1 maja 2016

[KP] “I've been waiting for someone like you…



…But now you are slipping away...”




Leo Xavier

Artysta | przyszły student ASP | bogaty dzieciak z bogatego domu | jedynak | Australijczyk | lekkoduch | wiecznie zadowolony | wiecznie szczęśliwy | wiecznie wesoły | mity artystyczne nijak się do niego mają | nigdy niezapomniany akcent | kupa hajsu włożona w narzędzia do tworzenia | uczucia ulokowane tam, gdzie nie powinny

34 komentarze:

  1. Do Stanów przyleciał zaledwie kilka dni temu. Gdyby nie jego dobry przyjaciel, którego poznał jeszcze w domu dziecka, zapewne musiałby jeszcze przez jakiś czas odkładać ten wyjazd. Miał pieniądze na bilet i trochę oszczędności na życie, ale nic więcej. Udało mu się przekonać przyjaciela, by ten zgodził się, żeby Ben się u niego zatrzymał. Choć na kilka dni. Joel pomógł mu nawet znaleźć pracę i Benjamin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie zdoła należycie podziękować mu z jego pomoc.
    Każdego dnia myślał o rodzicach, którzy go zostawili oraz o bracie, który miał wszystko. Wbrew pozorom, nie było trudno dowiedzieć się, kim byli jego biologiczni rodzice. Zajął się tym jeszcze będąc nastolatkiem, również przy pomocy Joela. Potem było gorzej, bo musiał skupić się na zebraniu jak największej ilości pieniędzy, by móc polecieć do LA. Gdyby ich nie odnalazł, to przeznaczyłby wszystkie oszczędności na studia, ale były rzeczy ważne i ważniejsze, prawda? A zemsta była ważna, dla niego chyba nawet najważniejsza.
    Wątpił w to, by był gotowy stawić czoła swojej rodzinie, ale i tak zaraz po pracy, znalazł się pod ich domem. To było silniejsze od niego. Kolejny sztylet wbił się w jego serce, gdy zobaczył dom. Byli pieprzonymi bogaczami i choć o tym wiedział już wcześniej, to jednak pozostawała w nim mała cząstka nadziei, że może... Że może co? Byli bogaci, mieszkali w Los Angeles i mieli syna, któremu na pewno zapewnili wszystko.
    Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno zaciska pięści oraz szczękę. Nie zdawał sobie sprawy z tego, z jaki wielkim żalem patrzy na posiadłość.
    W pierwszej chwili nawet nie zauważył, że został złapany na obserwowaniu domu. Możliwe, że powinien być ostrożniejszy... Tak, zdecydowanie powinien. Przeniósł wzrok na chłopaka, dopiero gdy usłyszał jego głos.
    Pierwszy raz w życiu poczuł chęć wytłumaczenia się. Ale niby co miał mu powiedzieć? Cześć, jestem Ben, a tak właściwie to Angel, i przyjechałem tu tylko po to, by zemścić się na moich rodzicach, którzy zostawili mnie tuż po moich narodzinach. Och, i tak się składa, że moi rodzice są także twoimi rodzicami. Fajnie, co? Nie, to zdecydowanie by nie przeszło. Ostatecznie stwierdził, że najlepiej będzie to przemilczeć.
    - Ben - mruknął, ściskając jego dłoń. Szybko cofnął rękę i wcisnął ją do kieszeni swoich czarnych spodni. Cały był ubrany na czarno; czarne spodnie, koszulka i bluza, a nawet trampki, które lata swojej świetności miały już bardzo dawno temu.
    Wpatrywał się w chłopaka, próbując znaleźć jakieś podobieństwo. Usta? Nie. Oczy? Nie. Nos? Nie. Byli zupełnie inni. Przez chwilę myślał nawet, że może pomylił domy, bo ten chłopak nie mógł być jego bratem. Ale wiedział, że to on. Po prostu wiedział.
    - Zapraszasz nieznajomego na imprezę? - spytał, próbując ukryć zaskoczenie wywołane jego słowami. Odchrząknął, gdy uświadomił sobie, że jego głos brzmi dziwnie obco, jakby nie był używany przez długi czas.
    Pierwsze co mu się nasunęło na myśl to to, że ten dzieciak musi być niezwykle naiwny. I głupi. A może pomyślał tak tylko po to, by podbudować swoje ego?
    Dopiero po chwili dotarło do niego, że właśnie zyskał ogromną szansę poznania Leo. Szansę, której nie powinien zmarnować. Jeden z kącików jego ust uniósł się w lekkim uśmiechu. Jedyny uśmiech, na jaki było go stać.
    - Tak się składa, że nie mam nic lepszego do roboty, więc chętnie się z tobą wybiorę na tę imprezę - powiedział w końcu po, jakby się mogło wydawać, wieczności. Zrobił krok w tył, rozglądając się po okolicy. Czuł się, jakby trafił do jakiegoś innego świata. Świata, do którego nie należał i nigdy należeć nie będzie. - W takim razie prowadź.

    [Jeju, chyba popsułam, przepraszam. :< ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Poznał tego chłopaka zaledwie parę minut temu, a już miał wrażenie, że różnią się od siebie, jak dzień i noc. Ben jest nocą, oczywiście. Dawno nie spotkał kogoś tak... otwartego i uśmiechniętego? Tak, to chyba były odpowiednie słowa opisujące Leo. Chłopak był jego zupełnym przeciwieństwem, więc jakim cudem mogli mieć tych samych rodziców? A może... może gdyby Ben nie wychował się w domu dziecka, to byłby tak samo radosny jak jego młodszy brat? Albo odwrotnie. Gdyby Leo spędził prawie całe swoje życie w domu dziecka, to nie byłby tak szczęśliwym człowiekiem. Tak czy siak, to nie był odpowiedni moment na zastanawianie się "co by było gdyby".
    - Okej - dłonie wcisnął jeszcze bardziej w kieszenie spodni, lekko kiwając głową.
    Nie mógł się zdecydować, czy podoba mu się ta bogata okolica, czy wręcz przeciwnie. Musiał jednak przyznać, że Hollywood miało coś w sobie. Doskonale pamiętał swoją reakcję na wieść, że jego rodzice mieszkają w Los Angeles i są cholernymi bogaczami. Gdyby nie Joel, to zapewne rozwaliłby cały swój pokój. Otrząsnął się ze swoich myśli, gdy dotarli na miejsce.
    - Postaram się - powiedział z czymś na kształt rozbawienia, nim ruszył za Leo w głąb domu. Poczuł się jeszcze gorzej niż wtedy, gdy był na ulicy pośród tych wszystkich wielkich willi (bo dla niego to nie były domy, a wille). Nie pasował tutaj i czuł się, jakby pokazywał to każdą częścią siebie. Był gotów na spotkanie pogardliwych spojrzeń tych wszystkich dzieciaków, ale nic takiego jak na razie się nie przydarzyło. Szedł zaraz za Leo, ani myśląc o tym, by się z nim rozdzielić. Skoro już tutaj był, to musiał wykorzystać ten czas na poznanie brata.
    Starał się nie gapić na chłopaka, przy którym zatrzymał się Leo. Wszyscy zawsze mu powtarzali, że gdy Ben się im przyglądał, mieli wrażenie, że patrzył w głąb ich dusz. Bzdury.
    - Cześć, ciebie też miło poznać - może i był oszczędny w słowach, ale jakieś pojęcia na temat kultury miał. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu jakiś dziwny grymas, więc ostatecznie na próbowaniu się skończyło. Wziął od niego kubek z piwem i upił kilka łyków. Wzdrygnął się na samo wspomnienie basenu. Kiedyś uwielbiał pływać, ale te czasy już dawno minęły. Nawet nie zauważył, kiedy chłopak zniknął.
    Czuł na sobie spojrzenie Leo, ale jakoś nie potrafił na niego spojrzeć. Zastanawiał się, czy chłopak widzi podobieństwo, którego on nie potrafi dostrzec. A może po prostu nie chce? Zbyt wiele razy zastanawiał się, do kogo jest podobny. Po kim odziedziczył wzrost i zielone oczy? Ma więcej z matki, czy z ojca? Równie dobrze mógłby być mieszanką obojga. A do kogo jest podobny Leo? Na pewno nie do starszego brata - prawie parsknął śmiechem, gdy w jego głowie pojawiła się ta myśl.
    - Więc... może skupmy się na razie na chipsach? - rzucił, gdy uświadomił sobie, że pomiędzy nimi zapanowała cisza. Podszedł do stolika i zgarnął miskę tuż przed jakimś chłopakiem, który po nią sięgał. Ben nawet nie obdarzył go spojrzeniem, tylko wrócił na swoje miejsce obok Leo, któremu następnie podał miskę. - Chipsy i tanie piwo z beczki. Widzę, że nastolatki wszędzie bawią się tak samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczył brwi, uzmysławiając sobie, jak idiotycznie zabrzmiał. Po co on się w ogóle odzywał? Zazwyczaj milczał i wychodził na tym najlepiej. Uświadomił sobie jednak, że jeżeli będzie milczał, to nie zdoła bliżej poznać swojego brata. No i musi być milszy. A chyba o to chodziło, prawda? Opróżnił swój kubek i zaczął się nim bawić. Usilnie zaczął się zastanawiać nad jakimś tematem do rozmowy. Cholera, naprawdę nie był zbyt dobry w gadaniu. Jego jedyny przyjaciel Joel doskonale o tym wiedział i przez te wszystkie lata zdążył się już do tego przyzwyczaić.
      - Z jakiej okazji zorganizowano tę imprezę? - spytał w końcu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak głupie to pytanie może być. Zakończenie roku, początek wakacji, ogólna zachcianka? Powinien się bardziej wysilić. - Wiesz... nie musisz mnie pilnować, Leo. Jestem dużym chłopcem, serio.

      [Ja też się muszę jeszcze wkręcić w postać. :)
      Ooo, zdecydowanie nie może go zabraknąć. :D]

      Usuń
  3. Chciał powiedzieć, że po bogatych dzieciakach spodziewał się czegoś więcej, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Zamiast tego wzruszył ramionami. Nigdy nie balował z bogaczami. Nigdy nawet nie przebywał w towarzystwie takich ludzi.
    Pokiwał głową na znak, że rozumie. Choć tak naprawdę wcale nie rozumiał, ale Leo nie musiał o tym wiedzieć. Tak samo, jak nie musiał wiedzieć, że Ben ma tylko przebłyski wspomnień związanych z zakończeniem liceum. To właśnie wtedy dowiedział się, że Joel wyjeżdża do Stanów, a parę dni później dowiedział się w końcu, kim są jego rodzice. Ostatnie dni liceum nie należały do miłych i przyjemnych. Poza tym, w jego przypadku zakończenie liceum oznaczało prawdziwe wkroczenie w dorosłość.
    Nie trudno było zauważyć, że jego braciszek był popularny w szkole. Spodziewał się jakiejś nutki zazdrości, ale niczego takiego nie poczuł. Nie do końca rozumiał, co się z nim dzieje, ale na pewno nie zmiękł. Musiał sobie tłumaczyć, że spędza z nim czas tylko po to, by potem się zemścić. Zemsta była najważniejsza. Nic innego się dla niego nie liczyło. Joel powtarzał mu, że to wszystko jeszcze kiedyś kopnie go w tyłek, ale Ben się tym nie przejmował. Jego przyjaciel nie rozumiał, bo jego rodzice zginęli w wypadku, a nie zostawili go samego, tak jak rodzice Benjamina.
    - Benji...? - spojrzał na niego z powątpiewaniem. Było tylko kilka osób, które tak do niego mówiły i poczuł się dziwnie, gdy Leo w ten sposób się do niego zwrócił. Nie źle, po prostu dziwnie.
    Uniósł jedną brew, pochylając się w jego kierunku tak, że prawie zetknęli się nosami. Ani trochę nie przejął się tym, jak mogą wyglądać z boku.
    - Jesteś pewien, że rozbiera mnie, a nie ciebie? - spytał konspiracyjnym szeptem, zerkając kątem oka na ową dziewczynę. Na jego ustach pojawił się, pierwszy raz od bardzo dawna, lekki i niewymuszony uśmiech. - Nie martw się, Leo. Nie zostawię cię dla niej. Nie jestem zainteresowany - dodał, nim poklepał go po ramieniu.
    Szybko zabrał rękę i odsunął się odrobinę, gdy dotarło do niego, że zaczyna naprawdę dobrze czuć się w towarzystwie tego chłopaka. Chłopaka, którego przecież powinien nienawidzić. Po raz kolejny powtórzył sobie w myślach, że Leo miał wszystko, czego tylko zapragnął, podczas gdy on nie miał nic. Pomogło, ale tylko trochę. Może to dlatego, że byli braćmi?
    Opróżnił kubek, a następnie postawił go na stoliku. Podniósł się, wbijając wzrok w Leo. Musiał się napić, a tym piwem prędzej zacznie rzygać, niż się upije. Ben po pijaku stawał się jeszcze bardziej milczący, niż był na trzeźwo, więc nie martwił się o to, że wygadałby cokolwiek swojemu nowemu koledze.
    - To jak, wciąż masz ochotę poszukać czegoś lepszego od tego piwa? - zawahał się. - Chociaż... chyba jednak nie powinniśmy razem pić. Nie wiem, czy chcę ryzykować, pijąc z dzieciakiem, który dopiero co skończył liceum i według prawa nie może jeszcze legalnie pić alkoholu - powiedział z rozbawieniem i cicho się zaśmiał. Szybko zamilkł, bo jego śmiech również brzmiał dziwnie obco. Poczuł na sobie kilka kolejnych zaciekawionych spojrzeń i znów poczuł się nie na miejscu. Znów zatęsknił za domem.
    Przeczesał dłonią włosy, a potem wsunął dłonie w kieszenie spodni, lekko się garbiąc. Spojrzał na Leo, z pytaniem w oczach. Najchętniej zmyłby się z tej imprezy, ale wiedział, że nie może. Wszystko zależało od Leo i tego, co chłopak będzie chciał robić.

