5 maja 2016

This is a forced entry. This is the algometry.



Quenby Olivia Evans
19
grupa wędrowna

Niewinne toto i płochliwe też, ale absolutnie nie naiwne. Zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje, kilka przykrych sytuacji już przeżyła, tylko po prostu nie do końca potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. Można by rzec, że dotychczas miała dużo, naprawdę dużo szczęścia, bo osoby tak bardzo przepełnione strachem, przygniecione samotnością i zawsze zależne od innych nie przeżywają w takich warunkach zbyt długo
Ale Quenby wcale nie chce być zależna od kogoś, chce sobie radzić. Szkoda tylko, że wpadła z deszczu pod rynnę i oba jej interesy są sprzeczne. W końcu serce nie sługa i nawet w takich życiowych okolicznościach potrafi sobie znaleźć nieodpowiedni obiekt, w którym ulokuje uczucia.
I jak tu być samodzielnym, kiedy robi się wszystko, by być przy kimś?

74 komentarze:

  1. Tego dnia wszedł do kampera w którym spała Quenby głównie sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Jednak kiedy zastał ją śpiącą jakoś nie mógł oderwać od niej wzroku. W końcu wszystko zaczęło się układać. Mieli dużo zapasów, zabezpieczyli obóz, wszyscy żyli, a Quenby czuła się znacznie lepiej i przede wszystkim nic jej nie groziło. Kiedy się przebudziła początkowo nie wiedział co robić, ale ostatecznie uśmiechnął się do niej delikatnie.
    -Część. -Oparł się o blat. -Przyszedłem sprawdzić czy nic ci nie trzeba? Byłem na wypadzie z Rickiem i znaleźliśmy żelki. -Wyjął zza pleców paczkę słodyczy. -Tam na stacji ucieszyłaś się na ich widok...
    Nie mieli co prawda okazji porozmawiać poważnie o tym co się stało, o tym jak każde z nich to odebrało, jak się czuło, a przede wszystkim co naprawdę czuło do siebie. A raczej co on czuł do niej. Nie zdążył jej wyjaśnić dlaczego uciekł i zostawił ją z tamtymi ludźmi. Wiedział, że w końcu będzie musiał to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę zaskoczyło go jej pytanie. Raczej spodziewał się, że szybko go wygoni i skłamie, że chce sie jeszcze przespać, albo odpoczęła niewystarczająco. Położył paczkę żelek na blacie bo chyba nie była zbytnio zadowolona z niespodzianki. Nic dziwnego po tym co narobił. Nie dało się przecież tego odbudować paczką głupich żelek.
    -Yyy... nie wiem. -Odparł zakłopotany. -Zakładam, że nie jestem tu mile widziany więc może będzie lepiej jeśli wyjdę... -Obrócił się w stronę drzwi, zrobił kilka kroków, ale po chwili się zatrzymał. -Prawie bym zapomniał...
    Wygrzebał z kieszeni paczkę jakiś leków i położył obok żelek.
    -Rick je znalazł w aptece. Podobno jego siostra brała je po poronieniu, żeby potem... yyy... żeby nie było komplikacji i mogła znowu mieć dzieci. Nora zna się coś tam na medycynie i powiedziała żebyś brała jedną dziennie. No i Zoe kazała przekazać przeprosiny. Sama się bała przyjść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglądało na to, że Quenby była wściekła i cóż... miała do tego prawo. BO kto po czymś takim nie byłby zły? Nawet świętego można by wyprowadzić z równowagi.
    William spuścił wzrok. Co miał jej powiedzieć? Przepraszam? Jeszcze dostałby za to w pysk bo co jej po marnych przeprosinach skoro mógł myśleć wcześniej.
    -To był ich pomysł... Mówiłem, że idiotyczny, ale się uparli. -Wypalił bezmyślnie. Nastała niezręczna cisza. -Wypoczywaj... nie będę ci już przeszkadzał. -Otworzył drzwi. Na zewnątrz znów padał deszcz więc zarzucił na siebie kaptur.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdziwił się trochę na jej pytanie. Przymknął lekko drzwi i spojrzał na nią, ale szybko odwrócił wzrok. Wciąż nie mógł patrzeć jej w oczy po tym wszystkim co zrobił. Cóż mógł obwiniać za to wszystko tylko siebie.
    -W swoim wozie. Stoi teraz za kamperem Ricka. Chciał, żebym się wprowadził, ale pożyczyłem od jego syna komiks i jeszcze go nie oddałem więc wolę zostać u siebie. -Zażartował. -Poza tym Rick jest jak nadopiekuńczy... Gdybym miał słuchać codziennie rano, że mam zjeść płatki na śniadanie chyba bym oszalał. Nora ma przytulny kamper, ale nie chciała mnie zaprosić do środka. Nawinęła mi jakaś gadkę, że jestem za młody... Gadam bez sensu. Lepiej pójdę już.

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak. W końcu musiała poruszyć temat Zoe i zrobiła to w dobitny sposób. Ale nie mógł się za to na nią gniewać. Musiał po prostu przeczekać, aż chociaż trochę jej przejdzie. Zamknął więc drzwi i usiadł przy malutkim stoliku ściągając kaptur z głowy. Było dość chłodno więc dosunął zamek od bluzy po samą szyję.
    -Zaproponowała... -Odparł obojętnie. -Ale zawsze wolałem swój samochód od niej. -Znów zażartował. Aż dziwne, że trzymało się go poczucie humoru w takiej chwili. -Słuchaj... wiem, że mnie nienawidzisz i jak najbardziej to rozumiem. Sam bym na twoim miejscu mnie zadźgał teraz nożem i zgonił winę na sztywnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu musiał się wytłumaczyć nawet jeśli nie chciała tego słuchać. Tak powinien zrobić bo przecież wbrew wszystkiemu zrobił to niby dla ich dobra... Jak wyszło to już całkiem inna historia.
    -Wiem jak to wyglądało... Zaliczyłem cię i olałem... Uciekłem bo tak było prościej, potem ty dołączyłaś do mojej grupy i dowiedziałem się o ciąży więc tym bardziej miałem cię gdzieś zabawiając się z inną... Ale tak wcale nie było. Przynajmniej z mojego punktu widzenia... -Sięgnął po paczkę papierosów, ale zaraz przypomniał sobie, że Quenby nienawidzi tego więc schował je do kieszeni. -Tamtej nocy w willi... Ja naprawdę się z tobą kochałem. Rano jak się obudziłem przerosło mnie to wszystko. Wystraszyłem się... Wiem idiota.

    OdpowiedzUsuń
  7. -No więc jak na idiotę przystało musiałem sobie jakoś to wytłumaczyć. Nie dowierzałem, że mógłbym zostać... ojcem... Dlatego chciałem wmówić wszystkim w koło, że to na pewno nie moje dziecko. Wiem, że nigdy byś tego nie zrobiła... Prędzej ja... -Opuścił głowę wpatrując się w podłogę. Nie lubił takich szczerych rozmów, ale musiał w końcu stawić czoło swoim demonom. -Chciałem też żebyś mnie znienawidziła... Żebyś tak bardzo mnie nienawidziła, że przestała czuć cokolwiek innego. Wiesz dlaczego? Bo nie chciałem, żebyś któregoś dnia czekając z tym dzieckiem na rękach aż wrócę z wypadu powtarzała sobie, że na pewno dałem radę podczas gdy ja byłbym już jednym z nich... -Schował twarz w dłoniach. Nie płakał. Już wypłakał się za wszechczasy. -Tak jestem tchórzem. Jak zdałem sobie sprawę, że zrobiłem dziecko nastolatce, które nie będę potrafił wychować spanikowałem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie widział siebie w roli ojca. Był przekonany, że nie wychował by dziecka tak jak powinien. Już jako nastolatek postanowił, że będzie bezdzietny. O dziwno nie zmieniło się to jak wszyscy mu mówili. Nawet podczas związku ze swoją jedyną dziewczyną. Ona wybiegała daleko w przyszłość i opowiadała mu ile to chce z nim dzieci i jak dadzą im na imię. On milczał i zazwyczaj wychodził czymś się tłumacząc. Może to właśnie dlatego znalazła pocieszenie w ramionach jego kolegi?
    -Bo widzisz... Nie wychowałem się w normalnej rodzinie. Ojca nigdy nie było. Był znanym prawnikiem, prowadził wiele znanych spraw. A do tego cholernie lubił dawać w nos i pływać jachtem z młodszymi od siebie o dwadzieścia lat panienkami. Moja matka z kolei... cóż była kochana i zawsze ją szanowałem, ale piła za dużo... Przez ojca oczywiście... -Zdziwił się, że udało mu się tak przed nią otworzyć. Nigdy wcześniej nikomu o tym nie mówił. -Tak więc w końcu uciekłem z domu. Poznałem nieodpowiednich ludzi i zacząłem kraść samochody. Początkowo tylko dla zwykłych handlarzy... Później zainteresował się mną szef mafii. Byłem tak cholernie dobry, że chciał żebym robił to dla niego więc zacząłem... Kiedy kazał kraść kradłem, kiedy kazał zabijać zabijałem. Nie znam innego życia, gdzie chodzi się do pracy, troszczy o żonę i dziecko. Nie jestem kimś kto mógłby wychować małe dziecko na porządnego człowieka...

