironicznie.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Jasne, nie ma problemu. U mnie z tym weekendem jest podobnie, wiec nawet dobrze się złożyło :) Miłego :)]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Mam trochę zamieszania ostatnio i na razie nie wiem, jak z odpisywaniem. Może jutro uda mi się coś napisać. Przepraszam za zwłokę. ]

    OdpowiedzUsuń
  31. Ironia pochodziła z tego, że tym razem Vea nie popisała się swoją inteligencją. Przecież powinna się domyślić, po co wybierają się na dach, czyż nie? Jednak oczekiwał za wiele.
    Zbudowanie jakichkolwiek właściwych relacji między nimi może trochę potrwać. nawet więcej niż trochę, bo początek był tak co najmniej beznadziejny.
    - To dobrze - uśmiechnął się lekko. Coraz bliżej wyjścia na dach i na razie nic im nie groziło. Ta podróż po schodach działała w pewien sposób odprężająco. Luis mógł się trochę uspokoić. Poziom adrenaliny zaczął spadać, więc rana zaczęła go boleć. Musi to zobaczyć lekarz, aby była pewność, że nic mu nie będzie.
    - Już niedaleko, prawda? - spytał dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Bardzo chętnie na to przystanę. Można przeskoczyć do jakiegoś późniejszego spokojnego spotkania, gdzie ustalają wszystko, to byłoby dobre. ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Jeśli masz pomysł na coś takiego, to proszę bardzo :) ]

    OdpowiedzUsuń
  34. ­­Wizyty u lekarza, gdy okazuje się, że trzeba będzie zszywać ranę, nie były wcale przyjemne. Nieprzyjemne uczucie w ramieniu miało się utrzymywać kilka dni. Ograniczało to trochę swobodę grania, więc Luis był poddenerwowany. Nie miał nawet jak się porządnie odstresować. Trenować też mu nie było wolno, bo ręka musi mieć trochę czasu na regenerację. Pozostawało mu czytać książki i myśleć nad rozwiązaniem sprawy z dziewczyna. Tak naprawdę, to nie miał pojęcia, jak powinien to rozwiązać. Z jednej strony sojuz był sprawą niezbędną, ale z drugiej, nie miał on zamiaru się żenić. Nie czuł by się dobrze w małżeństwie z osobą, której nie kocha. To byłoby coś okropnego i nie chciał też tego samego dla Franceski. Cóż... Trzeba będzie o tym z ojcem porządnie porozmawiać, aby mieć już opracowany jakiś zamysł, co mówić na jutrzejszym spotkaniu. Oby dobyło się ono pokojowo bez zbędnego przeszkadzania im.
    Zjawili się trochę wcześniej niż umówiona pora. Lepiej się nie spóźnić. A przy okazji mogli spokojnie rozejrzeć się po wnętrzu restauracji. Była dość w porządku. Accardi mieli dobry gust co do wyboru takich miejsc.
    Luis musiał się powstrzymywać przed zaśmianiem się. Vea strasznie go rozbawiła swoją niezależnością. Była taka pocieszna.
    - Witaj - powiedział spokojnie. Tym swoim występem przepełnionym niezależnością, poprawiła mu humor. Zaplusowała sobie. - Tak, jest w porządku. A ty jak?- dodał spokojnie. Uprzejmość wymagał podtrzymania rozmowy z dziewczyną.
    Kiedy przyszedł pan Accardi, przeprosił Veę i się z nim przywitał.

    [Zawsze potem posty są krótsze, to dość normalne ;) Mi też nawet długie wyszło]]

    OdpowiedzUsuń
  35. ­­Zaczynanie rozmowy w miły sposób zawsze było lepsze niż sarkastyczne i złośliwe początki, a oni takowy niestety zaliczyli. Nie dało się wymazać z pamięci złego pierwszego wrażenia jaki pozostawiła po sobie Vea, ale powoli nadrabiała. Oby tylko to całe zachowywanie się przyzwoicie nie było maską dziewczyny, która chciała ugrać swoją własną wolność, mamiąc blondyna. tego by nie zniósł. Kobiety były bardzo podstępnymi kreaturami, więc można było się spodziewać dosłownie wszystkiego. Niestety.
    Trudno było nie wyczuć ironii w głosie dziewczyny. Doskonale widać było, do czego zmierza. Czyli nici z miłej rozmowy. Trzeba przejść do punktu kulminacyjnego.
    Valezo dość spokojnie słuchali wypowiedzi pana Accardi i Vei. Dziewczynie trudno było zachować spokój w takich rozmowach. Jeszcze wiele się musi nauczyć, ale ma czas. Jest jeszcze młoda. Aczkolwiek, nie powinna się zwracać do ojca takim tonem. Nie ważne, jak bardzo sytuacja byłaby zła, ojcu należy się szacunek.
    W momencie, kiedy Vea potrzebowała jego odpowiedzi, przytaknął, a potem słuchał dalej. Jak zapewne i większość lokalu, bo głos dziewczyny trochę się niósł.
    A to ci dopiero. Gdyby nie wpadka brata Vei, to ich małżeństwo nigy nie byłoby brane pod uwagę, a teraz cóż. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. I cóż... Czy należało gratulować potomka z opiekunką? Może na razie pominie się ten temat.
    - Spokojnie Vea, może się czegoś napijesz? - zaproponował Luis. - W takim razie, jak widzi pan tę całą sprawę. Razem z Veą zdążyliśmy dojść do tego, że oboje nie jesteśmy szczęśliwi z powodu związania się przysięga małżeńską z osobą, której nie kochamy. Waga sojuszu jest kluczowa. Najlepszym rozwiązaniem byłby sojusz, ale bez małżeństwa. Czy jest to możliwe? - rzucił pytanie, które kierował do wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Spokojnie. Niech Vea nie czuje się porzucona, po prostu miałam więcej weny na chłopców. Zaraz postaram się coś napisać. ]

    OdpowiedzUsuń
  37. ­­Luis, kiedy proponował dziewczynie coś do picia, nie myślał nad tym, że dobierze się ona do wina. Cóż. Widać było, że blondynka lubi sobie popić. Alkohol w małych ilościach jest dobry dla zdrowia, ale nie można przesadzać. Wczoraj tyle wypiła, a dziś znów zaczyna... Cóż...
    - Też zdaję sobie z tego sprawę - przytaknął pan Valezo. - Jednak w obliczu zagrożenia ze strony Giovannich przydałby się jakiś sojusz. Co pan na to, aby taki zawrzeć. Nie trzeba wciągać w niego bezpośrednio naszych pociech,a by go przypieczętowały. Może to być bardziej w formie umowy.
    Nie po to Luis dyskutował wczoraj z ojcem, aby teraz ten nie wysuwał odpowiednich postulatów podczas rozmowy. Lepiej było się przygotować, niż ponownie brnąć bezcelowo przed siebie. To było o wiele lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Chciałam dać, że zrobią tylko sojusz. Chyba, że bardzo chcesz, by rodzice ich w małżeństwo wepchnęli.]

