25 lipca 2016

[KP] “Love, only love can bring back your love someday…


…I will be there, I will be there.”


Ian Morgan
Sei

Czarodziej | nieśmiertelny | żyje na świecie już ładnych parę wieków | w XXI w. posługuje się fałszywym imieniem i nazwiskiem | to pewnie błąd | niezmiennie zakochany tylko w jednej osobie | wciąż na nią czeka | cieszy się chwilami, które może spędzać z ukochanym | ile jeszcze?

5 komentarzy:

  1. Dla Evana był to kolejny intensywny dzień w pracy. Jeśli ktoś za dużo grał w Simsy i mu się przez to wydaje, że zaprojektowanie budynku jest banalne, to się bardzo grubo myli. Jakby samo wykonanie dobrego pomysłu i sprawienie, żeby wszystko dobrze działało to było mało, zazwyczaj trzeba było się jeszcze użerać z klientem, który nie do końca wiedział, czego chciał. Tym razem Evan dostał zlecenie na dom mieszkalny, który miał być "nowoczesny, ale z klasycznymi odwołaniami, utrzymany w ciemnych barwach, ale nie zbyt depresyjnych, z zastosowaniem najnowocześniejszych technologii, ale raczej tani". Mężczyzna miał ochotę zapytać, po co klientowi sześć różnych projektów, ale ugryzł się w język w ostatniej chwili. W końcu nie po to studiował tyle czasu i zaliczał ciężkie egzaminy, żeby nie poradzić sobie z jednym projektem.
    Evan spędził dzień na przygotowywaniu pierwszych szkiców i przesłaniu ich do klienta. Odpowiedź dostał dość szybko i tak jak się spodziewał - nie zawierała niczego konkretnego prócz tego, że klientowi się generalnie nie podoba i sam zrobiłby to lepiej. Na szczęście Evan nie należał do nerwusów, więc tylko zrobił sobie mocniejszą kawę, zjadł kanapkę i zabrał się do poprawiania projektu.
    Tuż przed szesnastą puścił renderowanie w wyższej rozdzielczości i zostawił komputer na noc. Następnego dnia rano pewnie już będzie gotowy, wyrenderowany projekt, który będzie mógł wysłać klientowi do kolejnych poprawek. Evan zauważył, że jak się projekt lepiej wyrenderuje, to klienci jakoś go lepiej oceniają. Nie miało to najmniejszego sensu, ale taka właśnie była prawidłowość. Szkoda tylko, że nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, jak dużo czasu potrzeba na wyrenderowanie wszystkiego w wysokiej rozdzielczości...
    Evan wyszedł z pracy chwilę po szesnastej. Nic go na szczęście tym razem nie zatrzymało i mógł spokojnie wrócić do domu. Mężczyzna nawet nie spojrzał w kierunku osoby siedzącej na ławce. Dla niego był to po prostu kolejny obcy człowiek, których pełno było w Nowym Jorku. Evan po prostu skierował swoje kroki na przystanek autobusowy. Musiał dzisiaj przecież jeszcze zrobić zakupy - jego lodówka świeciła pustkami i tylko to go w tej chwili obchodziło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Evan naprawdę nie był zachwycony tym, że dostał kolejnego klienta i kolejny projekt do zrobienia. Jego grafik i tak już pękał w szwach, czego nie omieszkał powiedzieć swojemu przełożonemu. Mike na szczęście nie należał do tych "szefów z piekła rodem", którzy mentalnie żyli w starożytnym Egipcie i zapędzali swoją załogę do pracy jak poganiacze niewolników. Jednak nawet on ugiął się pod wyraźnym życzeniem klienta, by nie kto inny, a właśnie Evan zabrał się za jego zlecenie. "Klient przejrzał twoje portfolio i wydawał się zakochany w twoich pracach. Wiem, że jesteś zawalony pracą, ale nie mogłem mu odmówić. Naprawdę nalegał" to były słowa Mike'a, który bezradnie rozkładał ręce, gdy Evan próbował poprosić o przeniesienie zlecenia na kogoś innego.
    Evanowi nie pozostało nic innego, jak zaakceptować dodatkowy nawał pracy i cóż... zawinąć rękawy i wziąć się do projektów.
    Spotkanie z nowym klientem miało się odbyć za kilka dni, więc do tego czasu Evan dwoił się i troił, by podgonić inne zlecenia i nieco "odgruzować" swój grafik. To dałoby mu nieco przestrzeni i czasu, na zajęcie się nową pracą. Poza tym liczył też na to, że Mike widząc jego zaangażowanie pomyśli w końcu o podwyżce dla niego. Prowizje z projektów były rzecz jasna witalną częścią jego zarobków, ale nie dostawał ich regularnie, a od czasu do czasu trafiał się też klient, z którego nie sposób było ściągnąć należności i Evan musiał wykonywać wiele telefonów, czasem nawet z budki telefonicznej, by w końcu dostać to, co mu się należało za pracę.
    W końcu przyszedł dzień, kiedy Evan miał spotkać się z nowym klientem. Nie był zbyt pozytywnie do tego nastawiony. W końcu przez to miał aż nadto intensywny ostatni tydzień. Mimo to starał się, by jego zmęczenie nie miało wpływu na rozmowę.
    Firma dysponowała niewielkim pokojem, w którym architekt mógł porozmawiać z klientem, który oddzielony był od większego biura, w którym wszyscy pracowali. Evan już tam czekał, uzbrojony w kartki, ołówki oraz swojego laptopa, a także potężną szafę wypełnioną po brzegi przeróżnymi katalogami.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Evan Ainsworth, ale to już pewnie pan wie - przedstawił się, ściskając jego dłoń, a potem gestem wskazał krzesło naprzeciwko biurka. - Zapraszam.