    OdpowiedzUsuń
  9. -A co ja bym powiedział, gdyby dziecko zapytało czym się zajmowałem? Gdzie pracuję? Miałbym kłamać, że byłem zwykłym mechanikiem, albo studiowałem prawo? To bez sensu... Byłbym taki jak mój ojciec. Zimny, chamski i obojętny. Nie kochałbym tego dziecka. -Co prawda takie obawy mogły go dręczyć zanim przyszedł koniec świata. A teraz? Teraz było zupełnie inaczej i szybko zdał sobie z tego sprawę. -Co by było gdyby dziecko się urodziło i my jakoś się dogadali? Gdyby zaczęło płakać, a do oboz dostaliby się w tym czasie sztywni? Narażało by nas wszystkich na śmierć. A gdyby jakimś cudem przeżyło kilka lat? Co bym mu pokazał? Jaki świat? Pełen śmierci i trupów? Walki o przetrwanie?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedział, że była na niego wściekła za to i to co mówił mogło dla niej nie mieć sensu. Ale dla niego miało. Zwłaszcza po tych wszystkich przeżyciach o których naprawdę starał się zapomnieć.
    -Wiem, że to głupie... Nie wiem jak ty miałaś w życiu. Czy łatwo czy nie. Czy twoja rodzina była normalna czy też nie... Ale ja nie chciałem cię skrzywdzić jeszcze bardziej zostając z tobą. Wiem brzmi to teraz nawet dla mnie śmiesznie... Ale kiedy przypominam sobię wyraz twarzy mojej matki, kiedy ojciec wracał z szminką na koszuli jakiejś obcej kobiety, naćpany i nachlany to pęka mi serce. Bałem się, że stanę się wobec ciebie taki jak on w stosunku do niej. Nie chciał jej od początku bo była biedna... Była tylko jego przygodą. Pech chciał, że zaszła w ciążę. Nie kochał mnie. Ale sumienie i strach przed tym co powiedzą ludzie o tak doskonałym prawniku sprawiło, że poczuł się do obowiązku wychowania mnie na drugiego takiego jak on. Spieprzyłem sprawę wiem o tym doskonale. Jednak chcę byś zrozumiała, że nie robiłem tego bo jestem... skurwielem. Robiłem to bo chciałem żebyś kiedyś poznała faceta, który jest ciebie wart i który... potrafiłby wychować to dziecko tak powinien zrobić ojciec.

    OdpowiedzUsuń
  11. William ważnie słuchał to co mówiła. Jeszcze chyba nigdy żadne słowa tak mocno do niego nie dotarły. Bo przecież mówiła prawde im bardziej chciał oddalić się od zachowania swojego ojca tym bardziej stawał się nim.
    Kiedy Quenby wstała skierował wzrok w inną stronę. Nie chciał jej takiej oglądać i pomyślał, że i ona nie chciała by tego robił. Ale ostatnie zdanie go zszokowało. Kochała innego? To było oczywiste jego bo kogo innego miała kochać? Nie Ricka, który był po czterdziestce przecież.
    -Czyli mnie? -Wolał się jednak upewnić pomimo, że spodziewał się jej wybuchu w stylu 'tak idioto w tobie'. -No to twoje serce bardzo źle wybrało... -Nie powiedział tego złośliwie. Po prostu powiedział to o czym myślał.

    OdpowiedzUsuń
  12. William nie bardzo uwierzył w jej słowa, chociaż musiał też liczyć się tym, że może zdarzyć się taka możliwość iż jest to prawda. Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami i uśmiechnął się.
    -Po pierwsze nie kłam. A skąd wiem, że kłamiesz? Bo jesteś jedyną kobietą na tym świecie tak złotym sercem, że nawet po tym wszystkim nie potrafiłaś mnie nienawidzić. Po drugie byłaś dziewicą i jesteś porządną dziewczyną, która nie zrobiłaby czegoś tak głupiego. Po trzecie może i myślałaś wtedy o innym, ale nie gdybyś nic do mnie nie czuła nie mówiłabyś mi, że chciałaś by miał moje oczy i uśmiech. -Nie przestawał się uśmiechać. -To o kim myślałaś wtedy? -Zapytał z zainteresowaniem i nieco się rozluźnił.

    OdpowiedzUsuń
  13. Musiał przyznać, że miała dziewczyna gadane. CO w jakiś sposób zaczęło mu się podobać. Jedno mu nie pasowało. Tamta przerażona, słodka Quenby nie mogłaby przecież chcieć tego z byle kim i byle gdzie byle tylko spróbować. Oparł się o ścianę kampera i w końcu zebrał się na odwagę by popatrzeć jej dłużej w oczy.
    -Dobra chciałaś tylko się zabawić... -Przekręcił oczami. -Tylko ja byłem w pobliżu. Boże, ale miałaś pecha!- Nie przestawał się uśmiechać. -Brzydki, ponury, kiepski w łóżku, zero mięśni z wyjątkiem tego jednego. O nie grzesznico mówię o mięśniu piwnym, a ty co pomyślałaś?
    Sam nie wiedział czemu pozwolił sobie na takie żarty przy niej. Może po prostu czas najwyższy przestac krzątać się po kątach i łamać. Stało się to się nie odstanie. Tak musiało być.
    -Głupie żelki były po to, żeby głupi facet mógł przyjść do głupiego kampera i poprawić humor dziewczynie, którą mógł mieć, a którą stracił bo jest idiotom. -Wstał niespodziewanie i podszedł do niej. Potem kucną tak patrzeć jej prosto w oczy. -Spokojnie to nie oświadczyny. -Zażartował. -To co teraz powiem jest szczerą prawda. Zero kłamstw i co am sobie myślisz. Przyszedłem tutaj bo się w tobie zakochałem. Nie nagle. Nie dlatego, że nie ma wokoło innej fajnej dziewczyny. Nie było to wtedy kiedy uprawialiśmy seks. Już dużo wcześniej to się stało tylko nie zdawałem sobie sprawę. Dotarło to do mnie tego pechowego ranka, kiedy uciekłem. Nie chcę drugiej szansy, nie oczekuję że rzucisz się teraz na mnie i mnie pocałujesz. Wręcz przeciwnie spodziewam się, że mnie wyrzucisz. Mówię ci to po to bo powinnaś wiedzieć. To wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Naprawdę nie wiedział co powinien w takiej sytuacji zrobić. Czy wogóle cokolwiek było odpowiednie? Raczej nie. Dlatego spojrzał jej jeszcze raz w oczy i powiedział to co myśli. Nie było już potrzeby ukrywania czegokolwiek.
    -Chciałbym zostać tu z tobą. Nie wracać do siebie, ale wiem, że nie byłoby dobrze. Wciąż jeszcze się zgryziemy ze sobą, albo obawiamy. Nic dziwnego rozumiem to. Ale chyba będę musiał wyjść... Nie bardzo wiem jak mam to naprawić, chociaż bym chciał. Nie bardzo wiem czy wogóle da się coś zrobić...