    OdpowiedzUsuń
  39. [[Rozumiem, więc może być, że niby sojusz, ale reszta rodziny może nalegać na jakieś małżeństwo, czy coś, bo umowy na papierze nie są aż tak dobrze widziane. ]

    OdpowiedzUsuń
  40. Luis nie mógł zrozumieć, jak dziewczyna może się tak zachowywać. To wcale nie działało na jej korzyść, aby pozwalać sobie na coś takiego. Nawet ojciec ją upominał. A ona... Cóż. Naprawdę współczuł panu Accardiemu, że ma taką córkę. Nie mówił, że nie bywałą ona sympatyczna, ale naprawdę przesadzała. Powinna ograniczyć ilość spożywanego alkoholu. Zdecydowanie.
    Cóż... jej kolejna wypowiedź wcale nie zabrzmiała tak humorystycznie, jakby to sobie dziewczyna wyobraziła. To było bardzo bezczelnie. Nie po to się umawiali we czwórkę, aby teraz wypraszać swoich ojców.
    - Vea, czy ty czasem nie przesadzasz? - powiedział Luis. Jej pomysł nie jest zły, ale mogła go przekazać w zupełnie inny sposób. Ten był zdecydowanie nieodpowiedni.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Tak, wyszła taka okropna. . ]

    Francesca naprawdę przesadziła. Luis nie potrafił zrozumieć motywu jej zachowania, ale wiedział, że jest ono złe i niepoprawne. Jak dziewczyna mogła się tak przy swoim ojcu i obcych ludziach,z którymi mają rozmowę polityczną, zachować.
    Nie ważne, co chciała zadeklarować swoją postawą. Możliwe, że chciała pokazać swoją kobiecą niezależność lub coś podobnego. Nie wyszło. Oburzyła ich. Luis nie potrafił zrozumieć, dlaczego z dziewczyny, która dało się lubić, zrobiła się taką jędzą w jednym momencie i jeszcze dolała sobie wina, jak gdyby nigdy nic.
    - Panie Accardi, może dokończymy rozmowę kiedy indziej, w dogodniejszej atmosferze? - zaproponował Luis. Jakoś nie miał zamiaru zostawać tutaj z dziewczyną. Wolał wrócić z ojcem do posiadłości.

    OdpowiedzUsuń
  42. Zachowanie dziewczyny doprowadziło do tego, że jakakolwiek chęć prowadzania dalej tej rozmowy dość skutecznie się ulotniła. Luis musiałby bardzo się starać, by tutaj z nią zostać. Nawet błagalne spojrzenie nie było w stanie złamać jego serca. Trzeba było najpierw pomyśleć o możliwych konsekwencjach, a nie się tak zachowywać. Czasami kobiety były bardziej niż nieznośne. I jeszcze się łudziły, że od razu dostaną przebaczenie. Jeszcze czego. Bezczelne.
    - Może kiedy indziej, teraz z mojej perspektywy nie jesteś w stanie. Dziękuję za spotkanie, panie Accardi - wstał i lekko skłonił się mężczyźnie.
    Miał dość zachowania Francesci. Naprawdę. Jeszcze żadna kobieta go tak nie irytowała.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Wybacz za taką długą zwłokę, ale poza świętami nałożyło się jeszcze kilka spraw i nie miałam weny na naszą dwójkę. Teraz się poprawię, bo przecież trzeba ocalić damę z opresji. ]

    Czas był zdecydowani potrzebny na ponowne przemyślenie sobie wszystkiego. W obecnym stanie Luis był zdenerwowany do tego stopnia, że nie chciał nawet myśleć o sojuszu z kimś pokroju Vei. To było złe. Nie podjąłby racjonalnej decyzji w takim stanie, więc zakończenie rozmowy było wyjściem najlepszym.
    Zachowanie pana Accardiego zaskoczyło blondyna. Jednak zdał sobie sprawę, że to raczej nie w nich będzie celować, tylko w jakiegoś napastnika. Chłopak go nie widział, bo był do tego wszystkiego plecami. Kiedy zdał sobie z tego wszystkiego sprawę i wyczuł, że prawdopodobnie jest na celowniku, nie zostało mu wiele czasu na podjęcie decyzji.
    Obrócił się, wyciągając broń. W momencie kiedy usłyszał strzał, zobaczył, że ktoś się na niego rzuca, a potem został przewrócony i poczuł na sobie ciężar. Usłyszał jeszcze kilka strzałów, ale to nie one były teraz najistotniejsze.
    Vea rzuciła się, by go ochronić. I do tego została ranna.
    - Po co to zrobiłaś?! - fuknął na nią blondyn. Jednak, mimo wszystko to był miły gest. - Nie musiałaś mnie ratować, ale dziękuję - powiedział, delikatnie wysuwając się spod dziewczyny. Trzeba było obejrzeć jej ranę i szybko ją zszyć.

    OdpowiedzUsuń
  44. Może i dziewczyna miałą trochę racji z tym, aby nie podnosił się tak szybko, ale przecież trzeba było się nią zająć, czyż nie. To urastało teraz do rangi priorytetu. A tu się okazało, że strzelanina się jeszcze nie skończyła.
    - Em... - dziękuję - powiedział. Cóż... Dziewczę po raz drugi tego dnia uratowało mu już życie. ma u niej poważny dług wdzięczności. Trzeba go będzie jak najszybciej spłacić. Nie chodzi tu tyle o uratowanie jej życia, co zrobienie czegoś, co ją uszczęśliwi. W obecnej chwili byłby to środek przeciwbólowy...
    - Dziękuję. Jednak jesteś dobrym człowiekiem - uśmiechnął się do niej ciepło. - Przepraszam za moje zachowanie - dodał, grzebiąc w kieszeni. Jak dobrze, że miał trochę środków przeciwbólowych, gdyby nagle rozbolało go ramię. - Masz, zaraz sięgną po coś do picia. Będzie ci trochę lepiej - powiedział, ostrożnie sięgając ręką na stół i biorąc jakiś dzbanek. Potem udało mu się wymagać kieliszek. Choć tyle mógł zrobić dla dziewczyny.
    - Poczekaj jeszcze chwilę, zaraz się to skończy i weźmiemy cię do lekarza - powiedział, podsuwając jej tabletkę i szklankę wody.

