20 kwietnia 2016

[KP] the dead are gone, the living are hungry

Juno Jack

x

urodzona 21.10.90 / przemieniona 22.08.07


za dnia przykładna obywatelka, właścicielka jedynej w miasteczku kawiarni, typ dobrej ciotki, która pogłaszcze cię po głowie, gdy przyjdziesz przytulić się do niej ze złamanym sercem - w nocy morderczyni, od dwudziestego roku życia twardą ręką rządząca stadem
mieszka na poddaszu nad lokalem, w ciasnej klitce zawalonej od góry do dołu płytami/ je stanowczo za dużo słodyczy/ boi się, że kiedyś wpadnie w alkoholizm
mało mówi o przeszłości - liczy się tu i teraz



9 komentarzy:

  1. Najpierw ich światem wstrząsnęła śmierć ojca. Maya miała wtedy jakieś 8 lat. Bardzo dużo płakała, a matka próbowała jakoś uspokoić ją oraz jej starszego brata. Dylan urodził się w styczniu tego samego roku co jego siostra, urodzona w grudniu. Rzadki przypadek, ale jak najbardziej możliwy. Często potem brano ich za bliźnięta, bo razem chodzili do jednej klasy. W sumie, byli ze sobą zżyci jak właśnie bliźnięta.
    Kolejnym wstrząsem był nowy związek ich matki, kiedy mieli 15 lat (rocznikowo, oczywiście, bo rodzeństwo było w równym wieku przez raptem dwa tygodnie). Ich ojczym był bardzo apodyktyczny, wszystko musiało być tak, jak on chciał. Dylan był bardziej posłuszny, ale ona nie. Ona się buntowała. Niedawno ich matka zmarła, a on zaczął się nad nimi znęcać. Kiedy prawie zgwałcił dziewczynę, postanowili uciec. Spakowali się i w nocy wyszli przez okno. Szli całą noc polnymi drogami. Mieli trochę pieniędzy, za które kupili sobie rano coś na śniadanie. Pomyśleli o tym, aby złapać stopa. Mieli ze sobą duże, wypchane plecaki. Starali się nie wzbudzać podejrzeń. W końcu ktoś się zatrzymał i ich podwiózł do najbliższego miasteczka.
    Chcieli uciec jak najdalej. Najlepiej na drugi koniec kraju, albo może i poza jego granicę. A może jakoś dostaną się do Europy? Albo chociaż Meksyku? Wszędzie lepiej niż w domu z tym psycholem.
    Nastała kolejna noc ich wędrówki. Niezbyt dobrze pachnęli i byli wyczerpani, w dodatku ściemniło się, kiedy byli w połowie drogi przez las, czyli musieli tu nocować. No nic. Trudno. Mieli ze sobą śpiwory. Była lato, wiec pogoda dopisywała.
    Rozbili prowizoryczny obóz. Jakoś dadzą radę. Dylan zabrał też latarkę. Nie mieli ze sobą telefonów. Bali się, że jeśli ich ojczym zgłosi zaginiecie, to policja namierzy ich przez sygnał ich komórek.
    Żadne z nich nie miało pojęcia, że niedaleko od nich znajduje się miasteczko, pełne wilkołaków. Nie zwrócił też szczególnej uwagi na pełnię Księżyca. Kto by wierzył w jakieś nadnaturalne stwory?
    Zjedli coś na kolację i położyli się spać. Obudził ich jakiś hałas, a potem ich oczom ukazał się ogromny wilk. Szybko zerwali się do biegu, ale nie mieli szans, bo okazało się, że wilków jest więcej. Najpierw dopadły Mayę, a potem Dylana. Dzieciaki zostały pogryzione. Mdlały z bólu, wzywając pomocy, ale nikogo więcej tam nie było. Nikt nie mógł im pomóc. Zanim Maya straciła kompletnie przytomność, spojrzała na brata. Wilk, który ich zaatakował znikał już między drzewami i dziewczynie wydawało się, że jego oczy lśnią na niebiesko.

    [starałam się to jakoś tak opisać bez rozwlekania :P]

    OdpowiedzUsuń
  2. Maya niewiele pamiętała. Jedynie mieszankę strachu i bólu sprzed omdlenia. Potem była ciemność. Chyba ktoś coś mówił. Chyba widziała twarz.
    Chyba.
    Nie miała pewności co było naprawdę, a co sobie potem dopowiedziała.
    Obudziła się rano. Przez pierwszą chwilę odbierała świat jest przez mgłę, a potem uderzyły ją dźwięki, zapachy i bardzo widoczne detale na suficie. Skuliła się, zaciskając oczy i zakrywając uszy. Aż jęknęła. Czuła się tak, jakby głowa miała jej zaraz eksplodować od nadmiaru bodźców.
    Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że coś jest nie tak. Przypomniała sobie, że była przecież w lesie. Powinna widzieć nad sobą niebieskie niebo i korony drzew. Powinna leżeć na trawie, nie w pościeli.
    Otworzyła oczy, aby zobaczyć gdzie jest jej brat. przecież Dylan też musiał tu być, to było niemożliwe, żeby ją zostawił.
    Nie było go tutaj. Za to była drzemiąca w fotelu kobieta, która miała dziwnie zwierzęcy zapach. Maya powoli i ostrożnie się podniosła. Nadal słyszała wiele rzeczy: odgłosy sprzętu kuchennego, samochody, nawet jakieś rozmowy, chociaż czuła, że w domu poza nią i tą dziwną kobietą nikogo nie ma.
    Nie było też Dylana. Cholera, będzie musiała go poszukać. Ale najpierw dowie się, co właściwie się stało.