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie zrobił z siebie idiotę i był bardziej zmienny niż kobieta w ciąży. W końcu czas było wrócić do dawnego Willa i wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu był facetem, a do tego to on spieprzył sprawę i to po całości. Jeśli naprawdę chciał to odbudować to musiał się spieszyć nim ktoś sprzątnie tak cudowną dziewczynę mu sprzed nosa.
    To zabawne, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie może przejmować się przyszłością. Bo jaką? Przecież nie mieli jej. Zostało im tylko żyć na tyle szczęśliwie na ile się da. A nawet jeśli miał by zginąć to przecież Quenby żyłaby dla niego i na odwrót...
    Tak to było żałosne... Dopiero teraz to zrozumiał.
    Zajął miejsce obok niej. Spojrzał na jej delikatną twarz, piękne choć nieco zmęczone oczy i śliczne jasne włosy. Jakoś tak samowolnie się uśmiechnął do niej, a potem po prostu to był impuls. Pocałował ją w policzek.
    Zaraz dostanę w pysk, pomyślał.
    -Posłuchałem twojej rady. -Usmiechnął się. -Naprawię to co zepsułem jeśli i ty tego chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  16. Faktycznie może to było i głupie, ale zupełnie nie wiedział jak ma się zachować, a to wydało mu się najodpowiedniejsze jeśli chce jeszcze ratować ten związek, albo raczej dopiero zacząć się o niego strać bo przecież tak naprawdę to chyba nigdy nie byli razem...
    -Miałem od razu w usta i to namiętnie? Jeszcze mi życie miłe. -Zaśmiał się, ale kiedy zadała ostatnie pytanie od razu spoważniał. Mógł domyśleć się, że kiedyś o to spyta i jeśli naprawdę mu na niej zależało musi powiedzieć prawdę i tylko prawdę.
    -Nie. Nie spałem z nią. Ona chciała, ale ja nie potrafiłem... -Oparł się o okno kampera. -Bo widzisz ja w ogóle do niej nic nie czułem. Po prostu było mi jej żal z powodu uzależnienia. Moja matka piła codziennie i codziennie prowadziłem ją do łóżka, przykrywałem kocem i dbałem by miała szklankę wody na szafce nocnej. Dlatego jej chciałem pomagać... A potem jak ona była taka chętna do mnie chciałem to wykorzystać zebyś mnie znienawidziła jak już mówiłem... -Zaczął bawić się nerwowo guzikiem od swojej kurtki. -Nie sypiam z kobietami do których nic nie czuję. Chociaż wiem postąpiłem jak świnia obściskując się z nią na twoich oczach.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie kłamał już wcześniej nim to zrobili przestała mu być obojętna tylko jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
    -Posłuchaj... Gdybyś mnie nie podniecała i nie pożądałbym cię to bym tego nie zrobił. I nie. Nie kłamię. Czułem coś do ciebie. Wierz, albo i nie. -Odparł obojętnie.
    Tak już miał kiedy starał się, a ktoś nie bardzo doceniał jego gesty, chociaż w tej sytuacji rozumiał doskonale dlaczego tak jest. Nic dziwnego, że była wobec niego chamska.
    -Z resztą to już nie ważne bo nie będę sypiał z żadnymi kobietami...

    OdpowiedzUsuń
  18. Choćby człowiek się starał nie osiągnie sukcesu jeśli ta druga osoba tego nie chce. A według Willa cała ta rozmowa miała właśnie sprowadzić się do tego, że w koncu wybuchnie, zwyzywa go i wrócą do punktu wyjścia i właśnie tak też się stało. Kiedy skończyła mówić wstał i spojrzał na nią.
    -Nie każdy ma ochotę na dzieci. Zanim zrobiłem ci jednego nie miałem, kiedy byłaś w ciąży też nie i teraz też nie chce żadnego. -Mówił spokojnym tonem starając się nie zabrzmieć zbyt agresywnie. -Z resztą... I tak cię to nie interesuje. -Zaczął iść w stronę drzwi. Mógł się starać, ale takim zachowaniem tylko zniechęcała go do tego by się zmienić. Znów miał ochotę otworzyć butelkę whiskey, zapalić papierosa i skopać coś żeby się wyżyć a najlepiej jakiegoś sztywnego. -Dobranoc. -Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Deszcz już po woli ustępował więc wyjął paczkę papierosów i odpalił jednego. Mocno się zaciągnął i wypuścił dym obserwując go unoszącego się w powietrzu.
    -I na chuj się zmieniać? -Spytał sam siebie.

    OdpowiedzUsuń
  19. William i Rick często wybierali się razem na wypady. Jakoś zawsze dobrze im szło no i mogli się wygadać, a jeden drugiemu pomagał. Dlatego pewnie Rick wszystko zaplanował, żeby stało się tak jak miało właśnie dziś.
    Rick pokazał Willowi na mapie niewielkie osiedle domków prywatnych. Mogło tam być mnóstwo nietkniętych zapasów ponieważ lokalizacja osiedla była ciężko dostępna. Sam Rick znalazł je przez przypadek. Pierwszy raz pojechali tam razem, wrócili z mnóstwem puszek. Drugi raz Rick znalazł jakaś wymówkę, a Will postanowił jechać sam. Miał przeszukać domy w celu znalezienia amunicji i jakiś ciepłych ciuchów.
    Kiedy sprawdzał jeszcze w samochodzie czy wszystko w porządku i nie zatrzyma się mu nagle na środku drogi usłyszał niespodziewanie znajomy głos. Obrócił się gwałtownie i ujrzał ją...
    -Yyy.... Część. Co jest?

    OdpowiedzUsuń
  20. Początkowo William spojrzał na nią podejrzliwie. Przecież rozmawiał z Ricikiem i obiecał mu, że może sam wyruszyć na wyprawę, ale z czasem stwierdził, że pewnie Rick nie zamierzał puścić do samotnie w taką misję. Zamknął więc przednią maskę od samochodu. Dłonie wytarł w leżącą na pobliskim krzewie szmatkę zwilżoną wodą.
    -Mam znaleźć amunicję i jakieś ciepłe ciuchy. -Otworzył drzwi i zajął miejsce kierowcy. -Jak chcesz to wskakuj, ale poradzę sobie też sam. W razie czego Chelsea zjawi się niczym księżniczka na białym rumaku i mnie uratuje.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wsiadł do samochodu, kiedy słyszał jej komentarz i trzasnął drzwiami. Odkąd wyszedł z jej kampera wiele sobie przemyślał. Mógł się starać, skakać wokół niej, ale jeśli miał spotykać się z taką złośliwością to wolał sobie dać spokój. Mógł być w niej zakochany, ale musiał też zachowywać się dorośle, a nie jak małolat, który nie rozumie, że jego obiekt westchnień nie jest już zainteresowany.
    Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył z piskiem opon. W lusterku widział jak Rick wybiegł z twarzą w piance do golenia spanikowany hałasem, ale nie zatrzymał się. Gwałtownie skręcił w lewo w stronę ich cel.
    -Widocznie panienki lubią złych i okropnych gości. -Uchylił nieco szybę bo pogoda zaczynała robić się coraz bardziej nieznośna. Zbliżały się upały. -Może ich podnieca fajka w gębie, spity ryj, siniaki po kolejnej bójce i ostry seks.

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzał na nią zupełnie obojętnie. Tylko przez chwilę, a potem wyciągnął ze schowka papierosa i zapalił.
    -Tak mam spity ryj. I tak lubię ostry seks. -Zaciągnął się dymem i dodał nieco gazu. Samochód znacznie przyspieszył. -Tak jak zajebiście szybką jazdę.
    Jechali już sto dziesięć na godzinę. Nie było to rozsądne gdyż w każdej chwili jacyś sztywni mogli wybiec im na drogę, a wtedy doszło by do naprawdę poważnego wypadku.
    -Chelsea tak samo więc się dobraliśmy.
    Sto dwadzieścia na godzinę.
    -Z tyłu jest pistolet. Uzupełnij magazynek.
    Licznik wskazywał już sto trzydzieści.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeszcze chwilę jechał szybciej, a potem powoli zdjął nogę z gazu zwalniając do siedemdziesięciu na godzinę. Akurat skończył palić papierosa i wyrzucił tlący się niedopałek przez szybę.
    -Prosiłem, żebyś zajęła się bronią. -Nawet na nią nie spojrzał.
    Nie miał czasu uzupełnić magazynków, bo pomagał Rickowi zapakować wszystkie zapasy do samochodów by być gotowym do ruszenia dalej w drogę, kiedy wrócą z amunicją.
    -Nie zdążyłem tego zrobić. -Wytłumaczył sie po cichu jakby sam przed sobą. -Rick mówi, że musimy znaleźć stałe miejsce na obóz. Nie możemy już dłużej podróżować. Weź mapę i ją dokładnie przejrzyj jeszcze trochę bedziemy jechać do naszego celu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy Quenby kompletnie zignorowała jego polecenie pokręcił przecząco głową. Cholera nawet gdyby się starał ciągle będzie mu pokazywała jaka to ona teraz nie jest zła na niego. Wszystko diabli wzięli... A i on nie miał tyle cierpliwości by uganiać się za kobietą, która jest złośliwa chociaż miała do tego prawo po tym wszystkim... Ale ileż można?
    Zatrzymał więc samochód. Sięgnął do schowka po mapę i dokładnie się jej przyjrzał. Znalazł kilka potencjalnych miejsce, które mogły stać się ich stałym domem. Osiedle jakiś bogaczy ogrodzone murem, więzienie, kościół. Coś napewno znajdą.
    Potem sięgnął na tylne siedzenie i wyjął z torby broń. Uzupełnij magazynek. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył przed siebie nic się już nie odzywając.

    OdpowiedzUsuń
  25. -Serio? -Spojrzał na nią zrezygnowany. Jeśli będą tak zatrzymywać się co chwilę to nigdy nie dojadą do celu. Pokręcił głową i wcisnął hamulec. Po chwili samochód znów zatrzymał się na poboczu.
    William sięgnął do plecaka, który leżał z tyłu i wyjąłz niego butelkę wody. Napił się bo cholernie go suszyło. Dziś doskwierał okropny upał i miał nadzieję, że szybko wrócą do obozu.
    -Zatrzymałem się. Coś jeszcze? -Spytał już bez złości.