    OdpowiedzUsuń
  45. Luis chyba nigdy nie pomyślałby o Vei jako księżniczce. To słowo do niej nie pasowało. O nie. Swoją siostrę mógłby tak bez problemu nazwać. Ona była bardziej dziewczęca niż Francesca. Może działo się tak dlatego, że nie miała ona zamiaru za wszelką cenę pokazać innym, że potrafi być niezależna i walczyć o swoje, ale kto wie.
    - Nie ma za co - powiedział, po czym zdjął swoją marynarkę i otulił nią dziewczynę. Pewnie będzie jej chłodniej, bo straciła trochę krwi. Wiedział, że nie będzie w stanie iść o własnych siłach, więc zdecydował się, że ją zaniesie.
    - Zaraz cię podniosę, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - powiedział, po czym ostrożnie ją podniósł. Miał zamiar nieść ją jak księżniczkę. Tak było najlepiej dla jej zdrowia.
    - Panie Accardi, jak daleko jest do waszego lekarza, czy lepiej jechać do naszego? - zapytał ojca dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  46. ­­Choć tyle, że dziewczyna się nie wyrywała. To naprawdę było zbawienie w obecnej sytuacji. Może i Luis nie znał jej za dobrze, ale wiedział, że gdyby nie była tak poważnie ranna, to nigdy nie pozwoliłaby się tak nieść. To uraziłoby jej dumę.
    - Trzeba, sama nie dasz rady iść, rozluźnij się - powiedział do niej. Dobrze, że dziewczyna nie była taka ciężka. Niesienie jej nie było dzięki temu zbyt problematyczne.
    - Dobrze - powiedział, po czym ostrożnie opuścił budynek. Byłoby źle, gdyby za jego rogiem ktoś na nich czyhał. Na szczęście nikt na to nie wpadł. Aczkolwiek, mogło się zdarzyć, że osoby, które o tym pomyślały, stały się martwe, więc problem został zręcznie rozwiązany.
    Udało mu się wygrzebać z kieszeni kluczyk i otworzyć samochód. Ułożył dziewczynę na tylnym siedzeniu, by było jej wygodnie i delikatnie ją przypiął, by w razie hamowania nic jej się nie stało.
    - Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz będziemy na miejscu - powiedział, siadając za kierownicą i włączając silnik. Nie miał zamiaru cackać się z ograniczeniami prędkości. Nie była na to pora.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Można przeskoczyć. Co powiesz na to, że teraz będzie spotkanie u kogoś w domu?]

    OdpowiedzUsuń
  48. [Well... Nie do końca wiem, jak to dalej pociągnąć. Może Luis odwiedzi Veę w jej posiadłości, by sprawdzić, jak się czuje, czy coś takiego. ]

    OdpowiedzUsuń
  49. [Zobaczymy. Nie wiem, co masz na myśli. A jak będzie średnio możliwe, to najwyżej się zmieni :) Co ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  50. Luis naprawdę nie wiedział, jak bardzo był tym wszystkim zmęczony. Czekał w poczekalni cały czas, kiedy zajmowano się Veą. Martwił się, to normalne. Dziewczyna była poważnie ranna i to po części z jego powodu. Obroniła go.
    Czas jakby biegł dwa razy wolniej niż zwykle. Blondyn dosłuchiwał się dźwięków dochodzących z sali operacyjnej, ale niestety, nie mógł z nich nic wywnioskować. To chyba było w tym wszystkim najgorsze. Ta niewiedza i czekanie. Oby nie okazało się, że przyjechał tutaj za późno.
    Operacja dobiegła końca. Szczęśliwie. Wreszcie Luis mógł odetchnąć. Wszystko było w porządku. Nawet można było przewieźć Veę do jej domu. Lekarze nie mieli zastrzeżeń.

    Dziewczyna została położona w swoim pokoju. Luis zdeklarował się, że poczeka przy niej aż się nie obudzi. Czuł, że powinien to zrobić. Naprawdę. na początku siedział na krześle, a potem kucnął przy jej łóżku i zasnął, opierając głowę na łóżku. Naprawdę był zmęczony.

    Delikatne ruchy na łóżku obudziły chłopaka. Poderwał się i spojrzał na dziewczynę.
    - Hej, jak coś, to masz nie wstawać - powiedział od razu, aby Vei coś podobnego nie przyszło do głowy. - Zasadniczo, trudno powiedzieć, że ty narozrabiałaś, ale tego alkoholu mogłaś tyle nie pić - uśmiechnął się. Wszystko było z nią raczej w porządku. Jaka ulga.

    OdpowiedzUsuń
  51. Kiedy dziewczyna zaczęła wstawać, podniósł się. Nie mogła przecież wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. mimo zszycia, rana ciągle może się otworzyć,a to nie będzie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, zdecydowanie.
    - Nawet niewielkie ilości alkoholu sprawiają, że rozszerzają się naczynia krwionośne, co sprawiło, że więcej krwi się z ciebie wylało. Pomijając już komplikacje związane z podawaniem ci niektórych leków - zauważył blondyn.
    Dawka tych wspomagającym tworzenie się skrzepu musiała być o wiele większa. Choć tyle, że blondyn pamiętał, aby wspomnieć lekarzom o tym, że Vea piła.
    - Dokładnie. To przeze mnie po części jesteś w takim stanie. Jednak, widać, że ci już lepiej - uśmiechnął się do niej lekko. Skoro czułą się dobrze, to należało poinformować o tym jej rodzinę i wrócić do siebie.
    - Jeśli pozwolisz, poinformuję twoją rodzinę, że się obudziłaś, a potem cię opuszczę - zakomunikował.