    [to jest taka moja normalna długość :P]

    OdpowiedzUsuń
  3. Maya zmarszczyła brwi. Jej długie włosy, rozjaśnione na końcach, były poplątane i brudne. Między puklami były resztki liści, trochę trawy, a także zaschnięta krew. Dopiero po chwili wyczuła krew. Spojrzała na siebie. Jej ubranie było zniszczone, podarte i uwalone krwią, podobnie jak skóra, którą mogła dostrzec przez dziury, ale...
    Ona nie czuła bólu. Sądząc po ilości krwi, była cięzko ranna. Powinna być martwa, ale nic jej nie było.
    Wstała powoli z łóżka.
    - Wszystko okay, ale nie rozumiem tego, co się stało - powiedziała. Próbowała sobie przypomnieć to, co działo się wcześniej, ale nie mogła. Ostatnie co pamiętała to jak byli w lesie z Dylanem i kładli się spać. Życzył jej dobrej nocy i chwytał ją za rękę. Mieli uciec jak najdalej się dało i zacząć jakoś żyć na nowo, bez ojczyma, ktory ich krzywdził.
    - I gdzie jest mój brat? - spytała. Nie było go tu, a powinien być. Nie zostawiłby jej. Nie on. Był starszy i odpowiedzialny, bronił jej w każdej sytuacji, nie ważne, ile go to potem kosztowało.
    Musiał tu być. Nie było innej możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maya patrzyła na nią uważnie. Nie mogła wiedzieć, że jej oczy lśnią na złoto, jak u każdej bety, która nie zabiła niewinnej osoby. Kontrolowanie jej zdolności i innych wilczych cech pewnie zajmie jej sporo czasu.
    Słysząc słowa kobiety, poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch. Usiadła zszokowana.
    - Nie...on żyje. Mój brat...on by mnie nie zostawił. Nie on. Słyszysz? Nie on! - zaczęła krzyczeć i płakać. Trzęsła się, chowając twarz w dłoniach. Resztę słyszała jak przez mgłę. W sumie to niewiele ją obchodziło.
    Jej brat nie żyje. Dylana już nie ma. Jej brat odszedł na zawsze. Jej starszy braciszek, jej wkurzający, starszy brat, którego tak kochała. Któremu ufała. Który zawsze jej bronił.
    Uspokoiła się po jakimś czasie. Spojrzała zapłakana na kobietę.
    - Wilkołaki? - powtórzyła - to jakiś kiepski żart? Chcesz mi wmówić, kimkolwiek jesteś, że zaatakowała nas jakaś legendarna postać? Że jakaś bzdura powtarzana przez wieśniaków zabiła mojego brata? I co? Może teraz mi zacznie odwalać podczas pełni? Fajnie się bawisz? Mam nadzieję, że tak. Ale mnie w to nie mieszaj. Chcę znaleźć mojego brata i ruszyć dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Maya cały czas była roztrzęsiona. Wycierała twarz z łez, ale po chwili znowu wybuchała płaczem.
    - Nie jestem żadnym wilkołakiem! Jestem normalną dziewczyną! uciekaliśmy od pojebanego ojczyma, mieliśmy dotrzeć za granicę i...i zacząć od nowa. Jakoś. Razem. Ja i Dylan. Chcę go zobaczyć - powiedziała.
    Wiedziała, że jeżeli kobieta mówi prawdę, to ciało jej brata będzie w opłakanym stanie. Ale jeśli go nie zobaczy, nigdy nie uwierzy w jego śmierć, ani w resztę słów, które usłyszała po przebudzeniu.
    - Chcę go zobaczyć. Natychmiast - powtórzyła głośniej i wyraźniej, czując nagle narastającą wściekłość. Cóż, młode osobniki takie już były. Impulsywne. Agresywne.
    Jej kły się wydłużyły. Pokazały się też pazury. Zaskoczona spojrzała na swoje ręce i zamarła.
    - Co to jest? - spytała przerażona. Cóż, nie wyglądało to zbyt ładnie. Nie, zeby jej paznokcie zawsze były w idealnym stanie, ale pazury i tak ją zaskoczyły.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyna spojrzała na nią wystraszona. Z jej oczu znowu popłynęły łzy. Widząc swoje ręce zrozumiała, że to, co usłyszała było prawdą. Jej brat został zagryziony przez bestię. Tego samego potwora, który ją zmienił w swojego pobratymca.
    Była wilkołakiem.
