1 września 2015

I loved you from the very first night



 Verity  Bantrell

Kochliwe toto i płochliwe przy okazji też. Ufa tylko jednej osobie na całym świecie i, o dziwo, nie jest to jej własna matka. Przyjaźń ceni ponad wszystko Wysłucha i przytuli albo zbeszta i kopnie w tyłek. Szczerość powinna być jej drugim imieniem i choć wygląda na osobę nieśmiałą, czasem potrafi porządnie tupnąć nogą. W kryzysowych sytuacjach łatwo wpada w panikę. Nie przebiera w słowach, a kreatywność i czasem zbyt odważne, dziwaczne pomysły pomogą jej w przyszłości zostać architektem.


Jestem fajniejsza, bo mam cycki.

3 komentarze:

  1. Isaac należał do grona osób, które najchętniej przespałyby całe swoje życie. A już na pewno większą część soboty, jedynego dnia, kiedy mógł pozwolić sobie na słodkie lenistwo. W tygodniu ograniczały go wykłady, praca oraz niezwykle absorbująca osoba Oliviera, choć musiał przyznać, że akurat on przeszkadzał mu najmniej. Ostatnie dni były dla niego istną gehenną i z niecierpliwością wyczekiwał weekendu, kiedy to wreszcie będzie miał okazję by skupić się na własnych potrzebach, które w głównej mierze sprowadzały się do zwykłego odpoczynku. Choć należy do osób aktywnych od czasu do czasu potrzebuje odciąć się od rzeczywistości, czemu sprzyjają dogodne warunki mieszkalne Kawalerka w spokojnej okolicy była strzałem w dziesiątkę, a bezdzietni i pozbawieni zapędów majsterkowicza sąsiedzi to coś, za co odczuwa niebywałą wdzięczność. Szczególnie wtedy, gdy wraca do domu po całonocnej imprezie i jedyne, co pamięta to to, że został eskortowany pod drzwi przez swojego chłopaka. Nie ma pojęcia w jaki sposób dostałby się do swojej sypialni gdyby nie fakt, że Olivier przez całą noc stronił od alkoholu, ograniczony weekendową zmianą w pracy. Pewnym było, że nie dałby rady wrócić o własnych siłach. Z tego też względu nie miał zamiaru wychodzić dzisiaj z łóżka, a nawet gdyby chciał, to morderczy kac szybko wybiłby mu ten pomysł z głowy. Bezpieczniej było zakopać się pod kołdrą i przeklinać cały świat, a zwłaszcza słońce, którego promienie wdzierały się do pokoju i raziły oczy chłopaka.
    Przekręcił się na drugi bok i ponownie zasnął, jednak nie na długo, ponieważ już za chwilę został brutalnie wybudzony. Zacisnął powieki i skulił się w kłębek, gdy ktoś zamaszyście zdarł kołdrę z jego półnagiego ciała. Po omacku zaczął szukać czegoś, czym mógłby się przykryć, aby ostatecznie schować głowę pod poduszkę i wcisnąć twarz w powierzchnię materaca. Resztkami świadomości zarejestrował głos Verity, czyli kogoś, po kim powinien spodziewać się tego typu akcji, dlatego nie był zbytnio zaskoczony jej obecnością. Niemniej jednak nie miał zamiaru z nią rozmawiać, na pewno nie teraz. Dziewczyna nie dawała jednak za wygraną i z przesadnym entuzjazmem raz za razem rozkazywała, aby Isaac wreszcie zwrócił na nią uwagę, na co on w tej chwili nie miał ochoty. Nie mógł jednak znieść jej krzyku, który niemalże rozsadzał jego czaszkę, dlatego niechętnie uniósł się do pozycji siedzącej i uchylił powieki. Poczuł nagłe pieczenie spojówek, więc z cichym jękiem otarł twarz dłońmi. Następnie posłał przyjaciółce mordercze spojrzenie, jednak ona nie wydawała się tym przejmować.
    - Chryste, ucisz się. Czy ty wiesz która jest godzina? – instynktownie zerknął na stojący na szafce zegarek. Wskazywał on jedenastą czternaście, co dla Isaaca było wręcz środkiem nocy. Rozprostował skostniałe ramiona, czemu towarzyszył charakterystyczny, łamliwy dźwięk. – Czego ty w ogóle chcesz?