    OdpowiedzUsuń
  52. Ta odpowiedź zaskoczyła chłopaka. Nie spodziewał się, ze Vea będzie chciała spędzić z nim więcej czasu. Trudno mu było po sobie nie pokazać, że jest zaskoczony.
    - O to się nie martw, przespałem się trochę. Coś takiego to nic poważnego - uspokoił dziewczynę. - Jeśli bardzo ci zależy, to zostanę jeszcze trochę - dodał.
    Pewnie dziewczynie chodziło o rozmowę. Innego powodu Luis nie mógł znaleźć, aby chciała ona go zatrzymać. Nic racjonalnego nie wpadało mu do głowy, więc pewnie będą rozmawiać o sojuszu albo o ratowaniu siebie. Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Dobrze - skinął głową. Ciekawiło go, co Vea ma mu do przekazania. To było bardzo dziwne, bo ona aż zaczęła się gubić w tym, co chce powiedzieć. To było niesamowite zobaczyć ją w takim stanie, naprawdę.
    Chłopak chciał zaprotestować na to, że dziewczyna się podnosi. Na szczęście, tylko do siadu,ale i tak nie powinna. Najlepiej by było, aby leżała i spała, by przyśpieszyć proces regeneracji,a le w jej przypadku to niestety nie było możliwe. Może i Luis nie znał jej długo,a el zdążył poznać ją wystarczająco, aby wiedzieć takie rzeczy dość dobrze. Zresztą, to było dla Vei Bardzo charakterystyczne.
    - W twoim obecnym stanie nie ma mowy - stwierdził kategorycznie. Nie chciał doprowadzić do tego, aby Vea zrobiła sobie jeszcze większą krzywdę, a to niestety w takiej sytuacji,było wysoce prawdopodobne. - Jak poczujesz się lepiej, to bardzo chętnie zobaczę, co masz mi do pokazania.

    OdpowiedzUsuń
  54. [Sorki za zwłokę miśku, ale nie mogłam się zebrać, by ci odpisać. Brakowało mi weny.]

    Blondyn się po prostu martwił. Dziewczyna powinna nauczyć się trochę pokory i po prostu poleżeć grzecznie parę dni bez większego nadwyrężania siebie.
    - Najwcześniej za dwa dni - powiedział stanowczo. - Dobrze - kiwnął głową, po czym usiadł na krześle.
    - Nie powinnaś gryźć ludzi - uśmiechnął się. - W ogóle, powinnaś powstrzymać się przed nagłymi ruchami, bo może to być niekorzystne dla twojego zdrowia, ale pewnie i tak mnie nie posłuchasz - westchnął. Jej bycia niemiłą nie skomentuje, miała prawo, więc skoro tak chciała, to dlaczego nie.
    - Poradziłbym ci czytać teraz książki. Co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  55. ­­[Może po części chodzi o tę statyczność akcji. Jednak też, mam wątpliwości, jak Luis powinien się zachowywać wobec Vei, która teraz nagle zmienia swój charakter i jest miła. To dla niego dość dziwne.
    Nie mam nic przeciwko wątkowi damsko-męskiemu, dopóki bohaterka nie jest ciepłą kluchą, którą cały czas trzeba ratować, która uważa, że potykanie się jest urocze. To jest okropne. ]

    - ja spotkałem się z innym zdaniem. Ludzkie mięso jest pod względem zgodności aminokwasów najzdrowsze. Podobno smak ma zbliżony do wołowiny - uśmiechnął się kącikiem ust.
    - Nie przeszkadza mi to. I tak zaraz będę się zbierać. Muszę wrócić do siebie - zauważył. Spędził całą noc przy dziewczynie, więc najwyższa pora, aby wrócił do siebie.
    - Tak, oczywiście - wywrócił oczami, powstrzymując westchnięcie. Był po prostu zbyt leniwy, by przeciągnąć krzesło bliżej. wolał nie siadać przy samym łóżku dziewczyny, bo mogła by się czepiać, że zbyt się spoufala, to byłoby takie typowe dla niej.
    Chłopak powstrzymał cisnące mu się na usta przekleństwo. Ta dziewczyna chyba naprawdę miała zamiar go zdenerwować. I jeszcze wyglądała tak, jakby zaraz miała się zabić. Ten uśmiech i powolne kroki tylko z tym mu się kojarzyły.
    - Ty chyba sobie żartujesz - powiedział ostro, po czym podniósł się z krzesła. - Naprawdę jesteś aż tak dumna, że nie zniesiesz leżenia w łóżku, które jest teraz niezbędne dla twojego zdrowia? - zmarszczył brwi. Czyżby Vea naćpała si,ę tymi lekami przeciwbólowymi. Ten uśmiech zdecydowanie do niej nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Well... Personalnie po części podzielam uczucia Luisa. Vea zrobiła się teraz bardzo dziwna. ]

    - Jak mam się nie denerwować, kiedy zachowujesz się jak jakaś obłąkana? Czy ty naprawdę nie potrafisz zadać sobie tyle trudu, aby zastanowić się nad swoim zachowaniem? - powiedział zdenerwowany. Ta dziewczyna teraz naprawdę go irytowała, może nawet bardziej niż wcześniej. Wtedy to było dla niej normalne, a teraz jakby na siłę starała się grać kogoś, kim nie była.
    Za ten uśmiech miał ochotę zrobić jej krzywdę. To był jeden z tych wyrazów twarzy, których się nienawidziło. Dziewczyny uśmiechały się tak, bo myślały, że to się facetom podoba. Nic bardziej mylnego, to było okropne.
    Blondyn nie bił kobiet, ale teraz miał wszechmocną ochotę, aby to zrobić. Chciał się wydrzeć na dziewczynę, że jest idiotką, bo to przecież oczywiste, że jest zły.
    - No co ty nie powiesz? - fuknął. - Skoro wykonałaś już swój spacer, który nie wiem, co miałby udowodnić, mogłabyś się położyć i wrócić do normalności?