    Gdy klient usiadł, Evan zajął miejsce naprzeciwko niego. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że gdzieś już tego mężczyznę widział, ale chociaż wytężał swoją pamięć, za nic nie mógł połączyć twarzy z miejscem. Może po prostu minął go kiedyś na ulicy, a może był podobny do kogoś, kogo znał z telewizji? Evan lubił oglądać seriale, szczególnie historyczne i fantasy, ale nie był nie wiadomo jakim fanem, więc często twarze aktorów były mu mgliście znajome, jednak nie potrafił podać ani nazwiska, ani innych ról. Poza tym skoro pan Morgan wybrał właśnie Evana jako autora projektu jego domu, to może Evan po prostu wpadł na niego w biurze, kiedy wcześniej tu przychodził i zupełnie tego nie zarejestrował. Zdarza się. Mężczyzna wzruszył w duchu ramionami i postanowił się tym nie przejmować.
    Życzenie pana Morgana jeśli chodzi o dom było cóż... dość typowe. Działka nie była położona na jakimś trudnym terenie, był komplet dokumentów, zaś projekt zapowiadał się dość standardowo. Evan miał jednak w pamięci słowa Mike'a, który wspominał, że klient wydawał się zakochany w jego stylu i bardzo nalegał na to, by to właśnie Evan projektował mu dom. W takim razie Evan postanowił, że budynek zaprojektuje w stu procentach w swoim stylu, choć wiedział, że ludzie często nie akceptowali wielu jego rozwiązań.
    Tym razem było jednak inaczej. Współpraca z panem Morganem przbiegała bardzo gładko, Evan aż sam się zdziwił. Takich klientów to on w sumie mógł mieć codziennie. Chociaż w sumie odniósł lekkie wrażenie, że pan Morgan jest myślami trochę gdzie indziej, nie wiedział jednak, co mogłoby to spowodować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Evan był naturalnie... mało śmigły w tych sprawach. Nie odczytywał żadnych oznak zainteresowania drugiej strony i trzeba było mu zwracać na to uwagę, inaczej przekaz nie miał szans dotrzeć. A jeśli wychodził od mężczyzny, to już w ogóle. Evan zwyczajnie nie zadawał sobie pytań, czy podoba mu się jakakolwiek inna płeć, poza żeńską, bo... po prostu nie. Był zwyczajnym facetem, zainteresowania też miał zwyczajne i nigdy coś takiego nie przyszło mu do głowy.
    Nawet, jeśli przeciętnemu człowiekowi częste zerknięcia pana Morgana mogłyby wydawać się nieco dziwne, na pewno nie były takie dla Evana, który już wciągnął się w wir pracy i nie zwracał uwagi na nic, co nie miało z nią związku. Może to dlatego tak ciężko było mu znaleźć dziewczynę?
    W każdym razie Evan w końcu również uścisnął dłoń swojego klienta i już miał się pożegnać, gdy w końcu coś go tknęło.
    - Tak się trochę zastanawiałem... Pan wybaczy, jeśli pytanie wyda się nie na miejscu, ale czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - zapytał w końcu, przełamując się wreszcie. To mu jednak nie dawało spokoju, bez względu na to, jak bardzo pochłaniała go praca nad projektem. - Bo wydaje mi się... Ale oczywiście mogę się mylić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najłatwiej i najbardziej obrazowo byłoby powiedzieć, że Evana na moment zatkało. Mężczyzna nie był mistrzem w maskowaniu swoich odczuć i nigdy nie próbował nim być, więc uniesione brwi i wyraz lekkiego niedowierzania były doskonale widoczne na jego twarzy, gdy tylko pan Morgan wspomniał o tym, że znali się w poprzednich życiach. Evan z jednej strony poczuł się trochę niezręcznie, ale z drugiej ogarnęło go jakieś trudne do wyjaśnienia uczucie, jakby właśnie to zdanie idealnie odpowiadało na jego pytanie. Nie dało się tego jeszcze nazwać ulgą, ale przynajmniej zniknęło to takie nieprzyjemne "drapanie" gdzieś z tyłu głowy, charakterystyczne dla momentów, gdy Evan za nic nie mógł sobie przypomnieć czegoś bardzo oczywistego.
    - N-no tak - mruknął w końcu, gdy pan Morgan dodał o wiele bardziej oczywiste zdanie o tym, że gdzieś się minęli. Czy mogło być inaczej? Małe szanse. Evan poczuł, że zrobił chyba z siebie durnia swoim pytaniem i mimowolnie trochę się zaczerwienił. Tak dobrze im szło z projektowaniem tego domu i na koniec taka wtopa... Ale moment, czemu on się właściwie aż tak tym przejmuje?
    W końcu mężczyźni się pożegnali i Evan obiecał, że skończy dokładniejsze plany odnośnie domu i wtedy spotkają się ponownie.
    Przez następne dwa dni praca szła mu różnie, ale za każdym razem ten jeden projekt nastawiał go pozytywnie i sprawiał, że łatwiej było mu usiąść do pracy. Jakby dom sam się projektował i każdy jego element wynikał naturalnie z poprzedniego. Evan czuł gdzieś instynktownie, że pan Morgan nie będzie miał żadnych głupich i bezsensownych uwagi i cokolwiek Evan wymyśli, zaufa mu i będzie mu to odpowiadało. Dziwne uczucie, biorąc pod uwagę to, że klienci potrafili czepiać się o kompletne głupoty i dawać uwagi totalnie wyjęte z kapelusza.

    OdpowiedzUsuń