    [Oks, jak chcesz. :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. Pokręcił głową z dezaprobatą, a na jego ustach znów zaczął błądzić lekki uśmiech.
    - Jeden z tych przystojnych i gorących nieznajomych z imprezy? Serio, Leo?
    Zauważył zmianę w zachowaniu Leo. Rozejrzał się mało dyskretnie, aż w końcu jego wzrok padł na jakiegoś chłopaka. Zmarszczył brwi, przyglądając się na zmianę bratu oraz temu chłopakowi. Nawet nie próbował ukryć zaskoczenia, gdy usłyszał taki poważny ton głosu. A brak uśmiechu zaniepokoił go jeszcze bardziej. Zaraz, zaraz, jakie zaniepokoił? Pff, zwykła ludzka ciekawość, nic więcej. Ben był jedynie ciekawy, co ten chłopak zrobił, że w Leo momentalnie zaszła jakaś zmiana. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
    Milczał, podążając za nim. Nawet gdyby chciał, to nie potrafiłby się odezwać, bo miał zbyt mocno ściśnięte gardło. Powoli zaczął wątpić w swój plan. Zaprzyjaźnienie się z bratem chyba nie będzie takie proste, jak mu się początkowo wydawało. A Joel go ostrzegał. Przyjaciel był jedyną osobą, która wiedziała, że Benjamin, najpierw szuka swoich rodziców, a teraz chce się na nich zemścić. Próbował mu to nawet wyperswadować, ale bezskutecznie. Jak Ben się już na coś uprze, to koniec.
    Wszedł do środka zaraz za Leo i zamknął drzwi. Rozglądał się po pokoju tylko po to, by nie musieć patrzeć na swojego towarzysza. Był pewien, że wystarczy jedno spojrzenie w jego oczy, a wszystkie jego emocje wyszłyby na wierzch. Nie mógł pozwolić na to, by chłopak zauważył jego ból i żal.
    - Ja stawiałbym na barek - mruknął, kierując się w zupełnie inną stronę, niż wskazał Leo. Znieruchomiał, gdy usłyszał pytanie. Zacisnął szczękę tak mocno, że aż dziwił się, że jego zęby to zniosły. Poczuł się tak, jakby jeden z jego murów został zburzony. - Nie mam rodzeństwa. Urodziłem się i spędziłem całe życie w Australii. Jestem sam, nie mam nikogo. Zadowolony z takiej odpowiedzi? - nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego głos zaczął odrobinę drżeć. Nie miał pojęcia, po co to wszystko powiedział, podczas gdy powinien milczeć.
    Otrząsnął się i podszedł do barku. Otworzył go i zajrzał do środka. Po dłuższym zastanowieniu wyciągnął z niego whiskey i jakieś wino, które zaraz schował z powrotem. Zamknął barek i oparł się o biurko, otwierając whiskey. Rzucił okiem na szklaneczki, ale ostatecznie napił się prosto z butelki. Jeden, dwa, trzy łyki... Z wielką ulgą przyjął pieczenie w gardle. Oblizał wargi, nim oderwał wzrok od jakiegoś obrazu na ścianie i spojrzał na Leo.
    - Przepraszam, ale ja... nie lubię mówić o sobie - odezwał się w końcu, wyciągając trunek w stronę Leo. - Może ty opowiesz mi coś o swojej rodzinie? Albo ogólnie o sobie? Jesteś bardziej interesującą osobą, niż ja.
    Zerknął przez ramie na biurko, na którym stało jedynie jakieś rodzinne zdjęcie. Nie wahał się więc by na nim wygodnie usiąść. Coś jednak go gryzło i nim zdążył się nad tym zastanowić, już zaczął mówić.
    - Ten koleś, tam na dole, ty i on... coś? - spytał kulawo, a zaraz dodał: - Całkiem dobry ze mnie obserwator. Widziałem twój wzrok. No i twój uśmiech zniknął, gdy tylko go dostrzegłeś. - Wziął od niego butelkę i się napił. - Nie powinienem o tym mówić, sorry. To twoja sprawa, a ja jestem tylko tajemniczym nieznajomym, co? Choć mój przyjaciel zawsze powtarza, że najlepiej jest zwierzyć się właśnie nieznajomym. Jest małe prawdopodobieństwo, że spotkasz ich ponownie, dzięki czemu twoje tajemnice będą bezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Był zły na siebie. Na wspomnienie rodziny, nie powinien reagować w ten sposób. Mógł skłamać, powiedzieć mu, że ma wielką, kochającą rodzinę. Ma rodziców, którzy kochają go i dbają o niego. Ma rodzeństwo, które choć wkurzające, to mimo wszystko nie wyobraża sobie życia bez nich. Kłamstwa. Jeszcze więcej kłamstw. Prawie całe jego życie opiera się na kłamstwach.
    Czasami dochodził do wniosku, że jego brat nie zasłużył na zemstę, że przecież to rodzice byli winni. Braciszek zapewne nawet nie wiedział o jego istnieniu. Ale wtedy docierało do niego to, że jego młodszy brat miał wszystko, a co najważniejsze - rodziców. Ben często zastanawiał się, dlaczego go zostawili. Zawsze obwiniał siebie. Właśnie w takich chwilach Joel tłumaczył mu, że to nie jego wina. Dziecko nigdy nie jest winne. A już na pewno nie zaledwie kilkudniowe dziecko.
    Dopiero głos Leo spowodował, że Ben otrząsnął się ze swoich myśli. Musiał skupić się na tym, co było najważniejsze. Na użalanie się nad sobą przyjdzie czas później.
    Nie przyznałby się do tego głośno, ale ucieszył się, że uśmiech wrócił na twarz Leo. Ben nic nie mógł poradzić na to, że bardzo mu tej jego życiowej radości zazdrościł. On sam był ponurym człowiekiem, z którym było niezwykle trudno wytrzymać. Z takimi ludźmi jak Leo chciało się przebywać ciągle.
    - Nie wiedziałeś - stwierdził ze wzruszeniem ramion.
    To Ben zareagował zbyt emocjonalnie, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Ale zawsze taki był. Zbyt emocjonalny i wybuchowy. Istna bomba, która może wybuchnąć w nieoczekiwanym momencie.
    Słuchał go uważnie. Drgnął, gdy Leo powiedział, że jest gejem. Dwaj synowie geje, nieźle. Rozbawiła go trochę ta jego gestykulacja, ale rozbawienie zniknęło, gdy uświadomił sobie, że on także gestykuluje, ale tylko wtedy, gdy jest czymś zdenerwowany. Może jednak było pomiędzy nimi więcej podobieństw, niż mu się początkowo wydawało?
    - Jasne, rozumiem.
    Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł, który w pierwszej chwili sklasyfikował jako idiotyczny. Jednak po dłuższym zastanowieniu... Benjamin nie miał nic do stracenia. To byłaby idealna zemsta. A przynajmniej jakaś jej część. Przyjrzał się Leo, znacznie uważniej niż wcześniej. Czy dałby radę to zrobić, wiedząc, że są braćmi? Kazirodztwo było chyba nawet karalne, ale dzieci i tak z tego nie będzie, prawda? Stop, stop. Niczego nie wskóra, jeżeli Leo nie będzie chciał współpracować. Jaka jest pewność, że skoro nie zechciał tamtego dzieciaka, to zechce akurat jego?
    Zabrał mu butelkę, by upić kolejnych kilka łyków. Jeżeli nie spróbuje, to się nie przekona. Tylko, cholera, jak powinien się za to zabrać? Przeklął w myślach. Dlaczego Joela nie ma wtedy, gdy jest potrzebny?
    - Nikt mnie tu nie zna. Mogliśmy spotkać się na ulicy, ty zaprosiłeś mnie na imprezę i tak się przypadkiem złożyło, że miałem ze sobą whiskey - powiedział i parsknął śmiechem, idąc za nim. Skrzywił się, gdy znaleźli się na korytarzu, bo muzyka była tu naprawdę głośna, znacznie głośniejsza niż wcześniej. Jego grymas powiększył się, gdy znaleźli się wśród tłumu pijanych nastolatków, a muzyka stała się jeszcze bardziej głośna. Ludzi tez było znacznie więcej. Podszedł do Leo, położył rękę na jego ramieniu i nachylił się nad nim. Otarł się ustami o jego ucho, owiewając je ciepłym oddechem.
    - Skoro jesteś gejem, to nikt nie będzie zaskoczony, jeżeli ze mną zatańczysz, hm?
    Jeżeli jego plan ma się powieść, to musi zacząć działać. Nie było sensu tracić więcej czasu. Miał wrażenie, że jego braciszek w każdej chwili może mu się wyślizgnąć z rąk. Nie mógł na to pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jasne, jasne. Tylko wydaje mi się, że dopiero teraz powinien wpaść na pomysł z rozkochaniem i romansem. Znaczy się teraz, gdy dowiedział się, że braciszek jest gejem. O ile nie masz nic przeciwko.
      + Ja chyba nie jestem w stanie prowadzić takiego strasznego drania, więc mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeżeli Ben będzie miał sporo ludzkich odruchów. Zemsta jest dla niego najważniejsza, ale im lepiej będzie poznawać Leo, tym trudniej mu będzie. Kurczę, chyba się zaplątałam, przepraszam.
      A co do zaborczości, to jak najbardziej będzie zaborczy. :)]

      Usuń
  6. Nie zamierzał się tłumaczyć z tego, dlaczego zapytał się, czy Leo z nim zatańczy. Cieszył się więc, że chłopak o to nie zapytał. Samego siebie trochę tym zaskoczył, ale wiedział, że musi działać. Gdyby tylko Joel dowiedział się, że Ben zaprosił kogoś do tańca z własnej woli... Evans nie miałby spokoju do końca życia.
    - No nie wiem, nie każdy lubi tańczyć. A do tego facet z innym facetem na imprezie dla licealistów? To rzadko spotykane - stwierdził z nutką rozbawienia w głosie, dając się wyciągnąć do ogrodu. Ledwo powstrzymał się przed wspomnieniem o tym, że dzieciaki są mało tolerancyjne. Może nie wszystkie, ale zawsze znajdą się jakieś wyjątki, które tylko szukają jakiegoś pretekstu do potyczek, czy to słownych, czy siłowych. Teraz nie przejmował się tym, co ktoś może o nim pomyśleć. Nie miał reputacji, którą można by było zszargać. Nikt go tutaj nie znał. I nikt tak naprawdę nie pozna. Bo nawet jeżeli on i Leo zbliżą się do siebie, to brat nigdy nie pozna prawdziwego Bena. Chyba. Nie mógł się jednak poddać wątpliwościom. Musi wciąż wierzyć w to, że będzie tak, jak sobie zaplanował. Żadnych niespodzianek.
    Nie lubił takiej muzyki, ale choć raz w życiu nie zamierzał narzekać. Westchnął i również zaczął poruszać biodrami, wciąż będąc niespecjalnie przekonanym co do tego swojego tańczenia. Rozejrzał się wokoło i zyskał trochę więcej pewności siebie, gdy dostrzegł, że niektórzy licealiści ruszają się, jak połamani. W porównaniu z nimi, nie wypadał znowu aż tak źle.
    W jego głowie namnożyło się wiele pytań dotyczących Leo. Sam się sobie dziwił, że te pytania były ściśle związane z braciszkiem, a nie z rodzicami. Przed przyjazdem tutaj obiecał sobie, że oprócz zakolegowania się z bratem, ale głównie skupi się nad tym, by jak najwięcej dowiedzieć się o rodzicach.
    Starał się zachować powagę, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło, bo parsknął śmiechem. Żeby nie musieć przekrzykiwać muzyki, jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nimi. Tym oto sposobem znaleźli się bardzo blisko siebie. Znów odebrał mu butelkę, napił się, by następnie postawić ją na jednym ze stolików.
    - Jesteś jeszcze gorszym tancerzem, niż ja. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe - mruknął z rozbawieniem. Czuł na sobie spojrzenia dwóch osób. To Reefa było nieszkodliwe (przynajmniej tak się Benowi wydawało), ale to drugie... - Ten twój kolega, z którym byłeś na balu, patrzy się na mnie tak, jakby zamierzał zabić mnie wzrokiem. Co najmniej. Myślisz, że powinienem zacząć bać się o własne życie?
    Przekręcił się z Leo tak, by móc spojrzeć na tamtego chłopaka. Posłał mu kpiący uśmiech, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że go prowokuje. Mrugnął do Leo, nim położył dłonie na jego biodrach.
    Gdy tylko ten dziwny plan wpadł mu do głowy, sądził, że będzie miał wiele oporów przed takim zbliżeniem się do brata. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił. Będąc tak blisko Leo nie czuł się tak, jakby tańczył z młodszym bratem, choć pewnie powinien się tak czuć. Nie wiedział tylko, czy to przez braciszka, czy może przez to, że nie wychowali się razem, a jedyne co ich łączy to geny.
    - Jak sądzisz, będzie próbował mi cię odbić? Bo wygląda tak, jakby się do tego przymierzał - wyszeptał mu do ucha, przylegając do Leo prawie całym ciałem. Zawsze może zgonić to na alkohol, prawda? - Albo spróbuje mnie stąd wykopać - dodał, tym razem przekręcając się tak, by to jego towarzysz mógł spojrzeć na tamtego chłopaka.

    [Super, cieszę się, że podoba Ci się postać Benjiego. Ja za to uwielbiam Leo. Tacy pełni radości ludzie to jest to. :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. Po raz kolejny tego wieczora, próbował doszukać się jakiegoś podobieństwa pomiędzy nimi, ale niczego nie znalazł. Zamiast tego uświadomił sobie, że Leo jest przystojny. Trochę niepozorny, ale przystojny. A uśmiech pasuje mu tak, jak chyba nikomu innemu. Wyrzucił te myśli ze swojej głowy, gdy Leo na niego spojrzał.
    Zacisnął palce na jego koszuli, uciekając od jego bioder. Przecież nie mógł podniecić się tańcem z bratem! Problem polegał na tym, że choć wiedział, że Leo jest jego krewnym, to jego ciało wiedziało swoje. I zaczęło na niego reagować. Właśnie udowodnił samemu sobie, że nie powinien mieć oporów przed wdaniem się w romans z własnym bratem. To chyba dobra wiadomość, prawda?
    - Zawsze mogę wybić mu zęby. Albo podkoloryzować trochę oko, niekoniecznie tylko jedno - zasugerował i choć brzmiał na rozbawionego, to mówił szczerze. No ale Leo nie musiał o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie.
    Zazdrościł im tej całej radości, której w jego życiu brakowało. Też chciałby być taki beztroski i roześmiany. Kilka razy przekonał się co do słuszności tego, że Joel idealnie by się do nich wpasował.
    Ben musiał jednak przyznać (przynajmniej przed samym sobą), że miło spędził czas z Leo i jego znajomymi. Co prawda on głównie milczał, czasami tylko kiwał głową, bądź lekko się uśmiechał, gdy Leo szybko mu wszystko wyjaśniał. Joel nie uwierzy, gdy powie mu, jak dużo się dziś śmiał.
    Zerknął kątem oka na Leo, gdy ten oparł się o jego ramię. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Nawet nie zarejestrował tego, że sam bardziej się do niego przybliżył.
    - Ja nie mam takich fajnych wspomnień ze szkoły. U nas było raczej nudno. No i na pewno nie byliśmy tak zgrani, jak wy. Ciągle miałem wrażenie, że każdy tylko czeka na czyjeś potknięcie - wyznał, bawiąc się pustym już kubkiem. Zamiast piwa pił colę i czuł, że alkohol, który wypił już jakiś czas temu, wyparowuje z jego organizmu. - Pamiętam, jak mój przyjaciel... - urwał, gdy w jego kieszeni zaczął wibrować telefon. - O wilku mowa - mruknął, zerkając na ekran.
    Zignorował połączenie i szybko napisał wiadomość. Leo siedział zbyt blisko niego, więc żeby nie kusić losu napisał jedynie, że jest na imprezie i wróci późno. Już wyobrażał sobie tę zaskoczoną minę przyjaciela, gdy ten odczyta wiadomość. Ben nie należał do imprezowych typów, a co za tym idzie, z własnej woli nie poszedłby na żadną imprezę. A do tego nie miał zbyt miłych wspomnień związanych z imprezami, na których bywał jeszcze w liceum. Tamto towarzystwo znacznie różniło się od bogatych dzieciaków, którzy dziś świętowali ukończenie liceum.
    Nie dowierzał, gdy spojrzał na godzinę. Było już kilka minut po wpół do drugiej, więc nie powinien być zaskoczony telefonem od przyjaciela. Rano wyszedł do pracy, a potem miał pójść tylko na krótki spacer. Późna noc, a on jest w zupełnie obcym mieście. Znając jego porywczość, to aż dziw, że w nic się nie wplątał. Cóż, jakby nie było, to nie zaplanował tego, że spotka swojego brata, który zaprosi go na imprezę. Miał teraz wyrzuty sumienia, bo rzeczywiście powinien dać przyjacielowi znać, że wszystko jest w porządku.
    - Jestem w Los Angeles zaledwie od kilku dni i Joel pewnie martwi się, że się zgubiłem. Czasami zachowuje się jak matka kwoka - powiedział, wsuwając komórkę z powrotem do kieszeni, nawet nie odczytując wiadomości, którą dostał przed kilkoma sekundami. Zmieszał się nieco, bo jego słowa zabrzmiały tak, jakby się z czego tłumaczył. Rozejrzał się uważnie. Większość już odpadła i albo zmyła się do domów, albo gdzieś dogorywała. Było jeszcze paru śmiałków, którzy wciąż wlewali w siebie alkohol. Muzyka na szczęście została już trochę przyciszona, więc Ben przestał już aż tak bardzo obawiać się o swój słuch.
    - Do jakiego college'u wybieracie się jesienią? - spytał, mając nadzieję, że nikt nie podłapie tematu i nie zacznie go wypytywać o jego przyjazd do LA.

