'95 — prawie skończony pierwszy rok fizjoterapii — dążenie do zostania najlepszym rehabilitantem w Bostonie — proteza lewej nogi — wygrana walka z nowotworem kości — zaręczony — pies Mickey — i kot Diablo — ukochany eks strażak, uszczęśliwiający go na każdym kroku — codziennie dziękuję za to, że Cię mam
Najnowsze posty
Rayne nie bardzo chciał, żeby Jake sam wychodził. Teraz na pewno będzie bardzo, bardzo przewrażliwiony przez jakiś czas, dłuższy lub krótszy. Ale po tym, co się stało, to chyba oczywiste. Kiedy Jake wyszedł z psem, Rayne pogłaskał Diablo za uszami. Miał jako tako czyste ręce, w szpitalu mu je przemyli i zdezynfekowali. Wyglądał śmiesznie z tymi bandażami i tak dalej, ale co zrobisz, stało się, co się stało. Ważne, że nic gorszego. Było jeszcze wcześnie rano, Rayne włączył telewizor i poszukał jakiegoś kanału z wiadomościami. O zdarzeniu albo już mówili, albo jeszcze nie mówili. Generalnie Rayne poszedł jako tako się umyć po tej okropnej nocy, uważając na bandaże i opatrunki. Potem udał się do salonu i, skacząc po kanałach w poszukiwaniu innych wiadomości (chciał dowiedzieć się, ile jest ofiar śmiertelnych i w ogóle co mówią, może coś wiedzą więcej, może policja…), zadzwonił do swojej mamy. Najwidoczniej jego rodzice jeszcze nie wiedzieli (inaczej na pewno by wydzwaniali do syna, Jake’a i szpitali) i Rayne się z tego cieszył. Wolną ręką głaskał kota, który przyszedł do niego na kolana i położył się wygodnie, ale nie poszedł spać. Czuł, że coś się dzieje i chciał go pocieszyć, pomóc, dodać otuchy, wyleczyć czy co tam koty sobie myślą, kiedy robią tak w podobnych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńRayne na spokojnie opowiedział, co się stało, zaznaczając, że nic poważnego im się nie stało i są już w domu. Mama oczywiście spanikowała mimo to i nawet chciała przyjechać natychmiast, ale Rayne wytłumaczył, że obaj są już zmęczeni po całej tej nocy i potrzebują snu. Na to pani Athaway przystała, a jej syn pożegnał się, kiedy usłyszał, że Jake wrócił do domu. Na szczęście cały i zdrowy. Wyłączył telewizor, wziął kota i poszedł do sypialni, gdzie w łóżku czekał na swojego narzeczonego. Kot zdecydował się położyć przy żebrach Rayne’a.
Mężczyzna zamruczał coś na słowa swojego narzeczonego, a potem zasnął i spał, póki Jakie go nie zawołał. Rayne uniósł powieki i zauważył, że nawet Mickey go opuścił. Podniósł się i przeszedł do kuchni, dopiero teraz czując ból poturbowanego ciała. Jasna cholera…
W drodze na jedzonko Jakie wpadł mu w ramiona, więc mocno go przytulił. Zerknął na wiadomości i westchnął. Będą pewnie o tym jeszcze trąbić i trąbić. Usłyszał też dźwięk swojego telefonu, to pewnie Eric albo ktoś z jego kolegów z byłej pracy. Przynajmniej ci, co wiedzieli, że Rayne tam był.
- Już, spokojnie, kochanie – szepnął, głaszcząc ukochanego po plecach. – Nic nam się nie stało, żyjemy, mamy wszystkie kończyny… Żaden z nas nie stracił drugiego – pocałował go w czubek głowy.
Trzymał go tak dość długo, ale w końcu odsunęli się od siebie, a Rayne zdecydował, że pora zjeść obiad, który przygotował Jake. Jadł i jednocześnie słuchał i oglądał kolejne wiadomości. A, no i szybko napisał Ericowi, że wszystko jest w porządku i ma się nie martwić. Oczywiście on też zaproponował, że przyjdzie, ale Rayne naprawdę nie chciał się z nikim spotykać. Chciał posiedzieć sam na sam ze swoim ukochanym i cieszyć się, że nadal go ma przy sobie.
Po zjedzeniu posiłku Rayne skoczył do łazienki umyć zęby i się ogolić. No, jak człowiek. Generalnie nie zamierzał się przebierać, ot, założył na bokserki spodnie jakieś bawełniane, a na nagi tors odpiętą bluzę.
- Chodźmy, obejrzymy coś. Coś innego niż wiadomości – zaproponował, biorąc laptopa i kierując się na sofę. Podłączył laptopa do telewizora i zaraz zaczął szukać jakiegoś filmu, który nie miał związku z gatunkiem „katastroficzny”. Mieli koc, jedzonko, ogarnięte zwierzaki, więc czemu nie.
– Jak myślisz, jak nasze życie będzie wyglądało za tydzień lub dwa? – zapytał nagle i zerknął na niego przez ramię. – Będziemy się bać? Zastanawiać się? Czy może wrócimy do dawnego życia? A może jedno i drugie?