    OdpowiedzUsuń
  57. [Naprostowanie nie jest złe, ale ona robi to zbyt nagle. ]

    Blondyn zmarszczył brwi. Każdy podszedł by do sytuacji podobnie jak on, gdyby ktoś, z kim darło się koty i próbowało nawiązać kontakt przez jakiś czas, ciągle cię wtedy ignorował i nagle diametralnie zmienił się w empatyczną, miłą i kochaną osobę. To było naprawdę niepokojące.
    - I kto to mówi - odparł gładko - nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie jestem fanem nagłych zmian charakteru. Jakbyś się czuła z tym, że ktoś, kto żywił do ciebie niechęć nagle chce się stać twoim najlepszym przyjacielem? Creepy. Co chcę? Normalności, chociaż nie wiem, jak u ciebie z rozumieniem tego pojęcia.
    Luis miał ochotę zostawić dziewczynę samą sobie. Zachowywała się naprawdę idiotycznie. Tak bardzo chciała jechać, a teraz zasłabła.
    - Powinnaś bardziej myśleć o swoim zdrowiu, a nie być taka narwana - zauważył, po czym podszedł do niej i pomógł jej wstać i doprowadził do łóżka. - Powinnaś leżeć i odpoczywać. A teraz do widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  58. [Szczerze, to nie mam pojęcia. Może zajmę się tym wszystkim, jak już skończę swoje matury.]

    OdpowiedzUsuń
  59. Niemałe było zaskoczenie Luisa, kiedy otrzymał telefon od Francesci. W jeszcze większe zdumienie wprawił go jej spokojny ton głosu i zaproponowanie spotkania. To było niesamowite, że coś takiego wyszło od niej. Blondyn od razu odrzucił propozycje jakiś wystawnych restauracji ze względu na złe wspomnienia. Wybór padł na małą kawiarnię, która powinna być bezpieczna.
    Biorąc pod uwagę lokalizację, chłopak ubrał się dość swobodnie. Garnitur zostawił w szafie, bo ten zbytnio by się rzucał w oczy. Zastąpił go materiałowymi spodniami i ładną koszulą.
    Na miejscu zjawił się wcześniej i czekał na dziewczynę. Nie wypadało się spóźnić, a Luis wiedział, jak należy się zachować. Nawet jeśli miał mieszane uczucia w stosunku do dziewczyny.
    Prawie pękł ze śmiechu, widząc, jak Vea nieporadnie idzie na szpilkach. Widok godny przyjścia na to spotkanie, zdecydowanie.
    - Witaj - odpowiedział.

    OdpowiedzUsuń
  60. Pewne było to, że chłopak się zirytuje, kiedy dziewczyna dostanie alkohol. Czyżby nie potrafiła bez niego żyć. Jak można upaść tak nisko? Luis nie miał nic przeciwko napiciu się, ale nie żeby za każdym razem Francesca musiała mieć coś w kieliszku...
    - Nie wyszło to mało powiedziane - zauważył spokojnie. - Szczerze? To wszystko jest strasznie irytujące i mam nadzieję, że ten cyrk skończy się dość szybko - stwierdził stanowczo. Nie będzie bawił się w ładne słowa, bo to nie jest odpowiedni czas na coś takiego. - Mi to małżeństwo średnio się widzi, ale może ty masz jakiś ciekawszy pomysł, skoro do tego wszystkiego doszło z powodu twojej sugestii - uśmiechnął się kącikiem ust.

    OdpowiedzUsuń
  61. Luis miał na to inny pogląd, ale wolał pozostawić to dla siebie, aby nie wciągać się w bezsensowną kłótnię, pozostawił to bez komentarza. Wywrócił tylko oczami. Nie mógł się doczekać, kiedy przyjdzie jego deser.
    - Dość skuteczny, bo małżeństwo ciężko podważyć - przyznał jej rację. Co do tej drugiej żony, to mogłoby być ciężko, bo jego siostrzyczka była jeszcze o wiele za młoda, ale po co Vei były takie informacje, kiedy coś takiego proponowała ojcu. - Wtedy współpraca byłaby powinnością, bo rody byłyby połączone. Więc trzeba podjąć jakąś decyzję.
    Może i małżeństwo nie byłoby takie złe, gdyby dziewczyna była bardziej ogarnięta, a nie taka niestabilna, bo pokazała się Luisowi z dość ekscentrycznej strony i... takiej żony, nawet jeśli na potrzeby sojuszu, to on nie chciał.

    OdpowiedzUsuń
  62. Podjęcie dobrej lub relatywnie dobrej decyzji w obecnej sytuacji było ciężkie, bo ważyła ona na całym przyszłym życiu. Nie dało się wybrać czegoś prostego. Niestety, dorosłość jest skomplikowana, a decyzje niesamowicie trudne.
    - Sam ślub będzie tylko początkiem, moja droga - przyznał jej rację i to go przerażało. Świadomość, że jego życie nie będzie już tak naprawdę jego, że trzeba się będzie podporządkować, po to, by dać spokój innym.
    - I tu jest problem, bo ja mam podobne stanowisko. I nijak nie dojdziemy do porozumienia. Nasi ojcowie mogą nie być tak dobrze nastawieni do samego sojuszu, bo są nieufni - westchnął. - Zawsze można by było podsunąć też coś takiego, że ktoś od was będzie mieszkać u nas i vice versa, ale wątpię, by to przeszło.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Co się dzieje? - spytał chłopak, bo trudno było nie zauważyć wzroku dziewczyny, który ciągle wędrował do telefon, tak, żeby on tego nie widział. Vea nie zachowywała się tak normalnie, więc coś musiało się stać.
    - Przede wszystkim na spokojnie - powiedział. Nie mogą wyciągać pochopnych wniosków, co prawda rozładowanie się telefonu z góry można było odrzucić, bo to bardzo mało prawdopodobne, ale opiekun dziewczyny może znudził się tak częstym dawaniem znaków. - Zapłacimy i wyjdziemy, co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  64. Dlaczego sprawy zawsze, ale to zawsze musiały się w dość podły sposób komplikować? Dlaczego to nie mogło być miłe i przyjemne spotkanie. Lusi miał ochotę westchnąć, rzucić napiwek, za nieotrzymane ciasto orzechowe i sobie stąd czym prędzej pójść. I nie wracać.
    Blondyn nic nie powiedział. Zmierzył tylko dziewczynę wzrokiem. Niech pije, potem będzie się chybotać i pewnie znowu coś pójdzie nie tak, ale skoro jest taka beztroska, to proszę bardzo.
    - Serio? - powiedział chłopak sceptycznie, unosząc wyżej brwi. Nie miał zamiaru przeciskać się przez małe okienko, może i dziewczyna nie będzie miała z tym problemu, ale on zdecydowanie tak.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Nie wiem, ale biorąc pod uwagę, że już o tej porze sięgasz po alkohol - prychnął. Nie lubił ludzi, którzy pili. Może dlatego, że prawie przez takiego jednego idiotę zginęli by w wypadku samochodowym. - Herbata też działa rozluźniająco - podsunął chłopak. Chociaż i tak wątpił, by dało to radę przemówić do Francesci. To, że dziewczyna nie odstąpi od tego wina było pewne.
    Luis spokojnie słuchał wypowiedzi dziewczyny. Wolał jej nie przerywać w trakcie, bo jeszcze wyszłaby z tego jakaś większa awantura. A tego przecież nikt nie chciał. Dziewczyna wstała. Czyżby sama miała zamiar uciec przez swoje okienko w łazience. Godne podziwu.
    Luis prychnął.
    - Robisz lepsze ciasta? I ja mam ci w to uwierzyć? Naprawdę? - uśmiechnął się. Jednak coś w wypowiedzi dziewczyny nie pozwoliło mu pozostawić tego bez odpowiedzi. Niewątpliwą słabością chłopaka była miłość do słodkości. I cóż... To jedno Vei się udało. Trafiła w jego czuły punkt. Jeszcze chwilę po odejściu dziewczyny się wahał, po czym podniósł się, zostawił na stole dyskretnie zapłatę, jakby mieli tu już nie wrócić i skierował w stronę łazienki.
    Ciekawe, czy to prawda, że dziewczyna potrafi dobrze piec.