    OdpowiedzUsuń
  8. ASP... czyli jego braciszek był artystą. Możliwe, że w innej sytuacji by się z tego śmiał. Ben też kiedyś marzył o ASP, ale był wtedy mały i głupi. Co z tego, że miał talent, skoro brak środków na koncie i tak mu wszystko utrudniał. Tylko ci, którzy nie doświadczyli prawdziwego życia twierdzili, że życie bez pieniędzy nie jest takie złe, jak może się wydawać. Pieniądze może i szczęścia nie dawały, ale były potrzebne.
    Prawie westchnął z ulgą, słysząc słowa Leo. Nie czuł się zmęczony, ale bardzo chętnie by już się stąd zmył.
    - Nie, ja też już pójdę - powiedział szybko, również się podnosząc. Nie było najmniejszego sensu w tym, by tu zostawał, skoro Leo wychodził. Jakoś nie spieszyło mu się do tego, by szukać przyjaźni wśród tych nastolatkach. Ale Leo... Leo to już była inna sprawa. Od tego, czy uda mu się bliżej zapoznać z bratem, zależało całe powodzenie jego planu.
    Miał zamiar od razu pójść za Leo, ale zatrzymała go jakaś dziewczyna i chwilę zajęło mu uwolnienie się od niej. Znów miał wrażenie, że jego braciszek może mu uciec, a nie mógł na to pozwolić. Nie po to spędził tyle czasu na tej imprezie, żeby teraz tak po prostu pozwolić bratu wyjść.
    - Dlaczego na mnie nie poczekałeś, co? - rzucił, w pierwszej chwili ignorując jego pytanie. Podszedł do niego. - Odprowadzę cię - zakomunikował i ruszył ani trochę nie przejmując się tym, że Leo może mieć coś przeciwko. Zatrzymał się, czekając aż chłopak się z nim zrówna. - Było fajnie. Nie jestem imprezowym typem, ale podobało mi się - w końcu odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
    Nie miał zbyt wielkiego porównania w tej kwestii. Lepiej więc było przyznać, że rzeczywiście mu się podobało, niż zagłębiać się w to, że nigdy nie był na takiej imprezie. Wtedy zapewne zaczęłyby się kolejne pytania, na które nie miał ochoty odpowiadać. Tak jak w przypadku pytań o rodzinę.
    Nawet nie zauważył, kiedy dotarli na miejsce. Zatrzymał się i zakołysał na piętach. Przecież nie może się tak po prostu odwrócić i odejść. Myśl, Ben, myśl!
    - Cóż... to był naprawdę ciekawy wieczór. Dzięki, Leo - pokonał dzielącą ich odległość, pochylił się i przycisnął usta do jego policzka. - Lepiej jednak uważaj na nieznajomych i nie zapraszaj ich zbyt często na imprezy. Nie wszyscy są tacy grzeczni, jak ja - dodał, odsuwając się. Zwyczajnie nie potrafił powstrzymać się przed zmierzwieniem jego włosów. - Uważaj na siebie, śmieszku.
    Powoli ruszył tyłem w, jak mu się wydawało, tę samą stronę, z której wcześniej przyszedł. Coś czuł, że bez telefonu do Joela się nie obejdzie. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak stąd dotrzeć do mieszkania przyjaciela. Powinien zaopatrzyć się w mapę, bo jak tak dalej pójdzie, to prędzej czy później naprawdę się zgubi.
    - Pracuję w knajpce "Billy&Rosie" w centrum. Gdybyś chciał jeszcze kiedyś się ze mną spotkać, to tam mnie znajdziesz - powiedział, wciąż idąc tyłem. - Jutro pracuję do piątej popołudniu! - krzyknął, bo był już dosyć daleko od Leo.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne powinien zrobić coś lepszego, niż tylko powiedzieć Leo, gdzie pracuje. Mógł mu na przykład podać swój numer telefonu. Wiedział jednak, że jeżeli chłopak będzie chciał, to go znajdzie. Pomachał do niego, nim zniknął za rogiem. Prawie od razu wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do przyjaciela, by ten pomógł mu jakoś wrócić do domu. Oczywiście nie obyło się bez wielu bluzg i wyzwisk, ale ostatecznie jakoś udało mu się dotrzeć na miejsce. Był tak zmęczony, że stać go było tylko na rozebranie się i położenie się na łóżku. Zasypiał z myślą, że jeżeli niczego nie spieprzył, to jutro jego braciszek sam do niego przyjdzie. A jak nie, to sam będzie musiał znaleźć sposób, by znów się z nim spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie pospał zbyt długo, bo został brutalnie obudzony tuż przed siódmą. A jako, że do pracy miał dopiero na dziesiątą, to z czystym sumieniem przeklął swojego jedynego przyjaciela. Joel chciał usłyszeć wszystkie szczegóły dotyczące wczorajszego wieczora, a potem także i nocy. Wciąż nie dowierzał, że Leo zaprosił nieznajomego na imprezę. Początkowo nie wspominał mu o tym, że dowiedział się, że braciszek jest gejem, dzięki czemu wpadł na pewien pomysł. To zostawił na koniec. Ben przy okazji zebrał także kolejną burę za to, że się nie odezwał. Gdy w swojej opowieści dotarł do nowego planu, miał wrażenie, że jego przyjaciel pęknie ze śmiechu. Nie uwierzył Benowi, że ten zamierza wdać się w romans z własnym bratem. Evans zachował jednak powagę i kilka razy potwierdził, że owszem, zamierza wdać się w romans z młodszym bratem. W końcu Joel poklepał go po ramieniu i po raz setny powtórzył, że ta cała zemsta kiedyś kopnie go w tyłek. Ben skłamałby mówiąc, że przejął się jego słowami. Nic nie zmusiłoby go do zrezygnowania z zemsty, nawet jeżeli potem by mu się za to wszystko dostało. Żal i złość na rodziców siedziała w nim zbyt długo, by mógł o tym zapomnieć. A na pewno nie teraz, gdy znalazł się tak blisko ludzi, którzy go zostawili.
    Wypił dwa kubki mocnej, czarnej kawy, próbując się obudzić, a przy okazji nie paść na zawał. Joel zawsze powtarzał, że ilość kofeiny, jaką spożywa Ben będzie gwoździem do jego trumny.
    Przez cały dzień nie potrafił wyrzucić z głowy myśli o Leo. Łapał się na tym, że co jakiś czas zerkał w stronę wejścia, jakby mając nadzieję, że brat się w nim pojawi. Brat... Ben nie mógł zapomnieć, że Leo jest tym, który zapewne miał wszystko, czego tylko zapragnął. Tym, którego rodzice obdarzyli miłością.
    Praca kelnera była jedyną, jaką mogli mu w tym momencie zaoferować, pomimo jego dużego doświadczenia w gastronomii. Nigdy nie sądził, że w LA będzie tak trudno na szybko znaleźć pracę. Wiedział, że nie może wybrzydzać, więc jak na razie przyjął tę pracę, ale w międzyczasie zamierza poszukać czegoś lepszego. Nie planował zostawać długo w Stanach, ale wszystko było uzależnione od tego, czy powiedzie się jego plan, czy nie. Kochał Australię, ale i tak nie miał do kogo wrócić. Po raz kolejny dotarło do niego, że jest sam. Kompletnie sam. Jego jedyny przyjaciel mieszka w Los Angeles i ma już własną rodzinę. Myślał, że przez te wszystkie lata przyzwyczaił się już do samotności, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił.
    Właśnie zamierzał pójść na przerwę, gdy dostrzegł Leo. Zaczął myśleć, że chłopak jednak się nie pojawi. Chyba by mu się nie dziwił. Trochę żałował, że wczoraj nie podał mu swojego numeru telefonu, ale jak widać, to nic straconego.
    - Cześć, Leo - uśmiechnął się jednym kącikiem ust, siadając naprzeciwko niego. Wyciągnął mu menu z dłoni i zaczął je przeglądać, jakby od niechcenia. Sam nie wiedział, co mógłby mu polecić. Uderzyło w niego to, że naprawdę chciałby poznać Leo. Chciałby wiedzieć tak przyziemne rzeczy, jak jaki jest jego ulubiony program telewizyjny lub ulubiona potrawa.
    - To zależy od tego, co lubisz jeść. Mają tu całkiem niezłą pizzę. - Pochylił się nad stołem, by móc wyszeptać: - Gdyby zatrudnili mnie jako kucharza, to z całkiem niezłej, stałaby się najlepszą w mieście. Wszyscy kochają moją pizzę. Żałuj, że nigdy jej nie jadłeś - parsknął śmiechem. - To jak, skusisz się na pizzę, czy może coś innego?

    OdpowiedzUsuń
  10. Otworzył usta, ale zaraz szybko je zamknął. To było jeszcze bardziej szokujące, od wczorajszego zaproszenia na imprezę. Ben już nie wiedział, czy Leo jest głupi, czy może to on, jakimś cudem, zaczął tak szybko wzbudzać zaufanie (co jeszcze nigdy się nie zdarzyło, rzecz jasna). Dopiero po chwili dotarło do niego, że to wspaniała okazja, której nie mógł przegapić. Czuł się tak, jakby los się do niego uśmiechnął. Chyba po raz pierwszy w życiu.
    - Och, jasne. Skoro tego chcesz - odpowiedział w końcu, z lekkim wzruszeniem ramion. Przecież nie może pokazać mu, jak bardzo ucieszyła go ta propozycja, prawda? - Bardzo chętnie wpadnę - dodał, gdy stwierdził, że Leo mógłby źle zinterpretować jego wcześniejszą odpowiedź. Tak, jakby zmuszał się do tego, żeby przyjść do Leo, tylko dlatego, że chłopak tego chce. Joel mu nie uwierzy, tego był pewien. Ale przyjaciel mógł sobie myśleć co chciał, nawet jeżeli kilka razy nazwał Leo głupim dzieciakiem, który powinien być ostrożniejszy w relacjach z obcymi. Ale Leo nie był głupi, o czym Ben już się przekonał. W gruncie rzeczy, to był naprawdę mądrym chłopakiem. W tym momencie Ben musiał dać sobie mentalnego kopniaka i po raz kolejny przypomniał sobie o tym, że powinien nienawidzić Leo.
    - Osiemnasta może być. Wyrobię się, ale i tak postaram się wyjść wcześniej z pracy - rozejrzał się uważnie, a gdy napotkał spojrzenie jednej z kelnerek, przywołał ją do nich skinieniem. Dziewczyna trochę zbyt długo przyglądała się Leo i Ben musiał odchrząknąć, by zwrócić na siebie jej uwagę. Na jego ustach pojawił się, jak nazwał go Joel bardzo dawno temu, złowrogi uśmiech. - Oddam ci teraz moją przerwę, za to ja wyjdę wcześniej, pasuje? - zaproponował, wpatrując się w nią intensywnie. Dziewczyna szybko skinęła głową i uciekła do kuchni, prawie się przy tym przewracając. - Jestem taki straszny? - spytał, spoglądając na Leo z rozbawieniem. Zaraz przypomniał sobie o tym, że musi wrócić do pracy, więc podniósł się z ociąganiem. - Kurczak z ryżem i warzywami, coś do picia?
    Napisał na karteczce swój numer telefonu (tak w razie, gdyby Leo zmienił zdanie co do kolacji z nim i nie miał go jak o tym poinformować) i wyrwał ją z notesu. Podał mu ją z mrugnięciem, przed odejściem by przyjąć zamówienie od ludzi z innego stolika. Do knajpki zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi, więc nie miał czasu, by choć na chwilę podejść do Leo. Pomachał jedynie do niego, gdy ten już wychodził.
    Czas minął mu niezwykle szybko i nim się obejrzał był już w sklepie i kupował wszystko, co będzie mu potrzebne do zrobienia pizzy. Przezorny zawsze ubezpieczony. Równo o osiemnastej znalazł się na miejscu. Przyglądał się chwilę całej posiadłości, czując targające nim różne, skrajne uczucia, nim zmusił się do tego, by nacisnąć guzik na domofonie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekając, złapał się na tym, że zaczyna się denerwować. Nie do końca jednak rozumiał, czym te nerwy były spowodowane. Tym, że Leo zaprosił go do domu? A może tym, że ten dom był domem rodziców Bena? Wcześniej myślał, że przyjście tutaj, a tym bardziej samo zakolegowanie się z bratem będzie dla niego dziecinnie proste. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił...
    Nie zarejestrował tego, że wstrzymuje oddech. Wypuścił oddech, dopiero, gdy Leo wpuścił go na teren posiadłości. Wyprostował się i wbił wzrok w drzwi, kierując się w ich stronę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinien się rozluźnić, ale jak na razie nie mógł się do tego zmusić. Uśmiechnął się z wymuszeniem, przekraczając próg domu. Jego serce biło jak szalone i nie zdziwiłby się, gdyby nawet Leo je słyszał. Nigdy nie sądził, że to aż tak bardzo na niego wpłynie.
    Nie przywitał się, ale to chyba w tym momencie nie było ważne. Przynajmniej nie dla Bena.
    Zdjął buty i podszedł do Leo. Starał się za bardzo nie rozglądać, ale to było silniejsze od niego. Jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Salon zrobił na nim wielkie wrażenie. Nie wyobrażał sobie nawet, że ktoś może mieszkać w takim miejscu. Jeżeli salon tak wyglądał, to jak wyglądała reszta domu? Jego mieszkanie w Australii było wielkości tego salonu. Coś ścisnęło go niezwykle boleśnie w piersi, gdy przypomniał sobie, że on na swoje mieszkanie musiał długo oszczędzać, podczas gdy Leo miał to wszystko tylko dlatego, że był synem bogatych rodziców. Ale Ben nie zazdrościł mu tego bogactwa. Jego zazdrość opierała się głównie na rodzicach. Ben nigdy nie dowiedział się, jak to jest mówić do kogoś "mamo" lub "tato", jak to jest być przytulonym i zapewnionym o miłości przez rodzica. Mógł być facetem, który uważał, że tulenie i pocałunki w czoło nie są dla niego, ale to były bzdury. Chciał tego. Chciał wszystkich plusów i minusów. Pragnął wszystkiego, co łączyło się z posiadaniem prawdziwej rodziny.
    Kuchnia wywarła na nim chyba jeszcze większe wrażenie, niż salon. Zawsze marzył o takiej kuchni, która idealnie nadawałaby się do jego kulinarnych eksperymentów.
    - Nie - wyrwało mu się, gdy Leo zaproponował pomoc. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Dopiero gdy się uspokoił, był w stanie spojrzeć na chłopaka. - Wybacz. Po prostu... nikt nigdy mi nie pomagał i jestem przyzwyczajony do tego, że gotuję sam. Chyba nie lubię, gdy ktoś się wtrąca - dodał, uśmiechając się blado. Podszedł do blatu i zaczął wyciągać wszystko z siatek. - Myślę jednak, że możesz mi pomóc z przygotowaniem dodatków, które położymy na pizzę, co ty na to? Ja zrobię ciasto, a ty wybierzesz wszystko, co lubisz. Kupiłem pomidory, kukurydzę, groszek, pieczarki, jakąś szynkę i coś tam jeszcze - zerknął na niego, tym razem uśmiechając się odrobinę szerzej. - Ciasto będzie bez drożdży, dzięki czemu nie będzie trzeba długo czekać. - zaraz... po co on tyle gadał? Nigdy nie tłumaczył się z tego, co robi.
    Ściągnął bluzę, bo było mu zbyt ciepło, a do tego nie chciał jej ubrudzić. Umył ręce, a potem bez pytania otworzył jedną z szafek i wyciągnął z niej miskę. Potem bez problemu odnalazł wałek, którym po uprzednim ugnieceniu, rozwałkował ciasto. Chyba w każdej kuchni czuł się, jak ryba w wodzie, a kuchnia w domu Leo nie była wyjątkiem.
    - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że... tak się rozgościłem? - spytał, napotykając wzrok Leo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuł na sobie spojrzenie Leo i musiał przyznać, że czuł się przez to dosyć niepewnie. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu się przygląda w taki sposób. Ludzie zazwyczaj uciekali od niego wzrokiem, gdy tylko na nich spojrzał. Ben zerknął kilka razy na Leo, ale ten nie wydawał się jego spojrzeniami przejmować.
    - Chciałem iść na studia, ale nie wyszło - wydusił z siebie, rozluźniając się nieco. Spodziewał się kolejnego pytania zadanego przez Leo, więc w dzień miał sporo czasu, by zastanowić się nad odpowiedzią. - Nie, niestety nie jestem waszym sąsiadem. Nie stać mnie na taki dom - odpowiedział z rozbawieniem. - Lubię architekturę. Te domy w Hollywood mają w sobie coś, co mi się podoba. Byłem w trakcie podziwiania twojego domu, gdy się pojawiłeś. Ot cała historia - zakończył lekkim wzruszeniem ramion. Naciągane, ale co tam. Miał nadzieję, że Leo mu uwierzy i zamknął ten temat raz na zawsze. - Nikt nigdy nie zrobił dla ciebie domowej pizzy? Tragedia! Cóż... tak się składa, że w moim własnym menu jest bardzo dużo dań, które mogłyby ci smakować, więc może kiedyś ugotuję dla ciebie coś jeszcze? Choć jestem pewien, że w tej pizzy się zkaochasz - mrugnął do niego, nim wrócił do krojenia warzyw. Parsknął śmiechem i podał mu jeszcze kilka kawałków papryki. W międzyczasie sięgnął po swojego drinka i upił kilka łyków.
    - Nie mam i nie miałem - odpowiedział w końcu, uśmiechając się pod nosem. Odwrócił się w stronę Leo, opierając o blat. - A ty masz kogoś, Leo? Czy jest jeszcze jakiś chłopak, którego powinienem się bać? Oczywiście oprócz tego, który wczoraj chciał mnie zabić wzrokiem.
    Wiedział, że Leo nie ma chłopaka, bo gdyby go miał, to Ben wczoraj by się o tym dowiedział. Mimo wszystko wolał zapytać. Nie, żeby to coś zmieniało, gdyby jednak kogoś miał. Benjamin i tak zamierzał wcielić swój szalony plan w życie i nikt mu w tym nie przeszkodzi.
    Dom, ogród, basen... to wszystko było doprawdy wspaniałe, ale dopiero pracownia malarska wywołała u niego szybsze bicie serca. W jednej chwili poczuł się tak, jakby znalazł się w domu. Oddałby nerkę za taką pracownię. Rozglądał się, nawet nie próbując ukryć fascynacji tym miejscem.
    - Mnie? - spojrzał na niego niepewnie. - Nie należę do ludzi, których powinno się portretować - dodał pospiesznie, uśmiechając się krzywo. Przyjrzał się szkicowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Mam nadzieję, że pokażesz mi go, jak już będzie skończony - jakimś cudem udało mu się ukryć nutkę nadziei w swoim głosie. W końcu oderwał wzrok od płótna i zerknął na chłopaka. - Malujesz akty? - spytał, zupełnie niespodziewanie. - Pamiętam, jak długo błagałem mojego przyjaciela, by pozwolił mi się namalować. Wyszło lepiej niż obaj się spodziewaliśmy, ale Joel wymógł na mnie obietnicę, że nikt inny oprócz naszej dwójki nie zobaczy tego obrazu. Mam zamiar podarować mu go jako prezent ślubny - parsknął śmiechem, ale zaraz odrobinę spoważniał.
    Słowotok to nie było coś, do czego był przyzwyczajony. Nie miał pojęcia co się dzieje, ale przy tym chłopaku wszystko wyglądało inaczej. Nawet on sam inaczej się zachowywał. Joelowi zajęło wiele lat nim zmusił Bena do tego, by zaczął mówić więcej niż kilka słów. Ale przy Leo... przy Leo czuł się tak pewnie, jak chyba jeszcze przy nikim innym. Boże, naprawdę go to przerażało.
    Po raz kolejny zerknął na płótno, a potem wybąkał coś na temat ciasta i pospiesznie wyszedł z pracowni, kierując się prosto do kuchni.