    OdpowiedzUsuń
  26. Spodziewał się wszystkiego. Tego, że Quenby wysiądzie z auta, zacznie wrzeszczeć, albo zwymiotuje... Czegokolwiek, ale nie tego co przed chwilą zrobiła. Teraz? Kiedy on stracił wszelkie nadzieje, że może być między nimi naprawdę dobrze.
    Początkowo nie poruszał się. Ale kiedy dotarło do niego co się stało objął ją w okolicy bioder i zaczął namiętnie całować. Owszem przez jakąś chwilę przeszło mu przez myśl, by ją tu rozebrać i kochać się z nią tak jak wtedy w tamtej willi. Jego dłonie zaczęły krążyć po jej ciele, ale nagle zapaliła mu się czerwona lampka.
    Co jeśli ona robi to specjalnie żeby się zemścić?
    Oderwał się od niej ciężko dysząc i spojrzał w jej oczy. Nie miał pojęcia co powinien powiedzieć. Nie chciał jej też urazić jeśli faktycznie miała zamiar już zapomnieć o wszystkim i zacząć od nowa. Wolał więc zrzucić winę na siebie.
    -Przepraszam... Chyba... Powinniśmy już jechać nie uważasz? Mamy lekkie opóźnienie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Po tym jak musiał jakoś radzić sobie z myślą, że zostanie tatusiem i brnął dalej w związek z Zoe, a raczej przelotny romans poznał Chelsea. Dziewczyna była kiedyś pensjonariuszką domu dla obłąkanych, rozmawiała z jakimś głosem w swojej głowie twierdząc, że to jej ukochany, który jest o nią bardzo zazdrosny. Ale była dobrą dziewczyną. Potrafiła walczyć i zabijać dla dobra swojej grupy i czasami miewała prześwity normalności. No i Will mógł z nią robić przeróżne szalone rzeczy...
    -Podpaliłem z nią raz supermarket dla zabawy, zabijaliśmy sztywnych bo wymyśliśmy sobie taką grę, ale nigdy z nią nie spałem. Nawet nie myśleliśmy o tym.

    OdpowiedzUsuń
  28. William spojrzał jej w oczy. Nigdy nie chciał ją urazić w żaden sposób. Wszystko co robił było według niego dla jej dobra. Nie miał niestety pojęcia jak bardzo się mylił.
    -ja tylko...Sam nie wiem... Po prostu byłaś taka złośliwa... Wiem, że nie mogłaś od razu mi wybaczyć, ale uwierz wiem, że postąpiłem źle. Nie spałem z Chelsea, ani Zoe... Żadnej z nich nie kochałem i żadnej nie pożądałem... Zawsze byłaś tylko ty...
    Nie wiedział czy w ogóle słowa które do niej wypowiedział miały jakiś sens, ale bardzo chciał by mu wybaczyła i by zaczęli wszystko od nowa. Zaczął bawić się jej kosmykiem włosów.
    -Kocham cię... nawet nie wiesz jak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  29. William spojrzał jej w oczy. Nigdy nie chciał ją urazić w żaden sposób. Wszystko co robił było według niego dla jej dobra. Nie miał niestety pojęcia jak bardzo się mylił.
    -ja tylko...Sam nie wiem... Po prostu byłaś taka złośliwa... Wiem, że nie mogłaś od razu mi wybaczyć, ale uwierz wiem, że postąpiłem źle. Nie spałem z Chelsea, ani Zoe... Żadnej z nich nie kochałem i żadnej nie pożądałem... Zawsze byłaś tylko ty...
    Nie wiedział czy w ogóle słowa które do niej wypowiedział miały jakiś sens, ale bardzo chciał by mu wybaczyła i by zaczęli wszystko od nowa. Zaczął bawić się jej kosmykiem włosów.
    -Kocham cię... nawet nie wiesz jak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dziwne było to, że i on odwzajemnił jej uśmiech. Sam się trochę zdziwił, ale co mógł zrobić? Przecież w końcu czuł, że może się przed nią otworzyć, że może w końcu im się uda.
    -Byłem debilem wiem. -Zamknął na chwilę oczy. -Pewnie gdybyś urodziła i ta bym się wami zajął bo nie pozwoliłbym was skrzywdzić... ale cóż... stało się jak się stało. Może i dobrze. -Spojrzał w jej oczy. -A ty? -Spytał niespodziewanie. -Kochasz mnie? Ale tak naprawdę?
    Może to było retoryczne pytanie bo skoro tak wiele mu wybaczyła to musiała go kochać, ale dla własnego spokoju po prostu musiał spytać. Musiał być pewny co do niego czuje.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wtedy niespodziewanie ją pocałował w usta. Chciał by ta chwila trwała wieczność. W końcu co im zostało? Świat już nigdy nie będzie normalny chyba, że wybiją wszystkich sztywnych na całej ziemi, ale na to były marne szanse.
    -Wynagrodzę ci to wszystko,Quenby... A przynajmniej spróbuje. -Zmusił się do delikatnego uśmiechu. -Nie powinniśmy już ruszać dalej? Za niedługo zapadnie zmrok, a chyba nie chcesz spędzić nocy w aucie?

    OdpowiedzUsuń
  32. Przez chwilę chciał jej już odmówić i wracać jak najszybciej do obozu, ale po chwili zmienił zdanie. Skoro Quenby nie spieszyło się i w końcu wykazała jakaś chęć by zacząć to od nowa jak należy postanowił nie przejmować się niczym.
    -Ok skoro nie boisz się ze mną i jesteś taka chętna na noc w samochodzie to czemu nie. -Uśmiechnął się do niej. -Gdzie chcesz znaleźć nowy obóz? Chcesz odejśc od naszych?

    OdpowiedzUsuń
  33. -Sam nie wiem skąd mi to przyszło do głowy. -Podrapał się po głowie. Potem zbliżył się do niej i spojrzał na mapę czując bijące od niej ciepło. Zauważył, że jakieś dziesięć kilometrów od nich znajduje się jakiś magazyn. -Może tutaj? -Wskazał palcem na wyznaczony cel. -Może znaleźć tam coś co przetrwało. A jeśli magazyn nie jest bardzo zniszczony może to dobre miejsce na nowy dom? -Spojrzał w jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
  34. -Poradzimy sobie bez łóżka. -Odpalił samochód i ruszył po wali w stronę magazynu. -Jeśli wszystko będzie w porządku z ścianami magazynu i drzwiami to pełne zabezpieczenie magazynu będzie idealne... Żaden ze szwendaczy nie dostanie się do środka. -Will rozmarzył się na samą myśl o przerobieniu magazynu w ekskluzywny fotel. -A tobie moglibyśmy urządzić jakiś fajny pokój w biurze u kierownika.

    OdpowiedzUsuń
  35. -Ale dla Ricka nie chce mi się urządzać pokoju, a dla ciebie tak. -Puścił jej oczko. Wrzucił piąty bieg i jechali już osiemdziesiąt na godzinę. -Masz jakiegoś kandydata na współlokatora? -Spojrzał na nią uśmiechając się.
    Oczywiście miał w głębi serca nadzieję, że chodzi mu właśnie o niego bo o kogo innego?
    -Gdybyś przygarnęła mnie to musiałbym nam sprowadzić jakiegoś szczeniaka do pokoju... -Rozpędził się i rozmarzył. -Wyszkoliłbym go na psa obronnego. Tak musiałby być ogromny, żeby nawet Rick się go bał.

    OdpowiedzUsuń
  36. To prawda odkąd świat opanowali umarli zawsze był nieco gburowaty, niezadowolony i ciągle miał oczy szeroko otwarte. Planował jak przeżyć kolejny dzień i bał się jakiegokolwiek zbliżenia z kimkolwiek, żeby nie musiał przeżywać rozłąki z tym kimś bo dobrze wiedział, że w dzisiejszych czasach umierają wszyscy i to bardzo szybko. Ale taki właśnie był kiedy był zakochany... Rozmarzony, uśmiechnięty i zadowolony z życia. Tylko, że już zupełnie zapomniał o tym, że potrafi taki być.
    -No co? Zawsze masz tylko oglądać mnie z tej złej strony?

    OdpowiedzUsuń
  37. -Och przestań już. -Spojrzał na nią błagalnie i zaśmiał się. -Wiem przecież, że byłem strasznym dupkiem. Ty nie musisz nic robić, ja będę się starał.
    Sam trochę zdziwił się przez to co powiedział, ale na prawdę był szczęśliwy, że Quenby tak się zachowała. W sumie chciał żeby zrobiła to jeszcze raz, a na pewno i on w jakiś sposób by ją zaskoczył.
    -Ale wiem mam zwolnić... -Włączył radio w którym leciała jakaś rockowa muzyka. -Chcesz sobie coś wyjaśnić? O coś dopytać, żeby potem nie było jakiś niedomówień? Bo właściwie to ja bym chciał cię spytać o coś.