    OdpowiedzUsuń
  66. Blondyn spokojnym krokiem zmierzał w stronę łazienki. Nigdzie mu się nie śpieszyło. Zastanawiał się też, czy naprawdę zmieszczą się, aby wyjść przez owe okienko. Vea może i owszem, ale on był od niej trochę większy. Ciekawe, czy wzięła to pod uwagę.
    Na szczęście dziewczyna zostawiła otwarte drzwi do toalety, bo inaczej nie byłoby to zbyt kulturalne tam wchodzić. Kobiety mogły różnie zareagować.
    - Poważnie zastanawiam się nad twoimi zdolnościami kulinarnymi - odparł w podobnym tonie Luis. Nie będzie jej dłużny.
    Blondyn nie miał zbytnio wyboru, wszedł do środka. Rozejrzał się. Nikogo poza nimi tu nie było. Krytycznym spojrzeniem obserwował, jak Vea zdejmuje obcasy. Jakby nie mogła się podeprzeć o ścianę i zrobić to subtelniej. Cóż...
    - Mam na ciebie pokrzyczeć? Nie musisz mnie dłużej do tego zachęcać - uśmiechnął się wesoło Luis. Wziął głębszy oddech, Odchrząknął teatralnie, przygotował sobie, co ma zamiar wykrzyczeć, po czym zaczął przedstawienie.
    - Tobie jak zawsze coś nie pasuje, to musisz się obrażać. Narzekasz dosłownie na wszystko i nie pozwolisz mi nawet chwilę spokojnie posiedzieć. Trochę ciszy, spokoju, ale z tobą się nie da. Zawsze uważasz, że wiesz lepiej. To nie pierwsza taka sytuacja. I jeszcze śmiesz twierdzić, że umiesz piec dobre ciasta. Lepsze niż tutaj. To w ogóle nie do uwierzenia, że taka dama jak ty, to potrafi. Może komuś to zlecasz, co? W ogóle po tobie nie widać, jakbyś miała kontakt z kuchnią. Skończ się dąsać i wracamy do stolika - zakończył swój wywód. Część z tego była prawdą, a co do sprawy pieczenia, to był przekonany, że dziewczyna się zgrywa.

    OdpowiedzUsuń
  67. Jakoś trzeba się było wyładować, a taka kłótnia z dziewczyną nadawała się do tego wprost idealnie. Aż dziwnie było widzieć u Vei uśmiech. Czyżby lubiła, jak się na nią krzyczało? Dziwna dziewczyna. Luis jakoś nie chciał dopuścić do świadomości tego, że dziewczynę to wszystko może bawić.
    Podążył śladem dziewczyny, by dowiedzieć się, czego tam szuka. Okno było. Nawet duże, tylko, że wysoko. Trochę śmiesznym widokiem była Vea, która nie mogła do niego dosięgnąć. Niestety, nie wszyscy byli wysocy. Dziewczyna zamiast w kolejce po wzrost pewnie ustawiła się w tej po złośliwość.
    - Z jakąś inną dziewczyną będę o wiele szczęśliwszy, ale ty musiałaś się mnie uczepić. Robię ci łaskę, że spędzam z tobą czas, ale już nie wytrzymuję! - odpowiedział. On też musiał powstrzymać śmiech.Otworzył okno na roścież, po czym pomógł dziewczynie do niego dosięgnąć.
    Kiedy Vea już przez nie wyszła, zamknął drzwi do kabiny, sam bez większych problemów wyszedł przez okienko i je przymknął.
    - To teraz gdzie idziemy?

    OdpowiedzUsuń
  68. [Najmocniej przepraszam za tę zwłokę. Nie zauważyłam tego postu. ]