    [Wybacz za ten chaos, ale jestem dziś jakaś rozkojarzona i nie mogę się skupić, by napisać coś lepszego. W ogóle to chciałam dać znać, że jutro wyjeżdżam i ewentualne odpisy będę musiała tworzyć na telefonie (niby nie jadę nie wiadomo gdzie, ale nie jestem pewna, czy będę miała dostęp do internetu i komputera, więc pozostaje mi internet w telefonie), więc nie wiem, jak to będzie z ich długością. Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzać, jeżeli będą krótsze niż te obecne. :)]

    OdpowiedzUsuń
  13. - Ty o nim wiesz, ale go nie widziałeś. Równie dobrze mógłbym skłamać na temat aktu, ale... - zawiesił głos, jakby się nad czymś zastanawiając. - Wolę jednak przekupić cię tą pizzą, bo gdybyś tak przypadkiem miał coś powiedzieć Joelowi... Aż strach się bać.
    Dopiero po chwili dotarło do niego, że Leo nie zna Joela. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy ta dwójka kiedykolwiek się pozna. Czy to byłoby w porządku? Czy może Ben powinien trzymać Leo jak najdalej od swojego jedynego przyjaciela? Benjamin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Joel bardzo szybko znalazłby wspólny język z Leo i go polubił. Przyjaciel zapewne znów zacząłby odradzać mu zemstę. Z drugiej jednak strony, może dzięki przedstawieniu Leo swojego najlepszego (i jedynego) przyjaciela, udałoby mu się bardziej do niego zbliżyć? Jakby nie było, on Reefa poznał. Trochę pokrętne to jego myślenie, no ale...
    Miał wrażenie, że ten dom jest jeszcze większy, niż mu się początkowo wydawało. Na szczęście udało mu się zapamiętać drogę do kuchni, więc dotarł do niej bez większych problemów. Ben czuł się tu niezwykle zagubiony, ale miał nadzieję, że Leo tego nie zauważy. Zajął się zrobieniem pizzy, by nie zastanawiać się nad tym, czy potrafiłby mieszkać w takiej willi i nazwać ją swoim domem.
    - Mam rozumieć, że zgłaszasz się na ochotnika? - spytał z rozbawieniem, a zaraz szybko dodał: - Nie mam twojego numeru. Znam tylko twój adres, ale twoim rodzicom chyba nie spodoba się, jeżeli zacznę cię nachodzić, za każdym razem gdy zechcę cie zobaczyć, co?
    Na samo wspomnienie rodziców poczuł nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Roześmiał się nieco sztucznie, otrzepał ręce z mąki i wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni. Podał komórkę Leo, nim powrócił do pokrycia ciasta sosem.
    Ben odsunął się nieco w bok, robiąc mu więcej miejsca przy blacie. Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią na pytanie. Spojrzał na niego z lekkim rozbawieniem, unosząc jedną brew.
    - Kariera, praca, architektura... a może miłość, pomyślałeś o tym? - poruszył zabawnie brwiami i sięgnął po kilka plasterków pomidora, niby przypadkiem dotykając przy tym jego dłoni. - Joel się niedługo żeni, a ja nie mogłem tego przegapić - to była jedynie część prawdy, ale przecież Ben nie może wyznać mu całej prawdy. Co mnie sprowadza do Los Angeles? Ach, nic takiego. Zwykła zemsta na ludziach, którzy zostawili mnie, gdy byłem niemowlęciem. Tak się składa, że owi ludzie to twoi rodzice, więc jesteśmy braćmi. Niezła niespodzianka, co? Położył dłoń na biodrze Leo, zupełnie nie przejmując się tym, że jest umorusana w mące, i pochylił się nad nim. - Nie rób tak, Leo, bo pomyślę, że mnie podrywasz - wyszeptał mu prosto do ucha, zaciskając palce na jego biodrze. Po chwili odsunął się i pstryknął go w nos, uśmiechając się niewinnie.
    Szybko ułożył resztę składników na cieście, dzięki czemu już po kilku sekundach pizza wylądowała w piekarniku. Wytarł ręce i sięgnął po swojego drinka, którego wypił kilkoma większymi łykami.
    - Skoro ty postanowiłeś namalować mnie, to ja chcę narysować ciebie - wyrzucił z siebie, zupełnie niespodziewanie. Przeczesał dłonią włosy, w nerwowym geście. Czuł się tak, jakby się wygłupił. - Nie lubię rysować z pamięci i wolałbym żebyś mi pozował. Jeżeli chcesz, oczywiście.

    [Wybacz mi, że odpisuję dopiero teraz, ale tak prawdę mówiąc, to odpis napisałam już dawno, ale dopiero wczoraj, po powrocie do domu, zauważyłam, że się nie dodał. Musiałam go więc napisać od nowa. :)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja dopiero dziś zobaczyłam, że odpisałaś. Wszystkie dni wydają mi się być takie same, a do tego czekam na wyniki matury, więc jestem trochę rozkojarzona.
    Tak, tak wyjazd jak najbardziej był udany. :D
    A jak tam sesja? :)]

    Znieruchomiał i spojrzał na Leo z uwagą. Wpadł mu do głowy kolejny pomysł, ale nie był co do niego za bardzo przekonany. Nawet nie wiedział czy chce, żeby Leo poznał Joela. Joel był jego najlepszym przyjacielem, a także jedyną rodziną - od lat traktował go jak brata. Dokładnie tak, jak powinien traktować Leo, z którym łączyły go geny.
    - Wiesz, nie musisz iść na wesele żeby potańczyć i zjeść coś dobrego - powiedział z rozbawieniem, zerkając na niego przez ramię. - Mogę ci ugotować coś dobrego, ba, nawet upiec, potem włączysz muzykę i sobie potańczysz - zaproponował ze śmiechem. - Nie potrzeba do tego ani nowożeńców, ani garniaków.
    Ben sam do końca nie potrafił zrozumieć tego, dlaczego aż tak bardzo spodobała mu się bliskość Leo. Ten chłopak miał w sobie coś, co go do niego przyciągało. I nie, nie było to tylko ich pokrewieństwo. Chyba głównie z tego powodu tak bardzo cieszył się, że nie są do siebie podobni ani trochę. Nie wyglądali, jak bracia. Po tym stwierdzeniu w głowie Bena pojawiło się kilka kolejnych pytań - który z nich jest podobny, do matki, a który do ojca? Który jest mieszanką rodziców? Kto po kim odziedziczył charakter?
    Przez chwilę patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Zamrugał kilka razy, doprowadzając się do porządku. Ten chłopak potrafił wytrącić do z równowagi zaledwie kilkoma słowami.
    - Chcesz mi pozować nago? Serio? Myślę, że powinieneś się nad tym porządnie zastanowić, bo potem może już nie być odwrotu - powiedział, siląc się na poważny ton, ale w jego oczach błysnęło rozbawienie. Zerknął jeszcze na pizzę w piekarniku, a potem wytarł ręce i poszedł za nim do salonu. Usiadł obok niego i zerknął na gazetę, spoczywającą na jego kolanach. - Widzę, że ty również zaliczasz się do grona osób używających papierowych gazet - roześmiał się. - Lubię komedie i lubię thrillery. Ty coś wybierz. Oby to tylko nie był jakiś cukierkowy romans, okej? Przeżyję wszystko, tylko nie romanse. Nawet gdybyś puścił mi bajkę to bym się nie skarżył - parsknął śmiechem.
    Spojrzał na Leo i zwyczajnie nie potrafił nie odpowiedzieć uśmiechem na jego uśmiech. Ben nie uśmiechał się zbyt często, a w obecności tego chłopaka uśmiechanie przychodziło mu niemal naturalnie.
    W tym momencie przeraziła go jedna myśl - podobało mu się spędzanie z Leo. Podobało mu się bardzo. I nie chciałby być nigdzie indziej, niż właśnie tutaj z tym chłopakiem. Musiał się jednak ogarnąć i po raz kolejny przypomnieć sobie, że nie może pozwolić sobie na takie myślenie. Tu nie było miejsca na jakiekolwiek uczucia. Nie mógł się w żaden sposób zaangażować. Zemsta. Najważniejsza była zemsta.
    Odchrząknął, oddając mu gazetę.
    - Obejrzyjmy jakąś komedię. Jak będzie zbyt nudna, albo ckliwa to zmienimy na thriller. Wieczór dopiero się zaczyna, więc mamy sporo czasu, prawda?
    Rozsiadł się wygodniej na kanapie, mimo wszystko wciąż czując się dziwnie w tym domu. Domu ludzi, którzy opuścili go zaraz po jego narodzinach. Potrząsnął głową, próbując wyrzucić z głowy te myśli.
    - Naprawdę nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby mi pozować? - spytał, a zaraz szybko dodał: - Niekoniecznie nago. Tobą w ubraniu też postaram się zadowolić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Uniósł jedną brew, patrząc na niego z powątpiewaniem. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden, nawet najmniejszy dźwięk, gdy Leo uniósł koszulkę i pokazał swój brzuch. Ben przełknął głośno ślinę, przeklinając na siebie w duchu. Nie powinien reagować w taki sposób na własnego brata!
    - Pewności siebie to ci nie brakuje, hm? - wymamrotał, chyba nawet bardziej do siebie, niż do niego. Nie potrafił oderwać od niego wzroku. Wpatrywał się w niego, jakby pragnąc zapamiętać to, jak wygląda. Jakby mógł sprawić, by ten widok wyrył się w jego pamięci, dzięki czemu będzie mógł go narysować z pamięci. Zamrugał, przesuwając spojrzenie z jego brzucha, na dłonie, majstrujące przy zamku. Cholera, ten chłopak naprawdę był szalony.
    Siedział tak jeszcze chwilę, jakby nie mogąc się otrząsnąć. Jeżeli Leo chciał w ten sposób sprawić, by wszystkie myśli Bena teraz krążyły głównie wokół niego i jego ciała, to tak, zdecydowanie mu się to udało. W końcu zmusił się do tego, żeby się podnieść i podążyć za nim do kuchni. Wziął sos, który zrobił w międzyczasie.
    Pomimo tego, że jeszcze kilka minut temu był strasznie głodny, to teraz ciężko mu było przełknąć jeden kawałek pizzy. O skupieniu się na filmie nawet nie było mowy. Gdyby ktoś zapytał się go, o czym był film, to na pewno nie udzieliłby prawidłowej odpowiedzi. Myślał o Leo. Ale nie tak, jak powinien o nim myśleć. Powinien myśleć o nim, jak o bracie, którego zamierzał uwieść, co już samo w sobie mogło zostać uznane za nienormalne, a przede wszystkim niewłaściwe. Nie potrafił pozbyć się z głowy obrazu Leo bez koszulki.
    - Nie mam za dużo pieniędzy, ale też wydaje mi się, że ty pieniędzy nie potrzebujesz, co? - mruknął, spoglądając na niego. Nie było sensu już dłużej wpatrywać się w telewizor, skoro i tak ten film go nie interesował. Leo był znacznie bardziej interesujący od tej komedii. - Więc jaką zapłatę miałeś na myśli?
    Odstawił talerz, wziął swoją szklankę i upił kilka łyków alkoholu. Obrócił się niemal całym ciałem w jego stronę i wbił w niego uważne spojrzenie.
    - Bo ja zdecydowanie chcę cię narysować. Nago - powiedział z ociąganiem, dokładnie akcentując każde słowo.
    Przygryzł wargę, gdy przypomniał sobie, że nie ma miejsca, w którym Leo mógłby mu spokojnie zapozować. Jego tymczasowy pokoik w mieszkaniu Joela się do tego nie nadawał. Zupełnie nie panując nad sobą i tym, co robi, wyciągnął rękę i musnął palcami jego policzek.
    - Jeżeli byś się zgodził, to mógłbym namalować cię w twojej pracowni. Jeżeli nie, to może udałoby mi się wykombinować jakieś inne miejsce - przygryzł mocno dolną wargę. - Teraz już się nie wycofasz. Muszę cię narysować, nie ma innej opcji. Nie odpuszczę - roześmiał się cicho. - Przez ciebie nie będę mógł pewnie dzisiaj zasnąć. Tego chciałeś? - mruknął, nawiązując do tego wcześniejszego pokazu, albo może raczej... striptizu? - Często się tak rozbierasz przed całkiem niedawno poznanymi ludźmi? - spytał i złapał się na tym, że chciał, by odpowiedź była przecząca. Tak naprawdę to nawet nie powinno go obchodzić. Cholera. Odwrócił na chwilę wzrok, a po chwili wypalił: - Masz jakieś plany na jutro? Moglibyśmy się umówić i pochodzić po mieście. Co ty na to, Leo?