    OdpowiedzUsuń
  38. William właśnie dojechał na skrzyżowanie. Skręcił w lewo i zgodnie z mapą na następnym zakręcie w prawo powinien znajdować się wjazd do magazynu, który sobie upatrzyli.
    -Pewnie znowu wyjdę na idiotę, ale wiesz... -Sam nie wiedział jak zacząć nie chciał zniszczyć tego co chcieli odbudować w ciągu jednej chwili. -Jestem strasznie zazdrosny... No i ... Chciałem... Spałaś z kimś innym od tego czasu? -Wypalił bez namysłu.
    Tak spodziewał się, że dostanie w twarz, że Quenby każe mu się zatrzymać albo wracać do obozu.

    OdpowiedzUsuń
  39. -Ci bracia z którymi zostawiłem cię w Willi wydawali się bardzo cię lubić... -Zauważył właśnie magazyn. Skręcił w prawo i zaczął powoli zwalniać. Byli już na miejscu. Teraz byle tylko magazyn okazał się pusty od szwendaczy i pełny zapasów. -Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy bo sam wiem co wyprawiałem z Zoe... Ale wiedz, ze nie kochałem jej. Właściwie to raz chciała ze mną uprawiać seks, ale... powiedziałem, że nie mogę. Chyba wiedziała, że dalej cię kocham. I to też nie wiem po co ci mówie...

    OdpowiedzUsuń
  40. -Jeśli ten magazyn okaże się bezpieczny to... Chcesz mieć wspólny pokój? -Spytał nieśmiało. O ile wogóle można by nazwać takie coś pokojem, ale na pewno można by urządzić się tam całkiem nieźle jako grupa. Magazyn wyglądał na nietknięty. Ogrodzenie było trwałe i niezniszczone. Sam budynek mocno postawiony i dobrze zabezpieczony. Tu mógł być ich nowy dom.
    -Nie widzę nawet szwendaczy... -Zamyślił się. -Jest zupełnie pusto.
    Wydawałoby się, że to dobra wiadomość, ale nie w takich czasach. Will miał już w głowie kilka opcji. Albo magazyn w środku jest pełen szwendaczy, albo już ktoś w nim mieszka. Była jeszcze opcja związana z pułapką, a wtedy będą mieli niezłe kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  41. -Jak zakochany nastolatek? -Zdziwił się nieco, ale może faktycznie przesadzał. Co miał zrobić w końcu cieszył się, że dostał szansę na to by znów zacząć od nowa. -Wiem przesadzam... -Przewrócił oczami.
    Wysiadł z auta i podał jej broń.
    -Trzymaj może ci się przydać. Wejdziemy frontowymi drzwiami. Jesli coś ci się nie spodoba mów od razu. -Przeładował swoje pistolety i podszedł do niej. -Będę już sobą... Ale ty też bądź ok? -Spytał spoglądając na nią z wyrazem twarzy niczym mały szczeniak... -Lepiej żebyśmy nie mieli kłopotów przez ten magazyn.

    OdpowiedzUsuń
  42. -Bo teraz muszę nauczyć cię dbać o samą siebie, żeby już nie martwić się na wypadach co będzie kiedy nie wrócę. -Puścił do niej oczko.
    Kiedy go przytuliła mocno się zdziwił. Nie spodziewał się tego po niej. Oczywiście pierwsze co pomyślał to to, że to nie jest odpowiedni moment. Zwłaszcza, że ktoś mógł ich obserwować, zaraz zza rogu mogła wyskoczyć chorda sztywnych, albo...
    A z resztą, pomyślał.... Po co martwić się ciągle na zapas. Kobieta, którą kochał dała mu szansę, pozwoliła znów się do siebie zbliżyć po tym wszystkim co jej zrobił. Może i stracił dla niej głowę i to co zrobił było zupełnie nie w stylu dawnego zimnego Willa, ale wciąż miał oczy i uszy szeroko otwarte.
    Złapał ją w pasie, a potem odchylił głowę by przyjrzeć się jej pięknym oczom. Zaryzykował stawiając wszystko na jedną kartę i pocałował ją namiętnie w usta. W końcu tego pragnął już od bardzo dawna. A to dlaczego nigdy nie odważył się pierwszy tego zrobić było już wiadome i stawało się powoli przeszłością.

    OdpowiedzUsuń
  43. Oczywiście Will w głębi duszy ucieszył się kiedy oddała mu pocałunek. Przycisnął ją mocniej do samochodu i objął w biodrach nie przestając całować. Owszem nie była to odpowiednia pora, ale jakoś przestał się tym przejmować. Odłożył pistolet na dach samochodu. Czuł, że traci nad tym wszystkim kontrolę. Jego pocałunki były coraz bardziej namiętne.

    OdpowiedzUsuń
  44. Will cały czas wpatrywał się w jej oczy. Wtedy kiedy nasłuchiwała ostrożnie to co działo się w koło.
    -Na pewno ci się zdawało. -Zbliżył się do niej podwijając jej bluzkę. -Nikogo ani niczego tutaj nie ma. -Wrócił do pocałunków. Tym razem zaczął od jej szyi powoli schodząc w dół w stronę piersi, aż w końcu ponownie pocałował ją w usta. Jego dłonie zaczęły wędrować w stronę jej rozporka. Chciał się z nią kochać tu i teraz. o niczym innym nie marzył.
    -Proszę... proszę jakie gołąbeczki. -Usłyszał głos za sobą oraz dźwięk odbezpieczonej broni. -Ręce do góry.
    Will zrobił to o co poprosił mężczyzna i obrócił się w jego stronę. Był to Mark... Przywódca jego dawnej grupy, która gwałciła kobiety i z której William uratował Quenby zabijając przy tym kilki swoich towarzyszy.
    Spojrzał na dach samochodu na którym zostawił pistolet. Serce waliło mu jak szalone.
    -To dlatego nie chciałeś się ją podzielić. -Zaśmiał się obleśnie. Dołaczył do niego jeszcze jeden mężczyzna. Rudowłosy, dobrze zbudowany trzydziestolatek.
    -Will poznaj Grega. Greg poznaj tego dupka, który wymordował mi grupę dla tej suki.

    OdpowiedzUsuń
  45. William powoli analizował w głowie wszystkie wyjścia jakie mieli. Po pierwsze jak mógł tak łatwo stracić rozsądek i nie uważać na otoczenie. Odpowiedź była prosta. Kochał Quenby i teraz najważniejsze było to, żeby to ona wyszła z tego cało. Nawet za cenę jego życia. Jeden pistolet oddał jej by w razie czego mogła się bronić. Od razu przypomniał sobie, że nie zdążył nauczyć jej strzelać. Druga broń leżała na dachu. Odwrócenie się, pochwycenie broni, odbezpieczenie jej i wystrzelenie zajmowało jakieś dziesięć sekund. Niestety Markowi nawet jednej sekundy by odebrać im życie. Więc zostało mu grać na zwłokę.
    -Dalej rozpamiętujesz tamten dzień? -Rzucił obojętnie w jego stronę. -Chciałem mieć ta panienkę dla siebie tylko, żeby zabawiać się nią kiedy tylko zechce, a wy każdą dupę jakaś sprowadziliście do obozu musieliście zabijać. -Oczywiście wszystkie te słowa były kłamstwem. Musiał być wiarygodny, musiał pokazać, że nie zależy mu na Quenby inaczej Mark zgotowałby jej piekło.
    -Chyba nie chcesz powiedzieć, że to twoja dziwka?
    -A nie wygląda? A wy właśnie mi przerwaliście. -Zaczął powoli opuszczać ręce.
    -Nie za bardzo wygadana ta twoja suka?
    -Właśnie dlatego jest moja. -Spojrzał Quenby w oczy mając nadzieję, że nie bierze sobie tych wszystkich słów do siebie.
    -I tak ci nie wierzę. Ręce przy sobie Will. -Wymierzył w niego pistoletem.
    Ale Will zawsze miał coś w zanadrzu. Bowiem zza pasem nosił nóż myśliwski z którym nigdy się nie rozstawał. Wyjęcie go i podcięcie mu gardła to były dwie sekundy. W tym czasie Mark mógł go postrzelić albo zabić. Ale Quenby dała by rade schować się za samochód.
    Zaczął pochodzić w jego stronę.
    -Gniewasz się za tych dupków? Nie rozśmieszaj mnie. Tylko nasza dwójka dogadywała się najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  46. -Zamknij się dziwko! -Teraz i Will opuścił ręce. Spojrzał na Marka, który obserwował wszystko z zainteresowaniem. Miał tylko nadzieję, że kupił to. -Kurwa Mark celuj w nią, żeby nam nie uciekła. Skoro masz mi za złe tą całą akcję to weź ją sobie. Ty rudy też. -Kiwnął na mężczyznę. -Pieprzyć ją... Znajdę sobie lepszą.
    Mark skierował broń w jej stronę, ale nadal go bacznie obserwował. Mierzył wzorkiem dziewczynę i coraz bardziej pochłaniało go pożądanie. Mark zawsze miał słabość do gwałtów i przemocy i Will doskonale o tym wiedział. Wykorzystał to by uratować Quenby.
    -Na chuj ci byli tamci? -Zrobił kilka kroków w jego stronę. -Bliźniaki wyjadały nam żarcie, a ten grubas ciągle nas spowalniał. Teraz w trójkę lepiej sobie poradzimy. Mam na oku grupę takiego ważniaka, którą możemy okroić z zapasów i samochodów. Ta suka też ich zna. -Kiwnął na Quenby.
    -Dobra... W takim razie wezmę ją pierwszy. -Mark podał broń rudowłosemu. -A ty go pilnuj. Zobaczymy jaki nam jest wierny.