    Luis rozejrzał się po okolicy, by upewnić się, czy chwilowo są bezpieczni. Beznadziejnie by było od razu wpaść w tarapaty, po tej ucieczce.
    - Tak, jest zaparkowany na parkingu przed małym centrum handlowym - nie było to daleko, więc powinni się do niego dość szybko dostać. Blondyn też wolał nie wnikać, co i jak z ochroniarzem dziewczyny, bo to nie było zbyt bezpieczne.
    Chłopak rozważał w głowie idealny plan ucieczki, tak aby nie zostali przez napastników zauważeni. Będą musieli nadłożyć trochę drogi i przemieszczać się bocznymi uliczkami, ale nie będzie tak źle. Kilka minut dłuższego spaceru może im uratować życie.
    - Proszę? - rzucił, po czym dopiero po chwili zrozumiał słowa dziewczyny. - Cóż - zaczął, nie wiedząc jak ładnie to ubrać w słowa. Fakt, Vea go męczyła i była irytująca swoim zachowaniem, ale to nie było tak, że robił jej łaskę spędzając z nią czas.
    - Pogadamy o tym później! - powiedział, łapiąc dziewczynę za nadgarstek i ciągnąc ją w uliczkę obok. Nie mogli tu dłużej stać. To było niebezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
  69. Teraz powinni się spieszyć, a nie rozprawiać na takie tematy. Gdyby tak nagle ucięli sobie pogawędkę, mogliby wpaść szybko w kłopoty. Znowu.
    Blondyn nie zdawał sobie sprawy z tego, że ten gest może być dla dziewczyny niekomfortowy. Tak po prostu było dla niego szybciej. Rozglądał się przy okazji, czy przed nimi nie ma żadnego potencjalnego zagrożenia, bo powoli miał już tego wszystkiego dość. Cały czas coś im się przytrafiało i już nie dało się nawet spokojnie posiedzieć w kawiarence. Wcześniej nigdy czegoś podobnego nie doświadczył.
    Blondyn też słyszał te kroki, ale miał nadzieję, że to nie ktoś, kto ich śledzi, bo byłoby nieprzyjemnie.
    Luis nie zdążył uspokoić dziewczyny, bo ta zdążyła zacząć panikować, gdy się potknęła. Blondyn miał ochotę przekląć pod nosem. I znów sobie może coś zrobić.
    Vea jest głupia, przecież mogła sobie coś zrobić. Dostanie porządny ochrzan, jak tylko ktoś, kto za nimi idzie ich wyminie.
    Objął delikatnie dziewczynę, nie chciał urazić jej pleców, bo mogły ją teraz boleć. To było trochę dziwne tak się tulić. Trwali tak chwilę w tej pozie. Osoba która za nimi szła nie śledziła ich, tylko ze zwykłym prychnięciem przeszła obok. Kiedy niczego i nikogo nie było już słychać, Luis lekko się odsunął od dziewczyny.
    - Coś ty sobie myślała?! Mogłaś sobie zrobić krzywdę! Trzeba się było mnie od razu złapać, a nie lecieć na ścianę - powiedział wkurzony, jednak po chwili się uspokoił i dodał. - Bardzo bolą cię plecy?

    OdpowiedzUsuń
  70. - Przepraszam - powiedział zaskoczony tonem głosu dziewczyny. Nic dziwnego, że krzyknął. Zdenerwowało go podejście Vei. Zbyt to wszystko lekceważyła, naprawdę. Mogła sobie zrobić krzywdę, ale to i tak jej nie obchodziło. Doprawdy... Była kobietą, powinna o siebie bardziej dbać.
    - Pocałować? - powtórzył, unosząc brwi do góry. Nawet mu coś takiego przez myśl nie przeszło, a tu widać, że Francesce takie rzeczy cały czas chodzą po głowie. - czyżbym nagle zaczął ci się podobać, że coś takiego insynuujesz? - rzucił ironicznie.
    - Idziemy? - spytał po chwili, rozglądając się. Nikogo w polu widzenia, czyli przez chwilę bezpiecznie. Kroków też nie słyszał. Zapowiadało się dobrze. Raczej już ich nic nie powinno zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  71. O kobiety należało się troszczyć. Tak był wychowany i tego się trzymał. Nawet jeśli Vea była uparta, to lepiej było o nią zadbać. Ostatnio przesadziła i w ogóle nie dbała o swoje zdrowie. taka sytuacja nie powinna się powtórzyć. Może i Luis działał po części z obowiązku, jednak i również z troski o dziewczynę. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, martwił się, by Vei się nic nie stało. Zdążył ją trochę polubić, chociaż strasznie go irytowała tym swoim podejściem do życia.
    - Tak tylko spytałem - powiedział. Wolał nie kontynuować tematu, bo było widać, że Vea jest podirytowana. Znowu. Chyba podchodził do niej zbyt troskliwie. I weź tu dogódź kobiecie. Naprawdę. To strasznie ciężkie zadanie. I jeszcze weź tu nie zgłupiej.
    Dał się prowadzić. Co miał zrobić, kiedy i tak mieli iść. Ciekawe, w którym momencie Vea stwierdzi, że może go już puścić. Ciekawiło go to bardzo.
    - Już powinniśmy być bezpieczni - powiedział. Nie liczył na możliwość napotkania nowych niebezpieczeństw.

    OdpowiedzUsuń
  72. Luis nie chciał, by jego gest w jakimkolwiek stopniu był dla dziewczyny nieprzyjemny. Nie myślał nawet nad nim. Mężczyźni nie rozdrabniają się nad takimi szczegółami. Po co na nie tracić energię.
    Trzymanie się razem było jak najbardziej logicznym posunięciem, więc blondyn nie protestował. Nie widział sensu. Dał się prowadzić. To nie było nic złego.
    - Jeszcze trochę. Stoi chyba czwarty, czy piąty na tym parkingu. Zaraz powinniśmy go zobaczyć - powiedział, rozglądając się uważnie po okolicy. Jeszcze nie widział dokładnie samochodu, ale na szczęście nie natrafił wzrokiem na potencjalne zagrożenie.
    Wyprzedził trochę dziewczynę. Teraz to on prowadził. Zmienił ułożenie dłoni, by było wygodniej. Jakoś nie chciał puszczać dłoni Vei. Skoro jej nie zabrała, to chyba jej to nie przeszkadzało.
    Kiedy Luis zobaczył swój samochód, poinformował o tym Veę. Bezproblemowo do niego dotarli. Blondyn pozwolił sobie na westchnienie ulgi, kiedy już trochę odjechali.
    - Gdzie teraz? - spytał.

    OdpowiedzUsuń
  73. Luis miał ochotę się roześmiać. Oboje zareagowali podobnie na znalezienie się w samochodzie. Jeszcze trzeba było się stąd szybko zabrać, by nikt ich nie dopadł, co też blondyn uczynił, chwilowo jadąc gdziekolwiek. Nie miał na myśli określonego celu. To wyklaruje się zaraz.
    Chłopak spojrzał na dziewczynę. Miał ochotę westchnąć i powiedzieć jej coś niemiłego, ale ugryzł się w język.
    - Jeśli takie jest twoje życzenie, to mogę cię gdzieś wysadzić, ale chyba mieliśmy sobie porozmawiać - zauważył. Wcześniej nie było jak myśleć o rozmowie natury osobistej, kiedy ich życie wisiało na włosku. - Możesz poprowadzić, pojedziemy na to wzgórze. Może będzie tam na tyle spokojnie, że tym razem spędzimy trochę czasu nie martwiąc się, że zaraz ktoś nas zabije - rzucił, nie szczędząc ironii w głosie.
    Z jednej strony irytowało go to podejście Vei,ale z drugiej się nie dziwił. Nie był wobec niej zbyt sympatyczny i bardzo możliwe, że wzięła sobie do serca to wszystko, co krzyczał na nią w toalecie. Najwyższy czas, by to wszystko wyjaśnić.Może wreszcie wyjdą z tą znajomością na prostą.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Zwykle nie jestem aż tak beznadziejnym żartownisiem - stwierdził, uśmiechając się do niej przyjacielsko. Miał nadzieję, że tylko nie zrozumie tego jak atak w jej stronę, bo cóż... po ich burzliwej znajomości to mogłoby być wysoce prawdopodobne.
    - Jasne - powiedział, kierując się tak, jak dziewczyna poleciła. Prowadził zgodnie z jej wskazówkami, bo sam nie miał dokładnie pojęcia, gdzie jadą.
    - Spokojnie, już po wszystkim - powiedział spokojnie Luis. Widział, że Vea jest trochę spięta. Nie dziwił się jej. Sam był poddenerwowany, bo ileż można uciekać przed mordercami. Delikatnie położył swoją dłoń na jej. - Jesteśmy bezpieczni.