    [Późno, późno, ale na szczęście już po.
    O kurczę... ale najważniejsze, że się udało i już po sesji. :) Będzie dobrze! Na pewno :D]

    OdpowiedzUsuń
  16. Ben zwyczajnie nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu półnagiego ciała Leo. Próbował, ale bezskutecznie. Przełknął głośno ślinę. Dlaczego słowa "Ewentualnie możemy to zrobić w mojej sypialni" zabrzmiały dla niego tak... dziwnie? Pokiwał lekko głową i odchrząknął. Cholera, co ten chłopak z nim robił?
    - Ty pozujący do aktu, zdecydowanie zrobiłbyś większe wrażenie, niż ty w kąpielówkach na basenie - stwierdził z rozbawieniem. - Ale chętnie przyszedłbym na jakiś twój trening. Musiałbyś mi tylko dać znać kiedy i gdzie.
    Znał tylko jeden skuteczny sposób, by uciszyć Leo. Przybliżył się do niego maksymalnie i objął dłońmi jego twarz. Nim chłopak zdążył znów się odezwać, przycisnął usta do jego ust. Nie wahał się. Gdy tylko uzyskał na to zgodę, to pogłębił pocałunek.
    Wiedział, że to było złe, że wcale nie powinno mu się to podobać, ale nic nie mógł poradzić na swoje uczucia. Wcale nie traktował Leo jak rodzonego brata. I gdzieś w głębi chyba nawet nie chciał go tak traktować.
    Oderwał się od niego i uchylił powieki. Przez chwilę tak zwyczajnie się w niego wpatrywał. Może szukał jakichś wspólnych cech. Może nie chciał żadnych znaleźć... Oparł swoje czoło o jego i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
    - Nie denerwuj się tak, Leo. Nie masz za co przepraszać - mruknął, nawiązując to tym samym do jego wcześniejszego słowotoku. - Wszystko jest okej, serio. Wierzę, że nie rozbierasz się przed każdym.
    Przesunął kciukiem wzdłuż jego kości policzkowej i westchnął. Podniósł wzrok i spojrzał mu w oczy. Jedną dłoń wsunął w jego włosy, a druga umieścił na jego karku. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, odrobinę przechylił głowę i znów go pocałował. I całowałby go dłużej, gdyby jego telefon nie zaczął dzwonić. Ben odsunął się od Leo z wielką niechęcią i posłał mu przepraszający uśmiech. Nie chciał kolejnej tyrady od Joela, więc postanowił zawsze od niego odbierać.
    - Przepraszam, muszę odebrać - wyszeptał, wyciągając telefon z kieszeni. Przesunął palcem po ekranie, odbierając połączenie. - Poczekaj chwilę - rzucił do słuchawki i podniósł się. Zerknął jeszcze raz w stronę Leo, nim ruszył w kierunku kuchni.
    Wrócił po kilku minutach, a na jego ustach błądziło coś na kształt grymasu. Wcisnął telefon z powrotem do kieszeni i zajął swoje miejsce tuż obok Leo.
    - Joel ma jakiś problem z narzeczoną. Albo to ona ma jakiś problem ze ślubem, czy tam suknią ślubną... - zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, o czym tak właściwie mówił jego przyjaciel. - No nieważne. Muszę zająć się jego córką, żeby mogli wszystko spokojnie pozałatwiać - westchnął, przeczesując dłonią włosy. - Jeżeli masz jutro czas, to moglibyśmy się spotkać. Niekoniecznie po to, by stworzyć akt - zaśmiał się. - Połazilibyśmy po mieście, potem coś byśmy zjedli i... no, zobaczymy jakby się wszystko potoczyło - uśmiechnął się krzywo.
    Telefon Bena zapikał kilka razy. Chłopak wywrócił oczami, sięgnął po telefon i parsknął na widok pięciu wiadomości. Wszystkie były w stylu "Ruszaj dupę, ty leniwy dzieciaku". Pokazał te SMSy Leo.
    - Oto cały Joel. Mój najlepszy przyjaciel, zawsze tak się do mnie odzywa. Wciąż chcesz go poznać? - spytał z rozbawieniem, podnosząc się. - Jutro cały dzień mam wolny, więc daj znać, jeżeli będziesz chciał się spotkać, okej?
    Zebrał wszystkie swoje rzeczy, ale nim opuścił posiadłość państwa Xavier, jeszcze raz pocałował Leo. Tym razem znacznie krócej i delikatniej, niż wcześniej. Pomachał mu i czym prędzej wyszedł na dwór, a potem nie oglądając się za siebie przeszedł przez bramkę i wkrótce zniknął.

    [No to gratuluję. :D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Resztę wieczoru spędził z pięcioletnią córką Joela, ale jego myśli wciąż krążyły wokół Leo. Problem polegał na tym, że znów nie myślał o nim, jak o swoim bracie. Co ten chłopak miał w sobie takiego, że w taki sposób udało mu się wpłynąć na Evansa? Po wielu próbach jakoś udało mu się uśpić małą. Rozłożył się w salonie i już zaczął przysypiać, gdy do jego uszu dotarł dźwięk esemesa. Na jego usta wypłynął szeroki uśmiech, gdy dostrzegł, że wiadomość jest od Leo. Odpisał "Śpij dobrze, Leo" i sam po kilku minutach zasnął.
    Następnego dnia Joel zrobił mu pobudkę kilka minut po szóstej. Ben dopiero po wypiciu dwóch kaw był w stanie jako tako funkcjonować. Godzinę planował drogę do parku i fontanny, oczywiście przy pomocy Google Maps. Ostatecznie przyjaciel się nad nim zlitował i obiecał, że go tam podprowadzi, żeby się przypadkiem Benji nie zgubił. Złapał się na tym, że przygotowuje się na to spotkanie, jak na randkę. Cóż za ironia - nie był jeszcze nigdy na takiej prawdziwej randce. Zrezygnował ze swojego zwyczajowego czarnego stroju, na rzecz jasnych jeansów(ukradł je przyjacielowi) i szarej koszulki z jakimś nadrukiem. Joelowi na jego widok niemal oczy wypadły z orbit i Ben poważnie przez kilka minut rozważał, czy aby na pewno nie powinien się przebrać w coś innego.
    Równo o dwunastej zjawił się w parku koło fontanny. Rozejrzał się uważnie, ale nigdzie nie dostrzegł Leo. Park rzeczywiście był wielki i gdyby nie Joel, to z pewnością by się zgubił. A już na pewno spóźniłby się na spotkanie, które jak sobie próbował tłumaczyć, wcale nie jest randką. Rozejrzał się jeszcze raz, a potem podszedł do jednej z wolnych ławek i usiadł. Wyciągnął telefon z kieszeni i doznał szoku, gdy okazało się, że jest dopiero za dziesięć dwunasta. Niby jakim cudem...? Ach, pewnie mu się wszystko pomyliło i tyle. Dobrze, że nie przyszedł kilka godzin wcześniej.
    W pewnym momencie podniósł wzrok i spojrzał na Leo, idącego w jego stronę. Z zaskoczeniem odkrył, że zaczął się denerwować oraz stresować. Idiota. Przecież nie miał czym się przejmować. Jeżeli zacznie dziwnie się zachowywać, to tylko zniechęci do siebie Leo. A to było ostatnie, czego chciał. Odetchnął głęboko, podnosząc się. Ruszył w jego stronę, po drodze kilka razy przypominając sobie w głowie o zemście, która przecież była najważniejsza. Właśnie z jej powodu przyleciał do LA i teraz spotyka się ze swoim bratem, który pewnie nawet nie wie o jego istnieniu. Wątpił w to, by rodzice kiedyś powiedzieli Leo, że tak naprawdę nie jest jedynakiem.
    Zatrzymał się zaledwie dwa kroki przed Leo.
    - Cześć - mruknął, uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Jak się masz? - spytał i niemal pacnął się w czoło. Dobrze, że nie zaczął rozmowy od pogody. - Świetnie wyglądasz - słowa wypłynęły z jego ust szybciej, niż zdążył je przemyśleć. Poczuł gorąco i był pewien, że jego policzki właśnie zrobiły się czerwone. Świetnie. Po prostu świetnie.

    [Nie ma za co :D]

    OdpowiedzUsuń
  18. Wcisnął ręce w kieszenie jeansów i zakołysał się na piętach. Przeszło mu przez myśl, że może powinien przytulić, albo nawet pocałować Leo na powitanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Co, jeżeli chłopak by go od siebie odepchnął? Wtedy nie byłoby miło, oj nie.
    Chciał mu powiedzieć, że na pewno nie wygląda ładnie, ale ugryzł się w język. Leo nie musiał tak szybko dowiedzieć się, że miał zaniżone poczucie własnej wartości.
    - Prawie wszystkie moje ubrania są czarne - oznajmił z rozbawieniem. - Kupiłeś dla mnie mapę? - uniósł jedną brew. - To miłe - dodał z uśmiechem. Dlaczego miał wrażenie, że wszystko co chce powiedzieć jest całkowicie pozbawione sensu?
    Rozluźnił się odrobinę i podążył za nim.
    - Wskaż mi kogoś, kto nie chciałby zobaczyć napisu z bliska. Chyba każdy turysta, który przyjeżdża do LA ma napis na pierwszym miejscu na liście rzeczy, które chce zobaczyć - powiedział, zrównując swój krok z Leo.
    Słuchał go, rozglądając się uważnie. Musiał przyznać, że LA, a przynajmniej centrum miasta, bardzo mu się podobało. Co kilka minut zerkał na Leo, jakby chcąc upewnić się, że chłopak nigdzie nie zniknął. Chichy i bardzo upierdliwy głosik w głowie Bena podpowiadał mu, że tak naprawdę zwyczajnie nie potrafi oderwać spojrzenia od Leo.
    - Czyli będą jakieś inne razy, tak? - spytał. - Obiecałeś mi już, że zabierzesz mnie na wzgórze, a teraz jeszcze to zoo... Mam nadzieję, że nie zechcesz się z tego wycofać - uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
    Był głodny i to bardzo, ale nie zdążył odpowiedzieć na pytanie. Dał się pociągnąć w stronę knajpy i nawet nie próbował wyrwać ręki z uścisku. To było... dziwne uczucie. Ben uświadomił sobie, że nigdy nie trzymał kogoś tak po prostu za rękę. Ostatnią osobą, która trzymała go za rękę jest córka Joela, ale ona zdecydowanie jest poza jakąkolwiek konkurencją.
    Rozsiadł się wygodnie i podniósł menu. Przesunął wzrokiem wzdłuż karty, a potem spojrzał na Leo. Znów próbował odszukać w twarz chłopaka nawet jakiś cień podobieństwa, ale nic nie znalazł. Różnili się niemal jak dzień i noc. Ben mógłby się założyć, że nikt nigdy nie wziąłby ich za braci.
    - Czy to randka? - spytał nagle, pochylając się odrobinę do przodu. - Bo pozwolę ci za mnie zapłacić tylko pod warunkiem, że to jest randka - wyszczerzył się. - Jeżeli to jednak nie jest randka, a jedynie przyjacielskie spotkanie, to nie mógłbym pozwolić, byś zapłacił za mnie - dodał, a w jego oczach błysnęły iskierki rozbawienia. W tym samym momencie, pewna niezbyt przyjemna myśl wpadła mu do głowy. Jego uśmiech przygasł. - Nie martw się, stać mnie jeszcze na jedzenie. Może to ja powinienem tobie postawić lunch, żeby ci udowodnić, że nie jestem aż takim biedakiem, za jakiego zapewne mnie uważasz.
    Wyprostował się odrobinę, gdy do ich stolika podeszła kelnerka. Dziewczyna wyglądała na znacznie młodszą od nich i uśmiechała się tak słodko, że od tej słodyczy spokojnie mogłyby zaboleć zęby. Benji posłał jej lekki, sztuczny uśmiech i zamówił dla siebie hamburgera i colę. Hamburger był chyba w sam raz na lunch, prawda?
    Gdy dziewczyna odeszła w końcu od ich stolika, Ben uświadomił sobie, że jego wcześniejsze słowa mogły zabrzmieć zbyt ostro.
    - Przepraszam, Leo. Chyba nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś chce za mnie zapłacić - przygryzł dolną wargę i spojrzał na niego niepewnie. - Wybaczysz mi?