    OdpowiedzUsuń
  47. Plan Willa jednak wyglądał zupełnie inaczej niż mogła sobie wyobrazić. Pozwolił Markowi zbliżyć się wyjątkowo blisko Quenby i nie zwracał uwagi na jej przerażenie. Właściwie w ogóle nie patrzył w jej stronę. Skupił się na rudowłosym facecie, który mierzył od niego z broni. Zauważył, że trzęsie mu się ręka. Tak więc nie miał wprawy w strzelaniu.
    Potem sięgnął powoli zza pasem by upewnić się, że nóż wciąż tam jest i miał rację. Chwycił za jego rękojeść. Mark już prawie dotknął Quenby.
    -No no młodziutka, ty zboczeńcu. Nie mówiłeś, ze takie lubisz. Ależ cię przelecę.
    -Pierdol się! -Will wyjął nóż i jednym ruchem skoczył do Marka podcinając mu gardło.
    Rudowłosy mężczyzna wystrzelił z pistoletu. Strzał rozniósł się hukiem po okolicy. To na pewno sprowadzi tutaj mnóstwo sztywnych. Strzał było słychać nawet tak daleko, że rozniósł się echem docierając do obozu Ricka.
    Na ziemię upadły już pierwsze krople krwi... Mężczyzna ściskał broń mocno. Chciał wystrzelić drugi raz, ale upuścił broń i rzucił się w stronę swojego kolegi by zatamować jego krwotok. Było już za późno. Krtań była przecięta, a mężczyzna dusił się od własnej krwi.

    OdpowiedzUsuń
  48. William upadł na ziemię chwytając się za bok. Od razu poczuł ciepłą, czarną maź wyciekającą z jego boku. Nie miał pojęcia co stało się z rudym. Słyszał jego krzyk i kilka wystrzałów. Ale sam czuł się coraz słabszy. Zerknął na dłonie, którymi uciskał do tej pory bolące miejsce. Jego ręce były brudne od własnej krwi.
    -O boże... -Wyszeptał zdając sobie sprawę, że został postrzelony.
    Sam nie wiedział jakim cudem zebrał w sobie resztki sił by pochwycić nóż, by podnieść się i wbić rudemu prosto w skroń.
    Potem opadł na zmienię. Czuł paraliżujący ból pomieszany z ciepłem. Spojrzał w dół. Krwi było coraz więcej. Był już cały blady na twarzy.
    Ale nie o tym o dziwo myślał, nie o śmierci, która mogła być tak blisko. Lecz o tym, że Quenby była cała, a przecież taki właśnie był plan od początku. Przecież wiedział, że zostanie postrzelony, że jeśli nie poświeci się to zginą oboje....
    Na chwilę zamknął oczy. Oddychał coraz szybciej. Przed oczami miał różne chwile ze swojego życia. Ściskał krwawiącą ranę tak mocno jak tylko się dało. Znów analizował jakie ma szanse. Rick i grupa byli za daleko, a Quenby nie znała się na medycynie.
    -Już po mnie... -Pomyślał...

    OdpowiedzUsuń
  49. William leżał na ziemi ściskając się za ranę. Kiedy wydała mu polecenie by zdjął koszulkę nie wahał się nawet chwili. Kiedy zdjął ją mocno krzyknął z bólu, który przeszywał jego cały ból. Próbował cokolwiek dojrzeć, lecz na próżno. Krwi było za dużo.
    -Jak bardzo źle jest?! -Spytał spanikowany. -Quenby! -Zawołał ją resztkami sił. Bał się, że jego koniec może nastąpić w każdej chwili, a jej przy nim nie będzie. -Czy ta krew tryska? Jest ciemna?! Bo jak tak to kurwa już po mnie! -Wpadł w panikę. Nie raz widział postrzelonych ludzi. Z reguły czarna krew tryskająca co jakiś czas oznaczała przebicie narządów wewnętrznych co w takich, a nie innych warunkach mogło oznaczać tylko śmierć.
    -Ale tobie nic nie jest? -Spytał wijąc się z bólu z brudnej ziemi. Nie mógł już tego znieść. Kula, która utkwiła w jego boku rozrywała mu ciało od wewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  50. -Nawet w takiej chwili musisz czepiać się mojej wódki? -Opadł bezsilnie na ziemię oddając swoją ranę w jej ręce. Nie wiedział czy wie co robi, czy nie najważniejsze, że cokolwiek próbowała robić. -Jesteś pewna, że to nie czarna krew? -Spytał chcąc się upewnić. Nie chciał umierać. Nie teraz kiedy wszystko zaczynało się układać.
    -Co ty robisz? -Zerknął kątem oka na nóż który dezynfekowała wódką. - No chyba nie wpakujesz mi go do rany?!
    Po chwili jednak zrozumiał, że Quenby nie ma wyjścia.
    -Wpakujesz... Daj mi łyka... No daj i nie patrz tak na mnie! Boli jak diabli! -Wyciągnął w jej stronę rękę. -A ty? Nic ci się nie stało? Nie zrobił ci nic? -Mimo wszystko wciąż myślał o niej.

    OdpowiedzUsuń
  51. -Kurwa jego mać! -Wrzasnął kiedy nóż wydrapał z jego ciała kulę. Po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku upadającego metalu poczuł znaczną ulgę. Nie czuł już wypalającego go bólu od środka, który wręcz rozrywał wnętrzności tylko dziwne pulsujące kłucie i spływającą po boku krew. -Jeśli masz zamiar właśnie to przypalić to błagam cię pospiesz się bo zaraz stracę przytomność!
    Oczywiście wcale tak miało nie być. Nie stracił aż tyle krwi, rana wcale nie była głęboka. Nie było się czym martwić... Z wyjątkiem jednego. Nóż wcale nie został dokładnie oczyszczony i kiedy został wprowadzony w ranę by przysłużyć się do pozbycia kuli zostawił w środku bakterie, które miały ogromne znaczenie w ciągu najbliższych kilku dni...
    -Daj mi jeszcze łyka... -Czuł jak alkohol uderza mu do głowy. Ból powoli ustępował chociaż dobrze wiedział, że najgorsze miało dopiero przyjść...

    OdpowiedzUsuń
  52. Ból był nie do opisania. Wiele razy wdawał się w bójki, wiele razy leżał w domu cały posiniaczony, nie raz miał złamaną rękę czy nogę, ale ból a do tego zapach jego własnego palącego się ciała był nie do zniesienia. Zastanawiał się jakim cudem ta drobna dziewczyna przeżyła to skoro on prawie stracił przytomność.
    Mógł przysiądź, że omdlał. Jednak chwilę później ocknął się zerkając na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leciała krew. Teraz miał tam tylko przypaloną plamę.
    -Ja pierdole... -Wydyszał. -Chrzanić ten magazyn... Wrócimy tu z Rickiem. Pomóż mi wejść do auta... -Chciał się podnieść, ale był za słaby do tego dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest już dość późno, a strzały mogły zwabić tutaj nie jednego sztywnego.
    -Dobra jest niebezpiecznie... Wsiądziemy do auta i zaparkujemy w tamtych krzakach koło zakrętu... -Dyszał ciężko przy każdym wypowiedzianym słowie. -Przenocujemy tutaj, a rano wrócimy po Ricka, ok?

    OdpowiedzUsuń
  53. Kiedyś nie pozwoliłby nawet rozedrzeć jej swojej koszulki, a co dopiero prowadzić się do samochodu, ale teraz był już kimś zupełnie innym. Kimś kto nie wstydził się pomocy ze strony osoby, którą kochał i nie bał się pokazywać swoich słabości.
    -Musimy... -Wsiadł na tylne siedzenie w samochodzie. -Musimy... przeczekać... Tylko do rana... Odjedź samochodem trochę dalej... Bo zlecą się te gnojki... Może Rick sam nas znajdzie... Chyba... chyba nie starczy paliwa na powrót... -Przypomniał sobie, że po obejrzeniu magazynu mieli wrócić na nogach na stację i uzupełnić bak... taki przynajmniej był plan gdyby nie jego rana i to, że czuł się coraz słabszy z powodu utraty krwi. W pewnym momencie znów przymknęły mu się oczy.
    -Ja chyba... muszę iść spać... -Próbował jakoś nie zasnąć. Walczył sam ze sobą nie wiedząc jeszcze, że to dopiero początek jego koszmaru, a świt przyniesie coś znacznie gorszego... Bowiem w jego ciele zaczęła rozwijać się infekcja...