    OdpowiedzUsuń
  75. - Niestety - westchnął blondyn. To była bardzo smutna prawda, która będzie im towarzyszyć do końca życia. jeśli jest się jakąś osobistością w świecie mafijnym, nigdy nie zazna się spokojnego życia. No chyba, że po śmierci się komuś poszczęści. Jednak Luis za bardzo nie przykładał się do takich spraw. Lepiej było się skupić na doczesności.
    - Jednak chwilowo nic nam nie grozi. Jak to szło - zastanowił się na chwilę - "Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy" - zacytował sentencję, starając się podnieść dziewczynę lekko na duchu.
    - Jasne - skinął głową, parkując we wskazanym miejscu, w cieniu, aby jego samochód się zbytnio nie nagrzał. Wolał nie myśleć potem o wygrzebywaniu ewentualnych liści i igieł zza maski i spomiędzy wycieraczek. Starał się za bardzo na tym nie skupiać, ale co mogą poradzić mężczyźni na to, że troszczą się o samochodu. Czasami nawet bardziej niż o kobiety.
    - Ładnie tutaj - powiedział, wysiadając spokojnie z samochodu. Podążył za dziewczyną. Cóż... Chyba teraz będzie czas na ich rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  76. - Nie wiedziałem, że w okolicy jest takie ładne miejsce - przytaknął. - Jest tak spokojnie - westchnął. Brakowało mu tego czegoś. Trochę ciszy i spokoju po tych wszystkich wydarzeniach należało wziąć głębszy oddech.
    Teraz wcale nie było tak źle. I jeszcze ten gest. Wychodziło na to, że dziewczyna powoli się na niego otwiera. On może też będzie dla niej milszy. Chyba Luis był ostatnio dość oziębły. Nie zastanawiał się nad tym bardziej, ale... Vea była jednak dziewczyną i podchodziła do pewnych spraw o wiele inaczej niż on. Potrzebowała w tym momencie trochę wsparcia i rozmowy.
    - Cieszę się, że mnie tu zabrałaś - uśmiechnął się, siadając obok, w miejscu, gdzie chciała by usiadł.

    OdpowiedzUsuń
  77. [Oficjalnie możesz mnie zabić. Myślałam, że ci już odpisałam. Wybacz...]

    Cisza i spokój, to było coś, czego Luis nie doświadczał za często. Dochodziło do tego jeszcze to, że teraz mógł się wsłuchać w odgłosy natury. To było takie kojące. Blondyn wręcz pozwolił sobie na odpłynięcie myślami od tego wszystkiego, od uciekania, od troszczenia się o swoje życie i unikania potencjalnych morderców.
    Nie wiedząc, że dziewczyna przejawia podobne myśli, wyłożył się na trawie.
    - Cudowne to miejsce - mruknął, wpatrując się w niebo. To było aż nierealne, że było tu tak spokojnie. Coś niesamowitego.
    - Hm... - rzucił. To pytanie było dość zaskakujące i... Luis nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Miał tam parę dziewczyn, ale żeby był w którejś tak naprawdę zakochany, to nie. Było miło, ale... Na tym się kończyło. Zerwanie z nimi jakoś go nie obeszło.
    - Tak prawdziwie, to raczej nie. A ty? - odbił piłeczkę.

    OdpowiedzUsuń
  78. - Patowa sytuacja, ładne określenie - uśmiechnął się Luis. Dziewczyna bardzo dobrze to wszystko określiła. Sytuacja, w której się znaleźli była kiepska. Nie mieli szans na poszukiwania prawdziwej miłości, bo trzeba było się skupić na zapewnieniu bezpieczeństwa najbliższym.
    - Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć z moich ust, ale życzę ci prawdziwej miłości. Chociaż, może o to być trudno w obliczu tego, że chyba będziemy musieli mieć małżeństwo. Podejmowanie ciężkich decyzji nie jest łatwe - westchnął. Zdążył nawet polubić Veę, sam nie był do końca pewny jakimi uczuciami ją darzy, ale wiedział, że mimo wszystko chciał, aby była szczęśliwa, bo przecież każdy człowiek na to zasługuje.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Starałem się to jakoś ładnie ubrać w słowa - uśmiechnął się. Sam doskonale zdawał sobie, że powiedział coś nie do końca poprawnego, ale trudno. Wyraził swoje myśli, ale kobiety to zawsze muszą się czepiać i nic się już na to nie poradzi. Luis nie wziął tego do siebie. Nie powinien zachowywać się dziecinnie. Nie o to chodziło.
    - Czasami zdarza mi się by miłym człowiekiem, tak jakoś to wychodzi - uśmiechnął się lekko. - Cóż... Też zdaję sobie z tego sprawę. Czasami należy, że tak to ujmę poświęcić się dla większego dobra - takie decyzje nigdy nie były łatwe, ale czego się nie robi dla rodziny. W trudnych czasach należy się poświecić i zagryźć zęby, nawet kiedy jest źle. Co prawda, aż tak źle to jeszcze nie było, by posuwać się do takich kroków. - Ty też nie pałasz do mnie jakimś niesamowitym uczuciem - zauważył spokojnie. Nie chciał by dziewczyna odebrała jego słowa jakoś negatywnie, bo to było tylko stwierdzenie faktu. - A z dogadywaniem, to możemy spróbować - zaproponował.
    Zamyślił się na chwilę. - Jeśli to byłby syn, wyrósłby na przystojnego blondyna. Tego jestem pewien - zaśmiał się.

    OdpowiedzUsuń