    OdpowiedzUsuń
  19. - Okej - mruknął i zerknął na dłoń Leo. Dziwnie było znów czuć ciepło jego ręki. Bez zastanowienia splótł razem ich palce. Podniósł wzrok i również się zaśmiał. - Z tobą chyba nie można się źle bawić - stwierdził, zabierając dłoń, gdy do ich stolika powróciła kelnerka z jedzeniem. Przez chwilę wpatrywał się w Leo, a potem zerknął na mapę. Tak naprawdę to było mu obojętne, dokąd pójdą. Mógł iść wszędzie, byleby tylko Leo mu towarzyszył. Wyrzucił niepotrzebne myśli z głowy i upił kilka łyków coli. - Czyli nie zabrałeś mnie tutaj po to, bym się zatruł? - spytał, a zaraz dodał: - Muszą mieć tutaj dobre mięso. Gdyby było niezbyt dobre, to ceny nie byłyby takie wysokie - parsknął śmiechem. Trochę przesadził, bo akurat w tej knajpce ceny wcale nie były takie wysokie, jak na standardy LA. Mimo wszystko Ben cieszył się, że Leo nie wybrał jakiejś droższej restauracji.
    - Muszę ci się do czegoś przyznać - powiedział, po przełknięciu kilku kęsów hamburgera. - Tak właściwie to jeszcze nigdy nie byłem na randce. Nigdy nawet nie trzymałem się z nikim za ręce. Ogólnie to bardzo dużo rzeczy jeszcze nie robiłem - westchnął i powrócił do jedzenia, bo zrobiło mu się głupio, choć sam do końca nie wiedział dlaczego. Zauważył, że w towarzystwie Leo mówił to, co mu przychodziło do głowy. Nie analizował, nie zastanawiał się. Momentami czuł się tak, jakby znał tego chłopaka od zawsze i jakby mógł powiedzieć mu o sobie wszystko. A przecież nie mógł. Nie mógł mu powiedzieć, kim tak naprawdę jest, że wychował się w sierocińcu, że są braćmi...
    Zjadł, wypił colę i zaczął przyglądać się mapie. Nie za bardzo wiedział, gdzie mogliby teraz pójść. Skoro napis i zoo odłożyli na jakieś inne dni... W Los Angeles było jeszcze tak wiele do zobaczenia, ale Ben nie miał pojęcia, na co powinni się zdecydować.
    - Chcesz łazić po mieście, czy może miałbyś ochotę wybrać się na przykład do... centrum handlowego? - spytał, zerkając na Leo. - Muszę kupić jakiś ślubny prezent dla Joela. No i tak się składa, że w przyszłym tygodniu jego córka ma urodziny, więc dla niej też powinienem coś kupić. Nie za bardzo znam się na dzieciach, więc nie wiem, co można dać pięciolatce na urodziny. Wiem tylko, że bardzo lubi Elsę i Olafa z Krainy Lodu. Dowiedziałem się tego, bo odkąd przyjechałem, katuje mnie tą bajką - powiedział z rozbawieniem. W międzyczasie kelnerka przyniosła rachunek. - Tylko się nie śmiej, L. To wcale nie jest śmieszne - zamrużył groźnie oczy, ale nie wytrzymał zbyt długo i się roześmiał. - Ok, może i jest śmieszne. Ta mała owinęła mnie sobie wokół małego palca. Trochę mnie to przeraża, wiesz? - pokręcił głową. Mocno ugryzł się w język, nim powiedział, że Leo koniecznie powinien poznać małą. Joel był jego jedyną rodziną i Ben nie był pewien, czy chce, by Xavier poznał jego jedynego przyjaciela.
    Podniósł się, gdy Leo zapłacił, a kelnerka zaczęła sprzątać ich stolik.
    - To jak, pomożesz mi? - spytał, nawet nie próbując ukryć nadziei w swoim głosie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ben nigdy nie przepadał za zakupami, ale tym razem musiał się poświęcić. No i może nie będzie tak źle, skoro ma przy sobie Leo? Wszystko w towarzystwie Xaviera wydawało się tak zwyczajnie... lepsze. Oby tylko Benjamin się do tego za bardzo nie przyzwyczaił.
    - Nie dziwię się, że ty i Reef kiedyś się tu zgubiliście. Przeraża mnie to miejsce - powiedział, spoglądając na Leo szeroko otwartymi oczami. - Tak właściwie to strach tutaj przychodzić z dziećmi. Gdybym zabrał tutaj Grace, to ta mała złośnica specjalnie by mi uciekła. A potem musiałbym jej szukać, latając po tych wszystkich sklepach, jak głupi - parsknął śmiechem.
    Czuł się tak dziwnie w towarzystwie Leo. Wciąż miał wrażenie, że znają się całe życie. Jakoś wątpił w to, by geny miały coś z tym wspólnego.
    Ben nie rozglądał się zbyt uważnie, więc gdyby Leo nie wskazał mu sklepu, to z pewnością by go przeoczył. Roześmiał się w odpowiedzi na słowa chłopaka i dał się pociągnąć w stronę działu dla dziewczynek. Prawie od razu uderzył go ten wszechobecny róż.
    - Nigdy tego nie zrozumiem. Jakoś nie wierzę w to, by wszystkie małe dziewczynki lubiły różowy. Grace na przykład lubi niebieski. Wiem to, bo często mi to powtarza. Różowy jest dla niej zbyt słodki, a niebieski jest idealny - uśmiechnął się. To dziecko rozbrajało go za każdym razem. Złapał się na tym, że naprawdę chciałby, żeby Leo ją poznał. Małą Grace i Joela, najważniejszych ludzi w życiu Benjamina. - Widzisz gdzieś Olafa, albo Elsę? - spytał, rozglądając się uważnie. - Na pewno gdzieś tutaj są, ale jest tak wiele zabawek... - skrzywił się, ale wciąż się nie poddawał. Przebrnęli przez niemal cały dział dla dziewczynek, po drodze znajdując jedynie Krainę Lodu na DVD oraz jakąś grę na podstawie filmu, czy coś takiego. - Tak, jest! - wykrzyknął, podbiegając do pluszowego Olafa. Poczuł na sobie kilka spojrzeń, a gdy się rozejrzał, okazało się, że kilka osób wpatruje się w niego ze zmieszaniem lub rozbawieniem. Wzruszył ramionami. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz zrobił z siebie idiotę. Zerknął przez ramię na Leo i uśmiechnął się do niego szeroko. Podszedł do niego z Olafem pod ręką i wtedy dostrzegł Elsę i tą jej siostrę, za którą Grace nie przepadała. - Według Grace, ta... ta... Anna, tak, Anna, jest niezwykle niedojrzała, bo zakochała się w dopiero co poznanym Hansie, który zamierzał tylko ją wykorzystać. Słowa pięciolatki, nie moje, żeby nie było - powiedział ze śmiechem. Podał Olafa swojemu towarzyszowi i zgarnął Elsę z półki. Przez chwilę jej się przyglądał. - Jak myślisz, ja też powinienem wziąć? - spytał. - Dobra, wezmę. W końcu piąte urodziny ma się raz w życiu, prawda? Następnym razem tak się wykosztuję na jej osiemnastkę.
    Pociągnął Leo w stronę kasy. Zapłacił za dwie maskotki oraz torbę na prezent, oczywiście z bohaterami Krainy Lodu. Gdy wychodzi ze sklepu z zabawkami, wpadł Benowi do głowy pewien pomysł.
    - A może poszedłbyś ze mną na jej urodziny? - spytał. Poczuł, jak na jego twarzy pojawiają się rumieńce. Super, jeszcze tylko tego brakowało. - Znaczy... zapomnij, to głupie. Kto by chciał z własnej woli uczestniczyć w urodzinach pięciolatki? Pewnie nikt - uśmiechnął się nieśmiało. Zmiana tematu, to jest to. - Do jakiego sklepu teraz idziemy? Jakieś propozycje?

    OdpowiedzUsuń
  21. - Jasne, że wie. Tak to już jest, że niektórych bohaterów lubi się bardziej, a innych mniej, prawda? Ona akurat nie przepada za Anną - wzruszył ramionami. Nie za bardzo miał ochotę wnikać w umysł pięciolatki.
    Ben już otwierał usta, by jednak odwołać swoje zaproszenie, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Naprawdę chciał, by Leo poszedł z nim na urodziny Grace. Chciał, by chłopak poznał jego jedynego przyjaciela, który od wielu lat był dla niego jak brat. Odwrócił na chwilę wzrok, czując dłoń Leo na policzku. To było dziwne uczucie, do którego zdecydowanie nie był przyzwyczajony.
    - Chcę - powiedział w końcu, uśmiechając się lekko. - Czekaj, o czym ty mówisz? Wcale nie musisz jej niczego kupować. Damy jej Elsę i Olafa, to może być prezent od nas... - powiedział, ale Leo już zaciągnął go z powrotem do sklepu i wyglądało na to, że nie zamierzał słuchać Bena. - To? - uniósł jedną brew, spoglądając na pudełko. Gra planszowa mogła okazać się strzałem w dziesiątkę. Znając życie, Grace zapewne bardziej ucieszy się z prezentu od Leo, niż od Bena. Trudno. Evans jakoś będzie musiał to przełknąć. - Myślę, że jej się spodoba - dodał z uśmiechem. Pokiwał głową, wziął torbę ze swoim prezentem i mogli wyjść ze sklepu. Nie odzywał się prawie w ogóle, pozwalając mówić Leo, dokładnie tak jak wcześniej. Xavier był chyba pierwszą osobą, której Ben słuchał z zainteresowaniem. Jego lekki uśmiech zniknął, gdy chłopak wspomniał o rodzicach. Odetchnął głęboko, próbując znów się uśmiechnąć, ale niezbyt dobrze mu to wyszło, więc ostatecznie zrezygnował z uśmiechu. - Joel nie pije, więc wino odpada - powiedział, zerkając w stronę sklepu z różnymi winami. Zdążył się powstrzymać, zanim wypaplał, że ojciec Joela był alkoholikiem, który znęcał się nad całą rodziną. Nie dość, że w ten sposób naruszyłby pewnie prywatność przyjaciela, to do tego przez przypadek zapewne by wyznał, że potem Joel trafił do domu dziecka, w którym się poznali. A to nie był odpowiedni moment na takie wyznania. Przeszli ponad połowę centrum handlowego, ale nie udało im się znaleźć niczego sensownego. - Wiesz co, Leo? Myślę, że powinniśmy sobie odpuścić. Dziś i tak już nic pewnie nie znajdziemy. Może po prostu pogadam z Joelem i zapytam się, co potrzebują. Nie chcę im kupować czegoś, co się później nie przyda - oznajmił, kierując się w stronę wyjścia z galerii. - Masz jakieś plany na resztę dnia? - spytał, gdy znaleźli się już na dworze. Ben nawet nie wiedział, która jest godzina. Szesnasta? Siedemnasta? A może znacznie później? Wciąż było jasno i ciepło oraz kręciło się bardzo dużo ludzi, ale to w końcu było Los Angeles. - Bo jeżeli nie, to... Pamiętasz, o czym wczoraj rozmawialiśmy? Wciąż jesteś zainteresowany pozowaniem? - uśmiechnął się szeroko. - Bo ja wciąż chcę namalować twój akt.

    OdpowiedzUsuń
  22. Resztki dobrego humoru Bena zniknęły niemal bezpowrotnie. Wzdrygnął się na samo wspomnienie rodziców Leo. Rodziców Leo.. tak. Potem już prawie w ogóle się nie odzywał. Na szczęście Xavier chyba niczego nie zauważył. Może gdyby spojrzał Benowi w oczy, wtedy byłby w stanie dostrzec, jak bardzo Evans czuje się zraniony. Podobno z oczu Benjamina można było wyczytać niemal wszystkie targające nim emocje. Jego twarz mogła pozostać niewzruszona, ale nie oczy.
    Przez całą drogę do mieszkania Joela nie potrafił pozbyć się z głowy słów Leo, ich jedyny i ukochany syn. Och, Leo, gdybyś tylko wiedział... Ale Leo nie wiedział. Oczywiście, że rodzice nie powiedzieli chłopakowi o tym, że w Australii zostawili swojego pierworodnego. Nie, nie zostawili. Porzucili. Ben dawno nie był aż tak wściekły. Wściekły i rozżalony. Na młodego Xaviera oraz na ludzi, którzy zostawili go, gdy był maleńki. Znów, niczym fala, zaczęły napływać do niego pytania, na które nie potrafił uzyskać odpowiedzi. Dlaczego to zrobili? Dlaczego go zostawili? Dlaczego wyjechali i dlaczego nie wrócili? Przecież mogli po niego wrócić! Może zdołałby zrozumieć ich postępowanie, gdyby zrobił coś złego. Ale nie zrobił. Był niemowlęciem.
    Zamiast do mieszkania Joela, poszedł do pobliskiego baru. Upił się. Przyjaciel znalazł go dopiero po kilku godzinach, gdy było już grubo po jedenastej w nocy. Jakimś cudem, wspólnymi siłami, udało im się dotrzeć do mieszkania, nie budząc przy tym małej Grace. Ben był pijany, ale jego mózg o dziwo pracował na najwyższych obrotach. Plątał się, ale jakoś zdołał opowiedzieć przyjacielowi o dniu spędzonym z Leo. Potem przypomniał sobie o wiadomości, którą dostał już jakiś czas temu. Powinien odpisać. Łatwe do powiedzenia, trudne do zrobienia. W końcu Joel wyrwał mu telefon i kazał pójść spać. Sms mógł poczekać do jutra.
    Obudził się następnego dnia dopiero około południa. I to tylko dlatego, że Grace podobno się za nim stęskniła i chciała się trochę poprzytulać. Zrezygnowała z tego, gdy tylko dotarło do niej, że wujek śmierdzi niczym gorzelnia. No i ma ogromnego kaca. Ben dowlókł się jakoś do łazienki, wziął niezwykle długi i niezwykle gorący prysznic, dwa razy umył zęby, ogolił się i dopiero wtedy zaczął znów wyglądać jak człowiek. Przypomniał sobie o wczorajszej wiadomości od Leo i szybko odszukał telefon. Odpisał, że cieszy się z wolnej chaty Xaviera i napisał też, że urodziny Grace zaczynają się około dwunastej w sobotę, adres jeszcze obiecał wysłać. Potem mogliby pójść do Leo i zająć się aktem. Wysłał wiadomość i zaraz napisał drugą, związaną z tym, że ani dziś, ani jutro nie mogą się spotkać, bo Ben musi pomóc Joelowi w przygotowaniach do ślubu. Kłamstwo. Paskudne kłamstwo. Musiał jednak się trochę zdystansować, bo za bardzo zaczęło mu zależeć na tym chłopaku. Musiał mieć trochę czasu dla siebie, by pomyśleć. Wysłał smsa. Już miał zamiar odłożyć telefon, ale dotarło do niego, że tęskni za brzmieniem głosu Leo. Zanim zdążył się nad tym zastanowić, już do niego dzwonił. Próbował sobie wmówić, że dzwoni tylko po to, żeby mu przekazać, że najwcześniej mogą spotkać się w piątek, albo dopiero w sobotę, na imprezie Grace. To było głupie, a nawet bardzo głupie, ale nic nie potrafił na to poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  23. Dobrze zrobiło mu te kilka dni przerwy. Zdystansował się. Spędził trochę czasu z Joelem, Alice i Grace. Miał dużo czasu na przemyślenia. Problem polegał na tym, że jego myśli bardzo często powracały do Leo. Zdecydowanie zbyt często, ale tego już nawet nie potrafił przyznać przed samym sobą.
    W piątek wieczorem tak bardzo zaczął się denerwować ich kolejnym spotkaniem, że Joel zaczął się z niego nabijać i stwierdził, że Evans zachowuje się jak cnotka przed pierwszą randką. Albo pierwszym razem, co kto woli. Zasnął późno, ale za to został zbudzony bardzo wcześnie. Alice, tłumacząc się brakiem umiejętności kulinarnych, zagoniła go do kuchni, w której spędził kilka kolejnych godzin. Wiedział, że się spóźni, ale miał nadzieję, że Leo nie będzie na niego zły - już za coś takiego miał ochotę uderzyć się w głowę. To on powinien dominować, być panem tej relacji. Leo nie może zacząć panować nad nim. Jeżeli pozwoli na coś takiego, cały jego misterny plan legnie w gruzach.
    Kącik jego ust uniósł się, gdy Xavier pocałował go w nos. Kolejna rzecz, do której nie był przyzwyczajony, a która bardzo mu się spodobała. Może nawet za bardzo.
    - Cześć, ciebie również - powiedział, a zaraz parsknął śmiechem. Minęła chwila, nim chłopak dał mu dojść do głosu. - Uspokój się, Leo. Wyglądasz świetnie, jak zawsze. Grace na pewno spodoba się prezent. Lubi gry planszowe, serio. Nie wygłupisz się, obiecuję ci to. Chodźmy.
    Nim zdążył się porządnie nad tym zastanowić, chwycił jego dłoń i splótł razem ich palce. Może nie powinien, może to nie było właściwe... Ruszył, zagłuszając w głowie wszystkie nieprzyjemne myśli, słowami Leo, którego poprosił o to, by ten opowiedział mu, jak spędził kilka ostatnich dni. Droga z parku nie była zbyt krótka, ale po raz pierwszy minęła mu bardzo szybko. Wszystko za sprawą pewnego małego gaduły. Mieszkanie Joela znajdowało się w stosunkowo dobrej okolicy, na ostatnim piętrze - nie było zbyt duże, ale całkiem przytulne. Kuchnia, salon, łazienka, sypialnia i pokój małej. Strych został przerobiony na mały pokój, który obecnie zajmował Ben.
    - Jeżeli będzie coś nie tak, to od razu daj mi znać, ok? Joel może ci się wydać... dziwny, ale to dobry facet. No i ma specyficzne poczucie humoru, więc w razie czego po prostu go olej - powiedział, gdy wspinali się schodami na górę. - Jak zrobi się nudno, albo zwyczajnie będziesz miał ochotę wyjść, to też daj znać. Nie chcę byś zmuszał się do przebywania tutaj - dodał, nim otworzył drzwi i wpuścił Leo pierwszego do środka.
    W mieszkaniu pachniało ciastkami z masłem orzechowym i czekoladą, które Ben wstawił do piekarnika tuż przed wyjściem. Z kuchni wyjrzała Alice, a na ich widok na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
    - Leo, poznaj Alice, narzeczoną Joela. Alice, poznaj Leo, mojego... - nie zdołał dokończyć, bo uniemożliwił mu to pisk. Grace wybiegła ze swojego pokoju i wpadła wprost na niego. Wydawała się być maleńka, jak na swój wiek i miała długie, blond włosy.
    - Wujek Angie! - wykrzyknęła, gdy podniósł ją do góry. - Przyprowadziłeś swojego przyjaciela, wujku Angie?
    Ben skrzywił się i dał małej pstryczka w nos.
    - Co ja ci mówiłem, mała Grace? - spytał z krzywym uśmiechem. - I tak, przyprowadziłem Leo. Leo poznaj Grace, Grace to Leo - zdołał ich sobie przedstawić, nim z salonu wyszedł Joel. Był zaledwie kilka centymetrów niższy od Benjamina i miał związane w kitkę, blond włosy. Grace była jego małą kopią. Ominął swojego przyjaciela i wyciągnął dłoń w stronę Xaviera.
    - Miło mi cię w końcu poznać, Leo. Ben bardzo dużo nam o tobie opowiadał - powiedział, uśmiechając się w ten swój specyficzny sposób, który niektórzy nazywali złośliwym, choć wcale taki nie był.