    OdpowiedzUsuń
  54. William spróbował wstać. Musiał do tego użyć całej swojej siły. Więc jakimś cudem udało mu się położyć na kanapie z tyłu z grymasem na twarzy. Wciąż kręciło mu się w głowie zapewne od utraty krwi, ale próbował pozostać przytomnym. Oparł głowę o szybę i wpatrywał się w Quenby, która wszystkiemu zaradzała sama.
    -Zmieniłaś się wiesz... -Odparł cichym i spokojnym głosem. -Wydoroślałaś bardzo... No i sama potrafisz o siebie zadbać. -Uśmiechnął się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  55. -W takim razie to musiał być skończony dupek. -Wziął od niej sweter i ledwie udało mu się założyć go na siebie. Jęknął przy tym z bólu kiedy uraził się w ranę. Oczy same mu się zamykały... Nie chciał jeszcze usnąć. Chciał być świadomy tego co się działo... -Quenby... -Wyszeptał. -Boję się... co jeśli przemienie się w ... -Nawet nie chciał dokończyć.

    OdpowiedzUsuń
  56. -Coś jest nie tak... Nie powinno tak boleć... -Głowa poleciała mu mimowolnie i w końcu zasnął. Spał jak zabity chociaż męczyły go okropne koszmary.
    Uciekał przed szwendaczami długą i wąską uliczką, kiedy dotarł do jej końca okazała się ślepym zaułkiem. Obrócił się by wbić nóż w głowę pierwszego umarlaka, ale zatrzymał ostrze tuż przed jego twarzą zdając sobie sprawę, że to on jest tym sztywnym.
    Obudził się nagle, kiedy słońce już świtało. Cały był mokry, ale było mu cholernie zimno. Nie miał nawet siły by się podnieść. Do tego ta rana tak okropnie bolała...

    OdpowiedzUsuń
  57. Okropny ból głowy był nie do zniesienia. Do tego dreszcze. Trząsł się jakby był środek zimy chociaż poranek był dość przyjemny. Otworzył oczy spoglądając na Quenby. Pierwsze promienie słońca tak bardzo go raziły, że zamknął je ponownie.
    -Nic... nic mi nie jest... -Chciał się poprawić, ale przeszył go ból po wczorajszej kuli. -Ała! -Wrzasnął i momentalnie się obudził. Rana piekła i bolała coraz bardziej. -Wracaj... Wracajmy do obozu... -Wyszeptał lewie słyszalnie.

    OdpowiedzUsuń
  58. Próbował... naprawdę chciał ściągnąć go, ale ból był tak okropny, że nie był w stanie się w ogóle poruszyć. Spróbował podciągnąć go na wysokość rany. Ich oczom ukazała się rozgrzana do czerwoności , napuchnięta rana. Wokół niej zaczynała zbierać się ropa.
    -Ja pierdole... -Will zbladł widząc swoje ciało. -Już po mnie...
    Czuł się coraz słabiej. Zrobiło mu się niedobrze. Próbował się powstrzymać, ale zdołał tylko odwrócić głowę by nie zwrócić wszystkiego na Quenby i zwymiotował na przednie siedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  59. Will nawet nie miał siły jej słuchać, ale starał się jak mógł. Co chwilę zamykały mu się oczy. Walczył ze snem by zostać przy Quenby. Jakoś tak wewnętrznie czuł, że panikowała, że nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Gorączka wzrastała i robił się coraz bardziej rozpalony.
    -Musisz... -Otworzył na chwilę oczy. -Musisz dostać się do obozu skarbie... -Cały trząsł się z zimna jednocześnie strasznie pocąc. -Ja nie dam rady iść... Musisz się pospieszyć...

    OdpowiedzUsuń

  60. Nawet nie poczuł, że odpaliła samochód i zaczęła jechać. Był już na wpół przytomny. Przysłowie ' kto mieczem wojuje ten od miecza ginie' było teraz wyjątkowo na miejscu. Otóż zawsze Will groził wszystkim bronią i to jego wrogowie padali jak muchy za sprawą postrzałów....
    Teraz to on leżał bezwładnie raniony pociskiem...
    -Quenby... Jesteś tu? -Przebudził się na chwilę. -Posłuchaj musisz uciekać stąd... Ja... ja umrę wkrótce... I wtedy... Nie chcę cię skrzywdzić. Proszę uciekaj...

    OdpowiedzUsuń
  61. William tracił co chwilę przytomność. Sniło mu się jak zostaje zamordowany, jak jedzą go sztywni, a potem sam chodzi pustymi drogami byle tylko znaleźć kolejną ofiarę. Był bez lewej ręki, bez prawego oka, z gnijącym ciałem oraz żebrami wystającymi poza jego skórę.
    Przebudził się gwałtownie. Za szybą samochodową nie poznawał już niczego. Musieli znacznie się oddalić. Nie miał pojęcia co robi Quenby, ale też nie miał głowy do tego by ją o to spytać.
    -Broń.. Pamiętaj by zawsze mieć broń... -Chciał jeszcze udzielić jej rady by była bezpieczna. Bo nawet teraz myślał tylko o niej. O tym jaka jest dobra, o tym w jaki sposób mówi, jak się porusza, jak wygląda nago i jak się kochali tamtej nocy... Był pewien, że ją kocha ponad wszystko i jeśli ktoś z nich ma wyjść z tego żywy to musi to być tylko ona.

    OdpowiedzUsuń
  62. William przeczuwał jednak, że Quenby ucieknie i już nie wróci. Nie robił tego specjalnie, może wpłynęła na to gorączka albo jego pesymistyczne myślenie. Will jednak był pewny, że dziś powróci do życia jako sztywny, a Quenby będzie sama,będzie gdzies uciekać mając nadzieję, że znajdzie pomoc. W głębi duszy wierzył, że sobie poradzi, że na pewno ma jakiś inny plan.
    Sprzeczać się nawet nie miał siły. Bo w normalnych okolicznościach załatwiłby wszystko za nią by nie musiała się narażać.
    -Dobrze... -Wyszeptał... -Tylko Quenby... Prosze nie ryzykuj dla mnie swoim życiem... -Otworzył oczy i spojrzał na nią zupełnie świadomy. Dla niego najważniesze było by przeżyła.

    OdpowiedzUsuń
  63. Kiedy odeszła nawet nie zauważył. Po prostu zasnął. Śnił o normalnym życiu, o tym jak wraca z pracy samochodem. Dom, w którym mieszkał znajdował się na spokojnej dzielnicy, gdzie mieszkały porządne rodziny. Spieszył się jak tylko mógł bo musiał zdążyć przed powrotem Quenby. Wpadł do domu jak szalony rozkładając na stolę zastawę. Nie ugotował żadnej kolacji bo i tak by nie zdążył więc zamówił wszystko w restauracji. Miał nadzieję, że mu to wybaczy.
    Cholernie się stresował dzisiejszym wieczorem. Wszystko było zapięte na ostatni guzik a jednak bał się, że da plamę. Wyjął jeszcze z kieszeni maleńkie pudełeczko i otworzył je. Pierścionek błyszczał w świetle. Oby się jej spodobał, pomyślał. Wtedy usłyszał dzwonek do drzwi. Był pewny, że to Quenby. Zamknął pudełko i schował je z powrotem do kieszeni. Podbiegł do drzwi otwierając je.
    -Jak w pracy kochan... -Zamarł z przerażenia.
    Quenby stała przed nim z wnętrznościami na wierzchu. Jej oczy były puste, bez życia. Rzuciła się w jego stronę.
    Otworzył oczy i ujrzał ją obok siebie.
    -Gdzie byłaś?

    OdpowiedzUsuń
  64. Kiedy robiła to wszystko on wgryzał się z bólu w sweter błagając by to się już skończyło. Za pewne było to jednak z najgorszych i najbardziej bolesnych chwil jego życia. Rana po prostu piekła jakby ktoś go przypalał. Do tego ten okropny ból głowy i gorączka. Gorzej jeszcze nigdy się nie czuł. Gdy Quenby skończyła odetchnął z ulgą. Leżał dalej na boku. Wolał się nie obracać by uniknąć niepotrzebnych bóli.
    -Marsjanki? -Spytał ciężko dysząc. -Wolałbym inwazję marsjanków niż trupów... Skąd to wszystko masz? -Zerknął w jej stronę. -Gdzie my w ogóle jesteśmy? Chyba odjechałaś od magazynu? Jak ty się czujesz? -Nawet teraz się o nią martwił. Zwłaszcza kiedy przypomniał sobie swój sen. Miał nadzieję, że to nie był jeden z tych, które się spełniają. -Sztywni ci nic nie zrobili?