    [Wybacz za opóźnienia. ;-;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Isaac ledwo przytomny analizował przekazywane mu informacje, które Verity wyrzucała z siebie niemalże na jednym oddechu. Było to standardowe dla niej zachowanie, zwłaszcza wtedy, gdy była podekscytowana, a właśnie w takim stanie wydawała się teraz znajdować. Dawson nie bardzo wiedział co wywołało aż taką euforię u dziewczyny i nie był do końca pewien, czy chce zgłębić tę tajemnicę. Zaraz pewnie zostanie w coś wciągnięty a potem będzie tego żałować, co miało miejsce zawsze, gdy w grę wchodziły genialne pomysły Verity. W tamtym momencie nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego założenie nie mija się z prawdą. Przekręcił się na łóżku i oparł plecami o ścianę, naciągając kołdrę na swoje uda. Puścił mimo uszu wzmiankę o swojej bieliźnie i był świadomy szaleństwa przyjaciółki, dlatego tę kwestię również pominął. W to, że dziewczyna niczego od niego nie chciała bardzo wątpił, a przy słowie „Dan” niemalże się wzdrygnął.
    Jakże mógł zapomnieć o tym delikwencie, chodzącym bóstwie, które skradło serce panny Bantrell? Wystarczająco długo słuchał o jego silnych ramionach, ostrych kościach policzkowych, czekoladowych tęczówkach czy idealnym uzębieniu, tak, jakby te informacje w jakikolwiek sposób go interesowały. Nie chciał jednak sprawić przyjaciółce przykrości, dlatego mniej czy bardziej angażował się w jej życie uczuciowe, siląc się na odwzajemnianie jej entuzjazmu względem chłopaka. Isaacowi cały ten Dan od początku się nie podobał, a jeszcze bardziej denerwował go fakt, że Verity przedstawia go w samych superlatywach. Z jej opowieści można wysnuć wniosek, że koleś ten nie posiadał żadnych wad, stwarzając pozory chodzącego ideału. Nieco niepokoiło go zaślepienie Bantrell, ale twierdził, że być może jest to jedynie nieszkodliwe zauroczenie, które w końcu minie. To nie tak, że nie chciał szczęścia swojej przyjaciółki. Był po prostu sceptycznie nastawiony do tego typka, który wydawał się mu podejrzany. Źle mu z oczu patrzy, o. I wcale nie jest taki przystojny. No, może trochę, ale to nie zmienia faktu, że zapewne jest dupkiem. A jeśli nie jest nim teraz, to okaże się w przyszłości. Isaac potrafił wyczuć takie rzeczy.
    - Verity, jeśli nachodzisz mnie tylko po to, żeby podzielić się ze mną kolejną złotą myślą Dana, albo powiedzieć mi, że świetnie wczoraj wyglądał, to przysięgam, że cię zamorduję. I to z zimną krwią. – stwierdził niezbyt przekonywująco. Przeczesał palcami rozczochrane włosy i wyczekująco spojrzał na dziewczynę, pragnąc wreszcie poznać powód, dla którego nachodzi go o tak nieludzkiej porze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na wzmiankę o ponownym zaśnięciu Isaac energicznie uniósł głowę, z nadzieją spoglądając na siedzącą przed nim dziewczynę. W tym momencie jedyne, o czym marzył to powrót do łóżka, choć teoretycznie nadal się w nim znajdował.
    - A mogę iść spać? – zapytał naiwnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że słowa Verity nie były wcale pytaniem, a prostym stwierdzeniem faktu. Obruszył się, wzdychając przy tym.
    Dziewczyna wpada do niego bez zapowiedzi, budzi go, wpełza mu na łóżko i jeszcze dyktuje warunki, szczyt wszystkiego. Isaac był jednak przyzwyczajony do podobnych zachowań na tyle, by nie odczuwać zaskoczenia. Po Verity mógł spodziewać się absolutnie wszystkiego, zresztą tak samo, jak ona po nim, bo w tej kwestii dobrali się idealnie.
    Nie mógł skupić się na tym, co dziewczyna go niego mówi, więc tylko skinął głową w geście zrozumienia, gdy przyjaciółka zaczęła usprawiedliwiać swoją postawę względem tego całego alvaro.
    - Nie no, dobrze chociaż, że wspomniałaś o tej niesymetrycznej twarzy. To ważne, zważywszy na to, że z matematycznego punktu widzenia mało kto jest symetryczny… - zaczął gadać trzy po trzy, przecierając dłońmi swoją twarz. Jego spojówki paliły żywym ogniem, więc zamrugał kilkukrotnie, by zniwelować to nieprzyjemne dla niego uczucie. Suchość w gardle najzwyczajniej zignorował.
    Czas mijał, a Dawson nadal nie wiedział, czym zawdzięcza tę jakże miłą wizytę. Chciał przejść już do konkretów, bo widział, że Verity ewidentnie ma do niego jakąś sprawę i nie przyszła tutaj ot tak, choć cały czas krążyła wokół tematu. W końcu spojrzał na Bantrell, oczekując na wyjaśnienia.
    - Dobra, do rzeczy. O co ci tak właściwie chodzi? - ponaglił i zaczął wiercić się na łóżku, szukając sobie wygodniejszej pozycji, ale każde ułożenie było niekomfortowe dla jego obolałych mięśni.

    OdpowiedzUsuń