    OdpowiedzUsuń
  24. Grace wyglądała na zachwyconą, choć nawet nie rozpakowała prezentu, wiec było dobrze. A nawet bardzo dobrze. Uśmiechnął się do Leo, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały i kiwnął głową. Chłopak nie miał się czym martwić. To Ben powinien się martwić tym, że jego jedyna rodzina tak szybko zapałała sympatią do Leo. Odrzucił jednak na bok wszystkie złe myśli. Będzie się tym wszystkim martwił później.
    Usiedli do stołu, a już po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Alice poszła powitać kolejnego gościa, a Grace wykorzystała ten moment, by rozpakować prezent od Leo. Niemal pisnęła na widok malunku Olafa. Ben ani trochę jej się nie dziwił. On również był pod wrażeniem. Mała wdrapała się na jego kolana tylko po to, by dotrzeć do Leo. Objęła go mocno swoimi małymi ramionkami i zaczęła powtarzać coś, co brzmiało "dzięki, wujku Leo".
    - Uwielbia się przytulać - powiedział z rozbawieniem, przyglądając się Grace, która w tym momencie ściskała biednego Leo. Joel przyglądał się temu również z rozbawieniem, ale także dystansem. Ben doskonale wiedział, skąd ten dystans. Ich spojrzenia spojrzały się na chwilę, a potem ramiona Joela jakby opadły, gdy się rozluźnił.
    Po chwili dołączyła do nich mama Alice, a Grace szybko zeskoczyła z kolan nowego wujka i pobiegła przywitać się z babcią. Pani domu nie miała czasu, by usiąść, bo ktoś znów zapukał do drzwi. Tym razem była to siostra Alice razem z mężem i ich synem, który był trochę starszy od Grace. A przynajmniej tak się Benowi wydawało.
    - To rodzinne przyjęcie. Imprezka dla dzieci ma się odbyć jutro - wyjaśnił Leo. - Zaraz wracam. Pomogę jej trochę, bo sama sobie nie poradzi - dodał, wskazując na Alice. Wyszczerzył się do kobiety, która prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. Poszedł do kuchni i wyciągnął z piekarnika swoją popisową pizzę razy dwa. Potem jeszcze na stole wylądowały dwie sałatki i chlebek czosnkowy. Podczas gdy Ben latał z kuchni do salonu, Joel zajął jego miejsce i zaczął pytać Leo o różne rzeczy. Szkoła, studia, plany na przyszłość. Benjamin wrócił akurat w momencie, gdy jego przyjaciel zamierzał opowiedzieć niezwykle zabawną historię na jego temat. Jedną z wielu. Trzepnął Joela w tył głowy i odesłał na miejsce, a sam znów usiadł obok Xaviera. Pod stołem odnalazł jego dłoń i na chwilę splótł razem ich palce. Zwykły odruch. Coś, czego wcześniej nie przemyślał.
    - Jak tam? Mam nadzieję, że Joel cię nie zamęczył tymi swoimi pytaniami - powiedział, zerkając na przyjaciela, który wpatrywał się w nich z tym swoimi uśmieszkiem na ustach. - Obudziła mnie niemal o świcie i zagoniła do pracy - mruknął, wskazując na jedzenie ustawione na stole.
    Alice włączyła jakąś muzykę, a potem wszyscy zabrali się za jedzenie. Nie było tak źle, jak się spodziewał. Panowała rodzinna atmosfera. Nikt na nikogo krzywo nie patrzył, wszyscy się śmiali i rozmawiali, jak to na takich przyjęciach bywa, a czas upływał bardzo szybko. Nim się obejrzeli, przyszedł czas na tort. Śmietankowy z truskawkami i figurką Elsy, oczywiście. Jak dla Bena, bardziej by tu pasował Olaf. Zaśpiewali małej sto lat, potem zdmuchnęła świeczki, a Alice zabrała się za pokrojenie ciasta. Podał Leo talerzyk ze sporym kawałkiem ciasta i wskazał na fotel, a sam usiadł na jego oparciu. Joel zajął miejsce na drugim fotelu, a reszta usiadła na kanapie. Grace jako pierwsza zjadła tort, a potem zabrała się za obejrzenie wszystkich prezentów. Planszówka od Leo, jak można się było spodziewać, bardzo jej się spodobała i niemal błagała ojca, by teraz w nią zagrali.
    Ben uśmiechnął się jednym kącikiem ust i przysunął usta do ucha Xaviera.
    - Masz już dość? - spytał szeptem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdyby Grace go nie zatrzymała, to zapewne od razu podążyłby za Leo na taras. Najpierw jednak musiał obiecać małej, że jutro na pewno zagra z nią w tę planszówkę, którą dostała od nowego wujka.
    Uśmiechnął się, gdy Leo go pocałował.
    - Tak. Myślę, że powinniśmy już iść - powiedział. - Imprezka Grace i tak zapewne niedługo się skończy, bo tatuś zamierza zagonić ją do spania - dodał z rozbawieniem. Jego wzrok po raz kolejny opadł na usta chłopaka. Nim zdążył przemyśleć to dwa razy, już przyciągał Leo do siebie. Objął go ramionami i przycisnął usta do jego ust, zupełnie zapominając o tym, gdzie się znajdują, i że ktoś może ich zobaczyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Joel może ich w tym momencie obserwować, co swoją drogą robił, ale oni obaj byli zbyt zajęci, by go zauważyć. Ben w końcu zmusił się do tego, by przerwać pocałunek. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, dotykając opuszkami palców policzka Xaviera. - To co, powiem Alice, że zamierzamy się zmyć, okej?
    Odsunął się od niego, odwrócił i już po chwili zniknął w mieszkaniu. Prawie wpadł na Joela, który wyglądał... dziwnie. Ben znał swojego przyjaciela doskonale, ale nie potrafił rozszyfrować jego miny. Właśnie zamierzał go o to zapytać, ale Joel odezwał się pierwszy. Powiedział, że idzie wykąpać małą i życzy mu udanego wieczoru, a potem zniknął w łazience z małą Grace. Benji zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, dlaczego przyjaciel zachował się w tak dziwny sposób. Takie coś nie było w jego stylu. Obiecał sobie, że zapyta go o to po powrocie od Leo, albo jutro.
    Przerwał Alice rozmowę z siostrą i oznajmił, że on i Leo się zmywają. Kobieta oczywiście próbowała go namówić, by zostali jeszcze trochę, ale Ben, po raz pierwszy od bardzo dawna, jej nie uległ. Tej kobiecie było bardzo ciężko nie ulec, ale na szczęście mu się udało. Może gdyby na ten wieczór nie zaplanowali sobie tego malowania aktów, to wtedy posiedzieliby jeszcze trochę, a tak... Są rzeczy ważne i ważniejsze, prawda? Alice zapakowała im kawałek tortu, wielki kawałek ciasta, kilka ciasteczek, trochę zapiekanki... Ogólnie to było tego dosyć sporo, a Ben w końcu przestał zwracać uwagę na to, co Alice wkłada do koszyka. Tak, do koszyka. Bo przecież lepiej iść z koszykiem, niż z reklamówką, prawda? Przynajmniej w taki sposób się tłumaczyła.
    Joel wyszedł z łazienki razem z Grace na rękach, akurat wtedy, gdy chłopcy mieli wychodzić.
    - Leo, mam nadzieję, że Ben przyjdzie z tobą na nasz ślub - powiedziała Alice, po uprzednim wyściskaniu Xaviera. Ben spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Z resztą nie tylko on, Joel również. Może i przeszło Benowi przez myśl, by zaprosić Leo na ślub, ale sam już nie wiedział, czy to aby na pewno był dobry pomysł.
    - Kotku, nie rozpędzaj się tak. Leo może mieć inne plany na ten dzień - Joel po raz kolejny odezwał się pierwszy, ubiegając Bena. Jego głos był dziwnie zdystansowany, a na jego twarzy brakowało zwyczajowego uśmieszku. No nic, Evans koniecznie będzie musiał go oto zapytać. Joel uścisnął dłoń Leo, a Grace go przytuliła, potem oboje zniknęli w pokoju małej. Ben zdążył wyciągnąć chłopaka z mieszkania, nim Alice znów zaczęłaby ich przekonywać by zostali, bądź namawiać Leo do tego, by przyszedł na ślub.
    - Uff, przeżyliśmy to. A do tego mamy sporo jedzenia - powiedział, gdy znaleźli się już na ulicy. Wskazał na koszyk pełen jedzenia.

    [Jasne, że mi to nie przeszkadza. A ja mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to, że potem Ben pocałował Leo, co również mógł widzieć Joel? :)]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Nie umarlibyśmy z głodu - prychnął. - Mógłbym nam coś ugotować.
    Przez całą drogę do domu Leo, Ben zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem Joela. Nie miał pojęcia, czym mogło być ono spowodowane. Evans nie przypominał sobie, by zrobił coś złego.
    Po rzuceniu swoich ubrań w kąt, zaczął zastanawiać się, czy może nie byłoby lepiej, gdyby pozostał w bokserkach. Czuł się dziwnie niepewnie, stojąc nago niemal po środku pokoju Leo. Jakim cudem on się w to wpakował? A, tak, to on sam zaproponował malowanie aktów. Co prawda wolałby najpierw namalować akt Leo, ale...
    Podniósł wzrok i spojrzał na chłopaka, a kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Może jednak nie będzie tak źle i niepotrzebnie się stresował. Bo owszem, stresował się. Nigdy nie wstydził się swojego ciała, ale też nie był fanem paradowania nago.
    - Mylisz się, wcale nie jest seksowne - mruknął z lekkim rozbawieniem. - Ja nie jestem seksowny.
    Leo był na tyle daleko, by nie dostrzec jego wielu blizn, zarówno na brzuchu, jak i plecach, co przyjął z ulgą. Ogólnie to nie przepadał za swoim ciałem, o bliznach nawet nie wspominając. Nienawidził ich, ale nauczył się już z nimi żyć, bo nie miał innego wyjścia.
    Na samym początku miał wrażenie, że spojrzenie Leo niemal go pali. Dopiero po jakimś czasie, gdy w końcu zaczął tworzyć, Ben rozluźnił się. Starał się nie zerkać na chłopaka, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło.
    - Tak właściwie to... dlaczego jesteś w bokserkach? - spytał, unosząc jedną brew, ani trochę nie przejmując się tym, że nie powinien tego robić. - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czułbym się o wiele lepiej, gdybyś się ich pozbył - mrugnął do niego, śmiejąc się. Kilka kolejnych minut minęło im w ciszy, a Benjamin zaczął wspominać i analizować cały ten dzień. Spokojnie mógł uznać urodziny Grace za udane. Było lepiej, niż się spodziewał, że będzie. Było znacznie lepiej. A Grace niemal od razu pokochała Leo - i Ben nie był pewien, czy powinien się z tego cieszyć. Wisiało nad nim widmo zemsty na ludziach, którzy go zostawili i ich ukochanym synu. Zadrżał. Nie mógł o tym myśleć, nie teraz. Potrzebował zająć swoje myśli czymś innym.
    - Leo? - odchrząknął, spoglądając na chłopaka kątem oka. - Naprawdę chcesz pójść ze mną na ten ślub Joela i Alice? - spytał, trochę niepewnie. Sam już nie wiedział, czy chciał, by Leo mu towarzyszył, czy nie. Miał mętlik w głowie. - Może zrobimy sobie przerwę, co ty na to? - zaproponował po kilku sekundach, nie dając mu nawet czasu na odpowiedź na poprzednie pytanie. - Nie sądziłem, że pozowanie jest takie męczące - mruknął, przeciągając się. Ruszył w stronę koszyka z prowiantem od Alice, ale zatrzymał się w połowie drogi. - Chyba powinien najpierw włożyć bokserki... Jak sądzisz? - uśmiechnął się szeroko do Leo, a potem parsknął śmiechem. Cofnął się, odnalazł bieliznę i pospiesznie ją włożył. Zgarnął koszyk i usiadł na skraju łóżka Xaviera. - Więc... na co masz ochotę, Leo? Mamy ciasto, jakieś kanapki, sałatkę, bagietkę czosnkową, nawet kawałek kurczaka - zmarszczył brwi, przeglądając zawartość koszyka.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie sądził, że chłopak się rozbierze. Jeszcze nie teraz. Cóż, zaskoczył go. Przygryzł mocno dolną wargę, przesuwając spojrzeniem wzdłuż jego ciała. To twój brat, to twój brat, twój brat, ..., on jest twoim bratem, do cholery! krzyczał jego mózg, ale pewna część ciała wiedziała lepiej. Przełknął głośno ślinę i zacisnął powieki, by w końcu znów zerknąć na jego twarz.
    Długo wpatrywał się w twarz Leo. Starał się, naprawdę się starał, by jego wzrok nie zjechał niżej. Widok chłopaka nago nie powinien na niego działać. Nie, ten widok nie może na niego działać. Przecież są braćmi, nawet jeżeli młody Xavier nie ma o tym pojęcia.
    Zamknął na chwilę oczy, w myślach przeklinając Alice. Z drugiej strony, mógł się spodziewać, że kobieta zaprosi Leo na ślub. Tylko Joel wiedział, że chłopak jest bratem Bena. Może gdyby ona również wiedziała... Nie. Nie może się dowiedzieć. Znienawidziłaby Bena za to, co ten chce zrobić. Co zamierza zrobić. Co musi zrobić.
    - Może jeszcze weźmiesz kogoś ze sobą na ten ślub, co? - spytał z rozbawieniem.
    Naprawdę potrzebował tej przerwy. Po pierwsze, zdążył już zgłodnieć. A po drugie, nie zdołałaby się dłużej powstrzymywać od gapienia na Leo. Pokiwał głową, wciąż przeglądając zawartość koszyka. Zjadł ten kawałek kurczaka i trochę sałatki. Zerknął na niego, gdy chłopak się odezwał.
    - A jeżeli nie będę chciał tego aktu, to sobie go zatrzymasz, czy się go pozbędziesz? - kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. - Wezmę go, bo szkoda by było, gdybyś go wyrzucał. Tyle pracy... - zaśmiał się, kierując swój wzrok na płótno. - Na namalowanie twojego aktu umówimy się innego dnia, bo dziś już nie zdążymy tego zrobić. I uwierz mi, cierpię z tego powodu. Zaprosiłbym cię do siebie, ale nie mam tam zbyt dobrego oświetlenia, a do tego Grace może wpaść do pokoju w każdej chwili - powiedział z rozbawieniem, wyciągając z koszyka ciastka. Jedno dał Leo, a drugie zjadł sam. Po zjedzeniu ciastka przeciągnął się i przeczesał palcami włosy. - Znajdziesz dla mnie czas w przyszłym tygodniu? - spytał. W pierwszej chwili chciał zapytać, czy spotkają się jutro, ale zrezygnował, choć sam do końca nie wiedział dlaczego. - Pracuję w poniedziałek do późna, ale we wtorek mam wolne popołudnie. Nie musimy wtedy malować twojego aktu. Moglibyśmy po prostu połazić po mieście. Co ty na to?
    Dopiero teraz tak naprawdę na niego spojrzał. Przyjrzał się uważnie jego klatce piersiowej, a potem zjechał spojrzeniem w dół. W końcu jednak ich spojrzenia się spotkały. Boże, jakie to szczęście, że w ogóle nie byli do siebie podobni.
    Odchrząknął.
    - Wracamy do aktu?