    OdpowiedzUsuń
  65. Kiedy robiła to wszystko on wgryzał się z bólu w sweter błagając by to się już skończyło. Za pewne było to jednak z najgorszych i najbardziej bolesnych chwil jego życia. Rana po prostu piekła jakby ktoś go przypalał. Do tego ten okropny ból głowy i gorączka. Gorzej jeszcze nigdy się nie czuł. Gdy Quenby skończyła odetchnął z ulgą. Leżał dalej na boku. Wolał się nie obracać by uniknąć niepotrzebnych bóli.
    -Marsjanki? -Spytał ciężko dysząc. -Wolałbym inwazję marsjanków niż trupów... Skąd to wszystko masz? -Zerknął w jej stronę. -Gdzie my w ogóle jesteśmy? Chyba odjechałaś od magazynu? Jak ty się czujesz? -Nawet teraz się o nią martwił. Zwłaszcza kiedy przypomniał sobie swój sen. Miał nadzieję, że to nie był jeden z tych, które się spełniają. -Sztywni ci nic nie zrobili?

    OdpowiedzUsuń
  66. Spróbował się podnieść. Oparł plecami o drzwi samochodu. Wziął od niej tabletki, popił wodą z butelki i sięgnął po jedno ciastko. Było dobre bo z kawałkami czekolady i orzechami, a takie lubił najbardziej.
    -Dziękuję... Przydałaby się teraz jakaś koszulka. -Spojrzał na rozdarte ciuchy. -Powinnaś zostać lekarzem albo jakaś pielęgniarką. Spisałaś się świetnie. Uratowałaś dupka. -Wziął następne ciasteczko. -Musimy tu zostać póki nie przestanę gorączkować. Tylko nie waż się wychodzić nigdzie z tą nogą. -Oparł głowę o szybę. -Zjadłbym hamburgra, albo napił się coli... Loda też bym zjadł... Takiego zimnego... najlepiej rożka. -Rozmarzył się czując okropny głód.

    OdpowiedzUsuń
  67. William wcale nie czuł się lepiej ale pobudzil go wzrost adrenaliny przy czyszczeniu rany. Wciąż jednak ból był niedozniesienia.
    -To będę paradowal z gola klata, a ty będziesz musiała mnie ogrzewać w zimne noce ... Chyba już zaczynam bredzic... Muszę przespać się jeszcze trochę.
    Z własnego doświadczenia wiedział że sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko a tym bardziej jesli rana nie chciała się goic. Miał nadzieje, że kiedy się obudzi będzie czuł się znacznie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  68. Zaraz po tym jak zamknął oczy od razu usnął. Był tak zmęczony całą tą sytuacją do tego ta okropna gorączka. W nocy budził się chyba z dziesięć razy. Za każdym razem spoglądał na Quenby, która smacznie spała potem przez szyby samochodu. Jakoś nad ranem przechodziła obok nich grupka sztywnych, ale nie zwrócili najmniejszej uwagi na ich samochód. Na całe szczęście...
    O poranku obudził się jako pierwszy. Od razu zerknął na ranę. Wyglądała znacznie lepiej jednak dalej czuł się rozpalony. Potrzebował antybiotyku. To on był kluczem od wszystkiego. Jeśli zbije gorączkę i będzie w stanie funkcjonować to wymyśli dalszy plan działania by powrócić do obozu. I wtedy dopiero zaświtało mu w głowie.
    -Quenby... -Szturchnął ją delikatnie. -Wstawaj...
    Przecież gdzieś w okolicy na pewno był jakiś inny samochód, a jeśli nie to bezpieczne schronienie bądź stacja. W końcu niedaleko była autostrada, a tam roiło się od barów, moteli i stacji.

    OdpowiedzUsuń
  69. -Quenby mam plan. -Oznajmił już nieco bardziej pobudzony. -Ledwo się podniósł by sięgnąć po mapę. Rozłożył ją i uważnie się przyglądał. -Jeśli pójdziemy tą drogą prosto dojdziemy do jakiejś dzielnicy, gdzie domki są ogrodzone więc może coś tam jeszcze przetrwało. Znajdziemy antybiotyki i paliwo. Wrócimy do obozu i z wszystkimi wyruszymy do magazynu. -Uśmiechnął się lekko. -Będzie ciężko... ty kulejesz a ja mam gorączkę, ale damy radę.

    OdpowiedzUsuń
  70. Stwierdził, że pozwoli się jej wyspać. Osiedle domków im nie ucieknie, a i on jeszcze potrzebuje trochę czasu by dojść do siebie. Wysiadł więc powoli z samochodu i wypił jakieś witaminy. Wiedział, że to nie wystarczy by zwalczyć infekcję. Musiał mieć antybiotyki, a tego nie mieli. Ale przynajmniej czuł się już nieco lepiej i rana tak nie bolała. Przeglądał po cichu wszystkie rzeczy które zabrali. Amunicji im nie braknie. A to dobry znak. Musiał czekać aż wstanie Quenby. Musiał wiedzieć jak bardzo oddalili się od magazynu. Może mógłby wrócić tam na nogach i poszukać czegoś przydatnego. Chociaż sam nie widział czy byłoby to bezpieczne skoro gdzieś mogła kręcić się grupa Marka...
    Usiadł więc na przedniej masce samochodu by wygrzać się na słońcu i rozprostować kości. Mimo wszystko był spokojny. Po raz pierwszy wierzył, że wszystko jakoś się ułoży, a kto wie może Rick już ich szukał?

    OdpowiedzUsuń
  71. -Ale wyglądasz seksownie i podniecająco... -Zdziwił się na swoje słowa. Cholera nie powinien był tego mówić pewnie źle to odbierze. -jakieś witaminy, ale nic więcej... nie mamy antybiotyków...Dlatego chciałem ruszyć dalej co ty na to? Poradzimy sobie we dwójkę, a amunicji nam nie braknie. Jeśli tu zostaniemy nie wiadomo jak skończymy, nie ma paliwa, ani jedzenia. Nie mamy zbytnio wyjścia. No i muszę znaleźć jakaś koszulkę...

    OdpowiedzUsuń
  72. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Amunicje, wodę, witaminy i wodę utlenioną. Zamknął samochód na klucz, chociaż nie wiele miało to pomóc gdyby ktoś chciał go ukraść, ale przynajmniej mógł być pewny, ze jak wrócą nie zastaną w srodku jakiegoś nieproszonego gościa.
    -Dasz rade iść sama czy zrobić ci jakieś kule, żebyś mogła się podpierać? Ja niestety nie dam rady cię nieść... -Zaczynał czuć się coraz gorzej, ale wolał jej o tym nie mówić. Więc zignorował to. -Za trzy godziny powinniśmy być na miejscu. Może po drodze uda nam się coś znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  73. -Czyżby pani narzekała? -Spojrzał na nią uśmiechając się. Głowa mu pękała, ale nie dał tego po sobie poznać. -Lepiej w tę stronę niż w drugą... Wolę jak gruchamy sobie. -Sięgnął do plecaka i wyciągnął jej ciasteczka jakie jeszcze zostały. -Ja będe niósł jestem facetem w końcu. -Puścił jej oczko. -Dobra... tam chyba stoi jakaś ciężarówka. Widzisz? Przewrócona więc daleko nie pojedziemy, ale może coś znajdziemy w środku. -Wskazał palcem na drogę przed nimi. Faktycznie w oddali było widać wywróconego tira.

    OdpowiedzUsuń
  74. -Nie... -Spojrzał na nią z otwartymi oczami. -Kiedy masz urodziny? I skąd ja ci teraz prezent sprawię? Wszystko rozkradzione. -Zaczął się zastanawiać. Przecież nie zrobi jej laurki...Nawet jakby chciał nie ma papieru i kredek...
    Zbliżali się coraz bardziej do ciężarówki. Już stąd można było dostrzec, że wylewa się z niej benzyna. William wyjął swoje dwa pistolety i przeładował je.
    -Nie dobrze... Ten wypadek musiał mieć miejsce niedawno. Nie możemy podjeść za blisko... Wycieka benzyna... Może dojść do wybuchu.
    Tymczasem czterdziestoletni mężczyzna w ciężarówce próbował wydostać się na zewnątrz. Drzwi zablokowały się, a najwyraźniej jego żona nie żyła. Leżała bezwładnie z tyłu i nie poruszała się.
    -Myślisz, że ktoś przeżył? -Spytał Will.

    OdpowiedzUsuń