UsuńRayne myślał sobie, że wystarczy mu jakieś pół roku i jakoś to będzie. Znikną rany, pojawią się blizny, ale życie wróci do normy, nie będzie myślał o tym co minutę. Skupi się na tym, że… wypadałoby zacząć przygotowywać się do ślubu. O, właśnie, mógłby myśleć o tym, ale w obecnej sytuacji to nie było takie łatwe i chyba raczej… nie na miejscu.
- Kocham cię, Jake – uśmiechnął się do niego lekko, kiedy się do niego odwrócił.
I tak minęło parę miesięcy, które na szczęście były spokojne. Od tamtej fatalnej nocy minęło sporo czasu, Rayne zaczynał na nowo być optymistycznym sobą i już nie miał takiej fobii, żeby wejść do kawiarni na dłużej niż pięć minut po kawę na wynos czy coś takiego. Tak, miał z tym problem i się tego nie wstydził. Teraz było już lepiej. Nawet gdyby teraz jego kumple z remizy strażackiej znowu chcieli go wyciągnąć na piwo lub dwa do baru, to pewnie by poszedł. Był z siebie zadowolony, robił postępy. Tak jak i Jake, z którym i tak się nie rozstawał na krok, ale tak było zawsze, więc w tej sprawie akurat bez zmian. Chodzili regularnie na spacery z Mickey’m, bawili się z Diablo i generalnie było w porządku. Co do pracy Rayne’a, to mieli w domu coraz więcej zabawek i różnych gier zakupionych z pieniędzy, jakie zarobił Athaway na byciu nianią. Lubił tę pracę i nie myślał o żadnej innej. Jednakże była pewna sprawa, która jakiś czas temu do niego powróciła…
OdpowiedzUsuńOtworzył szafę i spojrzał na wieszak, na którym wisiał schowany w pokrowiec garnitur. Ów garnitur miał już swoje lata i na bank był już niemodny i pewnie za mały (albo za duży, właściwie Rayne dawno się nie ważył ani nie sprawdzał swojej sprawności, ups). Z drugiej strony, nie ma o czym mówić, na ślub potrzebuje czegoś porządnego, nowego, najlepszego. Hm… Nie żeby coś, ale dobrze mu się żyło jak teraz, ale z drugiej strony chciałby zobaczyć na swoim palcu obrączkę. Nie wspominając już o palcu Jakie’ego. Zwłaszcza, że Rayne’a nie robił się coraz młodszy, a różnica wieku między nimi była taka sama. Logiczne. Niedługo nowy rok, więc były strażak pomyślał, że warto by było zacząć się określać w związku ze ślubem. Bo w sumie na co czekać? Przecież się kochali. Bardzo.
Rayne zamknął z powrotem szafę i zerknął na Mickey’ego. Nie wyglądał za dobrze. Od wczoraj chodził jakiś taki… i co chwilę spał. Coś było nie tak, więc Rayne postanowił zabrać zwierzaka do weterynarza. Przebrał się założył smycz i wyszedł. Może się uda coś załatwić nim Jake wróci z uczelni.
Na miejscu akurat miał szczęście, bo jakimś pacjent nie dotarł, więc mogli wejść do gabinetu. Na całe szczęście, ponieważ Rayne jakoś dziwnie się czuł, kiedy jakiś obcy facet (oczywiście, że młodszy!) próbował go poderwać. Cóż, kolejny powód, dla którego powinni mieć już obrączki.
Po wizycie u weterynarza, wrócili do domu. Okazało się, że Mickey się czymś struł, a przemiła pani doktor coś mu dała w postaci zastrzyku i pozostało czekać aż zwierzakowi przejdzie. Nawet Diablo przyszedł do psa i się koło niego położył. To urocze, stwierdził Rayne, zabierając się za jedzenie.
- Powinniśmy ustalić datę i zacząć wszystko przygotowywać – powiedział, kiedy razem ze swoim ukochanym usiedli do kolacji. – Wiesz, gdzie, kogo zaprosimy, co podamy, tort i te sprawy. Wiesz, że jak zacząłem o tym myśleć, to tego jest naprawdę niesamowicie dużo? Zaczynam przestawać się dziwić, że istnieją firmy od organizacji ślubów, serio – wsunął widelec do ust, obserwując swojego ukochanego. – Myślę, że najlepiej będzie jak będziesz miał wolne od uczelni. Żebyś nie musiał się podwójnie stresować. Musimy o siebie dbać w związku z tym – przyznał, nabierając kolejnego kęsa.
Nie wyobrażał sobie ich ślubu jako jakiegoś dużego wydarzenia, bez przesady, ale znalazłoby się ileś osób, które mogliby zaprosić. No i jeszcze zdjęcia na pamiątkę. Nigdy nie uważał, że ślub jest jakoś super potrzebny, ale jednak… skoro się oświadczył, to coś znaczyło. Cóż… wtedy oficjalnie Jakie będzie jego i tylko jego. I w sumie, to nie mógł się tego doczekać.
Mogliby też się wygrać gdzieś w podróż poślubną. Przecież nie trzeba znowu jechać gdzieś daleko, domek na wsi też by pasował chociaż… Może lepiej wykorzystać jakoś tę okazję? No nie wiadomo, muszą o tym porozmawiać na spokojnie razem. Rayne miał już w głowie wiele myśli dotyczących tego wydarzenia, ale nie chciał nimi przytłaczać swojego ukochanego.
Usuń