    OdpowiedzUsuń
  28. Pokiwał głową, jakby doskonale wiedział, o czym mówi Leo. Jakby również miał rodziców, przed którymi udawałby grzecznego i niewinnego. W tym momencie, miał wielką ochotę powiedzieć mu o tym, gdzie się wychował, ale powstrzymał się niemal w ostatniej chwili. Znów. Jezu, co ten chłopak z nim robił?
    - Tak, pójdziemy razem, z osobnymi zaproszeniami. Myślę, że to nie będzie problemem. Samo wesele będzie raczej kameralne - powiedział. - Ślub jest na początku sierpnia. A co do prezentu, to... Myślę, że ucieszą się ze wszystkiego, ale kasa chyba byłaby najlepszym wyborem - wzruszył ramionami. - Joel wspominał coś o tym, że chcą kupić większe mieszkanie. Kasa na pewno im się przyda.
    Chyba miał nadzieję, że Leo nie będzie chciał pójść na ten ślub. Tak, zdecydowanie miał taką nadzieję. Wtedy byłoby prościej. Nie chciał, by dziewczyny, Alice i Grace, przyzwyczaiły się do Xaviera. To po prostu nie mogło się stać, bo Ben nie może złamać im serc poprzez swoją zemstę.
    Ben nie czuł męczenia, choć zapewne powinien. Wędrował spojrzeniem po całym pokoju, co kilka minut zerkając na Leo, całkowicie pochłoniętego malowaniem. Przeszedł go dreszcz, bo po raz pierwszy dostrzegł podobieństwo między nimi. To było coś w wyrazie twarzy chłopaka. Podniósł się, zupełnie zapominając o bokserkach, które z pewnością powinien założyć, i podszedł do niego. Pochylił się do przodu, mrużąc oczy i uważnie przyglądając się obrazowi. Leo miał talent, to fakt. Benowi bardzo spodobał się ten akt.
    - Podoba mi się. Masz talent, Xavier - powiedział po, jakby się mogło wydawać, wieczności. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, obracając głowę w bok, by móc na niego spojrzeć. Byli niebezpiecznie blisko siebie, Ben czuł ciepło jego ciała tuż obok, a ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Evans stał się boleśnie świadomy swojej nagości. Jego wzrok opadł niżej, z oczu na usta Leo. Nie miał pojęcia, gdzie podziała się jego cała samokontrola.
    Był chory. Musiał być. W inny sposób nie można tego wyjaśnić. Pragnął swojego brata, a to jest chore. Chore i popieprzone, jak cały Ben.
    Zamknął na chwilę oczy i wypuścił sfrustrowany oddech. Wyciągnął dłoń i musnął nią policzek Leo, nim wplątał palce w jego włosy.
    - To świetny akt. Dziękuję - zniżył głos niemal do szeptu, pochylając się jeszcze bardziej w jego stronę. Uśmiechnął się szerzej, trochę słodko. Wyciszył wszystkie myśli, które podpowiadały mu, że nie powinien tego robić, i przycisnął usta do ust Leo. Szkoda, że całując się z nim czuł się tak dobrze. Jakby wcale nie całował się ze swoim bratem. Naparł na niego mocniej, jedną dłoń wciąż mając wplątaną we włosy młodszego chłopaka, a drugą kładąc na jego biodrze, by przyciągnąć go do siebie bliżej. Zapewne powinien się od niego odsunąć i ubrać, ale jakoś nie potrafił się do tego zmusić.

    [Wybacz, że musiałaś tak długo czekać na odpis. Ostatnie tygodnie były szalone. Nie wiem, jak teraz będzie z moimi odpisami, ale obiecuję zbyt długo nie milczeć. :D]

    OdpowiedzUsuń
  29. Ben spiął się nieco, gdy poczuł jego ręce na plecach. Najwięcej blizn miał na klatce piersiowej, ale na plecach też kilka by się znalazło. Zazwyczaj nie lubił, gdy ktoś go dotykał, ale po raz pierwszy w życiu odpuścił. Dotyk Leo wydawał się być tak niezwykle przyjemny, że aż nieprawdopodobny i Ben zastanawiał się, czy może zwyczajnie tego sobie nie wyobraził. Może to wszystko, co się teraz działo, było tylko wytworem jego wyobraźni?
    Potem znów poczuł te wargi na swoich i wiedział już, że to na pewno nie jego wyobraźnia.
    - Leo, Leo... jeżeli teraz się nie zatrzymamy, to później może nie być odwrotu - wymamrotał, próbując unormować oddech. Dotknął palcami jego policzka. - Spójrz na mnie - przesunął kciukiem wzdłuż jego dolnej wargi. - Proszę - pochylił się, by znów musnąć jego wargi. - Czego chcesz, Leo? - spytał, przenosząc usta na jego szczękę. Zsunął się z pocałunkami jeszcze niżej, na jego szyję, na której zostawił kilka doskonale widocznych malinek. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale jakoś nie potrafił się powstrzymać. Chyba chciał, by każdy wiedział, że Leo już do kogoś należy, chociaż... chociaż tak naprawdę nie należał. Nie do Bena. I nigdy nie będzie mógł do niego należeć. Bo to wszystko, co zaczęło się pomiędzy nimi dziać, nie powinno w ogóle zaistnieć. Benjamin będzie się za to smażył w piekle.
    Wyprostował się, robiąc krok w tył. Przezwyciężył grymas, cisnący mu się na usta, zamiast tego uśmiechając się jednym kącikiem. Chciał posunąć się dalej. Posunąć się znacznie, znacznie dalej, ale coś, moze resztka zdrowego rozsądku, go przed tym powstrzymało.
    - Powinienem już iść - odezwał się w końcu. - Zobaczymy się we wtorek? - spytał, cofając się, ale ani na sekundę nie spuszczając wzroku z chłopaka.
    W końcu jednak musiał odwrócić wzrok, no chyba, że miał ochotę wracać do domu nago. Ubrał się niespiesznie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Podszedł do niego, objął jego twarz dłońmi i spojrzał mu w oczy, znów próbując doszukać się w nich podobieństwa. Nie znalazł niczego.
    - Masz mój numer, jak coś. Dzwoń, kiedy chcesz - powiedział, uśmiechając się w swój zwyczajowy sposób. Sam do końca nie wiedział, dlaczego to powiedział. Możliwe, że chciał być potrzebny. Możliwe, że chciał, by Leo do niego zadzwonił... Pocałował go znów, tym razem krótko. - Trafię do drzwi. Akt zabiorę następnym razem, okej? Mam nadzieję, że to nie problem.
    Odsunął się od niego niemal z trudem. Boże, co się z nim działo? Rozejrzał się jeszcze, by upewnić się, że niczego nie zapomniał, a potem pospiesznie opuścił pokój, a po kilku sekundach także dom.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ucieczka była jedynym, co mógł w tamtej chwili zrobić. Ben chyba powoli zaczął wariować. Nie chciał zostawiać Leo, chciał spędzić z nim tę noc, ale chyba do głosu doszło jego sumienie i zdrowy rozsądek. Nawet jeżeli chłopak nie znał prawdy, to Evans wiedział, że byli braćmi. A bracia nie powinni całować się tak, jak oni się całowali, a tym bardziej iść ze sobą do łóżka. Wiedział to, choć prawie udało mu się o tym zapomnieć, gdy czuł wargi Leo na swoich. To nie powinno tak być. Nie powinien czuć się tak właściwie, mając tego chłopaka w ramionach.
    Długo spacerował po LA. Do mieszkania przyjaciela wrócił dopiero nad ranem. Chciał jak najciszej i najszybciej dostać się do swojego tymczasowego pokoju, ale okazało się, że Joel tam na niego czeka. Jeszcze chyba nigdy się tak nie pokłócili. Alice, która została obudzona przez ich wrzaski, musiała ich rozdzielać, żeby się przypadkiem nie pozabijali. Ben wiedział, że zareagował zbyt emocjonalnie. Potem nie potrafił wyrzucić z głowy słów przyjaciela; Chcesz pierdolonej zemsty na tych ludziach, a nie na tym chłopaku. Skrzywdzisz niewinnego dzieciaka. Wiedział, że Joel miał rację. Wcześniej, zanim jeszcze poznał Leo, chciał zemścić się na rodzicach, którzy go porzucili, i bracie, który miał wszystko. A teraz? Zaczął darzyć tego chłopaka uczuciami, których sam do końca nie rozumiał. Żadne zauroczenie nie wchodziło w grę. A tym bardziej zakochanie. Bo po pierwsze; nie mógł zakochać się we własnym bracie, a do drugie; nie mógł pozwolić, by Leo zakochał się w nim, bo Benji prędzej czy później złamie mu serce. Sam już nie wiedział, czyje serce chce uratować: swoje czy swojego brata. Nie powinien obchodzić go los Leo, tak jak nie obchodził go los rodziców, na których wciąż zamierzał się zemścić.
    Nie skupiał się na pracy, przez co prawie został wyrzucony. Ogarnął się dopiero we wtorek, po kolejnej kłótni z Joelem. Wątpił w to, by Leo zechciał się z nim spotkać. Obiecał sobie, że sam do niego napisze. Za jakiś czas. Może wtedy uda mu się zrozumieć swoje uczucia, a przy okazji nauczy się je ignorować. Wiadomość od Xaviera nieco go zaskoczyła. Jakieś pięć razy zbierał się do odpisania. Kilka razy zaczynał od 'przepraszam', ale każdą taką wiadomość kasował. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło od esemesa chłopaka, ale w końcu odpisał;Kończę o dwunastej. Spotkamy się pod knajpką? Po spojrzeniu na godzinę, okazało się, że zostało mu zaledwie pół godziny pracy. Trzydzieści, niezwykle ciągnących się minut.
    Odetchnął z ulgą, gdy mógł w końcu opuścić. Prawie zapomniał o zabraniu swoich rzeczy, po które i tak musiałby się wracać. Stanął przed knajpką i zaczął szukać w plecaku fajek. Nienawidził papierosów i palił tylko wtedy, gdy się denerwował. Tak jak na przykład od kilku ostatnich dni. W końcu zrezygnował z poszukiwań, bo wyglądało na to, że zapomniał wziąć je z domu. Zarzucił plecak na ramię i rozejrzał się. Miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się, gdy dostrzegł Xaviera. Całe jego ciało rwało się do niego, podczas gdy umysł podpowiadał, by uciekał. By uciekał stąd jak najdalej, najlepiej aż do Australii.
    Odetchnął głęboko, ruszając w jego stronę.
    – Leo... – jego głos zadrżał niebezpiecznie, za co przeklął samego siebie w myślach. – Cześć.

    [Naprawdę przepraszam! Wróciłam do żywych i obiecuję, że teraz będę już odpisywać regularnie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  32. Patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, słuchając tego potoku słów. Zwyczajnie nie miał pojęcia, jak powinien wytłumaczyć mu swoje zachowanie. Wiedział, że powinien coś powiedzieć; cokolwiek. Nie, nie powinien - musiał coś powiedzieć. Przez chwilę jedynie otwierał i zamykał usta, wyglądając przy tym jak ryba.
    Nerwowym gestem przeczesał palcami włosy, uważnie przyglądając się twarzy chłopaka. Teraz już przestał zwracać na to większą uwagę, ale niemal za każdym razem, gdy w taki sposób przyglądał się Xavierowi, próbował odnaleźć podobieństwa w ich wyglądzie. Był w szoku, że dzieci dwóch tych samych osób, tak bardzo się od siebie różnią.
    Nie rozglądał się, nie myślał o innych ludziach, którzy mogliby ich obserwować. Teraz liczyli się tylko oni dwaj.
    – Przepraszam – wyrzucił z siebie po kilku minutach ciszy, która zapadła pomiędzy nimi, gdy Leo skończył mówić. – To nie twoja wina. Nie przez ciebie uciekłem. Po prostu... sam nie wiem – wzruszył ramionami. – Podobało mi się i chciałem zostać. Tak samo jak chciałem do ciebie napisać, albo zadzwonić.
    Zbliżył się do niego jeszcze o krok i wyciągnął dłoń, by delikatnie chwycić jego podbródek między palce.
    – Spójrz na mnie – poprosił, pochylając się. – Lubię cię, Leo. Bardzo cię lubię – wyszeptał, patrząc mu prosto w oczy. – Wiem, że zachowałem się jak skończony dupek, ale... dasz mi jeszcze jedną szansę?
    Próbował sobie wmówić, że robi to tylko dlatego, że wciąż chce się zemścić na ludziach, którzy go zostawili, ale prawda była inna. To wszystko, co powiedział, nie miało związku z ich rodzicami. To miało związek tylko z Leo, z tym, co Ben zaczął do niego czuć. I na pewno nie można było nazwać tego braterską miłością. To nie było dobre, to było zle, bardzo złe.
    – To jak będzie, dasz mi jeszcze jedną szansę, czy raczej nie? Wiem, że na to nie zasługuję, ale...
    Jego wzrok na moment opadł na usta chłopaka, ale zaraz powrócił do oczu. Tak, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie się za to smażyć w piekle.
    Obrócił odrobinę głowę, a ich wargi otarły się o siebie. Wciąż bał się odrzucenia, bał się, że zepsuł wszystko, uciekając wtedy z domu Xavierów. Jednak cichy głosik z tyłu jego głowy podpowiadał, że Leo na pewno mu wybaczy. Leo, jego młodszy brat... nie, nie mógł teraz o tym myśleć. Gdyby ich rodzice wiele lat temu nie opuścili Bena, teraz byliby prawdziwymi braćmi. Najgorsze było jednak to, że Evans wiele by dał, by Leo jednak nie był z nim spokrewniony. Wbrew samemu sobie, naprawdę zaczęło mu zależeć na tym dzieciaku. Nagle nienawiść do chłopca, który miał wszystko, zaczęła zamieniać się w coś, o czym Benji nie chciał nawet myśleć, bo za bardzo się tego bał.
    Uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
    – Wybaczysz mi, Leo?

    OdpowiedzUsuń