    Nie mogła się uspokoić. Serce waliło jej jak oszalałe, a oddech był płytki. Starała się skupić na głosie kobiety, słuchać jej rad. Patrzyła na nią, starając się brać głębokie oddechy, ale to było trudne. Zaczęła drżeć. Odczuwała dziwny ból w kręgosłupie. Zamknęła oczy. Nie...cokolwiek to było, nie było niczym dobrym. Ona musi nad sobą zapanować.
    - Maya - wymamrotała cicho. Usiadła na łóżko, mocno zaciskając dłonie pięści.
    Wdech.
    Wydech.
    Spokój. Musi się uspokoić. Czuła, jak potwór, który w niej siedzi próbuje się wyrwać na zewnątrz. Nie mogła mu na to pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej obecność obok wpływała na Mayę kojąco. Potwór powoli się wycofywał, zniknęło to dziwne uczucie w kościach. Dziewczyna czuła, że powoli wraca do względnej normy. Wsłuchiwała się w głos tej kobiety, który był dość...motywujący? Chyba tak mogła to określić.
    Otworzyła oczy i spojrzała na nią.
    - Jestem potworem, prawda? - spytała cicho. Może ta bestia w środku niej, nie była odrębnym bytem. Była teraz częścią Mayi. I dziewczyna musiała nauczyć się jakoś nad sobą panować, jeśli nie chciała pewnego dnia też kogoś zabić.
    - A ty...ty też jesteś wilkołakiem? Jak masz na imię? - przestała drżeć. I płakać. Jakoś musiała się uspokoić i ogarnąć sytuację, która ją przerażała.
    Jej brat nie żył. Maya została sama i była wilkołakiem. Potworem z legend. Krwiożerczą bestią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Musiała jej zaufać. Nie miała wyboru. Dylana już nie było, a sama nie da rady w obcym mieście i jeszcze w tej sytuacji. Potrzebowała tej kobiety, chociaż jej nie znała i nieco się obawiała
    W końcu skoro jej wewnętrzna bestia była taka silna, to jak potężna była alfa? Jak bardzo groźna mogła być niepozorna Juno, skoro dowodziła stadem wilkołaków.
    - Dziwne porównanie - mruknęła cicho - to...jest jakaś wilcza insulina? Coś, co to wszystko jakoś złagodzi? - spytała. W legendach była często mowa o tojadzie, ale jaka była prawda, Maya nie wiedziała.
    Poszła do łazienki. Z rozkoszą weszła pod prysznic i zmyła z siebie brud i krew. Wyszła potem i spojrzała w lustro. Jej twarz się niby nie zmieniła, ale czuła się inaczej. Kompletnie inaczej. Jakby nie była dłużej sobą.
    Czuła się silniejsza i...dziksza? Chyba tak. Przymknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła jej tęczówki były złote.
    Pokręciła głową i szybko się ubrała. Wyszła z łazienki, wiążąc sobie włosy w kucyka.
    - Czyli to nie jest normalne, że ktoś ze stada atakuje ludzi i ich zabija? - spytała, przypominając sobie słowa Juno o pomszczeniu Dylana. No cóż, nie miała wtedy ochoty o tym dyskutować, chciała się umyć i na tym skupiła swoje myśli.

    OdpowiedzUsuń
  9. Maya uniosła do góry jedną brew. Superman? Serio?
    Ona jakoś nie lubiła tych wszystkich komiksów, superbohaterów i innych tego typu opowieści. To zdecydowanie nie były jej klimaty, chociaż fantasy lubiła. Sci-fi do niej nie przemawiało, po prostu.
    Wróciła do pokoju, upinając włosy w koński ogon. Była naprawdę ładną dziewczyną, chociaż nieco za chudą.
    Życie w stadzie było dla niej abstrakcją. Ona zawsze była typem samotniczki, chodziła własnymi drogami i nie lubiła jak ktoś jej mówi co ma robić. Towarzyszył jej jedynie brat, z którym też często się kłóciła, kiedy próbował się za bardzo rządzić.
    Ale czuła, że Juno jest...ważniejsza. Najwyraźniej działały jej wilcze instynkty nakazujące jej podporządkowanie się alfie.
    - Rozumiem - mruknęła - chociaż ja bym karała za każdy atak na ludzi. To wam zagraża. Bo co, gdyby ktoś wam zrobił zdjęcie? Albo zdołał uciec...? No i...od czego zależy to, że ktoś przeżyje przemianę, a ktoś inny umrze?

    OdpowiedzUsuń